niedziela, 24 lutego 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 1

Dźwięk otwieranych drzwi uświadomił mi, że już wrócił. Szybciej niż zawsze. Zamknąłem pospiesznie okno odsuwając się od niego. Nie chciałem, aby widział jak obserwuje okolicę. Jak sprawdzam co gdzie jest.... jak chłonę życie. Jak nic znowu by się wściekł, a kolejnego dnia tak jak na początku zabiłby okna deskami zabierając mi dostęp do świata oraz życia.
Stanąłem na środku pomieszczenia, w którym się znajdowałem nie bardzo wiedząc co mam zrobić w tym momencie. Gdyby wrócił tak jak wracał cały czas siedziałbym teraz grzecznie przy stole i czekał. Ale stół był za daleko abym teraz do niego podbiegł. A jeżeli on by to zauważył wydałoby mu się to za bardzo podejrzane i znowu byłbym na celowniku.
Owszem.
Wiem.
Nadal na nim jestem, ale mam troszkę "luzu", że tak to nazwę. Mogłem samodzielnie poruszać się po tym mieszkaniu z całkowitym zakazem zbliżania się do okien oraz drzwi.
Drzwi się otworzyły.
Do środka weszły cztery istoty. Taa.... istoty. Jeden człowiek, jeden mieszaniec, jeden obcy oraz pies. Ten ostatni spojrzał w moim kierunku, przekręcił łeb w bok po czym podszedł do mnie i otarł się swoim cielskiem o moje nogi. Zatapiając palce w jego sierści przyjrzałem się osobą w pomieszczeniu. Pierwszy- człowiek, był wysoki, miał szerokie ramiona, długie do pasa czarne włosy, czarne oczy oraz bladą cere. Drugi- mieszaniec, był średniego wzrostu, miał bardziej wątłą sylwetkę niż jego towarzysz, ale daleko mu było do tak wypasionego ciała jakie ja miałem, krótko ścięte czerwone włosy, zielone oczy oraz ostro zakończone uszy. Trzeci- obcy, był mniejwięcej mojego wzrostu jak i postury, miał białe włosy sięgające mu ramion, jasnoniebieskie oczy, ostro zakończone uszy oraz runiczny znak pod jego lewym okiem. Ja również go posiadałem, ale mój się nieco różnił od jego.
Nie miałem pojęcia jakim cudem te trzy różne osoby się znały i ze sobą wytrzymywały, biorąc pod uwagę temperament oraz nerwy pierwszego z nich- człowieka.
Taaa....
To on był właściecielem psa (na marginesie pies miał całą czarną sierść, ale oczy kompletnie białe) oraz mojej celi w tym więzieniu.
Cała trójka spojrzała w moim kierunku, kiedy zorientowali się, że stoję jak ten głupek na środku i nic nie robię.
- Hej.- Przywitał się mieszaniec. Warivv. Nie odpowiedziałem. Bałem się go trochę.
- Nie zaczynaj.- Warknął człowiek. Moraeulf. Go bałem się bardziej niż Warivv'a chociaż to on ze względu na swoje pochodzenie mógłby być bardziej niebezpieczny.... no ale wybaczcie. No z Moraeulf'em mieszkałem więc to jego się najbardziej bałem.
- Kultura wymaga się przywitać.- Odparł ostatni. Obcy. Faoiltiar. Tego z kolei wcale nie rozumiałem.
- To się wita tylko z Kłem, więc przestańcie próbować za każdym razem kiedy włazicie do tego domu.
- Widocznie Kieł zdobył jego zaufanie.
- Aoi....- Ostrzegawczy ton Moraeulf'a, sprawił, że zrobiłem jeden krok do tyłu. To przykuło ich uwagę. Znowu byłem pod obstrzałem ich spojrzeń. Chciałem zniknąć. Schować się gdzieś głęboko pod ziemią, aby nie musieli mnie oglądać.
- Nie uciekaj...- Zaczął Warivv, ale ja znowu zrobiłem kilka kroków do tyłu. Czułem, po prostu czułem, że ich pojawienie nie wróży niczego przyjemnego.
- Stój.- Rozkaz. Moje ciało zesztywniało. Nie mogłem się ruszyć mimo, że bardzo tego chciałem. Usłyszałem za swoimi plecami ciche warczenie.- Kieł, spokój.- Warknął Moraeulf, ale pies nie przestał, tylko nasilił swój warkot podchodząc do mnie i stając koło mojej prawej nogi.- Kieł!
Odpuść. Nie chcę aby na ciebie krzyczał. Będzie zły....
To niech on też odpuści. Ty również byś sobie darował i w końcu się do nich odezwał. Od prawie roku z nikim nie gadasz. Od chwili kiedy cię....
Złapaliście. Ta, masz rację. Starczy, że gadam z tobą.
Ale nie z nimi! To oni są gatunkiem naczelnym, to oni cię....
Przestań. I nie warcz na mnie.
Poklepałem psa po głowie. Ten prychnął na mnie tylko i ułożył się koło moich nóg nie wydając już żadnego dźwięku. Wypuściłem cicho powietrze i spojrzałem na swoje potencjalne zagrożenie. Nie moja wina, że się nie odzywałem kiedy tylko ich zobaczyłem. Jakiś irrancjonalny strach chwycił mnie za gardło i nie pozwolił się przy nich odzywać, a przez to oni nie pozwalali mi widywać innych oraz wychodzić z tego domu ponieważ ciągle widzieli we mnie zagrożenie. We mnie!
Przyglądali mi się uważnie oceniając dokładnie coś co sobie ubzdurali w swoich łepetynkach.
Przekrzywiłem głowę w bok. Znak, że czekam na to co mają do powiedzenia.
- Zaczniesz z nami rozmawiać?- Zapytał Warivv. Milczałem. Nawet nie drgnąłem.
- Powiedz chociaż jak się nazywasz.- poprosił Obcy. Po co im to wiedzieć? Jak i tak nie będą używać mojego imienia w rozmowie.- Byłem ostatnio w Framvarðarsveit.- Wpadłem na stół, który znajdował się pare kroków za mną po tym jak usłyszałem gdzie on był. Po co on tam polazł?!
Moje zachowanie widocznie ich zaintygowało, bo zbliżyli się do mnie jeszcze bardziej przyglądajac mi się bardzo dokładnie.
- Poprosiłem o listę osób, które ostatnio zostały tutaj zesłane....- Kontynuował Faoiltiar. Brałem powolne, ale głębokie oddechy próbując się uspokoić. Jeżeli tutaj przy nich wybuchnę jak nic skrócą mnie o głowę.- Podano mi pięć imion. Samych imion. Usłyszałem, że powód zesłania tych osób jest utajniony. Powiedz.... które z tych imion jest twoje...
- Chcemy znać tylko twoje imię.- Dodał Warivv. Spojrzałem na niego. Kątem oka widziałem jak Kieł podchodził do swojego pana i stawał pomiędzy mną a nim. Wiedział... wyczuwał co się może stać, jeżeli przekroczą pewne granice. Odchyliłem głowę delikatnie do tyłu i przyglądałem im się uważnie czekając aż podadzą te cholerne imiona.
- Acalia.- Padło pierwsze imię. Nie poruszyłem się.- Eredin.- Kolejne wypowiedziane imię nie należało do mine.- Ivelios.- Spróbował ponownie. Niestety nie miał szczęścia.- Kael.- Patrzyłem mu głęboko w oczy. Wiedziałem co się stanie z moimi jeżeli wypowie na głos moje imię. Zawsze się tak działo.- Shiruu.- Drgnął kiedy przez moje oczy przemknęła złota poświata by po chwili ich kolor wrócił do wcześniejszej barwy. Łypąłem na niego wilkiem. Znali moje imię. Po roku w końcu je poznali.
- Shiruu....- Powtórzył Warivv. Moje oczy ponownie zmieniły tymczasowo barwę. Kieł warczał cicho. Spojrzałem na niego. Pisnął cicho i podkulając ogon uciekł pod jedyne łóżko znajdujące się w tej izbie. Cała trójka spojrzała na niego nie rozumiejąc kompletnie poczynań futrzaka. Ja je rozumiałem, aż nazbyt dobrze.
- Strażnik Północnej Świątyni.- Powiedział cicho Faoiltiar. Stół o który opierałem delikatnie dłonie przestał właśnie istnieć. Wiedziałem, że moje oczy całkowicie zmieniły barwę na złorą, nos oraz czoło delikatnie się zmarszczyły, pojawiły się ciemne cienie pod oczyma, uszy bardziej się wydłużyły, a runiczny znak na moim policzku zaczął świecić na czerwono. Oddychałem głośno próbując się uspokoić.- Przepraszam! Nie chciałem tego mówić na głos! Wybacz!
- Co ty...?!
- Zamknij się!- Obcy ucziszył człowieka, z czego ten nie był za bardzo zadowolony, ale nie wypowiedział żadnego słowa.- Shiruu, proszę cię.... panuj nad sobą. Jeżeli się opanujesz zabiorę cię na spacer po osadzie.- Dodał Faoilitiar.
- Ochujałeś?!
- On MUSI wyjść na zewnątrz chociaż raz dziennie! MUSI! Rozumiesz?!
- Nic nie musi! Co najwyżej się słuchać i....- Przerwał kiedy jedna z szafek za moimi plecami roztrzaskała się na drobne kawałki. Porcelana która się w niej znajdowała rozbiła się na podłodze. A ja nawet tego nie dotknąłem!
- Musi i wyjdzie! Z twoim błogosławieństwem albo bez!
- Sami daliście mi go pod opiekę! Więc nie wpierdalaj się w moje decyzję!
- Ty nic pojebana góro mięśni nie rozumiesz!
- Faoiltiar uspokój się trochę.- Upomniał go delikatnie Warivv.
- JA KURWA JESTEM SPOKOJNY!
- Właśnie widzę.
- TEMPE CHUJE!!!!- Faoiltiar krzyknął na cały głos, a koło jego ciała pojawiły się małe wyładowania elektryczne. Otworzyłem zaskoczony szerzej oczy. Ten chłopak był z plemienia Elektro. Plemienia, które praktycznie wyginęło.
- Uspokój się, bo cię zakuje w kajdany.- Ostrzegł go Moraeulf. Chłopak zaśmiał się chisterycznie.
- Spoko. Ale najpierw wywieź mnie na drugą stronę planety.- Powiedział sarkastycznie. Spojrzeli na niego jak na głupka. Z jego ciała nadal wydobywały się małe wyładowania. Tak mnie one zainteresowały, że postanowiłem podejść do niego. Cała trójka zauważyła moje posunięcie, kiedy wyciągnąłem delikatnie dłoń przed siebie, aby dotknąć owego wyładowania. Połaskotało. Zachichotałem cicho pod nosem. Znowu to zrobiłem i znowu mnie połaskotało. A ja znowu zachichotałem. Cofnąłem rękę kiedy zobaczyłem jak się na mnie gapią.- Powiedz mi... długo jeszcze wytrzymasz??- Wiedziałem, że to pytanie kierował do mnie. Wzruszyłem delikatnie ramionami, w ten sposób pierwszy raz nawiązując z nimi jakąkolwiek pseudokomunikacje.
- Co wytrzyma?- Zapytał Warivv.
- Zamieniłeś się mózgami z Moraeulf'em?- Zapytał sarkastycznie.- Mogę?- Zapytał. Wiedziałem do czego pił. Wzruszyłem ramionami. Niech robi co chce.- Hmmm.... ja.... nie.... uważacie mnie od samego początku za jednego z silniejszych przedstawicieli mojego gatunku. Mojej rasy.
- No tak.- Przyznał mu rację Warivv.
- Kiedy wpadam w złość mogę zniszczyć jakieś krzesło lub delikatnie porazić kogoś prądem.
- Pamiętam. Boli, ale można to przeżyć.- niechetnie przyznał mu racje Moraeulf. Chłopak podrapał się zmieszany po głowie. Chyba poraził tą górę mięśni prądem. Dobrze mu tak!
- Ja się musze zdenerwować, aby takie coś zrobić.
- Do czego zmierzasz?- Najwyższy w towarzystwie nie wytrzymał i zadał dręczące go pytanie próbując w ten sposób ponaglić chłopaka. Ten spojrzał na mnie jakby chciał się upewnić, że może to powiedzieć. A ja znowu wzruszyłem delikatnie ramionami.
- On z kolei działa ciutkę innaczej niż ja.
- Co przez to rozumiesz?
- Jakby wam to wytłumaczyć...- Podrapał się po głowie.- Ja chodzę cały czas spokojny i czasami coś mnie wkurwi i wybuchnę. On z kolei cały czas chodzi wkurwiony, a żeby przez chwilę nic nie wybuchło musi się uspokoić. Chociaż to też złe określenie. Jeżeli ma przy sobie to co go uspokaja co koi jego nerwy oraz emocję wszystko jest w pożądku, ale jeżeli ktoś mu to odbierze, to tylko jego dobra wola, chęci i życzliwość utrzymają go w ryzach i niczego ani nikogo nie rozpierdoli. A my.... my go od tego odcieliśmy na jakiś rok. Kieł trochę go stopował, ale to powoli przestanie działać. A jak mu puszczą wszystkie hamulce, które z nieznanych dla mnie powodów na siebie nałożył.... no cóż.... w najlepszym przypadku wszystko i wszyscy w obrębkie jakiś dwóch tysięcy kilometrów przestanie istnieć. Tak po prostu. O. Puff. I nie ma.- Wyjaśnił. Przeciągnąłem językiem po ustach.
- Co?
- To co słyszeliście. Dlatego mówię, on MUSI wyjść.- Nalegał chłopak.
- Nie przesadzasz czasami?
- Czy twoja ostatnia dziwka wyssała ci reszte mózgu przez chuja?- Faoiltiar warknąl na Moraeulf'a wypuszczając z ciała ładunki elektryczne. Znowu zapragnąłem ich dotknąć tak więc zrobiłem. I znowu się zaśmiałem wywołując tym samym wszechobecną ciszę.- Ciebie to nie boli?- Zapytał zaskoczony właściciel wyładowań elektrycznych. Spojrzałem na niego próbując ukryć swój uśmiech i pokręciłem przecząco głową.- Nic, a nic??- Zapytał. Przyglądałem mu się uważnie oceniając jego osobę. Zmróżyłem delikatnie oczy przekżywając głowę w bok po czym uśmiechnąłem się wrednie.
To mnie łaskocze. Nic więcej.
Po jego reakcji wywnioskowałem, że usłyszał mnie dobrze i wyraźnie, kiedy podskoczył jak poparzony i wlepił we mnie swoje ślepia. Podrapałem się zmieszany po nosie.
Dlaczego reagujesz tak samo jak Kieł, kiedy pierwszy raz się do niego odezwałem?
Zapytałem oburzony. Ten nadal gapił się na mnie jakbym stał przed nim bez żadnego odzienia. Poczekałem chwilę, ale ten nic się nie odezwał.
Dobra, nie masz zamiaru mi odpowiadać to nie.
Odwróciłem się tyłem do niego. Zatrzymała mnie jego dłoń lądująca na mojej.
- Czekaj! Przepraszam! Po prostu mnie zaskoczyłeś i się tego po tobie nie spodziewałem. Dlatego od razu nie odpowiedziałem. Rozmawiasz z Kłem?- Zapytał. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem patrząc na niego złośliwie.- Rozmawiasz. Od dawna?
Od samego początku. Zanim jeszcze mnie złapaliście i uwięziliście odcinając mnie od zwierząt, roślin oraz świerzego powietrza.
- Od roku gadasz z psem?
A z kim miałem gadać? Z wami? Po tym jak mnie potraktowaliście? Co mi zrobiliście? On mi nic nie zrobił. On chroni mnie i was więc wiesz....
- Mogłeś....
- Faoiltiar.... czy ty się dobrze czujesz?- Zapytał Warivv. Chłopak spojrzał na niego zdając sobie sprawę z tego, że własnie został wzięty za czubka, który gada sam ze sobą.



*********************************************
:)
tyle na dzisiaj:)
pozdro Gizi03031

niedziela, 17 lutego 2019

Olen sinun, sinä olet minun Prolog

Hejka ludziska!
Dawno nie mnie tutaj nie było. Było to spowodowane wieloma czynnikami i sparawmi w moim realnym życiu. Ale i tak najbardziej na moją abstynencje nałożył się brak czasu, weny oraz sprawnego programu do pisania. Jak już go odzyskałam każdą wolną chwilę w jakiej miałam wene poświęcałam na napisanie czegoś.
I takim sposobem powstało jedno krótkie opowiadania oraz kilka One-Shotów.
Postanowiłam, że jak będę miała w posiadaniu coś co będę mogła tutaj dodać tak będę robić. Jeżeli mój folder na kopie "Opowiadania" będzie świecił pustkami tak i tutaj nic się nie pojawi.
Mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Nie chcę się rozstawać z tym blogiem, a systematycznie pisanie jest dla mnie fizycznie nie możliwe;/
Dobra.
Koniec przynudzania.
Zapraszam do czytania;0
*****************************************************************
Rozejrzałem się dookoła siebie, aby ocenić swoją sytuację i możliwość zdobycia jakiejkolwiek szansy na to, aby przeżyć. Od razu po tym jak zauważyłem to co mnie otacza, usłyszałem to co mogłem usłyszeć z bliska i to co słyszałem również i z daleka zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.
 Nie mam żadnych szans na to, aby tutaj przeżyć bez żadnego problemu, żadnych urazów oraz w miarę długo, aby nacieszyć się tym cholernym życiem.
 Te dranie zasiadające w Radzie znalazły niezły sposób, aby się mnie pozbyć raz na zawsze. Wiedziałem... od samego początku zdawałem sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Już w momencie kiedy pojawili się na moim terytorium i postawili mnie przed Sądem i Radą wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie spodziewałem się czegoś takiego. Po ruchu jaki wykonali byłem pewien jednego: Życzą mi śmierci.
I tylko tego.
Zakryłem swoimi.... rękoma.... otwór przez który dostarczałem do swojego nowego ciała dawki życiodajnego tlenu, aby chociaż trochę się uciszyć. Też sobie wymyślili karę!
Idioci!
Dali mi ciało!
Prawdziwe ciało. Składające się z kości, mięśni, stawów, organów, żył, krwi, skóry i innych niepotrzebnych mi przymiotów ciało. Zamknęli mnie w tej żywej puszce skazując na wieczne odradzanie się w tym ciele.
Ja!
Istota bez skazy, bez ciała, wszechobecna i bardzo inteligentna, za swoje decyzje zostałem tak potraktowany!
Odebrano mi możliwość zmiany mojej formy ciała. To ciało było stałe! Moje oryginalne ciało było gazem.... mgłą.... nie mogłem znaleźć w głowie odpowiedniego słowa, aby je określić. Ten język jest bardzo prymitywny i prosty. Za bardzo prymitywny i prosty jak na mój skromny gust.
Wiedziałem co mi zrobili, tak samo jak zdawałem sobie sprawę z tego, że już nigdy nie odzyskam swojego prawdziwego stanu skupienia. Gdyby w miejscu, z którego pochodzę były potrzebne ciała moje od  samego początku by wyglądało tak jak teraz.
Małe, wątłe, powiedziałbym nawet, że kruche. Sierść na głowie i nad oczyma. Żółta sierść. Zabrali mi praktycznie wszystko co chciałem zachować, a zostawili mi jedyną rzecz, która zdradzi mnie przed innymi. Nie zdołam ukryć tego kim jestem i skąd pochodzę.
No chyba, że odetnę sobie swoje uszy, ale to nie wchodziło w rachubę. Nawet nie brałem tego szalonego pomysłu na poważnie. Odcięcie uszu w niczym mi nie pomoże.
Postanowiłem.
Ukryję się na jakiś czas. Kilka lat może wystarczy aż sytuacja tutaj się unormuje i tubylcy nie będą dziwnie patrzeć na takich jak ja oraz zaprzestaną polowań....
Dla wszystkich ras istniejących w tym oraz innych wszechświatach to miejsce jest piekłem.
Więzieniem, do którego zsyłani są najgorsi zbrodniarze. Osoby, które nigdy nie dostaną rozgrzeszenia i dożywotnio będą tutaj żyć.
Zamarłem kiedy paręnaście metrów przed sobą usłyszałem jakieś słowa....
Zbliżali się.
Miałem nadzieję, że idą tutaj w ciemno i nie wiedzą, że się tutaj ukrywam. Ja na prawdę nigdy nie chciałem kłopotów....
Chciałem dobrze....
A zasłano mnie do Więzienia....
Na obcą planetę....
Ziemię...
**********************************************
No to tyle na zachętę. Kiedyś miałam w głowie to opowiadanie jako długie- kilkanaście rozdziałów. Przez brak weny je pożuciałam, ale postanowiłam do niego wrócić i je skrócić.
Mam nadzieje, że się spodobało.
Pozdrawiam Gizi03031