....i zaprasza do czytania kolejnego rozdziału:D
**************************
Obraził
się.
Na
bank się obraził.
A
ja miałem to gdzieś. Do czasu…
Zapomniałem
poprosić brata aby kupił mi żarówkę do lampki nocnej. Siedziałem właśnie
w piwnicy i szukałem jakiś latarek. W miarę sprawnych. Wiedziałem, że bez tego nie zasnę. Po przejrzeniu kolejnego z rzędu pudełka, zrezygnowałem.
w piwnicy i szukałem jakiś latarek. W miarę sprawnych. Wiedziałem, że bez tego nie zasnę. Po przejrzeniu kolejnego z rzędu pudełka, zrezygnowałem.
-
Ziemniaki do piwnicy?- Usłyszałem głos Taiyō na szczycie schodów. Drgnąłem po
czym przecząco kiwając głową ruszyłem ku górze. Spotkałem się z nim w połowie
schodów. Bez trudu niósł dwa wielkie worki ziemniaków. Wbiłem się w ścianę
chcąc mu zejść z drogi.
-
Kyōfu?- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem tam. Howaito stał na szczycie
schodów ubrany w pięknie skrojony garnitur.
-
Hmm?
-
Znowu…?
-
Szukałem czegoś.- Powiedziałem i wyminąłem go w przejściu. Wypuścił głośno
powietrze
z płuc. Nie mówiąc nic więcej ruszyłem w stronę schodów.
z płuc. Nie mówiąc nic więcej ruszyłem w stronę schodów.
-
Dzisiaj w nocy mnie i mamy nie będzie w domu.- Zakomunikował mi kiedy byłem
w połowie schodów. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego.
w połowie schodów. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego.
-
Hę?
-
Ja mam niezapowiedziany dyżur. A mama ma spotkanie służbowe w innym mieście i
wróci jutro pod wieczór.
-
Więc…?
-
Zostaniesz z Taiyō.
-…-
Kiwnąłem głową i wróciłem do swojego wcześniejszego zajęcia. Po chwili
siedziałem już na łóżku w pokoju. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie chciałem z nim
zostawać. Nie chciałem dzisiaj kłaść się spać. Jęknąłem głośno kładąc się na
łóżku. Zza palców spojrzałem na sufit, na którym zaczepiłem wszystkie modele
planet (kolekcjonowałem je przez kilka lat). Po kilku minutach doszedłem do
wniosku, że wpatrywanie się w model saturna nic mi nie pomoże i muszę coś
wykombinować. Dźwignąłem swoje o dziwo ociężałe cielsko i udałem się do
łazienki. Po ogarnięciu się i zażyciu długiej, ciepłej kąpieli wróciłem do
pokoju. Nadal byłem w nim sam. Może to i lepiej?
Zostawiając
zapalone główne światło opatuliłem się w ciepłą kołdrę i postanowiłem spróbować
spać, chociaż nie wiedziałem dlaczego moje serce ścisnął jakiś nieznany mi jak
dotąd strach…
**
Poruszyłem
się niespokojnie. Coś było nie tak. Otworzyłem delikatnie oczy. Serce mało co
nie wyskoczyło mi z gardła, kiedy zamiast spodziewanego półmroku dojrzałem
przed sobą ciemność. Ktoś (nawet wiem kto) zgasił światło w pokoju. Wbrew woli
z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk. Macki ciemności wyciągnęły się w
moją stronę próbując mnie dosięgnąć.
-
NIE! ODEJDŹ! ZOSTAW!- Krzyknąłem podrywając się na wyprostowane, sztywne nogi.
Zgarnąłem za sobą koc i w panice uciekłem do łazienki zamykając za sobą drzwi
na patent. Zapaliłem wszystkie możliwe (i dostępne) do zapalenia światła w tym
pomieszczeniu, po czym zwinąłem się
w kłębek siadając pod zlewem.
w kłębek siadając pod zlewem.
Miałem
już dosyć…
Chciałem
po prostu zapomnieć…
Dlaczego
mi na to nie pozwalali…?
Boli…
**
Usłyszałem
natarczywe pukanie. Nawet bez otwierania oczu wiedziałem gdzie jestem, dlaczego
tam jestem i co tam robiłem. Mimo wszystkiego co we mnie krzyczało abym nie
otwierał oczu zrobiłem to. Pierwsze co
zobaczyłem to szarość kafelek podłogowych. Zamrugałem kilka razy
przyzwyczajając swoje spojrzenie do ostrego światła panującego w środku.
