niedziela, 31 grudnia 2017

4383- Rozdział 6

Szczęśliwego nowego roku:)
**********************************
Otaczająca mnie miękkość oraz ciepło zaniepokoiły mnie. Otworzyłem gwałtownie oczy, ale nie zastałem przed nimi obrazu jego torsu jak się tego spodziewałem tylko makietę uranu, wiszącą nad moim łóżkiem. O ile moja pamięć i ocena sytuacji jeszcze nie szwankowała powinienem być przed sklepem o… o… otulony jego ramionami, a nie leżeć w łóżku. Wypuściłem cicho, wstrzymywane długo powietrze i usiadłem na łóżku pozwalając zsunąć się cienkiej pościeli na moje biodra. Rozejrzałem się po pokoju. Taiyō spał wyciągnięty na swoim łóżku. Jego część pokoju spowita była
w ciemnościach. Podszedłem do niego na paluszkach po czym po kilku minutowym wgapianiu się
w jego śpiącą osobę zszedłem na dół do kuchni. Cicho aby nikogo nie obudzić zrobiłem sobie płatki
z mlekiem i zabrałem się za ich pałaszowanie. Dzisiaj postawiłem na płatki z cynamonem. Taki specyficzny smak.
- Nie możesz spać?- Usłyszałem za sobą zachrypnięty, noszący ślady snu głos. Podskoczyłem zaskoczony i zerknąłem przez ramię, aby zobaczyć kto to (i tak wiedziałem, ale wolałem się przekonać). Nie pomyliłem się. Taiyō przeciągnął się w przejściu po czym sięgnął z lodówki karton soku. Nalał go sobie do wysokiej, wąskiej szklanki po czym usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak trochę.
- Wiesz, że jedzenie czegoś takiego o tej porze to zły pomysł?- Zauważył zerkając na moją miseczkę. Opuściłem zrezygnowany ramiona i spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Po co ty mi to mówisz?
- A bo ja wiem? Może w jakiś cudowny sposób zmienisz swoje nawyki żywieniowe?
- Masz jakiś fetysz na punkcie jedzenia?- Zapytałem i wcisnąłem do ust pełną łyżkę płatek.
- Od czterech lat pracuje jako kucharz, więc zostało mi wpojone pewne zboczenie zawodowe.- Zauważył i oparł się na swoich ramionach kładąc się na stole. Przyglądał mi się uważnie, śledząc każdy mój ruch. Przełknąłem głośno to co miałem w ustach.
- To dlatego mój wuj poprosił cię o to całe pilnowanie z jedzeniem?
- Taaa… chociaż nawet jakby nie poprosił sam bym to robił.
- Dlaczego?
- Zboczenie zawodowe. Wiem za dobrze co złe odżywianie może zrobić z organizmem młodego człowieka.- Powiedział. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.
- Z kuchni?
- Z bidula.- Poprawił mnie uśmiechając się kpiąco. Otworzyłem szeroko oczy, opuszczając delikatnie rękę z łyżką. Zaśmiał się głośno.- Nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie.
- Czyli…
- Jeżeli ci odpowiem, ty odpowiesz na moje pytania?- Zapytał uśmiechając się przebiegle. Nie musiałem myśleć nad odpowiedzią. Pokręciłem przecząco głową. Zaśmiał się cicho.- Tak myślałem. Kiedy zmienisz zdanie, to powiedz. Wtedy pogadamy.
- Czyli nie pogadamy.- Mruknąłem cicho pod nosem. Znowu się zaśmiał.
- Skoro tak uważasz.- Powiedział wstając z krzesła. Spojrzałem na niego.- Wracam…
- Mmmmm.- Tylko na taką odpowiedź było mnie stać w tym momencie. Nie wiedziałem dlaczego, ale kiedy wyszedł coś ścisnęło mnie w dołu. W pierwszym odruchu chciałem za nim pobiec i dołączyć do niego, ale zdusiłem to uczucie w zarodku.
Nie wolno mi się do nikogo przywiązywać…
Przywiązanie oznacz ból…
A ból jest zły…


**

Spojrzałem na siebie w lusterku łazienki. Minęły już trzy miesiące od kiedy nie mieszkam sam w swoim -już nie prywatnym- pokoju. Ostatnie miesiące były dość… dziwne. Nie potrafiłem nawet tego opisać. Mimo, że tego nie chciałem i broniłem się przed tym rękoma i nogami, ale mimo wszystko działo się to czego się bałem.
Zacząłem się zmieniać.
Wystarczyło spojrzeć na obecnego mnie. Ubranego w ciemne spodnie, białą koszulę, ciemną marynarkę i krawat. Uczesany, czysty i pachnący. Przygotowany na wyjście do szkoły.
Taaa… idę do szkoły. Nie dlatego, że mama, brat albo ktoś inny tego ode mnie chciał. Sam tego chciałem. Sam o tym zadecydowałem. Tydzień przed końcem wakacji wiedziałem, że to mnie czeka. Zgadałem się z wujkiem. Powiedział, że jeżeli spełnię wszystkie postawione przez niego warunki przyjmie mnie do swojej szkoły (na moich zasadach) i nawet kupi mi wszystkie potrzebne rzeczy.
Ja dotrzymałem słowa, tak więc i on tego dokonał. I właśnie dlatego stałem teraz przed lustrem odziany w ten dziwny strój. Oczywiście poczekałem, aż Taiyō wyjdzie. Tak samo jak mój brat. Problemem była matka, ale znałem jej rozkład dnia więc wiedziałem, że przez najbliższe trzy godziny nie wyjdzie ze swojego pokoju. A bardzo zależało mi na tym aby nikt nie widział mojego upokarzającego wyjścia z domu. Oczywiście ćwiczyłem. Potrafiłem już sam wyjść do ogrodu i dojść nawet do tak nielubianego przeze mnie sklepu. Miałem tam dojść. Spod sklepu odbierze mnie wujek. Razem z nim podjadę do szkoły. Dojedziemy tam kiedy pierwsza lekcja będzie już trwała. Oprowadzi mnie po pustych korytarzach do końca pierwszej lekcji. Na drugą lekcję pójdę już z moim wychowawcą. I dotąd do kiedy wytrzymam w szkole tyle będę siedział na lekcji. Jeżeli dojdę do wniosku, że stresowo nie wyrabiam mam się do niego zgłosić i on odwiezie mnie pod sklep, spod którego będę musiał dostać się do domu o własnych siłach.
Zostawiłem karteczkę na stole.


Wychodzę. Do obiadu powinienem wrócić. Nie szukaj mnie i nie panikuj. Wiem co robię.

