Uh.... powoli trzeba myśleć co niedługo będę dodawać na bloga....;/
***************************
Usłyszałem
jak zamyka za sobą drzwi od naszego wspólnego pokoju. Nie wiedziałem gdzie
podziać wzrok. Z kolei wiedziałem, że on patrzył na mnie. Czułem jego
przeszywający wzrok na swoich plecach. Odwróciłem się do niego po woli i
uśmiechnąłem się delikatnie chociaż wiedziałem, że prędzej na mojej twarzy
pojawiło się przerażenie i pogarda do samego siebie niż uśmiech.
Taiyō
usiadł na swoim łóżku nie spuszczając ze mnie wzroku. Krępowało mnie to, ale
nic nie powiedziałem. I tak nie chciałem aby przestał. Ostatnio zauważyłem, że
podoba mi się to jak czasami na mnie patrzy. Tak przenikliwie, jakby chciał
wiedzieć o czym myślę. No cóż…. Kiedy skończę już nigdy nie będzie chciał
pewnie zaglądać do mojej głowy. Spojrzałem na swoje biurko nad którym wisiała
tablica korkowa. Jeszcze półtorej roku i skończę szkołę. Chociaż czułem, że
ponownie wrócę do nauki przez Internet.
Ponownie spojrzałem na niego i przełknąłem głośno ślinę.
-
Czy…- Urwałem i stanąłem tak samo jak wcześniej przed drzwiami do kuchni. Nie
przerwał mi, czekał. Ciekawe czy będzie mi w trakcie zadawał jakieś pytania?-
Czy… czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem najciszej jak
potrafiłem. Nie mogłem spojrzeć mu w twarz. Nie teraz chociaż wiedziałem, że
czeka mnie coś gorszego do powiedzenia. Nie musiałem mu mówić wszystkiego, ale
chciałem. Chciałem aby zrozumiał dlaczego wpadłem w taki szał i nie panowałem
nad swoim ciałem efektem czego jest jego rozwalona głowa.
-
Eh…. Nie jesteś już dzieckiem więc to chyba normalne że już to zrobiłeś. Też
nim nie jestem i nie uważam tego za ujmę na mojej godności. Sami o tym
zadecydowaliśmy więc dlaczego mamy myśleć, że to coś złego?- Zapytał. Zadał
pytanie. Płakać mi się chciało, że to jedno z tych pytań. Spojrzałem na niego
przelotem po czym znowu odwróciłem wzrok.
-
Czy… czy to, że niewinność odebrał mi ktoś kto w założeniu prawa powinien jej
pilnować sprawia, że sam tego chciałem?- Zapytałem przygryzając policzek od
środka.
-
Co… czekaj…. Co ty próbujesz….
-
Pomyśl. Kiedy i z kim miałem to zrobić skoro od kilku lat żyłem w zamknięciu, a
ty jesteś pierwszym obcym jakiego widziałem od prawie siedmiu lat.
-
Siedem lat…
-
Miałem dwanaście lat kiedy mojej niewinności i dziecięcych marzeń… tak
dziecięcych, bo wtedy byłem dzieckiem, pozbawił mnie mój własny ojciec gwałcąc
mnie nieustannie i przez miesiąc sprzedając różnym typkom abym spłacił jego
długi. Więc powiedz czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?
-
Kyōfu…
-
Powiedz.
-
To nie jest…
-
Powiedz!
-
To nie ty o tym zadecydowałeś tylko ktoś inny. Ktoś kto zrobił źle, ale to w
żadnym wypadku nie była twoja wina wiec…
-
Czy to źle że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem jak mantrę.
-
Nie.
-
Słucham?
-
To nie jest źle że już nim nie jestem. Złe było to w jaki sposób ktoś cię tego
pozbawił.
-
Czy ja jestem brudny….
-
Wiesz…. Sam cię dzisiaj myłem więc…
-
Nie o to mi chodziło!- Zawołałem zażenowany jego wypowiedzią. Spojrzałem na
niego. Przyglądał mi się poważnie. Podpuścił mnie!- Nie o to…
-
Wiem. Ale mimo to nie jesteś brudny. Nawet tak nie myśl bo znowu zaciągnę cię
do łazienki i całkowicie świadomego wyszoruje szorstką gąbką i zobaczysz, że
nie jesteś brudny.
