niedziela, 26 lutego 2017

XI (Ksi)

hej....
trochę nie mam weny, ochoty ani chęci dodawać teraz rozdział, ale jak obiecałam to dodaje.
Powiem wam pewną ciekawostkę. Najpierw powstał ten OneShot, a później bazując na nim powstało inne moje opowiadanie a Nao i magach, które w trakcie powstawania trochę odbiegło od normy.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zaptaszam do czytania
********************************
Biegłem ile sił w nogach, które tak na marginesie odmawiały mi posłuszeństwa. Jeżeli mnie dorwą będzie po mnie. Tego byłem pewien jak niczego innego na świecie. Skręciłem w wąską uliczkę przewracając się o kubeł na śmieci. Metalowy kosz zabrzęczał głośno o chodnik. Cholera! Znajdą mnie!
Ruszyłem pędem przed siebie. Słyszałem jak się zbliżają, są już tuż-tuż. Upadłem od ciosu w plecy. Zakrztusiłem się ciepłym powietrzem i pospiesznie przekręciłem się na nie aby widzieć ich przed sobą. Było ich dwóch. Dwóch rosłych osiłków. Na ich klatkach piersiowych widniał wielki czerwony „X” więc na plecach znajdowała się tego samego koloru i wielkości literka „I”. Stali wysoko nade mną ale nie widziałem ich twarzy. Nawet gdybym stał miałbym z tym zadaniem problem. Byli wyżsi niż ja o jakąś połowę mojego ciała.
- Już jesteś martwy gówniarzu.- Syknął jeden z nich. To zapewne ten, którego wcześniej uderzyłem.
- Jakoś w to wątpię. Przecież jestem żywy.- Za pyskowałem do niego nie wiedząc w ogóle po co to robię. Poczułem ostry ból, kiedy ten z impetem kopnął mnie w brzuch.
- Nie bądź taki hej do przodu.- Warknął. Zaśmiałem się.- Zbadaj mu oczy.- Dodał do swojego kompana. Zadrżałem. Przełknąłem głośno ślinę. Zacisnąłem mocno powieki.
Nazywam się Ikuto. Jestem średniego wzrostu 16-sto latkiem. Głupim dzieciakiem o jasnoniebieskich oczach i ciemnoniebieskich włosach wiązanych przeze mnie w kitkę u góry. Urodziłem się w parszywym świecie podzielonym na sektory które walczyły ze sobą o terytorium. Sektorami rządzili ludzie bezwzględni i brutalni. A przede mną stali ludzie najgorszego z nich. Sektor w którym mieszkałem był najgorszy. Jeżeli nie umiałeś walczyć- ginąłeś. Sektor XI to mój dom. Niektórzy odczytywali to jako 11. Głupcy!
Czyjeś zimne palce rozwarły mi mocno ściskane przeze mnie powieki po czym na moje źrenice spadł jasny snop złotego światłą. Coś kilkakrotnie kliknęło.
- Nie ma go.
- Jak to go nie ma?!
- No nie ma go!- Kłócili się między sobą. Uśmiechnąłem się. Mogą szukać. I tak mnie nie znajdą. W żadnym rejestrze żadnego Sektora. Nagle jeden z nich zacisnął mi dłoń na gardle. Zakrztusiłem się próbując się uwolnić.
- Kim jesteś gówniarzu?!
- Mie-mieszkańcem XI- Wycharczałem. Ścisnął mocniej moje gardło. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
- Przestań chrzanić! Nie ma cię w rejestrze!
- Oil nie wyciągniesz z niego niczego. Po prostu go zabij.- Powiedział jego kompan. Otworzyłem szeroko oczy kiedy uniósł mnie do góry. Nie dotykałem stopami ziemi. Płuca bolały domagając się odrobiny dobrodusznego tlenu.
- Co tu się wyprawia??- Usłyszałem stanowcze pytanie, po którym zostałem puszczony na ziemię. Opadłem na kolana. Kaszląc głośno łapałem zachłannie upragnione chusty powietrza. Uniosąc się na kolanach i dłoniach spojrzałem przed siebie. Łapiąc się za szyję spojrzałem na osobę stojącą przed nami. Osobę, która mi pomogła, a której widok nie przyprawił mnie prawie o zawał serca.
Przede mną stał ON- Ren. Przywódca XI. Ubrany na czarno z podwójnym czerwonym X-em na piersi. Był trochę niższy niż moi oprawcy ale lepiej zbudowany. Długowsłosy blondyn. Prawe oko zasłonięte przez długą grzywkę. I tak wiedziałem, że widnieje na nim szeroka i długa blizna. Oczy koloru moich włosów. Spojrzał na mnie przelotnie, a po moich plecach przebiegły niebezpieczne ciarki. Nie mogłem się ruszyć. Jego zimne i bezlitosne spojrzenie zakuło mnie w kajdany. Nie mogłem uciec!
- Złapaliśmy kogoś spoza systemu.
- Ohm.- Wydobył z siebie tylko ten jeden dźwięk patrząc na mnie uważnie.- Nawet o tym nie myśl.- Dodał kiedy tylko delikatnie przeniosłem ciężar swojego ciała na nogi aby uciec jak najdalej od nich.- Co was nakłoniło aby go ścigać?
- Zaatakował nas.
- I?
- Powalił mnie, ukradł nam jedzenie, forsę i zwiał.- Powiedział Oil. Ren zaśmiał się głośno. Zamarłem zaskoczony. Czy ktoś taki jak on może mieć tak ślicznym perlisty i czysty śmiech?
- Możecie odejść.
- Ale…- Oil urwał obdarzony jednym chłodnym spojrzeniem. Po chwili już ich tutaj nie było.
- Podejdź.- Rozkazał, ale ja ani drgnąłem. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu nie mogłem. W tym człowieku było coś takiego co sprawiało, że paraliżował się strach i nie mogłem się ruszyć. Jak mała bezbronna myszka złapana w hipnotyzujące spojrzenie węża. Podszedł do mnie i jednym szarpnięciem postawił mnie na równe nogi. Cieszę przerwał dźwięk dartego materiału. Spojrzałem na swoją zniszczoną i tak już bardzo bluzę. Ten chuj ją rozdarł! Puścił mnie zaskoczony kiedy spojrzałem na niego z furią wymalowaną na twarzy i oczach.
- Zobacz co zrobiłeś! Ty… Trepie!
- Trepie?
- Tak! Trepie! Do niczego już się nie nadaje!- Krzyknąłem ściągając z siebie bluzę i ciskając w jego stronę. Stałem teraz przed nim w obcisłej Czernej koszulce na ramiączkach, ciemnych bojówkach i lekkich znoszonych i brudnych trampkach.
- Chodź.
- Co?
- Chodź.- Powtórzył i ruszył przed siebie. Głupi czy co? Patrzyłem na jego oddalające się plecy. Zwariował myśląc, że potulnie za nim pójdę. Zrobiłem pierwszy cichy krok w tył i wpadłem na coś twardego. Uniosłem zaskoczony głowę do góry. Co to takiego? Otworzyłem szeroko usta i oczy. Jakim cudem?! Przecież przed chwilą dosłownie pół sekundy temu był 10 metrów przede mną a teraz stał za mną ze skupionym wyrazem twarzy. Popchnął mnie delikatnie na ścianę unieruchamiając mi ręce nad moją głową.- Trzeba było iść jak kazałem.
- Weź się ode mnie odpierdol koleś!
- Milcz.- Rozkazał i przeciągnął swoim chłodnym palcem po mojej szyi. Zadrżałem.
- Co ty…?- Urwałem kiedy zasłonił mi usta wolną ręką. Przyglądał mi się dłuższą chwilę. Po chwili pochylił się nade mną przykładając mi usta do ucha.
- Jak mówię chodź to chodź. Milcz to milcz. Zaatakowałeś moich ludzi. Musisz za to zapłacić.- Powiedział. Ugryzłem go w rękę. Odsunął ją zaskoczony i spojrzał na mnie jakby niczego nie poczuł.
- Zaatakowałem?? Nie masz pra…- Zakwiliłem kiedy uderzył mnie w twarz. Mimo swojej siły nie użył jej całej a ja i tak odczułem to dość boleśnie.
- Zapłacisz mi za kradzież mojego jedzenia i mojej forsy, jak i ruszanie moich ludzi. Nikt nie ma prawa ruszać tego co moje.
- Ikuto…- Oboje usłyszeliśmy przerażony głos za jego plecami. Ren odwrócił się powoli odsłaniając mój usta.
- Głupia! Uciekaj!- Wydarłem się kiedy dojrzałem małą dziewczynkę o blond włosach i jasnozielonych oczkach.
- Kto to?- Zapytała pokazując na Rena.
- Wynoś się stąd!
- Co ty robisz Ikuto!- Krzyknęła widząc jak ten przytrzymuje moje ręce. Podbiegła do nas na swoich krótkich nóżkach. Nie wiem ile w tym mojej siły a ile po prostu zgody tego człowieka ale udało mi się uwolnić i podbiec do niej.
- Bierz! Bierz i uciekaj! Ogłoś wszystkim alarm „B”! Słyszysz! Bie…- Zdążyłem wcisnąć w jej ręce mały pakunek po czym moje usta ponownie zostały zasłonięte przez jego dłoń. Zaskoczony próbowałem się uwolnić. Przez chwilę się szarpaliśmy. Ponownie dostałem w twarz kiedy Mała już uciekła.
- Kim jest ta mała?- Zapytał Ren. Stał przez chwilę w milczeniu kiedy na niego nie patrzyłem po czym zaśmiał się głośniej.- I wszystko jasne. Zawrzyjmy układ.- Powiedział chytrze. Spojrzałem na niego kiedy mnie puścił.
- Jaki?
- Co tydzień dostaniesz jedzenie i pieniądze dla wszystkich, którym pomagasz. Nikt ich też nie ruszy. A jeżeli będą potrzebować czegoś innego też to dla nich dostaniesz. Możesz prosić o co chcesz.
- Gdzie jest haczyk?
- Przez jeden dzień będziesz ich bohaterem, a sześć pozostałych MOJĄ zabaweczką.- Powiedział przyglądając mi się uważnie. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co?
- To co słyszałeś.- Powiedział i pociągnął mnie do ciemnego zaułku. Szarpałem się aby odzyskać wolność.
- Co ty wypra…- Urwałem kiedy przygniótł mi twarz do szorstkiej ściany. Zobaczyłem jak w ręku trzyma srebrną bransoletę. Wiedziałem, że za chwilę zmieni kolor na taki jaki on sobie tego zażyczy. Każdy kolor coś oznaczał. Czarny to służący w domu, zielony ochroniarz, czerwony seks zabaweczka, a fioletowy worek treningowy. Przyglądałem się bransolecie. Otworzyłem szeroko oczy przełykając głośno ślinę.
Stała się…czerwona!
- NIE!
- Daję ci ostatnią szansę. Albo moi ludzie zajmą się tobą, tą małą i pozostałymi albo się zgodzisz.- Syknął mi do ucha. Nie musiał mówić mi tego dwa razy. Niby dał mi wybór, ale tak naprawdę nie miałem go wcale.
- Co… co mam robić.- Zapytałem chociaż kolor bransolety już mi odpowiedział na to pytanie. Może jednak się pomylił? Puścił mnie.
- Ściągaj spodnie.- Rozkazał. Zamknąłem oczy. Jednak się nie pomylił.- Wiedz, że nie lubię się powtarzać.- Dodał, ale ja już je rozpiąłem drżącymi dłońmi. Podszedł do mnie zsuwając je razem z bielizną w dół. Pozostawił je na moich kostkach. Przyglądał mi się. Stałem obejmując się za ramiona. Odwrócił mnie tyłem do siebie wsuwając palce do mojego wnętrza. Zacisnąłem się na nich. Bolało! Poruszał nimi szybko i mocno. Stanowczo za bardzo bolało! Zagryzłem wargi opierając drżące ręce o ścianę budynku przede mną. Wypiąłem się delikatnie w jego stronę? Czy tak będzie dobrze? Ugryzł mnie w ucho. Jęknąłem zaskoczony. Nic nie usłyszałem ani nie poczułem niczego wcześniej. Po chwili moje ciało przeszył potworny ból. Chciałem krzyczeć, ale powstrzymała mnie jego ręka. Z bólu, aż ugięły się pode mną kolana, ale rozważnie mnie przytrzymał.
- Nie krzycz i stój sztywno, bo psujesz mi całą zabawę.- Syknął. Łatwo ci kurwa mówić! Wyzywałem go w myślach ale posłuchałem. I wtedy zaczęło się piekło.
Bolało! To tak bolało! Każde jego pchnięcie, najmniejszy chociaż ruch sprawiał mi ból nie z tej ziemi. Czułem jakby coś mnie rozrywało. Wszystko paliło i szczypało. Oddychałem coraz szybciej co chwilę wycierając obfite łzy ściekające mi po policzkach. Po chwili zorientowałem się, że jego ruchy zgrały się z moim oddechem. A może to mój oddech z jego ruchami?
Dyszał mi chwilę do ucha po czym doszedł we mnie. Myślałem, że zwymiotuję kiedy wyczułem ciepło w swoim wnętrzu. Wyszedł ze mnie. Zagryzłem wargi jeszcze mocniej. Bolało.
- Ubieraj się.- Padł chłodny rozkaz. Nie musiał mi tego mówić. Jednym, zwinnym ruchem krzywiąc się z bólu wciągnąłem na siebie bieliznę i spodnie. Odwróciłem się w jego stronę aby ruszyć za nim kiedy pocałował mnie namiętnie. Jego wargi miażdżyły moje. Był ode mnie większy i bez wątpienia starszy więc wiedział co robić. W odruchu chciałem go odepchnąć ale tylko przyciągnąłem go bliżej siebie. Nigdy wcześniej się nie całowałem (jak i nie parzyłem!) więc nie miałem tego z czym porównać. Miał bardzo słodkie usta. Odsunął się ode mnie.
- Rozumiesz co to znaczy?
- Tak.
- Godzisz się na to?
- Jaki mądry.- Warknąłem.
- Masz.
- Mhy.- Powiedziałem zakładając na lewym nadgarstku czerwoną bransoletę. Teraz każdy będzie wiedział czym się zajmowałem. Na bransolecie widniało jego imię. Imię mojego właściciela.
- Zapamiętaj jeszcze jedno.
- Tak?
- Jesteś MOJĄ zabawką. Jeżeli ktoś cię ruszy, dotknie albo coś oboje giniecie.- Powiedział. Otworzyłem szeroko usta i oczy.
- Eeee.
- Nie lubię się dzielić rzeczami, które do mnie należą.- Powiedział i ruszył przed siebie. Ale ja jestem człowiekiem. Wzruszyłem ramionami i jak jego cień ruszyłem za nim.
Sektor XI to mój dom, a człowiek który nim rządzi jest rozpieszczonym brutalem o ślicznym śmiechu, który robi ze mnie swoją zabawkę.
Ren- Przywódca Sektora XI.
Oraz
Ikuto- nieoznaczony mieszkaniec…

 **********************************
No i jak wam się podobało? Mam nadzieję, że bardzo,
Życzę miłego tygodnia i do następnej niedzieli
Gizi03031







niedziela, 19 lutego 2017

9.”Album wspomnień- OSTATNI”.9

No i dzisiaj żegnamy się z tym opowiadaniem. Od następnego tygodnia pocisnę coś krótszego. Może kilka one-shotów oraz jakiś króciutkich opowiadań, a następnie pójdziemy z czymś odrobinkę dłuższym.
A teraz zapraszam na ostatnią odsłonę tego opowiadania:)
Mam nadzieję, że wam się spodoba:)
*******************************************
- A jeszcze jedno.- John odłożył na chwilę łyżkę do miski z płatkami. Sięgnął do kieszeni spodni wyciągając z nich swój portfel.
- Co znowu?- Zapytał Luigi przyglądając mu się uważnie. Od samego rana chciał go o coś zapytać, ale nie wiedział jak zareaguje.- Gardło cię boli?
- Nie? Co?
- Normalnie nie chodzisz w arafatkach, a teraz…
- A to…- Powiedział chłopak i wyciągnął coś z portfela. Spojrzał na chłopaka siedzącego naprzeciwko niego.- Didier.- Dodał i wyciągnął w jego stronę lewą rękę. Chłopak spojrzał na niego znad jedzonego jogurtu z kawałkami owoców. Odwrócił się w jego stronę przepraszając na chwilę Johen’a, z którym przeglądał jednocześnie jego nową mangę.
- Tak?
- Łapka.- Powiedział ciemnowłosy zginając i prostując palce lewej ręki. Didier wypuścił głośno powietrze z płuc i podał mu swoją dłoń. Nie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami Johen’a, Luigi’ego oraz Colette. John coś pomajstrował przy jego dłoni po czym puścił ją wolno.- I nie waż się go nigdy więcej ściągać.- Dodał i wrócił do jedzenia swoich płatków. Didier popatrzył na swoją dłoń i uśmiechnął się delikatnie. Na jego palcu serdecznym znajdowała się srebrna obrączka, którą pół roku temu musiał ściągnąć. Przeciągnął palcami po dziwnych wyżłobieniach znajdujących się prawie na całej powierzchni obrączki. Pamiętał jak przez kilka godzin wybierał ją razem z John’em. Spojrzał na jego dłoń. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy i na jego placu dojrzał taką samą obrączkę.
- Czy możesz mi powiedzieć…- Zaczęła Colette, ale urwała patrząc na coś nad głową brata. Ten spojrzał w tamtą stronę i skrzywił się mocno.
 - John…- Zaczął cicho. Chłopak spojrzał na niego z czułością uśmiechając się delikatnie. Chłopaka wskazał głową w stronę drzwi. John powiódł w tamtym kierunku wzrokiem. Zmarszczył czoło.
- Za chwilę wrócę. Jak skończysz jeść, a mnie nie będzie idź prosto do pokoju.
- Ale…
- Prosto do pokoju.- Powiedział i podszedł do niego. Pocałował go delikatnie w czoło po czym podszedł do ich Opiekuna Akademickiego, koło którego stali jego rodzice. Będzie musiał sobie z nimi wiele wyjaśnić, a nie chciał aby Didier słyszał chociażby i słowo z tego co zamierza powiedzieć rodzicom. Jak nic by go po tym zabił, a później siebie zżerany przez palący wstyd.
- Co to było?- Zapytała Colette, kiedy za John’em zamknęły się drzwi prowadzące do stołówki. Didier spojrzał na nią unosząc lewą brew do góry.
- Co było? Nie rozumiem.
- Ta obrączka i ten pocałunek w czółko jak jacyś nowożeńcy.- Zauważyła machając w zawiły sposób rękoma. Didier dojadł do końca swój jogurt nim udzielił jej odpowiedzi.
- Tak jakoś wyszło.
- Nie brat. Nic tak jakoś nie wychodzi. Musi coś się za tym kryć.- Nie odpuszczała mu. Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Możesz dać mi spokój. Nic mi nie będzie. Nie musisz mi matkować.
- Chyba zapomniałeś, że…- Urwała kiedy jej brat podniósł się ze swojego miejsca. Skrzywił się delikatnie.- Gdzie idziesz?
- Do pokoju. Zjadłem już.
- Ale…
- Didier.- Johen przerwał dziewczynie na początku zdania. Uśmiechnął się do niej delikatnie, kiedy obrzuciła go morderczym spojrzeniem.
- Tak?- Zapytał niepewnie. Johen uśmiechnął się szeroko zamykając przy tym oczy.
- Dupa boli?- Zapytał. Didier odchrząknął znacząco i podrapał się po szyi.
- Idę.- Oznajmił i ruszył w stronę pokoju. Nie zdążył wyjść ze stołówki, a za nim jak wierne cienie zaczęła podążać reszta pielgrzymi zasiadająca jeszcze chwilę temu z nim przy jednym stoliku. Wzruszył obojętnie ramionami nie zwracając na nich uwagi. Przeszedł całą drogę do pokoju i wchodząc do niego nie zamykał drzwi. I tak wiedział, że pozostali wproszą się sami. Położył się na swoim łóżku ukrywając twarz w poduszce. Był zmęczony. Spać mu się chciało. On rozumie… nie. Nie rozumie. Jak ten idiota mógł go budzić dwa razy w nocy i jeszcze raz nad ranem, bo miał na niego- jak on to mówił- wielką ochotę. Taką, że aż mu fiuta rozsadza.
Warknął kiedy ktoś klepnął go mocno w obolałe pośladki. Uniósł delikatnie głowę do góry ukazując światu tylko swoje oczy. Nad nim pochylał się Johen.
- njnughiosnnsdk vif d fvho  efijb eijv- Wymamrotał do poduszki. Chłopak zmarszczył czoło.
- Nie zrozumiałem ani słowa.
- To że ty jesteś masochistą nie znaczy, że i ja nim jestem. Wara od mojego tyłka.
- Boli.
- A co? Zazdrościsz? Rusz mój tyłek jeszcze raz, a ci walnę.- Warknął i ponownie ukrył twarz w poduszce.
- Zmęczony?- Zapytał Luigi. Machnął mu ręką na znak, że bardzo. Usłyszał śmiech chłopaków i irytujący jęk siostry, ale nie podniósł głowy.
- Możecie mi wszystko wyjaśnić?- Zapytała Colette siadając na podłodze naprzeciwko Luigi’ego oraz Johen’a.
- Chyba możemy. Mieliśmy nic nie mówić, aby nie wystraszyć Didier’a.- Powiedział Luigi. Johen kiwnął twierdząco głową.- Coś się stało, że John odzyskał pamięć. Przypomniał sobie wszystko.
- Wszystko?- Zapytała zaskoczona i spojrzała na nieruchome ciało brata. Teraz w końcu rozumiała dlaczego wyglądał on tak jakby przebiegło po nim stado słoni.- Dupa boli?- Zawołała do niego. W zamian otrzymała wgląd na jego środkowy palec. Zaśmiała się cicho. Didier uniósł na chwilę głowę do góry.
- Jak odzyskam siły dostaniesz gówniaro jedna.
- Za co znowu?- Zapytała oburzona dziewczyna. Spojrzał na nią z ukosa.
- Za gadanie, że John ma mnie w dupie.
- A o to.- Zaśmiała się.- Ale to nie on miał go tylko ty miałeś…
- Aaaaa!- Didier ponownie przyłożył twarz do poduszki. Było mu tak fajnie ciepło. Był zmęczony. Wiedział, że nawet jeżeli zaśnie, to nic w tym pokoju nie zgonie. Wiele razy przekonał się jak uczciwymi osobami są ci, którzy tutaj teraz z nim siedzieli. Był już na granicy światów pędząc ku objęciom Morfeusza, kiedy przez całe jego ciało przebiegł prąd. Wygiął się do tyłu. Jego tyłek pulsował żywym ogniem. Zerwał się na równe nogi wyskakując z rękoma na tego drania.- Johen mówiłem ci, że masz nie ruszać teraz mojej dupy, bo…- Urwał widząc, kto go trzyma za przeguby rąk. John uśmiechał się delikatnie unosząc lewą brew do góry. Rozejrzał się po pokoju. Byli tylko oni. Spojrzał na zegarek. Zasnął? Zasnął! Spał prawie godzinę. A myślał, że minęło z pięć minut.
- Czego Johen ma nie ruszać?
- Mojej… mojego tyłka.
- Kiedy?
- Teraz?- Powiedział próbując się uwolnić. John pociągnął mocniej za jego ręce, tak, że ten zatrzymał się w jego ramionach. Położył mu dłonie na pośladkach. Didier chcąc nie chcąc musiał oprzeć się na jego torsie, co bardzo spodobało się niebieskowłosemu.
- Chyba chciałeś powiedzieć, że nigdy.
- Ty też jej nie dotykaj.
- Słucham?- Zaskoczenie słyszane w głosie John’a rozśmieszyło Didier’a.
- Teraz jej nie dotykaj.
- Booooo…?
- Bo mnie boli! Daj ja ci coś w twoją wsadzę i zobaczymy ja… mmmmmmmmmmm….- Jęknął w jego usta kiedy ten bez zbędnych ceregieli pocałował go namiętnie wdzierając się językiem do jego ust. Całował go namiętnie, drażniąc językiem jego podniebienie. Didier musiał wspiąć się na palcach, aby móc chociaż na chwilę dłużej przedłużyć pocałunek. Jęknął w proteście, kiedy ten został przerwany z głośnym cmoknięciem. Usta go piekły.
- Aż tak boli?- Zapytał odrywając się od jego ust. Oparł czoło o jego czoło. Przyglądał mu się dokładnie.
- Chcesz zobaczyć jak to jest?
- Mówiłem ci wiele razy, że jeżeli chcesz to…
- Nie chcę.- Przerwał mu i wtulił się w jego ramiona.- Tak mi jest dobrze. Ale  naprawdę. Proszę, nie ruszaj go przez kilka dni.
- Jeżeli prosisz.- Powiedział John wtulając się w jego włosy.
- John?
- Hmmm?
- Czego chcieli twoi… rodzice?
- Za dużo nie powiedzieli. Nie dałem im dojść do słowa. A się ojciec wkurwił jak się dowiedział, że już nie biorę leków.
- A ona?
- Matka błagała, abym zmądrzał. Ale wtedy Opiekun powiedział mi coś co sprawiło, że zerwałem z tymi ludźmi całkowicie kontakt. Już nigdy nie chcę z nimi mieć niczego do czynienia.
- Co takiego powiedział…- Urwał kiedy John odsunął go od siebie delikatnie. Pogłaskał jego lewy policzek zakreślając kciukiem jego skroń oraz okolice oka.
- Gdyby nie myśl, że tutaj siedzisz zabiłbym go.
- Co?- Pisnął zaskoczony.
- Jak śmiał cię uderzyć?!- Warknął. Didier drgnął i nakrywając jego dłoń swoją wtulił w nią twarz. Musi zapomnieć o napadzie złości John’a, kiedy ten jeszcze niczego nie pamiętał. Przecież nie może bać się chłopaka, do którego wzdychał co noc, a kiedy ten spał snem kamiennym masturbował się w łóżku przyglądając się dokładnie jego twarzy. Kochał go. Nie bał się go. A jeżeli John jeszcze raz go skrzywdzi zrobi mu Bolesne Miętolenie Worów. Chociaż nie chciał uszkadzać mu tej części ciała. No ale cóż. Czego się nie robi aby odpłacić komuś pięknym za nadobne.
- Nie przejmuj się tym.
- Jak mam się tym nie przejmować…
- On już mnie nie ruszy. Moi rodzice byli tutaj tydzień temu i rozmawiali z twoimi. Z tego co wiem nie byli zadowoleni z powodu ich wizyty.
- I tak im tego nie wybaczę.- Powiedział i wtulił się ponownie w jego drobne ciało. Zaciągnął się mocno jego zapachem upajając się nim powoli.- Eh… nawet nie wiesz jak zazdroszczę ci twoich rodziców.- Dodał po chwili milczenia. Nie kłamał. Naprawdę mu ich zazdrościł. Chociaż dla wielu rodzicie Didiera to kompletni dziwacy, którzy powinni się leczyć on osobiście ich podziwiał, szanował i lubił.
-Taaa…. Nie ma to jak dwie mamy i dwoje ojczulków i to nie żyjących w związkach mieszanych żeby było zabawniej.- Didier zaśmiał się cicho.
 - Ej no nie śmiej się.- Powiedział do niego oburzony chłopak i usiadł z nim na jego łóżku.- Na serio masz lepiej pod wieloma względami.
- No tutaj muszę przyznać, chociaż nadal nie mogę ogarnąć dlaczego cię to nie brzydzi. Wielu ludzi spaliłoby moją rodzinę na stosie gdyby mogli.
- Przecież twoja rodzina jest zajebista.
- Tak tylko mówisz.
- Bo się na siebie porządnie pogniewamy. Skoro mówię, że twoja rodzina jest zajebista to taka jest.
- A ja? Jestem zajebisty?- Zapytał zaczepnie unosząc głowę znad jego ramienia. Spojrzał mu dokładnie w oczy.
- Najzajebistrzym facetem na świecie i za to właśnie cię Kocham.- Powiedział John uśmiechając się szeroko. Serce Didiera zabiło szybciej. Już dawno nie słyszał od niego tych dwóch słów.
- Chcę z tobą tworzyć mój album wspomnień. Tylko z tobą.- Powiedział łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Miał nadzieje, że chłopak zrozumie przesłanie płynące w jego słowach. Chciał do niego wrócić. Pragnął tego jak powietrza, ale nie wiedział jak zapytać. Wszak za pierwszym razem o chodzenie zapytał John. Nie on. Ale powiedział mniej więcej ten sam tekst.
- Nie widzę innego rozwiązania.
- Kocham cię, Mon Fou.- Powiedział Didier po czym złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
Który bez chwili wahania został odwzajemniony.

Obaj wiedzieli, że przed nimi długie i wspólne życie. Nie zawsze usiane różami. Za pewnie spotka ich w nim pełno wzlotów i upadków, ale jakoś uda im się zapełnić ich wspólny Album Wspomnień.    







KoniecJ

********************************
No i na to koniec. 
Statystyki tego opowiadania przedstawiały się w następujący sposób:
Storon: 81
Wyrazów: 32608
Czas pisania: od września 2015 do maja 2016.

niedziela, 12 lutego 2017

8. „Przekraczając Granicę i Łamiąc zasady nie do złamania.” 8

Hej.
Zapraszam na przedostatni rozdział tego opowiadania. Za tydzień się z nim pożegnamy a później nie wiem, albo dodam znowu coś dłuższego albo krótkiego (raptem 4-5 rozdziałów) napisanego w mojej starej pracy. Jeszcze będę musiała pomyśleć co i jak.
*******************************
Didier wyszedł z łazienki wycierając wilgotne włosy w ręcznik. Rozejrzał się po swojej części pokoju w poszukiwaniu zielonej koszulki na ramiączkach, która przeważnie służyła mu jako część pidżamy. Spodenki zabrał, ale koszulki nie. Leżała na jego łóżku. Wypuścił głośno powietrze z płuc i sięgnął po nią. Ubrał ją na siebie i wrócił do suszenia niesfornych włosów. Chyba je obetnie. Zaczynały go powoli denerwować.
Ponownie wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał z wyrzutem na gapiącego się na niego od dłuższego czasu chłopaka. John siedział przed stolikiem opierając dłonie za swoimi plecami.
- Czego?- Zapytał prostując się. John zmierzył go od góry do dołu i siadając w miarę poprawnie wypuścił wstrzymywane od dłuższego czasu powietrze z płuc.
- Pogadajmy.
- Nie mamy o czym. Nie gap się na mnie.- Warknął Francuz wchodząc na chwilę do łazienki. Odwiesił wilgotny ręcznik na wieszak i zabierając swoją szczotkę wrócił do pokoju. Od razu wyczuł na sobie jego spojrzenie.
- Pogadajmy.
- Głuchy jesteś?! Nie będę z tobą rozmawiał!
- Didi. Proszę. Porozmawiajmy.- Powiedział cicho John zaciskając palce na swoich kolanach. Wpatrywał się w niego z jawnym oczekiwaniem wymalowanym na twarzy. Didier spojrzał na niego w zwolnionym tempie. Przyglądał mu się dłuższą chwilę. Chłopak musiał coś wypić albo coś w tym rodzaju.
- W głowie ci się klepki poprzestawiały? Didi?! Proszę?! Już nie per Pedale?! Lachociągu?! Nie…
- Siadaj.- Warknął chłopak i zacisnął palce na nasadzie nosa. Znowu zaczęła go boleć głowa. Kiedy otworzył ponownie oczy Didier siedział naprzeciwko niego. Rozdzielał ich tylko stolik.
- Słucham.
- Jak twoje palce?- Zadał pierwsze lepsze pytanie jakie przyszło mu do głowy. Nie mógł przecież tak od razu wyjechać mu z grubej rury.
- Co? O co ci znowu chodzi?
- Pytam jak twoje palce. Luigi mówił, że ostatnio przesadziłeś…- Doszedł do wniosku, że jak będzie udawał, że nadal nic nie pamiętał może wtedy Didier normalnie będzie z nim gadał. Dopiero teraz zauważył jak chłopak trzymał go na dystans i atakował za każdym razem kiedy ten próbował się do niego odezwać. Wytarł spocone dłonie o swoje uda i przełknął dyskretnie ślinę.
- Uszkodziłem je sobie grając ostatnio na fortepianie. W szpitalu powiedziano mi że już nigdy nie będę mógł zagrać na żadnym instrumencie. Nawet wieloletnia rehabilitacja nie przywróci ich do stanu pierwotnego.- Odparł obojętnie przyglądając się dokładnie twarzy swojego słuchacza.
- Przepraszam za to, że ci je połamałem.- Powiedział John. Didier wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Nie przepraszaj za coś czego nawet nie pamiętasz.- Odpowiedział Francuz i zabrał się za rozczesywanie swoich włosów.
- Byłem bardzo zdenerwowany. Znowu widziałem jak… tamta osoba lizała się z tym… osobnikiem na korytarzu. Chciałem coś rozwalić. Roznosiło mnie od środka. A na domiar złego wkurwiała mnie ta wesoła melodia wydobywająca się z salki muzycznej. Co przerwę kilka dni w tygodniu musiałem jej słuchać. Co takiego było wesołego w tym… świecie i życiu? Dlaczego ktoś burzy i tak... mój świat i włazi do niego z takim… utworem do mojej głowy. Kiedy wpadłem do tej Sali i powiedziałem ci abyś przestał, a ty mnie zignorowałeś… coś we mnie pękło. Być ignorowanym przez takiego… ciebie. Nie zastanowiło mnie to, że przecież zawsze mnie ignorowałeś. W tamtej chwili chciałem abyś przestał… w te klawisze. Więc sam cię uciszyłem. Na zawsze, niestety.- Powiedział cicho wykręcając swoje palce i patrząc uważnie na zaskoczoną twarz Didiera. Chłopak przestał rozczesywać włosy w połowie jego wypowiedzi. Odchrząknął cicho i wysunął szczotkę ze swoich włosów.
- W…- Znowu odchrząknął kiedy głos uwiązł mu w gardle.- W miejsca gdzie nie kończyłeś zdań…
- Dodaj niecenzuralne słowa.- Powiedział John i przetarł twarz dłońmi.
- No… dobra?
- Przepraszam za to, że musiałeś użerać się z Edgardem.
- Nie musiałem…
- Musiałeś. A wiem, że nie chciałeś.
- Skąd wiesz? Może tego mi trzeba było, aby taki hetero zrobił takiej pizdzie jak ja…
- Nie mów tak o sobie.- John z całych sił powstrzymał się przed głośnym krzykiem. Wciągnął głośno powietrze przez nos. Chciał mu tak wiele powiedzieć. Chciał paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie za wszystkie słowa, które powiedział oraz za wszystkie czyny, których się dopuścił. Wiedział, że jeżeli Francuz tego od niego zażąda zrobi to z uśmiechem na ustach. Sięgnął po swoją torbę, która znajdowała się za nim na jego łóżku. Otworzył ją i wyciągnął z niej białą, nieopisaną kopertę. Otworzył ją i wyciągnął z niej parę zdjęć. Rozłożył je na stoliku. Didier przyglądał im się uważnie z każdym kolejnym pojawiającym się na stole zdjęciem oddychając coraz szybciej. Zdjęcia z ich wycieczki do Włoch. Zdjęcia z ich wypadu do pizzerii. Zdjęcia zrobione w parku. Zdjęcia z ich pokoju. Na każdym tylko on i niebiesko włosy. Na ostatnim zdjęciu znajdowała się jego uśmiechnięta buzia. Na nosie znajdowała się bita śmietana. Zdjęcie zrobione w mieszkaniu należącym do John’a. White popukał palcem ostatnią fotografię.- To ty przychodziłeś raz w tygodniu do tego mieszkania, sprzątałeś w nim i dbałeś o kwiaty?
- N… Nie.- Pisnął cicho Didier i spojrzał spanikowany w stronę drzwi wyjściowych. John pokazał mu co trzyma w dłoni. Klucz od ich pokoju. Znak, że drzwi są zamknięte. Wiedział, że chłopak będzie chciał uciec i gdzieś się zaszyć kiedy tylko zacznie z nim rozmowę. Za pewne uciekłby do pokoju Włocha i Niemca i nie wychodził z niego aż cała sprawa ucichnie. Didier był przewidywalny jak zeszłoroczny śnieg. Nic się nie zmienił ten cholerny słodziak. Tylko głupi John musiał stracić pamięć i nie dostrzegać jego wcześniejszego zachowania, które przecież nic się nie zmieniło.
Ale teraz pamiętał. I widział. I drżał na całym ciele przebywając z nim w jednym pokoju, a nie mogąc go dotknąć.
Powoli. Małymi kroczkami. Tak sobie obiecał, kiedy zakradł się do łazienki i zabrał stamtąd koszulkę. Biorący prysznic Francuz ani nie zauważył, ani nie usłyszał inwazji obcego na łazienkę. Pewnie po zauważeniu braku górnej części garderoby zdziwił się bardzo i wrócił do pokoju odnajdując ją ma łóżku.
John zawsze mu tak robił. A to zabierał z łazienki spodenki lub koszulkę do spania. Teraz nic nieświadomy Didier nawet nie mógł podejrzewać o to ciemnowłosego. Zapewne pomyślał, że zostawił koszulkę na łóżku. Że o niej zapomniał. On i zapomnienie czegokolwiek! To śmieszne. Przecież John bardzo dobrze wiedział, że gdyby tylko zapytał Didiera o to, aby wymienił po kolei kolory bokserek jakie nosił od kiedy zaczęli się spotykać chłopak bez zastanowienia i bez wahania wypowiedziałby całą plejadę barw na jednym wydechu.
- Pytałem sąsiadów. Mówili, że przychodzi tam ten chłopiec co zawsze. Pokazałem im twoje zdjęcie. Powiedzieli, że to ty. Mówili prawdę?
- N… nie?
- Mówili prawdę?- Zapytał z naciskiem niebiesko włosy. Przyglądał się dokładnie francuzowi. Chłopak nerwowo przygryzał dolną wargę. Po chwili delikatnie kiwnął głową przyznając mu rację. John wyciągnął z koperty dobrze znaną im obu mangę. To właśnie tą mangę Didier czytał w pokoju kiedy John wrócił ze szpitala. Położył ją na stoliku koło zdjęć. Popukał w nią palcem.- Johen…
- Tak.
- Rozumiem.- Spodobało mu się to, że teraz odpowiedział szybciej. Spojrzał na niego uważnie. Ciekawe jak zareaguje na kolejną rzecz jaką wyciągnie z koperty? Koło mangi wylądowało pudełko z płytą do DVD. Didier spojrzał na nie i wciągnął głośno powietrze w płuca odsuwając się od stolika. Uderzył plecami o swoje łóżko.- Była w odtwarzaczu DVD. Nie zapytam co robiłeś kiedy ją oglądałeś.
- Przestań.
- Didier…- Powiedział cicho John. Coś czuł, że nie wyjdzie z tego pokoju żywy. Wyciągnął ze swojej torby skurzany, czarny portfel. Otworzy go i pokazał zdjęcie znajdujące się w jego wnętrzu-niczym policjant pokazujący swoją odznakę. Zdjęcie przedstawiało Didiera oraz John’a zatopionych w namiętnym pocałunku. Zrobiono je na plaży. Ktoś- obaj wiedzieli kto- schludnym pismem w lewym górnym rogu zdjęcia naskrobał dwa słowa niebieskim długopisem. „Mon Fou”. Nie zdążył się uchylić. Poczuł ostry ból kiedy drewniana szczotka chłopaka zatrzymała się z głośnym uderzeniem na jego czole. Złapał się za nie upuszczając portfel na stoli. Spojrzał w stronę chłopaka. Didier stał cały czerwony na środku pokoju oddychając ciężko. Jego oczy były szeroko otwarte. Przyjął pozycję obronną.
- Ty draniu! Przypomniałeś sobie wszystko i teraz odpierdalasz takie szopki! Nienawidzę cię! Nie odzywaj się do mnie! Zabije cię! Zabije!- Didier wrzeszczał na niego co sił w płucach i ciskał w jego stronę wszystkim co wpadło mu w ręce. John osłaniał głowę przed lecącymi w jego kierunku rzeczami. Chyba nawet gdzieś koło głowy śmignęły mu metalowe kajdanki. Przez jego ciało przeszedł silny prąd. Wiedział do czego używali tych kajdanek. I chciał je jeszcze kiedyś wykorzystać. Tyle, że najpierw musi uspokoić rozszalałego chłopaka. Chyba powiedział mu to w nieodpowiedni sposób. Wypuścił głośno powietrze z płuc i podszedł szybkim i pewnym krokiem do chłopaka.- Gdzie się pchasz na moją stronę pokoju?! Nie masz prawa… prawa…
- Przestań jęczeć.- Warknął John obejmując go mocno w swoich ramionach. Ciało niższego chłopaka drżało w jego objęciach. Słyszał przy uchu głośny szloch.- Nie płacz.
- Zabiję cię. Zbiję. Ty draniu. Ty chamie. Ty… ty… ty…- Nie mogąc znaleźć już więcej słów godnych obrażenie niebieskowłosego najnormalniej w świecie kopnął go w piszczel. Chłopak odskoczył od niego łapiąc się za bolące miejsce.
- Zwariowałeś?! To boli!- Krzyknął i spojrzał na skuloną postać stojącą na środku pokoju. Didier stał z opuszczoną głową. Zaciskał mocno palce na krawędzi koszulki. Drżał na całym ciele. Z jego gardła wydobywał się cichy szloch.- Didier…
- Nie… odzyyyyyyyyyyyyywaj się do m-hyc-mnie.- Zapłakał czkając głośno. John bez słowa podszedł do niego i znowu go przytulił. Odetchnął z ulgą kiedy tym razem nie został odepchnięty ani skopany. On był po prostu za słodki. Nie potrafił się na niego długo gniewać. Ale wiedział, że jego grzechy nie zostały mu jeszcze wybaczone.
- Kiedy obudziłem się w szpitalu czułem irytację. Dlaczego musi tam być ten wstrętny Żabol. Kiedy dowiedziałem się, że jestem z tobą w tym samym pokoju również czułem irytację i nieznaną dla mnie złość. Kiedy dowiedziałem się, że siedzimy razem w jednej ławce. Miałem ochotę roznieść cały świat. Kiedy zobaczyłem ciebie i tego… skurwiela… oh. Szalałem ze złości. Dwa tygodnie temu zrozumiałem dlaczego. Gdybym wcześniej zaczął słuchać tego co mówiło do mnie moje ciało… gdybym dotykał cię wtedy kiedy chciałem nawet przez przypadek i odzywał się do siebie wtedy kiedy chciałem… ale ja byłem głupi.
- O czym ty gadasz?- Zapytał cicho wtulony w jego ramie chłopak. John objął go mocniej zatapiając twarz w jego wilgotnych włosach. Zaciągnął się jego jabłkowym zapachem. Tak za tym tęsknił.
- Teraz już wiem, że moja złość i irytacja były wywołane tym, że byłem zazdrosny. Sam chciałem cię dotykać, przytulać. Ale nie mogłem. Bo jak to. Ja hetero z gejem. Ale ja byłem głupi! Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Dlaczego milczałeś i pozwoliłeś abym tak cię traktował?! Dlaczego pozwoliłeś mi dotykać Amandę i dlaczego pozwoliłeś się dotykać temu upośledzeńcowi?! Na to ostatnie jestem najbardziej zły. Nie dlatego, że ukrywałeś przede mną prawdę i mnie okłamywałeś, a dlatego, że on cię dotykał.
- A co miałem zrobić?! Twoi rodzice powiedzieli, że jeżeli pozwolimy ci odzyskać całą pamięć od razu możesz przeżyć szok i się załamać, więc jak…
- Przecież wiesz jacy są moi rodzice! Im chodzi tylko o kasę i ich dobre imię, a nie moje dobro!
- John, ja nie jestem lekarzem! Jeżeli by mi powiedzieli, że bardziej komfortowe byłoby dla ciebie to, że wyniosę się z miasta zrobiłbym to!
- Nawet się nie waż! Nie wypuszczę cię! Nie pozwolę ci odejść!
- Ale ja już odszedłem…
- Nie przypominam sobie nic takiego.
- Już nie jesteśmy…
- Ja pierdole.- Warknął John i uniósł jego głowę do góry. Wpił się w jego wargi całując go zachłannie. Przyciągnął go bardziej do siebie, aby chłopak nie uciekł mu nigdzie. Całował go namiętnie ocierając swoje wargi o jego. Lizał go językiem od czasu do czasu kąsając najpierw dolną później góra wargę zębami. Didier jęknął głośno w jego usta pozwalając mu na to czego ten chciał. Uchylił delikatnie usta pozwalając aby ciekawski język John’a zaczął penetrować je dokładnie badając policzki, podniebienie. Trącił swoim językiem drugi organ zachęcając go do zabawy. Didier ponownie jęknął.
Oddał delikatnie pocałunek. Bał się tego, że ta chwila za moment może się skończyć. Wszystko zniknie, a John znowu go odepchnie. Tęsknił za nim. Za jego zapachem, dotykiem, smakiem. O tak. Za smakiem najbardziej. Zassał się na jego języku opierając się bardziej o jego tors. Pragnął go całym sobą. Zadrżał na całym ciele kiedy chłopak zassał się na jego dolnej wardze kończąc po chwili pocałunek.
Sunął swoimi ustami coraz niżej obsypując pocałunkami jego policzki, żuchwę oraz szyję. Zatrzymał się na niej dłużej kręcąc językiem kółeczka po rozgrzanej skórze. Didier odchylił delikatnie głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp do miejsca badanego przez jego usta i język. Dobrze słyszał ciężki oddech chłopaka.
- John, proszę.- Jęknął cicho chłopak zaciskając palce na jego ramionach. Szyja to jego słaby punkt.
- Mhhhh.
- Nie przestawaj. Błagam.- Powiedział czerwony na twarzy. Poczuł ciepłe powietrze na szyi, kiedy niebiesko włosy zaśmiał się cicho. John zaczął delikatnie prowadzić go w stronę łóżka. Kiedy jego łydki uderzyły o drewnianą krawędź usiadł na nim i jęknął kiedy usta John’a zniknęły z jego szyi.
- Spokojnie. Nie patrz tak na mnie.- Powiedział i pochylił się delikatnie nad nim. Pocałował go namiętnie i wsuwając ręce pod jego koszulkę wciągnął głośno powietrze przez nos, kiedy wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł przyjemny prąd. Zadarł koszulkę do góry odrywając się od ust chłopaka. Ściągnął z niego przeszkadzający mu materiał i rzucił go za siebie. Uklęknął przed chłopakiem i ponownie zaczął obsypywać jego szyje pocałunkami schodząc powoli coraz niżej. Jego usta zatrzymały się na lewym sutku chłopaka. Trącił go zaczepnie koniuszkiem języka, a ten po chwili stwardniał. John uśmiechnął się wrednie i zakrył go swoimi ustami ssąc go delikatnie i trącając od czasu do czasu swoim językiem. Drugim sutkiem zajęły się jego ciekawskie palce. Masował go, zataczał na brodawce kółeczka od czasu do czasu podszczypując ją mocniej. Każdy taki jego zabieg wyrywał z ust francuza gorące jęki. A niebiesko włosy wiedział, że chłopak potrafił jęczeć głośniej i bardziej pociągająco.
Didier zanurzył palce w jego włosach drapiąc go delikatnie po głowie. Przyglądał mu się zza przymrużonych powiek łapiąc głośno powietrze do płuc. Jego ciało drżało pod dotykiem drugich rąk. A miejsca których dotknęły usta albo język paliły żywym ogniem. Czuł co się z nim działo. Pewna bardzo ciekawska część jego ciała była bardzo zadowolona przez zaistniałą sytuację. Jego kutas drgał delikatnie, budząc się powoli do życia.
Cholera! A John nawet go tam nie dotknął!
- Ah! Oh! John mmmmmmmm.- Jęczał cicho nie przejmując się tym, że ktoś go usłyszy. W Akademiku były grube ściany. Nikt go nie usłyszy. A nawet jeżeli tak, to miał to gdzieś.
- Podoba ci się to?- Zapytał niebiesko włosy wysuwając język z jego pępka. Chłopak uniósł się na łokciach i spojrzał na niego.
- Jeszcze pytasz?- Zapytał łapiąc głośno powietrze do płuc. Spojrzał na klęczącego przed nim chłopaka. Pochylił się w jego stronę i pocałował go zachłannie ciągnąc nerwowo za jego koszulkę aby jak najszybciej się jej pozbyć.
- Niecierpliwy jesteś.- Zaśmiał się wyższy chłopak i pomógł mu ściągnąć przeszkadzający materiał. Spojrzał na niego i zaśmiał się widząc jego nadymane powietrzem policzki. Pochylił się i ugryzł go w brzuch. Didier krzyknął głośno by po chwili jęknąć kiedy język chłopaka załagodził obolałe miejsce.
- Nie masz… prawa… mówić… że jestem… niecierpliwy.- Powiedział oddychając z trudem kiedy drugie ręce zaczęły masować wewnętrzną część jego ud.
- A to dlaczego?- Zapytał zaczepnie John gryząc go w udo i polizał obolałe miejsce. Powtarzał tą czynność wielokrotnie napawając się najpierw krzykiem, a później jękiem francuza.
- Bo wiele razy chciałem… mmmmm….. cię dotknąć, a nie mogłem.- Didier jęknął głośno rozsuwając bardziej uda kiedy John zostawił na jego udzie piekący ślad jego dłoni.
- Mogłeś…
- A ty dałbyś mi w dziób.- Powiedział oburzony, kiedy chłopak podciągnął się do góry i zawisł kilka centymetrów nad jego twarzą.
- Dałbym. I tak dałem. Za co bardzo cię przepraszam. Po wszystkim będziesz mógł mi oddać.- Powiedział John gładząc delikatnie jego policzek. Didier wtulił twarz w jego dłoń.
- Wiesz, że nie dam rady.- Powiedział i przyjrzał się dokładnie jego twarzy. kiedy zatrzymał swoją rękę na jego kroczu. John zamknął oczy z przyjemności wciągając głośno powietrze między zaciśniętymi zębami. Didier pocierał powoli swoją dłonią jego nabrzmiałe krocze uciskając je od czasu do czasu.
- Mówię, że niecierpliwy, to będzie się spierał, że… o tak!- John urwał w połowie zdania, kiedy Didier zanurzył swoją rękę pod jego spodenki. Zaśmiał się cicho kiedy chłopak warknął na niego.
- Bokserki.- Powiedział niezadowolony Didier. Nie lubił kiedy chłopak w nich spał. Sam osobiście pod spodenki do spania nie ubierał bielizny. Gdyby nie ten cholerny materiał już teraz mógłby go dotknąć, a tak. Jego ciekawskie palce zakradły się pod gumkę. Wpatrując się w oczy Johna owinął palce na jego trzonie.
- Oh!- John upuścił głowę i oparł się na zgiętych łokciach. Położył głowę na barku francuza chuchając gorącym powietrzem na jego wrażliwą szyję. Czuł jak ręka jasnowłosego przesuwa się delikatnie po jego nabrzmiałej męskości. Zatacza kółeczka dookoła wrażliwej główki  by po chwili popukać koniuszkiem palca dziurkę i zacisnąć się mocno tuż pod główką. Chłopak z premedytacją przesuwał ręką tylko kilka milimetrów pod główką i wracał do góry. John poruszał delikatnie biodrami na tyle na ile pozwalał mu uścisk dłoni.- Didier. Proszę cię.
- O co?- Zapytał chłopak i chuchnął mu powietrzem do ucha co wyrwało z ust ciemnowłosego cichy pisk. Didier zaśmiał się cicho i przeciągnął językiem po prawym uchu chłopaka po czym zaczął je maltretować swoimi ustami jednocześnie przyspieszając ruchy dłonią.
- Nie, nie, nie. Przestań bo ja za raaaaazzz…. Ah!!!!!!- Z ust Johna wyrwał się głośny krzyk kiedy w jego napięte jądra uderzył silny orgazm. Jego ciało trzęsło się w spazmach, w oczach mu pociemniało. Z ledwością łapał oddech. Gdyby nie świadomość, że pod nim leży francuz położyłby się z chęcią na łóżku, ale nie chciał zgniatać biednego chłopaka, który nie przestając poruszać ręką zaczął go na nowo pobudzać.
- I jak?- Zapytał rozbawiony chłopak patrząc na podnoszącego się niebieskowłosego.
- Jesteś… niemożliwy.
- I tak wiem, że ci się podobało.
- Bo się podobało, ale teraz moja kolej.- Powiedział i łapiąc go za nadgarstek wysunął ze swoich bokserek jego rękę.- Nowe bokserki zostały ochrzczone.- Mruknął wyginając usta w bok po czym bez problemu zsunął z siebie spodenki i bokserki. Stanął przed na wpół leżącym na wpół siedzącym Didier’em. Chłopak zmierzył go i uniósł zaskoczony brew do góry kiedy dostrzegł w jakim stanie jest jego towarzysz.- No co? Mam swoje potrzeby.
- Jak zawsze.- Zaśmiał się i wciągnął głośno powietrze kiedy jego spodenki podzieliły los swoich sióstr i kuzynek. Leżał teraz przed nim całkowicie nagi. Podciągnął się na dłoniach kładąc się całkowicie na łóżku. Spojrzał na chłopaka.
- I po co się zasłaniasz jak i tak wiem co tam masz?- John zapytał go zaczepnie kiedy chłopak okrył strategiczne miejsce poduszką.
- Skąd wiesz, może coś się zmieniło.
- Mówisz, że zmalał.- Powiedział zaczepnie John i otworzył dolną szufladę biurka Didier’a. Chłopak był jak zawsze poukładany. Wyciągnął z jej wnętrza truskawkowy żel intymny. Przekręcił go między palcami i uśmiechnął się do chłopaka, który znowu zrobił swoją wcześniejszą minę. Położył buteleczkę koło jego głowy po czym położył się na nim stykając każdy cal ciała z jego. Zaczął obsypywać jego szczękę delikatnymi pocałunkami masując jednocześnie jego boki swoimi dłońmi. Didier jęczał cicho masując jego plecy, ramiona i od czasu do czasu pośladki. Kiedy tylko jego palce zaciskały się na pośladkach ciemnowłosego jego biodra wbijały się mocniej w niego. Ich członki ocierały się delikatnie o siebie. Francuz zapragnął poruszać biodrami, ale John nie pozwolił mu na to leżąc na nim i zaciskając palce na jego biodrach całował jego szyję. Schodził pocałunkami coraz niżej obserwując reakcje leżącego pod nim chłopaka. Kiedy jego pocałunki zaczęły pojawiać się na pachwinie chłopaka ten zaczął cicho piszczeć i patrzeć na niego błagalnie.
- Proszę. John, proszę cię.
- Witaj Mon Fou.- Powiedział chłopak i pocałował jego główkę najdelikatniej jak potrafił. Do jego uszu dotarł stłumiony jęk. Uśmiechnął się pod nosem i nie bawiąc się już dłużej wziął go całego do ust.
Didier myślał, że umiera. Tak bardzo kochał to uczucie i tak bardzo za nim tęsknił. To ciepłe i wilgotne miejsce sprawiało, że mógłby płakać z rozkoszy. Chciał poruszać biodrami wbijając się w te chętne usta, ale John mu na to nie pozwolił przytrzymując go mocno jedną ręką drugą masował jego jądra liżąc go po całej długości. Przez ciało francuza przechodziły przyjemne dreszcze. Od pół roku nikt mu tego nie robił. Wiedział, że nie wytrzyma długo. Otworzył szeroko usta i łapał w nie głośno powietrze kiedy jego kutas zniknął w ustach White’a który zassał się na nim mocno dociskając go językiem do podniebienia i sunąc nim do samego gardła. Didier zaczął szybciej oddychać. Zaciskał to prostował palce od nóg.
John wiedział co się dzieję i z jawną premedytacją wypuścił go z ust z głośnym mlaśnięciem. Oblizał wargi i podciągnął się do niego uśmiechając się zadziornie. Wytarł mu jedną, zbłąkaną łzę płynącą po policzku.
- Wiesz, że tego nie znoszę.- Powiedział cicho chłopak i wciągnął głośno powietrze do płuc kiedy John bez problemu zmienił ich pozycję i to teraz on leżał pod nim. Didier oparł dłonie po obu stronach jego głowy przyglądając mu się dokładnie.
- Jak chcesz to możesz teraz dojść.
- Nie chcę tak.- Warknął do niego i ugryzł go w krzywiznę żuchwy, kiedy tamten zaśmiał się cicho. Zaczął obsypywać jego szyję pocałunkami. John tak samo jak Didier miał wrażliwą szyję. Chociaż w jego przypadku wygrywały uszy. Didier maltretował jego szyję ustami kąsając ją, przygryzając, liżąc i zasysając się na niej od czasu do czasu jednocześnie badał palcami prawej ręki jego lewe ucho.
Po pokoju rozniósł się przyjemny zapach truskawek, kiedy John otworzył pojemnik z żelem. Wylazł go sporo na dłoń i rozmasował na pośladkach chłopaka, który syknął cicho.
- Zimne.- Chuchnął mu do ucha. Po ciele ciemnowłosego przebiegł silny dreszcz.
- Zaraz się rozgrzeje. Wracaj do mojej szyi.- Powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwów. Didier tylko zamruczał i wrócił do całowania jego szyi. W tym samym momencie White zabrał się za masowanie jego pośladków. Ugniatał je i masował okrężnymi ruchami rozsuwając je czasami. Zaciskał na nich palce i klepał go po nich delikatnie. Zakradał się palcami pomiędzy jego pośladki pocierając jego chętną dziurkę palcami. Czasami naciskał na nią opuszkiem palca po czym zabierał go i wracał do masowania pośladków. Leżący na nim chłopak oddychał głośną pojękując od czasu do czasu.
Didier wyginając rękę do tyłu położył ją na dłoni chłopaka, która właśnie zakradała się pomiędzy jego pośladki. Nakierował ją tam gdzie chciał aby była i unosząc głowę do góry spojrzał na John’a.
- Zrób to.
- Jeszcze nie.- Odparł John masując jego dziurkę swoim palcem. Wciągnął głośno powietrze do płuc i jęknął, kiedy Didier za pomocą swojego palca wciągnął jego do środka.
- Ja w łazience… sam…- Didier odwrócił zawstydzony twarz. John przełknął głośno ślinę. Był u niego w łazience, ale nie widział i nie słyszał nic co by wskazywało na to, że chłopak sam się zadawalał. Może i lepiej, że nic nie widział i nie słyszał bo z miejsca by się na niego rzucił.
Wiedział, że by tak zrobił.
Znał to z autopsji.
Jego plecy też. Kiedy po wszystkim Didier tłuk go packą na muchy aż ten wykrzykiwał przeprosiny i prosił o wybaczenie. Oczywiście przeprosiny nie były szczere. Nie było mu żal. Jakby miało być skoro chciał tego i cieszył się za każdym razem, kiedy Didier wił się pod prysznicem wbijając mu palce w ramiona kiedy ten go mocno pieprzył.
- To dlatego tak łatwo weszły.- Powiedział i wyciągając z niego palec zabrał jego dłoń by po chwili zatopić w nim od razu trzy palce. Didier krzyknął głośno wysuwając w kierunku ręki biodra. Jęczał mu głośno do ucha pieprząc się jego palcami. Było mu tak dobrze. Za dobrze.- Usiądź na chwilę.- Powiedział po chwili John wyciągając z niego palce. Poczekał aż chłopak spełnił jego prośbę po czym podciągając się na rękach usiadł na łóżku. Uparł plecy o ścianę i spojrzał na Didier’a.
- Tak chcesz to zrobić?
- Jak na razie tak.- Odparł i obserwował dokładnie poczynania chłopaka. Jak ten bierze żel i pochylając się nad nim najpierw kilka razy polizał go po nabrzmiałym członku zasysając się mocno na jego czerwonej i wilgotnej główce by po chwili wyciągnąć go z ust i wylać na niego sporą część żelu. Rozsmarował go dokładnie na jego członku i przybliżając się do niego ukucnął nad nim. John położył mu ręce na biodrach i pomógł mu się ustawić powoli opuszczając go na dół.
Czuł znajome rozciąganie oraz znikome ilości bólu. Oddychał spokojnie opuszczając swoje biodra na jego naprężonego kutasa. Zatrzymał się w połowie kiedy poczuł silniejszy ból rozciągania. Pół roku bez prawdziwego seksu robi swoje. Palcówka to nic w porównaniu z tym co teraz w niego wchodziło.
Wszak palce nie były ani tak długie ani nawet tak grube jak… Mon Fou.
John wyczuł mocniejszy uścisk mięśni zaciskających się na jego przyrodzeniu. Zaczął obsypywać francuza pocałunkami, gładząc jednocześnie wolną dłonią jego na wpół miękkiego członka. Wystarczyło tylko kilka ruchów aby ten na nowo stwardniał, a kierowany rychłą przyjemnością Didier nadział się na niego do końca.
- Jesteś piękny, taki idealny. Najlepszy w tym co robisz.- Szeptał do jego ucha niebiesko włosy. Czuł jego dłonie na swoich plecach. Oddychał spokojnie próbując się przyzwyczaić do tego co się w nim znajdowało. Poruszył delikatnie biodrami w przód i w tył czując jak penis chłopaka porusza się w nim delikatnie. Zadrżał na całym ciele. Zrobił kilka kółek biodrami po czym począł poruszać się szybciej wypuszczając go prawie całego z siebie by po chwili wpuścić go w siebie pozwalając mu się zagłębić aż po same jądra. Jęczał głośno, sapał i stękał. Już nic się dla niego nie liczyło tylko to aby jak najszybciej dojść. Przyjemność nie do opisania ogarnęła jego ciałem wprawiając jego biodra w zawrotną prędkość.
John bez problemu położył chłopaka na plecach od razu wbijając się w niego aż po samą nasadę. Poczuł jak pięty chłopaka wbijają się w jego pośladki aby przyjąć go mocniej w swoją stronę.
Odnalazł jego usta zasysając się na nich. Pozwolił aby ciekawski język ciemnowłosego dostał się do ich wnętrza. Przez jego ciało przeleciał prąd uderzając boleśnie w jego jądra. Poczuł jak jego mięśnie zaciskają się mocniej na poruszającym się w nim członku. Wszystkie jego mięśnie zacisnęły się na drugim chłopaku, kiedy Didier doszedł z głośnym krzykiem, który został połknięty przez łapczywe usta niebieskowłosego.
Oddychał ciężko próbując uspokoić oddech. Spojrzał przed siebie wpatrując się w wykrzywioną przyjemnością twarz John’a. Chłopak nadal się w niego wbijał dochodząc z głośnym „Ja pierdole” na ustach w jego wnętrzu.
Wbił się w jego wnętrze jeszcze kilka razy po czym opadł na niego oddychając ciężko. Poczuł jak jedna z rąk Didier’a oplata się dookoła jego pasa.
- I jak było?- Usłyszał cichy szept przy uchu.
- Jak w niebie. Kurwa jak ja mogłem zapomnieć o czymś tak dobrym i o tobie. Osobie, która pokazała mi co to prawdziwa miłość i prawdziwe życie.- Jęknął i podciągnął się do góry. Didier jęknął cicho odwracając głowę w bok. John przyglądał mu się uważnie przez chwilę po czym czerwony na twarzy wysunął się z niego i położył ponownie na nim.- Przepraszam. Zapomniałem.
- No tak. Miałeś prawo zapomnieć. W końcu nie ty miałeś to coś w tyłku tylko… co się śmiejesz?- Zapytał oburzony Didier kiedy John zaśmiał się głośno.
- Przypomniały mi się właśnie słowa twojej siostry.
- Leżąc ze mną w łóżku i robiąc te wszystkie rzeczy myślisz o mojej siostrze?
- O słowach, które kierowała do mnie po tym jak jej coś powiedziałem o tobie.- Sprostował i odgarnął jego spocone włosy z czoła.
- Jakie słowa?- Zapytał zaciekawiony Didier zgarniając wolną ręką koc leżący obok nich. Okrył nim John’a- tym samym i siebie- po czym wrócił do masowania jego pleców.
- Kiedyś powiedziałem do twojej siostry, że mam cię w dupie. Ona się zaśmiała. A jak się jej zapytałem dlaczego się śmieje, to mi powiedziała, że kiedyś zrozumiem.- Powiedział i uśmiechnął się szeroko. Didier zmarszczył czoło.
- Nie rozumiem.
- Co by nie patrzeć nie ja ciebie miałem w dupie tylko ty mnie i to dosłownie.- Powiedział i wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu.
- Ty zboczeńcu jeden.- Warknął Didier i spróbował go z siebie zepchnąć. John bez problemu unieruchomił mu ręce swoimi tuż nad jego głową po czym pocałował go namiętnie.
W ich pokoju kolejny raz tej noc rozniósł się donośny jęk.

Był to jeden z wielu jakie nawiedziły ten pokój do czasu aż Didier i John musieli zacząć się zbierać na sobotnie śniadanie do Akademickiej stołówki.
***********************************
I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że zakończenie nie wyszło tak jakoś płąsko.... za tydzień zapraszam na ostatni rozdział.
Pozdrawiam Gizi03031

niedziela, 5 lutego 2017

7. „ Niezrozumiały zazdrośnik na parkingu.” 7.

Witam!
Zapraszam na kolejny rozdział:)
***************************************
Wziął głęboki oddech i wszedł na teren szkoły. Coś ostatnio często zdarza mu się głęboko wciągać powietrze do tych cholernych płuc, a jeszcze głośniej i z większym bólem w czterech literach wypuszczał je na zewnątrz.
Wrócił do szkoły po trzech tygodniach.
Ogarnął się.
Wczoraj sprawdził swoją wyłączoną od wielu dni komórkę. Nie zdziwił się, kiedy znalazł na niej wiele nieodebranych połączeń od matki, ojca jak i z domu. Było też kilka wiadomości od Johen’a oraz od Luigi’ego.
Ale ani jednej od Niego.
Przetarł twarz i ponownie z głośnym jękiem wypuścił powietrze z płuc wchodząc na zatłoczony korytarz szkolny. Kilka osób zwróciło na niego uwagę, ale on osobiście miał ich wszystkich głęboko w poważaniu. Nawet nie przejmował się tym jak usprawiedliwi swoją kilkudniową nieobecność w szkole. Jak na dzień dzisiejszy miał dosyć. Z chęcią poszedłby do akademika do swojego pokoju i przespał kilka dodatkowych dni.
Ostatnimi czasy nie spał za dobrze. Ciągle śniły mu się koszmary. Wiedział, że w większości są one spowodowane jego winą. Ale co miał zrobić. Nie chciał iść do lekarza i prosić o jakieś proszki na senne. Od trzech tygodni nie wziął do ust żadnej tabletki czy też syropu. Nawet jak nawalała go głowa uparcie odmawiał zażycia jakichkolwiek leków. Wtedy wolał zaszyć się w ciemnym pokoju i przespać kilka godzin. O ile mu się udało w ogóle zasnąć.
Wszedł do klasy i bez słowa czy też jakiegokolwiek spojrzenia zajął swoje standardowe miejsce. Zacisnął mocniej zęby kiedy jego lokator z ławki nawet nie zwrócił na niego uwagi tylko nadal gapił się w okno z słuchawkami na uszach. Ktoś puknął go w ramię. Uniósł głowę do góry aby zmierzyć nieproszonego intruza zimnym spojrzeniem. Uśmiechnął się delikatnie.
- Johen.- Powiedział cicho wyciągając z plecaka zeszyt i książkę do matematyki. Chłopak usiadł na swoim miejscu tuż przed nim.
- Wróciłeś.
- No wypadało.- Zaśmiał się otwierając piórnik. Dla pewności wolał wyciszyć dźwięki w telefonie.- A Luigi gdzie?
- Poszedł na stronę.
- Nie poszedłeś z nim?- Zapytał i uśmiechnął się kącikiem ust. Chłopak speszony podrapał się po głowie by po chwili nerwowo zacząć rozczesywać palcami długie pasma włosów.
- Jeszcze mnie tam nie było. Poradzi sobie sam.
- Czyli już nie preferujecie ostrego seksu w męskiej toalecie?- Zapytał szeptem pochylając się w jego stronę. Chłopak jak w zwolnionym tempie spojrzał na niego otwierając szeroko oczy i usta. Poruszał nimi próbując coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. John uśmiechnął się delikatnie i przyłożył mu do uchylonych ust palec wskazujący prawej ręki i pokręcił przecząco głową.- Nic nie mów.- Dodał i pochylił się do jego ucha. Dmuchnął na nie ciepłym powietrzem.- Niech to na razie będzie naszą tajemnicą.
- Ale…
- O. John. Wróciłeś już.
- Wypadało.- Odparł ponownie chłopak prostując się i patrząc na podchodzącego do nich Włocha. Luigi zajął swoje miejsce i uśmiechnął się do niego delikatnie.
- O czym gadaliście?- Zapytał niby to od niechcenia. John uśmiechnął się pod nosem. Włoch jak zawsze był wielkim zazdrośnikiem i jak na niego przystało jako osoba dość zaborcza pilnował swojego terenu. Czasami się dziwił jakim cudem chłopak pozwalał Niemcowi opuszczać ich wspólny pokój?
- O męskich kiblach.
- Nie macie o czym gadać?
- Tak jakoś nam się nawinął ten temat.
- Po trzech tygodniach nieobecności, pierwszym tematem jaki narzucasz do rozmów są męskie kible?- Ciemnowłosy pokręcił przecząco głową rozpakowując swój plecak. Okręcił się bardziej w swojej ławce i puknął w ramie Didier’a. Chłopak drgnął i ściągnął na chwilę z uszu słuchawki. Dzięki temu zabiegowi połowa klasy mogła usłyszeć co takiego chłopak słuchał. Cztery Pory Roku. Vivaldiego.
- Tak?- Zapytał cicho lekko zachrypniętym głosem. John zmarszczył czoło. Poprawił okulary i niby od niechcenia zaczął przeglądać swój zeszyt porównując jego zawartość z zawartością zeszytu Niemca.
Czyżby Didier był chory?
- Siema.
- Cześć.- Odparł Didier i kiwnął głową do machającego mu Johen’a.
- Lepiej się już czujesz?- Zapytał Niemiec. Francuz wzruszył delikatnie ramionami.- Kiedy będziesz mógł wrócić do tamtego pokoju?- Zapytał ponownie. John drgnął delikatnie. Jakiego pokoju? Nic nie rozumiał? Co się stało przez te ostatnie trzy tygodnie?
- Pod koniec tego tygodnia. Póki co muszę zostać tam gdzie jestem.- Powiedział Didier i bez żadnych skrupułów ponownie nasunął na uszy słuchawki i wyjrzał przez okno. John przyglądał mu się przez chwilę po czym spojrzał na swoich przyjaciół. Napotkał ich pytające spojrzenia.
- Co jest?
- Nie, nic.- Odparł Luigi. Johen wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Mogę wiedzieć co się stało?
- Z czym?- Pytanie ponownie padło z ust Włocha. John wskazał głową na swojego sąsiada. Luigi spojrzał na długowłosego i wypuścił głośno powietrze z płuc.- Dwa tygodnie temu w pokoju do którego przeniósł się Didier wywaliło rury w łazience i cały pokój został zalany. Stało się to nocą. Chłopak na czas remontu… że tak to ujmę… musiał wrócić do swojego byłego pokoju.- Powiedział powoli dokładnie obserwując reakcję przyjaciela. John wypuścił cicho powietrze z płcu. Didier mieszkał w jego pokoju. Poczuł ulgę na sercu. Może nie wszystko stracone.
- Musiał mieć niezłą pobudkę.- Odparł tylko. Luigi uniósł zaskoczony lewą brew do góry.
- Nie tylko on. Cały Akademik. Didier wrócił do szkoły dopiero dzisiaj. Chory był.- Powiedział Johen i uśmiechnął się do niego delikatnie kiedy do klasy weszła nauczycielka. I zaczęło się. Pięćdziesiąt pięć minut męki psychiczno-fizycznej.

**’
- Zajmij mi miejsce w stołówce!- Johen krzyknął do Luigi’ego i zgarnął pod ramie zaskoczonego John’a. Nie czekając na reakcję żadnego z chłopców zaciągnął tego drugiego na zewnątrz. Później nie robiąc sobie nic z próby uwolnienia swojej ręki przez niebieskowłosego zaciągnął go w pewne ustronne miejsce za szkołą. Rozejrzał się uważnie dookoła siebie po czym spojrzał na niego robiąc maślane oczka.
- No czego twoja zboczona dusza pragnie?- Zapytał John rezygnując z próby ucieczki i oparł się wygodnie o ścianę za swoimi plecami.
- Czy to prawda co ja myślę że jest prawdą?
- Chodzi ci o moje…?- Zapytał i popukał się palcem w czoło patrząc na niego uważnie. Chłopak pokiwał żarliwie głową patrząc na niego jak ciele na malowane wrota.- Prawda.
- Wszystko?- Zapytał chłopak podbiegając do niego i zaciskając mu mocno palce na ramionach. John skrzywił się nieznacznie. Poklepał go po łokciu dając w ten sposób znać chłopakowi, że to co robił sprawiało mu ból.- Wybacz.- Dodał i poluźnił uścisk, ale się nie odsunął.
- Wszystko.
- Ale że tak wszystko, wszystko?- Zapytał uparcie się od niego nie oddalając. Chłopak wiedział do czego pije przyjaciel. W sumie nie dziwił mu się, że nie zapytał wprost. Gdyby nie odzyskał pamięci byłoby nie ciekawie gdyby chłopak zadał mu na głos pytanie jakie chodziło mu po głowie.
- Podać ci dokładnie miejsca, daty, godziny i pozycje jakie brały w danym momencie udział?- Zapytał zaczepnie unosząc lewą brew do góry. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu kiedy w oczach chłopaka stanęły łzy.- Chyba nie zamierzasz mnie tutaj zalewać Łazami, co?
- Ty głupi głupku!- Krzyknął i wtulił się w niego mocno mocząc mu przy tym mundurek swoimi łzami i co gorsze glutami. John nie odtrącił go tylko przytulił mocniej do siebie uspakajająco głaskając go po głowie.
- No już, już. Męskość twojego płaczu mnie rozpierdala, wiesz?- Zapytał i zaśmiał się głośno kiedy chłopak spojrzał na niego oburzony.
- Zamknij się i daj mi chusteczkę!- Parsknął oburzony.
- Tak, tak.- Powiedział i podał mu paczkę chusteczek. Spojrzał na zegarek.- Wiesz zjadłbym coś…
- No to na co czekasz? Chodź do stołówki.
- Nie powiem kto mnie tutaj wyciągnął i w ogóle.
- Szczegół.- Johen zaśmiał się cicho i machnął lekceważąco dłonią. John zaśmiał się cicho i razem z chłopakiem przekroczył próg szkoły. Zostało im jeszcze dwadzieścia minut przerwy śniadaniowej.- Mogę powiedzieć Luig…
- Nie.
- Dlaczego?- Spojrzał na niebieskowłosego smutnymi oczyma.
- Jak na razie nie mów nikomu. Nie chcę go wystraszyć.
- Kogo?
- Mon Fou.- Powiedział i wszedł z nim na teren budynku szkolnego.
- Pamiętasz kiedy ma urodziny?- Uśmiechnięty Johen szedł koło niego i podskakiwał co i rusz jak jakaś koza. Żeby tylko sobie nogi nie złamał z tej radości.
- 22 września.
- Jego ulubiony kolor?- Wychylił się w jego stronę, kiedy uzyskał poprawną odpowiedź.
- Wszystkie odcienie niebieskiego i żółty.
- A którego nie lubi?
- Różu i czerni.
- A…- Zamyślił się. Jakie jeszcze pytanie mógłby zadać aby potwierdzić prawdę. Jakby mógł to by ją wykrzyczał całemu światu. Radość rozrywała go od środka. Dlaczego nie mógł się z nią nikim podzielić. On tak bardzo chciał! Hmmm…? Ciekawe jak by mu John odpowiedział jakby się go zapytał, którą ręką Francuz…
- A prawą ręką najlepiej mu się wali konia. Daj spokój. Przecież powiedziałem, że wszystko to wszystko.- Powiedział i śmiejąc się głośno wszedł razem z nim do stołówki. Bez problemu odnalazł miejsce w którym siedział Włoch. Podszedł do okienka wybierając to na co miał aktualnie ochotę po czym podszedł do stolika. Luigi przyglądał mu się uważnie.- Tak?
- Coś długo wam zeszło.- Zauważył kiedy miejsce koło niego zajął Johen. Spojrzał na niego zaskoczony.- Płakałeś?
- Nie.
- Przecież widzę. Co się stało?
- Coś mi wleciało do oka.- Powiedział odwracając spojrzenie w bok. John wgryzł się w kawałek pizzy jaki wybrał sobie na swoje śniadanie.
- Coś?
- Proszę cię nie rób mi scen zazdrości właśnie tutaj i właśnie teraz.- Powiedział cicho chłopak mierząc Włocha chłodnym spojrzeniem.
- Johen…
- Dwa tygodnie.
- No ty chyba…
- Trzy tygodnie.
- Sam tyle nie wytrzymasz.
- Dwa miesiące. Jeszcze jedno słowo a będą lata.- Warknął i odwrócił się do niego obrażony. Kochał tego przystojnego Włocha, ale czasami jego bezpodstawne ataki zazdrości albo próby wywołania takiego ataku bardzo go drażniły. Luigi już nic się nie odezwał. Ani do końca śniadania. Ani do końca kolejnych lekcji. Tak samo jak nie odezwał się ani słowem kiedy wychodzili ze szkoły. Wzdychał tylko i marszczył czoło jakby coś kalkulując, ale nie dzielił się z innymi swoimi rozmyśleniami. Tak zamyślony Luigi jęknął głośno kiedy jego nos rozkwasił się na plecach osoby, która szła przed nim i przystanęła gwałtownie. Uniósł głowę do góry i spojrzał oburzony na John’a, którego okulary pod wpływem siły zderzenia prawie co nie spadły na asfalt. W ostatniej chwili pochwycił je zielonowłosy raniąc sobie tym manewrem za pewne kolana. Już chciał zapytać co ten odwala, kiedy spojrzał w kierunku, w którym chłopak sam patrzył i zrozumiał jego zachowanie. Przeżył deja vu. Didier stał na parkingu z dobrze znanym im chłopakiem i o coś się z nim wykłócał. Edgard złapał go za ramie i szarpnął nim mocno. Luigi zrobił dwa kroki do przodu aby do nich podbiec ale ktoś był szybszy niż on. Gapił się oniemiały na idącego niczym maszyna Johna. Wyprostowana sylwetka, zaciśnięte pięści oraz zęby. Zmarszczone czoło. Spojrzał pytająco na Johen’a, ale ten tylko pociągnął go za sobą i powoli szli za prującym przez parking szkolny niebieskowłosym.
- Słuchaj no Lanneugrasse…- Edgard pochylał się nad Francuzem sycząc do jego ucha.
- Łapy przy sobie.- Warknął John odpychając go od jasnowłosego i stając pomiędzy nim, a Didier’em. Popatrzyli na niego jak na kosmitę w leginsach po czym czarnowłosy zaśmiał się głośno.
- Nie z tobą rozmawiam więc się nie wpierdalaj.
- Masz trzymać łapy przy sobie.- Warknął John. Luigi i Johen stanęli za plecami jasnowłosego. Edgard zmierzył ich dokładnie na dłużej zatrzymując wzrok przy John’ie.
- Kurwa gadam z nim tylko! Co może nam tego zabronisz?!
- Nie. Chcesz z nim gadać to gadaj. Ale łapy trzymaj od niego z daleka.
- Lanneugrasse. Pogadajmy na osobności…
- No chyba cię popierdoliło.- Warknął John zasłaniając bardziej swoim ciałem znajdującą się za nim zaskoczoną trójkę osób.
- Nie z tobą rozmawiam chuju.- Edgard zbliżył się do niego plując mu w twarz przy każdym wypowiedzianym słowie.
- Niech ci obciąga ta skurwiała szmata.- Warknął. Czarnowłosy cały czerwony na twarzy wyprowadził w kierunku twarzy White’a prawą pięść. Chłopak bez problemu umknął pod nią i w jednej chwili znalazł się za ogłupiałym przeciwnikiem. Machnął nogą kopiąc go całą stopą między łopatki. Edgard upadł na chodnik kaszląc przeciągle.- Z czym do ludzi?
- Zabije cię, gnoju!- Czarnowłosy naparł na niego, ale po chwili znowu leżał na chodniku trzymając się mocno za nos. Spojrzał na swoje dłonie, które chwile wcześniej przyciskał do poturbowanego miejsca. Krew.- Będziesz żałował, że kiedykolwiek stanąłeś mi na drodze!
- Już się boje.- Zadrwił John i podszedł do Didiera. Bez słowa założył mu na uszy słuchawki.
- Ej! Co ty robisz? Przestań.- Powiedział oburzony Francuz, kiedy ten bez pytania wygrzebał mu z kieszeni marynarki MP4 i włączył ją ustawiając na cały regulator. W uszach chłopaka od razu rozbrzmiały pierwsze nuty Bacha: Toccata and Fugue in D minor, BWV 565. (https://www.youtube.com/watch?v=IVJD3dL4diY&index=7&list=PLahkw71e57G07rDGaZLw5uP8ZV9hlFg6n ).- Co…?- Didier spróbował ściągnąć z uszu słuchawki, ale przeszkodziły mu w tym zakrywające je delikatnie dłonie chłopaka stojącego za nim. Nie mógł się odwrócić, nie mógł ściągnąć słuchawek. Nie miał nawet szans wyłączyć muzyki. Jedyne co mógł zrobić to wpatrywać się w twarz rozwścieczonego Edgarda. Didier nie wiedział co się dzieje, ale to co się działo w sferze niedostępnej dla jego uszu sprawiło, że czarnowłosy na chwile ogłupiał na twarzy. Trwało to chwilę. Francuz idealnie widział jak jego twarz staje się biała jak płótno, a oczy otwierają się szeroko. Widział jak jego ramiona unoszą się szybko kiedy próbował oddychać, ale strach wymalowany w jego oczach skutecznie odbierał mu tą zdolność. Później stało się coś przez co chłopak zagryzł drżące wargi i cofnął się dwa kroki do tyłu. Coś odpowiedział. Po raz kolejny w życiu Didier przeklinał siebie za to, że nie potrafi czytać z ruchu warg. Czuł za sobą dokładnie ciepło osoby, która zabraniała mu wykonać jakikolwiek ruch. Delikatny zapach mącił w nosie. Całą siłą woli zmusił się do tego aby oddychać spokojnie. Otworzył szeroko usta kiedy Edgard najnormalniej w świecie się ukłonił i odszedł w sobie tylko znanym kierunku. Po kilku sekundach muzyka w jego uszach ucichła. Zsunął delikatnie słuchawki z uszu i odwrócił się za siebie. Luigi tarmosił włosy John’a śmiejąc się przy tym głośno. Johen, który stał koło niego uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Czy możesz mi wyjaśnić co to wszystko miało znaczyć?- Zapytał chłopaka niemieckiego pochodzenia. Ten tylko się uśmiechnął i dał mu delikatnego pstryczka w nos.
- Edgard da ci w końcu spokój.- Luigi uwiesił się na jego ramieniu. Kolana Francuza ugięły się pod jego ciężarem. Jęknął głośno.
- Ciężki jesteś. Złaź.
- Johen nie narzeka.
- Johen to Johen. Ja to ja. Mówię, że ciężki jesteś!
- Już księżniczko. Nie krzycz tak.
- Mam ci pokazać jakie pazury ma ta twoja księżniczka?!- Warknął chłopak patrząc na niego wrogo. Luigi zaśmiał się cicho po czym spoważniał i złapał w dłonie jego prawą rękę.
- Dbaj o swoje palce.
- Przecież wiem.
- No ostatnio…
- Ostatnio musiałem to zrobić.- Wyrwał swoją dłoń i bez większych ceregieli wyminął ich i ruszył w stronę akademika. Zapyta się Opiekuna. Może uda mu się wcześniej wrócić do zalanego ostatnio pokoju. Nie chciał wracać do pokoju z granicami, ale musiał. To było jedyne miejsce w którym pod koniec roku mógł zamieszkać. Na następny rok poprosi o całkowicie inny pokój. Taki aby nawet na korytarzu nie musiał oglądać swojego ostatniego nemezis.
Nemezis spędzającego mu sen z powiek od ostatniego pół roku.
Nemezis, które przecież mimo wszystko tak mocno kochał, a musiał z niego zrezygnować ze względu na jego amnezję.
- Musisz się leczyć skoro jeszcze o nim nie zapomniałeś idioto.- Mruknął cicho pod nosem do samego siebie wchodząc jednocześnie do swojego starego pokoju. Spojrzał na żółtą taśmę biegnącą przez środek pokoju. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
Żółty.
Przez ostatnie pół roku ten kolor stał się jego znienawidzonym kolorem!
Kolorem który odbiera wszystko.
 ***********************************
Dziękuje za uwage i pozdrawiam Gizi03031