K


Zapakowałem do swojego -szczelnie ukrywanego przez trzy miesiące przed światem zewnętrznym –plecaka jabłko i małą kanapkę z szynką oraz buteleczkę soku po czym najciszej jak się dało udałem się w stronę sklepu wiedząc, że wujek zapewne już na mnie czekał.
Nie pomyliłem się. Już z oddali rozpoznałem jego auto Dacia Duster. Na tyle się jeszcze orientowałem aby wiedzieć czym jeździł mój wuj. Uśmiechnął się do mnie kiedy wsiadałem do samochodu.
- Gotowy?- Zapytał delikatnym głosem. Jeżeli miałem być szczery sam przed sobą to nigdy nie będę na to gotowy.
- Tak.- Skłamałem płynnie. Wiedziałem, że to wyczuje. Uśmiechnął się tylko pod nosem
i ruszył przed siebie. Rozglądałem się dyskretnie po mijanych przez nas ulicach. Wstyd się przyznać, ale mimo, że mieszkałem tutaj kilka lat widziałem te ulice po raz pierwszy w życiu.
- Pamiętaj, jak dojdziesz do wniosku, że chcesz wracać do domu daj mi znać.
- Dobrze.
- Dzisiaj będziesz miał takie luźniejsze lekcje, więc nie musisz się niczym przejmować.
- Luźniejsze?
- Etykę, na której cię nie będzie, godzinę wychowawczą, informatykę, plastykę, dwie godziny GD, japoński i angielski.- Powiedział zatrzymując się na pasach. Zatrąbił gwałtownie. Podskoczyłem
i spojrzałem na niego. Groził komuś placem. Spojrzałem przed siebie na jezdnie. Na pasach stała grupka chłopaków ubrana w takie same mundurki jak moje. Uśmiechnęli się zakłopotani po czym pobiegli tylko w sobie znanym kierunku.- Cholerne gówniarze.
- Um… co to jest GD?- Zapytałem cicho nie chcąc poruszać tematu zdarzenia jakiego byłem przed chwilą świadkiem.
- A. To. Spodoba ci się.- Uśmiechnął się szeroko. Wątpiłem aby cokolwiek mi się spodobało w tej szkole. Dobrze pamiętałem jak pobierałem nauki korespondencyjnie i nie podobało mi się to. Były nudne. Więc jakim cudem taka nauka w szkole pełnej dzieciaków może być interesująca.
- Coś w to wątpię.- Mruknąłem pod nosem i spojrzałem na wielki, żółty budynek piętrzący się przed nami. Przełknąłem głośno ślinę. Dojechaliśmy. Poczułem jak sople lodu opadają mi na dno żołądka.- Mam nadzieję, że wytrzymam chociaż pierwszą lekcję.- Dodałem niepewnie.
- Na pierwszej cię nie będzie. Na drugiej… no wiesz. Jak by to powiedzieli uczniowie „i my
i nauczyciel mamy na wszystko wyjebane” więc nie będzie tak źle.
- Wujek… nie mów tak.
- Panie dyrektorze.- Poprawił mnie uśmiechając się delikatnie. Kiwnąłem nerwowo głową przyznając mu w duchu rację.
- Dobrze.
- Tylko na terenie szkoły.
- Mhy.
- Stresik?- Zapytał włączając alarm w samochodzie. Próbowałem się uśmiechnąć, ale coś mi nie pykło. Zaśmiał się głośno.- Widzę, że tak. Zapraszam.- Dodał i ruszył w stronę drzwi. A ja potulnie jak baranek ruszyłem za nim.