-
Wiesz… czasami czuje łapy tych wszystkich kolesi na….
-
Kolesi?- Zapytał. Spojrzałem na niego z żalem i uśmiechnąłem się smutno.-
Kolesi.- Odpowiedział sam sobie. Podrapał się po karku. Wypuściłem głośno powietrze
z płuc i usiadłem na swoim bujanym fotelu.
-
Pamiętam cię. Wpadłem na ciebie kiedyś na schodach do naszego domu kiedy
odwiedzałeś mojego brata. Pamiętasz?
-
Pamiętam.- Odparł cicho pochylając się delikatnie w moją stronę. Marszczył
delikatnie brwi. O czym myślał?
-
Leciałem na złamanie karku bo… człowiek który mnie spłodził zabierał mnie do
sklepu po nowy rower.
-
Twój brat za ciebie przeprosił i powiedział, że ojciec funduje ci nowy
wymarzony rowerek
i pewnie znowu połamiesz sobie rękę. Później mówił że za dwa miesiące zaczynasz gimnazjum. On był już wtedy na trzecim roku studiów. Dostał się na nie w trybie ekspresowym zdając jakiś dodatkowy test. Od razu przyjęli go na drugi rok. Ja od września zaczynałem pierwszą liceum.
i pewnie znowu połamiesz sobie rękę. Później mówił że za dwa miesiące zaczynasz gimnazjum. On był już wtedy na trzecim roku studiów. Dostał się na nie w trybie ekspresowym zdając jakiś dodatkowy test. Od razu przyjęli go na drugi rok. Ja od września zaczynałem pierwszą liceum.
-
Ta. Roweru nie dostałem. I nie zacząłem gimnazjum. A brat z wielkim żalem
ukończył studia, które chciał rzucić kiedy dowiedział się prawdy. Nie
pozwoliłem mu na to.
-
Dlaczego nie pozwoliłeś mu rzucić studiów?
-
….- Zaśmiałem się głośno, ale w moim śmiechu nie było żadnej radości.- Nie po
to zarabiałem pracując miesiąc swoim tyłkiem na jego czesne aby on to rzucił w
pizdu.
-
Słucham?
-
O… Ojci… Pfff…. Człowiek który mnie spłodził nie zabrał mnie do sklepu z
rowerami…. Nie no zabrał. Chodziliśmy po centrum. Poszliśmy najpierw coś zjeść
do jakiejś restauracji….
Przebierałem swoimi
krótkimi nogami próbując dogonić swojego ojca, który był kilka kroków przede
mną. W końcu udało mi się do niego dopaść. Uwiesiłem się jego ramienia
uśmiechając się szeroko. Odwzajemnił mój uśmiech i potarmosił mi czule włosy.
- Tato, a czy jak
dorosnę to będę tak samo wysoki jak ty i Howaito?- Zapytałem przyglądając się
dokładnie jego twarzy.
- Prędzej
krasnoludku wdałeś się w mamę. I taki jest twój urok osobisty.- Odparł wysoki
mężczyzna o brązowych włosach. Był naprawdę wysoki.
- Ale ja nie chce
być niski. Weź…. Przecież to obciach dla chłopaka.
- Nie martw się jak
coś to poszukam sklepu z ubrankami dla dzieci, które będą wyglądać na
młodzieżowe i nikt się nie zorientuje.
- Pfff. Śmieszne.
Nie będę nosił takich ubrań i może jeszcze mi powiesz, że mam je ściągać przed
swoją dziewczyną.- Prychnąłem obrażony. Spojrzał na mnie taksując uważnie moje
ciało swoim przenikliwym wzrokiem.
- Masz dziewczynę?
Nie jesteś na to za młody…
- Nie mam
dziewczyny. Jak na razie mnie nie obchodzą. Są jakieś dziwne. Ciągle się o coś
czepiają, obrażają się i w ogóle zachowują się jak psychiczne trolle, ale nie
jestem na tyle głupi żeby nie wiedzieć, że w przyszłości mi się to odmieni i
będę chciał mieć jakąś. Przecież ani ty ani Howaito nie chodzilibyście z
psychicznymi trollami gdyby wam się nie odmieniło, prawda?- Zapytałem. Zaśmiał
się głośno i ponownie potarmosił mi włosy swoją wielką ręką. Nawet nie
próbowałem uciekać. Lubiłem kiedy tak mi robił.
- Dobrze myślisz
mały. Dobrze myślisz. Kiedyś znajdziesz swojego psychicznego trola
i będziesz z nim szczęśliwy, albo sam będziesz dla kogoś psychicznym trolem.
i będziesz z nim szczęśliwy, albo sam będziesz dla kogoś psychicznym trolem.
- O co ci chodzi?
- Kto wie, może się
okaże że zamiast do domu przyprowadzić dziewczynę przyprowadzisz chłopaka.
- Tato….
- No co? Brzydzi
cię to?
- Nie, ale…
- Uważasz, że
takich ludzi powinno się leczyć?
- Nie, ale…
- A może zabijać od
ręki?
- Nie, ale…
- Czy twoim zdaniem
tacy ludzie nie zasługują na szczęście?- Powiedział kolejne pytanie. Nie ma to
jak ojciec filozof. Nigdy taki nie będę bo wiem, że moje dziecko by mnie
zdzieliło po twarzy za takie ciągłe docinki jakie on kieruje do mnie. Czasami
sam go nie rozumiałem i miałem ochotę go walnąć aby się ogarnął. Kto tutaj był
dzieckiem? Ja czy on?
- Nie! Mnie to po
prostu krępuje! Gadanie o tym. Nie mam nic do nich, ale nie potrafię sobie
wyobrazić siebie z kimkolwiek. Czy to z dziewczyną czy z chłopakiem. Wole grać
w nogę.- Mruknąłem obrażony i przystanąłem gwałtownie łapiąc się za brzuch..-
Uh… wybacz, ale na chwilę idę na stronę.
- Dłuższe
posiedzenie?
- Ta… poczekaj na
mnie.- Dodałem i wbiegłem do pobliskiej toalety znajdującej się w centrum
handlowym , które właśnie odwiedzałem.
-
Nie wiem, co się stało dalej. Po tym jak wszedłem do toalety straciłem
przytomność. Później brat mi powiedział, że człowiek, który mnie spłodził stał
pod drzwiami od wc ponad dwadzieścia minut, a później ze śmiechem wszedł do
środka i pytał czy czasami nie zapchałem toalety…. Ale mnie już tam nie było.
Wszczęto alarm. Przejrzano wszystkie kamery. Widać jak wchodzę do toalety, ale
nie widać jak z niech wychodzę. Rozpłynąłem się w powietrzu. Podejrzewano, że
uciekłem przez okno w toalecie, bo na zapleczu znaleziono mojego buta i telefon.
-
Jakbyś uciekł nie zostawiłbyś telefonu….- Powiedział cicho. Uśmiechnąłem się
delikatnie.
-
Jakbym chciał uciec to bym poczekał na ten pierdolony rower i później na nim
spierdolił
z miasta, a nie z jednego buta ruszyłem na podbój świata. No cóż…. Nikt się nie spodziewał tego, co miało się stać. Z początku policja objechała wszystkich moich znajomych myśląc, że u któregoś się schowałem.
z miasta, a nie z jednego buta ruszyłem na podbój świata. No cóż…. Nikt się nie spodziewał tego, co miało się stać. Z początku policja objechała wszystkich moich znajomych myśląc, że u któregoś się schowałem.
-
Byli nawet w sierocińcu….
-
Byli wszędzie.- Poprawiłem go.- Wszędzie tam, gdzie byli młodzi ludzie.
-
Ale cię nie znaleźli. Pamiętam teraz, że przez pierwsze trzy tygodnie nie
podawano dokładnie twoich danych. Chodzili tylko ze zdjęciem i pytali czy ktoś
cię widział.
-
Wiem. Bo dopiero po trzech tygodniach powiedziano o mnie w telewizji.
-
Skąd wiesz?
-
Wiesz nim nadszedł trzeci tydzień były jeszcze dwa wcześniejsze.
Otworzyłem oczy.
Wiedziałem, że wpakowałem się w jakieś wielkie gówno, ale jeszcze nie
wiedziałem w jakie.
Porwanie.
To oczywiste.
Ale po co?
Dla okupu?
Przecież moja
rodzina nie była aż tak kasiasta. Ojciec wziął spory kredyt, aby wysłać brata
na studia. Ale brat już teraz zapowiedział, że to on opłaci moje studia i kiedy
już zacznie pracować pomoże rodzicom spłacić kredyt jaki wzięli na jego naukę.
Więc po co ktoś
miałby mnie porywać? Narwanego i głośnego dzieciaka? Nie lepiej kogoś nad kim
łatwiej będzie zapanować?
Obmacałem swoje
kieszenie, ale nie znalazłem w nich swojego telefonu. O dziwo nawet ciuchy,
które miałem na sobie nie były moje. Luźny podkoszulek na ramiączkach i szare
luźne dresy. Rozejrzałem się dookoła siebie. Byłem w pokoju w którym stało
tylko łóżko. Nic więcej. Jedno puste łóżko bez żadnego koca czy poduszki. O
sorry. Okryte prześcieradłem. Więc nie było takie puste. Nie było okien, a
drzwi nie miały klamki.
Miałem zajebiście
duże problemy.
No i co z tatą? Czy
nadal stał pod tymi drzwiami od klopa czy zaczął mnie już szukać? Muszą mnie
znaleźć!
Drzwi otworzyły się
gwałtownie i stanął w nich nieznany mi łysy facet z wielką blizną na twarzy.
Gapił się na mnie przez chwilę po czym ukazał mi jak i całemu światu swój skąpy
uśmiech,
w którym brakowało połowy jego zębów.
w którym brakowało połowy jego zębów.
-Obudziła się nasza
ptaszyna.- Mruknął. Włosy na karku stanęły mi dęba. Nie spodobał mi się ton
jego głosu.
- Czego ode mnie
chce…. Ah…. Ałł….- Zakwiliłem łapiąc się za pulsujący bólem lewy policzek. W
ustach poczułem posmak krwi. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie uderzył. Nawet
rodzice mnie nie bili.
- Pierwsza zasada,
ptaszyno. Nie pytany się nie odzywaj. Tak jak jest w szkole na lekcji. Nikt ci
nie da zezwolenia, to trzymasz mordę na kłódkę, zrozumiano?- Zapytał. Gapiłem
się na niego przyciskając dłoń do policzka. Podszedł do mnie w trzech krokach i
zacisnął palce na moich włosach. Pisnąłem cicho.- Odpowiadaj szmato!
- T…tak.- W oczach
stanęły mi łzy.
- No i dobrze.
Kolejna zasada…. Pracujesz dupą….
- Słucham?-
Zapytałem przerażony nie bardzo rozumiejąc o co mu chodziło.
-
Cóż… dostałem porządną lekcję, że nie pytany mam milczeć. Porządny wpierdol
skurzanym pasem może zdziałać cuda.- Powiedziałem kpiąco. Przyglądał mi się
oniemiały otwierając szeroko usta.- Zamknij usta. Jeszcze będziesz miał okazję
mieć je szeroko otwarte.
-
Nie musisz mi opowiadać takich szczegółów…
-
Szczegółów? Taiyō, ja w trzy tygodnie nauczyłem się więcej pozycji z Kamasutry
niż ty umiesz do dzisiaj.- Zadrwiłem z niego wyłamując sobie palce.- Jakbym
miał ci powiedzieć co się działo, że się ich nauczyłem wtedy byś wiedział co to
są szczegółu, ale pozwolisz, że tego nie powiem. Powiedzieli mi tylko, że będę
pracował dupą, bo jeżeli w przyszłości będę miał chłopaka, to każda ciota lubi
doświadczoną dupę w łóżku, a nie nieopierzonego chuja. Więc będę miał co
zaprezentować, no ale zostawili mój przód…. Dla dziewczyny, więc….
-
Robiłeś to od tyłu?- Zapytał. Przerwałem i gapiłem się na niego jak na idiotę.
-
Słucham?
-
Robiłeś to od tyłu?
-
…robiłem…- Wydukałem cicho patrząc na niego niepewnie. Przyglądał mi się
uważnie coś analizując w swojej głowie. Mówiłem wam już, że bałem się zbyt
intensywnie myślącego Taiyō? Nie? No to teraz wam o tym mówię.
-
A od przodu?
-
Nie…
-
Nie zanurzyłeś nigdy? Nie ukisiłeś ogóra ani w lasce, ani w kolesiu? Nie użyłeś
swojej różdżki aby otworzyć Komnatę Tajemnic, nie….?
-
Nie… Boże…. Właśnie się dowiedziałem, że jesteś perwersyjny.
-
Jestem facetem.- Pokazał na siebie. Uśmiechnął się delikatnie i pokazał na mnie
palcem.- A ty jesteś prawiczkiem.
-
Słucham?
-
No jesteś prawiczkiem, bo nie umoczyłeś….
-
Ale ktoś zamoczył we mnie.
-
Szczegół. Mimo wszystko jesteś prawiczkiem. Wszystko się zmieni, kiedy i ty
zamoczysz. Czyli się nie martw. Nadal jesteś czysty. Nie to co ja.- Powiedział
i przeleciał sugestywnie swoim palcem wskazującym po ustach, kroczu i tyłku.
Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi ustami.- Zamknij usta.
-
Boże, z kim ja gadam?
-
Ze mną. Powiedz mi tylko kto to był, dlaczego to robiłeś i jak się wydostałeś.
Proszę.- Dodał po chwili namysłu. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
-
Człowiek, który mnie spłodził oraz ludzie, u których się zadłużył. Okazało się,
że nie wziął kredytu w banku, bo mu nie chcieli go dać, tylko u jakiś
pierdolniętych gangsterów. Kredyt na mieszkanie, samochód, studia brata i o
zgrozo na mój wymarzony rower, który ja musiałem spłacać dupą.
-
Mmmm.
-
Po trzech tygodniach zobaczyłem załamanego ojca w telewizji, wiesz gdzieś się
musiałem umyć i taka dziewczyna, która tam z nimi była prowadziła mnie z
łazienki do mojego pokoju. Przechodziliśmy koło salonu. Zobaczyłem transmisję z
telewizji. Mój ojciec udawał załamanego zniknięciem syna. Rodzina po trzech
tygodniach dopiero postanowiła podać informację do telewizji. No nie powiem.
Wkurwiłem się. Przestałem jeść aby zachować trzeźwość umysłu. Wiedziałem, że
coś mi dosypują do jedzenia i do picia, abym był bardziej uległy. Nawet moje
ubrania jakoś dziwnie pachniały. Po trzech dniach wpadł tam mój ojciec, kiedy
powiadomiono go o tym, że nie jem. Był wkurwiony. Darł się na mnie, że nie mam
prawa zdechnąć, bo jeszcze musze spłacić jego wyjazd
z matką na Karaiby, który został zaplanowany na za trzy miesiące od tamtej sytuacji. Że jestem bezczelnym bachorem, który nie rozumie, że musi wspomóc swoją rodzinę w potrzebie. Aby on
i matka mogli żyć w dostatku, a brat mógł ukończyć wymarzony kierunek studiów. A kiedy to nastąpi zwrócą mi wolność o ile do tego czasu moja dupa jeszcze będzie do czegoś przydatna. Rzuciłem się na niego walcząc z nim.
z matką na Karaiby, który został zaplanowany na za trzy miesiące od tamtej sytuacji. Że jestem bezczelnym bachorem, który nie rozumie, że musi wspomóc swoją rodzinę w potrzebie. Aby on
i matka mogli żyć w dostatku, a brat mógł ukończyć wymarzony kierunek studiów. A kiedy to nastąpi zwrócą mi wolność o ile do tego czasu moja dupa jeszcze będzie do czegoś przydatna. Rzuciłem się na niego walcząc z nim.
-
Zacząłeś bić się ze swoim ojcem?
-
On mnie bzykał, a ja nie mogłem mu dać za to w twarz?
-
Mogłeś.
-
No i dałem. Podbił mnie i wylazł z pokoju dość podkurwiony. Śmiałem się. Jak
psychol, ale się śmiałem.
-
Uszkodził ci głowę?
-
Ja ci za chwilę głowę uszkodzę.- warknąłem. Gadając z nim na ten temat miałem
wrażenie, że mówię mu o jakimś filmie, a nie o moim życiu.- Zatarasowałem drzwi
łóżkiem i zadzwoniłem do domu.
-
Czekaj! Chwila! Jak?! Przecież nie miałeś telefonu.
-
Ale on go miał. Od początku wiedziałem, że nie mam z nim szans, ale jak ktoś
zna czyjeś nawyki wie gdzie ma uderzyć. A jego nawykiem było wkładanie telefonu
do kieszeni marynarki. Zabrałem mu go i ukryłem pospiesznie w bokserkach kiedy
mnie z siebie strącił.
-
Gdzie?
-
Na podłogę.
-
Nie. Gdzie ukryłeś telefon?
-
W bokserkach. Miałem tylko je na sobie. Szybciej mogli się do mnie dobrać.
Skatowali mnie, śmiejąc się ze mnie, że jestem takim masochistą, że mi stanął z
bólu. Cóż nigdy mi u nich nie stanął więc mogli mnie wziąć za masochistę.
Wyszli zostawiając mnie samego. Zatarasowałem drzwi
i szybko wybrałem numer do brata.
i szybko wybrałem numer do brata.
Przyciskałem mocno
telefon do ucha oddychając ciężko i modląc się, aby brat odebrał najszybciej
jak będzie potrafił. To tylko kwestia czasu jak się zorientują, że zabrałem im
telefon.
A wtedy na pewno nie wyjdę z tego żywy. Odebrano połączenie po dwóch sygnałach.
A wtedy na pewno nie wyjdę z tego żywy. Odebrano połączenie po dwóch sygnałach.
- Tato, coś się
stało? Coś w domu?
- Howaito, nie
przerywaj mi!- Powiedziałem pospiesznie do telefonu wiedząc, że będzie chciał
się odezwać.- To ojciec mnie przetrzymuje. Z jakimiś obcymi ludzi. Nie wierz w
jego słowa. Ukradłem mu telefon, ale pewnie niedługo się zorientuje, że go mam
i mnie zabije. Oni wszyscy. Nie wiem gdzie jestem, bo nie ma tutaj okien.
Proszę. Ratuj.
- Kyōfu….
- TY PIERDOLONY
GÓWNIARZU! JUŻ JESTEŚ TRUPEM!- Ktoś z impetem załomotał
w drzwi, próbując je otworzyć. Zaszlochałem do słuchawki przytrzymując całym ciałem łóżko przy drzwiach.
w drzwi, próbując je otworzyć. Zaszlochałem do słuchawki przytrzymując całym ciałem łóżko przy drzwiach.
- Proszę pomóż mi!
Jest ich siedmiu. Siedmiu facetów i dwie laski. I ojciec!
- Kyōfu…. Gdzie jesteś?- Usłyszałem załamany głos brata po drugiej stronie.
- Nie wiem! Proszę!
- CZEKA CIĘ LANIE
SZMATO ZAJEBANA!- Ktoś w drzwiach zrobił dziurę siekierą. Krzyknąłem głośno
kuląc się w sobie.
- POSPIESZ SIĘ!
- OTWIERAJ TE
PIERDOLONE DRZWI LACHOCIĄGU!- Głośny huk spowodowany zapewnie kopnięciem w
drzwi sprawił, że serce stanęło mi na chwilę.
- HOWAITO BŁAGAM
CIĘ!
- Już jadę na
komisariat tam namierzą telefon i samochód ojca i….
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!- Wydarłem się, kiedy ktoś złapał mnie od
tyłu za włosy. Przedostali się przed dziurę w drzwiach.- Puszczaj! Nie
dotykaj!- Próbował uciec od tych rąk nadal przyciskając telefon do ucha. Im
dłużej będę na linii tym lepiej.
-
Stop.- Przerwał mi wstając gwałtownie. Poszedł do łazienki zamknął się w niej
na dobre dwadzieścia minut. Oddychałem spokojnie chociaż w środku wszystko we
mnie szalało, aby uciekać. Miałem głupie wrażenie, że teraz kiedy on o tym wie
będzie próbował się do mnie….
Nie!
On taki nie jest! Jakby chciał się do mnie dobrać już dawno by to zrobił, a że
nie zrobił…. Nie byłem…. W jego lidze…. Nie zwróci na mnie uwagi… nie….
Przetarłem
pospiesznie łzy cieknące mi po policzkach, kiedy dotarło do mnie, że on nigdy
mnie nie ruszy, co z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie spodobało się mojemu
ciału.
-
Już jes… co się stało?- Zapytał, kiedy dojrzał mój wyraz twarzy. Odwróciłem
głowę w bok. Podszedł do mnie i klęknął na lewe kolano. Zerknął na mnie.- Kyōfu?
-
To po prostu ta cała historia…. Wybacz….
-
Nie przepraszaj za twoje łzy.- Powiedział cicho i pogłaskał mnie delikatnie po
głowie. Rozkleiłem się na dobre. Nic nie powiedział tylko czekał aż się uspokoję
delikatnie głaskając mnie po głowie.
-
Szybko… szybko mnie znaleźli… skatowanego i ledwo żywego…. Zabrali do szpitala…
milczałem przez rok… nie mogłem się odezwać…. Wyprowadziliśmy się z tamtego
miasta… brat chciał rzucić studia jak się dowiedział w jaki sposób zostały
opłacone, ale mu nie pozwoliłem. Wszystkich, których wskazałem jako swoich
oprawców… zamknięto… na siedemnaście lat… chciałem umrzeć… naprawdę chciałem… a
później już nie….
-
Dlaczego?
-
Bo poznałem ciebie. Bo wyciągnąłeś mnie do ludzi. Bo nie traktujesz mnie jak
jajka. Potrafisz być wredny i miły jednocześnie. To dzięki tobie poszedłem do
szkoły, nawiązałem nić porozumienia z kuzynką i jej chłopakiem. Rozmawiam z ludźmi
ze szkoły. Chodzę do szkoły! Boże, ja chodzę do szkoły! Jem normalnie. To ty
sprawiłeś, że znowu zaczynam żyć… a ja…. Ja tak ci się odwdzięczam?!-
Zapłakałem dotykając drżącymi palcami wielkiego plastra na jego czole. Obraz mi się całkowicie rozmazał. Nie
widziałem jego twarzy.- Byłem obrażony o ten twój tekst z prawiczkiem w kuchni.
Unikałem cię specjalnie i nie chodziłem do szkoły, bo było mi wstyd. Ty pewnie
swój pierwszy raz z jakiejkolwiek strony wspominasz dobrze, a ja…. Ktoś się
mnie zapyta jaki był mój pierwszy raz, a ja powiem, że mnie zgwałcono. Wiele
razy. Bardzo dużo… Byłem zły, ale nie chciałem… nie chciałem…. Przepraaaa….aaaszam...
hyc….- Zaszlochałem głośno. Objął mnie mocno swoimi ramionami przyciągając do
siebie. Szlochałem głośno.
-
Dlaczego mnie uderzyłeś?
-
Przepraszam…. Przepraszam…. Przepraszam….
-
Wybaczę ci jeżeli mi powiesz, dlaczego mnie uderzyłeś.
-
ON zadzwonił do domu. Chciał gadać z mamą albo z bratem….
-
On?- Zapytał. Wtuliłem się w niego mocniej.
-
Mój… ojciec…..- Zawyłem w jego pierś.
-
Ciiiiii. Już. Już.- Głaskał mnie po ramionach i plecach.- Powiedzmy tak….
Jeżeli jeszcze raz taka sytuacja będzie miała miejsce powiedz mi za co dostałem,
a ja wtedy zadecyduje o tym jak mocno ci oddam.
-
Słucham?- Zapytałem piskliwie. Złapał moje policzki w swoje palce szczypiąc je
delikatnie. Zaczął je naciągać.
-
Impas młody. Impas. Nie wpierdolę ci, ale inaczej cię ukaram no i postaramy się
sobie nie wchodzić w drogę, spoko.
-
Um… ok.- Powiedziałem cicho modląc się w duchu, aby nigdy mu już nie podpaść.
Przecież on mnie swoją wielką łapą zabije jednym ciosem. I nawet nie będzie
musiał się wysilać zbytnio przy tej czynności.
************************************
To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów w tym opowiadaniu:)
Mam nadzieję, że się spodobał:)
Pozdrawiam Gizi03031