niedziela, 17 grudnia 2017

4383- Rozdział 4

Witam wszystkich!
Zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Otworzyłem gwałtownie oczy łapiąc się za serce. Z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Z każdej strony otaczała mnie ciemność. Nie mogłem się uspokoić. Nieuzasadniony strach zaczął powoli wspinać się po moich plecach zaciskając swoje szpony na moim gardle oraz żołądku. Nie mogłem złapać oddechu. Po omacku zacząłem szukać włącznika do swojej lampki.
Przecież zostawiłem ją zapaloną!
Z gardła wyrwał mi się przeraźliwy jęk, kiedy pomimo moich usilnych prób lampka i tak się nie zapaliła. Wyczerpana żarówka?
Światło po drugiej stronie pokoju zapaliło się gwałtownie. Złapałem za połać kołdry próbując uspokoić oddech. Mój wzrok biegał po całym pokoju. Nikogo tutaj nie było. Tylko ja i mój współlokator. Wszystko było…
Z mojego gardła wyrwał się głośny szloch.
Nic kurwa nie było dobrze!
- Oj!- Usłyszałem nad swoją głową i czyjeś ramiona otoczyły moje ciało. Zacząłem się wyrywać, szarpać i piszczeć, ale ramiona nie zniknęły tylko otuliły mnie szczelniej.- Spokojnie. Nic się nie dzieję. Nic ci się tutaj nie stanie. Spokojnie. Ciiiiiii….- Szeptał cicho do mojego ucha. Głaskał delikatnie moje plecy kołysząc moim ciałem w przód i w tył. Zapłakałem głośno kuląc się jak małe dziecko. Jego osoba była przytłaczająca. Wielka. Ale taka ciepła. Ogarnęła całe moje drobne ciałko. Otoczyła z każdej strony. Odgrodziła od całego świata zewnętrznego.
- Nie ma nikogo…?- Wyszlochałem cicho w jego tors. Pociągnął mnie delikatnie do siebie kładąc się na moim łóżku. Leżałem na boku oplątany jego rękoma.
- Tylko ja i ty. Twoja mama i brat śpią w swoich pokoju.
- Tutaj…
- Tylko ja i ty.
- Nikt nie wejdzie…?
- Drzwi i okna są zamknięte.
- Nie gaś światła…
- Nie zgaszę. Śpij.- Dodał i przyciągnął mnie bliżej siebie. Popłakałem jeszcze chwilę, ale głaskany i kołysany przez niego szybko zasnąłem.

**

Otworzyłem oczy kiedy poczułem jakiś wietrzyk na swoim czole. Pierwsze co zobaczyłem to fioletowa ściana. Przecież ja w pokoju nie miałem fioletowych ścian. Spróbowałem się odsunąć od tej fioletowej ściany, ale nie byłem w stanie. Tak jakby coś mnie do niej przywiązało. Uniosłem głowę do góry i zamarłem, kiedy zobaczyłem tuż nad sobą jego śpiącą twarz. Napiąłem się cały. A więc… to nie był sen?! Spróbowałem się uwolnić, ale wcale mi to nie szło. Powoli moje ciało zaczął ogarniać strach.
- Śpij…- Mruknął znienacka przyciągając mnie mocniej do siebie.
- Ale…- Pisnąłem cicho. On chyba zdurniał myśląc, że…
- Śpij.- Powtórzył.
- Taiyō, proszę puść mnie.
- Jest wcześnie. Śpij.- Mruknął przyciągając mnie bardziej do siebie. Wstrzymałem głośno powietrze. Zaczął cicho mruczeć kołysząc się w przód i w tył sprawiając jednocześnie, że robiłem dokładnie to samo co on. Mój oddech się uspokoił- powiem wręcz, że ponownie zacząłem się robić senny. Moje powolne dryfowanie w stronę krainy snu przerwało delikatne pukanie do drzwi.
- Taiyō. Kyōfu. Można?- Usłyszałem głos swojego brata. Cały zesztywniałem chcąc uciec.
- Um… twój brat śpi, a ja latam w samych gaciach po pokoju chcąc się szybko ubrać aby mnie takiego nie widział. Coś się stało?- Usłyszałem przytomny głos nad swoją głową. Zamarłem.
- Hihihihi. Mama się pyta czy jesz teraz z nami śniadanie czy później spróbujesz coś zjeść jak się ogarniesz?
- Ja miałem robić dzisiaj śniadanie.- Zauważył kładąc się na plecach i ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałem na jego klatce piersiowej (która była bardzo szeroka). Słyszałem jak powoli bije jego serce.
- Chcesz to zrobisz obiad. To jesz teraz czy później?
- Za dwadzieścia minut ja i twój brat zejdziemy na dół.
- Dobry żart.- Zadrwił mój brat po czym po chwili usłyszałem jak schodzi na dół. Taiyō przeciągnął się jak kot na moim łóżku po czym spojrzał centralnie na mnie. A ja gapiłem się na niego. Po chwili poczułem dziwne pieczenie na czole. Zmarszczyłem je i dotknąłem drżącymi palcami.
- Ej.- Powiedziałem oburzony, kiedy zorientowałem się, że dał mi pstryczka.
- Wstajemy i idziemy na śniadanie.
- No chyba nie.
- Chcesz się przekonać, że będziesz na nie biegł?- Warknął i podniósł się do siadu. Ja wyrżnąłem głową o poduszki. Jęknąłem cicho.
- Chcesz to idź sam, ja…- Urwałem kiedy pochylił się gwałtownie nade mną. Ten ruch wbił mnie w poduszkę. Pochylił się jeszcze bardziej tak, że czułem jego oddech na swoim policzku. Zesztywniałem. Był za blisko. Stanowczo za blisko.
- Mam cię przebrać czy sam się przebierzesz?- Zapytał chłodno. Jęknąłem zdruzgotany.
- S… s… sam.- Powiedziałem piskliwie jak jakaś landrynkowa panienka. Nie pozwolę aby ktokolwiek mnie rozbierał. Sam potrafię się ubrać.
- Sam sobie zrobisz śniadanie czy może mam cię wyręczyć.
-… Zrobię sobie…
- No to mam nadzieję, że również samodzielnie potrafisz jeść, a jeżeli nie to dla mnie nie problem abym cię naka…
- Umiem jeść.- Powiedziałem cicho. Kiwnął głową i odsunął się wychodząc z mojego łóżka. Podszedł do swojej szafy po czym po wygrzebaniu z niej jakiś ciuchów poszedł do łazienki wcześniej rzucając w eter.
- Masz pięć minut, jak wyjdę z łazienki, a dalej będziesz w tej pidżamie upodabniającej cię do wkurwionego pikachu to uwierz mi, sam ją z ciebie zedrę.
Po czym wlazł do łazienki. A ja przez dłuższą chwilę siedziałem i gapiłem się na drzwi pomieszczenia, w którym zniknął nie wierząc w to co właśnie miało miejsce.
Na szczęście dość szybko przyszła refleksja. Ubrałem pospiesznie ciemne, luźne dresy do tego koszulkę i rozpinaną bluzę z kapturem. Zapiąłem ją tylko do połowy. Kiedy ubierałem skarpetki wylazł z łazienki. Spojrzał na mnie po czym uśmiechnął się delikatnie i podszedł do swojego łóżka. Nie pozwoliłem mu nic powiedzieć czmychając szybko do łazienki. Przemyłem w niej pospiesznie twarz i rozczesałem włosy. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Cienkie, jasne brwi, zielone oczy otoczone gęstymi brwiami, mały nos jak i usta, krzywo ścięte blond włosy zaczesane chwilę temu opaską do góry. Puste spojrzenie patrzyło na mnie kiedy nakładałem pastę na szczoteczkę i zabrałem się za mycie zębów.
- Długo jeszcze?- Zapytał wkładając głowę do środka. Spojrzałem na niego ale mu nie odpowiedziałem i nie przestałem myć zębów. Po dość ciężkiej jak dla mnie chwili (gapił się na mnie, uważnie śledząc każdy mój ruch) stanąłem naprzeciwko niego.
- Idziemy?
- Ta.- Mruknął patrząc na mnie dziwnie po czym przesunął się, aby puścić mnie przodem. Cofnąłem się i pokiwałem przecząco głową.
- Idź przodem.
- Znowu jakieś dziwactwo?- Zapytał, ale kiedy nie uzyskał odpowiedzi ruszył w stronę kuchni. Odczekałem chwilę po czym podążyłem za nim na miękkich nogach. Dlaczego tak łatwo się go słuchałem i robiłem praktycznie wszystko czego ode mnie chciał? Chociaż… nie… on chciał dwie różne rzeczy i dawał mi możliwość wyboru. Albo, albo. Wybierałem, ale i tak czułem się przegrany. W końcu i tak szedłem za nim na śniadanie, chociaż miałem w planach poleżeć jeszcze jakieś trzy godziny.
Westchnąłem głośno po czym ignorując jego pytające spojrzenie wszedłem za nim do kuchni. Moja mama jak i brat siedzieli przy stole. Otworzyli szeroko oczy kiedy bez słowa podszedłem do szafki i sięgnąłem po pudełko z płatkami.
- Odłóż je.- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem na Taiyō jak na idiotę. On mówił do mnie.- Dwie kanapki z szynką, sałatą, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i szczypiorkiem. Do tego kubek ciepłej herbaty z cukrem i cytryną.- Dodał i zabrał się za nakładanie sobie dużej porcji jajecznicy
z cebulą i boczkiem na talerz. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi oczyma po czym wzruszyłem ramionami i przechyliłem pudełko z płatkami, aby nasypać je do miseczki.- Pomóc w zrobieniu śniadania? Zjesz płatki to do tego zjesz i kanapki, więc wybieraj.
- Taiyō…
- Howaito-sempai. Przepraszam, ale mógłbyś się nie mieszać.
- Hę?
- Twój wuj poprosił mnie abym to ja zajął się przypilnowaniem tego, czy twój brat je normalnie czy oszukuje. Nie wiem… może uważa, że będziecie razem z twoją mamą go chronić i nie powiecie prawdy na temat tego co on je i piję, więc…
- Wuj chyba zapomniał, że mu się jedzenia nie wmusza, więc…
- Ja mu nie wmuszam. Tylko daje możliwość wyboru. Albo je kanapki, albo je kanapki oraz płatki. Może wybrać.
- Może zjeść same płatki…- Mruknęła moja matka. Zacisnąłem usta zastygając z kartonem mleka w ręku.
- Przepraszam, że to powiem, ale…- Taiyō odstawił delikatnie kubek z herbatą na stole. Zerknąłem na niego przez ramie. Drgnąłem konwulsyjnie. Mimo, że znałem go niecały dzień mogłem wywnioskować, że był… zły. I to porządnie.- Chce mnie pani w tym momencie obrazić?
- Słucham?
- Pytam, czy chce mnie pani obrazić mówiąc takie rzeczy?
- Nie rozumiem o co…?
- Jak…?!
- Taiyō. Spokojnie.- Mój brat położył mu rękę na ramieniu i ścisnął ją delikatnie. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco kiedy ten na niego spojrzał. Pierwszy raz zobaczyłem u niego taki uśmiech.- Mamo ten chłopak wręcz nienawidzi kiedy ktoś nie dba o to co je, albo je coś co jego zdaniem w ogóle nie powinno być nazywane jedzeniem. Dlatego poprosiłem cię abyś zostawiła gotowanie w jego rękach. On się na tym zna. Uwierz mi.
- Pff.- Pokręciłem przecząco głową po czym odłożyłem karton z mlekiem na miejsce
i zabrałem się za przygotowanie jednej dużej kanapki.
- Czy ty na mnie prychnąłeś?
- Śnisz.- Odpowiedziałem i przekroiłem kanapkę na pół po czym położyłem ją na swoim prywatnym, czarnym talerzyku. Do równie czarnego kubka nalałem sobie herbaty i zająłem miejsce obok mojego brata, naprzeciwko naszego nowego współlokatora.
- …- Spojrzał na mnie, ale nic więcej nie powiedział. Gdybym wiedział co chodziło mu w tym momencie po głowie nigdy bym nie prychnął w jego kierunku…
To był początek mojej drogi powrotnej…

 *******************************
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
pzdr Gizi03031;*














1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudnie, zastanawiam się nad postacią Taicho jak w nocy sie zachował to tak miło, ale później już co... czy nie może zrozumieć że te "dziwactwa" jak je określił to sytem obronny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń