Mam nadzieje, że moje wypociny chociaż trochę umilają wam czas.
***********************************************
Zapukałem
delikatnie do drzwi czekając na odzew. Zaskoczyli mnie bardzo, kiedy
nie znalazłem klucza pod doniczką jak to zawsze było, więc
wiedziałem, że są w domu, ale mają zamknięte drzwi. Po kilku
minutach czekania usłyszałem charakterystyczny szczęk zamka i
drzwi otworzyły się delikatnie. W szparze pomiędzy nimi, a futryną
ukazała się pulchna twarz niskiej kobiety. Twarz usiana
zmarszczkami. Błękitne oczy, które mnie zobaczyły zaszły łzami.
Kobieta mnie nie przytuliła. Nie otworzyła szerzej drzwi.
-
Co ty tutaj robisz?- Zapytała kobieta rozglądając się na boki.
Wiedziałem czego szuka.
-
Przyszedłem odwiedzić dziadków.- Powiedziałem wypuszczając
głośno powietrze z płuc.- I jestem całkowicie sam.- Dodałem po
czym zostałem wciągnięty do domu i otoczony szczelnie jej
ramionami, kiedy drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
-
Meadrass... mój drogi chłopcze!- Kobieta imieniem Moko rozpłakała
się na dobre. Pogłaskałem ją po jej krótkich siwych włosach
uśmiechając się smutno pod nosem.
-
No już babciu, już. Przecież żyje i nic mi nie jest.-
Powiedziałem i pozwoliłem się pociągnąć do salonu, w którym za
pewnie siedział mój dziadek. Nie pomyliłem się. Eiichiro siedział
na jednym z dwóch zniszczonych foteli. Spojrzał na mnie i otworzył
szeroko oczy, kiedy zobaczył wtuloną we mnie babcie.
-
Moko! Nie dotykaj go!- Zawołał przerażony. Prychnąłem oburzony i
objąłem mocniej babcie.
-
Dziadku jestem sam.- Dodałem cicho po czym poczułem jak wtulał się
w moje plecy.- Jestem sam.- Dodałem niemrawo powstrzymując swoje
łzy cisnące mi się do oczu. Byłem sam i wiedziałem, że już do
końca życia pozostanę sam.
-
Co się stało, że tutaj przyszedłeś? Pozwolono ci? Napijesz się
czegoś? Może zgłodniałeś? Mam na obiad twoje ulubione danie,
więc....- Babcia zasypywała mnie masą pytań oglądając dokładnie
moje ciało, jakby chciała się upewnić, że u mnie wszystko w
porządku.
-
Z miłą chęcią zjem to co zrobiłaś. Twoje obiady są najlepsze.
Herbatę.- Dodałem. Babcia uścisneła mnie jeszcze raz po czym
szybkim truchtem pognała do kuchni, aby wszystko jak najszybciej
przygotować. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na dziadka, który
ciągle wlepiał we mnie swoje spojrzenie.- Tak?
-
Co się stało, że tutaj przyszedłeś?- Ponownie padło pytanie, na
które wcześniej nie odpowiedziałem. Skrzywiłem się delikatnie.
Wiedziałem, że mi nie odpuści nie ważne jak bardzo będę się
starał unikać tematu.
-
Tęskniłem za wami i chciałem was zobaczyć.- Odparłem i
uśmiechnąłem się delikatnie do babci, kiedy położyła przede
mną talerz z moim ukochanym daniem oraz ciepłą herbatę. Nie
czekając ani chwili zacząłem pałaszować to co mi podsunęła pod
nos. Przez swoją ostatnią chorobę mogłem jeść tylko to co
przepisał mi lekarz, a nie były to wcale takie dobre rzeczy.
-
Dostałeś zgodę, aby nas odwiedzić? I to jeszcze bez męża?
Szybko ich przekabaciłeś.- Moja babcia zaśmiała się głośno za
pewne coś sobie wyobrażając.
-
Nie dostałem zgody. Uciekłem ze szkoły.
-
Jak to uciekłeś ze szkoły?- Z twarzy dziadka kompletnie zniknęła
cała krew. Spojrzałem na niego odkładając na stolik pusty talerz
po daniu, które dopiero co zjadłem.
-
Dzisiaj w szkole dowiedziano się o tym, że mam męża i w ogóle o
całej tej szopce, więc nie chciałem tam siedzieć. A że szofer
odjechał spod szkoły godzinę wcześniej, a ja tak jakby niechcący
rozwaliłem swój telefon no to przyszedłem do was. Bliżej jest do
was niż do tamtego miejsca. Więc jestem.
-
Boże Święty, Dziecko drogie. Wiesz co to będzie, kiedy się
zorientują gdzie jesteś?
-
Nie pozwolę wam zrobić krzywdy. Jesteście moją rodziną i mogę
was odwiedzać.
-
My się nie martwimy o siebie.- Zauważyła babcia kładąc mi rękę
na dłoni. Spojrzałem na nią. Wiedziałem o co jej chodzi. Sam się
tego obawiałem, ale nie ma szans abym się do tego przyznał.-
Chodzi nam o ciebie, kochanie.
-
Obiecał mi.- Powiedziałem butnie. Dziadek z babcią spojrzeli na
mnie jak na obrażone dziecko.- Obiecał, że jeżeli bez narzekania
dostosuje się do zaleceń lekarza oraz będę brał wszystkie leki
pozwoli mi was odwiedzić wcześniej niż ustalono. Ja dotrzymałem
swojej części umowy, on nie, więc nie ma prawa mnie osądzać.
-
Zaleceń lekarza?- Zapytał dziadek. Podrapałem się po karku i
uśmiechnąłem się delikatnie.
-
Byłem chory. Dopiero dzisiaj pozwolono mi wyjść z łóżka.
-
Co się stało?
-
Um... pamiętacie tą wielką ulewę w połowie wakacji. Tą co
trwała dwa dni?- Zapytałem. I babcia i dziadek pokiwali twierdząco
głową.- Zdenerwował mnie więc uciekłem z domu. Całą noc
spędziłem na dworze. W pidżamie. I się rozchorowałem.- Zaśmiałem
się nerwowo, po czym jęknąłem głośno, kiedy zarobiłem w głowę
od jednego i drugiego.
-
Masz tak więcej nie robić!- Zagrzmiała babcia zrywając się ze
swojego miejsca. Poczłapała do szafy i wyciągnęła z niej puchowy
koc, którym mnie okryła. Nie byłem już chory, ale nie chciałem
się z nią o to spierać. Jeszcze gotowa będzie uderzyć mnie po
raz kolejny.
-
On nie będzie mi mówił w co mam się ubierać i jak się
zachowywać!
-
To twój mąż.
-
Nie ja go sobie wybrałem!
-
Ale twoi rodzice....-
-
Moko. Przestań.- Mój dziadek przerwał jej widząc co się dzieje
na mojej twarzy. Owszem. To moi rodzice postanowili wżenić mnie w
tą rodzinę. Tak samo jak rodzice mojego pożal się Boże męża.
My nie mieliśmy nic do gadania. Ani ja ani tym bardziej on nie
chcieliśmy tego ślubu, ale nie mogliśmy zaprzeczyć. On uważał,
że trafił gorzej, ale to ja miałem gorzej. To ja bardziej za to
płaciłem! To mnie bardziej dotknął ten układ.
-
Przepraszam, Skarbie.
-
Nic się nie stało. To ich i jego wina, a nie wasza więc nie
przepraszaj.
-
Rozumiem jak się musisz czuć, albo próbuje to sobie wyobrazić,
ale nie możesz narażać swojego zdrowia albo życia tylko dlatego,
że on powiedział ci kilka niemiłych słów.
-
Przystanąłem na tą chorą szopkę, ale od razu powiedziałem i wam
jak i jego rodzinie i jemu, że nie będę potulnym barankiem za
którego praktycznie każdy mnie ma. On obiecał mi to samo. Od
tamtego czasu zdążyliśmy się już około sto razy pokłócić,
wyprowadzić do innych pokoi, a nawet trzy razy pobić.
-
Pobiłeś się ze swoim mężem?!- Dziadek załamał ręce patrząc
na mnie jak na samobójce.
-
Pobiłem. I pobije jeszcze wiele razy jeżeli nie zrozumie moich
zasad.
-
Mam nadzieje, że zrobiłeś to w waszym pokoju.
-
Cała wschodnia część domu jest "nasza" więc mam wiele
pomieszczeń do ochrzczenia, ale nie martwcie się. Może jestem
głupi, ale nie pierdolnięty. Pobiliśmy się w naszym pokoju.-
Mruknąłem cicho pod nosem. Usłyszałem zbiorowy jęk. Spojrzałem
na nich marszcząc nos.- Nie. Będę. Mu. Posłuszny.- Warknąłem
cicho pod nosem. Oboje unieśli ręce w poddańczym geście, na znak,
że nie mają zamiaru ze mną walczyć.
-
Wygrałeś chociaż?- Zapytał dziadek. Wypuściłem głośno
powietrze z płuc i pokręciłem przecząco głową. Trzy razy się
biliśmy i trzy razy to ja leżałem na łopatkach jęcząc z bólu,
kiedy mocniej walnął mnie w brzuch, uderzył w twarz albo nawet w
nos.
-
Babciu nie oszukujmy się. Mogę się rzucać jak przysłowiowa pchła
na grzebieniu, ale nie ma fizycznie szans aby kujon w okularach
wygrał z kimś, kto codziennie spędza dwie godziny w sali
treningowej ćwicząc swoje ciało. Podejrzewam, że gdybym go
porządnie zdenerwował złamał by mi rękę ewentualnie dwie. Ale
ten idiota nie panuje nad swoją siłą więc i tak dostawałem.
-
Przemoc w związku.- Jęknęła babcia kręcąc przecząco głową.
-
Ej. Bo ja czasami się zastanawiam czy wy trzymacie jego stronę czy
moją?
-
Trzymamy tą stronę, która swoim zachowaniem i myślami cię
najmniej skrzywdzi. A w tym przypadku, przegrywasz młody.- Zauważył
dziadek. Pokazałem mu język udając obrażone dziecko. Babcia
zaśmiała się cicho i usiadła obok mnie zgarniając moje o wiele
jak na nią za duże ciało w swoje drobne ramiona.
^^~^^
Przekręciłem
się na bok marszcząc przy tym nos. Ktoś w uparte ciągnął mnie
za ramię, próbując mnie wyrwać z przyjemnych objęć Morfeusza.
Zakląłem szpetnie pod nosem zrzucając z siebie gruby koc, którym
byłem okryty i spojrzałem na intruza, który miał czelność
zakłócać mój spokój.
-
Babciu co się stało?- Zapytałem przecierając zaspaną twarz.
Kobieta pochyliła się do mojego ucha i szepnęła bardzo cicho
wiadomość, która wywołała na mojej twarzy skrzywienie.- A więc
już tutaj są?
-
Tak.- Odparła bardzo formalnie. Wiedziałem, że na więcej sobie
nie pozwoli. Nie mogła. W przeciwnym razie czekała ją kara. Jak i
dziadka. A jeżeli to by nie pomogło to by ukarano mnie. Nie tak
mocno jak ich ale coś by wymyślono.
-
Długo?
-
Dopiero co przyjechali. Proszę...
-
Rozumiem. Nie przejmuj się.- Mruknąłem i uśmiechnąłem się do
niej. Zapragnąłem ją przytulić, ale nie zrobiłem jej tego. Nie
mogę jej tak skrzywdzić. Usiadłem na kanapie w salonie i
rozejrzałem się dookoła siebie. Skrzywiłem się delikatnie widząc
tutaj tyle ludzi. Pomijając mnie, moją babcie i dziadka w
pomieszczeniu było jeszcze siedem innych osób. A każdej z nich po
kolei nie chciałem coraz bardziej widzieć. Zatrzymałem się na
ostatniej osobie, która tutaj stała, a której nie chciałem
oglądać w ogóle już nigdy w życiu.- Musiałeś tutaj
przyprowadzać te wszystkie psy?- Zapytałem bez ogródek podnosząc
się z kanapy i poprawiając pomięte ubrania oraz roztrzepane włosy.
Mój mąż zacisnął usta w cienką linie przyglądając mi się
dokładnie. Wiedziałem co ta mina oznaczała. Przez ostatnie
półtorej miesiąca nauczyłem się tego i owego. Teraz chodziło mu
o moje słownictwo. Nie podobało mu się ono. Miałem je gdzieś.
Zgarnąłem w dłonie swój plecak, pożegnałem się z dziadkami na
tyle na ile mi pozwalano i zmierzyłem w stronę drzwi wiedząc, że
cała ta maskarada ruszy za mną aby mnie przypilnować bym znowu nie
uciekł. Przed domem moich dziadków czekał na mnie zaparkowany
czarny wóz. Nie czekając na odzew sam otworzyłem sobie drzwi i
wszedłem do środka wygrzebując z torby MP3 i wciskając na uszy
słuchawki zamknąłem oczy i czekałem. Głowa nadal mnie bolała.
Nie ściemniałem rano, że głowa mnie bolała. Ściemniłem tylko,
że udam się do pielęgniarki po tabletki. Zjadłem jedne. U
dziadków w domu. Położyłem się spać. Odpoczęłam. Pozwoliłem
ochłonąć umysłowi jak i emocją. Musiałem zregenerować siły,
aby nie zwariować i w przypływie agresji nie zadźgać całej
rodziny we śnie.
A
dużo mi nie brakowało. Czym oni się w ogóle nie przejmowali. Nie
pozwalali mi robić tego co lubiłem ani spotykać się z tym z kim
chciałem. Miałem wszystko robić tak jak oni chcą, mówić to co
oni chcą oraz widzieć się z tymi z kim oni chcieli. Więc na dobrą
sprawę praktycznie z nikim. Tyle, że ja nie byłem taki. Wiele osób
mi mówiło, że wcale nie jestem taki na jakiego wyglądam. Daleko
mi do osoby miłej i opanowanej. Chociaż i tak było mi daleko do
mojego męża, u którego wygląd, a charakter dzieliła wielka
przepaść.
Ktoś
wyszarpnął słuchawki z moich uszu. Nie musiałem patrzeć, aby
wiedzieć kto to był. I tak wiedziałem, że zacznie swoją tyradę.
Zacznie ją tutaj. Będzie kontynuował w naszym pokoju. Tutaj jest z
nami szofer i jego osobisty ochroniarz, którzy siedzą za pancerną
szybą więc nas nie usłyszą. W naszym pokoju nie usłyszy nas
nikt. Reszta ochroniarzy po tym jak przyjadą za nami do domu udadzą
się do swoich pokoi, aby odpocząć przed jutrzejszym dniem.
-
Teraz to przegiąłeś pałę.- Warknął do mojego ucha. Nie
ruszyłem się o milimetr. Niech myśli, że śpię i da mi święty
spokój.- Zignorowałeś mój rozkaz i z pełną samowolką oraz
samotnie udałeś się do tego domu.
-
Jestem twoim mężem nie niewolnikiem, więc nie będę wykonywał
twoich rozkazów. Obiecałeś, a nie dotrzymałeś słowa więc sam
sobie na to pozwoliłeś. To nie ten dom tylko dom moich dziadków.-
Warknąłem przez zaciśnięte zęby nie otwierając oczu. Czułem na
sobie jego spojrzenie.
-
Czeka cię za to kara, ale to później.- Powiedział chłodno.
Zmarszczyłem czoło. Jak to później? Uchyliłem delikatnie lewe
oko i zerknąłem na niego. Siedział na przeciwko mnie, ale
wpatrywał się w okno. Co było jednoznaczne z tym, że skończył
na chwilę obecną ten temat.
-
Ah tak... to wcisnę gdzieś tą twoją debilną karę do mojego
grafiku pomiędzy twoimi tyradami na temat tego co mam mówić, a
czego nie oraz na temat tego jak wolno mi się zachowywać i ubierać,
a jak nie. Ale od razu ci powiem, że to dalekie terminy są.-
Zakpiłem sobie z niego i zamknąłem oko zakładając ręce na
piersi i oddychając spokojnie.
-
W ten swój śmieszny grafik wciśnij coś na dzisiejszą noc.-
Zauważył chłodno.
-
Taaaa.... a niby jaki teraz wykład mi walniesz o wielki panie i
władco?- Zakpiłem. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
-
Dzisiaj wieczorem kończy się twój Bǎohù
qī.- Powiedział.
Wyprostowałem się gwałtownie otwierając szeroko oczy. Zimny sopel
lodu uderzył o dno mojego żołądka. Po plecach przebiegły zimne
dreszcze. Gapiłem się na niego drżąc delikatnie na całym ciele.
Czyli to znaczy, że...
-
Nie.- Pisnąłem cicho. Pokręciłem przecząco głową, próbując
odgonić sprzed oczu cisnące mi się do głowy niechciane obrazy.
-
Tak zostało postanowione.
-
To... to za wcześnie... proszę...- Pisnęłem. Wiedziałem, że
teraz musiałem sobą reprezentować obraz nędzy i rozpaczy.
Powinienem również wiedzieć, że takie słowa na niego nie
podziałają.
-
Skorzystałeś z tego przywileju na samym początku. Gdybyś z niego
nie korzystał już dawno miałbyś wszystko za sobą, a teraz znowu
musisz przez to przechodzić.
-
Proszę, zrób coś z tym. To za wcześnie!
-
Ta decyzja nie należy do nas tylko do mojego dziadka. Jak zawsze z
resztą.
-
Nie...
-
Nie upieraj się.
-
Nie zgadzam się.
-
To będzie miało miejsce, nawet jeżeli nie wyrazisz na to zgody.
-
To gwałt.
-
W tym układzie nie ma czegoś takiego jak gwałt. Trzeba było
zgodzić się już pierwszej nocy na konsumpcje małżeństwa, a nie
korzystać z Bǎohù
qī. Okres
ochronny, który ma na celu bliższe poznanie się przymuszonych do
ślubu. Okres ochronny minął, więc dzisiaj w nocy to zrobimy. Czy
tego chcesz czy nie.
-
Cyrus!- Krzyknąłem na niego łapiąc połać jego koszuli w dłonie
i przysuwając się do niego. Jego złote oczy spojrzały najpierw na
moje drżące dłonie, później powoli skierowały się na moją
twarz. Przyglądał mi się obojętnie przez dłuższą chwilę, a ja
ewidentnie czułem jak spod moich nóg ucieka grunt.
Dzisiejszej
nocy miałem oddać dziewictwo swojemu mężowi Cyrusowi- księciu
tego kraju.
Mam wrażenie, że jego tożsamość była aż za bardzo oczywista, dlatego postanowiłam to od razu napisać. Chociaż dwa lata temu chciałam to ciągnąć a ciągnąc. żeby jego tożsamość do samego końca praktycznie pozostała tajemnicą. Tylko że nie potrafię tak operować piórem i od razu by się wszystko wydało.