**

Spojrzałem na plecy mojego nowego wychowawcy. Nie podlegałem pod nikogo takiego od sześciu lat. Dorosły, któremu według definicji powinienem niby ufać. Powinienem. Niby. Ta…
- Nie stresuj się. Będzie dobrze. Dyrektor mówił, że jesteś chorobliwie nieśmiały, ale nie mogę obiecać, że na początku nie zostaniesz otoczony zgrają dzieciaków, spragnionych informacji na twój temat.- Dodał i uśmiechnął się pod nosem.- Poczekaj chwilę.- Powiedział i zostawił mnie na korytarzu. Samego. W dużym i cichym pomieszczeniu. Taki stan rzeczy bardzo mi się podobał. Miałem nadzieję, że utrzyma się on bardzo długo, ale po chwili drzwi od klasy otworzyły się delikatnie i zostałem przywołany do środka charakterystycznym ruchem ręki.
Na drżących nogach wszedłem do środka i starałem się nie rozglądać dookoła siebie. Było to ciężkie, ale mogłem się pochwalić dobrymi wynikami w tej dziedzinie.
- Tak jak mówiłem wcześniej. Od dzisiaj w waszej klasie będzie nowy uczeń. Kyōfu Heikin. Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło, ale nie będziecie mu się narzucać. Kyōfu może powiesz coś
o sobie?- Zapytał nauczyciel. Spojrzałem na niego spanikowany.
- Em… witam.- Powiedziałem piskliwie. Odchrząknąłem cicho pod nosem.- Nazywam się Kyōfu Heikin.- Dodałem i spojrzałem na nauczyciela. Chyba tyle powinno mu wystarczyć. Odczekał chwilę, ale kiedy doszedł do wniosku, że już nic więcej nie powiem uśmiechnął się zmieszany
i rozejrzał po klasie.
- Dobrze. Możesz usiąść razem z…- Zaczął szukając odpowiedniego miejsca. Mam siedzieć
z kimś? Zacisnąłem mocniej dłonie na ramionach plecaka. Chyba wrócę do domu wcześniej niż ustawa przewidywała.- O. Proszę. Usiądź koło Namerakanate.
- Czego?- Zapytałem cicho bo nie za bardzo ogarnąłem temat.
- Powiedz do mnie jeszcze raz czego, a będziesz wył.- Usłyszałem znajomy głos na końcu klasy. Spojrzałem w tamtym kierunku. Otworzyłem szerzej oczy po czym spojrzałem w bok na nauczyciela pokazując palcem na Taiyō.
- Widzę, że się znacie. Tak. Koło niego.- Odpowiedział. Wypuściłem głośno powietrze
i niepewnie podszedłem we wskazane wcześniej miejsce. Czułem na sobie spojrzenia innych uczniów, ale ignorowałem je (na tyle na ile dałem radę- a teraz szło mi gorzej niż kilka minut wcześniej). Zająłem wskazane wcześniej miejsce i odetchnąłem z ulga. Siedziałem sztywno starając się za bardzo nie ruszać. Poczułem na sobie ten typ spojrzenia jaki miałem okazję zasmakować przez ostatnie trzy miesiące. Badawczy. Sprawdzający. Pilnujący. Oceniający. Jego. Zerknąłem na niego. Gapił się na mnie z poważnym wyrazem na twarzy. Drgnąłem i ponownie spojrzałem na blat ławki.
Wiecie… była taka interesująca, ładna i wciągająca, a do tego…
Jaka to była nuda!
Wuj poprosił abym chociaż spróbował wytrzymać do tych tajemniczych zajęć GD, ale nie wierzyłem w swoje zdolności aż tak bardzo.
Te pięćdziesiąt minut były jednymi z najdłuższych w moim życiu (były jeszcze dłuższe minuty, ale o tamtych wolałem nie myśleć). Kiedy tylko zabrzmiał wyczekiwany przeze mnie dzwonek wiedziałem co mnie czeka. Podskoczyłem kiedy nauczyciel wyszedł z klasy, a ja poczułem na sobie spojrzenia pozostałych ludzi chodzących do tej klasy. Zacisnąłem mocno dłonie na kolanach, kiedy kilka osób podeszło do mojej ławki.
- Hej.- Zagadała pewna dziewczyna. Obniżyłem głowę jeszcze niżej.
- Hej.- Powiedział mój sąsiad.
- Z tobą Sempai już się dzisiaj witałyśmy.- Powiedział inny głos. Nie miałem siły podnieść głowy do góry, aby dopasować głosy do twarzy (o imionach i nazwiskach nie było mowy).
- Może chcę się przywitać z tobą jeszcze raz?
- I znowu zarąbać mi fajki?- Prychnęła oburzona. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem delikatnie w bok na swojego sąsiada. Uśmiechał się delikatnie, ale zdążyłem go na tyle poznać, aby wiedzieć, że jest to wymuszony uśmiech. Taki, który nie obejmował oczu.
- Jesteś zbyt smarkata aby palić.- Odparł i spojrzał na mnie.- Nie?- Zapytał. Kiwnąłem delikatnie głową. Nienawidzę tego specyficznego zapachu wydzielanego przez fajki.- Widzicie? Wasz drugi Sempai się ze mną zgadza.
- …iji hji- Mruknąłem cicho pod nosem. W klasie momentalnie zapanowała cisza, którą po chwili przerwał głośny śmiech Taiyō. Zacisnąłem mocniej zęby.
- Już tak się nie wstydź.
- Um…
- Dobra, dobra. Już nie będę. Ale to chyba nie problem, skoro i tak niedługo by się o tym wszyscy dowiedzieli.
- Nie musieli…
- Marudzisz.- Odparł i dał mi pstryczka w nos.- Słuchajcie. Ten tutaj dość nieśmiały osobnik jest chorobliwie nieśmiały, więc byłbym wdzięczny jeżeli byście chwilowo dali mu spokój. Uwierzcie mi, tak będzie lepiej. Chyba nie chcemy aby zrezygnował ze szkoły bo jakieś natrętne małoletnie palaczki próbowały z nim pogadać.- Zaśmiał się kiedy po klasie rozniósł się buczący dźwięk oznaczający zaprzeczenie jego słów.- Kiedy do was przywyknie sam z wami pogada. A póki co, cieszcie  się jak powie wam cześć.
- Ale…
- Nie ma tematu. Jeżeli ktoś go ruszy albo zbliży się do niego bardziej niż na trzy metry będzie miał ze mną do czynienia.
- Sknera.- Mruknęła jedna z dziewczyn i po chwili byliśmy już sami. Odetchnąłem cicho. Może nie będzie tak źle. Ta… mhy…
- A teraz…- Usłyszałem jego głos przy swoim uchu. Zamarłem kiedy położył mi rękę na ramieniu. Zapragnąłem strącić jego rękę ze swojego ramienia, ale nie miałem na to aż tyle odwagi cywilnej. Nie po tym jak kilka dni temu wrzucił mnie do naszego basenu na zewnątrz (było baaaardzo zimno) i powiedział, że mam w nim siedzieć pół godzinny, a jeżeli wyjdę to zaciągnie mnie na cały dzień na miejski basen. A wiecie za co mnie tam wrzucił? Za to, że powiedziałem iż nie będę jadł tego co ugotował bo miałem ochotę na płatki, a nie na… coś… nawet nie wiedziałem co on takiego wtedy wymyślił.
Wiecie. Woda była bardzo zimna, a ja grzecznie siedziałem w tym zasranym basenie dopóki nie przyszedł i nie powiedział, że mogę wyjść. Nawet namowy mojego brata i matki nie skłoniły mnie do wcześniejszego opuszczenia basenu. W przeciwieństwie do mojego brata, wiedziałem, że zaciągnąłby mnie na publiczny basen i zmusił do siedzenia tam cały boży dzień. W tej kwestii różnił się od mojej rodziny. Nie pobłażał mi. Nie odpuszczał i nie traktował jak jajka. Czasami miał przebłyski miłosierdzia (jeżeli wcześniej wpadnę w histerię i porządny liść mnie nie uspokoi, a wręcz wyciśnie łzy z moich oczu) i zostawiał mnie na kilka godzin samego ze swoimi myślami. Takie przebłyski miłosierdzia miały miejsce pięć razy od kiedy go poznałem.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał cicho chuchając swoim ciepłym powietrzem na moją szyję. Po moich plecach przebiegł silny dreszcz. Wzdrygnąłem się. Wiedziałem, że to zauważył. Nauczyłem się, że kto jak kto, ale on posiadał bardzo dobry wzrok.
- S… s… siedzę.- Mruknąłem cicho, próbując się odsunąć, ale mi na to nie pozwolił.
- Doprawdy? A ja myślałem, że leżysz. Czy Sempai wie, że tutaj jesteś?
- Nie….
- A twoja matka?
- Wuj wie.- Powiedziałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc i pokręcił przecząco głową.
- Howaito będzie zły jak się o tym dowie. Mogłeś mu powiedzieć, że…
- Nie.
- Nie przerywaj kiedy mówię.
- Nie mów mi jak mam żyć.
- Chyba ostatnio jasno ci powiedziałem, że mam głęboko gdzieś to jak żyjesz o ile twój styl życia nie utrudni mojej egzystencji. A wiem, że to zatajenie tej informacji będzie mi bardzo nie na rękę. Jeszcze twój brat i matka pomyślą, że to ja cię do tego nakłoniłem i na domiar złego ukryłem całą prawdę przed nimi.
- Nie. Ja już wcześniej…
- Myślisz, że ci uwierzą?- Zapytał kpiąco.- Eh… znowu twój brat będzie mi marudził, że mam przestać ci dokuczać i mam cię zostawić w spokoju.
- …Nie…
- Co nie?- Zapytał kiedy zamilkłem gwałtownie. Boże, co ja właśnie chciałem powiedzieć? Pokręciłem przecząco głową chcąc zapaść się pod ziemię. Dlaczego chciałem powiedzieć coś takiego?!
Nie przestawaj. Nie zostawiaj mnie.
Boże…

 ***********************************
Pozdrawiam Gizi03031














1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, u do szkoły poszedł brawo, brawo a tam kto Taicho super, ale to bedzie ciężki czas dla niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń