niedziela, 28 stycznia 2018

4383- Rozdział 10

Hejka!
Uh.... powoli trzeba myśleć co niedługo będę dodawać na bloga....;/
***************************
Usłyszałem jak zamyka za sobą drzwi od naszego wspólnego pokoju. Nie wiedziałem gdzie podziać wzrok. Z kolei wiedziałem, że on patrzył na mnie. Czułem jego przeszywający wzrok na swoich plecach. Odwróciłem się do niego po woli i uśmiechnąłem się delikatnie chociaż wiedziałem, że prędzej na mojej twarzy pojawiło się przerażenie i pogarda do samego siebie niż uśmiech.
Taiyō usiadł na swoim łóżku nie spuszczając ze mnie wzroku. Krępowało mnie to, ale nic nie powiedziałem. I tak nie chciałem aby przestał. Ostatnio zauważyłem, że podoba mi się to jak czasami na mnie patrzy. Tak przenikliwie, jakby chciał wiedzieć o czym myślę. No cóż…. Kiedy skończę już nigdy nie będzie chciał pewnie zaglądać do mojej głowy. Spojrzałem na swoje biurko nad którym wisiała tablica korkowa. Jeszcze półtorej roku i skończę szkołę. Chociaż czułem, że ponownie wrócę do nauki przez Internet.  Ponownie spojrzałem na niego i przełknąłem głośno ślinę.
- Czy…- Urwałem i stanąłem tak samo jak wcześniej przed drzwiami do kuchni. Nie przerwał mi, czekał. Ciekawe czy będzie mi w trakcie zadawał jakieś pytania?- Czy… czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem najciszej jak potrafiłem. Nie mogłem spojrzeć mu w twarz. Nie teraz chociaż wiedziałem, że czeka mnie coś gorszego do powiedzenia. Nie musiałem mu mówić wszystkiego, ale chciałem. Chciałem aby zrozumiał dlaczego wpadłem w taki szał i nie panowałem nad swoim ciałem efektem czego jest jego rozwalona głowa.
- Eh…. Nie jesteś już dzieckiem więc to chyba normalne że już to zrobiłeś. Też nim nie jestem i nie uważam tego za ujmę na mojej godności. Sami o tym zadecydowaliśmy więc dlaczego mamy myśleć, że to coś złego?- Zapytał. Zadał pytanie. Płakać mi się chciało, że to jedno z tych pytań. Spojrzałem na niego przelotem po czym znowu odwróciłem wzrok.
- Czy… czy to, że niewinność odebrał mi ktoś kto w założeniu prawa powinien jej pilnować sprawia, że sam tego chciałem?- Zapytałem przygryzając policzek od środka.
- Co… czekaj…. Co ty próbujesz….
- Pomyśl. Kiedy i z kim miałem to zrobić skoro od kilku lat żyłem w zamknięciu, a ty jesteś pierwszym obcym jakiego widziałem od prawie siedmiu lat.
- Siedem lat…
- Miałem dwanaście lat kiedy mojej niewinności i dziecięcych marzeń… tak dziecięcych, bo wtedy byłem dzieckiem, pozbawił mnie mój własny ojciec gwałcąc mnie nieustannie i przez miesiąc sprzedając różnym typkom abym spłacił jego długi. Więc powiedz czy to źle, że nie jestem już prawiczkiem?
- Kyōfu…
- Powiedz.
- To nie jest…
- Powiedz!
- To nie ty o tym zadecydowałeś tylko ktoś inny. Ktoś kto zrobił źle, ale to w żadnym wypadku nie była twoja wina wiec…
- Czy to źle że nie jestem już prawiczkiem?- Zapytałem jak mantrę.
- Nie.
- Słucham?
- To nie jest źle że już nim nie jestem. Złe było to w jaki sposób ktoś cię tego pozbawił.
- Czy ja jestem brudny….
- Wiesz…. Sam cię dzisiaj myłem więc…
- Nie o to mi chodziło!- Zawołałem zażenowany jego wypowiedzią. Spojrzałem na niego. Przyglądał mi się poważnie. Podpuścił mnie!- Nie o to…
- Wiem. Ale mimo to nie jesteś brudny. Nawet tak nie myśl bo znowu zaciągnę cię do łazienki i całkowicie świadomego wyszoruje szorstką gąbką i zobaczysz, że nie jesteś brudny.
- Wiesz… czasami czuje łapy tych wszystkich kolesi na….
- Kolesi?- Zapytał. Spojrzałem na niego z żalem i uśmiechnąłem się smutno.- Kolesi.- Odpowiedział sam sobie. Podrapał się po karku. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i usiadłem na swoim bujanym fotelu.
- Pamiętam cię. Wpadłem na ciebie kiedyś na schodach do naszego domu kiedy odwiedzałeś mojego brata. Pamiętasz?
- Pamiętam.- Odparł cicho pochylając się delikatnie w moją stronę. Marszczył delikatnie brwi. O czym myślał?
- Leciałem na złamanie karku bo… człowiek który mnie spłodził zabierał mnie do sklepu po nowy rower.
- Twój brat za ciebie przeprosił i powiedział, że ojciec funduje ci nowy wymarzony rowerek
i pewnie znowu połamiesz sobie rękę. Później mówił że za dwa miesiące zaczynasz gimnazjum. On był już wtedy na trzecim roku studiów. Dostał się na nie w trybie ekspresowym zdając jakiś dodatkowy test. Od razu przyjęli go na drugi rok. Ja od września zaczynałem pierwszą liceum.
- Ta. Roweru nie dostałem. I nie zacząłem gimnazjum. A brat z wielkim żalem ukończył studia, które chciał rzucić kiedy dowiedział się prawdy. Nie pozwoliłem mu na to.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mu rzucić studiów?
- ….- Zaśmiałem się głośno, ale w moim śmiechu nie było żadnej radości.- Nie po to zarabiałem pracując miesiąc swoim tyłkiem na jego czesne aby on to rzucił w pizdu.
- Słucham?
- O… Ojci… Pfff…. Człowiek który mnie spłodził nie zabrał mnie do sklepu z rowerami…. Nie no zabrał. Chodziliśmy po centrum. Poszliśmy najpierw coś zjeść do jakiejś restauracji….

Przebierałem swoimi krótkimi nogami próbując dogonić swojego ojca, który był kilka kroków przede mną. W końcu udało mi się do niego dopaść. Uwiesiłem się jego ramienia uśmiechając się szeroko. Odwzajemnił mój uśmiech i potarmosił mi czule włosy.
- Tato, a czy jak dorosnę to będę tak samo wysoki jak ty i Howaito?- Zapytałem przyglądając się dokładnie jego twarzy.
- Prędzej krasnoludku wdałeś się w mamę. I taki jest twój urok osobisty.- Odparł wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Był naprawdę wysoki.
- Ale ja nie chce być niski. Weź…. Przecież to obciach dla chłopaka.
- Nie martw się jak coś to poszukam sklepu z ubrankami dla dzieci, które będą wyglądać na młodzieżowe i nikt się nie zorientuje.
- Pfff. Śmieszne. Nie będę nosił takich ubrań i może jeszcze mi powiesz, że mam je ściągać przed swoją dziewczyną.- Prychnąłem obrażony. Spojrzał na mnie taksując uważnie moje ciało swoim przenikliwym wzrokiem.
- Masz dziewczynę? Nie jesteś na to za młody…
- Nie mam dziewczyny. Jak na razie mnie nie obchodzą. Są jakieś dziwne. Ciągle się o coś czepiają, obrażają się i w ogóle zachowują się jak psychiczne trolle, ale nie jestem na tyle głupi żeby nie wiedzieć, że w przyszłości mi się to odmieni i będę chciał mieć jakąś. Przecież ani ty ani Howaito nie chodzilibyście z psychicznymi trollami gdyby wam się nie odmieniło, prawda?- Zapytałem. Zaśmiał się głośno i ponownie potarmosił mi włosy swoją wielką ręką. Nawet nie próbowałem uciekać. Lubiłem kiedy tak mi robił.
- Dobrze myślisz mały. Dobrze myślisz. Kiedyś znajdziesz swojego psychicznego trola
i będziesz z nim szczęśliwy, albo sam będziesz dla kogoś psychicznym trolem.
- O co ci chodzi?
- Kto wie, może się okaże że zamiast do domu przyprowadzić dziewczynę przyprowadzisz chłopaka.
- Tato….
- No co? Brzydzi cię to?
- Nie, ale…
- Uważasz, że takich ludzi powinno się leczyć?
- Nie, ale…
- A może zabijać od ręki?
- Nie, ale…
- Czy twoim zdaniem tacy ludzie nie zasługują na szczęście?- Powiedział kolejne pytanie. Nie ma to jak ojciec filozof. Nigdy taki nie będę bo wiem, że moje dziecko by mnie zdzieliło po twarzy za takie ciągłe docinki jakie on kieruje do mnie. Czasami sam go nie rozumiałem i miałem ochotę go walnąć aby się ogarnął. Kto tutaj był dzieckiem? Ja czy on?
- Nie! Mnie to po prostu krępuje! Gadanie o tym. Nie mam nic do nich, ale nie potrafię sobie wyobrazić siebie z kimkolwiek. Czy to z dziewczyną czy z chłopakiem. Wole grać w nogę.- Mruknąłem obrażony i przystanąłem gwałtownie łapiąc się za brzuch..- Uh… wybacz, ale na chwilę idę na stronę.
- Dłuższe posiedzenie?
- Ta… poczekaj na mnie.- Dodałem i wbiegłem do pobliskiej toalety znajdującej się w centrum handlowym , które właśnie odwiedzałem.

- Nie wiem, co się stało dalej. Po tym jak wszedłem do toalety straciłem przytomność. Później brat mi powiedział, że człowiek, który mnie spłodził stał pod drzwiami od wc ponad dwadzieścia minut, a później ze śmiechem wszedł do środka i pytał czy czasami nie zapchałem toalety…. Ale mnie już tam nie było. Wszczęto alarm. Przejrzano wszystkie kamery. Widać jak wchodzę do toalety, ale nie widać jak z niech wychodzę. Rozpłynąłem się w powietrzu. Podejrzewano, że uciekłem przez okno w toalecie, bo na zapleczu znaleziono mojego buta i telefon.
- Jakbyś uciekł nie zostawiłbyś telefonu….- Powiedział cicho. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jakbym chciał uciec to bym poczekał na ten pierdolony rower i później na nim spierdolił
z miasta, a nie z jednego buta ruszyłem na podbój świata. No cóż…. Nikt się nie spodziewał tego, co miało się stać.  Z początku policja objechała wszystkich moich znajomych myśląc, że u któregoś się schowałem.
- Byli nawet w sierocińcu….
- Byli wszędzie.- Poprawiłem go.- Wszędzie tam, gdzie byli młodzi ludzie.
- Ale cię nie znaleźli. Pamiętam teraz, że przez pierwsze trzy tygodnie nie podawano dokładnie twoich danych. Chodzili tylko ze zdjęciem i pytali czy ktoś cię widział.
- Wiem. Bo dopiero po trzech tygodniach powiedziano o mnie w telewizji.
- Skąd wiesz?
- Wiesz nim nadszedł trzeci tydzień były jeszcze dwa wcześniejsze.

Otworzyłem oczy. Wiedziałem, że wpakowałem się w jakieś wielkie gówno, ale jeszcze nie wiedziałem w jakie.
Porwanie.
To oczywiste.
Ale po co?
Dla okupu?
Przecież moja rodzina nie była aż tak kasiasta. Ojciec wziął spory kredyt, aby wysłać brata na studia. Ale brat już teraz zapowiedział, że to on opłaci moje studia i kiedy już zacznie pracować pomoże rodzicom spłacić kredyt jaki wzięli na jego naukę.
Więc po co ktoś miałby mnie porywać? Narwanego i głośnego dzieciaka? Nie lepiej kogoś nad kim łatwiej będzie zapanować?
Obmacałem swoje kieszenie, ale nie znalazłem w nich swojego telefonu. O dziwo nawet ciuchy, które miałem na sobie nie były moje. Luźny podkoszulek na ramiączkach i szare luźne dresy. Rozejrzałem się dookoła siebie. Byłem w pokoju w którym stało tylko łóżko. Nic więcej. Jedno puste łóżko bez żadnego koca czy poduszki. O sorry. Okryte prześcieradłem. Więc nie było takie puste. Nie było okien, a drzwi nie miały klamki.
Miałem zajebiście duże problemy.
No i co z tatą? Czy nadal stał pod tymi drzwiami od klopa czy zaczął mnie już szukać? Muszą mnie znaleźć!
Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich nieznany mi łysy facet z wielką blizną na twarzy. Gapił się na mnie przez chwilę po czym ukazał mi jak i całemu światu swój skąpy uśmiech,
w którym brakowało połowy jego zębów.
-Obudziła się nasza ptaszyna.- Mruknął. Włosy na karku stanęły mi dęba. Nie spodobał mi się ton jego głosu.
- Czego ode mnie chce…. Ah…. Ałł….- Zakwiliłem łapiąc się za pulsujący bólem lewy policzek. W ustach poczułem posmak krwi. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie uderzył. Nawet rodzice mnie nie bili.
- Pierwsza zasada, ptaszyno. Nie pytany się nie odzywaj. Tak jak jest w szkole na lekcji. Nikt ci nie da zezwolenia, to trzymasz mordę na kłódkę, zrozumiano?- Zapytał. Gapiłem się na niego przyciskając dłoń do policzka. Podszedł do mnie w trzech krokach i zacisnął palce na moich włosach. Pisnąłem cicho.- Odpowiadaj szmato!
- T…tak.- W oczach stanęły mi łzy.
- No i dobrze. Kolejna zasada…. Pracujesz dupą….
- Słucham?- Zapytałem przerażony nie bardzo rozumiejąc o co mu chodziło.

- Cóż… dostałem porządną lekcję, że nie pytany mam milczeć. Porządny wpierdol skurzanym pasem może zdziałać cuda.- Powiedziałem kpiąco. Przyglądał mi się oniemiały otwierając szeroko usta.- Zamknij usta. Jeszcze będziesz miał okazję mieć je szeroko otwarte.
- Nie musisz mi opowiadać takich szczegółów…
- Szczegółów? Taiyō, ja w trzy tygodnie nauczyłem się więcej pozycji z Kamasutry niż ty umiesz do dzisiaj.- Zadrwiłem z niego wyłamując sobie palce.- Jakbym miał ci powiedzieć co się działo, że się ich nauczyłem wtedy byś wiedział co to są szczegółu, ale pozwolisz, że tego nie powiem. Powiedzieli mi tylko, że będę pracował dupą, bo jeżeli w przyszłości będę miał chłopaka, to każda ciota lubi doświadczoną dupę w łóżku, a nie nieopierzonego chuja. Więc będę miał co zaprezentować, no ale zostawili mój przód…. Dla dziewczyny, więc….
- Robiłeś to od tyłu?- Zapytał. Przerwałem i gapiłem się na niego jak na idiotę.
- Słucham?
- Robiłeś to od tyłu?
- …robiłem…- Wydukałem cicho patrząc na niego niepewnie. Przyglądał mi się uważnie coś analizując w swojej głowie. Mówiłem wam już, że bałem się zbyt intensywnie myślącego Taiyō? Nie? No to teraz wam o tym mówię.
- A od przodu?
- Nie…
- Nie zanurzyłeś nigdy? Nie ukisiłeś ogóra ani w lasce, ani w kolesiu? Nie użyłeś swojej różdżki aby otworzyć Komnatę Tajemnic, nie….?
- Nie… Boże…. Właśnie się dowiedziałem, że jesteś perwersyjny.
- Jestem facetem.- Pokazał na siebie. Uśmiechnął się delikatnie i pokazał na mnie palcem.- A ty jesteś prawiczkiem.
- Słucham?
- No jesteś prawiczkiem, bo nie umoczyłeś….
- Ale ktoś zamoczył we mnie.
- Szczegół. Mimo wszystko jesteś prawiczkiem. Wszystko się zmieni, kiedy i ty zamoczysz. Czyli się nie martw. Nadal jesteś czysty. Nie to co ja.- Powiedział i przeleciał sugestywnie swoim palcem wskazującym po ustach, kroczu i tyłku. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi ustami.- Zamknij usta.
- Boże, z kim ja gadam?
- Ze mną. Powiedz mi tylko kto to był, dlaczego to robiłeś i jak się wydostałeś. Proszę.- Dodał po chwili namysłu. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Człowiek, który mnie spłodził oraz ludzie, u których się zadłużył. Okazało się, że nie wziął kredytu w banku, bo mu nie chcieli go dać, tylko u jakiś pierdolniętych gangsterów. Kredyt na mieszkanie, samochód, studia brata i o zgrozo na mój wymarzony rower, który ja musiałem spłacać dupą.
- Mmmm.
- Po trzech tygodniach zobaczyłem załamanego ojca w telewizji, wiesz gdzieś się musiałem umyć i taka dziewczyna, która tam z nimi była prowadziła mnie z łazienki do mojego pokoju. Przechodziliśmy koło salonu. Zobaczyłem transmisję z telewizji. Mój ojciec udawał załamanego zniknięciem syna. Rodzina po trzech tygodniach dopiero postanowiła podać informację do telewizji. No nie powiem. Wkurwiłem się. Przestałem jeść aby zachować trzeźwość umysłu. Wiedziałem, że coś mi dosypują do jedzenia i do picia, abym był bardziej uległy. Nawet moje ubrania jakoś dziwnie pachniały. Po trzech dniach wpadł tam mój ojciec, kiedy powiadomiono go o tym, że nie jem. Był wkurwiony. Darł się na mnie, że nie mam prawa zdechnąć, bo jeszcze musze spłacić jego wyjazd
z matką na Karaiby, który został zaplanowany na za trzy miesiące od tamtej sytuacji. Że jestem bezczelnym bachorem, który nie rozumie, że musi wspomóc swoją rodzinę w potrzebie. Aby on
 i matka mogli żyć w dostatku, a brat mógł ukończyć wymarzony kierunek studiów. A kiedy to nastąpi zwrócą mi wolność o ile do tego czasu moja dupa jeszcze będzie do czegoś przydatna. Rzuciłem się na niego walcząc z nim.
- Zacząłeś bić się ze swoim ojcem?
- On mnie bzykał, a ja nie mogłem mu dać za to w twarz?
- Mogłeś.
- No i dałem. Podbił mnie i wylazł z pokoju dość podkurwiony. Śmiałem się. Jak psychol, ale się śmiałem.
- Uszkodził ci głowę?
- Ja ci za chwilę głowę uszkodzę.- warknąłem. Gadając z nim na ten temat miałem wrażenie, że mówię mu o jakimś filmie, a nie o moim życiu.- Zatarasowałem drzwi łóżkiem i zadzwoniłem do domu.
- Czekaj! Chwila! Jak?! Przecież nie miałeś telefonu.
- Ale on go miał. Od początku wiedziałem, że nie mam z nim szans, ale jak ktoś zna czyjeś nawyki wie gdzie ma uderzyć. A jego nawykiem było wkładanie telefonu do kieszeni marynarki. Zabrałem mu go i ukryłem pospiesznie w bokserkach kiedy mnie z siebie strącił.
- Gdzie?
- Na podłogę.
- Nie. Gdzie ukryłeś telefon?
- W bokserkach. Miałem tylko je na sobie. Szybciej mogli się do mnie dobrać. Skatowali mnie, śmiejąc się ze mnie, że jestem takim masochistą, że mi stanął z bólu. Cóż nigdy mi u nich nie stanął więc mogli mnie wziąć za masochistę. Wyszli zostawiając mnie samego. Zatarasowałem drzwi
i szybko wybrałem numer do brata.

Przyciskałem mocno telefon do ucha oddychając ciężko i modląc się, aby brat odebrał najszybciej jak będzie potrafił. To tylko kwestia czasu jak się zorientują, że zabrałem im telefon.
A wtedy na pewno nie wyjdę z tego żywy. Odebrano połączenie po dwóch sygnałach.
- Tato, coś się stało? Coś w domu?
- Howaito, nie przerywaj mi!- Powiedziałem pospiesznie do telefonu wiedząc, że będzie chciał się odezwać.- To ojciec mnie przetrzymuje. Z jakimiś obcymi ludzi. Nie wierz w jego słowa. Ukradłem mu telefon, ale pewnie niedługo się zorientuje, że go mam i mnie zabije. Oni wszyscy. Nie wiem gdzie jestem, bo nie ma tutaj okien. Proszę. Ratuj.
- Kyōfu….
- TY PIERDOLONY GÓWNIARZU! JUŻ JESTEŚ TRUPEM!- Ktoś z impetem załomotał
w drzwi, próbując je otworzyć. Zaszlochałem do słuchawki przytrzymując całym ciałem łóżko przy drzwiach.
- Proszę pomóż mi! Jest ich siedmiu. Siedmiu facetów i dwie laski. I ojciec!
- Kyōfu…. Gdzie jesteś?- Usłyszałem załamany głos brata po drugiej stronie.
- Nie wiem! Proszę!
- CZEKA CIĘ LANIE SZMATO ZAJEBANA!- Ktoś w drzwiach zrobił dziurę siekierą. Krzyknąłem głośno kuląc się w sobie.
- POSPIESZ SIĘ!
- OTWIERAJ TE PIERDOLONE DRZWI LACHOCIĄGU!- Głośny huk spowodowany zapewnie kopnięciem w drzwi sprawił, że serce stanęło mi na chwilę.
- HOWAITO BŁAGAM CIĘ!
- Już jadę na komisariat tam namierzą telefon i samochód ojca i….
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!- Wydarłem się, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu za włosy. Przedostali się przed dziurę w drzwiach.- Puszczaj! Nie dotykaj!- Próbował uciec od tych rąk nadal przyciskając telefon do ucha. Im dłużej będę na linii tym lepiej.

- Stop.- Przerwał mi wstając gwałtownie. Poszedł do łazienki zamknął się w niej na dobre dwadzieścia minut. Oddychałem spokojnie chociaż w środku wszystko we mnie szalało, aby uciekać. Miałem głupie wrażenie, że teraz kiedy on o tym wie będzie próbował się do mnie….
Nie! On taki nie jest! Jakby chciał się do mnie dobrać już dawno by to zrobił, a że nie zrobił…. Nie byłem…. W jego lidze…. Nie zwróci na mnie uwagi… nie….
Przetarłem pospiesznie łzy cieknące mi po policzkach, kiedy dotarło do mnie, że on nigdy mnie nie ruszy, co z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie spodobało się mojemu ciału.
- Już jes… co się stało?- Zapytał, kiedy dojrzał mój wyraz twarzy. Odwróciłem głowę w bok. Podszedł do mnie i klęknął na lewe kolano. Zerknął na mnie.- Kyōfu?
- To po prostu ta cała historia…. Wybacz….
- Nie przepraszaj za twoje łzy.- Powiedział cicho i pogłaskał mnie delikatnie po głowie. Rozkleiłem się na dobre. Nic nie powiedział tylko czekał aż się uspokoję delikatnie głaskając mnie po głowie.
- Szybko… szybko mnie znaleźli… skatowanego i ledwo żywego…. Zabrali do szpitala… milczałem przez rok… nie mogłem się odezwać…. Wyprowadziliśmy się z tamtego miasta… brat chciał rzucić studia jak się dowiedział w jaki sposób zostały opłacone, ale mu nie pozwoliłem. Wszystkich, których wskazałem jako swoich oprawców… zamknięto… na siedemnaście lat… chciałem umrzeć… naprawdę chciałem… a później już nie….
- Dlaczego?
- Bo poznałem ciebie. Bo wyciągnąłeś mnie do ludzi. Bo nie traktujesz mnie jak jajka. Potrafisz być wredny i miły jednocześnie. To dzięki tobie poszedłem do szkoły, nawiązałem nić porozumienia z kuzynką i jej chłopakiem. Rozmawiam z ludźmi ze szkoły. Chodzę do szkoły! Boże, ja chodzę do szkoły! Jem normalnie. To ty sprawiłeś, że znowu zaczynam żyć… a ja…. Ja tak ci się odwdzięczam?!- Zapłakałem dotykając drżącymi palcami wielkiego plastra na jego czole.  Obraz mi się całkowicie rozmazał. Nie widziałem jego twarzy.- Byłem obrażony o ten twój tekst z prawiczkiem w kuchni. Unikałem cię specjalnie i nie chodziłem do szkoły, bo było mi wstyd. Ty pewnie swój pierwszy raz z jakiejkolwiek strony wspominasz dobrze, a ja…. Ktoś się mnie zapyta jaki był mój pierwszy raz, a ja powiem, że mnie zgwałcono. Wiele razy. Bardzo dużo… Byłem zły, ale nie chciałem… nie chciałem…. Przepraaaa….aaaszam... hyc….- Zaszlochałem głośno. Objął mnie mocno swoimi ramionami przyciągając do siebie. Szlochałem głośno.
- Dlaczego mnie uderzyłeś?
- Przepraszam…. Przepraszam…. Przepraszam….
- Wybaczę ci jeżeli mi powiesz, dlaczego mnie uderzyłeś.
- ON zadzwonił do domu. Chciał gadać z mamą albo z bratem….
- On?- Zapytał. Wtuliłem się w niego mocniej.
- Mój… ojciec…..- Zawyłem w jego pierś.
- Ciiiiii. Już. Już.- Głaskał mnie po ramionach i plecach.- Powiedzmy tak…. Jeżeli jeszcze raz taka sytuacja będzie miała miejsce powiedz mi za co dostałem, a ja wtedy zadecyduje o tym jak mocno ci oddam.
- Słucham?- Zapytałem piskliwie. Złapał moje policzki w swoje palce szczypiąc je delikatnie. Zaczął je naciągać.
- Impas młody. Impas. Nie wpierdolę ci, ale inaczej cię ukaram no i postaramy się sobie nie wchodzić w drogę, spoko.
- Um… ok.- Powiedziałem cicho modląc się w duchu, aby nigdy mu już nie podpaść. Przecież on mnie swoją wielką łapą zabije jednym ciosem. I nawet nie będzie musiał się wysilać zbytnio przy tej czynności.

 ************************************
To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów w tym opowiadaniu:)
Mam nadzieję, że się spodobał:)
Pozdrawiam Gizi03031




1 komentarz:

  1. Hejka,
    no i już wiemy biedny, biedny Kyofu ale miał wsparcie brata i matki, a teraz pewnie i Hitorto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń