niedziela, 3 grudnia 2017

4383- Rozdział 2

Hejka:)
Życzę miłego czytania:)
*********************************
Budum! Budum! Budum!
Lubię dźwięki. Różnej maści dźwięki mnie uspokajają. Chociaż teraz nie mogłem tego powiedzieć. Teraz wcale, a to wcale nie czułem się spokojnie. Słyszałem w uszach jak głośno dudni mi serce.
Stałem przed drzwiami wejściowymi do domu. Słyszałem jak matka gadała z kimś przez telefon w swoim gabinecie. Pewnie załatwiała sprawy służbowe w domu…
Nacisnąłem delikatnie klamkę, aby nie usłyszała, że ktoś wchodzi albo co gorsza wychodzi (tak. Moja rodzina ma trochę inne wartości) z domu. Uderzył we mnie pierwszy powiew ciepłego wiatru. Powietrze było ciężkie i gorące jak na lato przystało. Zrobiłem dwa kroki i…
Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, kiedy promienie słoneczne poraziły moje oczy uderzając jednocześnie w moją twarz. Już zapomniałem jak to jest czuć słońce na swojej skórze. Otwieranie okna w pokoju na całą szerokość się nie liczyło. Zrobiłem kolejny krok i zamknąłem cicho drzwi. Puściłem klamkę. W tym momencie poczułem się jakbym szedł na bardzo cienkiej lince nad przepaścią.
Trzy schodki w dół i znajdowałem się już na żwirowej ścieżce, która prowadziła do furtki. Ale to nie ona była moim celem. Byłbym śmieszny gdybym wierzył, że uda mi się wyjść dalej niż poza mury naszej posiadłości. Ogród to i tak już wiele jak na mnie. Idąc blisko ściany domu zacząłem zmierzać na tyły domu. Tamten rewir ogrodu znałem lepiej, ponieważ to tam wychodziły okna mojego pokoju. Od kilku lat widziałem przez nie starannie zadbany trawnik, leżaki, kamiennego grilla, średniej wielkości basen oraz trampolinę (należała do Młodej, która większość czasu w niej spędzała, kiedy nas odwiedzali). Kiedy nikogo tam nie było zerkałem na to miejsce z okna swojego pokoju
i czasami po cichu marzyłem, że pływam w tym basenie albo skaczę na trampolinie. Wyobrażałem sobie jak kładę się na leżaku i pozwalam aby promienie słoneczne powoli zmieniały kolor mojej skóry. Jak sięgam od brata przygotowane przez niego mięso z grilla…
Marzyłem i jednocześnie cierpiałem, bo wiedziałem, że nigdy tego nie osiągnę. Co z tego, że jakimś cudem wyszedłem na to upragnione przeze mnie miejsce skoro to nie jest wielki wyczyn, kiedy jest się tutaj samemu. Przy chociaż jednej osobie więcej niż ja sam nie podszedłbym nawet do okna.
A co do okna… zatrzymałem się właśnie nad nim i sięgnąłem po torbę, którą jakieś trzy godziny wcześniej (no co? Naprawdę wyjście na zewnątrz nie było wcale takie łatwe) spuściłem na dół na sznurku. Otworzyłem ją i wyciągnąłem z niej folię, ręcznik, lusterko łazienkowe, nożyczki oraz grzebień. Rozejrzałem się dookoła siebie i postanowiłem podejść do najbliższego leżaka. Nie ma co przesadzać. Przecież nie udam się na koniec ogrodu.
Usiadłem na krawędzi białego siedzenia i rozkładając wcześniej na nim folię postawiłem na ogrodowym stole lusterko.
Przeciągnąłem palcami po swoich włosach, które zasłaniały mi już tyłek. Włosy nieścinane od siedmiu lat. Rok przed moją śmiercią obcinała mi je mama. Później nie pozwoliłem się nikomu dotknąć. Nawet usiąść obok mnie.

***

Złapałem się za klatkę piersiową. Serce waliło mi jak szalone, kiedy usłyszałem jak ktoś podjeżdża pod nasz garaż. Nie znałem dźwięku tego samochodu. Bynajmniej nie był to mój brat. Zgarnąłem pospiesznie ogarnięte ze stołu rzeczy oraz folię z moimi włosami i podbiegłem na nogach jak z waty do torby. Wcisnąłem w nią owe fanty i sunąc szybko (po ziemi i po ścianie) zmierzyłem
w stronę drzwi wejściowych. Mogłem wcześniej otworzyć drzwi balkonowe, ale chciałem spróbować swoich sił na drewnianych drzwiach, żwirowej drodze i schodach. Usłyszałem czyjś śmiech. Ktoś zbliżał się do wejścia. Przystanąłem. Nie dam rady wyjść za ściany, kiedy ktoś tam stoi.
- Dziękuje Sempai. Naprawdę ratujesz mi życie.- Usłyszałem zachrypnięty głos. Po całym moim ciele przebiegł silny dreszcz. I to nie dlatego że było zimno. Wszak temperatura wskazywała ponad 42 stopnie. A ja wręcz się gotowałem mając na sobie szorty do kolan i koszulkę na ramiączkach. Do tego japonki.
- Nie przejmuj się tym. Jak to z mamą uzgodniliśmy możesz tutaj zostać dopóki nie ukończysz szkoły.
- To nie za długo? Trzy lata…
- Nie przejmuj się tym… ugh… ciężka ta torba.- Usłyszałem jęk swojego brata. Howaito tam jest więc mógłbym… nie… tam jest też ktoś obcy. Ktoś kogo miałem poznać dopiero za tydzień, a nie dzisiaj.
- A twój młodszy brat? Co on na to?
- Zgodził się. Chociaż może być w delikatnym szoku jak zobaczy cię dzisiaj, a nie za tydzień.
- Nie będzie robił problemów?
- Tego nie mogę obiecać.- Mruknął mój brat. Jego rozmówca zaśmiał się cicho.
- Postaram się nie wchodzić mu w drogę.
- Nie. Nie staraj się. Uwierz mi. Jeżeli on sam mógłby wybierać to mieszkałby sam byleby tylko nikt nie wchodził mu w drogę. A na to nie możemy pozwolić. Tym bardziej, że będziecie dzielić razem pokój.
- Um… nie będzie mu to przeszkadzać?
- Mu przeszkadza jego cień. Mówię ci, nie możemy mu wiecznie pobłażać, bo on czegoś nie chce. Coś jeszcze masz?
- Nie. To cały mój dobytek życiowy.- Powiedział kąśliwie chłopak. Oparłem się o ścianę czekając aż w końcu wejdą do domu.
- I tak masz tego więcej niż się tego spodziewałem.
- W pracy dostałem kilka rzeczy, które pomogą mi w życiu. Wiec…
- Mamo?- Usłyszałem zaskoczony głos brata, kiedy drzwi otworzyły się z głośnym impetem. Podejrzewam, że to właśnie matka wyszła na zewnątrz. Chciała się z nimi przywitać?- Coś się stało? Coś z Kyōfu?
- Nie ma go.- Usłyszałem panikę w głosie matki. Drgnąłem.
- Jak to go nie ma? Kogo nie ma?
- Kyōfu.
- Byłaś u niego w pokoju?- Zapytał obojętnym głosem.
- Nawet u ciebie w gabinecie. Wyjrzałam też do ogrodu. Nie ma go nigdzie.
- Może zadzwonisz…- Zaczął cicho jego towarzysz. Brat zaśmiał się nerwowo pod nosem.
- Mój brat nie ma telefonu.- Odparł tylko. Wypuścił głośno powietrze z płuc.- Dzwoń do wujka. Chociaż nie chce mi się wierzyć, że wyszedłby z domu…
- Może pomogę…
- Nie. To nie jest dobry pomysł. Nie wiem co mu strzeliło do głowy…- Osunąłem się po ścianie na dół i usiadłem na piętach.
Chcą dzwonić do wujka tylko dlatego, że wyszedłem do ogrodu?!
Nie wiem po co do niego chcą dzwonić jak i tak ma dzisiaj przyjechać. To ja z nim rozmawiałem i poprosiłem aby przyjechał dzisiaj na kolację. Żałowałem trochę, że nie widziałem jego miny, kiedy zorientował się, że to ze mną rozmawia, a nie z moją mamą.
- Oj.- Usłyszałem głos po swojej prawej. Podskoczyłem przerażony i spojrzałem w stronę,
z której wydobywał się ten nieznany jak dla mnie dźwięk. Pierwsze co zobaczyłem to czarne japonki
z wielkimi stopami. Mój wzrok w dość powolny sposób zaczął podążać nieznacznie ku górze. Po japonkach i stopach zobaczyłem umięśnione, lekko owłosione łydki, uda (podejrzewam, że również umięśnione) ukryte były pod niebieskimi szortami. Biodra, płaski brzuch uwięziony pod ciasnym, czarnym podkoszulkiem na ramiączkach. Klatka piersiowa również utrzymana w dość dobrej kondycji. Zadarłem głowę do góry aby spojrzeć na twarz nieznajomego, ale znajdowała się ona za wysoko, w efekcie czego wyrżnąłem w bok szykując się na to, że za chwilę moja twarz boleśnie spotka się z twardym podłożem. O dziwo zderzenie, którego się spodziewałem nie nastąpiło. Stało się coś całkowicie odwrotnego. Coś (coś bardzo dużego na marginesie) szarpnęło mnie za prawą rękę stawiając mnie do pionu. Byłem tym tak zaskoczony, że zachwiałem się i wpadłem na ludzką ścianę, która stała obok mnie. Jego silne ramiona zawinęły się dookoła mojej talii. Wciągnąłem głośno powietrze do płuc. Usłyszałem jego dudniący, chrapliwy śmiech.- Ostrożnie. Nic ci nie jest? Nie zraniłeś się?- Usłyszałem nad swoją głową. Zesztywniałem. Ten człowiek mnie dotykał! Ten człowiek mnie obejmował! Był za blisko!- Sempai! Chyba znalazłem twojego brata!- Usłyszałem jego krzyk
i głośny śmiech, kiedy bez problemu wprawił w ruch moje sztywne ciało ciągnąc mnie za sobą
w stronę schodów. Jego lewa ręka nadal obejmowała mnie za szyję.
- Taiyō! Powoli go puścisz i zrobisz dwa kroki do tyłu pokazując swoje dłonie!- Usłyszałem krzyk mojego brata. Głos uwiązł mi w gardle. Zacząłem dygotać na całym ciele.- Kyōfu tylko spokojnie.- Dodał zerkając na mnie. Kiedy tylko moje ciało zostało uwolnione zacząłem powoli sunąć przed siebie, byle dalej od tego człowieka. Człowieka, który ośmielił się mnie dotknąć. On nie był moim bratem, który był lekarzem. To ktoś obcy. Ktoś kto nie ma prawa…
- Synku…
- Nie!-  Howaito próbował powstrzymać naszą matkę, ale było już za późno. W takich chwilach nie panowałem nad swoim ciałem.
- Nie ruszaj mnie!- Wydarłem się na nią kiedy delikatnie dotknęła mojego ciała. Odepchnąłem ją mocno na brata i wbiegłem szybko do domu zmierzając w miejsce, które mnie uspokajało i koiło moje nerwy. Tam gdzie nikt nie wchodził od kilku lat. Gdzie tylko ja miałem wstęp. Zatrzasnąłem za sobą drzwi zamykając je na zasuwkę po czy opadłem na podarty (osobiście przeze mnie) materac
i zwinąłem się w kłębek. Ten człowiek ośmielił się mnie dotknąć, a później ta kobieta myśląc, że jeżeli on to zrobił to i ona może również naruszyła moją przestrzeń osobistą.
- Zabije… zabije… zabije… zabije… zabije… niech znikną… znikną… znikną… sam… bezpieczeństwo… spokój… cisza… moje… nie oddam… tylko moje… dla mnie… nic… pusto… cisza… śmierć…- Mamrotałem cicho pod nosem drapiąc do krwi swoje przedramiona. Tylko w ten sposób pozbędę się tego uczucia jakim był jego dotyk… tylko tak pozbędę się zapachu… musiałem się tego wszystkiego pozbyć. Te uczucia oznaczały, że ktoś próbuje mnie ożywić, a to oznaczało cierpienie!
Mam dosyć cierpienia. Było mi dobrze w tej ciszy i ciemności jaka mnie otaczała. Ale wiedziałem, że nie mogę tutaj długo siedzieć. Kiedyś brat mi powiedział, że „spoko. Możesz siedzieć w tamtym pomieszczeniu tak często jak ci się podoba, ale nie dłużej niż 3 godziny. Później musisz wyjść na kolejne trzy godziny na światło dzienne. Zjeść. Załatwić się. Uzupełnić płynny. Wyprostować kości. Jeżeli po trzech godzinach nie wyjdziesz, sam cię wywlekę za twoje kudły.” Przeciągnąłem palcami po swoich już krótkich włosach, które zasłaniały mi kark i trochę oczy oraz uszy. Teraz już nie wyciągnąłby mnie za kudły. Są za krótkie. Chociaż… jakby spróbował to by bardziej bolało…
A ja głupi zrobiłem kolejny samodzielny krok dzwoniąc do wujka. Teraz już nie byłem taki pewny czy dam radę zrobić to co planowałem od miesiąca, kiedy kończył się remont w moim/naszym pokoju…
Chcę…
Ale czy podołam…
 ******************************
Jakieś opinie co do tego opowiadania??
Pozdrawiam Gizi03031

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    brawo choć udało mu sie wyjść na zewnatrz... ta panika że go nie ma, ale czemu sciął włosy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń