niedziela, 28 stycznia 2018

4383- Rozdział 10

Hejka!
Uh.... powoli trzeba myśleć co niedługo będę dodawać na bloga....;/
***************************
Usłyszałem jak zamyka za sobą drzwi od naszego wspólnego pokoju. Nie wiedziałem gdzie podziać wzrok. Z kolei wiedziałem, że on patrzył na mnie. Czułem jego przeszywający wzrok na swoich plecach. Odwróciłem się do niego po woli i uśmiechnąłem się delikatnie chociaż wiedziałem, że prędzej na mojej twarzy pojawiło się przerażenie i pogarda do samego siebie niż uśmiech.
Taiyō usiadł na swoim łóżku nie spuszczając ze mnie wzroku. Krępowało mnie to, ale nic nie powiedziałem. I tak nie chciałem aby przestał. Ostatnio zauważyłem, że podoba mi się to jak czasami na mnie patrzy. Tak przenikliwie, jakby chciał wiedzieć o czym myślę. No cóż…. Kiedy skończę już nigdy nie będzie chciał pewnie zaglądać do mojej głowy. Spojrzałem na swoje biurko nad którym wisiała tablica korkowa. Jeszcze półtorej roku i skończę szkołę. Chociaż czułem, że ponownie wrócę do nauki przez Internet.  Ponownie spojrzałem na niego i przełknąłem głośno ślinę.
- Czy…- Urwałem i stanąłem tak samo jak wcześniej przed drzwiami do kuchni. Nie przerwał mi, czekał. Ciekawe czy będzie mi w trakcie zadawał jakieś pytania?- Czy… czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem najciszej jak potrafiłem. Nie mogłem spojrzeć mu w twarz. Nie teraz chociaż wiedziałem, że czeka mnie coś gorszego do powiedzenia. Nie musiałem mu mówić wszystkiego, ale chciałem. Chciałem aby zrozumiał dlaczego wpadłem w taki szał i nie panowałem nad swoim ciałem efektem czego jest jego rozwalona głowa.
- Eh…. Nie jesteś już dzieckiem więc to chyba normalne że już to zrobiłeś. Też nim nie jestem i nie uważam tego za ujmę na mojej godności. Sami o tym zadecydowaliśmy więc dlaczego mamy myśleć, że to coś złego?- Zapytał. Zadał pytanie. Płakać mi się chciało, że to jedno z tych pytań. Spojrzałem na niego przelotem po czym znowu odwróciłem wzrok.
- Czy… czy to, że niewinność odebrał mi ktoś kto w założeniu prawa powinien jej pilnować sprawia, że sam tego chciałem?- Zapytałem przygryzając policzek od środka.
- Co… czekaj…. Co ty próbujesz….
- Pomyśl. Kiedy i z kim miałem to zrobić skoro od kilku lat żyłem w zamknięciu, a ty jesteś pierwszym obcym jakiego widziałem od prawie siedmiu lat.
- Siedem lat…
- Miałem dwanaście lat kiedy mojej niewinności i dziecięcych marzeń… tak dziecięcych, bo wtedy byłem dzieckiem, pozbawił mnie mój własny ojciec gwałcąc mnie nieustannie i przez miesiąc sprzedając różnym typkom abym spłacił jego długi. Więc powiedz czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?
- Kyōfu…
- Powiedz.
- To nie jest…
- Powiedz!
- To nie ty o tym zadecydowałeś tylko ktoś inny. Ktoś kto zrobił źle, ale to w żadnym wypadku nie była twoja wina wiec…
- Czy to źle że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem jak mantrę.
- Nie.
- Słucham?
- To nie jest źle że już nim nie jestem. Złe było to w jaki sposób ktoś cię tego pozbawił.
- Czy ja jestem brudny….
- Wiesz…. Sam cię dzisiaj myłem więc…
- Nie o to mi chodziło!- Zawołałem zażenowany jego wypowiedzią. Spojrzałem na niego. Przyglądał mi się poważnie. Podpuścił mnie!- Nie o to…
- Wiem. Ale mimo to nie jesteś brudny. Nawet tak nie myśl bo znowu zaciągnę cię do łazienki i całkowicie świadomego wyszoruje szorstką gąbką i zobaczysz, że nie jesteś brudny.
- Wiesz… czasami czuje łapy tych wszystkich kolesi na….
- Kolesi?- Zapytał. Spojrzałem na niego z żalem i uśmiechnąłem się smutno.- Kolesi.- Odpowiedział sam sobie. Podrapał się po karku. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i usiadłem na swoim bujanym fotelu.
- Pamiętam cię. Wpadłem na ciebie kiedyś na schodach do naszego domu kiedy odwiedzałeś mojego brata. Pamiętasz?
- Pamiętam.- Odparł cicho pochylając się delikatnie w moją stronę. Marszczył delikatnie brwi. O czym myślał?
- Leciałem na złamanie karku bo… człowiek który mnie spłodził zabierał mnie do sklepu po nowy rower.
- Twój brat za ciebie przeprosił i powiedział, że ojciec funduje ci nowy wymarzony rowerek
i pewnie znowu połamiesz sobie rękę. Później mówił że za dwa miesiące zaczynasz gimnazjum. On był już wtedy na trzecim roku studiów. Dostał się na nie w trybie ekspresowym zdając jakiś dodatkowy test. Od razu przyjęli go na drugi rok. Ja od września zaczynałem pierwszą liceum.
- Ta. Roweru nie dostałem. I nie zacząłem gimnazjum. A brat z wielkim żalem ukończył studia, które chciał rzucić kiedy dowiedział się prawdy. Nie pozwoliłem mu na to.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mu rzucić studiów?
- ….- Zaśmiałem się głośno, ale w moim śmiechu nie było żadnej radości.- Nie po to zarabiałem pracując miesiąc swoim tyłkiem na jego czesne aby on to rzucił w pizdu.
- Słucham?
- O… Ojci… Pfff…. Człowiek który mnie spłodził nie zabrał mnie do sklepu z rowerami…. Nie no zabrał. Chodziliśmy po centrum. Poszliśmy najpierw coś zjeść do jakiejś restauracji….

Przebierałem swoimi krótkimi nogami próbując dogonić swojego ojca, który był kilka kroków przede mną. W końcu udało mi się do niego dopaść. Uwiesiłem się jego ramienia uśmiechając się szeroko. Odwzajemnił mój uśmiech i potarmosił mi czule włosy.
- Tato, a czy jak dorosnę to będę tak samo wysoki jak ty i Howaito?- Zapytałem przyglądając się dokładnie jego twarzy.
- Prędzej krasnoludku wdałeś się w mamę. I taki jest twój urok osobisty.- Odparł wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Był naprawdę wysoki.
- Ale ja nie chce być niski. Weź…. Przecież to obciach dla chłopaka.
- Nie martw się jak coś to poszukam sklepu z ubrankami dla dzieci, które będą wyglądać na młodzieżowe i nikt się nie zorientuje.
- Pfff. Śmieszne. Nie będę nosił takich ubrań i może jeszcze mi powiesz, że mam je ściągać przed swoją dziewczyną.- Prychnąłem obrażony. Spojrzał na mnie taksując uważnie moje ciało swoim przenikliwym wzrokiem.
- Masz dziewczynę? Nie jesteś na to za młody…
- Nie mam dziewczyny. Jak na razie mnie nie obchodzą. Są jakieś dziwne. Ciągle się o coś czepiają, obrażają się i w ogóle zachowują się jak psychiczne trolle, ale nie jestem na tyle głupi żeby nie wiedzieć, że w przyszłości mi się to odmieni i będę chciał mieć jakąś. Przecież ani ty ani Howaito nie chodzilibyście z psychicznymi trollami gdyby wam się nie odmieniło, prawda?- Zapytałem. Zaśmiał się głośno i ponownie potarmosił mi włosy swoją wielką ręką. Nawet nie próbowałem uciekać. Lubiłem kiedy tak mi robił.
- Dobrze myślisz mały. Dobrze myślisz. Kiedyś znajdziesz swojego psychicznego trola
i będziesz z nim szczęśliwy, albo sam będziesz dla kogoś psychicznym trolem.
- O co ci chodzi?
- Kto wie, może się okaże że zamiast do domu przyprowadzić dziewczynę przyprowadzisz chłopaka.
- Tato….
- No co? Brzydzi cię to?
- Nie, ale…
- Uważasz, że takich ludzi powinno się leczyć?
- Nie, ale…
- A może zabijać od ręki?
- Nie, ale…
- Czy twoim zdaniem tacy ludzie nie zasługują na szczęście?- Powiedział kolejne pytanie. Nie ma to jak ojciec filozof. Nigdy taki nie będę bo wiem, że moje dziecko by mnie zdzieliło po twarzy za takie ciągłe docinki jakie on kieruje do mnie. Czasami sam go nie rozumiałem i miałem ochotę go walnąć aby się ogarnął. Kto tutaj był dzieckiem? Ja czy on?
- Nie! Mnie to po prostu krępuje! Gadanie o tym. Nie mam nic do nich, ale nie potrafię sobie wyobrazić siebie z kimkolwiek. Czy to z dziewczyną czy z chłopakiem. Wole grać w nogę.- Mruknąłem obrażony i przystanąłem gwałtownie łapiąc się za brzuch..- Uh… wybacz, ale na chwilę idę na stronę.
- Dłuższe posiedzenie?
- Ta… poczekaj na mnie.- Dodałem i wbiegłem do pobliskiej toalety znajdującej się w centrum handlowym , które właśnie odwiedzałem.

