niedziela, 25 grudnia 2016

1. Zasady nie do złamania. 1

Wesołych Świąt!
Mam nadzieje, że są bardziej wesołe niż moje:( i nie rozpierdala was od środka agresja, którą wyładowalibyście tylko w jeden sposób. Wbijając w cudze plecy tępy nóż....
No więc mam nadzieje, że wasze święta są bardziej wesołe i pogodne.
A ja sobie poprawie humor chociaż na dwie minuty i dodam kolejny rozdział:)
Miłego czytania życze:)
*******************************************************
John White wysoki, dobrze zbudowany chłopak, uczęszczający do drugiej klasy liceum artystycznego, leżącego w mieście Mesa w stanie Arizona niedaleko Phoenix, przeciągnął się na swoim łóżku. Przeczesując swoje, jak na jego gust, za długie już ciemno niebieskie włosy spojrzał na szafkę nocną. Dojrzał tam ciemne oprawki okularów. Sięgnął po nie. Bez nich czuł się jak bez ręki. Przetarł ciemno niebieskie oczy po czym zasłonił je za przezroczystymi szkiełkami.
Usiadł na łóżku opuszczając bose stopy na szorstki dywan. Rozejrzał się po pokoju
w Akademiku, w jakim przyszło mu mieszkać, mimo tego, że przecież urodził się i wychowywał
w Phoenix nie mógł tam mieszkać. Chcąc uczęszczać do tej szkoły musiał się zgodzić na akademik.
W ogóle to dlaczego on wybrał Szkołę Artystyczną? Przecież zawsze chciał grać w nogę. Przyłożył palce do nasady nosa uciskając ją co jakiś czas. Znowu będzie go bolała głowa od tego ciągłego myślenia.
Jego uwagę jak zawsze za raz po obudzeniu przyciągnęła cienka, żółta linia ciągnąca się prawie przez całą długość pokoju. Od parapetu aż do metalowej listwy przymocowanej do dywanu. Od listwy do ściany było jakieś trzydzieści cm luki. Tak aby można było przejść do drzwi od łazienki albo drzwi od pokoju.
Rozejrzał się po drugiej stronie pokoju.
 Jednoosobowe łóżko już zaścielone. Nad nim wisiała ciemnozielona półka, na której znajdowało się wiele zeszytów. Koło łóżka pod oknem znajdowała się szafka nocna oraz biurko,
w tych samych kolorach co szafka na ścianie. Po drugiej stronie łóżka w nogach znajdowała się szafa. Wiedział, że jeżeli by ją otworzył jedna część wypełniona by była półkami, druga z kolei zajmowana była przez wieszaki. Spojrzał na swoją część pokoju. Odbicie lustrzane tamtej strony. Musi tylko posłać łóżko i będzie tak samo. Zerknął na drzwi od łazienki. Światło było zgaszone. Jego współlokator pewnie jest na dole na śniadaniu.
Wstał z łóżka zgarniając z szafy ciemne jeansy i bluzę z kapturem. W duchu dziękował tej szkole za brak obowiązkowego mundurka. Jeszcze tego by brakowało aby ktoś mu mówił jak ma się ubierać. Starczy, że nie pamięta dlaczego wybrał tą szkołę i co tak właściwie tutaj robi. Nie potrzebne mu jeszcze jakieś bzdurne użeranie się z jednolitym strojem dla wszystkich. Był oryginalny, miał swój własny, prosty i sportowy styl. Chociaż czasami jak trzeba lubił ubrać się dość schludnie albo wyzywająco. Ale to jak miał humor. Dzisiaj niestety tak jak przez ostatnich kilka dni go nie posiadał. Źle się czuł. Nie miał zamiaru się stroić czy coś. Przeszedł przez pokój starając się nie przekroczyć żółtej linii. Wszedł do łazienki. Rozejrzał się po niej i wypuścił głośno powietrze. Tutaj też prawie wszystko było poprzedzielane żółtymi liniami. Parapet, dwie szuflady, szafka, półka oraz półeczka pod lustrem. Wszystko podzielone na pół. Wiedział, że nie ma prawa ruszyć czegokolwiek co nie znajdowało się na jego połowie. Tak samo jak wiedział które połowy są jego. Te po prawej stronie. Wszystko, co było dzielone na pół w tym pokoju i znajdowało się po prawej stronie, było jego.
Nie udało im się podzielić trzech rzeczy. Toalety, natrysku i niskiego, ale szerokiego okrągłego stołu, który stał na środku pokoju, a pod którym biegła granica. Trzy rzecz które mogły być dotykane przez niego jak i jego współlokatora.
Spojrzał na kosz od prania.
Cztery rzeczy.
Zapomniał, że i to musi z nim dzielić. Przydział Akademika. Dzisiaj po szkole będzie trzeba go wynieść przed drzwi od pokoju. Zbiórka prania. Spojrzał na rozkład wiszący na drzwiach od łazienki zapinając jednocześnie rozporek spodni. Biała kartka z naszkicowaną na niej tabelką. Czerwone dni były jego, zielone jego współlokatora. Przeleciał wzrokiem po przekreślonych dniach, które już były.
Teraz wypadał tydzień parzysty więc on musi wynieść kosz na korytarz. Usłyszał ciche zamykanie drzwi. Wypuścił głośno powietrze z płuc. Jego współlokator wrócił ze śniadania. Wciągnął ciemną bluzę przez głowę, założył ponownie okulary na nos- był zmuszony ściągnąć je przy ubieraniu bluzy i rozczesując włosy palcami wyszedł z łazienki.
Brązowowłosy chłopak stojący po swojej stronie pokoju pakował do plecaka jakieś zeszyty. Nawet na niego nie spojrzał. Ubrany był schludnie. Z resztą jak zawsze. Jasne jeansy, biała koszula,
a na nią jasny brązowy pulower bez rękawów. Białe skarpetki. Od kiedy sięgał pamięcią- a musiał przyznać, że sięgał do kilku miesięcy wstecz, od momentu wyjścia ze szpitala nie widział tego chłopaka ubranego w dresy, bluzę, koszulkę bądź spodenki.  
John sięgnął do szuflady po swoje skarpety i siadając na łóżku ciągle przyglądał się swojemu współlokatorowi. Zmarszczył czoło.
- Ej.- Zaczął rozmowę. Nie lubił z nim rozmawiać. Siedząc w tym pokoju prawie w ogóle ze sobą nie gadali. Chłopak drgnął konwulsyjnie po czym spojrzał obojętnie w jego stronę. Brązowo-fiołkowe oczy zwęziły się przyglądając dokładnie niebiesko włosemu.- Dzisiaj jakieś święto w szkole?- Zapytał. Chłopak uniósł do góry brew. John wskazał głową na jego strój zgrzytając cicho zębami. Przecież zapytał normalnie. O co znowu temu idiocie chodzi, że się tak gapi?
- Nie. Ubrałem się tak, bo chciałem.- Odparł spokojnie chłopak i zerknął na swój telefon. John podszedł do biurka i z jednej z szuflad wyciągnął dwa opakowania tabletek. Musiał je brać trzy razy dziennie. Wylazł ze szpitala jakieś dwa miesiące temu i nadal nie mógł z nich zrezygnować. Połknął tabletki bez popijania i sięgnął po plecak.
- Jak pedał.- Mruknął pod nosem niknąc w łazience.
- W końcu nim jestem, więc czego innego oczekujesz.- Odparł obojętnie brązowowłosy i bez zerkania na drzwi od łazienki wyszedł z pokoju nie przekraczając żółtej linii.
Za drzwiami wpadł na dwóch chłopaków. Wysoki mierzący prawie metr osiemdziesiąt chłopak, o długich rozpuszczonych zielonych włosach i jasnych, hipnotyzujących zielonych oczach opierał się o ścianę. Miał przyjazny wyraz twarzy. Uśmiechnął się delikatnie. Johen von Treskow.
Jego towarzysz Luigi Balamonte stał naprzeciwko brązowowłosego. Był wyższy niż Johen. Miał czarne włosy, których lewą stronę spinał odsłaniając w ten sposób ucho z okrągłym kolczykiem oraz dwa seksowne pieprzyki pod jego ciemnymi oczyma. Oboje ubrani luźno.
W ich szkole nie obowiązywał mundurek za co sam Didier dziękował niebiosom. Konieczność noszenia mundurka kojarzyła mu się z państwami komunistycznymi, które narzucały swoim obywatelom to jak mają się ubierać co mówić i nawet jak się czesać. Ostatnio przeczytał taki artykuł o Korei. Idąc tam do fryzjera dostaje się wzór kilku fryzów- dziewczyny mają o pięć albo siedem więcej niż faceci- i tylko z tych podanych wzorów fryzur można było wybrać to co się komu podobało i jak chciał być uczesany. Niezły wybór. To tak samo jakby podszedł do niego jakiś osiłek na mieście i zapytał, czy chce z liścia czy z karata. Nie ważne co wybierze i tak dostanie po pysku. Miał tylko tą przyjemność dokonania wyboru w jaki sposób chce się bliżej zapoznać z osikanym przez psy chodnikiem.
- Joł, Didier.- Powiedział Luigi. Miał zachrypnięty głos. Przetarł dłonią po policzkach
i zerknął na drzwi.- Długo mu to zajmie?
- Nie wiem. Nie jestem jego niańką.- Odparł chłopak. Wyminął ich, a po zrobieniu kilku kroków przystanął i zerknął w bok.- Myje zęby i wychodzi. Niech nie zapomni zamknąć drzwi.- Dodał ciszej i ruszył sztywnym krokiem w stronę wyjścia z akademika.
Johen przyglądał się odchodzącemu chłopakowi. Lubił go. Fajnie mu się z nim rozmawiało
i to dzięki niemu był teraz bardzo szczęśliwy. Ubolewał nad tym co się stało. Przez to właśnie Didier odsunął się nawet od niego, mówiąc mu, że tak będzie lepiej. Sięgnął po telefon, który zawsze trzymał w tylnej kieszeni spodni.
- Mamy jakieś plany na jutrzejsze popołudnie?- Zapytał swojego towarzysza. Poczuł na sobie jego spojrzenie.
- Nie, ale nie pisz. I tak się nie zgodzi.- Odradził mu to. Chłopak wzruszył tylko ramionami
i zabrał się za wystukiwanie wiadomości. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, ale nie zerknął w tamtą stronę.- Drzwi zamknij.- Dodał Luigi. John uśmiechnął się szeroko i wygrzebał klucze z dna plecaka.
- Dzięki stary. Ty to zawsze mi o tym przypomnisz.- Powiedział uśmiechając się speszony. Znowu zapomniałby o zamknięciu drzwi, tak jak trzy dni temu. Luigi kiwnął tylko głową. Nie chciał mówić, że to tak naprawdę ktoś inny o tym pamiętał.- Co mamy pierwsze?
- Muzykę.- Powiedział Balamonte. Niebiesko włosy skrzywił się zrezygnowany.- Co taką minę robisz? Przecież to twój ukochany przedmiot.
- Ja nic takiego sobie nie przypominam. To chyba ulubiony przedmiot Żabojada.
- Didier go nienawidzi.- Powiedział Johen wypuszczając głośno powietrze z płuc. Wszyscy w szkole o tym wiedzieli, ale oczywiście jego przyjaciel z dzieciństwa o tym zapomniał. Miał tylko cichą nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy pomysł aby wyskoczyć z takim tekstem jak przed chwilą przy jasnowłosym. Ten jak nic by się zdenerwował.- Znowu nie chce się spotkać.- Jęknął i schował telefon do kieszeni.
- Mówiłem.- Luigi powiedział to tonem osoby mówiącej „A nie mówiłem”, a nie samego „Mówiłem”. Miał rację. Johen od dwóch miesięcy dostaje odmowy. Przecież od wczorajszego dnia nic się nie zmieniło. Dlatego wiedział, że dostanie odmowną odpowiedź.
- Dziewczyna?- Zapytał John. Czasami denerwowało go to, że nie pamiętał o czterech ostatnich latach. Przez to miał wiele zaległości i dość często nie rozumiał o czym rozmawiają ludzie
w jego towarzystwie. Jak na przykład przed chwilą.
Muzyka to jego ulubiony przedmiot, a Żabojada znienawidzony. Coś mu tutaj nie pasowało. Od kiedy sięgał pamięcią, to on nienawidził muzyki, woląc biegać za piłą po boisku, a to właśnie Francuzik przesiadywał każdą wolną chwilę w Sali muzycznej.
- Kumpel.- Powiedział Johen. Wyszli z budynku na zalane słońcem podwórko. Rozejrzał się dookoła. Masa ludzi zmierzających w stronę szkoły, która znajdowała się jakieś sześćset metrów od budynku Akademika. Luigi podskoczył zadowolony klaskając stopami o siebie.
- Wyskoczymy po szkole do salonu gier?- Zapytał. Johen i John wymienili znaczące spojrzenia porozumiewając się w ten sposób.
- Na długo?- Zapytał ten pierwszy.
- Ja mogę iść. I tak mi się w pokoju będzie nudzić z panem towarzyskim.
- Nie wiem. Do wieczora możemy iść.
- Mam pracę. Nie idę.- Powiedział Johen.
- No to jutro pójdziemy. Masz się dzisiaj uwinąć z tą pracą.- Powiedział i uśmiechnął się do Johen ’a wyszczerzając swoje białe ząbki w jego stronę. Na obojętne wzruszenie ramion przez chłopaka Luigi wypuścił głośno powietrze i wszedł do szkoły. Zielony budynek. W środku żółte ściany, gumoleum w kolorze ciemnej pomarańczy. Na każdym korytarzu znajdowały się ławki, aby uczniowie nie siedzieli na podłodze albo parapecie. Skręcili w lewą stronę do szafek. Każdy, kto się tutaj uczył miał swoją szafkę.
Przy jednej z nich dojrzeli znajomą postać. Didier stał tam razem z niską, szczupłą dziewczyną o długich, prostych, czarnych włosach oraz takich samych oczach. Prosta grzywka zasłaniała jej wysokie czoło. Na szyi wisiały słuchawki. Ubrana od stóp do głów na czarno.
- To Colette?- Zapytał John. Bywały momenty, że zapominał o ludziach i wtedy dopytywał kumpli, czy nie myli się w swoich domysłach na temat tego, kto jest kim.- Siostra Żabojada?
- Taaa…- Luigi zerknął w stronę rodzeństwa. O coś się kłócili. Otworzył swoją szafkę w której panował istny harmider i wygrzebał z niej pomięty zeszyt w nuty oraz opasły tom do muzyki. Sam nie przepadał za tym przedmiotem, ale musiał go jeszcze do końca tego roku odbębnić. Później będzie mógł z niego zrezygnować.
Uśmiechnął się pod nosem zerkając na John ’a.
Ten to miał przejebane. Musiał tkwić w tym przedmiocie do końca szkoły, a nawet nie pamiętał dlaczego go wybrał. I dzisiaj mijał okres próbny, który dostał od nauczycieli na nadrobienie czteroletniej luki w nauce. Gdyby nie to, nie mógłby dalej uczyć się w tej szkole tylko cofnęliby go do gimnazjum.
Zaśmiał się głośniej wyobrażając sobie tą scenę. John siedzący w ławce z jakimś dzieciakiem. Pokiwał przecząco głową kiedy kumpel spojrzał na niego pytająco.
- Właśnie pomyślałeś o czymś wrednym.- Powiedział zielonowłosy uderzając go w głowę książką od muzyki. Johen też za rok będzie mógł zrezygnować z tego przedmiotu.
- Ja? Gdzieżbym śmiał.- Powiedział i zaśmiał się cicho pokazując chłopakowi język.
- Czyli pomyślałeś o czymś naprawdę wrednym.- Poprawił się chłopak i ruszył w stronę klasy od muzyki.
Po drodze minęli Didier ’a, który właśnie wykrzykiwał coś w języku francuskim. Kiedyś ich nauczyciel od angielskiego, który jest poliglotą powiedział, że nie ważne jak wiele znamy języków, kiedy jesteśmy naprawdę źli będziemy się wydzierać w naszym ojczystym języku. Sam czasami krzyczał coś w swoim ojczystym języku i to przeważnie jak kłócił się z Luigi’m, ale musiał być naprawdę zły. A Didier rzadko mówił po francusku. Nie chciał wprawiać w zakłopotanie tych, którzy nie znali tego języka. W tej szkole wszyscy mówili po angielsku. W końcu byli w Ameryce. Ciekawe co tak wkurzyło Francuza, że z jego ust wypłynął potok słów, z których on rozumiał tylko nadmiar „r” i nic więcej.
Jęknął cicho wpadając na plecy John ‘a. który szedł przed nim, a z nieznanego mu powodu przystanął zaskoczony i spojrzał w stronę Didier ‘a. Chłopak wyczuł na sobie czyjeś spojrzenie, bo zerknął w ich stronę.
-Quecherchez- vous pour Dick?- Warknął brązowowłosy. Ewidentnie było widać, że jest czymś zdenerwowany. Dziewczyna pociągnęła nerwowo za jego rękaw.
- Czy on właśnie nazwał mnie „kutasem”?- John zerknął przez ramie na towarzyszących mu chłopaków.
- Non posso francese- Odparł Luigi unosząc ręce do góry. Zerknął na Johen ‘a, który pokręcił przecząco głową.
- Ich verstehe kein Französisch- Odparł chłopak niemieckiego pochodzenia. John wypuścił głośno powietrze i podszedł do brązowowłosego.
- Lanneugrasse! Czy ty właśnie nazwałeś mnie „kutasem”?!- Warknął uderzając ręką w jego szafkę, która znajdowała się tuż koło jego twarzy. Chłopak ani drgnął.
- Et quandbienmême, ce que je fais?!- Odepchnął go delikatnie chcąc zachować między nimi dystans.
- Petit frère! Assez! Il necomprend pas!- Dziewczyna szarpnęła za ramię brata zwracając w ten sposób na siebie ich uwagę. Didier kątem oka zauważył zbierających się na korytarzu uczniów ich szkoły łasych na nowe atrakcje. Wypuścił głośno powietrze. Nie miał zamiaru nikomu niczego dostarczać. Żadnych atrakcji. A wiedział, że niebiesko włosemu nie potrzeba wiele aby owe „atrakcje” ujrzały światło dzienne.
- Emmerde.- Powiedział tylko i wymijając milczącego John ‘a ruszył w stronę klasy. Miał opuszczoną głowę. Czwórka, którą pozostawił za sobą była pewna, że właśnie idzie sobie i wyzywa pod nosem cały świat w języku francuskim.
- Wybaczcie zachowanie mojego brata.- Powiedziała młoda dziewczyna. Była od nich o rok młodsza.
- O co się pokłóciliście?- Zapytał Johen. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno.
- über die Grenzen.- Powiedziała łamanym niemieckim i odeszła w przeciwnym kierunku. Luigi i John spojrzeli pytającym wzrokiem na jedynego, który mógł to zrozumieć. Chłopak pokręcił tylko przecząco głową i bez słowa, pierwszy ruszył w stronę klasy.
- Co to znaczy ‘upa di grance”?- Zapytał John gapiąc się na ostatniego kumpla, który z nim został.
- A skąd ja mam to kurwa wiedzieć. Jestem Włochem. Nie Niemcem.
- Ale mieszkasz z Niemcem w pokoju, więc coś powinieneś wiedzieć.
- A ty dobrze mówisz po Francusku?- Odgryzł się i odszedł zostawiając za sobą wkurwionego kumpla. Wiedział, że ten i tak za chwilę do nich dołączy.
Nie mylił się. John zrównał się z nim kiedy tylko podszedł do drzwi od klasy. Wszyscy już tam siedzieli. Nawet ich nowy nauczyciel, który został do nich przydzielony jakieś dwa tygodnie po tym, jak ich stary nauczyciel spadł z łóżka i wyskoczył mu dysk. Teraz był na rekonwalescencji i nie mógł poświęcać im czasu.
Chłopacy zajęli swoje dotychczasowe miejsca, kiedy dzwonek obwieścił rozpoczęcie lekcji. W klasie zapanowała cisza. Nowy nauczyciel (niski, młody facet o rudych włosach i masie piegów na nosie) stanął przed biurkiem opierając o niego swoje plecy- z racji jego wzrostu nie mogły to być jego pośladki- i rozejrzał się po klasie.
Wcześniej mieli takie luźniejsze lekcje, aby nauczyciel mógł sprawdzić w dokumentacji czego ma ich uczyć i kogo czego miał nauczyć. Teraz dopiero tak naprawdę mieli z nim prawdziwą lekcje.
- A więc tak… chciałbym aby każdy z was powiedział mi dlaczego wybrał tą szkołę, ten kierunek na jakim jest oraz na czym potrafi grać.- Powiedział. Klasa jęknęła cicho. Przecież to wszystko było napisane w dokumentacji, więc dlaczego znowu musieli o tym mówić?
No ale bez marudzenie wyrażonego w sposób werbalny zabrali się za odpowiadanie na pytania. W klasie było pięciu aktorów, trzech modeli, dwóch komików, pięciu dyrygentów, kilka osób grających na różnych instrumentach, dwóch malarzy i jeden rysownik. Nauczyciel spojrzał na John ‘a. I co on miał powiedzieć?
- Nie wiem dlaczego wybrałem tą szkołę, a tym bardziej ten kierunek. Z tego co mi mówiono umiem coś tam zagrać na fortepianie.
- Nie wiesz dlaczego? Z tego co ci mówiono? Co to za odpowiedzi panie White?- Padło chłodne pytanie nauczyciela. Chłopak skrzywił się minimalnie i wyprostował plecy.
- Takie na jakie mnie aktualnie stać.
- White!
- Proszę pana, chyba pan nie przeczytał karteczki w dzienniku.- Wtrącił pospiesznie Johen (jedyny rysownik). Nauczyciel nie spuszczając wzroku z niebieskowłosego sięgnął po dziennik
i otworzył go na ostatniej stronie. Jego spojrzenie przeleciało szybko po tekście tam zamieszczonym
i podrapał się po głowie.
Odłożył dziennik na miejsce i wytarł dłonie w spodnie.
- To ciebie dotyczą „granice”?- Zapytał belfer. John skrzywił się i opuścił ramiona. Znowu te granice. Miał ich dosyć, ale ze względu na polecenie lekarza, nie mógł się ich pozbyć od razu. Wiedział, że ma czteroletnią lukę, ale jak to lekarz powiedział odkrycie jej jednocześnie może spowodować u niego szok, przez co może nawet umrzeć. Dlatego w szkole, akademiku jak i wszędzie gdzie pójdzie stawiane są pewne „granice”, które dotyczą jego (i nie tylko) przeszłości. Nikt nie miał prawa stanąć przed nim i powiedzieć mu wszystkiego. Różne wiadomości miał przyjmować stopniowo. Kęsami, aby nie zwariować. Kilka wspomnień na jeden dzień.
Pierwsze wspomnienia jakie mu dano: skończył gimnazjum i jest już w drugiej liceum. Trzy miesiące temu skończył osiemnaście lat. Mieszka w Akademiku. Uczęszcza do szkoły artystycznej i to nie na kierunku sportowym, ale muzycznym. Od trzech lat gra na fortepianie. Jego pokój od zawsze miał żółte granice, których nie może przekroczyć. Jego współlokatorem jest ten pieprzony Żabojad, którego obecność z niewiadomych przyczyn działała mu bardziej na nerwy niż w gimnazjum.
Żabojad jest homoseksualistą, ale White nie jest w jego guście.
Nie może zmienić pokoju. Do końca trzeciej klasy musi się męczyć z tym kolesiem. Jak na razie wiedział tylko tyle.
Ile pozwolą mu się jeszcze dowiedzieć i jak długo to zajmie niestety nie zależało od niego. To wszyscy otaczający go ludzie mieli w dłoniach jego wspomnienia i oddawali mu ich tyle ile chcieli. Czasami w szczątkach dając tylko wybrane ich elementy, ale powoli je odzyskiwał.
Odzyskując je wiedział, że w jego życiu pojawi się jeszcze więcej granic, takich jak ta żółta
w jego pokoju, której nie mógł przekroczyć. Za nic w świecie nie mógł przejść na drugą stronę…
Dlaczego?
 *************************************************
I co o tym myślicie? Tylko szczerze:D

niedziela, 18 grudnia 2016

Prolog

Hejka:)
Ok. Ruszam z kolejnym nowym opowiadaniem. Trochę różni się od tych, które do tej pory napisałam. Osoby, które już coś mojego czytały szybko znajdą różnice, ci z kolei którzy zaczynają przygodę z moimi opowiadaniami od tego opowiadania za bardzo nie będą widzieć o co mi z początku chodzi.
Kiedyś pisałam w ten sposób, ale później dowiedziałam się, że ten mój aktualny styl pisania jest trudniejszy więc znając siebie nie mogłam pozwolić sobie na przepuszczenie takiej okazji aby spróbować czegoś nowego. I spodobało mi się tak bardzo, że kiedy zabrałam się za to opowiadanie czułam się jakbym stała obok i patrzyła tylko jak ktoś je piszę.
Mam nadzieję, że mimo moich wielu błędów, które za pewne tutaj wystąpią spodoba wam się ono i będziecie wyczekiwać na kolejne rozdziały.
****************************************************

(na początek polecam czytanie tego z tym utworem https://www.youtube.com/watch?v=1qlHMQGcFtk )

Każdy za pewne jako dziecko widział w jakiś specyficzny sposób swój mózg oraz jego zawartość. Jedni wyobrażali to sobie jako półki. Inni jako szuflady różnej wielkości i kształtu. Dla jednych była to książka, którą codziennie jakaś niewidzialna ręka zapisywała, a my tylko kiedy tego zapragnęliśmy mogliśmy po nią sięgnąć i odświeżyć jej zawartość.
Starszy pan, którego mijamy na mieście może uważać, że jego wspomnienia to stary film odtwarzany w niemym kinie. Pani ze sklepu z kolei powie ci, że to zdjęcia. Masa kolorowych zdjęć, które możesz obejrzeć w swojej głowie kiedy tylko najdzie cię na to ochota. Małe dziecko spotkane w piaskownicy wykrzyczy z uśmiechem na umorusanej buźce, że wspomnienia to pióra naszego Anioła Struża. I to na nich zapisana jest nasza pamięć i przeszłość.
Lekarz z kolei powie, że to część mózgu odpowiedzialna za zapamiętywanie przechowuje w sobie obrazy i nie tylko.
Teorii na ten temat jest wiele. Tak wiele ilu ludzi chodzi po świcie. Ale co zrobić gdy te wszystkie zdjęcia, książki, filmy, pióra, szuflady, szafki z jakiegoś powodu się zniszczą. Zostaną uszkodzone. W co wtedy wierzyć? Jak żyć z czarnymi obrazami za każdym razem, kiedy próbujemy sobie coś przypomnieć?
Pamięć ciała… to też za wiele nie pomoże. W jaki sposób dowiedzieć się, kim się było…?

Młody chłopak leżący na Sali szpitalnej otworzył delikatnie oczy rozglądając się dookoła siebie. Ostre światło raziło go w oczy. Jęknął cicho, ale nie przesłonił bolącego organu ręką. Widział znajome twarze, ale jakby trochę zdeformowane. Jego wzrok zatrzymał się na niskiej postaci stojącej w nogach jego łóżka. Brązowe delikatnie przydługawe włosy opadały na jego dziecięcą twarz. Przerażone brązowo-fiołkowe oczy spoglądały na niego. Uśmiechnął się delikatnie kiedy zobaczył, że chłopak na łóżku patrzy w jego stronę. Nie przejmował się tym, że na jego czole widniał wielki plaster, że jego warga była rozwalona, że jego lewe przedramię było owinięte bandażem. Nic go teraz nie interesowało.
Chłopak leżący na łóżku wciągnął głośno powietrze do płuc, kiedy zorientował się, kim jest chłopak uśmiechający się delikatnie na jego widok.
- Co ten pierdolony Żabojad tutaj robi?!- Jego krzyk zamienił się w głośne charczenie kiedy sylaby wydostały się przez suche gardło raniąc je boleśnie. Po wykrzyczeniu tych słów zrobiło mu się słabo. W gardle go ścisnęło. Nie mógł złapać porządnie oddechu. Zacisnął dłonie w pięści kiedy na Sali zapanowała cisza. Brunet już się nie uśmiechał. Patrzył przerażonym spojrzeniem na niebieskowłosego, wysokiego chłopaka, który teraz przecierał zamknięte oczy.- Chicka będzie się darła, że znowu nie byłem na sprawdzianie.- Jęknął sam do siebie. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na siebie zaskoczonym spojrzeniem. Chicka to ich biologica. Z drugiej klasy gimnazjum, do której uczęszczali cztery lata temu. Spojrzeli na niego przerażonym spojrzeniem.
Co zrobić kiedy cztery lata jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestają istnieć?
 ************************************************************************
I co o tym myślicie?
Pozdrawiam Gizi03031

niedziela, 11 grudnia 2016

12.”Ogień najszybciej ugasi Woda.- OSTATNI” 12.

Hej.
No i nadszedł moment, kiedy dodaje ostatni rozdział tego opowiadania. Sama siebie nienawidzę za ten rozdział, ale każdy ma swój styl pisania i koncepcje na dane opowiadania, a moja była taka. Opowiadanie to powstało prawie trzy lata tamu. Pisane w Holandii. Natchnienia dostałam siedząc w salonie z wspólokatorami i pijąc piwo. Zaczęło się od imienia. Później o tym opowiadaniu wspomniałam nawet w jednym z rodziałów Nao (bardziej dogłębni czytelnicy powinni wiedzieć o jaki moment mi chodzi).
Mam nadzieje, że momo wszystko nie zniechęce was do swojego bloga po tym rozdziale i od następnej niedzieli zaczniecie przygodę z nowym opowiadaniem.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania:)
***********************************************

Spojrzałem na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę z dwudniowym zarostem, kiedy tylko zatrzymał swój samochód przy wielkim, czerwonym murze.
- Naprawdę nie musisz ze mną iść, jeżeli nie chcesz.- Powiedziałem sięgając na tylnie siedzenie.
- Jakbym nie chciał to bym nie przyszedł. Dobrze o tym wiesz.- Zauważył i wysiadł z samochodu. Miał zmęczony głos. Poczułem wyrzuty sumienia. Powinien teraz spać, a nie przyjeżdżać ze mną w to miejsce.- O której masz się spotkać z pozostałymi?- Zapytał wyciągając z bagażnika wielki bukiet kwiatów oraz ciemną reklamówkę.
- Za godzinę.- Odparłem i ruszyłem za nim. Szliśmy w ciszy. Wziąłem głęboki oddech. Znowu tutaj przyjechałem chociaż wiedziałem, że moja obecność tutaj nic nie zmieni. To już siedem lat, a ja nadal żałuję chwili, w której postanowiłem wszystko zmienić. Do dzisiaj pamiętałem jak próbowałem się do niego dodzwonić, ale on uparcie nie odbierał. Ciągle był poza zasięgiem. A ja głupi myślałem, że zabawia się z jakimiś laskami. Gdybym bardziej zawzięcie go szukał… Nie. Go powiedział, że nawet jeżeli szukałbym go jak wariat w ten wieczór kiedy wyjechał na motorze z domu nic by to nie zmieniło.
Czy bym szukał czy nie dyrektor i tak po dwóch dniach przyszedłby do naszej klasy i ogłosił…
- Już jesteśmy.- Usłyszałem zachrypnięty głos mojego towarzysz. Był tutaj ze mną na święta Bożego Narodzenia, dlatego wiedział jak ma iść. Pochylił się i na białym marmurowym nagrobku położył wieniec zrobiony z białych róż. Podał mi czarną reklamówkę i zrobił dwa kroki do tyłu. Podszedłem do nagrobka. Za każdym razem kiedy widziałem napis widniejący na nim miałem ochotę wyć do nieba i wyzywać wszystkich oraz wszystko. Kucnąłem przed nagrobkiem i pogłaskałem delikatnie złote litery układające się w napis

Yonazawa Harutou
*15.02.1990
+ 06.07.2008
Przyszła do mnie. Nieśmiała lecz zimna. Poszedłem z nią. Moją towarzyszką.
Śmierć…
Wy nie możecie czekać na mnie, bo mnie już nie ma, ale ja zawsze będę na was czekał w tym lepszym świecie.

            Biały nagrobek z sercem po boku, na którym widniało zdjęcie uśmiechniętego Harutou. Uśmiechał się tak jak potrafił najlepiej. Trochę zadziornie, zaczepnie. Tak jak kochałem najbardziej.
            Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego nie dał sobie wytłumaczyć, dlaczego tak wyszło? Zawsze był upartym głupkiem, ale wtedy…
            Drżącą ręką wyciągnąłem dwa białe znicze i postawiłem je na nagrobku. Wyciągnąłem zapałki z kieszeni i odpaliłem je podpalając znicze. Ustawiłem je starannie i ponownie spojrzałem na nagrobek.
            Pamiętam do dzisiaj jak dyrektor wszedł do klasy, kiedy mieliśmy wychowawczą i przekazał Hikari’emu pewną wiadomość. Mężczyzna wtedy tak smutno spojrzał w moją i Keisuke stronę. Pamiętam jak szturchnąłem białowłosego aby zerknął na nauczyciela, który dziwnie się zachowuje. Po chwili nauczyciel powiedział trzy słowa, przez które mój świat się zawalił „Harutou nie żyję”.  Nie pamiętałem co się stało później. Wiem, że kiedy odzyskałem świadomość siedziałem na dachu trzymany przez silne ramiona Aki’ego który wtulał się w moje plecy. Shin z kolei obejmował mnie od przodu. Nad jego głową dojrzałem zapłakanego Keisuke, który tulił w swoich ramionach Natsu.
            Następne co się stało i na zawsze pozostanie w mojej głowie to wizyta Josh’a w moim domu. Powiedział, że chcę mnie zabrać na komisariat. Tam mój brat miał mi coś pokazać. Pojechałem. Nie pokazali mi ciała Harutou. Ani zdjęć. Kiedy wszedłem do pokoju w którym siedział mój brat zobaczyłem na stole komórkę Harutou.
            Pozwolono mi przejrzeć jego skrzynkę odbiorczą. Josh mi pozwolił. Kiedy to robiłem płakałem coraz mocniej i coraz głośniej. Z kim Harutou by nie pisał z naszej paczki uparcie mówił, że mnie kocha i nie pozwoli mi odejść. Że woli być w udawanym związku niż mnie stracić. Doszedłem do wiadomości którą wysłał do „Kotka”. Przeleciałem wzrokiem całą naszą konwersację od naszego pierwszego spotkania. Ostatnia wiadomość głosiła „Mimo wszystko… kocham cię… pomóż… boli… las na zachód za miastem… szybko… kocham…” . Przy tej wiadomości widniał znaczek, że wiadomość nie została dostarczona. Później dowiedziałem się, że tam skąd wysłał tą wiadomość nie było zasięgu.
            On na mnie czekał… cierpiał… a ja…
            Za raz po pogrzebie powiedziałem Go, że chcę się przenieść i zmienić szkołę. Po miesiącu byłem już u Risa’y. To tam kończyłem liceum i studia. Oczywiście przyjeżdżałem do braci na dwa dni w roku, z czego jeden spędzałem na cmentarzu. Keisuke widziałem za każdym razem ponieważ nadal chodził z Senou. Pozostałych nie widziałem od siedmiu lat.
            Dzisiaj mieliśmy się spotkać… ciekawe czy ktoś jeszcze przyniesie znicze i kwiaty. W końcu dzisiaj jest rocznica…
            - Nii. Już czas.- Powiedział mój towarzysz kładąc mi rękę na ramieniu. Ocknąłem się z zadumy. Spojrzałem jeszcze raz na grób. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajkę. Wyciągnąłem jedną i odpaliłem. Uniosłem ją delikatnie do góry w stronę nieba i uśmiechnąłem się zaczepnie po czym położyłem ją na ziemi koło nagrobka. Nadal nie znosiłem zapachu fajek…
            - Wrócę.- Powiedziałem i wstałem wcześniej się żegnając. Podszedłem do mojego towarzysza. Złapał mnie za rękę i w milczeniu wyszliśmy z miejskiego cmentarza.  Słońce mocno przygrzewało. Na niebie nie było ani jednej chmurki.
            Otworzył mi drzwi od strony pasażera i zamknął je kiedy usiadłem w fotelu. Obszedł samochód i zajął miejsce za kółkiem.
            - Przepraszam.- Powiedziałem cicho kiedy odpalił auto.
            - Jeżeli jeszcze raz mnie przeprosisz za takie coś to cię wywalę z samochodu i będziesz szedł za nim.- Warknął i zawrócił w stronę miasta. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na niego czule.
            - Kocham cię.- Powiedziałem. Uwielbiałem ten moment kiedy na jego ciemnej karnacji pojawił się ten oliwkowy rumieniec.
            - Ja też cię kocham.- Odparł i zaparkował przy pizzerii, o której mu kiedyś opowiadałem. Przeciągnął się i ziewnął szeroko.- Gotowy?
            - Chyba bardziej niż ty, śpiochu.
            - Pragnę ci przypomnieć, że ostatnio spałem ponad dwadzieścia godzin temu.
            - Wiem i prze…
            - Wypad z auta.- Warknął i wyszedł z niego. Zaśmiałem się cicho i podążyłem w ślad za nim. Weszliśmy do pizzerii, w której kiedyś moja paczka z liceum poznała historie Boga. Rozejrzałem się dookoła. Rozpoznałem Keisuke. Siedział w rogu. Pomachał do mnie ręką, kiedy upewnił się, że ja to ja. Kiedy tylko uniósł rękę do góry w moją stronę odwrócił się czarnowłosy chłopak. Przekrzywiłem głowę. Aki. Uśmiechnąłem się do niego kiedy do mnie pomachał.
            - Hej.- Powiedziałem zatrzymując się przy ich stoliku. Shin uniósł głowę do góry z nad czytanego menu. Uśmiechnął się szeroko. Uniosłem brwi do góry i wskazałem brodą na dziewczynkę siedzącą mu n kolanach.- Dlaczego się nie pochwaliłeś, że masz dziecko?- Zapytałem. Pokazał mi język.
            - To Mimi. Córka Natsu.- Powiedział. Wiedziałem. Nie musiał tego mówić. Po prostu chciałem mu dokuczyć.- A ja nie wiedziałem, że przyprowadziłeś ze sobą gatunek grożący wyginięciem.- Odgryzł się i wskazał na mojego towarzysza. Aki zrobił nam miejsce.
            - Oono mówiłem abyś został w hotelu i się wyspał.
            - Nie jęcz.- Warknął wcześniej uderzając mnie dłonią w tył głowy. Usiadłem przy stoliku i wsunąłem się bardziej robiąc mu miejsce na kanapie.
            - Nie jęczę. Co najwyżej w łóżku.
            - Wiem. I nie tylko w łóżku.- Odgryzł się. Spojrzałem na niego gwałtownie. Pokazał mi język i po wcześniejszym wytarmoszeniu mi włosów wstał i ruszył w stronę baru.
            - Głupek.
            - Chłopak?
            - Jak by była dziewczyna to bym powiedział głupia.- Odparłem. Aki przewrócił oczyma.
            - W sensie, że twój.
            - Ano mój.- Odpowiedziałem. Wszyscy skierowali na niego swój wzrok. Odwrócił się w naszą stronę niosąc kubek i przystanął zaskoczony. Kręcąc przecząco głową podszedł do nas.
            - Co już na mój temat mówisz?- Zapytał i postawił przed sobą kawę. Kolejną tego dnia.
            - Chwalę cię.- Powiedziałem i zabrałem mu czarny napój. Upiłem łyk.
            - Niedługo przyniosą twoje zamówienie.- Powiedział. Uśmiechnął się do mnie.- Może mnie przedstawisz?
            - Ja cię znam. 
- Wiem baranie. Twoi znajomi nie mają tego szczęścia.
            - To jest Oono. To Keisuke, Shin, Aki, Natsu i Mimi.- Powiedziałem pokazując na każdego po kolei. Kiwnął głową ściskając każdemu rękę. Ostatniej, którą mu przedstawiłem dał wielkiego lizaka, którego nie wiem skąd wyczarował.
            - Łapówka?- Zapytał Keisuke kiedy mała uśmiechnęła się szeroko.
            - Zboczenie zawodowe.
            - Nie mów tak, bo pomyślą, że jestem jakimś zbokiem.       
            - Jesteś pediatrą i to zajebiście dobrym.- Poprawiłem go. Uśmiechnąłem się szeroko i po krótkim przywitaniu i rozmawianiu o wszystkim i o niczym zaczęliśmy dowiadywać się co i jak u nas było kiedy wyjechałem.
            Dowiedziałem się, że Aki po liceum studiował pięć lat w Stanach. Został psychologiem sądowym. Kiedy mieszkał już od roku w Stanach zerwał razem z Shin’em. Wrócili do siebie trzy miesiące po powrocie chłopaka do kraju. Aktualnie obydwoje mieszkają w apartamencie w niedawno co postawionym bloku w centrum miasta.
            Shin studiował w Tokio. Był… seksuologiem. No. To mu się udało. Kiedy Aki z nim zerwał miał kilku chłopaków, ale zawsze to było nie to. Za każdym razem musiał ukrywać swoje prawdziwe potrzeby przed swoimi kochankami, więc było oczywistym, że wróci do Aki’ego kiedy ten przyleci do kraju.
            Keisuke mieszkał z Senou w moim starym domu. Hikari również się do nich wprowadził. Skończył dwa kierunki studiów. Był psychologiem dziecięcym. I dekoratorem wnętrz. Dwa rozbieżne kierunki. Byłem z niego dumny. Sam fakt, że studiował wiele musiał dla niego znaczyć. Nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Czasami spotykał się z młodszym bratem i dwiema siostrami, ale w tajemnicy przed rodzicami, którzy tak na marginesie mieli zakaz zbliżania się do niego. Jakieś dwa lata temu Senou „adoptował go”. Czyli można powiedzieć, że się hajtnęli.
            Natsu założyła własne przedszkole, którego była dyrektorką. Była dwa lata po ślubie z jednym z pracowników swojego przedszkola. I nie. Nie był to Miki, który nadal mieszkał w Stanach. Ożenił się pięć lat temu i ma syna. Do dzisiaj nie wiedział, że w Japonii ma drugie dziecko. Natsu nie miała zamiaru mu tego mówić.
            - A ja jestem już w pierwszej klasie. Mama ostatnio pomalowała mi pokój na różowo. I w szkole jest taki chłopak, którego nie lubię, bo zawsze ciągnie mnie za włosy.- Powiedziała mała rudowłosa dziewczynka o ciemnych oczkach. Uśmiechnąłem się. Wszyscy spojrzeli na mnie.
            - A więc teraz moja kolej?- Zapytałem. Kiwnęli głowami zachęcając mnie w ten sposób do zwierzeń.- Skończyłem liceum u siostry na Okinawie. Tam też studiowałem weterynarię. Aktualnie mieszkam w Tokio i tam mam własną klinikę. Od dwóch lat spotykam się z tym niedźwiedziem, którego wszyscy od urodzenia nazywają Oono. Mieszkamy razem nad moją kliniką.
            - A jak się poznaliście?- Zapytał Shin. Wraz z moim towarzyszem wymieniliśmy przelotne spojrzenia i zaśmialiśmy się głośno.
            - Chciał mnie pobić.- Powiedział chłopak. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Shion wytarł ślinę z brody.
            - Nie chciałem. Chciałem ci tylko w sposób mało dyplomatyczny wyjaśnić, że to nie była moja wina.- Odgryzłem się. Uśmiechnął się wrednie.
            - Ale o co chodzi?- Zapytała Natsu.
            - Kiedyś przechodził koło mojej kliniki razem ze swoją siostrzyczką oraz ich psem. Nie wiem na co się zagapił, ale w tym momencie pies wbiegł na ulicę, dziecko za psem, a na końcu ja, który dojrzał wszystko w momencie kiedy odprowadzałem jednego z moich pacjentów do drzwi. No i tak. Pies łapa do szycia, mała dłoń do szycia, a ja łokcie do klejenia. No i on miał do mnie wielkie pretensje, że to przeze mnie jego siostra i pies mogliby zginąć. Nie dość, że temu gburowi psa za darmo wyleczyłem i pozwoliłem mu skorzystać z narzędzi którymi zszył siostrę to jeszcze się mnie czepiał.- Powiedziałem oburzony. Spojrzałem na niego.- Na co ty się tak w ogóle gapiłeś wtedy?- Zapytałem. Jakoś nigdy mnie to nie interesowało. Dopiero po wielu miesiącach dowiedziałem się, że nie jest on osobą która dopuściłaby do takiej sytuacji.
            - Na twój tyłek.- Powiedział bez cienia wstydu i upił łyk kawy. Zamknąłem oniemiały usta i spojrzałem na Keisuke.
            - Ehem. No i później tak mnie zdenerwował, iż postanowiłem odwiedzić mój ulubiony klub. Wyobraź sobie jakie było moje zdziwienie kiedy go tam zobaczyłem. No i później jakoś tak poszło.
            - Zakochałeś się.
            - Zakochałem.
            - Powiedziałeś mu to?- Zapytał Shin. Wiedział jak bardzo żałowałem tego iż nigdy nie powiedziałem tego Harutou.
            - Mówi mi to ze sto razy dziennie.- Powiedział Oono.          
            - Nie przesadzaj. Nie mów mi, że liczysz ile razy powiem „kocham cię” na dzień. 
            - Sto jeden.- Powiedział i zaśmiał się wrednie.- Przepraszam. Muszę na stronę.
            - Pomóc ci?
            - Goń się zboku.- Powiedział i rumiany poszedł w stronę łazienki. Przy stoliku zapanowała cisza.
            - Jest trochę… inny niż Haru.- Powiedział cicho Keisuke mieszając w kubku słomką. Spojrzałem na niego. Uśmiechał się delikatnie pod nosem. Reszta zawtórowała mu kiwnięciem głowy.
            - Wiem. Tylko Harutou wyzwolił we mnie Ogień, którym on sam był. To przy Harutou odchodziłem od zmysłów, wariowałem. Wiecie jak się zachowywałem. Później każdy taki typ który się przy mnie kręcił tylko działał mi na nerwy. Nie chciałem jego kopi. Nie chciałem jego zastępstwa. Dlatego tak mi dobrze z Oono. Jest on całkowitym przeciwieństwem Harutou, którego znałem. Przy nim jestem spokojny, nic mnie nie drażni. Jeżeli Harutou był Ogniem w moim życiu, tak Oono jest moją Wodą.
            - Czy on o tym wie?- Zapytała Natsu.
            - Wiem. I dlatego go kocham. Bo dla mnie to właśnie Nishiramakazotarukifui jest moim Ogniem.- Usłyszałem przy uchu jego zachrypnięty głos. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się szeroko.
            Ogień, który został rozpalony przez inny Ogień, a po jego utracie nie mogący współistnieć z innym osobnikiem tego samego żywiołu odnalazł spokój przy cichej Wodzie, która o dziwo go nie ugasiła, ale na nowo rozpaliła.
            Po poznaniu innego Ognia oraz j jednej Wody nie wybierze już nigdy niczego innego. Bo ten ogień na zawsze w sercu będzie miał i Ogień i Wodę.




The End
******************************************************
I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że nikt stosu nie szykuje i nie będzie mnie szukał po całej Polce byle tylko się mnie pozbyć za takie zakończenie:)
Pozdrawiam i do następnej niedzieli;*

wtorek, 6 grudnia 2016

11. ”Pędząc bez ograniczeń czeka nas tylko jedna rzecz.” 11.

Hej!
Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek:)
Tak jak obiecałam dodaje dzisiaj nowy rozdział.
W niedziele już wracam do normalnego systemu dodawania rozdziałów.
Życzę miłego czytania:)
************************************************************************
Wpadając jak burza do wnętrza domu Josh’a potknąłem się na progu zdzierając boleśnie skórę z łokci. Nie rozglądając się dookoła wstałem na chwiejnych nogach i pognałem przed siebie oddychając panicznie. Wpadłem do pierwszego lepszego pomieszczenia jakie napotkałem na swojej drodze i przekręciłem zamek, odgradzając się w ten sposób od pozostałych. Teraz nikt tutaj nie wejdzie. Nikt mnie nie zobaczy.
Rozejrzałem się dookoła. Byłem w czyimś pokoju. Albo Josha, albo Harutou, albo ich rodziców. Czerwone ściany, czerwone firany, czerwony dywan oraz wielkie czerwone łóżko. Wszystko z czarnymi elementami. Czarne meble. Pod oknem stało biurko. Zerknąłem na nie. Książki do naszego liceum. Przełknąłem głośno ślinę. Wlazłem do jaskini lwa.
To pokój Harutou!
Nie miałem przy sobie niczego. Ani ubrań na zmianę, ani swojej torby, ani ręcznika. Nie ubiorę jego ciuchów.
- Chcę do domu.- Jęknąłem głośno pod nosem. Zamarłem kiedy usłyszałem jak zamek w drzwiach wydał charakterystyczny dźwięk. Ktoś go otworzył. Trzy szybkie kroki i już chowałem się za czerwoną kanapą z czarnymi poduszkami. Zakryłem usta aby nie oddychać za głośno.
Ktoś wszedł do pokoju. Zamarłem. Niech ta osoba sobie idzie. Drzwi zamknęły się cicho. Ktoś przekręcił zamek. Ale czy tutaj czy na korytarzu?
Głośno wypuszczone powietrze sprawiło, że szybko zabiło mi serce.
Ta osoba była tutaj. W pokoju…
- Nii. Wyjdź. Wiem, że tu jesteś.- Harutou odezwał się spokojnym głosem. Ani drgnąłem. Nie ma dowodu na to, że się tutaj ukryłem.- Podłoga przed moim pokojem jest mokra, tak samo jak jest tutaj pełno śladów twoich stup.- Dodał jakby czytając mi w myślach. Zakląłem pod nosem.
- Wyjdź. Chcę… chce być sam.- Powiedziałem cicho zaciskając mocno powieki. Usłyszałem jak się zbliża. Czy on nie rozumie co to znaczy „sam”? Poczułem na sobie jego wzrok, ale nie miałem w sobie tyle odwagi aby na niego spojrzeć. Jakiś szelest po lewej stronie mnie zaciekawił. Po chwili poczułem coś puchowego na swoich ramionach. Drgnąłem kiedy jego ręka dotknęła mojego policzka.
- Otwórz oczy.- Poprosił. Pokręciłem przecząco głową. Wypuścił głośno powietrze. Otworzyłem szeroko oczy kiedy poczułem jego usta na swoim obojczyku.
- Co ty odpierdalasz?!- Wydarłem się na niego. Chciałem go odepchnąć, ale umiejętnie mi to uniemożliwił.
- Sprawiam, że otwierasz oczy.- Odparł. Prychnąłem i spojrzałem w bok.- Dlaczego unikasz mojego wzroku?
- Bo nie chcę widzieć jak się na mnie gapisz? To chyba oczywiste.
- Nie dla mnie. Zawsze się na ciebie gapię więc w czym problem jeżeli teraz to zrobię?
- Wtedy widziałeś to co chciałem aby wszyscy widzieli, a nie to co ukrywałem.
- Nie podoba mi się to.
- To się nie gap.- Powiedziałem słabym głosem. Ponownie wypuścił głośno powietrze i kładąc mi rękę na policzku zmusił mnie do spojrzenia na siebie.
- Nie podoba mi się to, że Keisuke mógł to zobaczyć, a ja nie.- Powiedział chłodnym głosem. Drgnąłem. O to mu chodziło?- Dlaczego widział cię w takim ubiorze, że mógł to zobaczyć?
- Co to za pytanie?
- ODPOWIEDŹ!- Krzyknął. Podskoczyłem zaskoczony. O co on się tak pieni?
- Bo śpimy w jednym pokoju. Przecież w taki upał nie będę spał w zbroi.
- Śpicie?- Zapytał z naciskiem. Spojrzałem mu w oczy.
- Odpoczywamy.- Poprawiłem się, wiedząc do czego pije.
- Ile Keisuke widział?- Zapytał ponownie. Zmarszczyłem czoło.
- Ile widział, czego?
- Twojego ciała bez ubrania.
- Tyle samo co ty teraz? Może trochę więcej.- Dodałem i zamarłem kiedy zobaczyłem jego wzrok. Wielokrotnie widziałem takie spojrzenie u Senou albo u Go kiedy byli… zazdrośni? Zazdrośni, źli i w cholerę zaborczy…
- Więcej?
- M… Miałem krótsze spodenki?- Zapytałem. Zaklął głośno pod nosem i wstając pociągnął mnie do góry. Puchowy ręcznik, który zarzucił mi na ramię upadł na podłogę. Przyciągnął mnie do siebie, zaciskając dłonie mocno na moich ramionach.
- Chce cię dotknąć?
- Dotykasz mnie…
- Wiesz, że nie o to mi chodzi! Wkurwiłeś mnie! Keisuke też! Dostanie po mordzie!
- Dlaczego?! Haru o co ci tak w ogóle chodzi?! Czym ja i Keisuke zawiniliśmy?!- Krzyknąłem uwalniając się z jego uścisku. Warknął pod nosem. Cofnąłem się o krok.
- Mówiłem ci wiele razy! Należysz do mnie, więc nikt nie ma prawa cię dotykać i gapić się na ciebie! Cieszcie się, że w ogóle pozwalam ci z kimś gadać!
- Słucham?! Czyś ty zwariował?! Przypominam ci, że to co nas łączy jest udawane! Mam prawo gadać z kim chcę! Tak samo inni mają prawo się na mnie gapić i mnie dotykać…!- Urwałem kiedy mój lewy policzek przeszył ból. Złapałem się za niego zaskoczony i spojrzałem na Harutou.
- Kto cię dotykał?! Gdzie?! Kiedy?! Jak?!
- Nikt mnie idioto nie dotykał! To była przenośnia!
- Nishiramakazotarukifui!- Krzyknął robiąc krok w moją stronę. Cofnąłem się. Wypowiedział całe moje imię. To nie przelewki.
- Ty palancie! Przecież ci mówiłem, że nie miałem nigdy chłopaka i dziewczyny, więc nikt mnie nie dotykał tak jak ty to sobie wyobrażasz! Tylko ty jesteś tak wielkim zboczeńcem, aby dotykać kogoś takiego jak ja i to w taki sposób!- Krzyknąłem i przełknąłem głośno ślinę, kiedy poczułem za plecami zimną fakturę ściany. Harutou zrobił jeszcze dwa kroki i był już naprzeciwko mnie. Dotknął delikatnie mojego ramienia i przeleciał palcami w górę i w dół pieszcząc palcami moją skórę. Złapałem go za nadgarstek.- Przestań.
- Bo?
- Bo tak.
- To nie jest żadna odpowiedź.- Odparł i smyrał delikatnie palcami moje ramie nie mogąc ruszać ręką w górę i w dół.- Podoba mi się twoje ciało.- Dodał po chwili milczenia. Otworzyłem szeroko oczy.
- HĘ?! Czy ty jesteś ślepy czy popierdolony?!- Krzyknąłem zaskoczony. Spojrzał na mnie mrużąc oczy. Pochylił się nade mną i oparł swoje czoło o moje.
- Kiedy byłem mały Josh opowiadał mi czasami o swoich pacjentach. Nie mówił imion ani nazwisk. Mówił o tym co ich spotkało. Kiedyś powiedział, że leczy młodego chłopca z poparzeniami. Powiedział mi, że dotyk jego skóry to najwspanialsza rzecz na świecie. Mimo tego, że skóra ma wiele nierówności jest delikatna. Zapytałem go ilu takich pacjentów ma. Odparł, że tylko jednego bo ten chłopiec jest wyjątkowy. Dopiero dzisiaj zorientowałem się, że to ty. I ma rację. Twoja skóra jest piękna.- Powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Czy oni wszyscy się czegoś naćpali?
- Wy dwaj jesteście nieźle popierdoleni.- Warknąłem na niego próbując go odepchnąć. Położył swoją gorącą dłoń na moim karku i przyciągnął do siebie złączając nasze usta w dość brutalnym pocałunku. Opierałem się przez chwilę ale kiedy rozsunął moje uda swoim kolanem i ulokował się między nimi jęknąłem zrezygnowany.
Kiedy zobaczyłem go z tą rudą wywłoką na dachu zrozumiałem dlaczego mi to przeszkadzało. Byłem o nią zazdrosny ponieważ to ja chciałem być tak przez niego dotykany i  robić z nim to co zapewne razem robili.
Głupi, zakochany dzieciak!
Dlatego teraz pozwalałem mu na to co robił. Wiedziałem, że w jakimś sensie się nie szanuję ponieważ jestem taki sam jak inni z którymi to robił, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Jęknąłem głośno kiedy zjechał językiem na moją szyję. Zauważyłem kiedyś, że chyba ją lubi. Dość często na lekcji po prostu mnie po niej macał. Tak samo na dachu. Bez powodu. Kiedy go pytałem dlaczego to robi, uśmiechał się tylko i milcząc kontynuował molestowanie tej części mojego ciała.
Moje drżące ręce wylądowały na jego plecach. Przyciągnąłem go delikatniej do siebie chcąc go mieć bliżej. Chuchnął mi ciepłym powietrzem w szyję i powrócił do jej całowania bardziej zachłannie. Uniosłem głowę do góry dając mu lepszy dostęp. Jeździłem palcami w górę i w dół jego kręgosłupa czasami drapiąc po nim mocniej. Wtedy tak fajnie wyginał się w moją stronę po czym wracał do pieszczących go rąk.
Chyba mu się podobało?
Oderwał się ode mnie kiedy ponownie podrapałem go po plecach i pociągnął mnie za nadgarstek w stronę kanapy. Usiadł na niej w rozkroku i bez słowa (i przede wszystkim wcześniejszego zapytania o zgodę) rozpiął mi guzik w spodniach. Za nim rozporek. Pociągnął mnie za nadgarstek. Wylądowałem na jego gorącym torsie. Oddychał szybciej.
- Usiądź.- Powiedział i pomógł mi usiąść okrakiem na jego biodrach. Dziwnie się czułem. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Powrócił do całowania mojego ciała trzymając ręce na moich biodrach.
Co robić? Co powinienem robić?
- Ah!- Jęknąłem kiedy jego szorstki język zahaczył o mój lewy sutek. Po chwili nakrył go ustami ssąc go delikatnie. Zadrżałem. Poczułem jak jego palce zatapiają się w moich włosach. Jego ręka zmusiła mnie do spojrzenia na niego. Przełknąłem głośno ślinę widząc jego zamglone spojrzenie.
- Zrób to co wcześniej. Przy ścianie.- Powiedział i wrócił do zabawiania się moimi sutkami.
- Chodzi… o drapanie?- Zapytałem cicho.
- Mhy.- Zamruczał. W miarę możliwości zrobiłem to o co mnie poprosił wyginając się jednocześnie w łuk kiedy złapał jeden z sutków między zęby i pociągnął go delikatnie.
- Harutou… co mam robić?- Jęknąłem zażenowany. Oderwał się na chwilę od mojego torsu i spojrzał na mnie uśmiechając się szeroko.
- Wiesz, że jesteś zajebiście uroczy.- Powiedział. Pokręciłem przecząco głową.- Nie wierzysz? To zobacz.- Dodał i przysunął moje biodra bliżej swoich. Jęknąłem głośno kiedy wyczułem coś twardego wbijającego się w mój pośladek.
- Haru…
- Ciiiiiiiiiiiiiiii.- Powiedział i przerzucając mnie sprawnie wylądował na mnie. Wstrzymałem oddech. Przytrzymał moje ręce nad głową i pochylił się nade mną.- Nie pozwolę ci uciec.- Dodał i wbił się w moje usta. Wiłem się pod nim, drapałem jego plecy, ciągnąłem za włosy a on i tak nie przestawał drylować językiem całą powierzchnię mojego ciała. Jego wścibski jęzor zajrzał wszędzie. Dosłownie wszędzie. Oddychałem ciężko. W głowie mi wirowało. W uszach huczało. Zaschło mi w gardle. Słyszałem tylko jego przyspieszony oddech i ciamkanie. Wygiąłem się w łuk zakrywając usta kiedy w końcu pozwolił mi dojść we wnętrzu swoich ust. Uśmiechnął się i oblizał. Odwróciłem speszony wzrok.
- Haru… starczy… proszę…- Powiedziałem słabym głosem. Od kiedy przeniósł nas na wielkie łóżko nie mogłem od niego uciec. Czułem go wszędzie. Nawet w cebulkach od włosów i w każdej komórce mojego ciała.
- Mam przestać?- Zapytał poruszając ręką po moim penisie, pompując w ten sposób na nowo krew do mięknącego organu. Wierzgnąłem kiedy po moim ciele ponownie przebiegł ten przyjemny dreszcz.
- Mmmmmmm… Nie.- Jęknąłem błagalnie. Jeżeli on teraz przestanie, to go chyba zabije.
- Mogę posunąć się dalej?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową, chociaż wiedziałem jak to się skończy. Pochylił się nade mną i pocałował w usta. Poczułem słodkawy smak. Dopiero po chwili zorientowałem się co to był za smak. Zarumieniłem się.
Jego prawa ręka nie przestawała poruszać się po kutasie. Jęczałem cicho nie mogąc zapanować nad głosem. Sapnąłem głośniej napinając wszystkie mięśnie, kiedy poczułem jak coś się we mnie zagłębia. Ręka przyspieszyła ruszy odciągając moje myśli od tego niekomfortowego uczucia. Gdzieś na granicy świadomości pamiętałem o tym, co się teraz we mnie znajdowało, ale Harutou umiejętnie odganiał ode mnie te myśli.
W pewnym momencie zrobił coś co wywołało u mnie silny dreszczy oraz głośny krzyk. Nigdy nie czułem się tak dobrze.
- Tutaj.- Powiedział sam do siebie. Spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się do mnie i pochylił w moją stronę aby mnie pocałować. Kiedy moje usta były zajęte poczułem pierwszą falę bólu. Napiąłem się. Wtedy Harutou zassał się na moim języku. Mięsnie samowolnie zaczęły się rozluźniać. Moje biodra bez udziału woli zaczęły się poruszać szukając tej przyjemności, którą chłopak dał mi wcześniej. Czułem jak wsuwał i wysuwał swoje palce z mojego wnętrza. Całował mnie namiętnie, zabierając mi z płuc ostatnie zapasy powietrza.
Oderwał się ode mnie pozwalając mi oddychać, a sam zajął się szyją.
- Ha…ru… już… nie… mogę…- Jęknąłem oddychając ciężko. Oderwał się od mojej szyi i spojrzał na mnie.
- Chcesz to zrobić?- Zapytał nie wyciągając swoich paluchów z mojego tyłka.
- Dlaczego teraz o to pytasz?- Zapytałem gapiąc się na jego usta. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Słyszałem śmiechy pozostałych oraz głośną muzykę dobiegającą z dworu. Bawili się w najlepsze, a ja co robiłem?
- Ponieważ chcę mieć jasną odpowiedź żebyś później mi nie mówił, że cię do tego zmusiłem.- Powiedział i rozkrzyżował swoje palce w moim wnętrzu. Wierzgnąłem nogami. Palce nie dawały mi już takiej przyjemności jak wcześniej. Penis stał boleśnie. Gdyby tak pochylił się w moją stronę tylko odrobinę, mógłbym się o niego otrzeć… zamruczałem i poruszyłem biodrami szukając więcej przyjemności.
- Ch…chcę.
- Jesteś pewny?
- Harutou, ja pierdole! Albo to robisz albo zabieraj swoje paluchy i wypierdalaj z pokoju!- Wydarłem się na niego. Już nie mogłem wytrzymać, a on jeszcze z premedytacją tak mnie dręczył. Wbił palce mocniej w moje ciało. Wciągnąłem powietrze przez nos.
- Robię.- Powiedział i wyciągnął swoje palce. Spojrzał na mnie i pochylił się w stronę szafki nocnej.- Połóż się na brzuchu.- Dodał. Posłuchałem. Nie wiedziałem co miałem robić, ale on tak. Nie widziałem go. Chłodne ale przyjemne w dotyku jedwabne prześcieradło otarło się o moje kroczę. Jęknąłem. Klęcząc na kolanach i opierając się na lewej ręce przed sobą, drugą rękę wsunąłem między nogi. Nieśmiało i tak aby niczego nie zauważył złapałem w dłoń penisa i zacząłem pocierać o niego dłonią. Zadrżałem. Zagryzłem wargi starając się nie krzyczeć.- Lepiej przestań tak zawzięcie trzepać, bo dojdziesz. A jeżeli dojdziesz teraz za szybko, to gorzko tego pożałujesz.- Warknął mi do ucha i położył swoją dłoń na mojej, która znajdowała się na kroczu.
- Ah!- Nie zapanowałem nad swoim głosem. Z łatwością odsunął mi rękę na bok. Zerknąłem przez ramię na niego. Klęczał za mną. Jego penis stał dumnie. Założył na niego prezerwatywę. Koło jego nogi dojrzałem jakąś buteleczkę. Pewnie to jej zawartością posmarował swoje przyrodzenie. Zbliżył się do mnie i zaczął się o mnie ocierać. Jego kutas zahaczył o moją mosznę. Myślałem, że umrę. Zadrżałem i opuściłem głowę w dół. Przykleiłem twarz do poduszki w ten sposób wypinając mocniej pośladki w górę. Poczułem jak coś zagłębia się między nie. Spiąłem mięśnie, ale nic się nie stało. Harutou opierał się o moje wejście między pośladkami by po chwili wyjść  stamtąd i zaczął ocierać się o rowek i znowu trącić swoją pałą moją mosznę i kutasa. Oddychałem głośno pojękując cicho pod nosem.
Poczułem jak jego penis napierał delikatnie na moją dziurkę by po chwili się odsunąć i tak raz za razem. Palce jego lewej ręki sięgnęły do mojego karku i zaczęły go delikatnie pieścić. Zamknąłem błogo oczy i wtedy się zaczęło.
Ból rozpierania był nie tyle co nie do zniesienia, ale nie przyjemny. Bardziej bolało jak się poparzyłem, ale moje ciało nie chciało o tym pamiętać. Dla niego ważne było to, że teraz cierpiało. To wcale nie było przyjemne! Internet, książki, gazety i nawet ci idioci! Wszyscy kłamali!
Napiąłem wszystkie mięśnie próbując się go pozbyć. Nie mogłem złapać oddechu. Harutou zatrzymał się w połowie drogi, ale nie wysunął. Piekło mnie tam na dole. Poczułem pewnego rodzaju przyjemność, kiedy ręka Harutou wylądowała na moim kroku.
- Ciii. Spokojnie. Nic się nie dzieję. Nigdzie nam się nie spieszy. Poczekamy. Jesteś uroczy. Piękny. Tak ślicznie się rumienisz.- Szeptał cicho. Wziąłem głęboszy oddech i kiwnąłem twierdząco głową, żeby dać mu znać aby mógł kontynuować.- Przepraszam.- Dodał. Za co przepraszał?
Chłopak pchnął mocno biodrami wchodząc we mnie całkowicie. Krzyknąłem głośno i ukryłem twarz w poduszce, zagryzając na niej zęby. Bolało! Jak diabli! Poparzenie przy tym to Pikuś! Harutou pochylił się w moją stronę przez co to jego całe, jebane ustrojstwo poruszyło się we mnie. Pokręciłem przecząco głową jęcząc cicho. Poczułem jego usta na swoim karku.
- Boli…- Jęknąłem wtulony w poduszkę.
- Wiem. Przepraszam. Za chwilę się przyzwyczaisz.- Powiedział i zabrał się za całowanie mojego karku i ramion nie ruszając swoimi biodrami ani o milimetr. Ból zaczął ustępować nieprzyjemnemu uczuciu rozciągania. Zacisnąłem się na nim delikatnie próbując go w ten sposób wyczuć. Usłyszałem syk koło swojego lewego ucha.- Nie rób tak.
- Jak?
- Nie zaciskaj się. Wierz mi lub nie, ale ja też odczuwam swojego rodzaju ból. Jesteś za ciasny.
- Robisz mi z tego rodzaju wyrzuty?- Zapytałem unosząc głowę do góry i odwracając ją w jego stronę.
- Byłbym głupi. Nawet nie wiesz jakie to jest przyjemne.- Powiedział i trącił nosem mój policzek.
- No fajnie. Bo ja czuje ból. Zero przyjemności.
- Poczekaj. Jak tylko pozwolisz mi się ruszyć będziesz płakał z rozkoszy.- Powiedział pieszcząc moje ramię ustami.
- Jak sobie schlebia.- Zadrwiłem i ruszyłem nieśmiało biodrami w jego stronę. Jeżeli Harutou powiedział, że będzie przyjemnie, to tak będzie. Usłyszałem jak uśmiecha się cicho po czym pchnął delikatnie biodrami do przodu. Wstrzymałem głośno powietrze. Zrobił kilka takich ruchów wyciskając ze mnie oddech po czym nie wyciskał już ze mnie oddechu, a wręcz głośne jęki i krzyki domagające się więcej.

**

Leżąc koło niego na łóżku czułem na sobie jego spojrzenie. Odwróciłem głowę w stronę okna. Zaczynało się ściemniać.
- Nie gap się.- Warknąłem. Zaśmiał się cicho i przybliżył się do mnie.
- Zawstydzony.- Nie zapytał. Stwierdził fakt. Warknąłem na niego i odwróciłem się na bok.- No nie wiem czy to dobra decyzja tak się do mnie tyłkiem odwracać.- Zamruczał. Zamarłem i z trudem wróciłem na plecy.
- Nie. Mnie jeszcze… boli… tam…- Powiedziałem speszonym głosem. On chyba nie chciał robić powtórki z rozrywki.
- Nie bój się. Żartowałem.- Powiedział i oparł swoją brodę o moje ramię.- Jak się czujesz?
- Jakby mnie jakiś idiota wyruchał.- Stwierdziłem. Wbił mi brodę w ramię.- Ał. Ał. Ał. Ał.- Próbowałem odepchnąć jego głowę, ale tylko się zaśmiał i złapał mnie za rękę.
- To, że jestem trochę niżej niż ty jeżeli chodzi o naukę nie znaczy, że jestem idiotą.
- Na pewno?
- Tak.
- No ja się z tym nie zgodzę.
- Chcesz aby ten idiota znowu cię wyruchał?
- Nie.- Odparłem pospiesznie. Zaśmiał się głośno. Przerzucił rękę przez mój tors.
- Skąd masz te blizny?- Zapytał. Tak po prostu. Bez żadnego wstępu. Zadał to pytanie jakby pytał o to, co jadłem dzisiaj na śniadanie. No właśnie. Co ja dzisiaj jadłem na śniadanie? Zmarszczyłem czoło próbując sobie to przypomnieć.- O czym myślisz?
- O tym co jadłem na śniadanie?
- Hę?- Zapytał zaskoczony unosząc głowę do góry. Pokręciłem przecząco głową na znak, że i tak nie zrozumiem.
- Mam je od początku szóstej klasy. Od pożaru mojego domu.- Odparłem. Położył głowę na moje ramię.
- Wybuch gazu?- Zapytał. Wiedziałem, że i o to zapyta. Położyłem mu rękę na głowie i przycisnąłem mocniej do swojego ramienia.- Ej. Co robisz?- Zapytał i spróbował się uwolnić.
- Od podpalenie. Przez ojca.- Dodałem cicho. Przestał się ruszać. Po chwili wypuścił głośno powietrze z płuc. Nawet nie zauważyłem, że przestał oddychać.- Ojciec chciał zabić siebie i matkę. Nie brał pod uwagę mnie ani nikogo innego. Tylko traf chciał, że w ten dzień skończyłem lekcję o trzy godziny wcześniej i wróciłem do domu. Nacisnąłem klamkę od drzwi wejściowych i ogień buchnął mi w twarz. Później dowiedzieliśmy się, że to sprawka ojca. Wysłał do siostry filmik z przeprosinami i wyjaśnił dlaczego to zrobił.- Zaśmiałem się gorzko.- Ciekawe co by zrobił jakby się dowiedział, że i ja ucierpiałem w tym pożarze. No i Senou też.
- Senou też tam był?
- Nie. Uciekł z kumplami na wagary. Przechodzili koło naszego domu. A że matka spała po nocce w szpitalu, a ojciec wrócił dopiero co do domu i też miał spać, to mógł sobie koło niego przejść. No i przeszedł. Zobaczył jak…- Zatrzymałem się na chwilę zaciskając mocniej palce na jego głowie.-… zobaczył jak tarzam się w płomieniach po trawniku. Z tego co mi później mówił podbiegł do mnie aby ugasić płomienie. Zrobił to gołymi rękoma.
- Dlaczego? Dlaczego twój ojciec…
- Matka chciała rozwodu. Miała dosyć jego pracy.
- I tylko dlatego?
- Dla niego to było aż.
- Eh. Przepraszam.
- Za co?
- Za te moje dogryzki na temat twoich rodziców.- Powiedział. Zaśmiałem się cicho i zabrałem rękę z jego głowy. Nie podniósł jej.
- Spoko. A Keisuke mówił, abym ci powiedział o rodzicach.
- On wiedział?
- Pierwszy dowiedział się Shin. Później był Keisuke.
- A o bliznach. Był ktoś oprócz Keisuke?
- Z naszej szkoły? To nie.
- Czy został ci jakiś pierwszy raz o którym Keisuke albo Shin nie wiedzą, a ja mogę się dowiedzieć pierwszy?- Zapytał z wyrzutem. Zamyśliłem się przez chwilę. Czy było coś takiego?- No nie wiem. Może robiłeś sobie dobrze myśląc o mnie?- Zapytał żartobliwie.
- A.- Skrzywiłem się. Już widziałem w głowie jego reakcję.
- Co „A”?- Zapytał i uniósł głowę do góry. Spojrzał na mnie. Odwróciłem speszony wzrok w bok.- Zrobiłeś to?- Zapytał z… nadzieją w głosie?
- Robiłem, ale Keisuke o tym wie.- Powiedziałem cicho. Usiadł gwałtownie na łóżku. O, właśnie takiej reakcji się spodziewałem. Spojrzałem na niego. Siedział nagi wbijając sobie pięty w pośladki. Miał zmarszczone czoło. Zmrużył oczy.
- CO?!
- No, bo kiedyś coś ode mnie potrzebował i usłyszał jak to robię. Nie wszedł do pokoju! Ale słyszał… byłem… za… głośno…- Boże. Czemu ja mu to mówię? Zakryłem twarz dłońmi. Poczułem jego palce na nadgarstkach. Odciągnął moje dłonie od twarzy.
- Nie zakrywaj się.- Powiedział i oparł czoło o moje.- Czy jest coś jeszcze co Keisuke wie, a co wywoła u ciebie ten uroczy rumieniec?
- Zwariowałeś? Myślisz, że ci powiem?- Zapytałem próbując odwrócić głowę w bok.
- Albo ty mi powiesz, albo za chwilę pójdę do Keisuke i to jego się zapytam.- Powiedział.
- Ani się waż!- Krzyknąłem. Prychnął pod nosem i wyprostował się. Obszedł mnie bez trudu i spuścił nogi na dół. Podniósł się z łóżka. Uklęknąłem na kolanach i wtuliłem się w jego plecy. Jęknąłem cicho, kiedy wszystko ponownie mnie zabolało.- Głupku. Kładź się. Nadal cię boli.
- Nie.
- Nie kłam!
- Nie puszczę.
- Spokojnie. Idę tylko po wodę.- Powiedział i uwolnił się z mojego uścisku. Podszedł do stolika, na którym stała butelka wody. Sięgnął po nią i wrócił. Podał mi ją i zaśmiał głośno kiedy skrępowany odwróciłem wzrok w bok. Wziąłem kilka łyków wody i oddałem mu butelkę.- To dowiem się co takiego Keisuke wie.
- Eh. Nie tylko Keisuke ale Shin też. Tak samo jak Senou. Jeżeli się zaśmiejesz to dostaniesz!- Zastrzegłem sobie.- Kiedy kilka miesięcy temu powiedziałeś mi, że jeżeli nauczę się fachowo obciągać to dopiero wtedy będę mógł stawiać swoje warunki. Ja z początku myślałem, że chodzi ci o fachowe obciąganie guzików czy czegoś i chciałem aby Senou mnie tego nauczył.- Powiedziałem na jednym wydechu. Harutou otworzył szerzej oczy. Na jego ustach mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech.
Zaśmiał się głośno zginając w pół.
Zabije dziada!
**

Nie chcę udawanego związku. Chcę czegoś innego. Ale ciekawe czy on też tego chce? Ciekawe czy by się zgodził? A jeżeli mu zaproponuje chodzenie na poważnie, a on mnie wyśmieje i skończę jak inni jego „chłopacy na niby”? Czy wtedy będziemy mogli wrócić do tego co było przed moją prośbą. Nie było. Będzie.
Wypuściłem głośno powietrze stając przy bramie wjazdowej do jego domu. Pozostali szli przed nami. Wiedziałem, że oni wiedzą, że ja wiem, że oni wiedzą o tym co się stało w pokoju, ale jakoś mi to zwisało.
- Co jest?- Zapytał cicho. A chuj! Raz kozie śmierć.
- Harutou. Przestańmy tkwić w tym udawanym związku.- Powiedziałem. Przystanął. Nie tylko on. Pozostali również się zatrzymali i spojrzeli w moją stronę jakby dokładnie usłyszeli to co powiedziałem. Zerknąłem na Haru. Stał sztywny. Zaciskał mocno palce w pięści. Patrzył na moje stopy.- Haru?
- Kurwa ty sobie żartujesz?!
- Nie. Mówię poważnie. Ja…
- Ja pierdole! Kurwa! Masz jebany tupet!- Krzyczał na mnie ale nie unosił głowy do góry. Nigdy nie słyszałem aby tyle przeklinał.
- Haru posłuchaj…
- Trzeba było o to poprosić za nim się ze mną przespałeś!!!- Krzyknął mi prosto w twarz. Cofnąłem się. Złość malująca się na jego twarzy przeraziła mnie. I dlaczego to on brzmiał tak jakby był na dole?
- Ty nic nie rozumiesz. Daj mi wyjaśnić!
- Po chuj! Chcesz, to wypierdalaj do kogoś innego! I przed tamta osobą też rozłóż nogi tak jak przede mną!
- Popierdoliło cię?!- Krzyknąłem zbolałym głosem. Po jego słowach zakuło mnie w piersi. Oczy zapiekły.- Nie rozłożyłem przed tobą nóg! TO TY WJECHAŁĘŚ MI SWOIM KUTASEM W DUPĘ!!!- Wydarłem się na niego. Odwrócił się bez słowa na pięcie i szybkim krokiem zaczął zmierzać w stronę domu.- Harutou!- Krzyknąłem za nim. Ktoś położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę. Josh.- Ja po prostu chciałem zacząć prawdziwy związek. Nie udawany.- Dodałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc i podał mi chusteczkę. Dopiero po tym geście zorientowałem się, że z moich oczu pociekły łzy. Zrobił trzy kroki w stronę domu, kiedy z garażu dobiegł charakterystyczny ryk. W ostatniej chwili odskoczyłem na trawnik kiedy koło mnie przejechał Harutou, gnając gdzieś na swoim ścigaczu.

 *********************************************************
No i w niedziele pożegnamy się już z tym opowiadaniem. A od następnego tygodnia zaczniemy z czymś nowym, ale jeszcze muszę pomyśleć co by tutaj dodać:)
Pozdrawiam:
Gizi03031