niedziela, 31 grudnia 2017

4383- Rozdział 6

Szczęśliwego nowego roku:)
**********************************
Otaczająca mnie miękkość oraz ciepło zaniepokoiły mnie. Otworzyłem gwałtownie oczy, ale nie zastałem przed nimi obrazu jego torsu jak się tego spodziewałem tylko makietę uranu, wiszącą nad moim łóżkiem. O ile moja pamięć i ocena sytuacji jeszcze nie szwankowała powinienem być przed sklepem o… o… otulony jego ramionami, a nie leżeć w łóżku. Wypuściłem cicho, wstrzymywane długo powietrze i usiadłem na łóżku pozwalając zsunąć się cienkiej pościeli na moje biodra. Rozejrzałem się po pokoju. Taiyō spał wyciągnięty na swoim łóżku. Jego część pokoju spowita była
w ciemnościach. Podszedłem do niego na paluszkach po czym po kilku minutowym wgapianiu się
w jego śpiącą osobę zszedłem na dół do kuchni. Cicho aby nikogo nie obudzić zrobiłem sobie płatki
z mlekiem i zabrałem się za ich pałaszowanie. Dzisiaj postawiłem na płatki z cynamonem. Taki specyficzny smak.
- Nie możesz spać?- Usłyszałem za sobą zachrypnięty, noszący ślady snu głos. Podskoczyłem zaskoczony i zerknąłem przez ramię, aby zobaczyć kto to (i tak wiedziałem, ale wolałem się przekonać). Nie pomyliłem się. Taiyō przeciągnął się w przejściu po czym sięgnął z lodówki karton soku. Nalał go sobie do wysokiej, wąskiej szklanki po czym usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak trochę.
- Wiesz, że jedzenie czegoś takiego o tej porze to zły pomysł?- Zauważył zerkając na moją miseczkę. Opuściłem zrezygnowany ramiona i spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Po co ty mi to mówisz?
- A bo ja wiem? Może w jakiś cudowny sposób zmienisz swoje nawyki żywieniowe?
- Masz jakiś fetysz na punkcie jedzenia?- Zapytałem i wcisnąłem do ust pełną łyżkę płatek.
- Od czterech lat pracuje jako kucharz, więc zostało mi wpojone pewne zboczenie zawodowe.- Zauważył i oparł się na swoich ramionach kładąc się na stole. Przyglądał mi się uważnie, śledząc każdy mój ruch. Przełknąłem głośno to co miałem w ustach.
- To dlatego mój wuj poprosił cię o to całe pilnowanie z jedzeniem?
- Taaa… chociaż nawet jakby nie poprosił sam bym to robił.
- Dlaczego?
- Zboczenie zawodowe. Wiem za dobrze co złe odżywianie może zrobić z organizmem młodego człowieka.- Powiedział. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.
- Z kuchni?
- Z bidula.- Poprawił mnie uśmiechając się kpiąco. Otworzyłem szeroko oczy, opuszczając delikatnie rękę z łyżką. Zaśmiał się głośno.- Nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie.
- Czyli…
- Jeżeli ci odpowiem, ty odpowiesz na moje pytania?- Zapytał uśmiechając się przebiegle. Nie musiałem myśleć nad odpowiedzią. Pokręciłem przecząco głową. Zaśmiał się cicho.- Tak myślałem. Kiedy zmienisz zdanie, to powiedz. Wtedy pogadamy.
- Czyli nie pogadamy.- Mruknąłem cicho pod nosem. Znowu się zaśmiał.
- Skoro tak uważasz.- Powiedział wstając z krzesła. Spojrzałem na niego.- Wracam…
- Mmmmm.- Tylko na taką odpowiedź było mnie stać w tym momencie. Nie wiedziałem dlaczego, ale kiedy wyszedł coś ścisnęło mnie w dołu. W pierwszym odruchu chciałem za nim pobiec i dołączyć do niego, ale zdusiłem to uczucie w zarodku.
Nie wolno mi się do nikogo przywiązywać…
Przywiązanie oznacz ból…
A ból jest zły…


**

Spojrzałem na siebie w lusterku łazienki. Minęły już trzy miesiące od kiedy nie mieszkam sam w swoim -już nie prywatnym- pokoju. Ostatnie miesiące były dość… dziwne. Nie potrafiłem nawet tego opisać. Mimo, że tego nie chciałem i broniłem się przed tym rękoma i nogami, ale mimo wszystko działo się to czego się bałem.
Zacząłem się zmieniać.
Wystarczyło spojrzeć na obecnego mnie. Ubranego w ciemne spodnie, białą koszulę, ciemną marynarkę i krawat. Uczesany, czysty i pachnący. Przygotowany na wyjście do szkoły.
Taaa… idę do szkoły. Nie dlatego, że mama, brat albo ktoś inny tego ode mnie chciał. Sam tego chciałem. Sam o tym zadecydowałem. Tydzień przed końcem wakacji wiedziałem, że to mnie czeka. Zgadałem się z wujkiem. Powiedział, że jeżeli spełnię wszystkie postawione przez niego warunki przyjmie mnie do swojej szkoły (na moich zasadach) i nawet kupi mi wszystkie potrzebne rzeczy.
Ja dotrzymałem słowa, tak więc i on tego dokonał. I właśnie dlatego stałem teraz przed lustrem odziany w ten dziwny strój. Oczywiście poczekałem, aż Taiyō wyjdzie. Tak samo jak mój brat. Problemem była matka, ale znałem jej rozkład dnia więc wiedziałem, że przez najbliższe trzy godziny nie wyjdzie ze swojego pokoju. A bardzo zależało mi na tym aby nikt nie widział mojego upokarzającego wyjścia z domu. Oczywiście ćwiczyłem. Potrafiłem już sam wyjść do ogrodu i dojść nawet do tak nielubianego przeze mnie sklepu. Miałem tam dojść. Spod sklepu odbierze mnie wujek. Razem z nim podjadę do szkoły. Dojedziemy tam kiedy pierwsza lekcja będzie już trwała. Oprowadzi mnie po pustych korytarzach do końca pierwszej lekcji. Na drugą lekcję pójdę już z moim wychowawcą. I dotąd do kiedy wytrzymam w szkole tyle będę siedział na lekcji. Jeżeli dojdę do wniosku, że stresowo nie wyrabiam mam się do niego zgłosić i on odwiezie mnie pod sklep, spod którego będę musiał dostać się do domu o własnych siłach.
Zostawiłem karteczkę na stole.


Wychodzę. Do obiadu powinienem wrócić. Nie szukaj mnie i nie panikuj. Wiem co robię.

K


Zapakowałem do swojego -szczelnie ukrywanego przez trzy miesiące przed światem zewnętrznym –plecaka jabłko i małą kanapkę z szynką oraz buteleczkę soku po czym najciszej jak się dało udałem się w stronę sklepu wiedząc, że wujek zapewne już na mnie czekał.
Nie pomyliłem się. Już z oddali rozpoznałem jego auto Dacia Duster. Na tyle się jeszcze orientowałem aby wiedzieć czym jeździł mój wuj. Uśmiechnął się do mnie kiedy wsiadałem do samochodu.
- Gotowy?- Zapytał delikatnym głosem. Jeżeli miałem być szczery sam przed sobą to nigdy nie będę na to gotowy.
- Tak.- Skłamałem płynnie. Wiedziałem, że to wyczuje. Uśmiechnął się tylko pod nosem
i ruszył przed siebie. Rozglądałem się dyskretnie po mijanych przez nas ulicach. Wstyd się przyznać, ale mimo, że mieszkałem tutaj kilka lat widziałem te ulice po raz pierwszy w życiu.
- Pamiętaj, jak dojdziesz do wniosku, że chcesz wracać do domu daj mi znać.
- Dobrze.
- Dzisiaj będziesz miał takie luźniejsze lekcje, więc nie musisz się niczym przejmować.
- Luźniejsze?
- Etykę, na której cię nie będzie, godzinę wychowawczą, informatykę, plastykę, dwie godziny GD, japoński i angielski.- Powiedział zatrzymując się na pasach. Zatrąbił gwałtownie. Podskoczyłem
i spojrzałem na niego. Groził komuś placem. Spojrzałem przed siebie na jezdnie. Na pasach stała grupka chłopaków ubrana w takie same mundurki jak moje. Uśmiechnęli się zakłopotani po czym pobiegli tylko w sobie znanym kierunku.- Cholerne gówniarze.
- Um… co to jest GD?- Zapytałem cicho nie chcąc poruszać tematu zdarzenia jakiego byłem przed chwilą świadkiem.
- A. To. Spodoba ci się.- Uśmiechnął się szeroko. Wątpiłem aby cokolwiek mi się spodobało w tej szkole. Dobrze pamiętałem jak pobierałem nauki korespondencyjnie i nie podobało mi się to. Były nudne. Więc jakim cudem taka nauka w szkole pełnej dzieciaków może być interesująca.
- Coś w to wątpię.- Mruknąłem pod nosem i spojrzałem na wielki, żółty budynek piętrzący się przed nami. Przełknąłem głośno ślinę. Dojechaliśmy. Poczułem jak sople lodu opadają mi na dno żołądka.- Mam nadzieję, że wytrzymam chociaż pierwszą lekcję.- Dodałem niepewnie.
- Na pierwszej cię nie będzie. Na drugiej… no wiesz. Jak by to powiedzieli uczniowie „i my
i nauczyciel mamy na wszystko wyjebane” więc nie będzie tak źle.
- Wujek… nie mów tak.
- Panie dyrektorze.- Poprawił mnie uśmiechając się delikatnie. Kiwnąłem nerwowo głową przyznając mu w duchu rację.
- Dobrze.
- Tylko na terenie szkoły.
- Mhy.
- Stresik?- Zapytał włączając alarm w samochodzie. Próbowałem się uśmiechnąć, ale coś mi nie pykło. Zaśmiał się głośno.- Widzę, że tak. Zapraszam.- Dodał i ruszył w stronę drzwi. A ja potulnie jak baranek ruszyłem za nim.

**

Spojrzałem na plecy mojego nowego wychowawcy. Nie podlegałem pod nikogo takiego od sześciu lat. Dorosły, któremu według definicji powinienem niby ufać. Powinienem. Niby. Ta…
- Nie stresuj się. Będzie dobrze. Dyrektor mówił, że jesteś chorobliwie nieśmiały, ale nie mogę obiecać, że na początku nie zostaniesz otoczony zgrają dzieciaków, spragnionych informacji na twój temat.- Dodał i uśmiechnął się pod nosem.- Poczekaj chwilę.- Powiedział i zostawił mnie na korytarzu. Samego. W dużym i cichym pomieszczeniu. Taki stan rzeczy bardzo mi się podobał. Miałem nadzieję, że utrzyma się on bardzo długo, ale po chwili drzwi od klasy otworzyły się delikatnie i zostałem przywołany do środka charakterystycznym ruchem ręki.
Na drżących nogach wszedłem do środka i starałem się nie rozglądać dookoła siebie. Było to ciężkie, ale mogłem się pochwalić dobrymi wynikami w tej dziedzinie.
- Tak jak mówiłem wcześniej. Od dzisiaj w waszej klasie będzie nowy uczeń. Kyōfu Heikin. Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło, ale nie będziecie mu się narzucać. Kyōfu może powiesz coś
o sobie?- Zapytał nauczyciel. Spojrzałem na niego spanikowany.
- Em… witam.- Powiedziałem piskliwie. Odchrząknąłem cicho pod nosem.- Nazywam się Kyōfu Heikin.- Dodałem i spojrzałem na nauczyciela. Chyba tyle powinno mu wystarczyć. Odczekał chwilę, ale kiedy doszedł do wniosku, że już nic więcej nie powiem uśmiechnął się zmieszany
i rozejrzał po klasie.
- Dobrze. Możesz usiąść razem z…- Zaczął szukając odpowiedniego miejsca. Mam siedzieć
z kimś? Zacisnąłem mocniej dłonie na ramionach plecaka. Chyba wrócę do domu wcześniej niż ustawa przewidywała.- O. Proszę. Usiądź koło Namerakanate.
- Czego?- Zapytałem cicho bo nie za bardzo ogarnąłem temat.
- Powiedz do mnie jeszcze raz czego, a będziesz wył.- Usłyszałem znajomy głos na końcu klasy. Spojrzałem w tamtym kierunku. Otworzyłem szerzej oczy po czym spojrzałem w bok na nauczyciela pokazując palcem na Taiyō.
- Widzę, że się znacie. Tak. Koło niego.- Odpowiedział. Wypuściłem głośno powietrze
i niepewnie podszedłem we wskazane wcześniej miejsce. Czułem na sobie spojrzenia innych uczniów, ale ignorowałem je (na tyle na ile dałem radę- a teraz szło mi gorzej niż kilka minut wcześniej). Zająłem wskazane wcześniej miejsce i odetchnąłem z ulga. Siedziałem sztywno starając się za bardzo nie ruszać. Poczułem na sobie ten typ spojrzenia jaki miałem okazję zasmakować przez ostatnie trzy miesiące. Badawczy. Sprawdzający. Pilnujący. Oceniający. Jego. Zerknąłem na niego. Gapił się na mnie z poważnym wyrazem na twarzy. Drgnąłem i ponownie spojrzałem na blat ławki.
Wiecie… była taka interesująca, ładna i wciągająca, a do tego…
Jaka to była nuda!
Wuj poprosił abym chociaż spróbował wytrzymać do tych tajemniczych zajęć GD, ale nie wierzyłem w swoje zdolności aż tak bardzo.
Te pięćdziesiąt minut były jednymi z najdłuższych w moim życiu (były jeszcze dłuższe minuty, ale o tamtych wolałem nie myśleć). Kiedy tylko zabrzmiał wyczekiwany przeze mnie dzwonek wiedziałem co mnie czeka. Podskoczyłem kiedy nauczyciel wyszedł z klasy, a ja poczułem na sobie spojrzenia pozostałych ludzi chodzących do tej klasy. Zacisnąłem mocno dłonie na kolanach, kiedy kilka osób podeszło do mojej ławki.
- Hej.- Zagadała pewna dziewczyna. Obniżyłem głowę jeszcze niżej.
- Hej.- Powiedział mój sąsiad.
- Z tobą Sempai już się dzisiaj witałyśmy.- Powiedział inny głos. Nie miałem siły podnieść głowy do góry, aby dopasować głosy do twarzy (o imionach i nazwiskach nie było mowy).
- Może chcę się przywitać z tobą jeszcze raz?
- I znowu zarąbać mi fajki?- Prychnęła oburzona. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem delikatnie w bok na swojego sąsiada. Uśmiechał się delikatnie, ale zdążyłem go na tyle poznać, aby wiedzieć, że jest to wymuszony uśmiech. Taki, który nie obejmował oczu.
- Jesteś zbyt smarkata aby palić.- Odparł i spojrzał na mnie.- Nie?- Zapytał. Kiwnąłem delikatnie głową. Nienawidzę tego specyficznego zapachu wydzielanego przez fajki.- Widzicie? Wasz drugi Sempai się ze mną zgadza.
- …iji hji- Mruknąłem cicho pod nosem. W klasie momentalnie zapanowała cisza, którą po chwili przerwał głośny śmiech Taiyō. Zacisnąłem mocniej zęby.
- Już tak się nie wstydź.
- Um…
- Dobra, dobra. Już nie będę. Ale to chyba nie problem, skoro i tak niedługo by się o tym wszyscy dowiedzieli.
- Nie musieli…
- Marudzisz.- Odparł i dał mi pstryczka w nos.- Słuchajcie. Ten tutaj dość nieśmiały osobnik jest chorobliwie nieśmiały, więc byłbym wdzięczny jeżeli byście chwilowo dali mu spokój. Uwierzcie mi, tak będzie lepiej. Chyba nie chcemy aby zrezygnował ze szkoły bo jakieś natrętne małoletnie palaczki próbowały z nim pogadać.- Zaśmiał się kiedy po klasie rozniósł się buczący dźwięk oznaczający zaprzeczenie jego słów.- Kiedy do was przywyknie sam z wami pogada. A póki co, cieszcie  się jak powie wam cześć.
- Ale…
- Nie ma tematu. Jeżeli ktoś go ruszy albo zbliży się do niego bardziej niż na trzy metry będzie miał ze mną do czynienia.
- Sknera.- Mruknęła jedna z dziewczyn i po chwili byliśmy już sami. Odetchnąłem cicho. Może nie będzie tak źle. Ta… mhy…
- A teraz…- Usłyszałem jego głos przy swoim uchu. Zamarłem kiedy położył mi rękę na ramieniu. Zapragnąłem strącić jego rękę ze swojego ramienia, ale nie miałem na to aż tyle odwagi cywilnej. Nie po tym jak kilka dni temu wrzucił mnie do naszego basenu na zewnątrz (było baaaardzo zimno) i powiedział, że mam w nim siedzieć pół godzinny, a jeżeli wyjdę to zaciągnie mnie na cały dzień na miejski basen. A wiecie za co mnie tam wrzucił? Za to, że powiedziałem iż nie będę jadł tego co ugotował bo miałem ochotę na płatki, a nie na… coś… nawet nie wiedziałem co on takiego wtedy wymyślił.
Wiecie. Woda była bardzo zimna, a ja grzecznie siedziałem w tym zasranym basenie dopóki nie przyszedł i nie powiedział, że mogę wyjść. Nawet namowy mojego brata i matki nie skłoniły mnie do wcześniejszego opuszczenia basenu. W przeciwieństwie do mojego brata, wiedziałem, że zaciągnąłby mnie na publiczny basen i zmusił do siedzenia tam cały boży dzień. W tej kwestii różnił się od mojej rodziny. Nie pobłażał mi. Nie odpuszczał i nie traktował jak jajka. Czasami miał przebłyski miłosierdzia (jeżeli wcześniej wpadnę w histerię i porządny liść mnie nie uspokoi, a wręcz wyciśnie łzy z moich oczu) i zostawiał mnie na kilka godzin samego ze swoimi myślami. Takie przebłyski miłosierdzia miały miejsce pięć razy od kiedy go poznałem.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał cicho chuchając swoim ciepłym powietrzem na moją szyję. Po moich plecach przebiegł silny dreszcz. Wzdrygnąłem się. Wiedziałem, że to zauważył. Nauczyłem się, że kto jak kto, ale on posiadał bardzo dobry wzrok.
- S… s… siedzę.- Mruknąłem cicho, próbując się odsunąć, ale mi na to nie pozwolił.
- Doprawdy? A ja myślałem, że leżysz. Czy Sempai wie, że tutaj jesteś?
- Nie….
- A twoja matka?
- Wuj wie.- Powiedziałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc i pokręcił przecząco głową.
- Howaito będzie zły jak się o tym dowie. Mogłeś mu powiedzieć, że…
- Nie.
- Nie przerywaj kiedy mówię.
- Nie mów mi jak mam żyć.
- Chyba ostatnio jasno ci powiedziałem, że mam głęboko gdzieś to jak żyjesz o ile twój styl życia nie utrudni mojej egzystencji. A wiem, że to zatajenie tej informacji będzie mi bardzo nie na rękę. Jeszcze twój brat i matka pomyślą, że to ja cię do tego nakłoniłem i na domiar złego ukryłem całą prawdę przed nimi.
- Nie. Ja już wcześniej…
- Myślisz, że ci uwierzą?- Zapytał kpiąco.- Eh… znowu twój brat będzie mi marudził, że mam przestać ci dokuczać i mam cię zostawić w spokoju.
- …Nie…
- Co nie?- Zapytał kiedy zamilkłem gwałtownie. Boże, co ja właśnie chciałem powiedzieć? Pokręciłem przecząco głową chcąc zapaść się pod ziemię. Dlaczego chciałem powiedzieć coś takiego?!
Nie przestawaj. Nie zostawiaj mnie.
Boże…

 ***********************************
Pozdrawiam Gizi03031














niedziela, 24 grudnia 2017

4383- Rozdział 5

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i wszystkiego czego sobie zamarzycie życzy wam Autorka:)
....i zaprasza do czytania kolejnego rozdziału:D
**************************
Obraził się.
Na bank się obraził.
A ja miałem to gdzieś. Do czasu…
Zapomniałem poprosić brata aby kupił mi żarówkę do lampki nocnej. Siedziałem właśnie
w piwnicy i szukałem jakiś latarek. W miarę sprawnych. Wiedziałem, że bez tego nie zasnę. Po przejrzeniu kolejnego z rzędu pudełka, zrezygnowałem.
- Ziemniaki do piwnicy?- Usłyszałem głos Taiyō na szczycie schodów. Drgnąłem po czym przecząco kiwając głową ruszyłem ku górze. Spotkałem się z nim w połowie schodów. Bez trudu niósł dwa wielkie worki ziemniaków. Wbiłem się w ścianę chcąc mu zejść z drogi.
- Kyōfu?- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem tam. Howaito stał na szczycie schodów ubrany w pięknie skrojony garnitur.
- Hmm?
- Znowu…?
- Szukałem czegoś.- Powiedziałem i wyminąłem go w przejściu. Wypuścił głośno powietrze
z płuc. Nie mówiąc nic więcej ruszyłem w stronę schodów.
- Dzisiaj w nocy mnie i mamy nie będzie w domu.- Zakomunikował mi kiedy byłem
w połowie schodów. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego.
- Hę?
- Ja mam niezapowiedziany dyżur. A mama ma spotkanie służbowe w innym mieście i wróci jutro pod wieczór.
- Więc…?
- Zostaniesz z Taiyō.
-…- Kiwnąłem głową i wróciłem do swojego wcześniejszego zajęcia. Po chwili siedziałem już na łóżku w pokoju. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie chciałem z nim zostawać. Nie chciałem dzisiaj kłaść się spać. Jęknąłem głośno kładąc się na łóżku. Zza palców spojrzałem na sufit, na którym zaczepiłem wszystkie modele planet (kolekcjonowałem je przez kilka lat). Po kilku minutach doszedłem do wniosku, że wpatrywanie się w model saturna nic mi nie pomoże i muszę coś wykombinować. Dźwignąłem swoje o dziwo ociężałe cielsko i udałem się do łazienki. Po ogarnięciu się i zażyciu długiej, ciepłej kąpieli wróciłem do pokoju. Nadal byłem w nim sam. Może to i lepiej?
Zostawiając zapalone główne światło opatuliłem się w ciepłą kołdrę i postanowiłem spróbować spać, chociaż nie wiedziałem dlaczego moje serce ścisnął jakiś nieznany mi jak dotąd strach…

**
Poruszyłem się niespokojnie. Coś było nie tak. Otworzyłem delikatnie oczy. Serce mało co nie wyskoczyło mi z gardła, kiedy zamiast spodziewanego półmroku dojrzałem przed sobą ciemność. Ktoś (nawet wiem kto) zgasił światło w pokoju. Wbrew woli z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Macki ciemności wyciągnęły się w moją stronę próbując mnie dosięgnąć.
- NIE! ODEJDŹ! ZOSTAW!- Krzyknąłem podrywając się na wyprostowane, sztywne nogi. Zgarnąłem za sobą koc i w panice uciekłem do łazienki zamykając za sobą drzwi na patent. Zapaliłem wszystkie możliwe (i dostępne) do zapalenia światła w tym pomieszczeniu, po czym zwinąłem się
w kłębek siadając pod zlewem.
Miałem już dosyć…
Chciałem po prostu zapomnieć…
Dlaczego mi na to nie pozwalali…?
Boli…

**
Usłyszałem natarczywe pukanie. Nawet bez otwierania oczu wiedziałem gdzie jestem, dlaczego tam jestem i co tam robiłem. Mimo wszystkiego co we mnie krzyczało abym nie otwierał oczu zrobiłem to.  Pierwsze co zobaczyłem to szarość kafelek podłogowych. Zamrugałem kilka razy przyzwyczajając swoje spojrzenie do ostrego światła panującego w środku. Pukanie nie ustawało. Wręcz przeciwnie – przybrało na sile. Usiadłem starając się nie wyrżnąć głową w zlew pod którym się znajdowałem. Przemyłem twarz po czym w dość powolny nawet jak na mnie sposób ruszyłem do drzwi. Wiedziałem kogo za nimi zastanę więc nie zdziwił mnie widok jego zaspanej mordy spoglądający na mnie z irytacją.
- Sraczki dostałeś?- Zapytał. Zignorowałem go i przecisnąłem się koło niego tuląc do siebie koc. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Czekaj czy ty…?
- Łazienka wolna.- Przerwałem mu otwierając swoją szafę. Wygrzebanie czegoś co mógłbym dzisiaj ubrać nie zajęło mi dużo czasu. Luźne, czarne spodnie z ciemnofioletową koszulką bez żadnego nadruku. Do tego sługi, czarny sweter na guziki. Przeczesałem włosy palcami po czym
dość powoli udałem się do kuchni. Wiedziałem, że nikogo tam nie zastanę. Jakie było moje zdziwienie kiedy moim oczą ukazała się Chisana. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie kiedy na mnie spojrzała po czym ponownie zabrała się za jedzenie naleśników. Spojrzałem na zegarek i zaskoczony otworzyłem szeroko oczy. Było po trzynastej.
- Cześć.- Powiedziała cicho. Kiwnąłem do niej głową sięgając po swój kubek. Nalazłem sobie do niego zimnego mleka.- Zjesz?- Zapytała. Zerknąłem na nią. Czy byłem głodny? Byłem, ale nie będę jadł czegoś czego…
- Zje.
- Nie.- Powiedziałem w tym samym momencie  co wchodzący do kuchni Taiyō. Nie spojrzałem nawet na niego tylko otworzyłem lodówkę i wygrzebałem z niej koszyk owoców. Po przemyśleniu wygrzebałem z niego banany, jabłka, pomarańcze, mandarynki, kiwi, gruszkę oraz kawałek ananasa. Dziesięć minut później siadałem przed swoją kuzynką z dużą miską owoców polaną owocowym jogurtem z dodatkiem rodzynek.
- Co jesz?- Zapytał ten natręt. Nie patrząc na niego pokazałem delikatnie zawartość swojej miseczki. Cmoknął niezadowolony po czym położył przede mną tabliczkę czekolady. Zignorowałem ją.
- Czy coś się stało?- Chisana przyglądała mi się uważnie. Poczekałem z odpowiedzią aż przełknę to co przeżuwałem.
- Dlaczego?
- Ponieważ takie coś jesz zawszę jak coś ci się stanie. Na słodko, ale zdrowo.- Wyjaśniła. Przyglądając się jej uważnie wypuściłem głośno powietrze z płuc i zabrałem się za ponowne konsumowanie.
- Nic takiego.
- Czekolady też pewnie nie ruszysz.- Ciągnęła dalej temat. Wzruszyłem ramionami. Miała rację. Nie ruszę jej. Ale nie musiałem tego mówić na głos. Nie muszą o wszystkim wiedzieć.- Może ci się tylko wydawać, że ukrywasz swoje stany przed wszystkimi, ale w domu już się nauczyliśmy jak poprawnie ciebie czytać.
- Słucham?- Zapytałem dość ostro. Nie podobało mi się to, co do mnie mówiła.
- Patrząc na to co jesz, jak się ubierasz, jak się czeszesz i co robisz za dnia wiemy w jakim jesteś humorze i w ogóle.
- Chcesz mieć kolejną bliznę?- Zapytałem odkładając gwałtownie miseczkę na stole. Kilka kropel jogurtu wydostało się na zewnątrz brudząc swoim jestestwem stół.
- Teraz jesteś poirytowany. Nie chcesz bym o tym gadała. A co do blizny jedna mi wystarczy.- Powiedziała uśmiechając się niezrażona moim wybuchem.
 - Jeżeli jedna ci wystarczy to się zamknij.- Warknąłem wstając z impetem ze swojego miejsca.
- O co wam chodzi?
- O gówno.- Warknąłem i wyszedłem z kuchni z zamiarem podążenia do salonu. Powstrzymało mnie silne uderzenie w plecy, kiedy ktoś szarpnął mnie za ramię i popchnął mocno na ścianę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, kiedy zabrakło mi powietrza w obitych płucach.
- Jesteś bratem Sempai’a, spoko, ale nie pozwalaj sobie gówniarzu z takimi odzywkami
w moim kierunku.- Warknął pochylając się w moim kierunku. Wbiłem się w ścianę uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Zaśmiał się chłodno.- Jeżeli nie masz odwagi spojrzeć mi w oczy to nie sap.- Dodał i odszedł pozwalając mi osunąć się po ścianie na drewnianą podłogę.
Zacisnąłem mocno powieki, aby tylko nie płakać. Nie będę okazywał przed tym człowiekiem swoich słabości…

**
Byłem sam w domu. Moja kuzynka jak i ten idiota wyszli do jakiegoś marketu na zakupy. Brat razem z matką będą w domu dopiero za kilka godzin. A ja byłem sam. Po przeszukaniu wszystkich szafek w domu nie znalazłem tego co mnie najbardziej interesowało. Nie znałem nawet numeru do Chisany. Tak mógłbym z domowego zadzwonić do niej i poprosić aby kupiła mi to co chciałem. Nie wyobrażałem sobie spędzenia kolejnej takiej nocy jak ostatnio. Wciągnąłem na nogi swoje trampki (co jakiś czas matka kupowała mi buty z cichą nadzieją, że pobrudzą się trochę od ziemi niż od kurzu) i spojrzałem na swoje ręce. W prawej znajdował się jeden banknot, w drugiej klucze od domu. Z tego co wiedziałem na końcu naszej ulicy znajdował się sklep, w którym mogłem kupić żarówkę.
Samo wyjście z domu zajęło mi jakieś pół godziny. A dotarcie do sklepu oddalonego od domu o jakieś pięć minut drogi zabrało mi kolejne czterdzieści minut. Kiedy w końcu tam dotarłem byłem cały spocony, roztrzęsiony i zestresowany. Każdy najdrobniejszy ruch sprawiał, że podskakiwałem przerażony piszcząc jak zarzynana mysz.
Sklep okazał się dużym Konbini, w którym kręciło się bardzo dużo osób. Kręciłem się przed drzwiami przez kolejne pół godziny po czym z ręką na sercu wszedłem do środka. Kilka osób spojrzało na mnie wbijając mnie tym sposobem w przestrzeń za mną, inni po mistrzowsku mnie zignorowali. Kręciłem się między półkami szukając tego, co sprawiło, że wylazłem ze swojej przystani.
- Może w czymś pomóc?- Usłyszałem za sobą głos jakiejś kobiety. Podskoczyłem
i odwróciłem się gwałtownie. Nienawidzę, kiedy ktoś staje za mną. Młoda kobieta (dziewczyna) ubrana w żółtozielony mundurek z włosami zaczesanymi w wysoką kitkę uśmiechała się do mnie delikatnie. Jej uśmiech i tak mi nie pomógł. Nie znałem jej. To co obce oznacza niebezpieczeństwo.
- Ja… yy… umm…. Ja… chce…. Ja….- Nie mogłem się wysłowić. Ręce zaczęły mi się trząść. Cofnąłem się o kilka kroków wpadając na półkę. Przestraszyłem się i ponownie podskoczyłem. Uśmiech z twarzy dziewczyny zniknął momentalnie.
- Proszę za mną.- Czyjś męski głos ściągnął mnie na ziemię. Głos jak głos sprawił, że drgnąłem, ale ręka nieznajomego, która wylądowała na moim ramieniu sprawiła, że krzyknąłem na cały sklep.- Proszę się uspokoić i pójść za mną…
- Puść…- Zaparłem się stopami, ale mężczyzna ubrany w strój ochroniarza sklepu bez problemu pociągnął mnie za sobą. Wyrywanie się oraz unoszenie głosu w niczym mi nie pomogło. Zostałem wyprowadzony na zaplecze i pozostawiony tam sam sobie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w którym mnie zamknęli. Jasny pokój, po środku którego stał stół z czterema krzesłami. Dwa po jednej stronie, dwa kolejne naprzeciwko wcześniejszych. Spróbowałem otworzyć drzwi, ale nie chciały się mnie słuchać. W oczach stanęły mi łzy. Nie mogę tutaj zostać… muszę…
Drzwi otworzyły się delikatnie. Do środka wszedł kolejny człowiek, którego nie znałem. Wysoki mężczyzna z gęstą brodą. Średniego wzrostu.
- Może usiądziesz?- Zapytał kiedy dojrzał, że stroje wbity w kąt pokoju. Pokręciłem przecząco głową.- No dobrze. Wiesz może dlaczego tutaj jesteś?- Zapytał. Ponowie pokręciłem głową bacznie się mu przyglądając. Powoli zacząłem zmierzać w stronę drzwi. Wtedy on pokazał mi jakąś plastikową kartę, którą miał przyczepioną przy swojej kieszeni firmowej koszuli.- Bez tej karty nie otworzysz tych drzwi. Powiedz, chciałeś coś ukraść, prawda.- Nie zapytał. Stwierdził fakt. Pokręciłem przecząco głową. Ukraść?! Ja?!- Nie wyjdziemy stąd dopóki się nie przyznasz…
- Ja… nie…
- Przestań kłamać!
- Nie… ja…
- Może lepiej będzie jak zadzwonimy na policję.- Powiedział. Drgnąłem. Policja oznacza więcej ludzi w tym pomieszczeniu. Więcej nieznanym ludzi oznacza większe niebezpieczeństwo.
- Nie…- Powiedziałem cicho. Facet uśmiechnął się wrednie. Nie podobał mi się ten uśmiech.
- Jeżeli nie chcesz policji przyznajesz się do tego, że coś ukradłeś.
- Nie…
- Eh… jakiś ćpun mi się trafił, który w zaparte będzie się upierał, że nie chciał niczego ukraść.- Mruknął cicho pod nosem. Ćpun? Ja? Ale… co?! Pokręciłem przecząco głową.- Chłopcze przestańmy się bawić w kotka i myszkę. Proszę opróżnić kieszeni i…
- Nie.
- …-  Uderzył pięścią w stół. W oczach stanęły mi łzy.- Oj nie myśl, że te aktorskie łzy mnie oszukają!
- Um. Przepraszam szefie.- Dziewczyna z wcześniej zajrzała do pokoju. Zerknęła na mnie przelotnie po czym pospiesznie znowu spojrzała na swojego szefa.
- Słucham?
- Ktoś pyta o tego chłopaka.- Powiedziała cicho. Drgnąłem. Ktoś? O mnie? Kto?
- Niech poczeka, jeszcze nie skoczyłem z nim gadać. To pewnie jego wspólnik, który chcę go wyratować z opresji.
- Słucham?- Usłyszałem chłodny głos dobiegający zza pleców dziewczyny. Drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł spocony i czerwony na twarzy  Taiyō.- Jaki wspólnik? O co on jest oskarżony?
- O próbę kradzieży.
- Złapał go pan na gorącym uczynku?
- Gdybyśmy czekali wyniósłby stąd pół sklepu. Wystarczy,  że dziwnie się zachowywał.
- Może się bał.
- Skoro się bał to chciał coś ukraść!
- Wystraszył się pana mordy.- Warknął chłopak i skierował swoje kroki w moją stronę. Wbiłem się w ścianę jak najdalej niego. Oddychał ciężko. Po chwili całe pomieszczenie wypełnił dźwięk delikatnego uderzenia kiedy jego prawa ręka zatrzymała się na moim policzku. Zapiekło. Nie zabolało, ale zapiekło. Łzy z moich oczu pociekły w dół brody.- Idioto! Po co wylazłeś z domu?! Co?!- Krzyknął na mnie pochylając się tak aby móc spojrzeć mi w mokre oczy. Zaszlochałem cicho. Nie chciałem aby ktoś się o tym dowiedział i mnie takiego widział.
- Żarówka… wyczerpała…- Jęknąłem cicho.
- Nie mogłeś do mnie zadzwonić abym ci ją kupił?!
- Jak? Skąd?
- Oj. Zamknij się.- Powiedział i przyciągnął moje sztywne ciało do siebie. Zgłupiałem momentalnie kiedy poczułem jego słodki zapach.- Ja z panem rozmawiać nie będę, ale niedługo pojawi się tutaj jego brat i to przed nim będzie się pan tłumaczyć z tego co tutaj miało miejsce.
- Nie wyjdziecie stąd dopóki nie przyjedzie policja i nie wyjaśnimy…
- Nie.- Przerwałem cicho wtulony w ramie Taiyō. Trząsłem się na całym ciele.- Nie ukradłem… nie… nie… nie jestem… ćpunem…
- Słucham?!- Ostry i ciężki głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Fioletowo włosy przyciągnął mnie bliżej siebie kiedy do pokoju wpadł mój brat. Miał ściągnięte brwi oraz ciemne cienie pod oczami.- Co za ćpun?! Co za złodziej?!
- Doktor Heikin?- Zapytał zaskoczony właściciel sklepu. Mój brat bez cackania się trzasnął mocno drzwiami. Podskoczyłem.- Zna pan tego… chłopca?
- Znam! To mój brat! Więc teraz żądam wyjaśnień, dlaczego…?!
- Sempai. My wyjdziemy.- Powiedział chłopak. Wtedy dopiero brat spojrzał na nas. Uniósł prawą brew do góry po czym machnął na nas tylko dłonią i znowu spojrzał na starszego mężczyznę. Posłusznie wyszedłem za Taiyō nie oglądając się za siebie.- Jaką żarówkę chciałeś kupić?
- Zwykłą…
- 25-tke, 45-tke, 100-tke? Jaką?
- Drugą…
- Chodź…
- Co?
- Nie po to przeszedłeś taki kawał drogi, aby teraz nie kupić tego po co tutaj przylazłeś…
- Ale…
- Chodź.- Powiedział i pociągnął mnie w tylko znanym sobie kierunku. Po chwili staliśmy przed półką pełną żarówek. Sięgnął pierwszą lepszą z brzegu i ruszył razem ze mną i z nią do kasy, która na szczęście nie była przez nikogo oblegana.- My tylko to.- Powiedział delikatnie. Otworzyłem szerzej czerwone oczy. Co to był za głos?
- 67¥ się należy.- Powiedział młody ekspedient uśmiechając się delikatnie. Zostałem szturchnięty w czubek głowy.
- Masz jakąś kasę?- Padło pytanie. Wygrzebałem z kieszeni 100 ¥ i delikatnie położyłem je na ladzie. Po chwili zniknęły z mojej powierzchni wzroku.
- Należy się 33 ¥ reszty. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.- Zaświergotał sprzedawca przyglądając nam się uważnie. Dlaczego on się tak gapił?
- Chodź.- Taiyō znowu wrócił do swojego standardowego tonu. Takiego jaki ja znam. Wydreptałem za nim na zewnątrz. Próbowałem się uwolnić z plątaniny jego rąk, ale mi na to nie pozwolił.- Przestań się szarpać, bo cię ugryzę.
- …hię?- Pisnąłem cicho patrząc na niego od dołu. Puknął delikatnie moją brodę.
- Najpierw tutaj.- Dodał przyglądając mi się uważniej. Ukryłem twarz w jego torsie naciągając na nią spora połać jego ciemnej bluzy.
- Nienawidzę cię.
- I dobrze.- Odparł tylko masując delikatnie moje plecy. Przymknąłem na chwilę obolałe od płaczu oczy…
Chcę już do domu…
 ****************************
Pozdrawiam Gizi03031












niedziela, 17 grudnia 2017

4383- Rozdział 4

Witam wszystkich!
Zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Otworzyłem gwałtownie oczy łapiąc się za serce. Z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Z każdej strony otaczała mnie ciemność. Nie mogłem się uspokoić. Nieuzasadniony strach zaczął powoli wspinać się po moich plecach zaciskając swoje szpony na moim gardle oraz żołądku. Nie mogłem złapać oddechu. Po omacku zacząłem szukać włącznika do swojej lampki.
Przecież zostawiłem ją zapaloną!
Z gardła wyrwał mi się przeraźliwy jęk, kiedy pomimo moich usilnych prób lampka i tak się nie zapaliła. Wyczerpana żarówka?
Światło po drugiej stronie pokoju zapaliło się gwałtownie. Złapałem za połać kołdry próbując uspokoić oddech. Mój wzrok biegał po całym pokoju. Nikogo tutaj nie było. Tylko ja i mój współlokator. Wszystko było…
Z mojego gardła wyrwał się głośny szloch.
Nic kurwa nie było dobrze!
- Oj!- Usłyszałem nad swoją głową i czyjeś ramiona otoczyły moje ciało. Zacząłem się wyrywać, szarpać i piszczeć, ale ramiona nie zniknęły tylko otuliły mnie szczelniej.- Spokojnie. Nic się nie dzieję. Nic ci się tutaj nie stanie. Spokojnie. Ciiiiiii….- Szeptał cicho do mojego ucha. Głaskał delikatnie moje plecy kołysząc moim ciałem w przód i w tył. Zapłakałem głośno kuląc się jak małe dziecko. Jego osoba była przytłaczająca. Wielka. Ale taka ciepła. Ogarnęła całe moje drobne ciałko. Otoczyła z każdej strony. Odgrodziła od całego świata zewnętrznego.
- Nie ma nikogo…?- Wyszlochałem cicho w jego tors. Pociągnął mnie delikatnie do siebie kładąc się na moim łóżku. Leżałem na boku oplątany jego rękoma.
- Tylko ja i ty. Twoja mama i brat śpią w swoich pokoju.
- Tutaj…
- Tylko ja i ty.
- Nikt nie wejdzie…?
- Drzwi i okna są zamknięte.
- Nie gaś światła…
- Nie zgaszę. Śpij.- Dodał i przyciągnął mnie bliżej siebie. Popłakałem jeszcze chwilę, ale głaskany i kołysany przez niego szybko zasnąłem.

**

Otworzyłem oczy kiedy poczułem jakiś wietrzyk na swoim czole. Pierwsze co zobaczyłem to fioletowa ściana. Przecież ja w pokoju nie miałem fioletowych ścian. Spróbowałem się odsunąć od tej fioletowej ściany, ale nie byłem w stanie. Tak jakby coś mnie do niej przywiązało. Uniosłem głowę do góry i zamarłem, kiedy zobaczyłem tuż nad sobą jego śpiącą twarz. Napiąłem się cały. A więc… to nie był sen?! Spróbowałem się uwolnić, ale wcale mi to nie szło. Powoli moje ciało zaczął ogarniać strach.
- Śpij…- Mruknął znienacka przyciągając mnie mocniej do siebie.
- Ale…- Pisnąłem cicho. On chyba zdurniał myśląc, że…
- Śpij.- Powtórzył.
- Taiyō, proszę puść mnie.
- Jest wcześnie. Śpij.- Mruknął przyciągając mnie bardziej do siebie. Wstrzymałem głośno powietrze. Zaczął cicho mruczeć kołysząc się w przód i w tył sprawiając jednocześnie, że robiłem dokładnie to samo co on. Mój oddech się uspokoił- powiem wręcz, że ponownie zacząłem się robić senny. Moje powolne dryfowanie w stronę krainy snu przerwało delikatne pukanie do drzwi.
- Taiyō. Kyōfu. Można?- Usłyszałem głos swojego brata. Cały zesztywniałem chcąc uciec.
- Um… twój brat śpi, a ja latam w samych gaciach po pokoju chcąc się szybko ubrać aby mnie takiego nie widział. Coś się stało?- Usłyszałem przytomny głos nad swoją głową. Zamarłem.
- Hihihihi. Mama się pyta czy jesz teraz z nami śniadanie czy później spróbujesz coś zjeść jak się ogarniesz?
- Ja miałem robić dzisiaj śniadanie.- Zauważył kładąc się na plecach i ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałem na jego klatce piersiowej (która była bardzo szeroka). Słyszałem jak powoli bije jego serce.
- Chcesz to zrobisz obiad. To jesz teraz czy później?
- Za dwadzieścia minut ja i twój brat zejdziemy na dół.
- Dobry żart.- Zadrwił mój brat po czym po chwili usłyszałem jak schodzi na dół. Taiyō przeciągnął się jak kot na moim łóżku po czym spojrzał centralnie na mnie. A ja gapiłem się na niego. Po chwili poczułem dziwne pieczenie na czole. Zmarszczyłem je i dotknąłem drżącymi palcami.
- Ej.- Powiedziałem oburzony, kiedy zorientowałem się, że dał mi pstryczka.
- Wstajemy i idziemy na śniadanie.
- No chyba nie.
- Chcesz się przekonać, że będziesz na nie biegł?- Warknął i podniósł się do siadu. Ja wyrżnąłem głową o poduszki. Jęknąłem cicho.
- Chcesz to idź sam, ja…- Urwałem kiedy pochylił się gwałtownie nade mną. Ten ruch wbił mnie w poduszkę. Pochylił się jeszcze bardziej tak, że czułem jego oddech na swoim policzku. Zesztywniałem. Był za blisko. Stanowczo za blisko.
- Mam cię przebrać czy sam się przebierzesz?- Zapytał chłodno. Jęknąłem zdruzgotany.
- S… s… sam.- Powiedziałem piskliwie jak jakaś landrynkowa panienka. Nie pozwolę aby ktokolwiek mnie rozbierał. Sam potrafię się ubrać.
- Sam sobie zrobisz śniadanie czy może mam cię wyręczyć.
-… Zrobię sobie…
- No to mam nadzieję, że również samodzielnie potrafisz jeść, a jeżeli nie to dla mnie nie problem abym cię naka…
- Umiem jeść.- Powiedziałem cicho. Kiwnął głową i odsunął się wychodząc z mojego łóżka. Podszedł do swojej szafy po czym po wygrzebaniu z niej jakiś ciuchów poszedł do łazienki wcześniej rzucając w eter.
- Masz pięć minut, jak wyjdę z łazienki, a dalej będziesz w tej pidżamie upodabniającej cię do wkurwionego pikachu to uwierz mi, sam ją z ciebie zedrę.
Po czym wlazł do łazienki. A ja przez dłuższą chwilę siedziałem i gapiłem się na drzwi pomieszczenia, w którym zniknął nie wierząc w to co właśnie miało miejsce.
Na szczęście dość szybko przyszła refleksja. Ubrałem pospiesznie ciemne, luźne dresy do tego koszulkę i rozpinaną bluzę z kapturem. Zapiąłem ją tylko do połowy. Kiedy ubierałem skarpetki wylazł z łazienki. Spojrzał na mnie po czym uśmiechnął się delikatnie i podszedł do swojego łóżka. Nie pozwoliłem mu nic powiedzieć czmychając szybko do łazienki. Przemyłem w niej pospiesznie twarz i rozczesałem włosy. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Cienkie, jasne brwi, zielone oczy otoczone gęstymi brwiami, mały nos jak i usta, krzywo ścięte blond włosy zaczesane chwilę temu opaską do góry. Puste spojrzenie patrzyło na mnie kiedy nakładałem pastę na szczoteczkę i zabrałem się za mycie zębów.
- Długo jeszcze?- Zapytał wkładając głowę do środka. Spojrzałem na niego ale mu nie odpowiedziałem i nie przestałem myć zębów. Po dość ciężkiej jak dla mnie chwili (gapił się na mnie, uważnie śledząc każdy mój ruch) stanąłem naprzeciwko niego.
- Idziemy?
- Ta.- Mruknął patrząc na mnie dziwnie po czym przesunął się, aby puścić mnie przodem. Cofnąłem się i pokiwałem przecząco głową.
- Idź przodem.
- Znowu jakieś dziwactwo?- Zapytał, ale kiedy nie uzyskał odpowiedzi ruszył w stronę kuchni. Odczekałem chwilę po czym podążyłem za nim na miękkich nogach. Dlaczego tak łatwo się go słuchałem i robiłem praktycznie wszystko czego ode mnie chciał? Chociaż… nie… on chciał dwie różne rzeczy i dawał mi możliwość wyboru. Albo, albo. Wybierałem, ale i tak czułem się przegrany. W końcu i tak szedłem za nim na śniadanie, chociaż miałem w planach poleżeć jeszcze jakieś trzy godziny.
Westchnąłem głośno po czym ignorując jego pytające spojrzenie wszedłem za nim do kuchni. Moja mama jak i brat siedzieli przy stole. Otworzyli szeroko oczy kiedy bez słowa podszedłem do szafki i sięgnąłem po pudełko z płatkami.
- Odłóż je.- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem na Taiyō jak na idiotę. On mówił do mnie.- Dwie kanapki z szynką, sałatą, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i szczypiorkiem. Do tego kubek ciepłej herbaty z cukrem i cytryną.- Dodał i zabrał się za nakładanie sobie dużej porcji jajecznicy
z cebulą i boczkiem na talerz. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi oczyma po czym wzruszyłem ramionami i przechyliłem pudełko z płatkami, aby nasypać je do miseczki.- Pomóc w zrobieniu śniadania? Zjesz płatki to do tego zjesz i kanapki, więc wybieraj.
- Taiyō…
- Howaito-sempai. Przepraszam, ale mógłbyś się nie mieszać.
- Hę?
- Twój wuj poprosił mnie abym to ja zajął się przypilnowaniem tego, czy twój brat je normalnie czy oszukuje. Nie wiem… może uważa, że będziecie razem z twoją mamą go chronić i nie powiecie prawdy na temat tego co on je i piję, więc…
- Wuj chyba zapomniał, że mu się jedzenia nie wmusza, więc…
- Ja mu nie wmuszam. Tylko daje możliwość wyboru. Albo je kanapki, albo je kanapki oraz płatki. Może wybrać.
- Może zjeść same płatki…- Mruknęła moja matka. Zacisnąłem usta zastygając z kartonem mleka w ręku.
- Przepraszam, że to powiem, ale…- Taiyō odstawił delikatnie kubek z herbatą na stole. Zerknąłem na niego przez ramie. Drgnąłem konwulsyjnie. Mimo, że znałem go niecały dzień mogłem wywnioskować, że był… zły. I to porządnie.- Chce mnie pani w tym momencie obrazić?
- Słucham?
- Pytam, czy chce mnie pani obrazić mówiąc takie rzeczy?
- Nie rozumiem o co…?
- Jak…?!
- Taiyō. Spokojnie.- Mój brat położył mu rękę na ramieniu i ścisnął ją delikatnie. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco kiedy ten na niego spojrzał. Pierwszy raz zobaczyłem u niego taki uśmiech.- Mamo ten chłopak wręcz nienawidzi kiedy ktoś nie dba o to co je, albo je coś co jego zdaniem w ogóle nie powinno być nazywane jedzeniem. Dlatego poprosiłem cię abyś zostawiła gotowanie w jego rękach. On się na tym zna. Uwierz mi.
- Pff.- Pokręciłem przecząco głową po czym odłożyłem karton z mlekiem na miejsce
i zabrałem się za przygotowanie jednej dużej kanapki.
- Czy ty na mnie prychnąłeś?
- Śnisz.- Odpowiedziałem i przekroiłem kanapkę na pół po czym położyłem ją na swoim prywatnym, czarnym talerzyku. Do równie czarnego kubka nalałem sobie herbaty i zająłem miejsce obok mojego brata, naprzeciwko naszego nowego współlokatora.
- …- Spojrzał na mnie, ale nic więcej nie powiedział. Gdybym wiedział co chodziło mu w tym momencie po głowie nigdy bym nie prychnął w jego kierunku…
To był początek mojej drogi powrotnej…

 *******************************
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
pzdr Gizi03031;*














niedziela, 10 grudnia 2017

4383- Rozdział 3

Hejka. Zapraszam na kolejny rozdział:)
************************************
Usiadłem na materacu rozglądając się dookoła siebie. Zawsze kiedy to robiłem miałem wrażenie, że wiem jak czuł się Harry Potter za każdym razem kiedy jego wujostwo zamykało go
w komórce pod schodami. Tyle, że mnie wujostwo nie zamykało w takim miejscu.
Sam się zamykałem. No i miałem normalny pokój. Nie to co Harry. On był zamykany za karę, ja się zamykam aby czuć się bezpiecznie. Wiedziałem, że moje bezpieczeństwo zostanie naruszone jeżeli zostanę tutaj dłużej. Trzeba chociaż minimalnie się ogarnąć i wyjść. Wiem, że wujek niedługo przyjedzie. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i dźwignąłem się na nogi. Kolana strzeliły niebezpiecznie.
Wyszedłem na korytarz zamykając cicho drzwi za sobą. Pierwsze co zrobiłem to odwiedziłem łazienkę. Spojrzałem w swoje odbicie w lustrze i skrzywiłem się delikatnie. Nie przepadam za czerwienią swoich oczu po tym jak wypłacze to czego nie mogę wykrzyczeć. Przemyłem kilka razy twarz zimną wodą. To samo zrobiłem z poranionymi rękoma. Kilka zadrapań było bardzo głębokich. Siadając na sedes zgarnąłem z półki apteczkę. Zabrałem się za powolne zaklejanie swoich ran. Kiedy skończyłem jeszcze raz przemyłem twarz zimną wodą i po wytarciu jej w puchowy, czarny ręcznik wyszedłem na korytarz. Po mojej lewej stronie paliło się światło.
Kuchnia.
Zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku. Wziąłem kilka głębokich oddechów po czym drżąc na całym ciele przekroczyłem próg pomieszczenia. Moja mama, brat, jego kolega, wujek oraz kuzynka siedzieli przy wielkim, drewnianym stole. Przed każdym z nich stał parujący kubek czegoś ciepłego oraz małe talerzyki, na każdych położono po kawałku jakiegoś ciasta. Kiedy wszedłem do kuchni w pomieszczeniu zapanowała cisza. Zmierzyłem ich wszystkich szybkim spojrzeniem po czym podszedłem do lodówki. Sięgnąłem po długopis, który zawsze leżał na mikrofali obok lodówki
i spojrzałem na kartkę zaczepioną na niej wielkim magnesem. Wielka tabelka przeznaczona na ten miesiąc. W większości wypełniona. Co miesiąc była zmieniana. Podrapałem się po czole i zabrałem się za jej wypełnianie.

Dzień
Ile godzin
śniadanie
obiad
kolacja
dodatek
01.08.20xx
7
Jogurt+ mleko
-
Kanapka
Jabłko
02.08.20xx
2
Mussli+ mleko
Rodzynki
Kanapka
Banan
03.08.20xx
0
Serek+ mleko
-
Herbatniki
Pomarańcza
04.08.20xx
0
Pączek+ mleko
Budyń
Kanapka
Winogrona
05.08.20xx
6
Mleko
Jogurt
Kisiel
Mandarynki
06.08.20xx
3
Płatki
Ryż
-
Gruszka
07.08.20xx
2
Płatki
Makaron
-
Pomelo
08.08.20xx
1
Płatki
Naleśniki
-
Śliwki
09.08.20xx
0
Mleko
Pomidorowa
-
Jabłko
10.08.20xx
0
Mleko
Rosół
Rosół
Banan
11.08.20xx
9
Jogurt z rodzynkami
Pomarańcza
mleko
Pomarańcza
12.08.20xx
9
Jajko na miękko (1)
Płatki
Mleko
Winogrona
13.08.20xx
4
Płatki
-
Sałatka owocowa
Mandarynki
14.08.20xx
2
Kanapka z szynka (1)
Sałatka po grecku
-
Gruszka
15.08.20xx
5
-
Ryba (1 płat)
Sałatka warzywna
Pomelo
16.08.20xx
1
-
Frytki
Gruszka
Śliwki
17.08.20xx
3
-
-
Rodzynki
Jabłko
18.08.20xx
6
Mleko+ banan
Ogórkowa
Budyń
Banan
19.08.20xx
1
Serek
Rosół
Kisiel
Pomarańcza
20.08.20xx
0
Kanapka z pomidorem (2)
-
Kanapka
Winogrona
21.08.20xx
2
-
Jarzynowa
Kanapka z jajkiem
Mandarynki
22.08.20xx
5
-
-
Płatki z mlekiem
Gruszka
23.08.20xx
4
-
-


24.08.20xx





25.08.20xx





26.08.20xx





27.08.20xx





28.08.20xx





29.08.20xx





30.08.20xx






Podrapałem się po czole i otworzyłem lodówkę zaglądając do środka. Trzeba by było coś zjeść. Po przejrzeniu dokładnie zawartości lodówki postawiłem na jogurt z rodzynkami i pomarańczą, a jako dodatek zaszaleje i dam sobie batonika bez czekolady. A co?! Można sobie zaszaleć. Wpisałem w ostatnie wolne rubryki dnia dzisiejszego to co planowałem zjeść po czym zabrałem się za robienie tego. Ignorowałem ich spojrzenia i zabrałem się za wkrajanie obranego wcześniej pomarańcza do swojej miseczki. Następnie zasypałem je rodzynkami, dodałem jogurtu. Uśmiechnąłem się sarkastycznie do swoich myśli. Dawno tak nie pojadłem.
- Kyōfu…- Usłyszałem głos Howaito. Odwróciłem się w jego stronę wpychając do ust łyżkę
z moją dzisiejsza kolacją. Uniosłem lewą brew do góry co w moim mniemaniu miało oznaczać słowo „co?”.- Usiądziesz z nami?- Zapytał delikatnie. Przekrzywiłem głowę w bok i spojrzałem na niego uważnie po czym wzruszyłem ramionami i usiadłem na szafce najdalej od nich jak się dało jednocześnie najbliżej drzwi. Jadłem w ciszy .
- Fufu…- Spojrzałem na wujka. Tylko on i jego córka tak na mnie mówili. Gapiłem się na średniego wzrostu starszego mężczyznę. Czarne, obsypane siwizną włosy zaczesane do tyłu. Bez zarostu. Ciemne oczy. Cieszyłem się, że nie przypominał swojego brata. Ani z wyglądu, ani
z charakteru. Czekał. Przełknąłem głośno to co miałem w ustach.
- Tak?- Zapytałem i ponownie zapchałem się swoją kolacją.
- Pokarz mi tabele na ten miesiąc.- Powiedział. Nie poprosił. Po prostu tego zażądał. Podałem bratu kartkę, który następnie podał ją wujkowi, a ja w tym czasie spojrzałem na moją kuzynkę, która ze smakiem zajadała się wielkim kawałkiem tortu z bitą śmietaną, owocami i kawałkami czekolady. Była niska, szczupła (patrząc na to co i w jakich ilościach jadła nie mogłem wyjść z podziwu, że udało jej się utrzymać taką sylwetkę). Długie, sięgające tyłka czarne włosy. Zielone oczy. Nad lewą brwią widniała średnich rozmiarów blizna. Skrzywiłem się przyglądając się starej ranie na jej czole. Wpychając kolejną łyżkę do ust spojrzałem na… hmm… Taiyō? Jakoś tak. Wiedziałem, że jest wysoki i dobrze zbudowany, ale nie wiedziałem jak wyglądał z twarzy. Spojrzałem na niego. Fioletowe włosy sięgające za pewne do ramion miał związane w kitkę. Fioletowe, ładnie wykrojone oczy z uwielbieniem gapiły się na jego talerz. Pełne usta wykrzywiały się w uśmiechu pełnym marzeń. Był… przystojny…?
Spojrzałem gwałtownie na jego talerz, nie chcąc nawet myśleć o tym o czym pomyślałem…
Otworzyłem szeroko usta gapiąc się oniemiały na to co miał na talerzu…
Wielki (prawie na cały duży talerz obiadowy) kawał czekoladowego tortu posypany kawałkami czekoladowych batonów oraz cukierków (również czekoladowych), polany czekoladą w
 stanie ciekłym oraz posypany startą białą czekoladą. Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Aż mnie zemdliło na sam widok.
- Słuchaj…- Wujek urwał na samym początku zdania. Poczułem jak wszyscy się na mnie spojrzeli, ale ja nadal nie odrywałem wzroku od talerza tego kolesia.
- Chcesz trochę?- Zapytał poważnie. Zakryłem usta dłonią kiedy zrobiło mi się niedobrze. Jak można pochłaniać takie ilości cukru? Ja to bym to jadł przez rok, a i tak nie zjadłbym wszystkiego. Pokręciłem przecząco głową i zabrałem się za jedzenie swojej kolacji. Z trochę mniejszym zapałem niż wcześniej, ale jednak ją jadłem. Spojrzałem na wujka, kiedy już wszystko zjadłem i zabrałem się za rozwijanie batonika bez czekolady. Ułamałem sobie kawałek i wsadziłem do ust. Tyle cukru co dostarczy mi ten batonik w ostateczności mi wystarczy.
- Słucham.- Powiedziałem kiedy nie odezwał się nawet słowem tylko gapił się na mnie.
- W sprawie o jakiej ostatnio rozmawialiśmy przez telefon…
- Słucham? Co?- Przerwał mu Howaito. Wujek uciszył go jednym ruchem ręki.
- Dam ci dokładną odpowiedź, kiedy w tabelce do końca miesiąca pod godziną będzie wpisane 0 i każdy z posiłków będzie zaliczony. Posiłki robione nie przez ciebie.- Powiedział przyglądając mi się dokładnie. Przestałem przeżuwać batonika i zaciskając dłonie na krawędzi szafki spojrzałem na wujka.- Nie możesz też mieć żadnych ran na swoim ciele.- Dodał. Spojrzałem na swoje ręce. I on tam spojrzał.- Nie więcej niż to co masz teraz na ciele. Oraz… przyznam szczerze, że wyprzedziłeś mój plan, ale w sumie można to jeszcze poprawić. Dasz Chisanie wyrównać swoje krzywo obcięte włosy…
- Hę?- Zapytałem oniemiały gapiąc się na niego jak na kosmitę w legginsach. Chisana spojrzała tak samo na swojego ojca. Jej ręka odruchowo powędrowała do blizny nad brwią. Blizna, która w jakiś sposób dodawała uroku tej szesnastolatce, ale jednocześnie brak tej blizny dodawałby jej jeszcze więcej uroku.
- Dlaczego ja?- Zapytała zaskoczona dziewczyna patrząc uważnie na ojca.
- Ponieważ się na tym znasz. Ponieważ ja tak chcę. Ponieważ jesteś dziewczyna.
- Ponieważ to lubię. Ponieważ nie obchodzi mnie to. Ponieważ jesteś szowinistą.- Odpyskowała ojcu i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się przepraszająco.- Zgodzisz się na to? Pozwolisz mi?- Zapytała. Przełknąłem batonika i zeskoczyłem z blatu szafki.
- Musze się na to zgodzić. Chyba wujek dał mi jasne warunki.
- Nie musisz się do niczego zmuszać.- Powiedziała cicho moja matka. Prychnąłem głośno pod nosem i spojrzałem na nią chłodnym spojrzeniem.
- Jeżeli będę chciał się zabić powstrzymacie mnie?
- Oczywiście.- Warknął mój brat. Kiwnąłem na niego ciągłe patrząc na matkę.
- Widzisz. Więc nie mów mi, że mam się do niczego nie zmuszać, bo ciągłe się zmuszam.
W głównej mierze do życia. Dobranoc.- Dodałem i wyszedłem z kuchni zmierzając prosto do swojego nowego pokoju. Nie podobało mi się jakoś to, że musiałem go dzielić razem z tamtą osobą, ale cóż. Wlazłem po schodach na samą górę i pchnąwszy ciemno brązowe drzwi wszedłem do naszego królestwa. Pokój był wielkości mnie więcej całego naszego domku (zajmował całe poddasze). Pod oknami znajdowało się jedno dwuosobowe łóżko, biurko (które było puste), dwa regały (prawie puste), dwie komody (na których nic nie stało) oraz jedna duża szafa. Tak samo wyglądała druga strona pokoju ta koło drzwi. Lustrzane odbicie. Na środku pokoju stała nasza stara (sprzed pół roku) kanapa z salonu, dwa fotele, niski, ale długi ciemny stół. Na ścianie naprzeciwko kanapy wisiał telewizor. Koło okna znajdującego się mniej więcej w połowie pokoju stał mój stary fotel bujany. Usiadłem na nim owijając się kocem. Z szafki obok fotela wyciągnąłem pewne pudełeczko. Otworzyłem je i wyciągając z niego moje skarby zabrałem się za robienie tego co sprawiało mi coś co kiedyś nazwałbym radością.

**
Spojrzałem w stronę drzwi, które otworzyły się delikatnie. Zamknąłem pospiesznie pudełko
i schowałem je do szafki, z której zostało wyciągnięte. Drzwi zamknęły się cicho po tym jak mój nowy współlokator wszedł do środka. Spojrzał na mnie i kiwnął mi delikatnie głową po czym podszedł do swojego łóżka całkowicie zakrytego swoimi wielkimi torbami. Bez słowa zabrał się za ich rozpakowanie. Zaskoczył mnie bo z zegarkiem w ręku zajęło mu to dwadzieścia jeden minut
i siedemnaście sekund. Usiadł na łóżku i sięgnął po pewne kartki. Przeleciał po nich wzrokiem po czym wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Czy coś jeszcze trzeba tutaj dodać?- Zapytał i podał mi przeglądaną wcześniej makulaturę. Drgnąłem by po chwili z minimalnym wahaniem w ruchach sięgnąć po nią. Spojrzałem na to co tam było zapisane i zmarszczyłem delikatnie brwi.
1. Nie dotykaj go. (bez jego zgody)
2. Zachowaj odległość dwa razy dłuższą niż twoje ciało (jeżeli on tego zażąda to nawet dłuższą).
3. Nie stawaj za nim.
4. Nie dotykaj żadnej jego rzeczy (przeważnie są to czarne rzeczy, tj. ręczniki, naczynia, pościel).
5. On sam robi sobie swoje pranie, prasuje je i składa- nie ruszaj go!
6. Sam sobie gotuje. Nie ruszać jego jedzenia.
7. Owoce i mleko, które on konsumuje znajdują się w odpowiednim (wcześniej podpisanym) miejscu- nie ruszaj ich!
8. Nie zbliżaj się do drzwi pod schodami.
9. Nie siadaj na niepasującym do niczego fotelu w salonie, nie ruszaj niczego co na nim jest- najlepiej koło niego nie stój.
10. Zabieraj zawsze klucze od domu- on zawsze w nim jest, ale nigdy nie otworzy drzwi. Nie ważne jak długo będziesz stać pod nimi.
11. On kąpie się ostatni- jak wszyscy już dawno leżą w łóżkach.
12. Jeżeli zje jeden posiłek dziennie (mleko to nie posiłek!) nie zmuszamy go do jedzenia czegoś innego- szkoda żarcia bo i tak je zwróci.
13. Jeżeli zapali światło, nie gaś go!
14. Rzeczy w jego pokoju są nietykalne.
15. Nie rozmawiaj z nim praktycznie o niczym. Bezpieczne tematy to: zwierzęta, rośliny, jedzenie, prace domowe, książki, gwiazdy (te na niebie). Inne nie gwarantują, że będzie z tobą rozmawiał.
299. Jeżeli masz jeszcze jakieś wątpliwości co do uzupełnienia tej listy, zapytaj go. Może ci odpowie.

- Co to?- Zapytałem mało inteligentnie patrząc na niego. Westchnął głośno.
- Howaito-sempai dał mi to jakiś tydzień temu i powiedział żebym wkuł te reguły na blachę. Dlatego się pytam czy masz coś jeszcze do dodania w tej kwestii.
- Nie wiem co tam jeszcze można dodać, bo to nie ja to tworzyłem, ale mój brat.- Powiedziałem drapiąc się z zakłopotaniem po szyi. Jęknął głośno kładąc się na łóżku.
- Mamy tutaj wspólną łazienkę, tak?
- Um… tak.- Odparłem nie wiedząc o co mu chodzi.
- Więc jak będę wracać o drugiej nad ranem ty nadal będziesz siedział i czekał aż ja się umyję żebyś ty mógł się wykąpać?- Zapytał. Zmarszczyłem brwi. Dlaczego miałbym tak długo czekać?
- Dlaczego miałbym tak długo czekać?- Zapytałem, bo już powoli głupiałem. Zerknął na mnie z ukosa.
- Bo na tych kartkach jest napisane, że kąpiesz się ostatni jak już wszyscy leżą w łóżkach, ale jak się okażę, a będzie się okazywać dość często, że będę wracał po północy to chcę wiedzieć czy będziesz siedzieć i czekać w pokoju aż wrócę i się wykąpię abyś ty mógł skorzystać z łazienki?
- Dlaczego miałbym czekać?
- Nie wiem.- Odparł i usiadł na łóżku. Odsunąłem się minimalnie w swoim fotelu. Zerknął na mnie. Zauważył tak minimalny ruch?- Moja praca nie pozwoli mi dość często wracać wcześniej. I tak musiałem ją ograniczyć do minimum aby móc iść do szkoły. I tak będę miał 4 dni pracy w tygodniu. Więc przez 4 dni będę wracać później.
- Jak będę miał zajęcie do tego czasu to będę czekać, a jak nie to kładę się wcześniej.
- Rozumiem.- Powiedział i spojrzał na mnie. Przyglądał mi się uważnie bez cienia uśmiechu wymalowanego na twarzy. Nie podobało mi się to spojrzenie.- Jeszcze jedno pytanie i daje ci święty spokój. Na dzisiaj.- Podkreślił. Dlaczego miałem wrażenie, że chodziło mu o coś jeszcze?
- T… Tak?
- Ze względu na swoje zainteresowania oraz miejsce w którym pracuję, zapytałem się twojej mamy czy mogę się w taki sposób odwdzięczyć za gościnę jaką mi zaproponowano. Powiedziała, że jej i Howaito-sempai to nie przeszkadza tylko musze z tobą jeszcze pogadać.
- Jaki… sposób…?- Zapytałem słabo. Chcę już zamknąć się w łazience i zniknąć z jego pola widzenia. Nawet nie wiedziałem dlaczego nadal siedziałem w tym fotelu.
- Gotowanie.- Padła tylko jedna odpowiedź. Jedno słowo. Zrobiło mi się słabo. Gotowanie. Czyli, że by gotował w naszej kuchni. Prawdopodobnie trzymał moje naczynia. Gotował za pewne dla wszystkich, a tym samym i ja musiałbym to jeść. Dodawałby tam coś czego ja nie znam albo o czym bym nie wiedział. Musiałbym zjadać wszystko, a wtedy…
- Nie. Jeżeli chcesz możesz gotować dla mamy i brata oraz dla siebie oczywiście, ale ja tego jeść nie będę.
- Dlaczego?
- Ponieważ jem to co sam sobie przygotuje.
- Płatki na Mleku, jogurt z owocem, rosół i nic więcej?- Zapytał kpiąco. Zacisnąłem mocniej palce na kolanach.
- Z głodu nie umieram.
- To nie jest zbilansowane żarcie dla dzieciaka w twoim wieku.
- Dzieciaka w twoim wieku? Jak myślisz ile ja mam lat?- Zapytałem sucho. Uśmiechnął się pod nosem.
- Z piętnaście.
- + cztery to się zgodzę.- Warknąłem. Uniósł zaskoczony lewą brew do góry.
- I masz. Złe odżywianie i dlatego jesteś taki krasnalowaty.
- To ty jesteś za duży. Jak żresz w takich ilościach co dzisiaj to jesteś gigant.
- Ja przynajmniej widzę świat stojąc na płaskich stopach, a nie tak jak ty włazić na dwudziesto szczebelkową drabinę.
- Ja to przynajmniej wszędzie się zmieszczę, a nie moje kończyny będę z każdej kryjówki wystawać, albo się zaklinuje jak ty!
- Ja to chociaż potrafię coś ugotować i jest to bardziej jadalne niż twoje.
- Ja wiem co dodaje do swojego jedze…- Urwałem zakrywając pospiesznie usta dłonią. Uśmiechnął się tak jakby wygrał właśnie w totka z pięć milionów.
- A więc o to chodzi?
- Ty… podpuściłeś mnie?!- Zawołałem oburzony. Wzruszył delikatnie ramionami.
- Nie pierwszy i podejrzewam nie ostatni raz mam do czynienia z tak wybrednymi osobami.- Powiedział kpiącym tonem. Prychnąłem pod nosem.- Nie zatruje ci jedzenia wiec będziesz je jadł. Sam je sobie będziesz nakładał i będziesz po sobie zmywał, ale będziesz je jadł.- Dodał. Wstałem gwałtownie ze swojego fotela zaplątując się w koc w efekcie czego upadłem jak długi na podłogę. Jęknąłem głośno.
- No chyba nie! Nie mam zamiaru…
- A. I możemy się umówić, jeżeli ci to nie przeszkadza, że ty będziesz się drugi kąpał we wtorek, środę i czwartek, a ja w pozostałe dni tygodnia.
- Nie zmieniaj tematu!
- Tamten uważam za zamknięty. Więc przechodzę do kolejnego.
- Ja nie uważam…
- Przepraszam. Przeszkadzam?- Zapytał mój brat patrząc na nas zaskoczony. Nie dziwiłem mu się. Jego „kolega” siedział rozwalony na swoim łóżku, a ja zaplątany w koc siedziałem na podłodze.
- Nie. Tak sobie tylko rozmawiamy. Prawda?- Zapytał uśmiechając się delikatnie. Pokazałem mu środkowy palec po czym mało zgrabnie wygrzebałem się ze swojej puchowej pułapki i ruszyłem w stronę łazienki.- Dzisiaj jest środa.- Dodał cicho pod nosem. Spojrzałem na niego zza przymrużonych powiek i warknąłem cicho po czym i tak zamknąłem się w łazience.
 ************************
Mam nadzieję, że wam się spodobał:)
Pozdrawiam Gizi03031;*