- Nie wiem, co się stało dalej. Po tym jak wszedłem do toalety straciłem przytomność. Później brat mi powiedział, że człowiek, który mnie spłodził stał pod drzwiami od wc ponad dwadzieścia minut, a później ze śmiechem wszedł do środka i pytał czy czasami nie zapchałem toalety…. Ale mnie już tam nie było. Wszczęto alarm. Przejrzano wszystkie kamery. Widać jak wchodzę do toalety, ale nie widać jak z niech wychodzę. Rozpłynąłem się w powietrzu. Podejrzewano, że uciekłem przez okno w toalecie, bo na zapleczu znaleziono mojego buta i telefon.
- Jakbyś uciekł nie zostawiłbyś telefonu….- Powiedział cicho. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jakbym chciał uciec to bym poczekał na ten pierdolony rower i później na nim spierdolił
z miasta, a nie z jednego buta ruszyłem na podbój świata. No cóż…. Nikt się nie spodziewał tego, co miało się stać.  Z początku policja objechała wszystkich moich znajomych myśląc, że u któregoś się schowałem.
- Byli nawet w sierocińcu….
- Byli wszędzie.- Poprawiłem go.- Wszędzie tam, gdzie byli młodzi ludzie.
- Ale cię nie znaleźli. Pamiętam teraz, że przez pierwsze trzy tygodnie nie podawano dokładnie twoich danych. Chodzili tylko ze zdjęciem i pytali czy ktoś cię widział.
- Wiem. Bo dopiero po trzech tygodniach powiedziano o mnie w telewizji.
- Skąd wiesz?
- Wiesz nim nadszedł trzeci tydzień były jeszcze dwa wcześniejsze.

Otworzyłem oczy. Wiedziałem, że wpakowałem się w jakieś wielkie gówno, ale jeszcze nie wiedziałem w jakie.
Porwanie.
To oczywiste.
Ale po co?
Dla okupu?
Przecież moja rodzina nie była aż tak kasiasta. Ojciec wziął spory kredyt, aby wysłać brata na studia. Ale brat już teraz zapowiedział, że to on opłaci moje studia i kiedy już zacznie pracować pomoże rodzicom spłacić kredyt jaki wzięli na jego naukę.
Więc po co ktoś miałby mnie porywać? Narwanego i głośnego dzieciaka? Nie lepiej kogoś nad kim łatwiej będzie zapanować?
Obmacałem swoje kieszenie, ale nie znalazłem w nich swojego telefonu. O dziwo nawet ciuchy, które miałem na sobie nie były moje. Luźny podkoszulek na ramiączkach i szare luźne dresy. Rozejrzałem się dookoła siebie. Byłem w pokoju w którym stało tylko łóżko. Nic więcej. Jedno puste łóżko bez żadnego koca czy poduszki. O sorry. Okryte prześcieradłem. Więc nie było takie puste. Nie było okien, a drzwi nie miały klamki.
Miałem zajebiście duże problemy.
No i co z tatą? Czy nadal stał pod tymi drzwiami od klopa czy zaczął mnie już szukać? Muszą mnie znaleźć!
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich nieznany mi łysy facet z wielką blizną na twarzy. Gapił się na mnie przez chwilę po czym ukazał mi jak i całemu światu swój skąpy uśmiech,
w którym brakowało połowy jego zębów.
-Obudziła się nasza ptaszyna.- Mruknął. Włosy na karku stanęły mi dęba. Nie spodobał mi się ton jego głosu.
- Czego ode mnie chce…. Ah…. Ałł….- Zakwiliłem łapiąc się za pulsujący bólem lewy policzek. W ustach poczułem posmak krwi. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie uderzył. Nawet rodzice mnie nie bili.
- Pierwsza zasada, ptaszyno. Nie pytany się nie odzywaj. Tak jak jest w szkole na lekcji. Nikt ci nie da zezwolenia, to trzymasz mordę na kłódkę, zrozumiano?- Zapytał. Gapiłem się na niego przyciskając dłoń do policzka. Podszedł do mnie w trzech krokach i zacisnął palce na moich włosach. Pisnąłem cicho.- Odpowiadaj szmato!
- T…tak.- W oczach stanęły mi łzy.
- No i dobrze. Kolejna zasada…. Pracujesz dupą….
- Słucham?- Zapytałem przerażony nie bardzo rozumiejąc o co mu chodziło.

- Cóż… dostałem porządną lekcję, że nie pytany mam milczeć. Porządny wpierdol skurzanym pasem może zdziałać cuda.- Powiedziałem kpiąco. Przyglądał mi się oniemiały otwierając szeroko usta.- Zamknij usta. Jeszcze będziesz miał okazję mieć je szeroko otwarte.
- Nie musisz mi opowiadać takich szczegółów…
- Szczegółów? Taiyō, ja w trzy tygodnie nauczyłem się więcej pozycji z Kamasutry niż ty umiesz do dzisiaj.- Zadrwiłem z niego wyłamując sobie palce.- Jakbym miał ci powiedzieć co się działo, że się ich nauczyłem wtedy byś wiedział co to są szczegółu, ale pozwolisz, że tego nie powiem. Powiedzieli mi tylko, że będę pracował dupą, bo jeżeli w przyszłości będę miał chłopaka, to każda ciota lubi doświadczoną dupę w łóżku, a nie nieopierzonego chuja. Więc będę miał co zaprezentować, no ale zostawili mój przód…. Dla dziewczyny, więc….
- Robiłeś to od tyłu?- Zapytał. Przerwałem i gapiłem się na niego jak na idiotę.
- Słucham?
- Robiłeś to od tyłu?
- …robiłem…- Wydukałem cicho patrząc na niego niepewnie. Przyglądał mi się uważnie coś analizując w swojej głowie. Mówiłem wam już, że bałem się zbyt intensywnie myślącego Taiyō? Nie? No to teraz wam o tym mówię.
- A od przodu?
- Nie…
- Nie zanurzyłeś nigdy? Nie ukisiłeś ogóra ani w lasce, ani w kolesiu? Nie użyłeś swojej różdżki aby otworzyć Komnatę Tajemnic, nie….?
- Nie… Boże…. Właśnie się dowiedziałem, że jesteś perwersyjny.
- Jestem facetem.- Pokazał na siebie. Uśmiechnął się delikatnie i pokazał na mnie palcem.- A ty jesteś prawiczkiem.
- Słucham?
- No jesteś prawiczkiem, bo nie umoczyłeś….
- Ale ktoś zamoczył we mnie.
- Szczegół. Mimo wszystko jesteś prawiczkiem. Wszystko się zmieni, kiedy i ty zamoczysz. Czyli się nie martw. Nadal jesteś czysty. Nie to co ja.- Powiedział i przeleciał sugestywnie swoim palcem wskazującym po ustach, kroczu i tyłku. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi ustami.- Zamknij usta.
- Boże, z kim ja gadam?
- Ze mną. Powiedz mi tylko kto to był, dlaczego to robiłeś i jak się wydostałeś. Proszę.- Dodał po chwili namysłu. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Człowiek, który mnie spłodził oraz ludzie, u których się zadłużył. Okazało się, że nie wziął kredytu w banku, bo mu nie chcieli go dać, tylko u jakiś pierdolniętych gangsterów. Kredyt na mieszkanie, samochód, studia brata i o zgrozo na mój wymarzony rower, który ja musiałem spłacać dupą.
- Mmmm.
- Po trzech tygodniach zobaczyłem załamanego ojca w telewizji, wiesz gdzieś się musiałem umyć i taka dziewczyna, która tam z nimi była prowadziła mnie z łazienki do mojego pokoju. Przechodziliśmy koło salonu. Zobaczyłem transmisję z telewizji. Mój ojciec udawał załamanego zniknięciem syna. Rodzina po trzech tygodniach dopiero postanowiła podać informację do telewizji. No nie powiem. Wkurwiłem się. Przestałem jeść aby zachować trzeźwość umysłu. Wiedziałem, że coś mi dosypują do jedzenia i do picia, abym był bardziej uległy. Nawet moje ubrania jakoś dziwnie pachniały. Po trzech dniach wpadł tam mój ojciec, kiedy powiadomiono go o tym, że nie jem. Był wkurwiony. Darł się na mnie, że nie mam prawa zdechnąć, bo jeszcze musze spłacić jego wyjazd
z matką na Karaiby, który został zaplanowany na za trzy miesiące od tamtej sytuacji. Że jestem bezczelnym bachorem, który nie rozumie, że musi wspomóc swoją rodzinę w potrzebie. Aby on
 i matka mogli żyć w dostatku, a brat mógł ukończyć wymarzony kierunek studiów. A kiedy to nastąpi zwrócą mi wolność o ile do tego czasu moja dupa jeszcze będzie do czegoś przydatna. Rzuciłem się na niego walcząc z nim.
- Zacząłeś bić się ze swoim ojcem?
- On mnie bzykał, a ja nie mogłem mu dać za to w twarz?
- Mogłeś.
- No i dałem. Podbił mnie i wylazł z pokoju dość podkurwiony. Śmiałem się. Jak psychol, ale się śmiałem.
- Uszkodził ci głowę?
- Ja ci za chwilę głowę uszkodzę.- warknąłem. Gadając z nim na ten temat miałem wrażenie, że mówię mu o jakimś filmie, a nie o moim życiu.- Zatarasowałem drzwi łóżkiem i zadzwoniłem do domu.
- Czekaj! Chwila! Jak?! Przecież nie miałeś telefonu.
- Ale on go miał. Od początku wiedziałem, że nie mam z nim szans, ale jak ktoś zna czyjeś nawyki wie gdzie ma uderzyć. A jego nawykiem było wkładanie telefonu do kieszeni marynarki. Zabrałem mu go i ukryłem pospiesznie w bokserkach kiedy mnie z siebie strącił.
- Gdzie?
- Na podłogę.
- Nie. Gdzie ukryłeś telefon?
- W bokserkach. Miałem tylko je na sobie. Szybciej mogli się do mnie dobrać. Skatowali mnie, śmiejąc się ze mnie, że jestem takim masochistą, że mi stanął z bólu. Cóż nigdy mi u nich nie stanął więc mogli mnie wziąć za masochistę. Wyszli zostawiając mnie samego. Zatarasowałem drzwi
i szybko wybrałem numer do brata.

Przyciskałem mocno telefon do ucha oddychając ciężko i modląc się, aby brat odebrał najszybciej jak będzie potrafił. To tylko kwestia czasu jak się zorientują, że zabrałem im telefon.
A wtedy na pewno nie wyjdę z tego żywy. Odebrano połączenie po dwóch sygnałach.
- Tato, coś się stało? Coś w domu?
- Howaito, nie przerywaj mi!- Powiedziałem pospiesznie do telefonu wiedząc, że będzie chciał się odezwać.- To ojciec mnie przetrzymuje. Z jakimiś obcymi ludzi. Nie wierz w jego słowa. Ukradłem mu telefon, ale pewnie niedługo się zorientuje, że go mam i mnie zabije. Oni wszyscy. Nie wiem gdzie jestem, bo nie ma tutaj okien. Proszę. Ratuj.
- Kyōfu….
- TY PIERDOLONY GÓWNIARZU! JUŻ JESTEŚ TRUPEM!- Ktoś z impetem załomotał
w drzwi, próbując je otworzyć. Zaszlochałem do słuchawki przytrzymując całym ciałem łóżko przy drzwiach.
- Proszę pomóż mi! Jest ich siedmiu. Siedmiu facetów i dwie laski. I ojciec!
- Kyōfu…. Gdzie jesteś?- Usłyszałem załamany głos brata po drugiej stronie.
- Nie wiem! Proszę!
- CZEKA CIĘ LANIE SZMATO ZAJEBANA!- Ktoś w drzwiach zrobił dziurę siekierą. Krzyknąłem głośno kuląc się w sobie.
- POSPIESZ SIĘ!
- OTWIERAJ TE PIERDOLONE DRZWI LACHOCIĄGU!- Głośny huk spowodowany zapewnie kopnięciem w drzwi sprawił, że serce stanęło mi na chwilę.
- HOWAITO BŁAGAM CIĘ!
- Już jadę na komisariat tam namierzą telefon i samochód ojca i….
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!- Wydarłem się, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu za włosy. Przedostali się przed dziurę w drzwiach.- Puszczaj! Nie dotykaj!- Próbował uciec od tych rąk nadal przyciskając telefon do ucha. Im dłużej będę na linii tym lepiej.

- Stop.- Przerwał mi wstając gwałtownie. Poszedł do łazienki zamknął się w niej na dobre dwadzieścia minut. Oddychałem spokojnie chociaż w środku wszystko we mnie szalało, aby uciekać. Miałem głupie wrażenie, że teraz kiedy on o tym wie będzie próbował się do mnie….
Nie! On taki nie jest! Jakby chciał się do mnie dobrać już dawno by to zrobił, a że nie zrobił…. Nie byłem…. W jego lidze…. Nie zwróci na mnie uwagi… nie….
Przetarłem pospiesznie łzy cieknące mi po policzkach, kiedy dotarło do mnie, że on nigdy mnie nie ruszy, co z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie spodobało się mojemu ciału.
- Już jes… co się stało?- Zapytał, kiedy dojrzał mój wyraz twarzy. Odwróciłem głowę w bok. Podszedł do mnie i klęknął na lewe kolano. Zerknął na mnie.- Kyōfu?
- To po prostu ta cała historia…. Wybacz….
- Nie przepraszaj za twoje łzy.- Powiedział cicho i pogłaskał mnie delikatnie po głowie. Rozkleiłem się na dobre. Nic nie powiedział tylko czekał aż się uspokoję delikatnie głaskając mnie po głowie.
- Szybko… szybko mnie znaleźli… skatowanego i ledwo żywego…. Zabrali do szpitala… milczałem przez rok… nie mogłem się odezwać…. Wyprowadziliśmy się z tamtego miasta… brat chciał rzucić studia jak się dowiedział w jaki sposób zostały opłacone, ale mu nie pozwoliłem. Wszystkich, których wskazałem jako swoich oprawców… zamknięto… na siedemnaście lat… chciałem umrzeć… naprawdę chciałem… a później już nie….
- Dlaczego?
- Bo poznałem ciebie. Bo wyciągnąłeś mnie do ludzi. Bo nie traktujesz mnie jak jajka. Potrafisz być wredny i miły jednocześnie. To dzięki tobie poszedłem do szkoły, nawiązałem nić porozumienia z kuzynką i jej chłopakiem. Rozmawiam z ludźmi ze szkoły. Chodzę do szkoły! Boże, ja chodzę do szkoły! Jem normalnie. To ty sprawiłeś, że znowu zaczynam żyć… a ja…. Ja tak ci się odwdzięczam?!- Zapłakałem dotykając drżącymi palcami wielkiego plastra na jego czole.  Obraz mi się całkowicie rozmazał. Nie widziałem jego twarzy.- Byłem obrażony o ten twój tekst z prawiczkiem w kuchni. Unikałem cię specjalnie i nie chodziłem do szkoły, bo było mi wstyd. Ty pewnie swój pierwszy raz z jakiejkolwiek strony wspominasz dobrze, a ja…. Ktoś się mnie zapyta jaki był mój pierwszy raz, a ja powiem, że mnie zgwałcono. Wiele razy. Bardzo dużo… Byłem zły, ale nie chciałem… nie chciałem…. Przepraaaa….aaaszam... hyc….- Zaszlochałem głośno. Objął mnie mocno swoimi ramionami przyciągając do siebie. Szlochałem głośno.
- Dlaczego mnie uderzyłeś?
- Przepraszam…. Przepraszam…. Przepraszam….
- Wybaczę ci jeżeli mi powiesz, dlaczego mnie uderzyłeś.
- ON zadzwonił do domu. Chciał gadać z mamą albo z bratem….
- On?- Zapytał. Wtuliłem się w niego mocniej.
- Mój… ojciec…..- Zawyłem w jego pierś.
- Ciiiiii. Już. Już.- Głaskał mnie po ramionach i plecach.- Powiedzmy tak…. Jeżeli jeszcze raz taka sytuacja będzie miała miejsce powiedz mi za co dostałem, a ja wtedy zadecyduje o tym jak mocno ci oddam.
- Słucham?- Zapytałem piskliwie. Złapał moje policzki w swoje palce szczypiąc je delikatnie. Zaczął je naciągać.
- Impas młody. Impas. Nie wpierdolę ci, ale inaczej cię ukaram no i postaramy się sobie nie wchodzić w drogę, spoko.
- Um… ok.- Powiedziałem cicho modląc się w duchu, aby nigdy mu już nie podpaść. Przecież on mnie swoją wielką łapą zabije jednym ciosem. I nawet nie będzie musiał się wysilać zbytnio przy tej czynności.

 ************************************
To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów w tym opowiadaniu:)
Mam nadzieję, że się spodobał:)
Pozdrawiam Gizi03031




niedziela, 21 stycznia 2018

4383- rozdział 9

Hejka!
Bez zbędnego marudzenia zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Siedziałem w salonie. Od tygodnia nie wychodziłem z domu. Nie miałem na to ochoty. Tak samo jak nie miałem ochoty na siedzenie w tym zasranym salonie. Ale przyszła Chisana i Zaret więc byłem zmuszony tutaj z nimi siedzieć. A ten fioletowo włosy troglodyta siedział w kuchni i coś szykował dla jego gości. To byli jego goście! Dlaczego to ja miałem z nimi siedzieć?!
- Kiedy wracasz do szkoły?
- Nie wiem.
- Wrócisz?- Zapytała kuzynka, kiedy jej chłopak znowu chciał o coś zapytać. Zerknąłem na nią z ukosa, ale nie udzieliłem jej odpowiedzi bo do salonu wszedł właśnie ON.
- Proszę.- Powiedział podając im wysokie pokale z lodami. Podał mi mój bez słowa. Wziąłem go w dłonie, ale wiedziałem, że i tak tego nie przełknę.- Zjedz chociaż połowę.
-…- Spojrzałem na niego i znowu na lody. Nie odpowiedziałem. Nie chciało mi się z nikim rozmawiać.
- Dalej się fochasz? Przecież nie chodziło mi…
- Nie focham się.- Powiedziałem cicho. Prychnął siadając na podłodze naprzeciwko nas. Jako jedyny zajął miejsce na puchowym dywanie. Zawsze tam siadał.
- No przecież widzę, że się fochasz o tak głupie pytanie.
- Jakie pytanie?- Zapytała Chisana. Zacisnąłem mocniej zęby.- Kyōfu?- Odłożyłem lody na stole i podniosłem się ociężale ze swojego fotela. Stawy w kolanach strzeliły kilkakrotnie. Skrzywiłem się. Nie lubiłem tego dźwięku.
- Uciekasz? Boże człowieku, ja się tylko zapytałem czy…- Przerwał w połowie zdania, kiedy odruchowo odebrałem drący się w niebogłosy telefon. Normalnie bym go zignorował i pozwoliłbym mu odebrać albo drzeć się przeklętej maszynie, ale teraz doszedłem do wniosku, że lepiej odebrać i posłuchać co mają do powiedzenia telefoniczni domokrążcy albo jakieś inne ustrojstwa.
- Heikin, słucham?- Zapytałem. Przez chwilę po drugiej stronie nie było nic słychać, ale kiedy miałem już odłożyć słuchawkę myśląc, że ktoś pomylił numery i się rozłączył ktoś postanowił się odezwać.
- Howaito? Howaito Heikin?- Po drugiej stronie odezwał się jakiś mężczyzna. Zacisnąłem delikatnie palce na słuchawce, kiedy z nieznanych mi powodów moje dłonie zaczęły produkować spore ilości potu.
- Przepraszam, ale brat jest teraz w pracy. Jeżeli to coś pilnego to powiem mu, aby do pana oddzwonił, kiedy tylko wróci, więc…
- Kyōfu?- Padło pytanie. Drgnąłem i odwróciłem się w stronę okna. Odruch, którego myślałem, że się pozbyłem kilka lat temu.
- Tak.
- Mikasa w domu jest?- Padło ponownie pytanie, które tym razem dotyczyło mojej matki.
- Przepraszam, ale z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Nie poznajesz po głosie?
- Nie za bardzo.- Odpowiedziałem. Osoba po drugiej stronie zaśmiała się chłodno. I już wiedziałem, nie musiał się przedstawiać.
- Twój ukochany tatuś dzwon…- Nie usłyszałem dalszej części jego wypowiedzi ponieważ roztrzaskałem telefon stacjonarny wywołując tym samym krzyk przerażenia z ust Chisany. Na sztywnych nogach ruszyłem w stronę pokoju mojego brata i mamy po czym pozbyłem się też telefonów stamtąd ciskając nimi przez cały pokój.
- Żebyś zdechł!- Wydarłem się wyrywając sobie boleśnie włosy. Przechodząc przez korytarz strąciłem ze stojącej tam szafki kryształowy wazon z kwiatami. Byłem właśnie w trakcie ciskania niebieską doniczką przez korytarz, kiedy Chisana znowu krzyknęła przerażona. Spojrzałem w jej kierunku i zamarłem. Koło jej nóg klęczał Zaret przyciskając swoją zdjętą bluzę do twarzy leżącego na podłodze Taiyō, który gapił się na mnie jednym, niezasłoniętym przez ciemny materiał okiem.- Ja…- Głos uwiązł mi w gardle. W głowie miałem pustkę. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Gdybym mógł to zamieniłbym się z nim miejscami. Podejrzewałem, że takie oberwanie doniczką w głowę musi być bolesne. Nikt nie powinien cierpieć przeze mnie.
- Jebie cię w dekiel gówniarzu?!- Warknął na mnie. Podskoczyłem przerażony. Jego złość była uzasadniona, ale to nie znaczy, że się nie bałem. Bałem się jak cholera. I jego i o niego.
- Taiyō leż spokojnie, bo będzie bardziej lecieć…
- W dupie to mam! Ten świr rozwalił mi łeb jebaną doniczką!
- Ja… ja…
- No i co się kurwa jąkasz?!
- Przepraszam…- Szepnąłem cicho uciekając na dół. Schować się przed światem i przed jego wściekłym spojrzeniem. Wbiegłem do kuchni i porywając coś z lodówki ukryłem się przed spojrzeniami świata w moim więzieniu, do którego nie wchodziłem od jakiegoś roku.
Otaczająca ciemność napawała mnie strachem…
Dusiła…
Więziła…
Zabijała…


***

Usłyszałem jak ktoś pukał do drzwi, ale to zignorowałem. W końcu gdybym chciał wyjść do świata, to…
- Wiem, że mnie słyszysz! Siedzisz tam cały dzień! Otwieraj te drzwi!- Do natarczywego pukania, które zamieniło się w głośne walenie dodano również krzyki. Mimo to… nie ruszyłem się. Nie dałem rady. Nawet gdybym chciał –a nie chcę- to bym nie otworzył tych drzwi. Może za kilka godzin owszem, teraz… nie.- GŁUCHY JESTEŚ?!
- …- Usłyszałem jakiś stłumiony głos.
- Zamknął się tam.
-…-
- Cały dzień. Od rana.
-…-
- No sam sobie głowy nie rozwaliłem. Masochistą nie jestem.
-…- Ciche szuranie koło drzwi. Jego rozmówca podszedł do niego. Teraz usłyszę z kim gada.
- Z nikim się nie pobiłem! To twój durny brat rozwalił mi łeb!- Krzyknął i znowu załomotał
w drzwi z pięści.- Wyłaź!
- Co się stało?- Usłyszałem głos Howaito. Zamarłem. On tutaj wejdzie. Nie muszę mu otwierać. Jako jedyny ma kluczę, którymi otwiera się te drzwi od drugiej strony.
- Jak mu rozwalę połowę twarzy jak on mi to wtedy może ci odpowie…
- Nikt nikomu nie będzie twarzy rozwalał.
- On już to zrobił!
- Uspokój się.- Poprosił go dość chłodno nawet jak na niego. Po chwili usłyszałem szczęk zamka. Drzwi otworzyły się delikatnie. Zmrużyłem przekrwione oczy osłaniając się przed światłem i nimi.- Boże. Co ty…
- Wygląda jak…- Urwał fioletowo włosy i bez problemu zarzucił mnie sobie na ramieniu. Jęknąłem w proteście.- Zamknij się pijaku jeden.- Warknął i ominął mojego oniemiałego brata. Po chwili dołączył do nas. O czymś rozmawiali, ale nie byłem w stanie skupić się ani odrobiny na wypowiadanych przez nich słowach.
Było mi niedobrze…

****
Otworzyłem oczy. Leżałem w swoim łóżku. Jak przez mgłę pamiętałem jak tutaj dotarłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nikogo oprócz mnie tutaj nie było. Mój wzrok podążył
w stronę zegarka stojącego na szafce nocnej. Wskazywał pierwszą w nocy, albo trzynastą w południe. Zerknąłem w stronę okna. Ewidentnie pierwsza w nocy.
Wypuszczając głośno powietrze z płuc dźwignąłem się z łóżka. Byłem inaczej ubrany. Ktoś mnie przebrał. Powąchałem się dyskretnie. Zamarłem.
- I wykąpał.- Dodałem sam do siebie. Starając się nie wydawać za bardzo żadnych dźwięków udałem się w stronę kuchni. Zatrzymałem się przed samymi drzwiami, kiedy nogi wrosły mi w panelową podłogę i nie chciały się ruszyć. Mogłem tylko stać i gapić się w drzwi. No i oczywiście słuchać tego co się działo w środku. Tak jak myślałem. Mój brat tam był razem z Taiyō. Zagryzłem delikatnie wargę oddychając ciężko. Bałem się tej konfrontacji, ale nie mogłem tak tego zostawić. To nie głupie „spadaj” tylko walnięcie doniczką w głowę. Tego zwykłym „przepraszam” nie załatwię.
- … jeszcze raz….
- Boże, Sempai. Ile razy mam to powtarzać? Zadzwonił telefon, on go odebrał i mu odjebało.
- Mówił kto dzwonił?
- Myślisz że zdołałby wykrzyczeć imię osoby która dzwoniła? Kiedy? Pomiędzy niszczeniem telefonu czy rozwalania mi głowy? Bo sam już nie wiem.
- Jesteś strasznie…. Sarkastyczny.- Zauważył Howaito. Skrzywiłem się delikatnie.
- Ta…. Daj ci rozwalę głowę. Zobaczymy czy będziesz wtedy wyśpiewywał pieśni chwalebne ku niebu na moją cześć.
- No bez przesady.
- Właśnie. Bez przesady. Dzieciak przesadził.
- Wiem, ale…
- Nie ma żadnego ale. Następnym razem może mu odjebać i zaatakuje twoja mamę lub Chisane.
- One już się nauczyły, że w takich momentach nie mogą do niego podchodzić.- Powiedział cicho mój brat. Przełknąłem ciężko ślinę.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Padło ciche pytanie. Przez dłuższą chwilę w kuchni panowała cisza. Zamknąłem delikatnie oczy.
- To, że nie jesteś pierwszą osobą którą w ten sposób zaatakował.
- Żartujesz?
- Chciałbym.
- On się uwstecznia! Jak bachor z przedszkola!
- On zaczął żyć od kiedy ty tutaj zamieszkałeś. Ty tego nie widzisz, ale taka jest prawda. Mój brat powoli zaczyna wracać.
- I? Dlatego mam zostać i pozwolić się bić żeby on tylko wrócił.
- Nie wiesz co to znaczy stracić całkowitą nadzieję i ją odzyskać! A teraz chcesz mu ją odebrać!
- Oj przestań pierdolić! Bardzo dobrze wiesz, że wiem co to znaczy! Ja nie miałem jej wcale! Przez siedem jebanych lat nie miałem jej wcale!- Taiyō  uderzył ręką o stół. Drgnąłem. Chciałem z nim pogadać, ale się bałem. Bałem się, że całą złość skieruje na mnie. A nie chciałem aby się na mnie złościł. Wole jak jest obrażony. Nie zły.
Głupie, prawda?
- Pozwolisz, że wrócimy do tego jak już emocje trochę opadną?
- Nie mam zamiaru wracać do tego tematu. Nigdy. A teraz Sempai wybaczy.- Padły słowa po których życie w moich nogach wróciło. Spojrzałem na schody. Drgnąłem. Mój wzrok w dość powolnym tempie skierował się w stronę wejścia do kuchni w którym stał mój współlokator oraz brat. Przystanęli zaskoczeni i gapili się na mnie jakby zobaczyli ducha.
- Ja….- Przełknąłem głośno ślinę robiąc krok w tył. Opuściłem dłonie wzdłuż ciała
i zaciskając mocno dłonie w pięści napiąłem całe ciało. Odwróciłem głowę w bok.- Taiyo…san…. Możemy chwile porozmawiać… na osobności?- Zapytałem cicho.
- He?
 ******************************
Mam nadzieję, że się spodobał i zawitacie też tutaj za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031;)








niedziela, 14 stycznia 2018

4383- Rozdział 8

Hejka!
Właśnie dobiliśmy do połowy opowiadania:)
*******************************
Od pięciu minut w dość natarczywy sposób ćwiczyłem mięśnie swojej prawej ręki, podnosząc ją i opuszczając przed drzwiami pokoju mojego brata. Przełknąłem głośno ślinę i zastukałem pewnie w drewnianą powierzchnie odgradzająca mnie od brata, kiedy usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju zamykają się cicho. Wolałem zniknąć z jego pola widzenia niż wpaść na niego na korytarzu. Nie po tym czego ostatnio się dowiedziałem.
Nie o nim.
O mnie.
Drzwi otworzyły się delikatnie.
- Dlaczego nie wchodzić kiedy cię zapraszam?- Zapytał Howaito. Zerknąłem na niego zaskoczony.
- Zapraszałeś?
- Pukałeś?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową.- No a ja powiedziałem, że można wejść.
- Nie słyszałem.
- Wejdź.- Powiedział. Przecisnąłem się szybko koło niego chowając się w pokoju, aby tylko nie spotkać fioletowo włosego na korytarzu.- Taiyō zejdę na dół tak za piętnaście minut.
- Nie musi się Sempai śpieszyć.- Powiedział cicho. Patrzyłem się przed siebie na biurko brata, byle tylko nie zerknąć za siebie.
- Usiądź.- Usłyszałem po swojej lewej. Zerknąłem na brata. Siadał przed swoim biurkiem. Jego twarz pojaśniała od poświaty jaką dawał monitor jego komputera. Zająłem niepewnie krawędź jego łóżka. Nie lubię siedzieć na cudzym łóżku. Samo przyjście do jego pokoju wiele mnie kosztowało. I on bardzo dobrze o tym wiedział, dlatego usiadł dalej. Odgradzając się ode mnie biurkiem.
Wykręcałem sobie palce nie wiedząc jak zacząć. Chciałbym aby zachował to dla siebie, ale jeżeli…
- Możemy zachować tą rozmowę w tajemnicy, ale nie chcę być twoim pacjentem.
- Zachowam tą rozmowę w tajemnicy jako twój brat, a nie jako lekarz.- Zaznaczył upijając łyk kawy. Zerknąłem przez okno. Robiło się ciemno, a on nadal pił kawę.
- Ostatnio zadano mi pytanie…- Urwałem. Przełknąłem kilka razy ślinę, aby pozbyć się zdenerwowanie, ale nie przyniosło to oczekiwanej ulgi. Było nawet gorzej niż wcześniej.- W którą stronę jestem zwrócony…
- W jakim sensie?- Przerwał mi marszcząc delikatnie czoło. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Czy preferuję bardziej towarzystwo dziewczyn, chłopaków czy obu płci.
- W jakim sensie?- Zapytał powoli nadal dokładnie taksując mnie swoim spojrzeniem. Spojrzałem w bok zaciskając mocno palce na swoich ramionach.
- Czy jestem hetero, homo czy Bi.- Powiedziałem cicho. Wypuścił powoli powietrze z płuc odsuwając się delikatnie w swoim fotelu aby móc wyprostować nogi.
- Kto ci zadał takie pytanie?
-… Ktoś…- Odpowiedziałem cicho. Spojrzałem mu gwałtownie w oczy.- Sprawdzałem…
- Co? Co ty…?
- Nie. Nie tak. Oglądałem.
- Co oglądałeś?- Zapytał. Odwróciłem speszony głowę w bok. Usłyszałem ciche gwizdnięcie. Drgnąłem.- Przepraszam, przepraszam. To nie tak. Po prostu nigdy nie spodziewałem się, że zobaczę u ciebie taką minę.
- Jaką… jaką minę.
- Jesteś zawstydzony.- Zauważył. Odchrząknąłem głośno raniąc sobie przy tym gardło.- Więc. Oglądałeś… coś…- Zawiesił sugestywnie głos po czym uśmiechnął się do mnie delikatnie.- …i?
- Nie podobało mi się.
- Co ci się nie podobało?
- Dz… Dz… dziew… czyny.-  Wymamrotałem wykręcając sobie palce.
- A… pozostałe?
- Mm.- Kiwnąłem twierdząco głową. Zerknąłem na niego. Przyglądał mi się uważnie.- Czy to dlatego, że…
- Nie.
- A jeżeli to przez…
- Nie.
- Może tak mam, bo…
- Nie. Byłeś taki od początku. Ludzie się tacy rodzą, a nie się tacy stają. Tylko niektórzy odkrywają to wcześniej inny często później. Twój przypadek jest specjalny. Gdyby nie… to pewnie zorientowałbyś się o tym mając szesnaście, siedemnaście lat.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo wtedy chłopcy zaczynają zwracać na to uwagę i przyglądają się swojemu otoczeniu. A gdybyś normalnie chodził do szkoły to byś obserwował.
- A… aha.
- Powiesz mi na co zwracałeś uwagę kiedy to oglądałeś?
- Dłonie. I białe skarpetki.- Postukałem palcem po ustach zastanawiając się na głos.- Plecy. Oczy. U… usta.
- Czekaj. Ty powiedziałeś białe skarpetki?- Zapytał. Ktoś zapukał cicho w drzwi. Podskoczyłem speszony.- Proszę.- Powiedział. Drzwi otworzyły się delikatnie i do środka zajrzał mój współlokator.
- Sempai widziałeś może… o. Tutaj jesteś.- Spojrzał na mnie. Wstrzymałem na chwilę powietrze.- Mogę ci nałożyć kolację na talerz?
- N… nie. Ja sam…
- To chociaż to nałożę jak ty będziesz stał koło mnie.- Powiedział opierając się bokiem o framugę drzwi.- Wiesz. Ranisz mój styl artystyczny.
- Jedzenie ma smakować.
- I wyglądać. To jak?- Zapytał. Podniosłem się z łóżka i podszedłem powoli do niego. Mój brat jak cień podążył za mną.
- Dlaczego białe skarpetki?- Zapytał. Przystanąłem zaskoczony. Chyba nie chciał tutaj o tym  teraz gadać. Taiyō spojrzał na nas nie rozumiejąc o co chodzi.
- Jakie białe skarpetki?
- Kyōfu chciał sobie kupić nowe skarpety. Kolejne. Białe. Dlatego się pytam dlaczego białe skarpety?- Zapytał i spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałem, że podał mu takie wyjaśnienie aby o więcej nie pytał, a ja bym zrozumiał jego przesłanie.
- Bo lubię. Noga w nich fajnie wygląda. I są takie czyste. Po prostu podobają mi się.
- Wybierasz skarpety z takiego powodu?- Zapytał chłopak wchodząc do kuchni. Sięgnąłem po swój talerz i stanąłem koło niego. Nie podobało mi się to co miał zrobić.
- Tak.
- Skarpety powinny pasować i grzać, a nie…
- I powinny wyglądać. Nie ubrałbym fioletowych skarpet w brązowe babeczki.- Odbiłem piłeczkę używając wcześniej użytego przez niego argumentu.
- Fiołkowe. Jak coś.
- Mniejsza.- Odparłem marszcząco czoło kiedy zaczął delikatnie układając na moim talerzu coś co ugotował. Nawet nie wiedziałem co to było. Zacisnąłem usta w cienką linię, aby tylko nic nie powiedzieć.
- Nie lubię jak ktoś mi patrzy na dłonie, kiedy pracuję.
- Nie lubię jak ktoś dotyka moich naczyń.- Nawet na niego nie spojrzałem nadal uważnie śledząc ruchy jego rąk. No właśnie. Jego ręce. Zgrabne. Z długimi palcami. Na palcach widniały drobne blizny pozostawione zapewne przez noże kuchenne.
- Bo pomyślę, że ci się moje ręce podobają.- Syknął. Drgnąłem.
- Tyle mi wystarczy.
- Jeszcze tylko…
- W ogóle nie będę jadł.- Przerwałem mu sięgając po swój kubek. Podłożyłem go pod czajnik, który trzymał mój brat i pozwoliłem mu zalać swoją herbatę wrzątkiem. Czułem dokładnie na sobie jego spojrzenie, ale zignorowałem je. I jedno i drugie. Mogą się na mnie gapić, ja to miałem gdzieś. Odwróciłem się w stronę stołu, na którym stał już mój talerz jak i reszta zastawy.- Przecież powiedziałem, że…
- Siadaj.- Warknął kładąc dość mocno koszyk z pieczywem na stole. Drgnąłem i spojrzałem zaskoczony na brata, który wyglądał dokładnie tak samo.
- Coś się stało?- Zapytał. W porównaniu do mojego brata nie miałem aż tyle odwagi aby się do niego odezwać. Usiadłem na swoim miejscu i zabrałem się za powolne jedzenie, nie wydając przy tym żadnych dźwięków.
- Dlaczego coś się miało stać?
- Bo jesteś strasznie nerwowy. Jakieś problemy w pracy albo w szkole?
- Żadne.
- A może problemy sercowe?
- Sempai. Proszę ja ciebie. Nie interesują mnie jakieś debilne miłostki.- Zaśmiał się chłodno i łyknął pospiesznie jakieś trzy tabletki. Spojrzał na mojego brata.- Witamina D3 .
- Powiedzmy.- Mruknął upijając łyk soku.- Mówisz, że nie interesują cię jakieś miłostki. Ale w pierwszej liceum podobno byłeś kimś zainteresowany.
- Teraz jestem w pierwszej liceum.
- W twojej pierwszej, pierwszej liceum.
- Szczeniackie zauroczenie.
- Spełnione?
- Nie. Uciekł ode mnie.
- Chłopak?
- Sempai.- Wypuścił głośno powietrze i sięgnął po kromkę chleba.- Wiesz, że mi to lata z kim będę. Czy to chłopak czy dziewczyna. Ważne aby było gdzie wejść.
- Jesteś dość…
- Jestem. Mówię po prostu o czymś ludzkim. Przecież nie jesteśmy prawiczkami aby wstydzić się gadania o zapinaniu czyjegoś tyłka. Tym bardziej, że są tutaj sami faceci.- Powiedział chłodno. Fakt. Mamy dzisiaj nie było w domu. Zachłysnąłem się pitą w tym momencie herbatą. Zacząłem głośno kaszleć próbując się uspokoić. Z trudem bo z trudem i z pomocą jakiej użyczył mi brat jakoś mi się to udało.- No nie mów mi, że w tych czasach nadal jesteś prawiczkiem.- Zawołał do mnie. Zamarłem gapiąc się na blat stołu.
- Taiyō.- Powiedział ostrzegawczo mój brat.
- No co? Przecież ja się tylko zapytałem, czy…
- Nie jestem.- Powiedziałem cicho i wstałem z zajmowanego przez siebie miejsca.- Dziękuje za kolację.- Dodałem i wyszedłem na sztywnych nogach z kuchni. Jak w transie udałem się do swojego pokoju. Zignorowałem fakt, że dzisiaj on pierwszy się kąpie po czym wśliznąłem się pod swoją kołdrę naciągając ją prawię, że na same czoło.
Nie jestem.
Czy to coś złego?

 **********************************
Co myślicie o tym opowiadaniu, kiedy w końcu dotrwaliście do jego połowy??
Pozdrawiam Gizi03031






niedziela, 7 stycznia 2018

4383-Rozdział 7

Hejka!
Witam w nowym roku i zapraszam wszystkich chętnych do czytania nowego rozdziału:)
************************
Gapiłem się na nauczycielkę nieznanego mi jak dotąd przedmiotu jakim było GD. Em? Nie wiedziałem co miałem o tym myśleć kiedy posadziła mnie między dziewczynami i powiedziała, że sprawdzi moją wiedzę w tej dziedzinie życia i… kazał przyszyć jeden guzik do głupiego kawałka materiału. Pozostali chłopacy z klasy siedzieli w całkiem innym miejscu i zajmowali się czymś zgoła innym. Pozostała część klasy (ta bardziej żeńska) tak jak ja dostała po kawałku materiału i miały z niego uszyć (za pomocą rąk, igły i nitki) małe poduszeczki na igły. Wszystkie potrzebne materiały miały przygotowane na stole. Nauczycielka powiedziała, że wszyscy mają na zrobienie swojej pracy 45 minut, po czym każdego oceni. Tylko moja praca się różniła bo miałem przyszyć głupi guzik do głupiego materiału.
Czy ona uważała, że jestem zbyt ułomny aby ogarnąć jakąś większą ilość materiału? Wzruszyłem ramionami i zabrałem się za postawione przez nią zadanie wyłączając się kompletnie do końca lekcji. Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy ktoś przez przypadek szturchnął moje ramię przeciskając się do ławki nauczycielki aby pokazać jej swoje postępy w pracy. Odczekałem aż zjazd czarownic przy biurku trochę się przerzedzi po czym zaniosłem jej swoją pracę. Zmierzyła mnie tylko i nic więcej nie powiedziała. Odwróciłem się z zamiarem odejścia na swoje miejsce, kiedy dojrzałem tam kłębiącą się grupę dziewczyn. Zamarłem na chwilę po czym dość głośno przełknąłem ślinę i z nogami ciężkimi jak ołów ruszyłem w ich stronę.
- Etto… przepraszam.- Powiedziałem cicho. Cała grupa drgnęła jakby w tym samym czasie zostali porażeni przez prąd. Śmiejąc się nerwowo odsunęły się od mojego miejsca. Kiedy chciałem na nim usiąść zobaczyłem, że ktoś już na nim siedział i trzymał w dłoni coś co zrobiłem po tym jak skończyłem przyszywać guzik do skrawka materiału. Młoda dziewczyna. Znałem ją.- Co ty tutaj robisz?- Zapytałem mało inteligentnie.
- W końcu mnie zauważyłeś?
- Co ty tutaj robisz?- Zapytałem ponownie. Moja kuzynka zaśmiała się cicho i spojrzała w moim kierunku.
- Chodzę z tobą na niektóre zajęcia. Sama się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam cię w tej klasie, ale nie spodziewałam się, że przejdziesz koło mnie obojętnie i na dodatek nie zobaczysz mnie kiedy siedzimy koło siebie.- Powiedziała z udawanym żalem. Jej oczy się śmiały. Podała mi to co zrobiłem. Wziąłem to drżącą dłonią.- Nieźle ci to wyszło. Jak zresztą zawsze.
- Um…
- Nie dokuczaj mu.- Usłyszałem jego głos za sobą. Drgnąłem i spojrzałem na niego. Stał centralnie za mną i uśmiechał się do mojej kuzynki.
- Ale Sempai on mnie wcale nie zauważył. A podobno ciebie to z daleka rozpoznał.
- Bo ja lepiej się odżywiam więc jestem większy niż ty i mnie widać dokładnie, a nie pod mikroskopem.
- Wal się.
- Może ciebie.- Odgryzł się jej.
- Lepiej nie mów takich tekstów w szkole bo cię o pedofilie oskarżą.
- No chyba nie.
- Zapomniałeś już pierwszy miesiąc w tej szkole.
- Nie przypominaj mi o tym, dobra?
- Skoro tego chcesz.- Powiedziała i zajęła swoje wcześniejsze miejsce dzięki czemu i ja mogłem pozwolić sobie na chwilę spoczynku. Oczywiście do czasu.
- Moje drogie panie!- Po klasie rozniósł się donośny głos naszej nauczycielki. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy w jej kierunku.- Która z was pomagała nowemu w jego pracy?- Zapytała wielce oburzona. Drgnąłem. Znowu ktoś chce mnie oskarżyć o oszustwo? Cała klasa milczała nie wiedząc co mają odpowiedzieć. Ja zresztą też się za bardzo nie orientowałem.
- On to zrobił sam.- Powiedziała Chisana. Nauczycielka zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
- Nie będę przyjmowała do wiadomości takich oczywistych kłamstw  wypowiadanych nawet przez samą córkę dyrektora tej szkoły. Nie ma szans aby on to sam zrobił!
- Bo…?- Zapytałem cicho zaciskając palce na krawędzi swojej koszuli. Spiorunowała mnie spojrzeniem jakby chciała mnie zabić. Cofnąłem się delikatnie na swoim krześle starając się być chociaż trochę dalej od jej nieprzyjemnego spojrzenia.
- Bo to jest lepiej zrobione niż produkty dostępne w sklepie! Albo któraś ci pomagała, albo miałeś gotowca ze sobą, więc…!
- Słucham?- Wyprostowałem się na krześle. Jakiego znowu gotowca?!- Jakiego gotowca?
- Kupionego w sklepie!
- Gdzie?
- W sklepie!
- Kto?
- Ty!- Ryknęła uderzając ręką w blat stołu. Zmarszczyłem czoło i wstałem ze swojego miejsca. Podszedłem do jej biurka zaciskając mocno zęby, aby nie odezwać się nawet słowem. Sięgnąłem po swoją pracę, jej igłę i jeden z wielu guziczków rozsypanych po jej biurku. Bez słowa zabrałem się za przyszywanie go do materiału ignorując jej wkurwione spojrzenie. Po pięciu minutach upuściłem materiał z największa pogardą na jaką było mnie stać na jej biurku i pochyliłem się delikatnie w jej kierunku.
- Przepraszam KTO GDZIE CO ZROBIŁ?- Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Zaśmiała się histerycznie.
- Myślisz, że…
- Przestań.- Chłodny głos oraz gorąca ręka sprowadziły mnie na ziemię. Spojrzałem na swoją prawą dłoń, na której zaciskały się długie palce należące do Taiyō. Drgnąłem, ale nie zabrałem ręki.- Nie drap się przez kogoś takiego jak ona…
- Ona… ona…
- Wiem. I wszyscy w klasie wiedzą. Więc się tym nie przejmuj.
- Słuchaj no…!
- To ty posłuchaj. Chyba na początku roku ci powiedziałem, że jeżeli chcesz mieć we mnie wroga proszę bardzo. Mam na to wy-je-ba-ne.
- Jak ty mówisz do nauczyciela?!
- Eh… A czego ty mnie nauczyłaś? Czego nauczysz go? Jak fachowo obciągać w toalecie restauracji?- Zapytał kpiącą. Szarpnąłem ręką chcąc się uwolnić, ale mi na to nie pozwolił. W klasie zapanowała cisza.- Dalej chcesz ze mną wchodzić w tego typu spory?
- Nie.
- Więc? Jak będzie?
- Nie będę się go czepiać.
- Nikogo.- Zaznaczył. Zazgrzytała głośno zębami po czym twierdząco kiwnęła głową.- Grzeczna dziewczynka. Zresztą jak zawsze…- Dodał dość dziwnym jak na niego głosem. Pociągnął mnie w swoim kierunku zakleszczając w swoich ramionach. Jęknąłem cicho próbując się uwolnić, ale mi na niego nie pozwolił.- Jak już mówiłem kilka godzin wcześniej. Macie się do niego nie zbliżać.- Warknął. Spojrzałem na niego zadzierając głowę do góry. Nie patrzył na mnie.
- Co? Jesteś nim zainteresowany?- Zapytała kpiąco nauczycielka. Usłyszałem jak głośno wypuszcza powietrze, które wcześniej na dość długą chwilę wstrzymał w swoim ciele. Wiedziałem co to oznacza. Wtuliłem twarz w jego koszulę nie chcąc tego widzieć, a jeszcze lepiej by było jakbym nie słyszał.
- Raz się z tobą zabawiłem jednocześnie zapraszając do zabawy czterech innych chłopaków i więcej nie mam zamiaru bawić się w mieszane bzykanie. I to czy aktualnie śpię z chłopakiem czy z dziewczyną nie powinno cię interesować. Wyraźnie dałem ci do zrozumienia, że nie mam zamiaru więcej z tobą spać.
- Phi! Bo jestem twoją nauczycielką.- Prychnęła i mówiła dalej roztrzęsionym głosem.
- Bo nie potrafisz pracować dupą.- Odparł i pociągnął mnie w stronę mojego wcześniejszego miejsca.- Siadaj. Lekcja się zaczyna. Po lekcji czekaj na mnie.- Dodał. Gapiłem się na blat ławki. O czym oni…- Rozumiesz?- Warknął.
- Tak. I nie warcz na mnie.- Powiedziałem cicho. Zaśmiał się tylko.
- Może pani prowadzić kolejną lekcję.- Powiedział siadając na swoim miejscu. Nie miałem odwagi spojrzeć ponownie mu w oczy. W ogóle nie miałem odwagi aby spojrzeć w oczy kogokolwiek z tej klasy…
Chciałem już wrócić do domu…
Ale wiedziałem…
Nie pozwoli mi…
Sadysta.

**
1 miesiąc: w domu zamieszanie. Nie mogli uwierzyć, że sam dobrowolnie poszedłem do szkoły. Oczywiście z początku jak to przewidział Taiyō oskarżano go o to. Dopiero wujek wszystko naprostował.

2 miesiąc: nauczycielka z GD zrezygnowała z nauczania w naszej szkole. Podobno nie chciała uczyć takich debili. Wujek w tajemnicy zdradził mi, że chodziło o mnie i mojego współlokatora. Jak dla nauczycielki ja byłem za dobry w jej przedmiocie i nie miała mnie czego nauczyć (to prędzej ja uczyłem ją niż ona mnie), a fioletowo włosy wykończył ją nerwowo. Mamy nową panią. Starsza. Miła. Taka babcia. Lubię jej lekcje. Uczy mnie nowych rzeczy.

3 miesiąc: Moja kuzynka znalazła sobie chłopaka. Nie wiem kto to. Jako jedyny z domu nie wiem kto to. Nie chciała mi go przedstawić. Boi się, że wpadnę w panikę. Dzisiaj pierwszy raz powiedziałem cześć dziewczyną z kółka GD. Zaskoczone odpowiedziały mi cicho. Może jak powiem to następnym razem głośniej i one powiedzą to tak samo?

4 miesiąc: Mama wróciła do pracy w terenie. Nie miałem jej tego za złe. Ja się cieszyłem. W końcu miałem więcej czasu dla siebie i moich coraz to dziwniejszych myśli oraz pomysłów.

5 miesiąc: Brat wyjechał na miesięczne szkolenie. Jakoś tak pusto bez jego osoby i marudzenia w domu. W połowie jego wyjazdu na dworze spadł śnieg. Zapomniane uczucie niechęci wróciło. Bardziej preferowałem ciepły klimat.

6 miesiąc: pierwszy raz od kilku lat zjadłem coś co od początku do końca zostało przyszykowane nie przeze mnie. Dzisiaj kolację w domu jadłem tylko ja i Taiyō. Naprawdę dobrze gotował. Byłem z siebie dumny. Nie wymiotowałem.

7 miesiąc: Dałem się namówić na wypad do kluby karaoke przez fioletowo włosego i moją kuzynkę. W domu była ogromna awantura. Nie mogli się do nich dodzwonić więc nie wiedzieli czy jestem z nimi czy gdzieś mnie wcięło.

8 miesiąc: brat się zdenerwował i kupił mi telefon z wbudowanym GPS’em. Z początku nie chciałem tego telefonu, ale w końcu uległem jego prośbą i namową. W moim telefonie widnieje 6 numerów. Jak na mnie to i tak dużo. Jeden z tych numerów widnieje jako mój ulubiony (przynajmniej telefon tak mówił). I nie był to numer ani mojej mamy ani brata.

9 miesiąc: znowu przyszły upały. Minął rok od kiedy nie mieszkam w swoim pokoju sam. Takie trochę dziwne uczucie. Przez ten rok w moim życiu zmieniło się więcej niż w przeciągu siedmiu lat. Taiyō wyjechał na miesięczne szkolenie do Wietnamu ze swojej pracy. Trafił na okres wakacji. Pisał do mnie czasami opowiadając jak tam jest i czego nowego się nauczył.
A i oboje przeszliśmy do kolejnej klasy.

10 miesiąc: Zaczął się nowy rok szkolny. Mówiłem już cześć większości osobą ze szkoły. Odpowiadali mi. Nawet ci z innych klas. Znali mnie tutaj jako jednego z młodszych Sempai oraz bratanka dyrektora. Chisana zerwała ze swoim tajemniczym chłopakiem. Ciekawe kto to był?

11 miesiąc: Chisana wróciła do swojego byłego. Trafiła prawie do szpitala tak się załamała. Podobno z nim też nie było za ciekawie. Zapytałem Taiyō czy powie mi, kim on jest. Powiedział, że jeżeli pojawi się w szkole to mi go pokarze. Ale nie obiecuje kiedy to nastąpi. Nie rozumiem…

12 miesiąc: Pokazał mi go. Największy chuligan w całej szkole. Włosy prawie że białe. Masa kolczyków oraz blizn. Straszny. Uśmiechnął się do mnie nerwowo i przedstawił kulturalnie kiedy się przed nim zatrzymałem aby dokładnie mu się przyjrzeć. Odpowiedziałem zaskoczony. Dowiedziałem się, że obawiał się spotkania ze mną bo Chisana mu powiedziała, że jeżeli go nie polubię to będzie na skończonej pozycji. Nie mam powodu aby go nie lubić. Nie znam go więc również go nie, nie lubię. Przecież potrzeba czasu aby kogoś poznać i obdarzyć jakimś uczuciem.

13 miesięcy:
Odwróciłem się kiedy ktoś delikatnie puknął mnie w ramię. Zsunąłem wielkie słuchawki z uszu i odłożyłem trzymaną przeze mnie książkę na biurku. Za mną stał chłopak Chisany. Zaret.
- Już.- Powiedział czerwony na twarzy. Zmierzyłem go.
- Na pewno?- Zapałem. Starałem się z całych sił aby mój głos nie brzmiał jakbym rozmawiał z gównem przylepionym do mojej podeszwy ale nie mogłem. On sam z siebie tak brzmiał w tym momencie.
- Tak. Oj nie rób takiej miny. Nie moja wina, że przyszedłeś pół godziny wcześniej.- Powiedział błagalnie klękając przede mną i patrząc mi w oczy.
- Umyłeś chociaż ręce?- Zapytałem odwracając głowę w bok. Zaśmiał się nerwowo.
- Cały się umyłem, bo jeszcze nie chciałbyś ze mną siedzieć.
- Obiecałem, że ci pomogę.- Zauważyłem cicho. Znowu się zaśmiał.
- I jestem ci za to wdzięczny.
- Nie musisz tej wdzięczności tak okazywać.
- No przepraszam. Jak każdy normalny facet mam swoje potrzeby. I czasami muszę sobie radzić…
- Dobra. Nie kończ.- Powiedziałem. Znowu się zaśmiał i usiadł na krześle obok mnie.
- Nie uwierzę, że z ciebie taki wstydzioch. Przecież sam pewnie…
- Nie.- Przerwałem mu nie chcąc aby kończył to zdanie. Sięgnąłem po torbę, którą zostawiłem przy biurku i otworzyłem ją delikatnie.
- Co nie? Nie rozumiem…
- Nie robie tego.
- Wcale?
- Wcale.
- Nigdy?
- Nie.- Powiedziałem. Pochylił się w moim kierunku oniemiały. Odsunąłem się delikatnie. Zaśmiał się i cofnął na swoją wcześniejszą pozycję.
- Powiedz mi Sempai.- Zaczął powoli kiedy położyłem na biurku kilka kolorowych kłębków włóczki. Przeczesał włosy lewą ręką. Nerwowy ruch. Czekałem aż sam się zdobędzie na zadanie tego pytania.- Czy ty jesteś taki jak ja czy taki jak Taiyō? A może…
- Jestem sobą. Żadnym chuliganem czy genetycznie zmutowaną ludzką brzozą.- Odparłem oburzony. Zaśmiał się głośno zwijając się w kłębek.
- Dobre, Sempai. Ale nie o to mi chodziło. – Powiedział i przetarł zabłąkaną łzę ze swojego policzka.- Chodzi mi o to czy jesteś hetero, homo czy Bi?- Zapytał dość powolnie. Drgnąłem i spojrzałem na niego uważnie przełykając głośno ślinę. Serce dudniło mi w uszach. W ustach mi zaschło. Ręce zatrzęsły się jak zawodowemu pijakowi. Coś ścisnęło mnie za gardło nie pozwalając normalnie oddychać.
Ostatni raz kiedy ktoś zadał mi to pytanie…
 ************************
Pozdrawiam Gizi03031