Pukanie nie ustawało. Wręcz przeciwnie – przybrało na sile. Usiadłem starając
się nie wyrżnąć głową w zlew pod którym się znajdowałem. Przemyłem twarz po
czym w dość powolny nawet jak na mnie sposób ruszyłem do drzwi. Wiedziałem kogo
za nimi zastanę więc nie zdziwił mnie widok jego zaspanej mordy spoglądający na
mnie z irytacją.
-
Sraczki dostałeś?- Zapytał. Zignorowałem go i przecisnąłem się koło niego tuląc
do siebie koc. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Czekaj czy ty…?
-
Łazienka wolna.- Przerwałem mu otwierając swoją szafę. Wygrzebanie czegoś co
mógłbym dzisiaj ubrać nie zajęło mi dużo czasu. Luźne, czarne spodnie z
ciemnofioletową koszulką bez żadnego nadruku. Do tego sługi, czarny sweter na
guziki. Przeczesałem włosy palcami po czym
dość powoli udałem się do kuchni. Wiedziałem, że nikogo tam nie zastanę. Jakie było moje zdziwienie kiedy moim oczą ukazała się Chisana. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie kiedy na mnie spojrzała po czym ponownie zabrała się za jedzenie naleśników. Spojrzałem na zegarek i zaskoczony otworzyłem szeroko oczy. Było po trzynastej.
dość powoli udałem się do kuchni. Wiedziałem, że nikogo tam nie zastanę. Jakie było moje zdziwienie kiedy moim oczą ukazała się Chisana. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie kiedy na mnie spojrzała po czym ponownie zabrała się za jedzenie naleśników. Spojrzałem na zegarek i zaskoczony otworzyłem szeroko oczy. Było po trzynastej.
-
Cześć.- Powiedziała cicho. Kiwnąłem do niej głową sięgając po swój kubek.
Nalazłem sobie do niego zimnego mleka.- Zjesz?- Zapytała. Zerknąłem na nią. Czy
byłem głodny? Byłem, ale nie będę jadł czegoś czego…
-
Zje.
-
Nie.- Powiedziałem w tym samym momencie
co wchodzący do kuchni Taiyō. Nie spojrzałem nawet na niego tylko
otworzyłem lodówkę i wygrzebałem z niej koszyk owoców. Po przemyśleniu
wygrzebałem z niego banany, jabłka, pomarańcze, mandarynki, kiwi, gruszkę oraz
kawałek ananasa. Dziesięć minut później siadałem przed swoją kuzynką z dużą miską
owoców polaną owocowym jogurtem z dodatkiem rodzynek.
-
Co jesz?- Zapytał ten natręt. Nie patrząc na niego pokazałem delikatnie
zawartość swojej miseczki. Cmoknął niezadowolony po czym położył przede mną
tabliczkę czekolady. Zignorowałem ją.
-
Czy coś się stało?- Chisana przyglądała mi się uważnie. Poczekałem z
odpowiedzią aż przełknę to co przeżuwałem.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ takie coś jesz zawszę jak coś ci się stanie. Na słodko, ale zdrowo.-
Wyjaśniła. Przyglądając się jej uważnie wypuściłem głośno powietrze z płuc i
zabrałem się za ponowne konsumowanie.
-
Nic takiego.
-
Czekolady też pewnie nie ruszysz.- Ciągnęła dalej temat. Wzruszyłem ramionami.
Miała rację. Nie ruszę jej. Ale nie musiałem tego mówić na głos. Nie muszą o
wszystkim wiedzieć.- Może ci się tylko wydawać, że ukrywasz swoje stany przed
wszystkimi, ale w domu już się nauczyliśmy jak poprawnie ciebie czytać.
-
Słucham?- Zapytałem dość ostro. Nie podobało mi się to, co do mnie mówiła.
-
Patrząc na to co jesz, jak się ubierasz, jak się czeszesz i co robisz za dnia
wiemy w jakim jesteś humorze i w ogóle.
-
Chcesz mieć kolejną bliznę?- Zapytałem odkładając gwałtownie miseczkę na stole.
Kilka kropel jogurtu wydostało się na zewnątrz brudząc swoim jestestwem stół.
-
Teraz jesteś poirytowany. Nie chcesz bym o tym gadała. A co do blizny jedna mi
wystarczy.- Powiedziała uśmiechając się niezrażona moim wybuchem.
- Jeżeli jedna ci wystarczy to się zamknij.-
Warknąłem wstając z impetem ze swojego miejsca.
-
O co wam chodzi?
-
O gówno.- Warknąłem i wyszedłem z kuchni z zamiarem podążenia do salonu.
Powstrzymało mnie silne uderzenie w plecy, kiedy ktoś szarpnął mnie za ramię i
popchnął mocno na ścianę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, kiedy zabrakło mi
powietrza w obitych płucach.
-
Jesteś bratem Sempai’a, spoko, ale nie pozwalaj sobie gówniarzu z takimi
odzywkami
w moim kierunku.- Warknął pochylając się w moim kierunku. Wbiłem się w ścianę uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Zaśmiał się chłodno.- Jeżeli nie masz odwagi spojrzeć mi w oczy to nie sap.- Dodał i odszedł pozwalając mi osunąć się po ścianie na drewnianą podłogę.
w moim kierunku.- Warknął pochylając się w moim kierunku. Wbiłem się w ścianę uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Zaśmiał się chłodno.- Jeżeli nie masz odwagi spojrzeć mi w oczy to nie sap.- Dodał i odszedł pozwalając mi osunąć się po ścianie na drewnianą podłogę.
Zacisnąłem
mocno powieki, aby tylko nie płakać. Nie będę okazywał przed tym człowiekiem
swoich słabości…
**
Byłem
sam w domu. Moja kuzynka jak i ten idiota wyszli do jakiegoś marketu na zakupy.
Brat razem z matką będą w domu dopiero za kilka godzin. A ja byłem sam. Po
przeszukaniu wszystkich szafek w domu nie znalazłem tego co mnie najbardziej
interesowało. Nie znałem nawet numeru do Chisany. Tak mógłbym z domowego zadzwonić
do niej i poprosić aby kupiła mi to co chciałem. Nie wyobrażałem sobie
spędzenia kolejnej takiej nocy jak ostatnio. Wciągnąłem na nogi swoje trampki
(co jakiś czas matka kupowała mi buty z cichą nadzieją, że pobrudzą się trochę
od ziemi niż od kurzu) i spojrzałem na swoje ręce. W prawej znajdował się jeden
banknot, w drugiej klucze od domu. Z tego co wiedziałem na końcu naszej ulicy
znajdował się sklep, w którym mogłem kupić żarówkę.
Samo
wyjście z domu zajęło mi jakieś pół godziny. A dotarcie do sklepu oddalonego od
domu o jakieś pięć minut drogi zabrało mi kolejne czterdzieści minut. Kiedy w
końcu tam dotarłem byłem cały spocony, roztrzęsiony i zestresowany. Każdy
najdrobniejszy ruch sprawiał, że podskakiwałem przerażony piszcząc jak
zarzynana mysz.
Sklep
okazał się dużym Konbini, w którym kręciło się bardzo dużo osób. Kręciłem się
przed drzwiami przez kolejne pół godziny po czym z ręką na sercu wszedłem do
środka. Kilka osób spojrzało na mnie wbijając mnie tym sposobem w przestrzeń za
mną, inni po mistrzowsku mnie zignorowali. Kręciłem się między półkami szukając
tego, co sprawiło, że wylazłem ze swojej przystani.
-
Może w czymś pomóc?- Usłyszałem za sobą głos jakiejś kobiety. Podskoczyłem
i odwróciłem się gwałtownie. Nienawidzę, kiedy ktoś staje za mną. Młoda kobieta (dziewczyna) ubrana w żółtozielony mundurek z włosami zaczesanymi w wysoką kitkę uśmiechała się do mnie delikatnie. Jej uśmiech i tak mi nie pomógł. Nie znałem jej. To co obce oznacza niebezpieczeństwo.
i odwróciłem się gwałtownie. Nienawidzę, kiedy ktoś staje za mną. Młoda kobieta (dziewczyna) ubrana w żółtozielony mundurek z włosami zaczesanymi w wysoką kitkę uśmiechała się do mnie delikatnie. Jej uśmiech i tak mi nie pomógł. Nie znałem jej. To co obce oznacza niebezpieczeństwo.
-
Ja… yy… umm…. Ja… chce…. Ja….- Nie mogłem się wysłowić. Ręce zaczęły mi się
trząść. Cofnąłem się o kilka kroków wpadając na półkę. Przestraszyłem się i
ponownie podskoczyłem. Uśmiech z twarzy dziewczyny zniknął momentalnie.
-
Proszę za mną.- Czyjś męski głos ściągnął mnie na ziemię. Głos jak głos
sprawił, że drgnąłem, ale ręka nieznajomego, która wylądowała na moim ramieniu
sprawiła, że krzyknąłem na cały sklep.- Proszę się uspokoić i pójść za mną…
-
Puść…- Zaparłem się stopami, ale mężczyzna ubrany w strój ochroniarza sklepu
bez problemu pociągnął mnie za sobą. Wyrywanie się oraz unoszenie głosu w
niczym mi nie pomogło. Zostałem wyprowadzony na zaplecze i pozostawiony tam sam
sobie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w którym mnie zamknęli. Jasny pokój, po
środku którego stał stół z czterema krzesłami. Dwa po jednej stronie, dwa
kolejne naprzeciwko wcześniejszych. Spróbowałem otworzyć drzwi, ale nie chciały
się mnie słuchać. W oczach stanęły mi łzy. Nie mogę tutaj zostać… muszę…
Drzwi
otworzyły się delikatnie. Do środka wszedł kolejny człowiek, którego nie
znałem. Wysoki mężczyzna z gęstą brodą. Średniego wzrostu.
-
Może usiądziesz?- Zapytał kiedy dojrzał, że stroje wbity w kąt pokoju.
Pokręciłem przecząco głową.- No dobrze. Wiesz może dlaczego tutaj jesteś?-
Zapytał. Ponowie pokręciłem głową bacznie się mu przyglądając. Powoli zacząłem
zmierzać w stronę drzwi. Wtedy on pokazał mi jakąś plastikową kartę, którą miał
przyczepioną przy swojej kieszeni firmowej koszuli.- Bez tej karty nie
otworzysz tych drzwi. Powiedz, chciałeś coś ukraść, prawda.- Nie zapytał.
Stwierdził fakt. Pokręciłem przecząco głową. Ukraść?! Ja?!- Nie wyjdziemy stąd
dopóki się nie przyznasz…
-
Ja… nie…
-
Przestań kłamać!
-
Nie… ja…
-
Może lepiej będzie jak zadzwonimy na policję.- Powiedział. Drgnąłem. Policja
oznacza więcej ludzi w tym pomieszczeniu. Więcej nieznanym ludzi oznacza
większe niebezpieczeństwo.
-
Nie…- Powiedziałem cicho. Facet uśmiechnął się wrednie. Nie podobał mi się ten
uśmiech.
-
Jeżeli nie chcesz policji przyznajesz się do tego, że coś ukradłeś.
-
Nie…
-
Eh… jakiś ćpun mi się trafił, który w zaparte będzie się upierał, że nie chciał
niczego ukraść.- Mruknął cicho pod nosem. Ćpun? Ja? Ale… co?! Pokręciłem
przecząco głową.- Chłopcze przestańmy się bawić w kotka i myszkę. Proszę
opróżnić kieszeni i…
-
Nie.
-
…- Uderzył pięścią w stół. W oczach
stanęły mi łzy.- Oj nie myśl, że te aktorskie łzy mnie oszukają!
-
Um. Przepraszam szefie.- Dziewczyna z wcześniej zajrzała do pokoju. Zerknęła na
mnie przelotnie po czym pospiesznie znowu spojrzała na swojego szefa.
-
Słucham?
-
Ktoś pyta o tego chłopaka.- Powiedziała cicho. Drgnąłem. Ktoś? O mnie? Kto?
-
Niech poczeka, jeszcze nie skoczyłem z nim gadać. To pewnie jego wspólnik,
który chcę go wyratować z opresji.
-
Słucham?- Usłyszałem chłodny głos dobiegający zza pleców dziewczyny. Drzwi
otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł spocony i czerwony na twarzy Taiyō.- Jaki wspólnik? O co on jest
oskarżony?
-
O próbę kradzieży.
-
Złapał go pan na gorącym uczynku?
-
Gdybyśmy czekali wyniósłby stąd pół sklepu. Wystarczy, że dziwnie się zachowywał.
-
Może się bał.
-
Skoro się bał to chciał coś ukraść!
-
Wystraszył się pana mordy.- Warknął chłopak i skierował swoje kroki w moją
stronę. Wbiłem się w ścianę jak najdalej niego. Oddychał ciężko. Po chwili całe
pomieszczenie wypełnił dźwięk delikatnego uderzenia kiedy jego prawa ręka
zatrzymała się na moim policzku. Zapiekło. Nie zabolało, ale zapiekło. Łzy z
moich oczu pociekły w dół brody.- Idioto! Po co wylazłeś z domu?! Co?!-
Krzyknął na mnie pochylając się tak aby móc spojrzeć mi w mokre oczy.
Zaszlochałem cicho. Nie chciałem aby ktoś się o tym dowiedział i mnie takiego
widział.
-
Żarówka… wyczerpała…- Jęknąłem cicho.
-
Nie mogłeś do mnie zadzwonić abym ci ją kupił?!
-
Jak? Skąd?
-
Oj. Zamknij się.- Powiedział i przyciągnął moje sztywne ciało do siebie.
Zgłupiałem momentalnie kiedy poczułem jego słodki zapach.- Ja z panem rozmawiać
nie będę, ale niedługo pojawi się tutaj jego brat i to przed nim będzie się pan
tłumaczyć z tego co tutaj miało miejsce.
-
Nie wyjdziecie stąd dopóki nie przyjedzie policja i nie wyjaśnimy…
-
Nie.- Przerwałem cicho wtulony w ramie Taiyō. Trząsłem się na całym ciele.- Nie
ukradłem… nie… nie… nie jestem… ćpunem…
-
Słucham?!- Ostry i ciężki głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Fioletowo włosy
przyciągnął mnie bliżej siebie kiedy do pokoju wpadł mój brat. Miał ściągnięte
brwi oraz ciemne cienie pod oczami.- Co za ćpun?! Co za złodziej?!
-
Doktor Heikin?- Zapytał zaskoczony właściciel sklepu. Mój brat bez cackania się
trzasnął mocno drzwiami. Podskoczyłem.- Zna pan tego… chłopca?
-
Znam! To mój brat! Więc teraz żądam wyjaśnień, dlaczego…?!
-
Sempai. My wyjdziemy.- Powiedział chłopak. Wtedy dopiero brat spojrzał na nas.
Uniósł prawą brew do góry po czym machnął na nas tylko dłonią i znowu spojrzał
na starszego mężczyznę. Posłusznie wyszedłem za Taiyō nie oglądając się za
siebie.- Jaką żarówkę chciałeś kupić?
-
Zwykłą…
-
25-tke, 45-tke, 100-tke? Jaką?
-
Drugą…
-
Chodź…
-
Co?
-
Nie po to przeszedłeś taki kawał drogi, aby teraz nie kupić tego po co tutaj
przylazłeś…
-
Ale…
-
Chodź.- Powiedział i pociągnął mnie w tylko znanym sobie kierunku. Po chwili
staliśmy przed półką pełną żarówek. Sięgnął pierwszą lepszą z brzegu i ruszył razem
ze mną i z nią do kasy, która na szczęście nie była przez nikogo oblegana.- My
tylko to.- Powiedział delikatnie. Otworzyłem szerzej czerwone oczy. Co to był
za głos?
-
67¥ się należy.- Powiedział młody ekspedient uśmiechając się delikatnie. Zostałem
szturchnięty w czubek głowy.
-
Masz jakąś kasę?- Padło pytanie. Wygrzebałem z kieszeni 100 ¥ i delikatnie
położyłem je na ladzie. Po chwili zniknęły z mojej powierzchni wzroku.
-
Należy się 33 ¥ reszty. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.- Zaświergotał sprzedawca
przyglądając nam się uważnie. Dlaczego on się tak gapił?
-
Chodź.- Taiyō znowu wrócił do swojego standardowego tonu. Takiego jaki ja znam.
Wydreptałem za nim na zewnątrz. Próbowałem się uwolnić z plątaniny jego rąk,
ale mi na to nie pozwolił.- Przestań się szarpać, bo cię ugryzę.
-
…hię?- Pisnąłem cicho patrząc na niego od dołu. Puknął delikatnie moją brodę.
-
Najpierw tutaj.- Dodał przyglądając mi się uważniej. Ukryłem twarz w jego
torsie naciągając na nią spora połać jego ciemnej bluzy.
-
Nienawidzę cię.
-
I dobrze.- Odparł tylko masując delikatnie moje plecy. Przymknąłem na chwilę
obolałe od płaczu oczy…
Chcę
już do domu…
****************************
Pozdrawiam Gizi03031
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, brawo wyszedl z domu choć wiele czasu mu to zajęło... ale zastanawiam sie skąd Taicho wiedział że tam jest, ale reakcja mi się podobała jak i jego brata ale to uderzenie nie było potrzebne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia