Zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Otworzyłem
gwałtownie oczy łapiąc się za serce. Z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy
krzyk. Z każdej strony otaczała mnie ciemność. Nie mogłem się uspokoić.
Nieuzasadniony strach zaczął powoli wspinać się po moich plecach zaciskając
swoje szpony na moim gardle oraz żołądku. Nie mogłem złapać oddechu. Po omacku
zacząłem szukać włącznika do swojej lampki.
Przecież
zostawiłem ją zapaloną!
Z
gardła wyrwał mi się przeraźliwy jęk, kiedy pomimo moich usilnych prób lampka i
tak się nie zapaliła. Wyczerpana żarówka?
Światło
po drugiej stronie pokoju zapaliło się gwałtownie. Złapałem za połać kołdry
próbując uspokoić oddech. Mój wzrok biegał po całym pokoju. Nikogo tutaj nie
było. Tylko ja i mój współlokator. Wszystko było…
Z
mojego gardła wyrwał się głośny szloch.
Nic
kurwa nie było dobrze!
-
Oj!- Usłyszałem nad swoją głową i czyjeś ramiona otoczyły moje ciało. Zacząłem
się wyrywać, szarpać i piszczeć, ale ramiona nie zniknęły tylko otuliły mnie
szczelniej.- Spokojnie. Nic się nie dzieję. Nic ci się tutaj nie stanie.
Spokojnie. Ciiiiiii….- Szeptał cicho do mojego ucha. Głaskał delikatnie moje
plecy kołysząc moim ciałem w przód i w tył. Zapłakałem głośno kuląc się jak
małe dziecko. Jego osoba była przytłaczająca. Wielka. Ale taka ciepła. Ogarnęła
całe moje drobne ciałko. Otoczyła z każdej strony. Odgrodziła od całego świata
zewnętrznego.
-
Nie ma nikogo…?- Wyszlochałem cicho w jego tors. Pociągnął mnie delikatnie do
siebie kładąc się na moim łóżku. Leżałem na boku oplątany jego rękoma.
-
Tylko ja i ty. Twoja mama i brat śpią w swoich pokoju.
-
Tutaj…
-
Tylko ja i ty.
-
Nikt nie wejdzie…?
-
Drzwi i okna są zamknięte.
-
Nie gaś światła…
-
Nie zgaszę. Śpij.- Dodał i przyciągnął mnie bliżej siebie. Popłakałem jeszcze
chwilę, ale głaskany i kołysany przez niego szybko zasnąłem.
**
Otworzyłem
oczy kiedy poczułem jakiś wietrzyk na swoim czole. Pierwsze co zobaczyłem to
fioletowa ściana. Przecież ja w pokoju nie miałem fioletowych ścian.
Spróbowałem się odsunąć od tej fioletowej ściany, ale nie byłem w stanie. Tak
jakby coś mnie do niej przywiązało. Uniosłem głowę do góry i zamarłem, kiedy
zobaczyłem tuż nad sobą jego śpiącą twarz. Napiąłem się cały. A więc… to nie
był sen?! Spróbowałem się uwolnić, ale wcale mi to nie szło. Powoli moje ciało
zaczął ogarniać strach.
-
Śpij…- Mruknął znienacka przyciągając mnie mocniej do siebie.
-
Ale…- Pisnąłem cicho. On chyba zdurniał myśląc, że…
-
Śpij.- Powtórzył.
-
Taiyō, proszę puść mnie.
-
Jest wcześnie. Śpij.- Mruknął przyciągając mnie bardziej do siebie. Wstrzymałem
głośno powietrze. Zaczął cicho mruczeć kołysząc się w przód i w tył sprawiając
jednocześnie, że robiłem dokładnie to samo co on. Mój oddech się uspokoił-
powiem wręcz, że ponownie zacząłem się robić senny. Moje powolne dryfowanie w
stronę krainy snu przerwało delikatne pukanie do drzwi.
-
Taiyō. Kyōfu. Można?- Usłyszałem głos swojego brata. Cały zesztywniałem chcąc
uciec.
-
Um… twój brat śpi, a ja latam w samych gaciach po pokoju chcąc się szybko ubrać
aby mnie takiego nie widział. Coś się stało?- Usłyszałem przytomny głos nad
swoją głową. Zamarłem.
-
Hihihihi. Mama się pyta czy jesz teraz z nami śniadanie czy później spróbujesz coś
zjeść jak się ogarniesz?
-
Ja miałem robić dzisiaj śniadanie.- Zauważył kładąc się na plecach i ciągnąc
mnie za sobą. Wylądowałem na jego klatce piersiowej (która była bardzo
szeroka). Słyszałem jak powoli bije jego serce.
-
Chcesz to zrobisz obiad. To jesz teraz czy później?
-
Za dwadzieścia minut ja i twój brat zejdziemy na dół.
-
Dobry żart.- Zadrwił mój brat po czym po chwili usłyszałem jak schodzi na dół.
Taiyō przeciągnął się jak kot na moim łóżku po czym spojrzał centralnie na
mnie. A ja gapiłem się na niego. Po chwili poczułem dziwne pieczenie na czole.
Zmarszczyłem je i dotknąłem drżącymi palcami.
-
Ej.- Powiedziałem oburzony, kiedy zorientowałem się, że dał mi pstryczka.
-
Wstajemy i idziemy na śniadanie.
-
No chyba nie.
-
Chcesz się przekonać, że będziesz na nie biegł?- Warknął i podniósł się do
siadu. Ja wyrżnąłem głową o poduszki. Jęknąłem cicho.
-
Chcesz to idź sam, ja…- Urwałem kiedy pochylił się gwałtownie nade mną. Ten
ruch wbił mnie w poduszkę. Pochylił się jeszcze bardziej tak, że czułem jego
oddech na swoim policzku. Zesztywniałem. Był za blisko. Stanowczo za blisko.
-
Mam cię przebrać czy sam się przebierzesz?- Zapytał chłodno. Jęknąłem
zdruzgotany.
-
S… s… sam.- Powiedziałem piskliwie jak jakaś landrynkowa panienka. Nie pozwolę
aby ktokolwiek mnie rozbierał. Sam potrafię się ubrać.
-
Sam sobie zrobisz śniadanie czy może mam cię wyręczyć.
-…
Zrobię sobie…
-
No to mam nadzieję, że również samodzielnie potrafisz jeść, a jeżeli nie to dla
mnie nie problem abym cię naka…
-
Umiem jeść.- Powiedziałem cicho. Kiwnął głową i odsunął się wychodząc z mojego
łóżka. Podszedł do swojej szafy po czym po wygrzebaniu z niej jakiś ciuchów
poszedł do łazienki wcześniej rzucając w eter.
-
Masz pięć minut, jak wyjdę z łazienki, a dalej będziesz w tej pidżamie upodabniającej
cię do wkurwionego pikachu to uwierz mi, sam ją z ciebie zedrę.
Po
czym wlazł do łazienki. A ja przez dłuższą chwilę siedziałem i gapiłem się na
drzwi pomieszczenia, w którym zniknął nie wierząc w to co właśnie miało
miejsce.
Na
szczęście dość szybko przyszła refleksja. Ubrałem pospiesznie ciemne, luźne
dresy do tego koszulkę i rozpinaną bluzę z kapturem. Zapiąłem ją tylko do
połowy. Kiedy ubierałem skarpetki wylazł z łazienki. Spojrzał na mnie po czym
uśmiechnął się delikatnie i podszedł do swojego łóżka. Nie pozwoliłem mu nic
powiedzieć czmychając szybko do łazienki. Przemyłem w niej pospiesznie twarz i
rozczesałem włosy. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Cienkie, jasne brwi, zielone
oczy otoczone gęstymi brwiami, mały nos jak i usta, krzywo ścięte blond włosy
zaczesane chwilę temu opaską do góry. Puste spojrzenie patrzyło na mnie kiedy
nakładałem pastę na szczoteczkę i zabrałem się za mycie zębów.
-
Długo jeszcze?- Zapytał wkładając głowę do środka. Spojrzałem na niego ale mu
nie odpowiedziałem i nie przestałem myć zębów. Po dość ciężkiej jak dla mnie
chwili (gapił się na mnie, uważnie śledząc każdy mój ruch) stanąłem naprzeciwko
niego.
-
Idziemy?
-
Ta.- Mruknął patrząc na mnie dziwnie po czym przesunął się, aby puścić mnie
przodem. Cofnąłem się i pokiwałem przecząco głową.
-
Idź przodem.
-
Znowu jakieś dziwactwo?- Zapytał, ale kiedy nie uzyskał odpowiedzi ruszył w
stronę kuchni. Odczekałem chwilę po czym podążyłem za nim na miękkich nogach.
Dlaczego tak łatwo się go słuchałem i robiłem praktycznie wszystko czego ode
mnie chciał? Chociaż… nie… on chciał dwie różne rzeczy i dawał mi możliwość
wyboru. Albo, albo. Wybierałem, ale i tak czułem się przegrany. W końcu i tak
szedłem za nim na śniadanie, chociaż miałem w planach poleżeć jeszcze jakieś
trzy godziny.
Westchnąłem
głośno po czym ignorując jego pytające spojrzenie wszedłem za nim do kuchni.
Moja mama jak i brat siedzieli przy stole. Otworzyli szeroko oczy kiedy bez
słowa podszedłem do szafki i sięgnąłem po pudełko z płatkami.
-
Odłóż je.- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem na Taiyō jak na idiotę. On mówił
do mnie.- Dwie kanapki z szynką, sałatą, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i
szczypiorkiem. Do tego kubek ciepłej herbaty z cukrem i cytryną.- Dodał i
zabrał się za nakładanie sobie dużej porcji jajecznicy
z cebulą i boczkiem na talerz. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi oczyma po czym wzruszyłem ramionami i przechyliłem pudełko z płatkami, aby nasypać je do miseczki.- Pomóc w zrobieniu śniadania? Zjesz płatki to do tego zjesz i kanapki, więc wybieraj.
z cebulą i boczkiem na talerz. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi oczyma po czym wzruszyłem ramionami i przechyliłem pudełko z płatkami, aby nasypać je do miseczki.- Pomóc w zrobieniu śniadania? Zjesz płatki to do tego zjesz i kanapki, więc wybieraj.
-
Taiyō…
-
Howaito-sempai. Przepraszam, ale mógłbyś się nie mieszać.
-
Hę?
-
Twój wuj poprosił mnie abym to ja zajął się przypilnowaniem tego, czy twój brat
je normalnie czy oszukuje. Nie wiem… może uważa, że będziecie razem z twoją
mamą go chronić i nie powiecie prawdy na temat tego co on je i piję, więc…
-
Wuj chyba zapomniał, że mu się jedzenia nie wmusza, więc…
-
Ja mu nie wmuszam. Tylko daje możliwość wyboru. Albo je kanapki, albo je
kanapki oraz płatki. Może wybrać.
-
Może zjeść same płatki…- Mruknęła moja matka. Zacisnąłem usta zastygając z
kartonem mleka w ręku.
-
Przepraszam, że to powiem, ale…- Taiyō odstawił delikatnie kubek z herbatą na
stole. Zerknąłem na niego przez ramie. Drgnąłem konwulsyjnie. Mimo, że znałem
go niecały dzień mogłem wywnioskować, że był… zły. I to porządnie.- Chce mnie
pani w tym momencie obrazić?
-
Słucham?
-
Pytam, czy chce mnie pani obrazić mówiąc takie rzeczy?
-
Nie rozumiem o co…?
-
Jak…?!
-
Taiyō. Spokojnie.- Mój brat położył mu rękę na ramieniu i ścisnął ją
delikatnie. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco kiedy ten na niego spojrzał.
Pierwszy raz zobaczyłem u niego taki uśmiech.- Mamo ten chłopak wręcz
nienawidzi kiedy ktoś nie dba o to co je, albo je coś co jego zdaniem w ogóle
nie powinno być nazywane jedzeniem. Dlatego poprosiłem cię abyś zostawiła
gotowanie w jego rękach. On się na tym zna. Uwierz mi.
-
Pff.- Pokręciłem przecząco głową po czym odłożyłem karton z mlekiem na miejsce
i zabrałem się za przygotowanie jednej dużej kanapki.
i zabrałem się za przygotowanie jednej dużej kanapki.
-
Czy ty na mnie prychnąłeś?
-
Śnisz.- Odpowiedziałem i przekroiłem kanapkę na pół po czym położyłem ją na
swoim prywatnym, czarnym talerzyku. Do równie czarnego kubka nalałem sobie
herbaty i zająłem miejsce obok mojego brata, naprzeciwko naszego nowego
współlokatora.
-
…- Spojrzał na mnie, ale nic więcej nie powiedział. Gdybym wiedział co chodziło
mu w tym momencie po głowie nigdy bym nie prychnął w jego kierunku…
To
był początek mojej drogi powrotnej…
*******************************
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
pzdr Gizi03031;*
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, zastanawiam się nad postacią Taicho jak w nocy sie zachował to tak miło, ale później już co... czy nie może zrozumieć że te "dziwactwa" jak je określił to sytem obronny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia