niedziela, 31 marca 2019

Ogień Miłości- One Shot

a teraz coś co znacie.... a raczej dodatek do czegoś co znacie.
Zobaczycie jak to było z naszym Nii po śmierci ukochanego <3
*******************************
Przetarłem rękoma zmęczoną twarz. Od kilku dni nie mogłem spokojnie spać. Zbliżał się "ten" dzień więc zdawałem sobie dobrze sprawę z tego, że dopóki nie minie nie mam co liczyć na chwilę odpoczynku oraz chociażby przespaniu całej nocy bez tych cholernych snów.
Wiedziałem, że muszę to przecierpieć. Od kilku lat już tak było. Męczyłem się, chodziłem poddenerwowany, szedłem do klubu trochę ochłonąć, jechałem na dwa dni do rodzinnego domu po czym wszystko mijało. Wracałem do siebie i zajmowałem się swoją pracą nie przejmując się niczym przez najlbiższy rok.Chociaż powiedzenie, że się nie przejmuję było prawdziwym niedopowiedzeniem. Przejmowałem się tym, ale nie tak jak przed "tym" dniem. Kiedy do "tego" dnia było daleko mogłem normalnie funkcjonować, czasami o Nim pomyślałem i nic więcej. Ale kilka tygodni przed "tym" dniem byłem innym człowiekiem.
Nawet ludzie, z którymi pracowałem starali się wtedy mnie unikać albo prędzej powiedziawszy rzadziej wchodzić mi w pole widzenia. Nie chciałem być dla nich nie miły ani nic w tym rodzaju. Po prostu wtedy nie myślałem i mówiłem to co mi ślina na język przyniosła. A przynosiła bardzo wiele nieprzyjemnych i raniących słów.
Przyzwyczaili się do tego.
Chyba.
Tak myśle.
Za kilka dni się ich o to zapytam.
Spojrzałem w stronę drzwi, kiedy po całym pomieszczeniu rozniósł się charakterystyczny dźwięk obwieszczający przybycie kolejnego "gościa". którego na pewno  nie miałem dzisiaj w grafiku. Pomijając panią Makoto nie powinno tutaj być nikogo. Tym bardziej, że był to sobotni wieczór więc nie spodziewałem się tutaj rzadnej żywej duszy. I to godzinę przed zamknieciem.
Wyjrzałem z gabinetu do poczekalni i przekrzywiłem głowę w bok. Przy pustym kontuarze, za którym normalnie siedział jeden z moich pomocników stało pięciu rosłych osiłków. Poubierani w... hawajskie (?!) koszule i spodnie w kant rozmawiali z kimś kogo nie mogłem zobaczyć.
- Przepraszam?- Zapytałem cicho ściągając w ten sposób na siebie ich uwagę.
- Robotę masz.- Warknął jeden z nich. Ten z najbardziej rażącą koszulą. Miał czarne, krótkie włosy postawione do góry. Uniosłem do góry lewą brew.
- Słucham?- Zapytałem go tonem świadczącym o tym, że mam go za skończonego idiotę.
- Głuchy jesteś?! Mówię, że...
- Toruo zamilknij, a wcześniej go przeproś.- Zagrzmiał zimny głos wydobywający się zza jego pleców. Pozostali faceci rozprszyli się na boki ukazując moim oczą dziwnie znajomą twarz. Zadarty mały nosek z szeroką blizną biegnącą w szerz twarzy przecinającą własnie ten nosek. Wściekle zielone oczy okalane wachlarzem grubych rzęs. Pełne, różowe usteczka. Ubrany w zwykłe dresy i bluzę z kapturem oraz japonki. Ewidentnie domowy strój.
- Szefie, ale jak...
- Przeproś.- Warknął chłopak nawet na niego nie patrząc. Ten z miną zbitego pas, jakby połknął kij ugiął delikatnie kark i burknął pod nosem niezrozumiałe jak dla mnie słowa przeprosiń.- Jeszcze raz.
-Dan.- Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.- Co cię do mnie sprowadza o tak karygodnej porze?- Zapytałem wpatrując się w niego intensywnie.
- A. No tak. Coś się stało mojemu psu.- Powiedział i odwrócił się gwaltownie w stronę jednego z drygbasów, który trzymał koło nogi wielką klatkę dla zwierząt. Wiedziałem co znajdę w środku.- Nie ufam innym weterynarzą więc przyszedłem od razu do ciebie.
- Dawajcie z nim do mnie.- Powiedziałem i ruszyłem w stronę pomieszczenia, z którego wyszedłem.- Dan. Ty zostajesz.
- Ale...
- Dan.
- Tak.- Powiedział cicho i usiadł potulnie na jednym z krzeseł w poczekalni. Ten co przyniósł za mną klatkę stanął przy drzwiach i przyglądał mi się nie wiedząc jak ma się zachować. Widziałem po jego twarzy, że coś mu tutaj nie pasowało.
- Masz coś do powiedzenia? Więc słucham, jak nie to poczekaj na zewnątrz.- Powiedziałem podchodząc do klatki, z której powoli zaczeło wydobywać się warczenie.
- Może zostanę. Pomijając mnie, braciszka Dana oraz braciszka Fyuy nikt nie zbliża się do Nany.
- Nie martw się. Nic mi nie zrobi.
- Ale...
- Dan ją dostał ode mnie. Znam tego psa dłużej niż wy wszyscy razem wzięci.
- Nii.- Szepnął cicho pod nosem. Mruknąłem cicho. A więc Dan im o mnie opowiadał. Ciekawe co takiego powiedział?- Poczekam na zewnątrz.- Dodał i już go nie było.
- No Maleńka. Pokarz mi z czym twój niesforny pan mnie do ciebie przyprowadził.- Powiedziałem otwierając po woli drzwiczki od klatki.
     ^^~^^
 Wyszedłem z pomieszczenia, w którym spędziłem ostatnie półtorej godziny i spojrzałem na Dana oraz jego kumpli, którzy wlepili we mnie wyczekujące spojrzenia. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Dan. Masz książeczkę Nany?- Zapytałem. Chłopak poderwał się na równe nogi i przetrzepał dokładnie swoje kieszenie po czym podał mi pomarańczową książeczkę zdrowia swojego owczaka niemieckiego. Otworzyłem ją na jednej z ostatnich stron i przeleciałem po niej zrokiem po czym głośno wypuściłem powietrze z płuc.- Co ty miałeś w szkole z Japońskiego?- Zapytałem gapiąc się na niego. Chłopak zrobił głupią minę nie za bardzo rozumiejąc o co mi chodzi.
- Cztery?- Zapytał przekręcając głowę w bok. Uderzyłem go delikatnie książeczką w głowę, co spotkało się z okrzykiem pełnym oburzenia w moim kierunku i nawet z odbezpieczeniem broni. Wystarczyło jedno spojrzenie chłopaka i broń zniknęła z moich oczu.- Za co to?- Zapytał cierpiętniczo.
- Otwórz książeczkę to się przekonasz.- Powiedziałem przyglądając mu się uważnie. Zrobił tak jak mu kazałem. Przejrzał ją dokładnie po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do faceta imieniem Torou i walnął go w tył głowy otwartą dłonią.
- Za co?!- Pisnął jak rasowa panienka. Prychnąłem cicho pod nosem kręcąc przecząco głową.
- Zaszczepiłeś pół roku temu Nanę tak jak ci kazałem?- Zapytał Dan. Facet spojrzał na niego jak na idiotę.
- Kazał mi ją braciszek zaszczepić za pół roku.- Odparł. Dan już unosił ręke aby znowu go strzelić, ale go przed tym powstrzymałem.
- Dan. Ogarnij się. Teraz już po ptakach. Będziecie mogli je zabrać za tydzień do domu. Do tego czasu zostają pod moją opieką.
- Ale...ale...
- Co ale? Mówiłem ci, że Nana jest specyficznym psem i trzeba o nią szczególnie dbać, a urodzenie przez nią małych może się dla niej źle skończyć. Na szczeście ten poród przebiegł bez żadnych komplikacji. Leży teraz z małymi w specjalnym kojcu. Kiedy przestanie karmić będzie trzeba ją wysterylizować. Jeżeli będziecie chcieli oddać małe to dopiero za sześć tygodni możecie to zrobić. Jeżeli nie będziecie mieli komu ich oddać zostawcie je mnie. Szybciej znajdę im dom.
- Fyuy mnie zabije.- Jęknął chłopak siadając na krześle.
- Wypniesz przed nim dupcie to może mu przejdzie.
- Ej!- Szóstka oburzonych głosów sprawiła, że moje brwi poleciały do góry.
- Teraz on daje tobie?- Zapytałem zaskoczony.
- Jak możesz tak mówić do braciszka?- Krzyknął kolejny oburzony dryblas.
- Nie masz wstydu Nii-dono!- Dan kompletnie zignorował tekst swojego człowieka i pokazał mi język. Uśmiechnałem się wrednie pod nosem.
- Znam ciebie i twoje perwersje, więc...
- Nie gadam z tobą!
- W końcu! Czekałem na te słowa od jakiś ośmiu lat!
- Nishiramakazotarukifui!- Krzyknął niczym obrażone dziecko. Zaśmiałem się głośno pod nosem. Ten dzieciak zawsze mnie relaksował i potrafił odgonić z mojej głowy dręczące mnie obrazy oraz myśli.
- No już, już. Nie denerwój się tak. Żartowałem przecież dzieciaku.
- Głupek!- Warknął i schował książeczkę Nany do kieszeni po czym podszedł do drzwi wyjściowych z mojej kliniki.
- I tak wiem, że mnie kochasz.- Odgryzłem się wychodząc za raz za nim i jego "świtą" na zewnątrz. Było ciepło oraz duszno. Pokazał mi język kiedy na niego spojrzałem. Pokręciłem przecząco głową. Zamarłem, kiedy zobaczyłem coś kątem oka. Spojrzałem w tamtym kierunku gwałtownie po czym klnąc szpetnie wyskoczyłem do przodu odpychajc Dana na bok i wpadłem tłowiem na ulicę ciągnąc z całej siły małą dziewczynkę za rękę. Usłyszałem jak coś niebezpiecznie chrupnęło w jej ręcę, którą trzymałem ale się tym nie przejąłem. Mała szatynka upadła z impetem na moją głowę. Usłyszałem cichy skowyt, kiedy wolną ręką złapałem za czerwoną smycz i szarpnąłem ją w swoją stronę. Koło mojej twarzy z impetem zatrzymał się terenowy wóz. Oddychałem ciężko.
- Nii-dono!- Usłyszałem krzyk Dana, kiedy się nie ruszyłem. Pomijając jego krzyk do moich uszu dolatywał płacz małej, pisk małego szczeniaka oraz przerażony głos jakiegoś mężczyzny. Nie znałem go. Kłócił się z kobietą z wozu, który chwile wczesniej rozjechałby małą i psa albo przy kiepskich umiejętnościach kierowcy również moją głowę. Poczułem jak mała znika z mojej głowy. Jęknąłem głośno kiedy znajoma drobna postura Dana pomogła mi się pozbierać z krawęrznika. Widziałem jego przerażone, zaszkolne spojrzenie. Potarmosiłem mu włosy i spojrzałem na osobę, która zabrała ode mnie małą. Wielki, prawie dwumetrowy facet, szerokie bary, dobrze umięśniony, czarne włosy, oliwkowa cera i ciemne oczy. Przytulał mają do swojego torsu mówiąc do niej coś niezrozumiałego jak dla mnie. Chyba wyczuł, że się na niego patrzę bo spojrzał na mnie i zmróżył niebezpiecznie oczy. Nie spodobało mi się jego spojrzenie.
- I zobacz co byś narobił! Przez ciebie moja siostra i pies mogliby zginąć!- Krzyknął. Poczułem się tak jakbym dostał od niego w twarz. Zaśmiałem się głośno.

^^~^^
Głosna muzyka dudniła mi w uszach. Rozglądałem się po otoczeniu dobrze zdając sobie sprawę z tego, że nikt do mnie nie podejdzie i ze mną nie zagada. Zostawią mnie w spokoju pozwalając się łaskawie oglądać moim wkurwionym oczą.
Upiłem kolejny łyk z kufla i odstawiłem go z impetem na blat baru. Ten koleś z dzisiaj na maksa mnie wkurwił. Gdyby nie interwencja Dana oraz jego kumpli skopałbym dziada na środku ulicy. A ja głupi jeszcze mu psa wyleczyłem bo miał złamaną łapę przez ten wypadek! Eh... małej też złamałem rękę. Jak się okazało ten dryblas był jej bratem i do tego pediatrą więc jakimś cudem poskładał ją w moim gabinecie (i tam też Dan musiał mu ratować tyłek, bo znowu zaczął mnie oskarżać, że to wszystko przeze mnie i by stracił siostre i psa, więc znowu zapragnąłem skopać mu dupsko) po czym ulotnił się z dzieckiem (psa zostawiłem na noc u siebie- nie pozwoliłem go zabrać), a ja przebrałem się w strój, który zagwarantuje mi spokój w klubie i poszedłem trochę się odchamić.
Koszulka na ramiączkach była niezłym odstraszaczem potencjalnych idiotów, którzy zapragną do mnie zarywać. Dopóki ktoś widział moją twarz chciał mnie zgwałcić samym spojrzeniem na środku sali, ale jak tylko ściągałem koszulę i zostawałem w samym podkoszulku ludzie odwracali skrępowani spojrzenia i już do mnie nie zagadywali. Urok posiadania pięknych blizn po poparzeniach.
Głupcy!
A nawet nie widzieli całego mojego ciała!
Była tylko nieliczna grupka osób, która akceptowała mnie takim jakim byłem. To byli moi przyjaciele. I tylko jednemu facetowi pozwoliłem się dotknąć, jako jedyny podniecił się na widok moich blizn. Od tamtego czasu byłem sam. Bo po co mam się z kimś spotykać skoro ta osoba, po tym jak się przed nią rozbiorę ucieknie z krzykiem. Wolałem nie psuć komuś psychiki oraz sobie humoru.
- Co tam Oono? Dzisiaj spóźniony? To nietypowe.- Usłyszałem głos barmana za swoimi plecami. Facet, który ze mną rozmawiał mimo, że wiele razy widział moje blizny. Powiedział, że lubi mnie mimo wszystko, a nie leciał i nie leci na mnie z prostej przyczyny. Ma męża. W takim klubie w jakim byłem spotykało się albo zajętych albo pustych debili, którzy chcieli tylko poruchać. I nic więcej. No i można spotkać takiego mnie. Taki co to lubi tylko popatrzeć.
- Z Yuasą do szpitala pojechałem.
- Co się stało?
- Jakiś idiota złamał jej rękę na ulicy i... - Urwał kiedy odwróciłem się gwałtownie w jego stronę i wylałem mu na twarz zawartość swojego piwa. Przetarł ją w dość powolny sposób i obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem.- TO. TY.- Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Po pierwsze to twoja wina! Trzeba było jej lepiej pilnować! Po drugie sam jesteś idiotą, idioto! Po trzecie przeprosiłem za to, że za mocno ją złapałem, ale gdybym jej nie złapał to byś pewnie teraz z nią w kostnicy siedział idioto! Po czwarte nie ma tutaj mojego kolegi więc śmiało mogę skopać ci to przerośnięte dupsko i nikt ci nie pomoże!- Krzyknąłem wyskakując do niego z pięściami. Bez problemu unieruchomił mi obie ręce swoją jedną ręką po czym wolną ptrzetarł kilka razy po twarzy.
- Oono to wy się znacie razem z Nii??- Zapytał barman. Nawet na niego nie spojrzałem ciąglę obrzucając tego idiotę morderczym spojrzeniem. Za cholere nie mogłem się uwolnić! Ile ten idiota miał siły?!
- Nii? A co to? Imię dla psa?
- To skrót od...
- Ał.- Pisnąłem cicho kiedy za mocno ścisnął moje nadgarstki. Puścił je momentalnie patrząc na mnie jakoś tak dziwnie.
- Przepraszam. Za mocno ścisnąłem.- Powiedział obojętnie i spojrzał w stronę barmana.- Piwo dla mnie. Dla tego idioty też. W końcu zmarnował swoje na to aby zrobić mi wieczorny prysznic.
- Nie. Mów. Na. Mnie. Idiota. Idioto.- Wycedziłem tuż przy jego twarzy. Spojrzał na mnie i najnormalniej w świecie puknął mnie w nos swoim wskazującym palcem.
- A jak mam mówić na idiotę, który złamał mojej siostrze rękę oraz psu przy próbie ich ratowania?- Zapytał i uśmiechnął się delikatnie. Zagotowało się we mnie. Warknąłem na niego niczym rozjuszona kotka.
- Nishiramakazotarukifui!- Krzyknałem odsuwając się od jego dłoni. Zmierzył mnie od góry do dołu. Nie spodobało mi się to. Nie lubie kiedy ludzie się na mnie gapią.
- Masz i pij. Jak się upijesz może nie będziesz się rzucał jak pchła na grzebieniu.- Odparł tylko i podsunął mi piwo pod nos. Zmarszczyłem czoło. Nie skomentował w żaden sposób tego jak wyglądam. Nawet się nie skrzywił kiedy na mnie patrzył. Po prostu pooglądał sobie moje ciało i wrócił do picia piwa.
Dziwny facet.
Prychnąłem cicho i wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce oraz do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Oono nie drażnij mi klientów.
- Barth... sprawdziłeś chociaż to coś czy jest pełnoletnie?
- On ma tyle lat co ty.
- Ommmm.... a nie wygląda. I nie zachowuje się. Prędzej bym powiedział, że ma jakieś... trzynaście lat.
- Zboczenie zawodowe.
- Nie sądze.
- Lubisz dzieci.- Zauważył barman. Upiłem kolejny łyk piwa i spojrzałem przed siebie, kiedy na przeciwko mnie zatrzymała się trójka facetów. Jendego z nich kojarzyłem. Na początku, kiedy tylko zacząłem odwiedzać ten bar zaczął do mnie startować. Poźniej uciekł z krzykiem jak przez przypadek zobaczył moje ramiona. Rozpowiedział wszystkim w barze o tym jaką jestem maszkarą i dzięki niemu nie musiałem się już kryć.
- A ty znowu tutaj Quasimodo?- Warknął jeden z nich. Nie ten chuj, który się na mnie napalał, a teraz patrzy na mnie jak na gówno przy swojej podeszwie. Spojrzałem za siebie.
- Barth... prosiłem cię abyś ściągnął to wielkie lustro. Panowie znowu zobaczyli w nich swoje odbicia i się siebie wystraszyli.- Powiedziałem chłodno. Barth mało co nie opluł siebie jak i pozostałych czego nie można powiedzieć o Oono, który ewidentnie opluł piwem i siebie i barmana. Ten ostatni krzyknął oburzony.
- Słuchaj no gówniarzu...- Zaczął jeden z nich. Spojrzałem na niego jak na kosmitę. Gówniarzu?
- Masz jakiś problem?- Zapytał Oono odwracając się na hokerze w stronę moich rozmówców.
- On nim jest! Po cholere wpuszczją taką maszkarę do klubu! Straszy innych klientów przez co jest mniejszy wybór!- Krzyknął trzeci z nich. Skrzywiłem się delikatnie.
- Maszkare? O co ci chodzi?- Zapytał Oono. Spojrzałem na niego jak na głupka. On serio nie rozumiał!
- Spójrz tylko na niego...!
- Patrze. Od jakiejś godziny się na niego gapię. I??
- Ślepy jesteś?!
- Przystojny facet z zajebistym ciałem i zgrabną dupcią.- Powiedział całkowicie powarznie.
- E.- Nie tylko ja tak zareagowałem ale moi rozmówcy również. Poczułem delikatne ukłucie, kiedy ten troglodyta walnął mnie otwartą ręką w tył głowy. Nie bolało. Liczył się sam moment zaskoczenia.
- Czy któremuś z was wpadł w oko?- Zapytał Oono. Gapiłem się na niego jak na kosmite w leginsach.
- Jebnięty jesteś?
- Czy któryś z was ma zamiar do niego zarywać?
- Ochujałeś stary?
- No to spierdalać mi stąd i przestańcie mi przeszkadzać w próbach poderwania go i zaproszenia na randkę imbecyle, bo w przeciwnym razie przemebluje wam mordy.- Warknął na nich pochylając się delikatnie w ich kierunku i obejmując moje ramię swoją lewą rękę. Ja nadal się na niego gapiłem z szeroko otwartymi ustami. Chwilę później zostaliśmy tylko my i barman.
- E. Dzieki, ale nie musiałeś. Sam bym sobie poradził.
- Nie wątpie, ale mnie wkurwiali.- Warknął. Dziwny facet.
- Spoko. Tylko nie musiałeś im w taki sposób ściemniać, Teraz pewnie wszyscy tutaj będę mieli cię za jebniętą osobę.
- W jaki sposób ściemniać- Zapytał i spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- No wiesz...że ci przerywają w twoich próbach i w ogóle...
- No bo mi przerwali. A taki fajny miałem już plan w głowie.- Jęknął i oparł czoło o blat baru. Odwróciłem się powoli w jego stronę i spojrzałem na barmana. Popukałem się w czoło i pokazałem na niego palcem. Barth zaśmiał się cicho.- Co japę cieszysz pedale?- Zapytał i oparł brodę o bar. Spojrzał na niego.
- Nii myśli, że ściemniasz albo, że jesteś jebięty.- Zauważył chłopak nic sobie nie robiąc z jego odzywki dotyczącej jego orientacji. W tym klubie były tylko takie osoby. Pedał nie obrazi się na innego pedała kiedy ten na niego tak zawało. To tak samo jakby osoba czarnoskóra miała się obrazić na innego czarnoskórego, kiedy ten by do niego zawołał "czarnuchu". Innaczej sprawy się mają, kiedy woła do ciebie osoba, która nie jest taka sama jak ty. Oono spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.
- Jutro przyjdę do swojego psa. Za tydzień zabieram cię na randkę.
- Słucham?
- A jak będziesz grzeczny to łaskawie pozwolę sobie zaprosić cię na kolejną randkę.
- Czy ty słyszysz sam siebie?- Zapytałem piskliwym głosem.
- A jeżeli mi powiesz, że jestem jebnięty albo mam iść do okulisty to uwierz mi, że to ty będziesz jebnięty i to dosłownie i pójdziesz do okulisty bo tak ci dupe przeoram, że stracisz z wrażenia wzrok.- Warknął i spojrzał mi hardo w oczy. Gapiłem się na niego szeroko otwartymi oczyma mrugając nimi zawzięcie. W głowie miałem pustkę.
- Słucham?- Pisnęłem jeszcze raz. Ten koleś zwariował?! On jest nienormalny! Uciekł z jakiegoś zakładu dla obłąkanie chorych i dobrze się do tej pory maskował. Trzeba dzwonić na pogotowie i zgłosić, że znaleźliśmy uciekiniera.
- Mam ci to zaprezentować?- Zapytał podnosząc głowę do góry i przysuwając się do mnie delikatnie. Drgnąłem i odsunąłem się dla własnego bezpieczeństwa.
- Nie... nie ma takiej potrzeby. Rozumiem.- Pisnałem. Uśmiechnął się pod nosem i dał mi pstryczka w nos po czym wrócił do konsumpcji swojego piwa.
Dziwny facet. Nie ma co....
Oono...
Idiota, którego siostrze przez przypadek złamałem rękę...
Ciekawe jaką jest osobą i czy dane będzie mi go lepiej poznać nim wytrzeźwieje i ucieknie z krzykiem na mój widok...
Kto wie... pożyjemy... zobaczymy...

***********************************
i jak?
przypadło wam do gustu??
pzdr Gizi0031

niedziela, 24 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 5- OSTATNI

ostatni rozdział tego krótkiego opowiadania.
Mam nadzieję, że wam się spodoba:)
***********************************************
Rzucił mnie z impetem na swoje łóżko po czym po wczesniejszym przygniecieniu moich nadgarstków do poduszki wbił we mnie swoje spojrzenie.
- Możesz powtórzyć?!- Warknął zbliżając swoją twarz do mojej.
Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije mnie.
Kła lubie. Był ze mną od samego początku na tej planecie. Wspierał mnie. Pomagał. Chronił mnie przed wasmi oraz was przede mną. Ale nie chce z nim tego robić. To mój przyjaciel. To twój zwierzak. Moraeulf.... proszę nie chce tego z nim robić. Chce... chce ciebie....
Wiedziałem, że mnie usłyszał. Pozwoliłem mu na to. Gapił się na mnie oniemiały przez kilka długich minut.
- Co?- Tylko na tyle było go stać.- Co?
Proszę cię. Zrobię wszystko co będziesz chciał, bez słowa sprzeciwu spełnie każdy twój rozkaz, ale nie ten. Chce ciebie nie Kła.
- Jak to mnie?- Warknał. Odzyskał sprawność umysłową jaką tymczasowo utracił po usłyszeniu mojego głosu w głowie.
Ufam ci. Nie to nie to. Wierze ci. Szanuje cię. Ale to coś więcej. Kiedy cię widzę robi mi się ciepło w brzuchu oraz w klatce piersiowej jednocześnie te oba miejsca mnie bolą. Ale nie tak mocno. Tak fajnie. Denerwuje się kiedy jestem z tobą albo jeżeli o tobie pomyślę. Ty mnie wkurwiasz na całego. Ale wolę cię utrzymać przy życiu za wszelką cenę niż rozpierdolić ci jakimś zaklęciem łeb. Zrobie wszystko co zechcesz. Uwierz mi, ale nie chcę spółkować cieleśnie z Kłem.
- Tylko ze mną.- Dokończył. Gapił się na mnie przez dłuższą chwilę po czym pochylił się nade mną. Stykaliśmy się prawie nosami.- Chcesz abym cię przeorał, tak?
Nie chcę być jedną z wielu twoich dziwek które lub których tutaj przyporwadziłeś. Ja taki nie jestem.
- Nie za dużo rządasz?- Nasze usta praktycznie się ze sobą stykały. Po moich policzkach pociekła nowa seria łez.
Swoim dziwką płacisz ze puknięcie ich. Więc i mi zapłacisz.
- Ile?- Chłodne pytanie padło z ust, które delikatnie musnęły moje.
Po wszystkim pozwolisz mi odejść. Opuścić wioskę. I nie będziecie mnie szukać.
- Odmawiam.- Warknął. Poczułem uścisk w sercu.- Nie jesteś moją ani niczyją dziwką i nikt ci takiej słonej ceny nie zapłaci za seks. Nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę ci opuścić wioski. Twoje ciało należy do mnie. Twoje serce należy do mnie. Twoja dusza oraz umysł należą do mnie. Ktoś cię ruszy. Zabije. Pozwolisz aby ktoś cię ruszył. Zabije. Ruszysz kogoś. Zabije. Znikniesz. Zabije. Uciekniesz. Zabije. Jesteś mój. Rozumiemy się?- Warknął. Poruszyłem się niespokojnie pod nim. O czym on....- ROZUMIEMY SIĘ?!- Zły. Jest zły. Kiwnąłem delikatnie głową po czym poczułem jego miękkie i gorące usta na swoich. Wciągnałem głośno powietrze przez nos.
^^~^^
Był dostłownie wszędzie. Czułem go nawet w koniuszkach włosów oraz połączeń nerwowych. Próbowałem zdobyć chociaż troszkę przestrzeni osobistej ale mi na to nie pozwalał. Wykonywał głębokie, mocne i powolne ruchy swoimi biodrami wpychając swój język głeboko do mojego gardła. Chciałem krzyczeć, chciałem piszczeć i jęczeć. Chciałem oddychać! Chciałem go jeszcze bliżej.
Kiedy przez moje ciało przeleciała kolejna dwaka przyjemności spiąłem się cały i przeciągnąłem paznokciami po jego plecach starając się odzyskac dominację nad pocałunkiem. Poddałem się po chwili kiedy mocniej pchnął biodrami. Jęknąłem w jego usta po czym szarpnałem głową w bok aby po chwili wtulać twarz w jego bark. Moje usta potrzebowały chociaż trochę odpoczynku. Moje płuca potrzebowały trochę więcej powietrza. Uczepiłem się jego ramion Poruszał się coraz szybciej. Nie mogłem złapać oddechu. Kiedy tylko odsunąłem się od jego ramion aby zaczerpnąć trochę świerzego powietrza jego usta znowu zaczęły napastować moje. Jeknąłem głośno.
Litości.
Czy on nie potrzebuje odpocząt?
Pisnąłem cicho, kiedy zrobił coś przez co zobaczyłem gwiazdy w oczach. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie. Dlaczego on się tak uśmiechnął.
- Znalazłem.- Powiedział zachrypniętym na maksa głosem i przyssał się do mojej szyi. Kazdym swoim ruchem bioder sprawiał że przed moimi oczyma pojawiały się gwiazdy, a z ust wydobywałe się głośne krzyki. Co on robił?
Dlaczego to było takie....
Wygiągłem się w łuk brusząc nas moją spermą. Doszedłem bez dotykania się z przodu. Pisnąłem kiedy wbił się we mnie naprawdę mocno oraz zatopił swoje zęby w moim ramieniu. Nie powiem zabolało. Próbowałem uciec od tego bólu, ale nie miałem siły.
- Myślisz, że gdzie uciekasz? Pamiętaj do kogo należysz.- Warknął do mojego ucha po czym pocałował je delikatnie. Poczułem coś ciepłego w moim wnętrzu. Zarumieniłem się jeszcze mocniej (to w ogóle możliwe?) kiedy zorientowałem się co to było. Poruszyłem sie niespokojnie.
- Ciężko....- Jęknąłem kiedy zwalił się na mnie całym swoim ciężarem. Prychnął mi do ucha po czym przekręcił się na plecy i przyciągnął mnie do siebie tak, że to ja leżałem na nim.
- A ty nie jesteś wcale taki ciężki.- Powiedział. Pokazałem mu język i oparłem głową o jego mostek słuchając jak bije jego serce oraz jak oddychał. Biło szybko. Oddychał szybko. Objął mnie ramieniem okrywając nas kołdrą.- Odpocznij chwilę, a później druga runda.- Powiedział. Uniosłem gwałtownie głowę do góry. On chyba oszalał.Chce mnie zabić czy jaki chuj?
^^~^^
Leżałem plasko na brzuchu i gapiłem się na niego kiedy szykował coś w kuchni. Nie mogłem się ruszyć. Chyba tylko mruganie nie sprawiało mi bólu. Zrobiliśmy to w nocy jeszcze trzy razy. W łóżku. W łazience i przy tym cholernym oknie. Wiedziałem, co wyczyniał z innymi w łóżku, ale doszedłem do wniosku, że ich oszczędzał. Normalnie jakoś wychodzili z domu o świcie. Ja nie moge się ruszyć.
- Wyspany?- Zapytał i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Nie ruszaj.- Jęknąłem. Prychnął i wyprostował się.
- Czy marudna księżniczka zje przy stole czy w łóżku?
- Nie jestem głodny.
- Przy stole.- Zadecydował.
- W łóżku.- Poprawiłem go. Ja się nie mogę ruszać, a ten mi każe siadać przy stole.
- Tak właśnie myślałem.- Powiedział i podsunął mi pod nos talerz z kanapkami, z którego sam sięgnął po jedną z nich i wgryzł się w nią.- Przeszły ci zapęby zabójcy?
- Zwiększyły się, ale ograniczyły do jednej osoby.
- Tak? A do kogo?
- Do ciebie niewyżyty zwierzaku!- Warknąłem i wgryzłem się w kanapkę. Zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie ruszaj.- Znowu prychnął na mnie po tym tekście. Poczułem jak położył swoją prawą rękę na moim pośladku.- Nie ruszaj.
- Jesteś mój. Mogę cię ruszać.
- Wszystko mnie boli. Nie ruszaj.
- Sknera.- Mruknał i usiadł koło mnie. Na sobie miał spodnie dresowe i nic więcej. Spojrzałem na niego oburzony.
- Co proszę?
- Nawet nie mogę ruszać tego co jest moje.
- Bo mnie wszystko boli!
- Mnie też, a możesz mnie ruszać.
- Niby co cię boli?- Zapytałem. Spojrzał na mnie jak na idiotę i odwrócił się do mnie plecami. Wielkie rany na jego plecach oraz ramionach. Ślady zadrapań i zębów.- Sorry.
- Za co mnie przepraszasz?
- Za to co zrobiłem.
- Ja nie przeprszam za to, że boli cię dupa, ty nie przepraszaj za kilka zadrapań.- Sarknął i pocałował mnie w czoło. Już nic nie powiedziałem tylko wypuściłem głośno powietrze z płuc i opadłem delikatnie na poduszki.
Usiadłem gwałtownie po czym jęknąłem głośno kiedy przez moje ciało przeleciał bolesny prąd.
- Co ty robisz?! Zwariowałeś?!- Krzyknął siadając koło mnie. Spojrzałem w jego kierunku z prędkością ściatła.
- Mogę cię ruszać?- Zapytałem. Przyglądał mi się uważnie.
- No możesz. A co?
- A ty możesz ruszać mnie?
- Jesteś mój, więc mogę.- Warknął.
- Czyli ty jesteś mój?- Zapytałem. Otworzył szerzej oczy patrząc na mnie przez chwilę po czym zasmiał się cicho.
- No ba.- Odparł. Jęcząc głośno rzuciłem się na jego ramiona. Jest mój! Jest mój i tylko mój!- Kretynie uważaj na siebie, bo cię do łóżka przykuje.
- Mój.- Szepnąłem mu na ucho.
- Twój. A ty mój.- Odpowiedział tym samym.
- Twój.- Odparłem i pocałowałem go delikatnie w szyje.
On mój. Ja jego. Oboje należymy do siebie. I tylko do siebie.
Zesłano mnie na tą planete, abym do końca wszechwiata żył w tym więzieniu. A ja głupi pokochałem mojego więziennego strażnika i uczyniłem go swoim jak on uczynił mnie jego.
Ciesze się, że złamałem prawo na mojej planecie, aby uwolnić moją przyjaciółkę z klątwy jaka jest nakładana na przyszłe Kapłanki- Boginie. Cieszę się, że zostałem uznany za winnego i zesłano mnie na tą planetę. Cieszę się, że zesłano mnie koło jego osady.
Ciesze się, że moim starżnikiem okazał się Moraeulf.
Mój Moraeulf...
Kocham.

KONIEC:)


***************************************
ta-dam!!
Koniec:)
Jak wam się podobało??
Czy chcielibyście usłyszeć historię jakiegoś innego bohatera z tego opowiadania??

pzdr Gizi03031

niedziela, 17 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 4

Siedziałem w kuchni na krzesełku tuż przy uchylonym oknie. Przy stole siedziała cała święta trójca oraz moi dawni uczniowie. Mimo, że od prawie czterech miesięcy wychodziłem na zewnątrz i mogłem już używać pięciu słów dziennie bez obawy o jakiekolwiek istnienie nadal ciężko było mi czasami panować nad sobą.
No na przykład teraz.
Staram się zapanować nad wzbierającą we mnie złością.
Czy oni powariowali?!
Planować za moimi plecami (a ja byłem w tym samym pomieszczeniu co oni) takie rzeczy.
- Shiruu przestań stroić fochy, tak będzie szybciej i przyjemniej.- Powiedziała Vey. Obdarzyłem ją chłodnym spojrzeniem.
- Weź przestań. Mówisz, że to wszystko zostanie przyspieszone jeżeli to będzie osoba, której on ufa, szanuje i darzy jakimś ciepłym uczuciem. Tą istotą jest Kieł więc odpada.- Warknął Moraeulf. Mu też tak jak mi nie przypadł do głowy ten pomysł. Tylko wyraźnie z innych powodów nież mnie.
- No ale przecież może spróbować....
- To. Jest. Zoofilia.- Warknął  człowiek cały czerwony na twarzy. Ta.... debatuja nad tym komu mam dać dupy. A dlaczego. Bo na tym etapie cofania efektów ubocznych milczenia przez ponad rok mogę to przyspieszyć i darować sobie jakieś dwa lata męczarni. Starczy, że prześpie się z osobą, której najbardziej ufam, szanuje i darze ciepłymi uczuciami. I wszyscy doszli do wniosku, że to będzie Kieł! Nawet sam pies wziął ich za kretynów, kłapnął pare razy zębami, warknął na nich po czym wczołgał się pod łóżko i nie wychylał się ze swojej bezpiecznej kryjówki. Sam miałem ochotę warknął i sie schować.
- Ale mu pomorze!!
Może wy wszyscy dacie mi dupy, a od biednego Kła się delikatnie mówiąc odpierdolicie?! Nie jestem jakąś jebaną rzeczą, którą możecie sobie opychać jak na jakimś pierdolonym rynku!
Wydarłem się w swojej głowie na tyle na ile starczyło mi sił i opanowania. Wiedziałem, że tylko dwie osoby mnie nie usłyszą. Pozostała czwórka zerknęła na mnie krzywiąc się przy tym delikatnie.
- Posłuchaj Shiruu...
Taka mądra to ściągaj gacie i wypinaj na tym stole dupe w moją stronę. Jak tak bardzo tego chcesz....
- To nie tak, że....
Chcecie to mogę z was teraz uczynić pojemniki na moja spermę!
- Z tej dwójki też....oraz Kła.
Oni są poza skalą. Na wasze tyłki się napaliłem więc na co czekacie. Rozbierać się!
- My nie....
- To się kurwa odpierdolcie.- Warknąłem głośno i spojrzałem w stronę okna. Czułem na sobie ich spojrzenia. Odezwałem się przy nich pierwszy raz. Pierwszy raz słyszeli mój nowy albo w ogóle mój głos. Na cztery słowa połowa z nich to wulgaryzmy. No nie ma co?
- Ale o co chodzi?- Zapytał Warivv. Jedna z osób, która mnie nie słyszała.
- Shiruu stwierdził, że to naszą czwórkę może przeorać. A jak się na to nie zgadzamy to się mamy od niego odpierdolić.- Powiedział Frill.
- Wywnioskowałeś to po jego jedynej od ponad roku wypowiedzi?- Zapytał Moraeulf. Druga osoba, która mnie nie słyszała.
- Używał telepatii aby z nami pogadać. My go słyszeliśmy. A wy nie?- Zapytała Vey. Warknąłem głośno i zrywając się z krzesła skierowałem swoje kroki w stronę łazienki. Przed moim posunięciem zatrzymała mnie wielka i zimna ręka. Nie spojrzałem kto to, wiedziałem to bez zbędnego odwracani głowy.
- Masz mi coś do powiedzenia?- Zapytał chłodno. Wiedziałem, że będzie zły. Próbowałem wyszarpnąć rękę, ale mi na to nie pozwolił.- Shiruu....- Przeciągnął sylebe w moim głosie. Pokręciłem przecząco głową. Puknął kilka razy palcem w swoją lewą skroń. Ja ponownie zaprzeczyłem ruchem głowy.- Okey.- Powiedział chłodno i mnie puścił. Tak po prostu mi daruje?
- Moraeulf...?- Zaczał Warivv ale zamilkł kiedy spojrzał na twarz swojego rozmowcy. I ja na nią spojrzałem po czym wbiłem się w drzwi od łazienki.
Stał przede mną. Uśmiechał się psychopatycznie. Jego uśmiech jednak nie sięgał oczu. Jego spojrzenie było puste. Jak u martwego zwierzęcia.
Widziałem kiedyś ten wyraz twarzy i to spojrzenie. Gościło na jego twarzy od naszego pierwszego spotkania przez pierwsze pół roku mieszkania z nim. To wtedy powstały jego dziwne zasady, a ja zostałem zdegradowany do roli znienawidzonego zwierzęcia. Bałem się go teraz bardziej niż wcześniej ponieważ wiedziałem, że potrafi być miły i delikatny. Potrafi się śmiać i żartować. Potrafi być... ludzki. Dlatego teraz się go bałem.
- Możecie już iść.- Powiedział cicho. Po moich plecach przeleciały ciarki. Czułem pot spływając w dół po mojej dupie.
- A co z...- Nie zdążył zapytał Faoiltiar. Człowiek spojrzał na niego poszerzając swój uśmiech. Oboje drgnęliśmy konwulsyjnie.
- Nie martw się. Dzisiaj albo ten pierdolony gówniarz bzyknie Kła albo Kieł bzyknie jego. Już ja się o to postaram. A jak będą się opierać to im bardzo dosadnie pomoge.- Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Kieł wystrzelił spod łóżka jak z procy skacząc na parapet przy otwartym oknie. Chciał skoczyć.- Kieł.- Pies zaskomlał jakby ktoś go kopnął w brzuch, ale nie odważył się skończyć.
Pode mną z kolei załapały się kolana. Upadłem na tyłek przy drzwiach i gapiłem się na niego nie wierząc w to co właśnie powiedział. Gapiłem się na niego od dołu modląc się w duchu aby ten głupi sen się skończył. Przecież w końcu będę musiał się obudzić i nadal będę na tej cholernej polanie, na której byliśmy dzisiaj z rana, a z której ściągnęła nas niezpowiedziana wizyta jego gości. Spojrzał na mnie z góry po czym prychając głośno pod nosem odwórcił się w stronę pozostałych.
- Moraeulf....
- Chcecie zostać i popatrzeć?- Warknął. Boże, niech ktoś go powstrzyma!!
Wystarczyłą chwila mojej zawiechy i w domu pozostała tylko nasz trójka. Kieł podkulił ogon pod siebie oraz położył po sobie uszy zginając kark przy oknie. Gdybym miał oson i uszy jak on wyglądałbym pewnie tak samo. Moraeulf zakmnął drzwi na klucz oraz pozamykał i pozasłaniał wszystkie okna po czym spojrzał w naszym kierunku. Poderwałem się z miejsca i jednym sprawnym ruchem ukryłem się w łazience zamykając drzwi na zasówkę. Wiedziałem, że to go nie powstrzyma, ale zawsze nadzieja matką głupich. Prawda?
Pisnąłem cicho kiedy walnął mocno w drzwi z drugiej strony. Raz. Drugi. Trzeci.
On je wyważy!
Jak nic to zrobi!
Skuliłem się w kącie, wiedząc że będzie po mnie kiedy sworsuje moją drewnianą bramę.
Ktoś by powiedział, że z łatwością mogłem się go pozbyć. Jedno puszczenie mojej mocy wolno, a wtedy ja byłbym wolny. Mogłem to zrobić, ale nie chciałem. Jeżeli bym to uczynił było by to gorsze niż przespanie się z kandydatkną na Kapłankę na mojej planecie. Już nigdy miałbym go nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu ani nie poczuć jego zapachu?!
Nigdy!
Już wole aby mnie tak traktował ale był żywy.
Tylko nie chciałem tego.
Nie chciałem tego robić z Kłem i co gorsza nie chciałem aby Kieł zrobił to ze mną.
Chciałem czegoś innego, ale nie zaproponowałem tego w kuchni.
Zostałbym wyśmiany.
Zostałbym znienawidzony.
Odmówionoby mi.
Zostałbym zabity.
- Myślisz, że takie drzwi mnie powstrzymają?- Warknął nad moją głową. Złapał mnie za przegub ręki i pociągnął do góy. Zaparłem się z całej siły nogami, ale ten pewnie tego nawet nie zauważył. Wywlekł mnie z łazienki do głownej izby. Zobaczyłem Kła przykutego łańcuchem do nogi komody, za którą wciśnięt moją leżankę.
Czekał.
Trząsł się.
Umierał ze strachu.
Ale czekał.
Zacząłem go okładać pięściami po plecach kiedy zaczął ciągnąć mnie w stronę leżanki oraz psa. On serio chciał to zrobić!
- I tak to zrobisz! Zaczniesz normalnie rozmawiać! I nie będziesz robił ze mnie i Warivv'a idiotów!- Krzyknął i popchnął mnie na leżankę obok psa. Jęknąłem głośno, kiedy po moim ciele rozlała się fala bólu. Pochylił się nade mną i jednym sprawnym ruchem ręki ściągnął ze mnie spodnie. Pochylał się nade mną, a ja jak skończony idiota leżałem pod nim w samym podkoszulku i bokserkach.- Który przeleci którego?- Warknął. A chuj. Niech mnie pobije. Niech mnie zabije. Niech robi ze mną co zechcę, ale na to nie pozwolę.
- Nie....- Szapnąłem cicho i unosząc się na drżących dłoniach złączyłem delikatnie nasze wargi ze sobą. Zamarł momentalnie. Drżałem na całym ciele. Opadłem na twardą leżanką i ukrywając zapłakaną twarz w dłoniach dodałem głośniej.- Ja chcę ciebie. Nie Kła.
**************************************
serio. sama się wpakowałam w taką akcję (nie wiem jak szczerze powiedziawszy), a nie wiedziałam jak z niej wybrnąć xD
Mam nadzieje, że udało mi się to z klasą:D
Pzdr Gizi03031

niedziela, 10 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 3

Obserwowałem Moraeulfa, który od jakiejś godziny wchodził do łazienki by po chwili z niej wyjść i tak w kółko. Tutaj coś przestawiał, tam coś szukał. Przymieżał, ściągał. Ważył w dłoni swoją broń, by po chwili odłożyć ją na miejsce. Przeżucał zawartość półki na której leżały koce, kiedy już jakiś wybrał po chwili zmieniał zdanie i na nowo zabierał się za - jego zdaniem- lepszy wybór przykrycia. Siedziałem w kącie na swoim sposłaniu i przyglądałem mu się zastanawiając się co on tak właściwie robił.
Po pierwsze. Nigdzie dzisiaj nie wyszdeł. Od samego rana siedział ze mną w domu. Nawet łaskawie pozwolił mi ze sobą zjeść przy jednym stole. Byłem tym tak zestresowany, że nie mogłem praktycznie nic przełknąć. Ale on się tym nie przejmował.
Po drugie. Wczoraj wieczorej wyszedł gdzieś na chwilę z Kłem i wrócił bez niego. Czułem się niepwnie będąc z nim tutaj sam. Pies wyczuwał jego emocje lepiej niż ja. A teraz z jakiegoś powodu go tutaj nie było.
Po trzecie. Otworzył szeroko okno. Słyszałem wiele głosów i dźwięków. Chciałem podejść do niego, ale nie zebrałem w sobie na tyle odwagi cywilnej aby podnieść się z leżanki i podejść do okna.
Więc siedziałem i uważnie go obserwowałem. Przez jakiś krótki czas próbowałem odgadnąć co on tak własciwie robi, ale zrezygnowałem kiedy do głowy przyszedł mi najdurniejszy i najmniej prawdopodobny scenariusz jaki w ogóle miał prawo się zrodzić.
- Ty.- Zaczął. Uniosłem zaskoczony brwii do góry i spojrzałem w jego kierunku nie wiedząc czy mówi do mnie czy może woła kogoś przez okno.
Nie.
Zdecydowanie mówił własnie do mnie.
Przekżywiłem głowę w bok i czekałem, aż będzie kontynuował to co chciał powiedzieć.
- Podejdż.- Powiedział. Zmarszczyłem czoło ale po chwili wstałem ze swojego bezpiecznego miejsca i strzelając kościmi w kolanach podszedłem do niego zatrzymując się kilka kroków przed nim.- Masz.- Rzucił w moim kierunku jakimś tobołkiem. Złapałem go odruchowo ale go nie rozwinąłem.- Idź się umyj i wyszorój  porządnie włosy.- Dodał. Powąchałem swoje ramie. Przecież kompałem się jakiś tydzień temu kiedy mi na to pozwolił, a teraz tak szybko każe mi się umyć? Przecież nie śmierdziałem tak mocno jak kiedyś.- Nie obwąchuj się tylko idź się umyj.- Warknął. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem bez słowa w stronę łazienki.
^^~^^
Świerzy, pachnący, ubrany w nowe ciuchy, które z jakiegoś powodu mi podarował (spodenki do połowy ud, luźną koszulkę oraz cienki sweterek) oraz z o wiele krótszymi niż jakieś pół godziny temu włosami - myślałem że zawału dostanę kiedy wpadł do łazienki ze swoim ciężkim nożem i kazał mi się do siebie odwrócić plecami, po czym zaczął przycinać mi włosy własnie tym oto nożem- siedziałem i gapiłem się ponownie na jego poczynania.
Ubierał się gdzieś.
 Wychodził.
 Znowu będę siedział sam w domu. Mógłby chociaż przyprowadzić Kła, ale nieeeee....
Położył koło moich nóg śmieszne buty z jenym paseczkiem biegnącym pomiędzy twoim dużym palcem a drugim u nogi.
- Ubierz.
Padło tylko jedno słowo. Tak też zrobiłem marszcząc delikatnie czoło. Po co on mi każe w domu buty nosić?
- Chodź.- Cofnąłem się na to słowo kiedy zobaczyłem, że podchodzi do drzwi. Gdzie on mnie znowu zabiera? Co on kombinuje? Dlaczego jesteśmy sami? Przecież... Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, kiedy złapał mnie za przegub reki i pociągnął w stronę wyjścia. Ciągnął mnie w dól drewnianych schodów nic sobie nie robiąc z moich niemych protestów. Szarpnął mocniej moją dłonią, kiedy zaparłem się przed drzwiami, których nie znałem. Nigdy mnie do nich nie zaprowadził. Nie wiem co się za nimi znajdowało. Bałem się. Spojrzał na mnie, kiedy wyczuł drżenie moich rąk. Wypuścił cicho powietrze z płuc i pchnął drzwi przed nami.- No chodź.- Ponaglił mnie i ukazał dłonią to co znajdowało się za drewnianą deską. Otworzyłem szerzej oczy. Spojrzałem na niego póżniej na widoki jakie ukazały mi się za drzwiami oraz znowu na niego.- Masz się mnie trzymać blisko. Nie odchodzić nawet na krok jeżeli ci na to nie pozwolę. Nie odzywaj się póki co. Masz się mnie słuchać, rozumiemy?- Zapytał. Zrobiłem pospiesznie dwa kroki w jego stronę i złapałem dolną połać jego bluzy w dłonie kiwając przy tym gorliwie głową. Przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę nie zmieniając wcale wyrazu twarzy po czym wyszedł ze mną na zewnątrz. Do świata żywych. Na powierznie. Mogłem zobaczyć niebo, poczuć promienie słoneczne, wiatr, wszystko!
Rozejrzałem się dyskretnie dookoła siebie. Było mało ludzi. Widziałem raptem pięć osób, które przywitały się z nim uprzejmie po czym zerknęli na mnie ukradkiem i poszli w tylko sobie znanym kierunku.
Szliśmy w milczeniu przez kilka dobrych minut. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed jakimś budynkiem do którego po krótkim namyśle Moraeulf'a weszliśmy. Dziwne miejsce. Pełno w nim jedzenia i różnych dziwnych rzeczy. Za kredensem stał jakiś starszy człowiek i tylko to. Stał i nic więcej. Czekał. Zerknął na nas po czym uśmiechnął się delikatnie.
- Witaj Moraeulf. Co cię do mnie sprowadza o tak wczenej porze?- Zapytał starszy człowiek. Zerknął na mnie i uśmiechnął się delikatnie po czym skinął mi głową. Witał się ze mną.
- Małe zakupy.- Odparł tylko mój towarzysz i wciągnął mnie w głąb mieszkania staruszka. Chodziliśmy jakiś czas między półkami, a on zbierał do koszyka jakieś różne rzeczy po czym podszedł do kredensu ze starszym panem i podał mu owy koszyk. Ten zaczął wszystko wyciągać na kredens i spisywać do zeszystu, a następnie przesunął to w naszą stronę. Moraeulf zaczął to pakować do torby z którą tutaj przyszliśmy. Przekżywiłem głowę w bok. Co on robił?
Ignorował mnie, a ja nie wiedziałem co on robił.
Zmarszczyłem czoło.
Pociągnąłem delikatnie za dół jego bluzy, na którym nadal zaciskałem palce. Spojrzał na mnie. Przyglądał mi się uważnie przez chwilę po czym spojrzał w stronę sufitu (jakby coś tam było, a nie było bo też tam zerknąłem) po czym znowu spojrzał na mnie.
- To jest sklep. Miejsce, w którym możesz wymienić wartościowe monety na jedzenie, picie i inne pierdoły które tutaj znajdziesz. To nie łamanie prawa. On mi daje jedzenie ja mu daje równowartość monet. Nie okradam go.- Burknął na zakończenie pod nosem. Przyglądałem mu się chwilę, aby ocenić jego prawdomówność po czym spojrzałem w drugi koniec "sklepu" i tak sobie stałem i czekałem aż skończy.
- Młodzieńcze.- Usłyszałem głos staruszka.- Młodzieńcze....
- Shiruu.- Sposób w jaki wypowiedział moje imie sprawił, że kolana się pode mną delikatnie ugięły. Spojrzałem na niego gwałtownie, aby się upeniwć czy to na pewnoe TEN człowiek użył własnie swojego aparatu mowy, aby wypowiedzieć moje imię.- Ten Pan cię woła. Młodzieniec to ty.- Dodał spokojnie Moraeulf. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na staruszka.
- Wybierz sobie co chcesz.- Powiedział. Gapiłem się na niego. Nie rozumiałem go.- Masz na coś ochotę? Do jedzenia? Picia? Jakąś zabawkę?- Dopytywał. Czy ja mam na coś ochotę? To ja mogę mieć na coś ochotę? Spojrzałem niepewnie na Moraeulf'a.
- Idź coś sobie wybierz ja tutaj zaczekam.- Powiedział. Nie dam się podpuścić tak łatwo! Pociągnąłem delikatnie za jego bluzę, a ten spojrzał na mnie.- Nie ucieknę i nic ci nie zrobie. Wybierz co chcesz. Chcesz coś zjeść?
-...
- Pytam poważnie i takiej odpowiedzi oczekuje.- Warknął. Rozejrzałem się pospiesznie po sklepie po czym spojrzałem na niego. Znowu odwróciłem głowę w bok i wtedy....pociągnąłem gwałtownie za jego bluzę ciągnąc go za sobą. Jęknął z początku w proteście po czym poszedł posłusznie za mną. Zatrzymałem się niedaleko kredensu po czym pokazałem mu palcem to co chcę.- Jesteś tego pewny?- Zapytał. Kiwnąłem delikatnie głową.- Poprosimy dwa lody.- Powiedział do starszego pana. Ten podszedł do zimnej szafy i spojrzał na mnie.
- Jaki smak?
-...
- Dla mnie miętowe, dla niego truskawkowe.- Odparł Moraeulf widząc moją mine, jaką do niego zrobiłem.
- Małomówny coś jest ten nasz gość.
- Od roku milczy.
- Wystraszyłeś go.
- Taka moja praca.- Odparł i wręczył mi to co chciałem. Zagapiłem się na to.- Ja dam wartościowe monety. Ty jedz.- Powiedział wciskając mi mój wybór w rękę. Jedz? Ale jak? Gapiłem się na niego w uparte oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Widziałem to w wielu jego książkach, ale nie było tam napisane jak to się je.
- Roztopi mu się.- Powiedział staruszek kiedy mój towarzysz zakładał na jedno ramie tobołek z rzeczami, które dostał od struszka.
- Eh.- Moraeulf złapał za mój nadgarstek (drgnąłem) i pochylił się nad lodem, którego trzymałem w dłoni. Przeciągnął po nim kilka razy językiem. Wyszarpnąłem mocno rękę z jego uścisku i marszcząc mocno czoło spojrzałem na mojego loda. Zerknąłem na niego gniewnie. Gdybym wiedział, że tak to się je to bym tego nie chciał. Złapałem go za rękę (spojrzał na mnie) i polizałem loda jakiego miał w dłoni. Orzeźwiający i zimny smak. Marszcząc nos podsunąłem mu swoją dłoń pod usta. Nie polizał loda tylko parsknął śmiechem. Pierwszy raz usłyszałem jego śmiech. Zagapiłem się na niego, tak mnie tym zaskoczył.- Ty liżesz swojego, ja liże swojego. Tak to się je. Polizałem wcześniej twojego bo by się rozpuścił brudząc ciebie i twoje otoczenie.- Powiedział i wytarł jedną zbłąkaną łze ze swojego policzka. Czyli, że ja nie musiałem... a mimo.... co ja.... masakra!!!
Odwróciłem głowę w bok i wyszedłem za nim za sklapu ukradkiem jedząc tego cholernego loda.
Przeszliśmy w milczeniu spory kawał drogi. Nie wiedziałem gdzie mnie zabierał i po co, ale miałem to gdzieś. Już chyba bardziej się zgłaźnić nie mogłem jak do tej pory. Zerknąłem na jego plecy kiedy od tak wyszliśmy sobie poza mury osady i szliśmy ponad godzinę jakąś leśną ścieżką. Zatrzymał się po chwili (po tym jak przedarliśmy się przez dwieście metrów krzaków) i spojrzał na mnie.
Ja z kolei gapiłem się na miejsce do którego mnie zabrał z szeroko otwartą buzią i oczyma. Wielkie jezioro na środku polany. Dookoła był las. Wysoki i daleko nad linią lasu widziałem szczyty górskie. Niebio bez żadnej chmurki oraz ogromne słońce.
- Możesz sam pochodzić po polance, ale nie wchodź do lasu. Chcę cię widzieć. Ja wszystko przyszykuje.- Powiedział patrząc na mnie. Spojrzałem na niego. Serio? Mogłem?- Idź. Zawołam cię.- Dodał. Kiwnąłem twierdząco głową i ruszyłem w stronę jeziora. Je chciałem zbadać jako pierwsze.
^^~^^
Siedziałem nad brzegiem jeziora mocząc w nim nogi. Nie wiem ile czasu minęło. Może kilka minut, może dni albo nawet stuleci. Straciłem poczucie czasu. Czułem się bezpiecznie i spokojnie. Otaczająca mnie cisza koiła moje nerwy. Szum wody oraz wiatru mnie uspokajał. Czułem w lesie mase zwierząt, ale nie odważyłem się do nich pójść. Poczekam, może one przyjdą do mnie.
- Wołam cię i wołam. Wiem, że nie mówisz, ale nie mów mi, że stałeś się głuchy.- Usłyszałem za sobą znajomy głos. Spojrzałem delikatnie za siebie odchylając głowę do tyłu po czym znowu spojrzałem na góry.- Idziesz?- Zapytał. Gdzie? Już?! Już chce mnie zabrać?! Ale...- Oj. Co jest? Czemu wyjesz?- Zapytał kiedy dojrzał te niesforne kropelki wody ściekające po moich policzkach. Dość często pojawiały się na zewnątrz, ale zawsze widział je tylko Kieł, który zlizywał mi je wtedy z twarzy i piszczał przy tym cicho.
Spojrzałem na niego nie chcąc jeszcze wracać. Ale wiedziałem... jeżeli on tak postanowi będę musiał wykonać jego polecenie. A tak bardzo nie chciałem!
Wstałem z ociąganiem i pociągając cicho nosem ruszyłem w stronę wioski. Nie zdażyłem zrobić nawet dwóch kroków, a zatrzymała mnie w miejscu jego ręka.
- Gdzie to?- Warknął marszcząc czoło. Pokazałem palcem w stronę wioski.- Po chuj?- Był zdenerwowany, ale dlaczego? Przecież robiłem to co chciał. Pokazałem na siebie, później na niego i znowu na wioskę.- Nie idziemy jeszcze do wioski.- Warknął. Gapiłem się na niego z lekko przechyloną głową w bok. Pociągnął mnie za sobą. Po kilku metrach zatrzymał się przed wielkim kocem na który bezceremonialnie mnie posadził i usiadł po jego drugiej stronnie. Rozejrzałem się po nim. Było tam wiele różnych rzeczy, kilka kartek, trzy książki, ogólnie dziwne rzeczy mogłem tam znaleźć.- Do zachodu słońca będziemu tutaj siedzieć więc nie wyj. Później wracamy do domu. Jak będziesz grzeczny to znowu tutaj przyjdziemy.- Warknął po czym sięgnął po jakieś opakowanie. Otworzył je i wsunął do buzi jego zawartość.
Do zachodu słońca jeszcze długo.
^^~^^
Od trzech miesiący wychodzimy na tą polanę co drugi dzień. Jednego dnia Moraeulf znikał z domu zostawiając mnie z Kłem, na drugi dzień wracał i cały dzień spędzał ze mną na polanie. Poznałem wiele nowych rodzajów jedzenia, nauczyłem się grać w różne dziwne gry, nawet nauczył mnie jak się pływa. Dość często milczał, czasami coś tam mruczał pod nosem. Raz może dwa zdażyło mu się walnąć przemowe na prawie 2 miliony słów.
Wiem!
Liczyłem!
Dosłownie!
Po czym napił się wody i wrócił do czytania swojej książki.
Ja też staralem się nie próżnować chociaż po pierwszym razie kiedy tego spróbowałem wolałem być ostrożny. Przez moją głupotę i gwałtowność życie straciło pobliskie stado wilków oraz około dwadzieścia sarenek. A ja tylko powiedziałem "jak tutaj pięknie. Cce wracać w to miejsce codziennie." I powiedziałem to bardzo cicho oraz powoli. Ale powiedziałem za dużo. Dlatego teraz (po wielkiej awanturze jaką zgotował mi Moraeulf) wypowiadam jedno góra dwa słowa dziennie i czekam, aż pozwoli mi wypowiedzieć ich więcej.
Czekam bo chcę mu tak wiele powiedzieć. Nadal byłem przy nim niesamowicie ostrożny, ale jednocześnie wiedziałem, że muszę mu podziękować. To tylko za jego sprawą mogłem zobaczyć to miejsce.

********************************************
zapomniałam dodać, że opowiadania będą posiadały w sobie mase błędów.... są nie betowane jak coś. Za co z góry przepraszam.
Pzdr Gizi03031

niedziela, 3 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 2

Obkręciłem się na bok śpiąc na materacu wciśniętym w kąt kuchni tuż koło leżanki Kła i spojrzałem na posłanie jego pana, w którym to właśnie sobie smacznie spał z dwójką jakiś chłopaków. Przyzwyczaiłem się do tego, że za każdym razem, kiedy widziałem w jego łóżku jakąś osobę (nie ważne czy to chłopak czy dziewczyna) za każdym razem był to ktoś inny.
Wypuściłem głośno powietrze i przymknąłem oczy próbując ponownie zasnąć. Drgnąłem otwierając gwałtownie oczy. Ludzie o tym nie wiedzieli, ale podczas snu ich myśli oraz emocję aby dać odpocząć ciału ulatują z niego. Ciało wtedy się relaksuje, umysł oczyszcza i uspokaja.... tak powstają sny.
Z czego sobie ludzie jeszcze nie zdawali sprawy? Z tego, że nieliczni z mojego gatunku potrafili te emocje zobaczyć oraz usłyszeć ich myśli. Tak jak to miało miejsce właśnie teraz. Usiadłem delikatnie na swoim posłaniu i skierowałem spojrzenie w stronę łóżka. Zaciskając mocno zęby starałem się skupić na leżącym niedaleko psie, aby zapanować nad wzbierającą we mnie złością.
Shiruu, co jest?
Uslyszałem głos Kła. Zatopiłem palce lewej dłoni w jego sierści na grzbiecie, ale to i tak mi nie pomogło. O dziwo wzmogło to mój gniew.
Czy twój pan z niemalże zwierzęcą chucią sprawdza co czasami bierze do swojego łoża?
Zapytałem. Usłyszałem tylko prychnięcie psa. A więc jednak.... Pokreciłem przecząco głową wiedząc bardzo dobrze, że nie mogę dać upustu swoim emocją, ale to co czułem i to co słyszałem....
Na chwiejnych nogach udałem się do łazienki, aby trochę ochłonąć, odgrodzić się od tego co czułem i słyszałem. Przemywając twarz lodowatą wodą usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Zerknąłem w bok. Był to jeden z tych chłopaków. Stał przede mną tak jak go matka natura stworzyła. Niski, szczupły, z zielonymi kótkimi włosami i czerwonymi oczyma. Spojrzał w moim kierunku i prychnął głośno pod nosem.
- Co się gapisz robaku?- Warknął na mnie. Wytarłem twarz w ręcznik aby na niego nie patrzeć, wiedząc co mogę mu za chwilę zrobić.- Ogłuchłeś?- Złapał mnie za ramię. Drgnąłem. Spojrzałem na niego w dość powolny sposób opuszczając na dół ręcę, w których nadal trzymałem puchowy ręcznik.
- Zjedz swój język. Odetnij przyrodzenie. Wydłub oczy. Przebij uszy. Podetnij nadgarstki. Utop się.- Pierwsze słowa wypowiedziane na tej planecie. Cofnął się o krok, ale wiedziałem, że nie zdoła uciec. Pierwsze słowa są najgorsze. Mają najbardziej destrukcyjną moc. A im dłużej milczymy tym bardziej ta moc się powiększa. I wtedy trzeba wypowiedzieć więcj słów. Ja powiedziałem za mało, a i tak zdawałem sobie dobrze sprawę z tego co się za chwilę stanie. Usiadłem sobie na opuszczonej desce klozetowej i opierając brodę na dłoni przyglądałem mu się uważnie czekając na mały spektakl, w którym będzie musiał wykonać każde z wymienionych przeze mnie zdań. Widziałem jak po jego policzkach ciekły łzy, a po brodzie krew kiedy dławiąc się przerzuwał swój język z zamiarem odgryzienia go i przełknięcia. Uśmiechnąłem się wrednie pod nosem dokładnie obserwujac jego poczynania.
Powoli krok po kroku spełniał moje wypowiedziane zdania odpierając sobie po kolei oczy oraz uszy. Napełnił wanne wodą i zanurzył się w niej. Sięgnął po brzytwę Moraeulf'a kiedy sam właściciel narzędzia stanął w drzwach łazienki i gapił się na niego przez dłuższą chwilę nie wiedząc jak ma się zachować. Ani drgnąłem wiedząc, że i tak nie ucieknę przed jego złością oraz karą.
- Co... Co tu się do kurwy nędzy wyprawia?!- Ryknął na całe gardło podbiegając do chlopaka i zatrzymując go przed podcięciem sobie żył. Wiedziałem, że to i tak nie pomoże. Podetnie je sobie teraz za jego pozwoleniem, albo później jak będzie sam.- Coś ty mu zrobił?!- Wydarł się na mnie uderzając mnie otwartą dłonią w prawy policzek. Zabolało. I to cholernie bardzo. Zagryzłem dolną wargę aby nawet nie pisnąć. Go nie chciałem zabijać. Jakoś jeszcze nie naszła mnie na to ochota. Dlatego musiałem milczeć. Usłyszałem warczenie dobiegające od strony drzwi.- Kieł zamknij pysk i spierdalaj do siebie!- Wydarł się na psa, ale to tylko bardziej go rozjuszyło.- KIEŁ!!!- Spojrzał w jego kierunku.
Odpuść i idź.
Tylko tyle powiedziałem. Pies warcząc głośno wycofał się z pomieszczenia. Nadal słyszałem jego warczenie, ale go nie widziałem. Spojrzałem na Moraeulf'a. Przytrzymywał nadgarstki krzyczącego niewyraźnie chłopaka, który ciągle póbował podciąć żyły.


^^~^^
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym zamknął mnie trzy dni temu pozostawiając mnie tutaj samego z dwiema butelkami wody. Nikt się tutaj nie pojawiał nawet po to by zerknąć czy żyje. A co najgorsze....
Oddzielił mnie od Kła.
Zaciskając monco zęby, aby nie zacząć krzyczeć gapiłem się na ściany bez okien. Nawet drzwi jakoś nie napawały mnie radością. Wiedziałem, że bez klucza można je otworzyć tylko od zewnątrz. Tutaj gdzie ja się znajdowałem było to niemożliwe. No może przy próbie wyważenia ich, ale jeżeli bym tego dokonał długo bym nie pożył.
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Spojrzałem na nie nadal siedząc na podłodze. Nie miałem zamiaru siadać przy jedynym meblu jaki się tutaj znajdował. Drewniany stół i kilka krzeseł. Nic więcej.
Do środka wszedł Moraeulf oraz Warivv. Spojrzeli na mnie po czym ten drugi wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na swojego towarzysza.
- To było konieczne?- Zapytał. Tamten tylko spojrzał na niego jak na skończonego idiotę i zamykając drzwi skierował swe kroki w moją stronę. Oddychałem spokojnie przez nos skupiając się na palcach u nóg. O dziwo to pozwalało mi zachować tymczasowo spokój.- Faoiltiar będzie niezadowolony.
- Bzyknij go porządnie to mu przejdzie.- Warknął mężczyzna patrząc na mnie z góry. Nie obdarzyłem go spojrzeniem.
- Może ciebie ktoś powinniem dla odmiany to byś spóścił z tonu i zaczął myśleć.
- Jestem chyba jedynym człowiekiem w tym miejscu, który jeszcze myśli.
- Chcesz się założyć?- Od strony drzwi doleciał trzeci głos. Nie musiałem tam patrzeć aby wiedzieć do kogo należał. Ale mimo wszystko spojrzałem w tamtym kierunku. Białowłosy spojrzał na mnie, później na człowieka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a po chwili z jego ciała wyleciało kilka wyładowań elektrycznych.- Gdzie Kieł?
- Jak najdalej od tego czegoś. Jeszcze go mi zabije.- Warknął Moraeulf. Prychnąłem w myślach. Ja miałbym zabić Kła?! Prędzej go bym o to posądzał!
- Ile on tutaj siedzi?
- Trzy dni.
- Czy ty....- Urwał i zaczerpnął kilka razy głośno powietrze. Pokręcił przecząco głową i otworzył szerzej drzwi. Do pomieszczenia weszły trzy osoby. Obce. Tak jak ja i Faoiltiar. Cała trójka średniego wzrostu. Kobieta o krótkich błękitnych włosach i turkusowych oczach. Jeden z mężczyzn (ten wyższy) miał zielone włosy i brązowe oczy. Drugi odwrotnie. Brązowe włosy, a zielone oczy. Na twarzach całej trójki widniał taki sam znak runiczny jak u mnie. Drgnąłem i przekrzywiłem głowę w bok przyglądając im się uważnie. Spojrzeli na mnie po czym cofnęli się delikatnie. Po rozejrzeniu się w pomieszczeniu, w jakim się teraz znajdowaliśmy wyszli bez słowa.
- Po co ich tutaj....
- Bo jesteś głupi! Zabijesz nas wszystkich!
- O  co ci kurwa znowu...- krzyknął, ale urwał kiedy wcześniejsza trójka wróciła przynosząc ze sobą różne rzeczy. Drgnąłem kiedy wyczułem co ze sobą mieli. Podeszli do mnie niepewnnie i położyli przy mnie swoje "łupy". Spojrzałem najpierw na nich później swoje spojrzenie ponownie skierowałem na przedmioty położone koło moich nóg. Dla kogoś mogłoby się to wydawać niczym, ale dla mnie znaczyło tak wiele. Na jakimś papierze kołożyli garstke piasku, trochę zerwanej w pośpiechu trawy, kilka zakurzonych kamyków oraz w miseczce trochę wody. Kobieta otworzyłą swoja torbe, która zwisała jej z ramienia i wyciągnęła z niej małego, białego kotka po czym położyła mi go na kolanach. Nawet nie drgnąłem.
- Jak długo siedzi w tym pomieszczeniu?- Zapytał zielonowłosy. Jego głos wydał mi się dziwnie znajomy.
- Trzy dni.
- To nie tak długo.- Odparł na odpowiedz Warivv'a. Faoiltiar prychnął głośno.- Tak?
- A ile dni temu ostatni raz był na zewnątrz?- Zapytał chociaż sam znał dobrze odpowiedź. Przymknąłem oczy wiedząc, że już długo nie wytrzymam.
- Dobrze wiesz.- Warknął człowiek.
- Odpowiedz.- Nalegała kobieta.
- Od roku...- Odparł. Usłyszałem głośny huk, a po nim jęk mężczyzny. Otworzyłem oczy w momencie kiedy ten zbierał się z przeciwległej ściany i otrzepywał spodnie. Spojrzałem na nieznaną mi z imienia trójkę i aż otworzyłem szeroko oczy.
Ja ich znam!
Dargemier, Vey, Frill.
Wypowiedzenie w myślach ich imion sprawiło, że przez ich oczy przeleciała złota poświata, a oni spojrzeli na mnie.
 - Witaj Shiruu.- Powiedziała kobieta: Vey. Kiwnąłem delikatnie głową dając im potwierdzenie ich domysłów.
- Myślałem, że siwek sobie z nas żartuje, kiedy powiadomił nas kto mieszka w ich osadzie, a tutaj taka niespodzianka.- Powiedział brązowowłosy Frill. Odczekał chwilę.- Od dawna się nie odywasz? Ile godzin?
- Rok.- Odpowiedział za mnie Faoiltiar. Cała trójka spojrzała na niego jakby był upośledzony umysłowo po czym swoje spojrzenie skierowała na mnie.
- Od roku milczysz, więc powiedz mi jakim cudem ten człowiek jeszcze żyje??- Zapytał ostatni z nich. Zielonowłosy Dargemier. Wzruszyłem delikatnie ramionami.- No nie oszukuj mnie. Znam go, a przede wszystkim ciebie wiec się nie dziw, że zadałem to pytanie. Przecież ten typ jest na maksa mega wkurwiający, dlatego się pytam jakim cudem on jeszcze żyje.
- Masz coś do mnie?- Warknął człowiek.
- Od samego początku mówiłem ci, że masz zacząć myśleć i się odwalić od takich jak ja, bo to kiedyś przyniesie dla ciebie katastrofę. I tylko to, że z jakiegoś irracjonalnego powodu on milczy ty jeszcze żyjesz.
- Hę?- Zapytał mało inteligentnie Moraeulf.
- On jest z tego samego plemienia co my.- Powiedziała Vey. Warivv oraz Moraeulf spojrzeli na mnie gwałtownie. Nie wiem któremu, ale któremuś strzeliła kość w karku przy tym ruchu.- A co najzabawniejsze ten "człowiek" nas tutaj zesłał. To nasz nauczyciel, przyjebie.- Dodała i zaśmiała się cicho z jego miny. Widocznie już o mnie słyszeli. Musieli słyszeć. Widziałem to po ich minach. Po tym jak na mnie spojrzeli, a po ich skroniach spłynęła pojedyńcza kropelka potu.
- A więc Mistrzu....- zaczął Frill. Spojrzałem na niego uważnie.- Dlaczego znajdujesz się na tej planecie i to w takim ciele, a na dodatek w tej osadzie?- Zapytał. Skrzywiłem się i odwróciłem głowę w bok. Nie chciałem o tym rozmawiać, nawet pamiętać, ale wiedziałem, że te pytania kiedyś nadejdą.
Alger Kona. Spałem z nią.
Cała czwórka, która mogła usłyszeć moje słowa wbila się z zaskoczeniem w ścianę. Spoglądali na mnie bladzi na twarzy z szeroko otwartymi oczyma. Uśmiechnąłem się gorzko pod nosem.
Każdy by tak zareagował.
W końcu Alger Kona to Czysta Niewiasta. Ktoś kto zostaje największym i najważniejszym członkiem Rady oraz Matką wszystkich naszych klanów. To ktoś święty. Można powiedzieć- używając ludzkiego języka- to Bogini.
A ja ją zbrukałem odbierając jej możliwość zajęcia należytego jej miejsca.
Przez co zostałem potępiony na wieki.
Zamiast zesłać mnie na ziemie, powinni byli mnie zabić, ale to ona zdecydowała, że należytą karą dla kogoś takiego jak ja będzie zamknięcie mnie w stałym ciele i uwięzienie na tej planecie.
Wiedziała, że tutaj się odrodze. Jeżeli jednak zabili by mnie na mojej ojczystej planecie przestałbym istnieć.

*************************************
:)