niedziela, 29 stycznia 2017

6. „Tabula Rasa. Zrywając z nieprawdziwą przeszłością.” 6

Hej. Zapraszam na kolejny rozdział:)
*************************************
John od tygodnia nie pojawiał się w szkole. Nawet nie raczył pojawić się w swoim pokoju w akademiku. Po tym jak tydzień temu odzyskał przytomność u szkolnej pielęgniarki wyszedł ze szkoły i do dnia dzisiejszego nie wrócił.
Luigi oraz Johen wiedzieli gdzie znajdował się chłopak. Kiedy ktoś się pytał gdzie jest odpowiadali, że jest bezpieczny, ale na razie chce pobyć sam bo musi sobie wiele spraw przemyśleć. Przecież nie mogli powiedzieć gdzie się dokładnie znajdował. Chłopak potrzebował chwili na przemyślenia. Nikt nie mógł mu przeszkadzać. Może coś z tego wyjdzie. Obydwaj mieli taką cichą nadzieję. Powoli już ich to irytowało, że musieli przy chłopaku uważać na każde słowo czy gest. W sumie oni nie mieli tak źle.
Najgorzej miał Didier.
Podziwiali chłopaka i ogólnie dziwili się, że wytrzymał tak długo. Sami osobiście wymiękli by o wiele wcześniej. Ale nie mogli mu tego powiedzieć. Ani jednemu ani drugiemu. Kiedy Didier zadzwonił do nich w ten dzień wypadku i powiedział im, że razem z John’em mieli wypadek po tym jak się pokłócili w restauracji i nabuzowani szalejącym w ich ciałach testosteronem opuścili lokal, obiecali sobie, że będą postronnymi obserwatorami. Nie będą się mieszać. Nie staną po stronie żadnego z nich. W spokoju będą obserwować co zgotował dla nich los. I to co widzieli jak na razie im się nie podobało, ale jak obiecali.
Nie mieszali się.
- Chociaż na powrót do przeszłości nie ma co liczyć.- Powiedział Johen siedząc w pokoju razem z Luigim. Masował delikatnie jego ramiona siedząc na nim okrakiem. Dłonie Włocha sunęły po jego plecach w górę i w dół.
- Z jednej strony współczuje mu kiedy odzyska pamięć. Ale z drugiej… będzie miał nauczkę.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież stracił pamięć. Nie wie co mówi i co robi.
- Ale mimo wszystko zachowuje się jak skończony chuj.
- Zachowuje się tak jak wcześniej w gimnazjum.- Powiedział Długowłosy i złapał policzki chłopaka w obie dłonie. Pomasował je ugniatając je w zabawny sposób w swoich dłoniach i uśmiechnął się szeroko do śledzących bacznie jego ruchy oczu.
- A w gimnazjum nie zachowywał się jak skończony chuj?
- Noooo… zachowywał się…- Johen urwał w pół zdania, kiedy w pokoju rozdzwonił się telefon drugiego chłopaka. Luigi nic sobie z tego nie robił nadal głaskał go po plecach miziając jego szyję swoim nosem.- Telefon ci dzwoni, nie odbierzesz?
- Nie.- Odparł krótko.
- Odbierz, może to coś ważnego.
- Siedzisz mi na kolanach, więc nie możesz dzwonić. A co może być ważniejszego od ciebie?- Zapytał i spojrzał mu głęboko w oczy. Johen uśmiechnął się delikatnie i przytulając go mocno do siebie sięgnął za niego po ciągle wyjące urządzenie. Odsuwając się od niego delikatnie i podał mu telefon.
- Proszę, odbierz.
- No niech ci będzie.- Powiedział Luigi i odebrał telefon.- Tak(…) Tak(…) Nie(…)Co?!(…) Popierdoleni kosmici!(…) dobra idę tam.- Powiedział i się rozłączył. Objął mocno Johen’a w pasie wtulając twarz w jego tors.
- Co się stało?
- W pokoju opiekuna Akademika znajduję się Didier i rodzicie John’a. Przyjechali, bo John nie daje znaku życia i o wszystko obwiniają Didier’a.- Luigi potarmosił mu delikatnie włosy po czym zsunął go ze swoich kolan i całując go delikatnie podszedł do drzwi.- Poczekaj na mnie. Jak wrócę obejrzymy jakiś film czy coś.- Dodał i wyszedł z pokoju nie czekając na odpowiedź chłopaka. Przemierzył szybkimi krokami korytarz, który o dziwo był pusty co nie było często spotykane o tej porze dnia. Zatrzymał się przed drzwiami ich opiekuna. Zapukał dwa razy i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju. Na dłuższej kanapie siedział Didier i Carl. Z kolei na dwóch fotelach naprzeciwko nich siedziały dwie osoby. Znał je aż za dobrze. I szczerze? Nienawidził ich. Wysoka, szczupła kobieta o długiej szyi i końskiej twarzy spojrzała na niego chłodnymi niebieskimi oczyma. Zarzuciła swoim czerwonym lokiem prychając jak dzika kotka. Chociaż dla niego to bardziej jak dzika świnia na uwięzi, no ale nie mógł przecież powiedzieć tego na głos. Spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niej. Średniego wzrostu mężczyzna z dużym brzuchem. Krótko ostrzyżone ciemno niebieskie włosy i tego samego koloru wąs obcięty jak od linijki tuż nad linią ust.
Rodzice John’a.
Państwo White.
- Luigi? Coś się stało?
- Tak.- Odpowiedział na pytanie opiekuna i podszedł do kanapy. Usiadł po prawej stronie Didier’a.
- Czy to może chwilę poczekać? Jak widzisz właśnie rozmawiamy, więc…
- Wiem. Dlaczego przyszedłem.
- Słucham?- Zapytał zaskoczony wychylając się w stronę chłopaka.
- Nie pozwolę na to, aby Didier siedział tutaj sam z tymi ludźmi.- Powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Przecież nie jest sam. Ja też tutaj jestem, więc…
- Jest pan, i co z tego skoro i tak się pan nie odzywa. Boi się pan ich jakby byli nie wiadomo kim.
- Jak śmiesz gówniarzu…
- Z panią jak na razie nie rozmawiam tylko ze swoim Opiekunem, więc proszę się nie wtrącać. Jeżeli dobrze pamiętam to z dobrym wychowaniem żyje pani w bardzo toksycznej symbiozie, o ile łapie pani o co mi chodzi.- Warknął Luigi kiedy kobieta wystrzeliła gwałtownie z fotela. Zignorował jej purpurową ze złości twarz.- A ty Didier nie daj im się! Skoro ty jesteś tutaj aby, jak ty to mówiłeś za każdym razem „Bronić Opiekuna przez stadem bezmyślnie brykających małpiszonów” to ja będę bronił i ciebie i opiekuna przed „stadem bezmyślnie brykających małpiszonów”.
- Wyjdź!- Kobieta pokazała mu palcem drzwi, kiedy ten wygodnie oparł się o oparcie za jego plecami i spojrzał na nią z wyższością (on siedział a ona nadal stała).
- Nie pani tutaj rozkazuje. I nie mam obowiązku słuchać kogoś takiego jak pani.
- Ty bezczelny gówniarzu! Jak śmiesz?! Kim jesteś aby…!
- Bla, bla, bla.- Przeciągnął się i spojrzał na Didier’a.- O chuj im znowu chodzi? Bo na pewno nie przyjechali tutaj rekreacyjnie.
- Nie mogą się dodzwonić do syna.- Powiedział chłopak starając się ignorować „lekko podenerwowaną” matkę swojego byłego współlokatora. Pan White póki co milczał. Nie znosił tych ludzi. Dziwił się jak ktoś taki może być rodzicami John’a. Żałował, że chłopak zapomniał o całej tej toksycznej sytuacji jaka łączyła go i jego rodziców. Ciekawe co by zrobił gdyby sobie przypomniał, że przecież jego kochani rodzice wywalili go z domu jak skończył siedemnaście lat. Ojciec go pobił. Matka wyzywała i powiedziała, że nie jest jej synem. Jak zabrali mu wszystkie jego oszczędności, które w wakacje zarobił roznosząc gazety. Bo w końcu należało im się za te wszystkie lata, które w końcu on zmarnował idąc do tej- ich zdaniem- podrzędnej szkoły.
Chociaż to były powody dla których John wyrażał się na temat swoich rodziców dość nieprzychylnie, Didier nie przepadał za nimi z innego powodu.
Gdyby nie ich zalecenia…
- A co ty masz do tego? Jego niańką jesteś?
- No nie, ale…
- Wiesz gdzie jest?
- No nie, ale…
- Mieszkasz z nim nadal w pokoju, aby interesowało cię co, z kim i gdzie robi?
- No nie, ale…
- Jest dla ciebie kimś ważnym abyś musiał odpowiadać na pytania tej suki?
- Luigi… nie powinieneś tak mówić do kogoś starszego.- Didier spojrzał na niego przerażonym spojrzeniem. Nie chciał odpowiadać wprost na zadanie przez chłopaka pytanie. Wiedział, że musiałby skłamać. A miał już dość kłamstw jeżeli chodziło o jego uczucia i myśli. Czuł się nimi zatruty.
Potrzebował odwyku.
Detoksykacji.
Może wtedy będzie mógł myśleć jaśniej i oddychać pełną piersią.
- Słuchaj! Ona jest kobietą, która omamia facetów. Wmawia im różne rzeczy, aby robili to co chce. Wykorzystuje ich i rani.
- A czy to nie jest fachowy opis suki?- Pytanie o dziwo nie padło z ust Didiera tylko z ust ich Opiekuna, który pospiesznie zakrył usta dłonią kiedy cztery pary zaskoczonych oczu skierowały się w jego stronę.
- Jak pan śmie?! Mieliście go pilnować! A tutaj co?! Nie ma go! Nie odbiera telefonów! Nie pojawia się w szkole! Ostatnio nie pojawił się w szpitalu po nową dawkę leków! Jeżeli przez was…!
- Chwila.- Luigi przerwał jej bezceremonialnie i wstając z kanapy podszedł do okna. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał pewien numer. Po trzech sygnałach ktoś odebrał telefon.
-  Cosi, chiedo scusa?- Usłyszał znajomy głos. Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że teraz zachowuje się jak skończony drań i cham ale miał na to dosłownie wyjebane.
- Mamme?- Zapytał i uśmiechnął się delikatnie.
- Luigi? Miele?
- Si, sono io, mamme.
-E ‘successo qualcosa? Normalmente non chimata Nel bel mezzo Della settimana.- Usłyszał zatroskany głos swojej rodzicielki. Wiedział, że jego matka zrobi dla swojego jedynaka wszystko. Nie zawsze to wykorzystywał, ale w takich momentach musiał skorzystać z jej pomocy, nawet jeżeli będzie musiał poudawać bezradną osobę, którą wcale nie był.
- Scuola futuri genitori Giovanni. Anche in questo caso si aggrappano a tutto Didier.E ora come se non bastasse hanno detto che se John smette di prendere il farmaco sarà colpa nostra. Sai cosa questa donna. Lei è pazzo! Ti prego, aiutami.So che non ho chiesto per il suo intervento, ma Didier e John sono i miei amici.Uno psicopatico è mescolato ancora una volta! E come fare qualcosa Johen! Egli non sopravvivere a questo!-  Krzyknął udając oburzonego i spojrzał w stronę rodziców swojego przyjaciela. Wiedział jak zareaguje jego matka. Osobiście nie przepadała za państwem White. A jego przyjaciół uwielbiała. Z kolei Johen był dla niej bardziej synem niż Luigi. Długowłosy owinął ją sobie dookoła palca jeszcze jak się przyjaźnili.
- Beh, è ​​uno scandalo! Lasciate ... Johen è a lei di non avvicinarsi. John e Didier anzi no. Quindici minuti qualcuno verrà ad aiutarvi.
- Grazie, mamme. Ti amo.
- Anche io ti amo, figlio.- Powiedziała i się rozłączyła. Odwrócił się w stronę pokoju ignorując pioruny lecące z oczu matki John’a.
- A więc wracając do tematu. Co nam pani zrobi, jeżeli John nie weźmie przez kilka dni leków? Chociaż nie tak powinno brzmieć pytanie. Co John zrobi PAŃSTWU jeżeli nie weźmie przez kilka dni tabletek? Nieźle to sobie państwo rozegrali. Kiedy John trafił do szpitala, w którym pracujecie nie było trudno przepisać leki które pomagały mu i szkodziły jednocześnie. Ale co zrobicie kiedy on odzyska pamięć?
- Nasz syn miał zostać znanym lekarzem, a nie pożal się boże muzykiem!- Pierwszy raz głos zabrał ojciec jego przyjaciela.
- Kto tak powiedział? On? Nie przypominam sobie. Od kiedy pamiętam John mówił, że nigdy nie zostanie lekarzem. Piłkarz, nauczyciel nawet kanalarz. Ale nigdy lekarz!
- To jego obowiązek! Ma zostać lekarzem, poślubić dziewczynę jaką dla niego wybraliśmy! Rok po ślubie będzie miał syna! Dwa lata później urodzi mu się córeczka!
- Wow.- Didier zaśmiał się głośno i spojrzał na nich z żalem.- Właśnie mi pani przypomniała dlaczego John jak i ja nie trawiliśmy państwa. Poczułem się jak w średniowieczu. Grubo. Starzy układający życie dziecku. Już bardziej żałośni być nie możecie.
-Żałośni?! Żałośni?! Chyba mówisz o swoich rodzicach…- Kobieta urwała zaskoczona kiedy Francuz wstał gwałtownie wywracając jednym ruchem mały, drewniany stolik który stał pomiędzy nimi. Kubki, które kilkanaście minut temu jego opiekun postawił na blacie rozbiły się głośno.
- Ty tępa pizdo powiedz jeszcze jedno słowo na temat moich rodziców, a w dzisiejszym wieczornym wydaniu gazety pojawi się cała lista kochanków wielkiej pani doktor. Matka dziwka! Ojciec hazardzista i alkoholik! No idealna rodzinka! Nie dziwie się, że John kopnął was w dupę! Co?! Myślałaś, że nic nie wiem! A takiego wała! Wiem, kurwa, wszystko! Wielcy lekarze, a pokazują dno życia ludzkiego! Mam nadzieje, że John szybko przypomni sobie dlaczego uważa was za śmieci i…- Nie dokończył kiedy jego twarz przeciął potężny cios zadany przez mężczyznę. Nie zdążył upaść na podłogę. Stracił przytomność w trakcie upadku. Luigi złapał go w ostatniej chwili podtrzymując jego głowę przed uderzeniem o podłogę. Spojrzał do góry i obnażył zęby.
- To był błąd.- Powiedział tylko.


***

Przeszedł z małej, przytulnie urządzonej kuchni do salonu. Usiadł na podłodze opierając plecy o ciemną, skórzaną kanapę. Spojrzał na wielki telewizor, na którym widniała jego twarz. Film został zatrzymany na dziesięciu minutach, kiedy usłyszał jak w kuchni czajnik dał o sobie znać. Rozejrzał się ponownie po mieszkaniu nie mogąc uwierzyć, że należy ono do niego. Znajdowało się na obrzeżach miasta, w którym się uczył. Należało kiedyś do jego dziadka, ale po śmierci mężczyzna przepisał mieszkanie chłopakowi tak samo jak pewną sumkę pieniędzy do której nie mieli dostępu jego rodzice. W testamencie umieścił nawet klauzurę znaną wyłącznie chłopakowi oraz adwokatowi. Klauzura ta mówiła o tym, że jeżeli jego rodzice wezmą chociaż centa z tych pieniędzy wszystkie te pieniądze jak i mieszkanie trafi na utrzymanie szkoły, w której aktualnie uczył się chłopak. Kiedy przybył tutaj tydzień temu nie wiedział co zastanie w mieszkaniu. Nie ukrywał, że to co tutaj znalazł bardzo go zaskoczyło. Wchodząc do mieszkania wchodziło się bezpośrednio do kuchni, z której jedne wejście -bez drzwi- prowadziło do salonu. Natomiast drugie-już z drzwiami- do łazienki połączonej z toaletom. Koło telewizora, w który wlepiał spojrzenie znajdowały się kolejne drzwi prowadzące do wielkiej sypialni. Całe mieszkanie wyglądało jak nowe. Jakby chociaż dwa razy w tygodniu ktoś tutaj przychodził i w nim sprzątał. Nawet rośliny były zadbane, a jedzenie w szafkach świeże, nie przeterminowane.
Wyciągnął wygodnie nogi i sięgając po pilota odpalił ponownie film ukazujący różne elementy z jego życia. Płyta, na której nagrany był film nosiła tytuł „Z okazji urodzin Mon Fou;*” Znał to pismo i coś mu świtało w pamięci, że już gdzieś słyszał ten francuski zwrot, ale nie wiedział gdzie, dlatego chciał obejrzeć ten film. Z początku zaczynał się normalnie. Nakręcono kilka sekund jak jakaś drużyna grała w nogę, później płynnie przeszedł w sale koncertową z fortepianem na czele. Filmik ogólnie pokazywał jego życie w szkole i w Internecie. Życie jakiego nie znał. Zatrzymał go w momencie kiedy grał z przyjaciółmi i Didier’em w karty na dziedzińcu szkoły. W sumie nie karty. Grę karcianą. Odpalił ponownie odtwarzanie filmu i upił łyk ciepłej herbaty owocowej. Poprawił okulary na nosie i rozsiadł się wygodnie na podłodze.

Luigi sięgnął po kartę i spojrzał na Johen’a, który siedział naprzeciwko niego. Byli razem w drużynie. John i Didier tworzyli przeciwną drużynę i o dziwo wygrywali trzema punktami. Cała czwórka grała w dość uproszczoną grę dla dzieci. Tabu. Didier pilnował, aby Luigi nie używał zakazanych słów. John pilnował niemieckiego przyjaciela. Nie mieli ograniczeń czasowych. I nie musieli używać jednego słowa. Mogli naprowadzać siebie nawzajem całymi zdaniami, w których nie było zakazanych słów. (aut. Akcja miała miejsce w moim realnym życiu. Ja i siostra bierzemy tutaj udział xD. Zgadnijcie kto był kim;D)
- Jedno słowo podzielone na dwie części. Druga część- tam się pływa w tych śmiesznych łódkach. Miasto zakochanych!- Krzyczał roześmiany Luigi gestykulując energicznie rękoma.
- Wenecja!- Odpowiedział Johen. Didier co chwilę zaglądał czarnowłosemu przez ramie pilnując jego uczciwości.
- Tak. A to drugie ma związek z Yaoi. Co się tam robi?- Zapytał Włoch uśmiechając się wrednie. Ciekawe co długowłosy mu odpowie?
- Dużo rzeczy.- Odparł nieśmiało.
- No ale to najważniejsze.
- Kop…
- Nie. Po angielsku to jest płeć.
- Sex.
- No i pierwsze trzy litery i to drugie słowo całe.- Powiedział uradowany. Didier zmarszczył czoło i odsunął jego palec wskazujący prawej ręki, który zasłaniał mu odpowiedź. Spojrzał na nią i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Sekwenecja?
- No.
- Co to jest sekwenecja?- Zapytał całkowicie poważnie Niemiec. Luigi pokazał mu kartę.
- No zobacz.- Powiedział. Didier śmiał się już na cały głos trzymając się za brzuch. John przyglądał mu się nie rozumiejąc zachowania Francuza.
- Sekwencja! Idioto!- Johen rzucił kartą w twarz Włocha i udał oburzonego. John zaśmiał się głośno wtórując w ten sam sposób Didier’a.

John oglądający ten film również zaśmiał się głośno i odstawił kubek na stole. Lepiej aby się nie poparzył kiedy znowu będzie zwijał boki ze śmiechu.
(aut. Ta akcja też się tyczy mnie i mojej siostry xD)
Tym razem po kartę sięgnął Didier i z pełną powagą wymalowaną na twarzy spojrzał w oczy ciemnowłosemu.
- Dajesz maleńki.- Powiedział chłopak zacierając ręce jakby już wygrali. Didier prychnął cicho pod nosem i spojrzał mu hardo w oczy.
- Mistrzostwa, zawody inaczej?
- Turniej.
- A odbywa się w telewizji. Jak ten turniej się nazywa?
- Telenowela?- Zapytał nieśmiało po czym oblał się szkarłatem, kiedy Didier zaśmiał się głośno kręcąc przecząco głową.

            - O kurwa.- Tylko tyle zdołał powiedzieć chłopak oglądając film dalej.

            Cała czwórka siedziała w pokoju należącym do Didiera i John’a. Na podłodze nie znajdowały się żadne granice. Chłopacy siedzieli koło siebie zajadając się słonymi paluszkami i przyglądali się zażartej walce jaka toczyła się między pozostałą dwójką. Chłopacy gadali na temat tego czy to fajnie jak dziewczyna się krztusi w czasie obciągania czy też nie. Jeden mówił, że to niekulturalne a drugi, że wręcz pociągające.
            - Didier!- Zawołali jednocześnie szukając u niego poparcia. Chłopak wzruszył obojętnie ramionami.
            - Ja się staram nie krztusić jak robie loda chłopakowi.- Powiedział nie okazując żadnych emocji na twarzy.
            - Ja też nie.- Powiedział zlewkowo Johen. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi.
            - Aha.- Odparł równie zlewkowo Luigi. John dopadł się do szklanki z colą opróżniając ją bardzo szybko.
            - Ale wiecie. Jak czasami atakują w kilku jest trudno.
            - Phiiiiiiiiiii!- Cały napój znajdujący się w ustach Johna wylądował na twarzy Didiera.
            - John!
            - Johen, ty jesteś gejem?- Zapytał zaskoczony John.
            - Didier wyłącz tą kamerkę. To nie może być na filmiku!
            - Luigi nie drzyj się. Nie jestem. Chyba. Jak to mówi John każdy hetero jest hetero do szóstego piwa.
            - Ty nie słuchaj jego mądrości, bo będziesz chodził w trampkach zimą. I od dzisiaj nie pijesz z nikim więcej niż jedno piwo.
            - A co? Zabronisz mi?
            - Tak. Didier! Kurwa, kamera!- Krzyknął Luigi gapiąc się w obiektyw. Didier wypuszczając głośno powietrze z płuc podniósł się na równe nogi i padł jak długi jęcząc głośno. Złapał się za lewą łydkę przytulając ją do ciała.
            - Mrówki chodzą mi po nogach!- Jęknął głośno nie mogąc wstać. John pochylił się nad nim dźgając palcem jego obolałą nogę. Chłopak odepchnął go z bólem i pretensjami wymalowanymi na twarzy.
            - Jakie? Czerwone?- Zapytał John.
            - Ta, kurwa! Faraonki!
            - O widzisz. I masz cały Egipt u swych stóp.- Zadrwił chłopak.
            - Kurwa! John to nie jest śmieszne. Pomóż mi wstać!

            John wypuścił głośno powietrze z płuc i przetarł twarz dłońmi. Ściągnął z siebie grubą bluzę i cisną ją na kanapę. Ciekawe co jeszcze ciekawego znajduję się na tym filmiku. Chciał go szybko obejrzeć, bo w sypialni na dnie szafy widział bardzo interesujące go duże pudło, do którego za wszelka cenę chciał zajrzeć.

            - Wczoraj pożegnałem przyjaciela z Niemiec.- Powiedział Johen pijąc kolejny łyk wódki, jaką udało im się przemycić do akademika. Mocno wstawiony John poklepał go pokrzepująco po ramieniu.
            - A, co? Umarł?
            - Nie kurwa. Kazałem mu spierdalać po tym co mi powiedział.- Chłopak walnął go otwartą dłonią w tył głowy po czym zaśmiał się cicho.- Cieszę się chłopaki że was mam. Dawajcie zabawimy się na całego.

            - Pierdolisz.-Jęknął John siadając na łóżku i sięgając po swoją butelkę z czystą wodą. Nie pamiętał co się działo na imprezie. Wyłączyli kamerę dochodząc do wniosku, że to mogłoby być bardzo obciążającym ich dowodem jeżeli wpadłoby w niepowołane ręce dlatego woleli nie ryzykować. Teraz żałował. Gdyby nie to nie musiał by wierzyć w ściemy jakimi karmił go francuz.- Po jaki chuj miałem włazić do twojej szafy i szukać w niej Narnii?
            - To ja się pytam ciebie po co to robiłeś. Tak samo jak powiedz mi co ci się wkręciło, że położyłeś się na łóżku i wołałeś „Jack, Come Back”?- Zapytał jasnowłosy nic nie robiąc sobie z tego, że chłopak w tym momencie cały się opluł zalewając połowę łóżka wodą jak i swoją śliną. Jego łóżko. Nie będzie się mieszał. John zerwał się na równe nogi po czym jęknął głośno łapiąc się w lewe ramie, na którym widniał wielki, fioletowy siniak. Didier pokazał na niego palcem.- Wpadając na ścianę próbowałeś się dostać na Peron 9 i ¾.
            - Proszę ja ciebie nie dobijaj mnie. Wkręciłeś coś sobie, a teraz…- Urwał i złapał coś co chłopak mu rzucił. Spojrzał na ową rzecz trzymaną w ręku i uniósł zaskoczony brwi do góry. Jego czarne skarpetki-a dokładniej jedna- w białe kostki piszczelowe, które dostał na święta od Johen’a.- Co znowu?- Zapytał ukrywając twarz w dłoniach. Musiał na serio coś odwalić skro Didier miał te skarpety.
            - Dałeś mi to i powiedziałeś „Zgredku jesteś wolny”. Ale wiesz moja niby niewola mi się podoba, więc oddaje co twoje. No i co bym zrobił z jedną skarpetą.
            - Zapomnijmy o tym.  
            - Zabawny jesteś. Poczekaj aż przyjdzie Luigi i Johen.
            - Dzisiaj kurwa autostrada zamknięta!- Krzyknął oburzony i podszedł do drzwi zamykając je na klucz. Didier zaśmiał się głośno.

            John ukrył twarz w dłoniach. Jak on mógł się tak skompromitować przed tym cholernym Francuzem? Jak on mógł się tak zachowywać, a teraz od kilku miesięcy być takim dupkiem? Nie ogarniał tego. Wypuścił głośno powietrze i znowu spojrzał na ekran telewizora mało co nie dostając zawału. Scena jaką teraz zobaczył sprawiła że jego serce stanęło na moment, a przed oczyma zrobiło się ciemno.

            - Ciii. Zobaczymy co nasz John robi sam kiedy zgłosił w szkole ból brzucha i urwał się z lekcji.- Powiedział cicho Didier do kamerki i otworzył delikatnie drzwi od pokoju. Zajrzał do środka i przełknął głośno ślinę, kiedy kamera nakierowała się na lóżko jego współlokatora, który aktualnie leżał na nim w samej koszulce z szeroko rozsuniętymi nogami. Jego palce owijały się na trzonie jego naprężonej męskości. Palce drugiej ręki zacisnęły się na jądrach. Didier po cichu wszedł do pokoju i zamknął drzwi na klucz. John uniósł gwałtownie głowę do góry zaciskając mocno kolana ze sobą.
            - Nikt cię nie nauczył jak się puka?- Zapytał piskliwym głosem cały czerwony na twarzy.
            - Ciebie widocznie też nie.- Odparł cicho Didier i uśmiechnął się wrednie.
            - Orz ty!
            - Nie przerywaj sobie. Ja popatrzę.- Powiedział chłopak. John spojrzał na niego mrużąc oczy po czym zsunął się z łóżka i podszedł do niego po woli. Stanął naprzeciwko niego i położył mu ręce nad głową.
            - A może się dołączysz?
            - W biały dzień nie.
            - Jesteś Francuzem.   
            - No i?
            - Pokaż mi Francuzką miłość.
            - Jednak nie.- Droczył się z nim chłopak i nakierował na niego kamerę.
            - Nosz kurwa!- John wyrwał mu kamerę i cisnął na jego łóżko po czym obejmując go lewą ręką pociągnął na swoje łóżko. Popchnął go na nie i zawisł nad nim.- I co teraz?
            - Teraz to mnie chyba pocałujesz?
            - A żebyś wiedział wredny Francuzie.- Warknął cicho i wpił się w jego usta całując go zachłannie. Didier zaśmiał się cicho i wsunął prawą rękę pod koszulkę chłopaka, którego biodra po chwili zafalowały.
           
            - Dobra Kotek. Więcej z tego filmiku ci nie pokaże. Dobrze wiesz co się później działo. Ja też wiem. Oglądając mój prezent dla ciebie z tego roku będziesz mógł sobie przypominać leżąc na kanapie dlaczego na drugi dzień tak bardzo bolał mnie tyłek i nie mogłem siedzieć na większości lekcji. Życzę ci wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin. Zdrowa, szczęścia, masturbacji.- Zaśmiał się głośno.- Nie znajdziesz mnie dzisiaj. Dopiero jutro więc niech ten filmik umili ci noc. A jutro przyjdź do miejsca w którym zaczęliśmy ze sobą chodzić. W końcu minie rok od kiedy jesteśmy razem. Kocham cię Mon Fou.- Powiedział Didier i nagranie zostało przerwane.

            Ekran rozświetlał ciemny pokój neonowym niebieskim światłem. Naprzeciwko telewizora siedział niebiesko włosy wpatrujący się w jego powierzchnię jakby zobaczył ducha. Na jego policzkach gościł wściekły szkarłat. Oddychał ciężko. Po policzkach powoli zaczęły ściekać łzy.
            Te wszystkie sny to nie były sny tylko wspomnienia. Nie musiał zaglądać do pudła na dnie szafy. Wiedział co się w nim znajdzie. Wiedział kto połączył Luigi’ego i Johen’a. Wiedział dlaczego było tutaj tyle jego rzeczy. Nowych rzeczy. Wiedział dlaczego nienawidził Edgard’a. Wiedział dlaczego wyniósł się z mieszkania rodziców i nie chciał z nimi rozmawiać. Wiedział kto był z nim w dzień wypadku i dlaczego. Wiedział dlaczego Didier starał się tak bardzo aby chłopak nie odzyskał wspomnień.
            Wiedział. Wiedział wszystko. I to właśnie bolało go najbardziej.
            Filmy się naprawiły. Pułki napełniły. Szuflady pootwierały. Kartki książek na nowo odzyskały barwę. Zdjęcia wróciły na swoje miejsce. Pióra Anioła muskały delikatnie jego ramiona otulając go ciepłą mentalną pierzyną.
            Część mózgu odpowiedzialna za zapamiętywanie przechowująca w sobie obrazy i nie tylko się odblokowała. Już nic jej nie uciskało.
            Pamięć ciała… ciała rozgrzanego do czerwoności po zobaczeniu ostatniej sceny z filmu oddała mu wszystko.
            Pamiętał każde jego słowo, każdy dotyk. Muśnięcie palców i warg. Jego zapach. Każdy dzień z nim spędzony. Każdy gest, rozmowę, tajemnicę, zachowanie.
            Pamiętał, że w dzień wypadku miał spotkanie z Didier’em w restauracji. Pokłócili się poważnie o rodziców John’a. Jego matka chciała się wtedy z nim pilnie zobaczyć. Chłopak zastanawiał się czy pójść na spotkanie. Didier mu to odradzał. Martwił się o niego. A on zrobił mu awanturę. Że to iż chłopak ma szczęśliwą rodzinę nie obliguje go do tego aby pozbawił Johna możliwości odzyskania swojej. Didier wykrzykując mu kilka gorzkich słów w twarzy wybiegł z restauracji. On po uiszczeniu rachunku pognał za nim. Kłócili się. I to wielokrotnie. Ale nigdy nie pozwolił na to aby Didier odszedł. Nie miał zamiaru pozwolić nawet na to w takiej sytuacji. Za bardzo kochał tego wariata, aby patrzeć jak odchodzi.
            Pamiętał jak serce stanęło mu w miejscu, kiedy Didier wbiegł na czerwonym świetle na pasy. Podbiegł do niego i wypchał go spod kół pędzącego auta, za którego kierownicą siedział Edgard. Usłyszał wtedy przenikliwy krzyk. Kiedy otworzył oczy był już w szpitalu i nie pamiętał nic.
            Nawet nie zatroszczył się o rannego chłopaka. Tylko naskoczył na niego jak poparzony!
            I jeszcze jego rodzice…
            Zazgrzytał zębami. Pożałują tego co zrobili. Myśleli, że amnezja sprawi iż znowu będzie potulny i w ogóle. Nie dostaną od niego niczego. I nie pozwoli im odsunąć go od Didier’a. Nikomu już nie pozwoli. Tak samo jak nie pozwoli chłopakowi odejść!
            W końcu jego wspomnienia wróciły. Pamiętał wszystko.
            Pamiętał.
            I cierpiał jednocześnie.
                       
            ******************************************
Małymi kroczkami dochodzimy do końca tego opowiadania. Jeszcze kilka rozdziałów i wstawię jakieś krótsze historie przed tym jak znowu zabiorę się za coś dłuższego. Ale do tego czasu trzeba trochę poczekać.
Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień:)
Gizi03031








3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, ech co z nich za rodzice... przypomniał sobie już wszystko, ale co teraz? Dider się wyprowadza, ale mam nadzieję, że jednak się po rozumieją...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, co z nich za rodzice... jak ja nie lubię takich ludzi... przypomniał sobie już wszystko, ale co teraz zrobi? buuu.... Dider się wyprowadza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, co za okropni rodzice... buuu.... Dider się wyprowadza... nie, nie i jeszcze raz powiem nie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie AgaHej,
    wspaniały rozdział, co za okropni rodzice... buuu.... Dider się wyprowadza... nie, nie i jeszcze raz powiem nie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń