*************************************
John od tygodnia nie pojawiał się w szkole.
Nawet nie raczył pojawić się w swoim pokoju w akademiku. Po tym jak tydzień
temu odzyskał przytomność u szkolnej pielęgniarki wyszedł ze szkoły i do dnia
dzisiejszego nie wrócił.
Luigi oraz Johen wiedzieli gdzie znajdował
się chłopak. Kiedy ktoś się pytał gdzie jest odpowiadali, że jest bezpieczny,
ale na razie chce pobyć sam bo musi sobie wiele spraw przemyśleć. Przecież nie
mogli powiedzieć gdzie się dokładnie znajdował. Chłopak potrzebował chwili na
przemyślenia. Nikt nie mógł mu przeszkadzać. Może coś z tego wyjdzie. Obydwaj
mieli taką cichą nadzieję. Powoli już ich to irytowało, że musieli przy
chłopaku uważać na każde słowo czy gest. W sumie oni nie mieli tak źle.
Najgorzej miał Didier.
Podziwiali chłopaka i ogólnie dziwili się,
że wytrzymał tak długo. Sami osobiście wymiękli by o wiele wcześniej. Ale nie
mogli mu tego powiedzieć. Ani jednemu ani drugiemu. Kiedy Didier zadzwonił do
nich w ten dzień wypadku i powiedział im, że razem z John’em mieli wypadek po
tym jak się pokłócili w restauracji i nabuzowani szalejącym w ich ciałach
testosteronem opuścili lokal, obiecali sobie, że będą postronnymi
obserwatorami. Nie będą się mieszać. Nie staną po stronie żadnego z nich. W
spokoju będą obserwować co zgotował dla nich los. I to co widzieli jak na razie
im się nie podobało, ale jak obiecali.
Nie mieszali się.
- Chociaż na powrót do przeszłości nie ma
co liczyć.- Powiedział Johen siedząc w pokoju razem z Luigim. Masował
delikatnie jego ramiona siedząc na nim okrakiem. Dłonie Włocha sunęły po jego
plecach w górę i w dół.
- Z jednej strony współczuje mu kiedy
odzyska pamięć. Ale z drugiej… będzie miał nauczkę.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież stracił
pamięć. Nie wie co mówi i co robi.
- Ale mimo wszystko zachowuje się jak
skończony chuj.
- Zachowuje się tak jak wcześniej w
gimnazjum.- Powiedział Długowłosy i złapał policzki chłopaka w obie dłonie.
Pomasował je ugniatając je w zabawny sposób w swoich dłoniach i uśmiechnął się
szeroko do śledzących bacznie jego ruchy oczu.
- A w gimnazjum nie zachowywał się jak
skończony chuj?
- Noooo… zachowywał się…- Johen urwał w
pół zdania, kiedy w pokoju rozdzwonił się telefon drugiego chłopaka. Luigi nic
sobie z tego nie robił nadal głaskał go po plecach miziając jego szyję swoim
nosem.- Telefon ci dzwoni, nie odbierzesz?
- Nie.- Odparł krótko.
- Odbierz, może to coś ważnego.
- Siedzisz mi na kolanach, więc nie możesz
dzwonić. A co może być ważniejszego od ciebie?- Zapytał i spojrzał mu głęboko w
oczy. Johen uśmiechnął się delikatnie i przytulając go mocno do siebie sięgnął
za niego po ciągle wyjące urządzenie. Odsuwając się od niego delikatnie i podał
mu telefon.
- Proszę, odbierz.
- No niech ci będzie.- Powiedział Luigi i odebrał
telefon.- Tak(…) Tak(…) Nie(…)Co?!(…) Popierdoleni kosmici!(…) dobra idę tam.-
Powiedział i się rozłączył. Objął mocno Johen’a w pasie wtulając twarz w jego
tors.
- Co się stało?
- W pokoju opiekuna Akademika znajduję się
Didier i rodzicie John’a. Przyjechali, bo John nie daje znaku życia i o
wszystko obwiniają Didier’a.- Luigi potarmosił mu delikatnie włosy po czym
zsunął go ze swoich kolan i całując go delikatnie podszedł do drzwi.- Poczekaj
na mnie. Jak wrócę obejrzymy jakiś film czy coś.- Dodał i wyszedł z pokoju nie
czekając na odpowiedź chłopaka. Przemierzył szybkimi krokami korytarz, który o
dziwo był pusty co nie było często spotykane o tej porze dnia. Zatrzymał się
przed drzwiami ich opiekuna. Zapukał dwa razy i nie czekając na odpowiedź wszedł
do środka. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju. Na dłuższej kanapie
siedział Didier i Carl. Z kolei na dwóch fotelach naprzeciwko nich siedziały
dwie osoby. Znał je aż za dobrze. I szczerze? Nienawidził ich. Wysoka, szczupła
kobieta o długiej szyi i końskiej twarzy spojrzała na niego chłodnymi
niebieskimi oczyma. Zarzuciła swoim czerwonym lokiem prychając jak dzika kotka.
Chociaż dla niego to bardziej jak dzika świnia na uwięzi, no ale nie mógł
przecież powiedzieć tego na głos. Spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niej.
Średniego wzrostu mężczyzna z dużym brzuchem. Krótko ostrzyżone ciemno
niebieskie włosy i tego samego koloru wąs obcięty jak od linijki tuż nad linią
ust.
Rodzice John’a.
Państwo White.
- Luigi? Coś się stało?
- Tak.- Odpowiedział na pytanie opiekuna i
podszedł do kanapy. Usiadł po prawej stronie Didier’a.
- Czy to może chwilę poczekać? Jak widzisz
właśnie rozmawiamy, więc…
- Wiem. Dlaczego przyszedłem.
- Słucham?- Zapytał zaskoczony wychylając
się w stronę chłopaka.
- Nie pozwolę na to, aby Didier siedział
tutaj sam z tymi ludźmi.- Powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Przecież nie jest sam. Ja też tutaj
jestem, więc…
- Jest pan, i co z tego skoro i tak się
pan nie odzywa. Boi się pan ich jakby byli nie wiadomo kim.
- Jak śmiesz gówniarzu…
- Z panią jak na razie nie rozmawiam tylko
ze swoim Opiekunem, więc proszę się nie wtrącać. Jeżeli dobrze pamiętam to z dobrym
wychowaniem żyje pani w bardzo toksycznej symbiozie, o ile łapie pani o co mi
chodzi.- Warknął Luigi kiedy kobieta wystrzeliła gwałtownie z fotela.
Zignorował jej purpurową ze złości twarz.- A ty Didier nie daj im się! Skoro ty
jesteś tutaj aby, jak ty to mówiłeś za każdym razem „Bronić Opiekuna przez
stadem bezmyślnie brykających małpiszonów” to ja będę bronił i ciebie i
opiekuna przed „stadem bezmyślnie brykających małpiszonów”.
- Wyjdź!- Kobieta pokazała mu palcem drzwi,
kiedy ten wygodnie oparł się o oparcie za jego plecami i spojrzał na nią z
wyższością (on siedział a ona nadal stała).
- Nie pani tutaj rozkazuje. I nie mam
obowiązku słuchać kogoś takiego jak pani.
- Ty bezczelny gówniarzu! Jak śmiesz?! Kim
jesteś aby…!
- Bla, bla, bla.- Przeciągnął się i
spojrzał na Didier’a.- O chuj im znowu chodzi? Bo na pewno nie przyjechali
tutaj rekreacyjnie.
- Nie mogą się dodzwonić do syna.-
Powiedział chłopak starając się ignorować „lekko podenerwowaną” matkę swojego
byłego współlokatora. Pan White póki co milczał. Nie znosił tych ludzi. Dziwił
się jak ktoś taki może być rodzicami John’a. Żałował, że chłopak zapomniał o
całej tej toksycznej sytuacji jaka łączyła go i jego rodziców. Ciekawe co by
zrobił gdyby sobie przypomniał, że przecież jego kochani rodzice wywalili go z
domu jak skończył siedemnaście lat. Ojciec go pobił. Matka wyzywała i powiedziała,
że nie jest jej synem. Jak zabrali mu wszystkie jego oszczędności, które w
wakacje zarobił roznosząc gazety. Bo w końcu należało im się za te wszystkie
lata, które w końcu on zmarnował idąc do tej- ich zdaniem- podrzędnej szkoły.
Chociaż to były powody dla których John wyrażał
się na temat swoich rodziców dość nieprzychylnie, Didier nie przepadał za nimi
z innego powodu.
Gdyby nie ich zalecenia…
- A co ty masz do tego? Jego niańką
jesteś?
- No nie, ale…
- Wiesz gdzie jest?
- No nie, ale…
- Mieszkasz z nim nadal w pokoju, aby
interesowało cię co, z kim i gdzie robi?
- No nie, ale…
- Jest dla ciebie kimś ważnym abyś musiał odpowiadać
na pytania tej suki?
- Luigi… nie powinieneś tak mówić do kogoś
starszego.- Didier spojrzał na niego przerażonym spojrzeniem. Nie chciał
odpowiadać wprost na zadanie przez chłopaka pytanie. Wiedział, że musiałby
skłamać. A miał już dość kłamstw jeżeli chodziło o jego uczucia i myśli. Czuł
się nimi zatruty.
Potrzebował odwyku.
Detoksykacji.
Może wtedy będzie mógł myśleć jaśniej i
oddychać pełną piersią.
- Słuchaj! Ona jest kobietą, która omamia
facetów. Wmawia im różne rzeczy, aby robili to co chce. Wykorzystuje ich i
rani.
- A czy to nie jest fachowy opis suki?-
Pytanie o dziwo nie padło z ust Didiera tylko z ust ich Opiekuna, który
pospiesznie zakrył usta dłonią kiedy cztery pary zaskoczonych oczu skierowały
się w jego stronę.
- Jak pan śmie?! Mieliście go pilnować! A
tutaj co?! Nie ma go! Nie odbiera telefonów! Nie pojawia się w szkole! Ostatnio
nie pojawił się w szpitalu po nową dawkę leków! Jeżeli przez was…!
- Chwila.- Luigi przerwał jej
bezceremonialnie i wstając z kanapy podszedł do okna. Wyciągnął z kieszeni
telefon i wybrał pewien numer. Po trzech sygnałach ktoś odebrał telefon.
-
Cosi, chiedo scusa?- Usłyszał znajomy głos. Uśmiechnął się pod nosem.
Wiedział, że teraz zachowuje się jak skończony drań i cham ale miał na to
dosłownie wyjebane.
- Mamme?- Zapytał i uśmiechnął się
delikatnie.
- Luigi? Miele?
- Si, sono io, mamme.
-E ‘successo qualcosa? Normalmente non
chimata Nel bel mezzo Della settimana.- Usłyszał zatroskany głos swojej
rodzicielki. Wiedział, że jego matka zrobi dla swojego jedynaka wszystko. Nie
zawsze to wykorzystywał, ale w takich momentach musiał skorzystać z jej pomocy,
nawet jeżeli będzie musiał poudawać bezradną osobę, którą wcale nie był.
- Scuola futuri genitori Giovanni. Anche in questo caso si aggrappano a
tutto Didier.E ora come se non bastasse hanno detto che se John smette di
prendere il farmaco sarà colpa nostra. Sai
cosa questa donna. Lei è pazzo! Ti prego, aiutami.So che non ho
chiesto per il suo intervento, ma Didier e John sono i miei amici.Uno
psicopatico è mescolato ancora una volta! E
come fare qualcosa Johen! Egli non sopravvivere a questo!- Krzyknął
udając oburzonego i spojrzał w stronę rodziców swojego przyjaciela. Wiedział
jak zareaguje jego matka. Osobiście nie przepadała za państwem White. A jego
przyjaciół uwielbiała. Z kolei Johen był dla niej bardziej synem niż Luigi.
Długowłosy owinął ją sobie dookoła palca jeszcze jak się przyjaźnili.
- Beh,
è uno scandalo! Lasciate
... Johen è a lei di non avvicinarsi. John
e Didier anzi no. Quindici minuti
qualcuno verrà ad aiutarvi.
- Grazie, mamme. Ti amo.
- Anche io ti amo, figlio.- Powiedziała i
się rozłączyła. Odwrócił się w stronę pokoju ignorując pioruny lecące z oczu
matki John’a.
- A więc wracając do tematu. Co nam pani
zrobi, jeżeli John nie weźmie przez kilka dni leków? Chociaż nie tak powinno
brzmieć pytanie. Co John zrobi PAŃSTWU jeżeli nie weźmie przez kilka dni
tabletek? Nieźle to sobie państwo rozegrali. Kiedy John trafił do szpitala, w
którym pracujecie nie było trudno przepisać leki które pomagały mu i szkodziły
jednocześnie. Ale co zrobicie kiedy on odzyska pamięć?
- Nasz syn miał zostać znanym lekarzem, a
nie pożal się boże muzykiem!- Pierwszy raz głos zabrał ojciec jego przyjaciela.
- Kto tak powiedział? On? Nie przypominam
sobie. Od kiedy pamiętam John mówił, że nigdy nie zostanie lekarzem. Piłkarz,
nauczyciel nawet kanalarz. Ale nigdy lekarz!
- To jego obowiązek! Ma zostać lekarzem,
poślubić dziewczynę jaką dla niego wybraliśmy! Rok po ślubie będzie miał syna!
Dwa lata później urodzi mu się córeczka!
- Wow.- Didier zaśmiał się głośno i
spojrzał na nich z żalem.- Właśnie mi pani przypomniała dlaczego John jak i ja nie
trawiliśmy państwa. Poczułem się jak w średniowieczu. Grubo. Starzy układający
życie dziecku. Już bardziej żałośni być nie możecie.
-Żałośni?! Żałośni?! Chyba mówisz o swoich
rodzicach…- Kobieta urwała zaskoczona kiedy Francuz wstał gwałtownie wywracając
jednym ruchem mały, drewniany stolik który stał pomiędzy nimi. Kubki, które kilkanaście
minut temu jego opiekun postawił na blacie rozbiły się głośno.
- Ty tępa pizdo powiedz jeszcze jedno
słowo na temat moich rodziców, a w dzisiejszym wieczornym wydaniu gazety pojawi
się cała lista kochanków wielkiej pani doktor. Matka dziwka! Ojciec hazardzista
i alkoholik! No idealna rodzinka! Nie dziwie się, że John kopnął was w dupę!
Co?! Myślałaś, że nic nie wiem! A takiego wała! Wiem, kurwa, wszystko! Wielcy
lekarze, a pokazują dno życia ludzkiego! Mam nadzieje, że John szybko przypomni
sobie dlaczego uważa was za śmieci i…- Nie dokończył kiedy jego twarz przeciął
potężny cios zadany przez mężczyznę. Nie zdążył upaść na podłogę. Stracił
przytomność w trakcie upadku. Luigi złapał go w ostatniej chwili podtrzymując
jego głowę przed uderzeniem o podłogę. Spojrzał do góry i obnażył zęby.
- To był błąd.- Powiedział tylko.
***
Przeszedł z małej, przytulnie urządzonej
kuchni do salonu. Usiadł na podłodze opierając plecy o ciemną, skórzaną kanapę.
Spojrzał na wielki telewizor, na którym widniała jego twarz. Film został
zatrzymany na dziesięciu minutach, kiedy usłyszał jak w kuchni czajnik dał o
sobie znać. Rozejrzał się ponownie po mieszkaniu nie mogąc uwierzyć, że należy ono
do niego. Znajdowało się na obrzeżach miasta, w którym się uczył. Należało
kiedyś do jego dziadka, ale po śmierci mężczyzna przepisał mieszkanie
chłopakowi tak samo jak pewną sumkę pieniędzy do której nie mieli dostępu jego
rodzice. W testamencie umieścił nawet klauzurę znaną wyłącznie chłopakowi oraz
adwokatowi. Klauzura ta mówiła o tym, że jeżeli jego rodzice wezmą chociaż
centa z tych pieniędzy wszystkie te pieniądze jak i mieszkanie trafi na
utrzymanie szkoły, w której aktualnie uczył się chłopak. Kiedy przybył tutaj
tydzień temu nie wiedział co zastanie w mieszkaniu. Nie ukrywał, że to co tutaj
znalazł bardzo go zaskoczyło. Wchodząc do mieszkania wchodziło się bezpośrednio
do kuchni, z której jedne wejście -bez drzwi- prowadziło do salonu. Natomiast
drugie-już z drzwiami- do łazienki połączonej z toaletom. Koło telewizora, w
który wlepiał spojrzenie znajdowały się kolejne drzwi prowadzące do wielkiej
sypialni. Całe mieszkanie wyglądało jak nowe. Jakby chociaż dwa razy w tygodniu
ktoś tutaj przychodził i w nim sprzątał. Nawet rośliny były zadbane, a jedzenie
w szafkach świeże, nie przeterminowane.
Wyciągnął wygodnie nogi i sięgając po
pilota odpalił ponownie film ukazujący różne elementy z jego życia. Płyta, na
której nagrany był film nosiła tytuł „Z okazji urodzin Mon Fou;*” Znał to pismo
i coś mu świtało w pamięci, że już gdzieś słyszał ten francuski zwrot, ale nie
wiedział gdzie, dlatego chciał obejrzeć ten film. Z początku zaczynał się
normalnie. Nakręcono kilka sekund jak jakaś drużyna grała w nogę, później
płynnie przeszedł w sale koncertową z fortepianem na czele. Filmik ogólnie
pokazywał jego życie w szkole i w Internecie. Życie jakiego nie znał. Zatrzymał
go w momencie kiedy grał z przyjaciółmi i Didier’em w karty na dziedzińcu
szkoły. W sumie nie karty. Grę karcianą. Odpalił ponownie odtwarzanie filmu i
upił łyk ciepłej herbaty owocowej. Poprawił okulary na nosie i rozsiadł się
wygodnie na podłodze.
Luigi sięgnął po kartę i
spojrzał na Johen’a, który siedział naprzeciwko niego. Byli razem w drużynie.
John i Didier tworzyli przeciwną drużynę i o dziwo wygrywali trzema punktami. Cała
czwórka grała w dość uproszczoną grę dla dzieci. Tabu. Didier pilnował, aby
Luigi nie używał zakazanych słów. John pilnował niemieckiego przyjaciela. Nie
mieli ograniczeń czasowych. I nie musieli używać jednego słowa. Mogli
naprowadzać siebie nawzajem całymi zdaniami, w których nie było zakazanych
słów. (aut. Akcja miała miejsce w moim realnym życiu. Ja i siostra bierzemy
tutaj udział xD. Zgadnijcie kto był kim;D)
- Jedno słowo podzielone
na dwie części. Druga część- tam się pływa w tych śmiesznych łódkach. Miasto
zakochanych!- Krzyczał roześmiany Luigi gestykulując energicznie rękoma.
- Wenecja!- Odpowiedział
Johen. Didier co chwilę zaglądał czarnowłosemu przez ramie pilnując jego
uczciwości.
- Tak. A to drugie ma
związek z Yaoi. Co się tam robi?- Zapytał Włoch uśmiechając się wrednie.
Ciekawe co długowłosy mu odpowie?
- Dużo rzeczy.- Odparł
nieśmiało.
- No ale to
najważniejsze.
- Kop…
- Nie. Po angielsku to
jest płeć.
- Sex.
- No i pierwsze trzy
litery i to drugie słowo całe.- Powiedział uradowany. Didier zmarszczył czoło i
odsunął jego palec wskazujący prawej ręki, który zasłaniał mu odpowiedź.
Spojrzał na nią i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Sekwenecja?
- No.
- Co to jest sekwenecja?-
Zapytał całkowicie poważnie Niemiec. Luigi pokazał mu kartę.
- No zobacz.-
Powiedział. Didier śmiał się już na cały głos trzymając się za brzuch. John
przyglądał mu się nie rozumiejąc zachowania Francuza.
- Sekwencja! Idioto!-
Johen rzucił kartą w twarz Włocha i udał oburzonego. John zaśmiał się głośno
wtórując w ten sam sposób Didier’a.
John oglądający ten film również zaśmiał
się głośno i odstawił kubek na stole. Lepiej aby się nie poparzył kiedy znowu
będzie zwijał boki ze śmiechu.
(aut. Ta akcja też się tyczy mnie i mojej
siostry xD)
Tym razem po kartę
sięgnął Didier i z pełną powagą wymalowaną na twarzy spojrzał w oczy
ciemnowłosemu.
- Dajesz maleńki.-
Powiedział chłopak zacierając ręce jakby już wygrali. Didier prychnął cicho pod
nosem i spojrzał mu hardo w oczy.
- Mistrzostwa, zawody
inaczej?
- Turniej.
- A odbywa się w
telewizji. Jak ten turniej się nazywa?
- Telenowela?- Zapytał nieśmiało
po czym oblał się szkarłatem, kiedy Didier zaśmiał się głośno kręcąc przecząco
głową.
-
O kurwa.- Tylko tyle zdołał powiedzieć chłopak oglądając film dalej.
Cała czwórka siedziała w
pokoju należącym do Didiera i John’a. Na podłodze nie znajdowały się żadne
granice. Chłopacy siedzieli koło siebie zajadając się słonymi paluszkami i
przyglądali się zażartej walce jaka toczyła się między pozostałą dwójką.
Chłopacy gadali na temat tego czy to fajnie jak dziewczyna się krztusi w czasie
obciągania czy też nie. Jeden mówił, że to niekulturalne a drugi, że wręcz
pociągające.
- Didier!- Zawołali
jednocześnie szukając u niego poparcia. Chłopak wzruszył obojętnie ramionami.
- Ja się staram nie
krztusić jak robie loda chłopakowi.- Powiedział nie okazując żadnych emocji na
twarzy.
- Ja też nie.- Powiedział
zlewkowo Johen. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi.
- Aha.- Odparł równie
zlewkowo Luigi. John dopadł się do szklanki z colą opróżniając ją bardzo
szybko.
- Ale wiecie. Jak czasami
atakują w kilku jest trudno.
- Phiiiiiiiiiii!- Cały
napój znajdujący się w ustach Johna wylądował na twarzy Didiera.
- John!
- Johen, ty jesteś gejem?-
Zapytał zaskoczony John.
- Didier wyłącz tą
kamerkę. To nie może być na filmiku!
- Luigi nie drzyj się. Nie
jestem. Chyba. Jak to mówi John każdy hetero jest hetero do szóstego piwa.
- Ty nie słuchaj jego
mądrości, bo będziesz chodził w trampkach zimą. I od dzisiaj nie pijesz z nikim
więcej niż jedno piwo.
- A co? Zabronisz mi?
- Tak. Didier! Kurwa,
kamera!- Krzyknął Luigi gapiąc się w obiektyw. Didier wypuszczając głośno
powietrze z płuc podniósł się na równe nogi i padł jak długi jęcząc głośno.
Złapał się za lewą łydkę przytulając ją do ciała.
- Mrówki chodzą mi po
nogach!- Jęknął głośno nie mogąc wstać. John pochylił się nad nim dźgając
palcem jego obolałą nogę. Chłopak odepchnął go z bólem i pretensjami
wymalowanymi na twarzy.
- Jakie? Czerwone?-
Zapytał John.
- Ta, kurwa! Faraonki!
- O widzisz. I masz cały
Egipt u swych stóp.- Zadrwił chłopak.
- Kurwa! John to nie jest
śmieszne. Pomóż mi wstać!
John
wypuścił głośno powietrze z płuc i przetarł twarz dłońmi. Ściągnął z siebie
grubą bluzę i cisną ją na kanapę. Ciekawe co jeszcze ciekawego znajduję się na
tym filmiku. Chciał go szybko obejrzeć, bo w sypialni na dnie szafy widział
bardzo interesujące go duże pudło, do którego za wszelka cenę chciał zajrzeć.
- Wczoraj pożegnałem
przyjaciela z Niemiec.- Powiedział Johen pijąc kolejny łyk wódki, jaką udało im
się przemycić do akademika. Mocno wstawiony John poklepał go pokrzepująco po
ramieniu.
- A, co? Umarł?
- Nie kurwa. Kazałem mu
spierdalać po tym co mi powiedział.- Chłopak walnął go otwartą dłonią w tył
głowy po czym zaśmiał się cicho.- Cieszę się chłopaki że was mam. Dawajcie
zabawimy się na całego.
- Pierdolisz.-Jęknął John
siadając na łóżku i sięgając po swoją butelkę z czystą wodą. Nie pamiętał co
się działo na imprezie. Wyłączyli kamerę dochodząc do wniosku, że to mogłoby
być bardzo obciążającym ich dowodem jeżeli wpadłoby w niepowołane ręce dlatego
woleli nie ryzykować. Teraz żałował. Gdyby nie to nie musiał by wierzyć w
ściemy jakimi karmił go francuz.- Po jaki chuj miałem włazić do twojej szafy i
szukać w niej Narnii?
- To ja się pytam ciebie
po co to robiłeś. Tak samo jak powiedz mi co ci się wkręciło, że położyłeś się
na łóżku i wołałeś „Jack, Come Back”?- Zapytał jasnowłosy nic nie robiąc sobie
z tego, że chłopak w tym momencie cały się opluł zalewając połowę łóżka wodą
jak i swoją śliną. Jego łóżko. Nie będzie się mieszał. John zerwał się na równe
nogi po czym jęknął głośno łapiąc się w lewe ramie, na którym widniał wielki,
fioletowy siniak. Didier pokazał na niego palcem.- Wpadając na ścianę
próbowałeś się dostać na Peron 9 i ¾.
- Proszę ja ciebie nie
dobijaj mnie. Wkręciłeś coś sobie, a teraz…- Urwał i złapał coś co chłopak mu
rzucił. Spojrzał na ową rzecz trzymaną w ręku i uniósł zaskoczony brwi do góry.
Jego czarne skarpetki-a dokładniej jedna- w białe kostki piszczelowe, które
dostał na święta od Johen’a.- Co znowu?- Zapytał ukrywając twarz w dłoniach.
Musiał na serio coś odwalić skro Didier miał te skarpety.
- Dałeś mi to i
powiedziałeś „Zgredku jesteś wolny”. Ale wiesz moja niby niewola mi się podoba,
więc oddaje co twoje. No i co bym zrobił z jedną skarpetą.
- Zapomnijmy o tym.
- Zabawny jesteś. Poczekaj
aż przyjdzie Luigi i Johen.
- Dzisiaj kurwa autostrada
zamknięta!- Krzyknął oburzony i podszedł do drzwi zamykając je na klucz. Didier
zaśmiał się głośno.
John
ukrył twarz w dłoniach. Jak on mógł się tak skompromitować przed tym cholernym
Francuzem? Jak on mógł się tak zachowywać, a teraz od kilku miesięcy być takim
dupkiem? Nie ogarniał tego. Wypuścił głośno powietrze i znowu spojrzał na ekran
telewizora mało co nie dostając zawału. Scena jaką teraz zobaczył sprawiła że
jego serce stanęło na moment, a przed oczyma zrobiło się ciemno.
- Ciii. Zobaczymy co nasz
John robi sam kiedy zgłosił w szkole ból brzucha i urwał się z lekcji.-
Powiedział cicho Didier do kamerki i otworzył delikatnie drzwi od pokoju.
Zajrzał do środka i przełknął głośno ślinę, kiedy kamera nakierowała się na lóżko
jego współlokatora, który aktualnie leżał na nim w samej koszulce z szeroko
rozsuniętymi nogami. Jego palce owijały się na trzonie jego naprężonej
męskości. Palce drugiej ręki zacisnęły się na jądrach. Didier po cichu wszedł
do pokoju i zamknął drzwi na klucz. John uniósł gwałtownie głowę do góry
zaciskając mocno kolana ze sobą.
- Nikt cię nie nauczył jak
się puka?- Zapytał piskliwym głosem cały czerwony na twarzy.
- Ciebie widocznie też
nie.- Odparł cicho Didier i uśmiechnął się wrednie.
- Orz ty!
- Nie przerywaj sobie. Ja popatrzę.-
Powiedział chłopak. John spojrzał na niego mrużąc oczy po czym zsunął się z
łóżka i podszedł do niego po woli. Stanął naprzeciwko niego i położył mu ręce
nad głową.
- A może się dołączysz?
- W biały dzień nie.
- Jesteś Francuzem.
- No i?
- Pokaż mi Francuzką
miłość.
- Jednak nie.- Droczył się
z nim chłopak i nakierował na niego kamerę.
- Nosz kurwa!- John wyrwał
mu kamerę i cisnął na jego łóżko po czym obejmując go lewą ręką pociągnął na
swoje łóżko. Popchnął go na nie i zawisł nad nim.- I co teraz?
- Teraz to mnie chyba
pocałujesz?
- A żebyś wiedział wredny
Francuzie.- Warknął cicho i wpił się w jego usta całując go zachłannie. Didier
zaśmiał się cicho i wsunął prawą rękę pod koszulkę chłopaka, którego biodra po chwili
zafalowały.
- Dobra Kotek. Więcej z
tego filmiku ci nie pokaże. Dobrze wiesz co się później działo. Ja też wiem.
Oglądając mój prezent dla ciebie z tego roku będziesz mógł sobie przypominać
leżąc na kanapie dlaczego na drugi dzień tak bardzo bolał mnie tyłek i nie
mogłem siedzieć na większości lekcji. Życzę ci wszystkiego co najlepsze z okazji
urodzin. Zdrowa, szczęścia, masturbacji.- Zaśmiał się głośno.- Nie znajdziesz
mnie dzisiaj. Dopiero jutro więc niech ten filmik umili ci noc. A jutro przyjdź
do miejsca w którym zaczęliśmy ze sobą chodzić. W końcu minie rok od kiedy
jesteśmy razem. Kocham cię Mon Fou.- Powiedział Didier i
nagranie zostało przerwane.
Ekran
rozświetlał ciemny pokój neonowym niebieskim światłem. Naprzeciwko telewizora siedział
niebiesko włosy wpatrujący się w jego powierzchnię jakby zobaczył ducha. Na
jego policzkach gościł wściekły szkarłat. Oddychał ciężko. Po policzkach powoli
zaczęły ściekać łzy.
Te
wszystkie sny to nie były sny tylko wspomnienia. Nie musiał zaglądać do pudła
na dnie szafy. Wiedział co się w nim znajdzie. Wiedział kto połączył Luigi’ego
i Johen’a. Wiedział dlaczego było tutaj tyle jego rzeczy. Nowych rzeczy.
Wiedział dlaczego nienawidził Edgard’a. Wiedział dlaczego wyniósł się z
mieszkania rodziców i nie chciał z nimi rozmawiać. Wiedział kto był z nim w
dzień wypadku i dlaczego. Wiedział dlaczego Didier starał się tak bardzo aby
chłopak nie odzyskał wspomnień.
Wiedział.
Wiedział wszystko. I to właśnie bolało go najbardziej.
Filmy
się naprawiły. Pułki napełniły. Szuflady pootwierały. Kartki książek na nowo
odzyskały barwę. Zdjęcia wróciły na swoje miejsce. Pióra Anioła muskały
delikatnie jego ramiona otulając go ciepłą mentalną pierzyną.
Część
mózgu odpowiedzialna za zapamiętywanie przechowująca w sobie obrazy i nie tylko
się odblokowała. Już nic jej nie uciskało.
Pamięć
ciała… ciała rozgrzanego do czerwoności po zobaczeniu ostatniej sceny z filmu
oddała mu wszystko.
Pamiętał
każde jego słowo, każdy dotyk. Muśnięcie palców i warg. Jego zapach. Każdy
dzień z nim spędzony. Każdy gest, rozmowę, tajemnicę, zachowanie.
Pamiętał,
że w dzień wypadku miał spotkanie z Didier’em w restauracji. Pokłócili się
poważnie o rodziców John’a. Jego matka chciała się wtedy z nim pilnie zobaczyć.
Chłopak zastanawiał się czy pójść na spotkanie. Didier mu to odradzał. Martwił
się o niego. A on zrobił mu awanturę. Że to iż chłopak ma szczęśliwą rodzinę
nie obliguje go do tego aby pozbawił Johna możliwości odzyskania swojej. Didier
wykrzykując mu kilka gorzkich słów w twarzy wybiegł z restauracji. On po
uiszczeniu rachunku pognał za nim. Kłócili się. I to wielokrotnie. Ale nigdy
nie pozwolił na to aby Didier odszedł. Nie miał zamiaru pozwolić nawet na to w
takiej sytuacji. Za bardzo kochał tego wariata, aby patrzeć jak odchodzi.
Pamiętał
jak serce stanęło mu w miejscu, kiedy Didier wbiegł na czerwonym świetle na
pasy. Podbiegł do niego i wypchał go spod kół pędzącego auta, za którego
kierownicą siedział Edgard. Usłyszał wtedy przenikliwy krzyk. Kiedy otworzył
oczy był już w szpitalu i nie pamiętał nic.
Nawet
nie zatroszczył się o rannego chłopaka. Tylko naskoczył na niego jak poparzony!
I
jeszcze jego rodzice…
Zazgrzytał
zębami. Pożałują tego co zrobili. Myśleli, że amnezja sprawi iż znowu będzie
potulny i w ogóle. Nie dostaną od niego niczego. I nie pozwoli im odsunąć go od
Didier’a. Nikomu już nie pozwoli. Tak samo jak nie pozwoli chłopakowi odejść!
W
końcu jego wspomnienia wróciły. Pamiętał wszystko.
Pamiętał.
I
cierpiał jednocześnie.
******************************************
Małymi kroczkami dochodzimy do końca tego opowiadania. Jeszcze kilka rozdziałów i wstawię jakieś krótsze historie przed tym jak znowu zabiorę się za coś dłuższego. Ale do tego czasu trzeba trochę poczekać.
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień:)
Gizi03031