niedziela, 1 stycznia 2017

2. „ Melodia, która już nigdy nie zabrzmi”. 2

Hej!
No i pierwsza notka w 2017 roku. Boże jak to brzmi:). Em.... co do tego opowiadania, mam nadzieję, że nie urazę nikogo dennymi tłumaczeniami z francuskiego albo włoskiego (sama osobiście w szkole miałam tylko niemiecki i angielski) które całkowicie poszły tłumaczone przez internet, a że zależało mi aby było pisane w danym języku nie miałam wyboru i dodałam to tak jak mi to przetłumaczyło. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak tragicznie jak mi się wygaje, że będzie.
No a teraz zapraszam do zapoznania się z kolejnym rozdziałem.
Przysiadłam ostatnio do nowego opowiadania i napisałam aż pięć rozdziałów. Do końca zostało mi siedem i będę miała kolejne dzieło ukończone do dodania tutaj. Pewnie gdybym się przyłożyła napisałabym to w max trzy dni, ale od jutra zaczynam nową pracę na dwie zmiany więc może być trudno. No tak, zawsze jak mam wenę coś musi mi się w nią wpiepszyć.;/
Ok, nie truje więcej i zapraszam do czytania:)
*****************************************************
- A więc teraz pan Lanneugrasse? Te same pytania jakie kierowałem do pana poprzedników, ale proszę o trochę bardziej rozbudowaną odpowiedź.- Powiedział nauczyciel. W klasie zapanowała cisza. Lanneugrasse nie odzywał się na lekcji muzyki. Siedział tutaj bo musiał, a teraz…
- Bo chciałem. Bo mnie to interesowało. Nie gram na żadnym instrumencie, no chyba że nerwy uważa pan za instrument. Jeżeli tak jest to mogę śmiało powiedzieć, że gram ludziom z mojego otoczenia na nerwach- Odparł chłopak i sięgnął po słuchawki wciśnięte na samo dno swojego plecaka. Nauczyciel cmoknął niezadowolony pod nosem.
- Didier nie spodobała mi się twoja odpowiedź.- Powiedział. Chłopak zerknął na niego nie przestając rozplątywać kabelka od słuchawek.- Tylko mi nie mów, że masz zamiar słuchać muzyki na mojej lekcji?
- Mam to narysować, wymigać czy co?- Zapytał chłopak zakładając słuchawki na szyję
i wyciągając MP4 z kieszeni. – Będziemy mieli teraz coś z tworzenia własnej muzyki na komputerze?
- Ja nie prowadzę tego typu zajęć.
- No to mnie nie interesuje nic innego.- Chłopak w bezczelny sposób założył słuchawki na uszy i włączył muzykę. Przez klasę przeszedł szmer poruszenia. Nauczyciel wypuszczając głośno powietrze ruszył w stronę krnąbrnego ucznia. Ściągnął mu z uszy słuchawki jednym, płynnym ruchem. Zignorował spojrzenie chłopaka i pochylił się nad nim.
- Zapraszam pana na podest.- Powiedział i odwrócił się zbliżając w stronę biurka. Zatrzymał się przy nim i zerknął za siebie. Chłopak ani drgnął.- Ogłuchłeś? Na podest!
- Emmerde.- Jęknął chłopak i szurając nogami zbliżył się do biurka.
- Ja ci za chwilę dam ból w…- Urwał nauczyciel, kiedy chłopak stanął na podeście znajdującym się po lewej stronie od biurka nauczyciela. Spojrzał na niego wyczekująco. Po jaką cholerę on go tutaj zawołał?- Słyszałem o panu panie Didier. O panu i pana muzyce. Gra pan na fortepianie.- Powiedział. Didier cofnął się o krok prawie spadając z podestu. W klasie zapanowała grobowa cisza. John nastawił uważnie ucha. Może uda mu się odzyskać jakieś wspomnienia bez nadzoru? W końcu dobrze pamiętał melodie jakie wychodziły spod palców chłopaka na każdej przerwie w ich klasie w gimnazjum. A teraz od kiedy wrócił ze szpitala, chłopak nie zagrał nic.
Nawet nie zerknął w stronę fortepianu. Wiedział o tym, bo od kiedy wrócił do szkoły został bardzo dobrym obserwatorem. Nawet gapiąc się na ludzi odzyskiwał swoje wspomnienia.
Kumpel z ławki obok lubił magazyny motoryzacyjne- czyli, że bardziej chciał być mechanikiem samochodowym, ale przyszedł do tej szkoły dla młodszej siostry. Dziewczyna siedząca pod oknem w przeciągu tygodnia miała już trzeciego chłopaka. Nie lubiła marchewki. A ten osmarkany okularnik, który siedział zawsze przy drzwiach i jako pierwszy znikał z klasy zawsze coś skrobał w zeszycie. Nie dawno dowiedział się, że chłopak pisze własną książkę.
Już tyle się dowiedział, a ciągle było mu mało.
Teraz miał okazję poznać kolejny sekret.
Poprawił okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa i przyglądał się zaistniałej sytuacji z wypiekami na policzkach.
- Źle pan usłyszał. Nie gram.- Odparł chłodno Didier. John zmarszczył czoło. Chłopak kłamał. Grał. Nawet pięknie, ale chłopak nigdy nie powie tego na głos.
- Nalegam, aby pan coś nam zagrał. Sam zdecyduje czy pan gra czy nie.
- Jaki jest sens w bezsensownym nawalaniu w klawisze?
- Graj!- Nauczyciel kolejny raz dzisiejszego dnia podniósł głos. Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc i podszedł do czarnego, lśniącego fortepianu. Przeciągnął palcami po klapie zasłaniającej klawisze. Nie przepadał za nowym nauczycielem. Za bardzo przypominał mu jego pierwszego nauczyciela gry na tym instrumencie. Na całe szczęście po dwóch miesiącach rodzice mu go zmienili. Wtedy nie był pewien ile by wytrzymał z tamtym ograniczonym dziadem. Chociaż może wtedy zrezygnował by wcześniej, a utrata zdolności gry na fortepianie nie zabolała go tak jak to było w rzeczywistości. Już on pokarze temu nauczycielowi oraz tej zgrai lekkoduchów chodzących z nim do klasy jak gra prawdziwy mistrz! Ha! Już nigdy nie poproszą go na ten przeklęty podest!
John spojrzał zaciekawiony na Johen ‘a, który z głośnym świstem wciągnął powietrze do płuc, po czym ponownie zerknął na brązowowłosego. Chłopak rzucił przelotne spojrzenie w stronę nauczyciela i zaczął swój koncert.
White pospiesznie zatkał uszy, kiedy po klasie rozniósł się potworny dźwięk. Didier uderzał całymi dłońmi o klawisze, wciskając je z całych sił. Dźwięk był straszny, drażniący uszy, raz niski
a za chwilę piskliwy. Chłopak uderzył tak kilka razy po czym z głośnym trzaskiem zamknął wieko
i spojrzał na nauczyciela. Skłonił się przed nim teatralnie po czym spojrzał na niego chłodnym spojrzeniem.
- Ja nie gram.- Warknął i zeskoczył szybko z podestu. Nauczyciel ogłupiały gapił się ciągle na fortepian, jakby to właśnie owy instrument miał mu udzielić odpowiedzi na pytanie, co tu się właściwie stało.
Po klasie rozniósł się huk zamykanych drzwi.
John patrzył na puste miejsce na końcu klasy, które jeszcze chwilę temu zajmował Żabol. Co tu się wyprawiało?
Dlaczego ten idiota nie zagrał tak jak zwykle?
- Luigi.- Powiedział nauczyciel zerkając w dziennik. Spojrzał na wezwanego chłopaka.- Znasz się z Didier’em od gimnazjum. Czy możesz mi wyjaśnić co się tak właściwie przed chwilą stało?
- Powinien pan o to spytać Didier ‘a, dyrektora albo pana poprzednika. Ewentualnie pielęgniarka szkolna może panu powiedzieć, ale przy niej proszę nie mówić, że kazał pan mu grać na czymkolwiek.
- Dlaczego?
- Ona nie lubi kiedy ten chłopak na czymś gra.- Luigi zakończył rozmowę otwierając swoją książkę od muzyki i gapiąc się w kartkę mówiącą o życiu Beethovena.

^^~^^
            Wyminęła go kolejna grupka dziewczyn śmiejąc się cicho i zerkając w jego stronę ukradkiem. Przyzwyczaił się do takich spojrzeń. Większość z nich prezentowała żal i tęsknotę. No sorry. Nie jego wina, że był gejem. Przecież nie zmieni się tylko dlatego, że jakaś grupka dziewczyn, które same nie wiedzą czego chcą będzie się na niego gapić z wielkim żalem. Nie rozumiał kobiet. Dla niego były dziwne. On nawet swojej siostry w niektórych momentach swojego życia nie rozumiał, a miał rozumieć obce mu laski?
            Mógł się założyć, że one same siebie nie rozumiały jak i same nie wiedziały czego chcą. Weźmy na przykład ich ciągłe użalanie się nad swoich wyglądem. Te które miały więcej ciałka, do których można było się poprzytulać bez obawy o nabawienie się jakiś wewnętrznych urazów albo siniaków w bliższym kontakcie z ich kościami narzekały przeważnie na swoją wagę. Nie wiedziały tego, że mają duże piersi, piękne oczy czy też ładny uśmiech. Dla nich najważniejsze było to, że ważą za dużo. Bo co? Bo nie mieszczą się w kanonie mody promowanym przez anorektyczce gwiazdy? Głupota!
            Didier wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na telefon. Chowając go ponownie do kieszeni spodni wrócił do wcześniejszych rozmyślań. Wiedział, że jeżeli puszystym kobietą nie podobało się ich ciało to tak samo miały kobiety, które on pieszczotliwie nazywał- wieszakami- z racji na ich tusze. A raczej jej brak. Szczupła laska, za której figurę nie jedna by zabiła będzie marudzić, że ma wystające biodra i żebra. Że ma małe cycki i płaski tyłek. I tutaj jest kolejne głupie, błędne koło.
            Z facetami tak nie było, dlatego Didier cieszył się, że jest gejem. Chyba by nerwowo nie wytrzymał, jeżeli co dziennie rano miałby słyszeć o tym jaka to on jest gruba/chuda, brzydka, koślawa i w ogóle. No nie przeczył. Chłopacy też mieli swoje kompleksy, ale nie afiszowali się tak z tym. Nie dochodzili do wniosku, że cały świat musi o nich wiedzieć. Po co komu wiedzieć, że wkurwia go pieprzyk który powinien znajdować się dwa milimetry dalej niż jest teraz. Faceci przeważnie trzymali to dla siebie. Chociaż zdarzały się wyjątki. Rzadko bo rzadko, ale się zdarzały.
            Chłopak przełknął głośno ślinę patrząc na zmierzającego w jego stronę chłopaka. Ten to ze swoimi kompleksami nie krył się w ogóle. Didier skrzywił się delikatnie i wsunął ręce do kieszeni spodni.

**

John siedział na dziedzińcu razem z Luigi’m, Johen’em oraz Amandą. Niską i zgrabną dziewczyną o dużych, niebieskich oczach oraz brązowych włosach do ramion z prosto ściętą grzywką. Obejmował ją czule ramieniem.
W końcu byli parą od drugiej gimnazjum, więc nie widział potrzeby chowania się z tym po kątach. Cztery lata razem do czegoś go zobowiązywały. Uśmiechnął się do niej delikatnie i sięgnął po jabłko które mu podawała.
Jego wzrok poleciał w stronę boiska od piłki nożnej. Kilku chłopaków ze szkoły podawało do siebie czarno-białą piłkę śmiejąc się przy tym głośno. Wygłupiali się.
Wypuścił głośno powietrze z płuc wgryzając się w czerwony owoc. Dlaczego zrezygnował
z gry w piłkę? Przecież to uwielbiał. Ten pęd, wiatr we włosach i zmęczenie nóg po długotrwałym bieganiu po zielonej murawie. Co się takiego stało, że z tego zrezygnował i wybrał jakieś dziwaczne granie na fortepianie?
Spojrzał w błękitne niebo nie zakryte ani jedną chmurką. Uwielbiał taką pogodę. Spokojna
i ciepła. Nikomu nie wadząca. Zamknął oczy delektując się ciepłem słońca na swojej twarzy.
- John gramy dzisiaj w karty?- Zapytał Luigi. Chłopak mruknął tylko i uśmiechnął się szeroko. Jak nie salon gier to granie w karty w akademiku. Włoch zawsze znajdzie sposób aby chociaż częściowo dostać to czego chciał.
- Możemy.- Odparł cicho. Pod powiekami widział ciepłą czerwień.
- U nas czy u was?- Zapytał ponownie Włoch. John otworzył delikatnie powieki, aby spojrzeć na przyjaciela, ale zauważył coś całkowicie innego. Za Ciemnowłosym na parkingu szkolnym stał Żabojad, a koło niego… nie znał tego chłopaka.
Widział go po raz pierwszy na oczy- a przynajmniej tak myślał. Był średniego wzrostu, muskularny, ciemnobrązowe włosy wygolone po bokach z jakimś fantazyjnym wzorkiem układały się w średniej długości irokeza, którego postawił delikatnie do góry. Skórzane czarne spodnie oraz taka sama „koszula” z rozcięciami na ramionach. Pod nią miał białą koszulkę. Na rękach czarne, skórzane rękawiczki bez palców. Ciężkie buty.
Nieznajomy złapał Didier ‘a pod ramię i szarpnął w swoją stronę. John usiadł sztywno przypatrując się tej scenie. Nie wiedział dlaczego ale naszła go dziwna ochota aby podejść tam
i walnąć tego kolesia.
Czuł jedno.
Nienawidził go. Ogarnęła go nieopisana złość kiedy tylko zerkał w jego stronę. Jego współlokator wyszarpnął swoją rękę z jego dłoni i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Nieznajomy za nim.
- Kto to?- Zapytał niebiesko włosy. Poczuł na sobie ich spojrzenia dlatego pokazał w dość niekulturalny sposób palcem w stronę bramy szkolnej. Johen jęknął głośno.- No więc? Kto to?
- Edgard.- Powiedział cicho Amanda. John spojrzał na nią zaciekawiony. Nawet ona go znała.- Taki nieciekawy typ. Lepiej będzie jak nie będziesz sobie nim zawracać głowy.
- Żabol z nim polazł.- Zauważył inteligentnie. Luigi wypuścił głośno powietrze z płuc i wstał ze swojego miejsca.
- Idźcie prosto do Akademika. Ja was dogonię. Tylko coś załatwię.
- Lui.- Johen spojrzał na niego zatroskanym spojrzenie. Chłopak spojrzał na niego
i uśmiechnął się delikatnie. John zmarszczył czoło. Co to za spojrzenie i uśmiech jakim obdarzyli się jego kumple?
- Weź moją torbę.- Powiedział i wciskając ręce do kieszeni ruszył w stronę bramy szkolnej. John spojrzał na jego plecy a później na jego współlokatora.
- On polazł za Żabolem?- Zapytał. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Spojrzał na twarz przyjaciela. Twarz wyrażającą napięcie.- Johen?
- Nom?
- Dlaczego Żabol nie gra już na fortepianie?- Zapytał. Zamiast odpowiedzi uzyskał tylko nikły smutny uśmieszek i pełno bólu w oczach przyjaciela. Drgnął. Znał skądś to spojrzenie. Znał je… ale jednocześnie było dla niego całkowicie obce.
- Dzisiaj mam przyjść?- Usłyszał szept przy swoim uchu. Spojrzał w stronę swojej dziewczyny. Pomyślał przez chwilę.
- Jutro. Dzisiaj nie.- Odparł. Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową, pocałowała go w policzek na pożegnanie i ruszyła w stronę szkoły. Miała jeszcze jakieś dodatkowe zajęcia. Chłopak po chwili zrównał się z przyjacielem i ruszyli w stronę Akademika.
- To gramy u was czy u nas?
- Może być u nas. Amanda dzisiaj nie przychodzi.
- A.-Odparł tylko zielonowłosy. Nie przepadał za tą laską- z resztą Luigi też.- ale nie mogli tego powiedzieć kumplowi. Cieszył się w duchu z każdego ich nieudanego spotkania lub wypadu na miasto. Miał nadzieję, że John w końcu przejrzy na oczy i rzuci tą… dziewczynę. Nie mógł nazwać jej inaczej nawet w myślach. Jeżeli tylko by spróbował kolejne spotkanie z nią sprawiłoby, że kumulująca się od wielu lat złość znalazłaby jakoś ujście i pewnie urządziłby jej awanturę przy wszystkich. A tego nie mógł zrobić. Nie, że nie chciał, bo chciał- i to bardzo- ale najnormalniej w świecie nie mógł. John by się na niego zdenerwował. A tego nie chciał. Zatrzymał się na chwilę przy czerwonej maszynie, z której mógł sobie za kilka drobniaków kupić cole, o czym nagle zamarzył, kiedy dojrzał przed sobą długi chodnik bez żadnego cienia, pod którym mógłby się schronić. Przecież krótki postój po picie nic nie zmieni. I tak w akademiku będą za jakieś pięć minut. Najwyżej Luigi wraz z Didier’em na nich poczekają przy wejściu. Oczywiście jeżeli Włoch znajdzie chłopaka zanim…
 John podał mu kilka monet i poprosił o to samo. Oparł się o maszynę i spojrzał w bok po czym zamarł.

^^~^^

W przyciemnianej uliczce pomiędzy dwoma budynkami, w której można było zaznać chociaż trochę chłodu było słychać odgłosy przeciągłego ssania. Chłopak ubrany cały na czarno opierał się
o ścianę brudnego budynku, zaciskając mocno palce prawej ręki na włosach klęczącego przed nim chłopaka. Chłopaka który ssał go mocno używając przy tym dużo języka. Uwielbiał pracę jego ust. Zacisnął mocniej palce kiedy poczuł jak jego penis zaczął drgać. Oddychał głośniej. Spojrzał w prawo i uśmiechnął się szeroko.
- Rób to porządnie!- Warknął i przytrzymał głowę chłopaka w miejscu, aby móc pieprzyć jego usta bez jego udziału. Wbijał mu się coraz mocniej w gardło przytrzymując jego głowę. Chłopak zaparł się dłońmi na ścianie, o którą tamten się opierał i zaciskając oczy pozwolił mu na to, co tamten robił. Zacharczał gardłowo kiedy penis w jego ustach zadrgał kilka razy, a później słona ciecz trysnęła z impetem wprost do jego przełyku. Szarpnął głową do tyłu, ale chłopak przyciągnął go mocniej w swoją stronę wbijając mu się aż do nasady w usta i dochodząc w nie obficie. W jego oczach stanęły łzy kiedy poczuł ból w gardle i przełyku. Spojrzał na chłopaka. Edgard uśmiechał się wrednie.
- John idziemy już.- Usłyszał za sobą znajomy głos i szarpnął gwałtownie głową odrywając twarz od włosów łonowych tego idioty. Nie odwracał się. Klęczał nadal przed na wpół nagim chłopakiem. Czekał.- Didier?- Usłyszał. Edgard poklepał go po ramieniu i chowając swojego miękkiego penisa z powrotem do majtek schylił się do jego ucha.
- Opłata za ten tydzień pobrana. Widzimy się w następną środę.- Powiedział i pogwizdując ruszył w przeciwną stronę zostawiając klęczącego chłopaka za sobą.
Didier opadł rękoma na chłodny chodnik i pozwolił aby targający nim żołądek opróżnił się
z tego czego on stanowczo nie chciał w sobie mieć. Zwrócił spermę chłopaka oraz swój lunch na chodnik kaszląc przy tym głośno.
- Johen! Mieliście iść prosto do Akademika!- Luigi podbiegł do klęczącego Didier ‘a. Chwilę wcześniej minął na chodniku zadowolonego Edgarda. Pomasował jego plecy nie przejmując się
w ogóle tym, że chłopak nadal zwracał.
- Wracaliśmy. Cole kupowałem…
- Wypierdalać!- Krzyknął Włoch warcząc pod nosem. Miał nadzieję, że tym razem mu się uda. Ale znowu nie miał szczęścia i znowu widział ten żałosny obrazek.
- Nie krzycz na mnie idioto!- Johen odwrócił się na pięcie i pobiegł w przeciwną stronę niż ta, która prowadziła do akademika. Luigi zaklął cicho pod nosem i wyciągnął z kieszeni chusteczki higieniczne. Podał je Francuzowi, który przyjął je z dziwnym wyrazem na twarzy.
- Na co czekasz? Leć za nim.
- Jesteś pewny, że…
- Tak. Leć.- Powiedział i popchnął go dla potwierdzenia swoich słów. Wstał z kolan
i wyciągając chusteczkę z opakowania spojrzał na jedynego który został i nadal gapił się na niego
z szeroko otwartymi oczyma i buzią prawie, że na chodniku. Wytarł usta i wyrzucił zużytą chusteczkę do stojącego niedaleko śmietnika.- Co się lampisz? Przedstawienie się podobało? Powinienem wziąć od was opłatę za oglądanie darmowego spektaklu.
- Ty na serio masz coś z głową skoro robiłeś coś tak obrzydliwego.- Warknął jadowicie chłopak. Didier spojrzał na niego wygrzebując jednocześnie pieniądze z portfela. Chciał kupić sobie wodę, aby dokładnie przepłukać usta. Aby nie czuć.- Takie cioty jak ty powinny sczeznąć w jakimś obozie. Obrzydliwy lachociąg. I ja muszę z kimś takim mieszkać.- Warknął ponownie. Didier podszedł do maszyny. Wrzucił do niej kilka monet, po czym wybrał spośród wszystkich napoi wodę niegazowaną.
- W takim razie Amanda też ma coś z głową, powinna sczeznąć w jakimś obozie ponieważ jest obrzydliwym lachociągiem, z którym ty musisz chodzić.- Powiedział i wzruszył obojętnie ramionami. Uśmiechnął się wrednie i wlał trochę wody do ust z zamiarem wypłukania ich. Poprawił ramiączko od torby na swoim ramieniu i ruszył w stronę akademika zostawiając oniemiałego chłopaka za sobą.
John zazgrzytał głośno zębami, zacisnął dłonie w pięści i resztkami sił powstrzymał się przed rzuceniem na tego pieprzonego lachociąga. Jak on śmiał tak mówić o jego Amandzie?! Ona nie była taka sama jak on! Odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę niż poszedł ten nienormalny zboczeniec. Przemierzając spokojne ulice miasteczka zatrzymał się przed budynkiem kawiarenki internetowej. Chciał coś sprawdzić.
Wszedł do środka. Wszystkie komputery jak na razie były wolne, ale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Jak tylko skończą się lekcje przybiegną tutaj dzieciaki, które będą chciały spędzić trochę czas przed kompem. Przy biurku za jednym z komputerów siedział młody mężczyzna o czarnych włosach i lazurowym kolorze oczu. Ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulkę z jakimś zespołem nadrukowanym na jego piersi. Na nosie miał okulary w grubej oblamówce. Dwudniowy zarost. Spojrzał na niego.
- John.- Powiedział i uśmiechnął się delikatnie. W tym mieście wszyscy go znali, ale on… on nie znał nikogo.- Co cię do nas sprowadza?
- Chcę skorzystać z komputera.- Powiedział chłopak poprawiając ramię plecaka. Okularnik imieniem Steff (plakietka na jego piersi mu o tym podpowiedziała) podsunął mu różowy zeszyt
w kotki oraz długopis. Wiedział co miał zrobić. Wpisać się podając dokładnie imię, nazwisko, zajmowane stanowisko oraz na ile zamierza siedzieć przed kompem.
Po wpisaniu koniecznych danych usiadł przed czarnym komputerem oznaczonym białą liczbą „1”. Klika kliknięć myszką, jeszcze tyle samo w klawiaturę i już był tam gdzie chciał.
Strona główna jego gimnazjum. Przeglądał starą galerię szukając czegoś co mu pomoże. Kiedy stał tam w uliczce i przyglądał się temu wszystkiemu… myślał, że szlak go trafi. Chciał roznieść i jednego i drugiego.
Dlaczego?
Jego uwagę przykuł folder z imprezy zatytułowany: Gimnazjalny koncert młodych talentów.
Otworzył go i kliknął na pierwsze z brzegu zdjęcie. Nic mu nie mówiło. Przeskakiwał
z jednego zdjęcia na drugie obejmując je szybko tylko krótkim spojrzeniem. Zatrzymał się na jednym z ostatnich zdjęć. Młody chłopak siedział przy fortepianie. Jego krótko ostrzyżone brązowe włosy nie mogły zakryć jego oczu, w których gościło zdeterminowanie jak i ból. Zdjęcie zostało podpisane jako: Występ młodego i utalentowanego Didier ‘a Lanneugrasse. Przerzucił na kolejne zdjęcie. Młodsza wersja Didier ‘a stała na scenie z miniaturowym, złotym fortepianem w dłoni. Miał zabandażowane obie ręce. Spojrzał na tytuł: Ostatni koncert zwycięzcy XXIII edycji Gimnazjalnego Konkursu Talentów w kategorii Muzycznej. Didier Lanneugrasse chwilę po zwycięskim wystąpieniu.
Jak to ostatni? W gimnazjum już przestał grać? Co się stało z jego rękami. Wciągnął głośno powietrze ze świstem, kiedy przeskoczył na kolejne zdjęcie. Znał te twarze!!! Didier, ich nauczycielka od muzyki, Luigi, Johen oraz on sam. Siedzieli na siedzeniach w teatrze. Uśmiechali się delikatnie do obiektywu. Zerknął na opis zdjęcia: Didier Lanneugrasse wraz z przyjaciółmi oraz swoją mentorką.
- Errr… Steff? Mógłbym coś wydrukować?- Zapytał nie zerkając w stronę mężczyzny. Coś piknęło dwa razy.
- Jasne. Puszczaj.- Usłyszał. Kliknął prawym przyciskiem myszki i odszukał na pasku zadań napisu Drukuj. Wcisnął go i po chwili wyłączył komputer kiedy tylko brzęczenie drukarki za jego plecami ustało. Podszedł do „Steff ’a”, który nie odrywając wzroku od jakiegoś komiksu podał mu to co wydrukował. Złożył starannie kartkę i schował ją do plecaka.
- Dzięki.
- Spoko. Jak skończyłeś to się wypisz.
- Jasne.- Odparł i sięgnął po długopis. Co to wszystko miało znaczyć?!

^^~^^

Trzymał delikatnie jego twarz w swoich dłoniach. Składał na jego policzkach, ustach, czole,
a nawet skroni delikatne pocałunki. Po każdym z nich mówił ciche „przepraszam”.
- Przepraszam.- Szepnął jeszcze raz. Nie mógł krzyczeć chociaż jakby mógł… wykrzyczał by przeprosiny najgłośniej jakby potrafił. No ale nie mógł. Nie tutaj. Schowani pośród drzew w parku miejskim. Jakoś nie chciał ściągać na siebie, a w szczególności na niego uwagi ciekawskich gapiów. Pocałował ponownie jego czoło.- Przepraszam Kotek. Nie chciałem.
- Nie krzycz… na mnie.- Głos mu się załamał. Nie znosił swoich łez. Łez które zostały scałowane przez usta kochanka. Spojrzał do góry w jego oczy. Luigi przyglądał mu się uważnie nie przestając obsypywać jego twarz pocałunkami.
- Przepraszam. Nie chciałem. Więcej tego nie zrobię. Przepraszam.- Powtórzył. Johen kiwnął twierdząco głową.
- Pocałujesz mnie już normalnie?- Zapytał i spojrzał stęsknionym wzrokiem na usta chłopaka. Chciał skosztować tych ust. Tutaj! Teraz! W tej chwili! Uchylił delikatnie usta, kiedy Włoch przeciągnął kciukiem po jego dolnej wardze. Wysunął delikatnie koniuszek języka i oblizał jego palec. Wstrzymał oddech tylko na chwilę by za raz jęknąć głośno w pożerające go usta. Kochał jego usta.
A jego język… zadrżał na całym ciele opierając się na jego torsie. Drżały mu kolana, ale nie przerywał pocałunku. Od wyjścia z pokoju chciał go pocałować, a nie mógł. Rozpływał się w jego rękach oddając zachłannie pocałunek.
Luigi uśmiechnął się w duchu. Szkoda, że nie jesteśmy w naszym pokoju. Pomyślał zrezygnowany i zassał się na języku swojego chłopaka.

^^~^^

Didier siedział w swoim pokoju przeglądając ostatnio zakupioną mangę. Gejowskie porno. Historia miłości pomiędzy niewolnikiem, a jego panem rozgrywająca się na łamach życia szkolnego
w jakimś państewku w Europie Środkowej. Będzie musiał poprosił autora tego cudeńka o autograf. Uśmiechnął się pod nosem przyglądając się pewnej scenie zawartej w mandze. Ubrany Pan
z rozpiętym rozporkiem i rozebrany Niewolnik z kajdanami na nogach i rękach zostali przyłapani na swoich igraszkach przez ich przyjaciela w szkole.
Zachichotał. Pamiętał dokładnie ten dzień. Jak wlazł do ich pokoju bo mu się śpieszyło. Tak szybko jak tam wszedł tak szybko wyszedł. Oczywiście później przeprosił Włocha jak i Niemca, no ale co zobaczył to zobaczył. Nie sądził, że później będzie to czytał w wczoraj zakupionej mandze. Czyli, że ten zielonowłosy przykurcz z mangi to niby on?
Zerknął w stronę drzwi, kiedy te otworzyły się delikatnie. Widział kto przez nie wejdzie i nie pomylił się. John. Rozmawiał z kimś przez telefon. Telefon… no tak. Musi podładować baterię w swoim. Jeżeli ta laska znowu ma zamiar dzisiaj przyjść do ich pokoju na noc nie ma zamiaru słuchać tego co będą wyczyniać w łóżku. Na takie dni zakładał słuchawki na uszy i się wyłączał. Oczywiście nie miał obowiązku wychodzić z pokoju, jak i gasić światła. Dość często robił lekcje, grał na kompie, czytał, uczył się albo kąpał kiedy oni bzykali się na łóżku ciemnowłosego. Nie słuchał ich, ale widział. Raz chłopak zapytał się go czy nie mógłby wychodzić na ten czas z pokoju. Powiedział mu, że nie będzie każdej nocy spędzać gdzieś schowany przed opiekunami, bo temu chce się jebać. I tak w ogóle na swojej połowie pokoju mógł robić co chce. A tamten niech robi sobie co chce. Byleby nie przekraczał granic.
- Żabol.- Usłyszał głos dobiegający z drugiej strony pokoju. Drgnął. On się do niego odezwał. Znowu. Nie podniósł na niego wzroku tylko przerzucił kartkę dalej.
- No?
- Co to jest?- Zapytał. Znał ten ton głosu. Zdenerwowanie. Zerknął na niego. Stał przy stoliku, na którym coś położył. Zerknął w tamtą stronę. John stał w miejscu oczekując jego odpowiedzi- poprawił tylko okulary. I tyle było z jego ruchliwości jaką przeważnie okazywał na boisku szkolnym. Didier wypuścił głośno powietrze z płuc, zamknął mangę i wstał ze swojego łóżka. Podszedł do stolika, na którym leżała jakaś biała kartka. Sięgnął po nią i odwrócił.
Zamarł.
Skąd on zdobył to zdjęcie?! Wyprostował się z owym kawałkiem papieru w ręku i przyglądał mu się uważnie. Musi kłamać. Przecież nie powie mu co oni robili na tym koncercie… Zacisnął palce na kartce po czym syknął głośno, kiedy to palce niebieskowłosego zacisnęły się na jego ręce.
- Nawet o tym nie myśl.- Warknął i wyrwał mu kartkę z dłoni. Rzucił ją na swoje łóżko. Jego terytorium, jego rzeczy.
- Po prostu to wyjeb.- Didier odwrócił się w stronę swojego łóżka i wrócił na nie. Usiał na nim wygodnie i spojrzał w oczy chłopaka.- To mało istotna przeszłość. Powinieneś się skupić na odzyskiwaniu bardziej wartościowych wspomnień, a nie takiego gówna.
- Nie ty mi będziesz mówił co jest bardziej wartościowe, a co nie!
- Nie unoś się tak, bo znowu boleści dostaniesz.
- Kurwa, Didier! Ja się pytam co to jest?!- Wrzasnął chłopak. Francuz drgnął, kiedy z ust chłopaka padło jego imię. Coś go ścisnęło w dołku. Nie mógł się poddać. Przecież nie powie mu wszystkiego co tamten chciał wiedzieć tylko dlatego, że ten pierwszy raz od kilku miesięcy powiedział jego imię. Nie może mu nic powiedzieć. Obiecał jego rodzicom i lekarzowi. Jeżeli by to zrobił natłok wiadomości mógłby zabić tego wysokiego okularnika, a Francuz nie był mordercą.
- Kawałek papieru.- Odparł obojętnie. Nie zdoła wyjść z pokoju. Gdyby był tutaj Luigi
i Johen… albo chociaż ta pusta Amanda…
- No co ty kurwa nie powiesz?! A może mi wyjaśnisz jak dokładnie na jednej z przerw
w gimbazie połamałem ci palce i przez to już nigdy nie zagrasz na fortepianie?! Oraz to, że to właśnie ty nauczyłeś mnie na nim grać i namówiłeś mnie do przyjścia do tej szkoły?! Co?!- Wydał się na jasnowłosego. Chłopak zamarł oddychając głośno. Spoglądał na niego szeroko otwartymi oczyma.
Przełknął głośno ślinę patrząc w te nieustępliwe oczy. Oczy osoby, która nie odpuści.
 ******************************************************
No i co o tym myślicie? 
Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział za tydzień:)















3 komentarze:

  1. Hej,
    fantastyczny rozdział, o tak, o tak użył jego imienia, udając się do tej kawiarenki wiele się dowiedział, no i to przez to, że połamał palce Didera ten już nigdy nie zagra... smutne, ciekawią mnie słowa Edwarda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział wspaniały, idąc do tej kawiarenki wiele się dowiedział, no i co? przez to, że połamał palce Didera ten już nigdy nie zagra... smutno, ale bardzo ciekawią mnie słowa Edwarda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, dobrze, że poszedł do tej kawiarenki wiele się dzięki temu dowiedział, buu przez to, że połamał palce Diderowi ten już nigdy więcej nie zagra...ciekawią mnie te słowa Edwarda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń