eh....
ciężkie jest życie, kiedy wena cię opuszczą i jedzie na bezterminowe wakacje.
**************************
W
dość sprawny i za pewnie brutalny sposób- zdawałem sobie sprawę, że to co
właśnie zrobiłem cholernie boli- przerzuciłem intruza zgniatającego mi ciało
przez swoje ramię umieszczając go na stole przed sobą po czym zaciskając palce
prawej dłoni na szyi owej osoby przyłożyłem jej do twarzy nóż do masła. Tak o.
W razie potrzeby. Osoba ta syknęła cicho po czym zaśmiała się jak pojebana na
cały głos. Znalem ten śmiech bardzo dobrze. Drgnąłem zaskoczony i zabrałem
pospiesznie ręce z szyi natręta.
-
Thea?!- Krzyknąłem na połowę lokalu po czym moje ciało zostało zagarnięte do mocnego
uścisku. W pierwszym odruchu musiałem amortyzować siłę przyciągania opierając
dłonie na stole pod nią, po czym delikatnie ją przytuliłem. Wiedziałem, że ten
babo-chłop jeszcze mi połamie nos na tym stole o ile nie będę ostrożny. - Co ty
tutaj robisz? - Zapytałem zaskoczony, kiedy już się ode mnie oderwała-
powiedzmy, nadal wtulała się w moje ramie za cholerę nie chcąc mnie puścić. Już
zapomniałem jaka potrafiła być przylepna. I silna.
-
Zatrzymaliśmy się tutaj na jedną noc na odpoczynek i uzupełnić zapasy. Boże!
Jak ja cię dawno nie widziałam! - Pisnęła mi głośno do ucha. Skrzywiłem się
delikatnie i odsunąłem od niej na tyle na ile mi pozwalała.
-
Zaiste dość dawno, skoro ja i moje biedne uszy zapomnieliśmy, jak się drzesz
jak zarzynane bydło domowe. Kobieto, wiele razy ci mówiłem, że masz się nie
drzeć do mojego biednego ucha. - Skarciłem ją. Ta się zaśmiała i mocniej mnie przytuliła.
Wypuściłem głośno powietrze. Wiedziałem, że i tak moje słowa nic tutaj nie
wskórają i skoro ta przylepa chciała się poprzytulać to po prostu musiałem to
zaakceptować i pozwolić jej na to.
-
Ledwo cię spotkałam a ty już marudzisz? Gdyby nie to, że wyczułam twoją
irytację jak nic przejechałabym koło tego miejsca bezpośrednio do miejsca, w
którym się zatrzymaliśmy, a jutro już bym wyjechała.
-
Dlaczego? - Zapytałem zaskoczony. Skoro była tutaj to chyba nic nie stoi na
przeszkodzie abyśmy mogli się spotkać i ze swobodą porozmawiać.
-
Kapłanie, gdzie są twoi ludzie? - Zapytał Ivar. Spojrzałem na niego i o mało co
się nie przewróciłem. Stał na wyprostowanych nogach. Za sobą ukrywał
przestraszonego brata. Najbardziej zdziwił mnie miecz w jego dłoni. Czy on
zwariował?
-
Ivar co ty wyprawiasz? - Zapytałem, kiedy nadal wgapiał się w Thea i nie chciał
odpuścić. - Ivar!
-
Zadałem ci pytanie, Kapłanie?
-
Zwiałam im, kiedy wyczułam innego Kapłana. Za pewne niedługo tutaj będą.
-
Chcesz mi powiedzieć, że nie wiedzą co wyczułaś i dlaczego im spierdoliłaś? -
Warknął Ivar. Thea najeżyła się niezadowolona jego słowami.
-
Może zapanuj nad swym językiem niewolniku.
-
THEA!!- Upomniałem ją robiąc krok w bok. Spojrzała na mnie miną zbitego psa. -
To mój towarzych i jego brat, więc masz się tak do niego nie zwracać. Na tym
murze stanowczo zabroniłem szykanowania i obrażania kogokolwiek kto posiada na
sobie taki znak. I ty też Ivarze opuść swój miecz. To inny Kapłan i ktoś kogo
znam więc nie życzę sobie abyś do niej mierzył z broni. Czy wyraziłem się
dokładnie jasno i wyraźnie? - Spojrzałem na niego próbując wyglądać groźnie.
Nie wiedziałem, jak zareaguje na moje słowa, ponieważ nigdy tak do niego nie mówiłem.
Boże ja od pierwszego dnia tutaj do nikogo tak nie mówiłem.
-
Chyba nie myślisz, że pozostanę nieuzbrojony, kiedy obcy Kapłan bez obstawy
kręci się po naszym murzę?!
-
Ivar!
-
Tutaj jest mój brat! I ty również! Później możesz mnie ukarać, ale nie spuszczę
oczu z tej kobiety, dopóki nie przyjdzie tutaj jej strażnik!
-
Ivar! Miecz w dół!
-
No chyba….
-
IVAR!!!- Bardzo dobrze wiedziałem jak teraz
wyglądam. Włosy mi się nastroszyły a twarz stała się bardziej…. Toporna. Rysy
mi stwardniały. Nos zmarszczył. Uchyliłem delikatnie cienkie usta ukazując
ostro zakończone wszystkie zęby. Na twarzy pojawiły mi się ciemne znaki, które
potrafił odczytać inny kapłan. Oczy zrobiły się czarne. W całości czarne. Uszy
zaostrzone na końcach przylegały płasko do głowy. Ostre niczym brzytwa
paznokcie raniły moje dłonie, kiedy zacisnąłem palce w pięści. - W TEJ CHWILI OPUŚĆ TEN CHOLERNY MIECZ!!!- Zagrzmiał mój zwielokrotniony przez
echo głos. Głos, którego nienawidziłem z całego serca. Głos potwora. Ivar
posłusznie schował miecz do pochwy i ugiął przede mną usłużnie kark. Nie chciałem,
aby się przede mną kłaniał! Spojrzałem na jego brata za nim. Zobaczyłem w jego
oczach przerażenie i strach. Nie chciałem, aby kiedykolwiek zobaczył tą stronę
mnie. Drgnąłem, kiedy i on spojrzał na swoje stopy i zamierzał się przede mną ukłonić.
- Tyree…. Nie rób tego. Proszę cię. - Powiedziałem już swoim normalnym głosem. Zamknąłem
oczy i odwróciłem się do niego tyłem stając w kierunku Thea. Ona nie była
zaskoczona ani przerażona tym jak wyglądam. Wiele razy mnie już takiego
widziała. Tak samo jak ja wiele razy widziałem jej drugą twarz. Tak samo jak i
innych kapłanów.
-
Thea…. Nie powinno cię tutaj być bez ochroniarzy. Daleko stąd im uciekłaś?
-
Nie.- Powiedziała i skrzywiła się delikatne. - Już tu są. - Dodała, kiedy do
pomieszczenia weszła trójka całkowicie obcych i nie pasujących mi do tego
miejsca mężczyzn. No serio. W ogóle tutaj nie pasowali i wyróżniali się na tle
tego miejsca i jego mieszkańców. Cała czwórka- Thea oraz jej towarzysze podróży
byli cali ubrani na zielono. W sumie na wszystkie możliwe odcienie zieleni. Mieszkańcu
Zielonego Muru. Muru 16-ego.
-
Thea. - Zawołał jeden z nich i objął ją delikatnie ramieniem w pasie. Moje brwi
podjechały wysoko do góry. Czy ja o czymś nie wiem?
-
Daj mi chwile Gunda.
-
Mówiłem ci, że masz się od nas nie oddalać.
-
Wyczułam tutaj przyjaciela.
-
Przyjaciela? W takim miejscu? - Zapytał i zmarszczył delikatnie nos.
Zmarszczyłem czoło. Thea pokazała na mnie chamsko palcem. Wtedy jego towarzysze
spojrzeli w moim kierunku. – Kim jest to małe żyjątko??- Zapytał kpiąco
obejmujący ja facet. Prychnąłem pod nosem i zrobiłem krok w jego stronę. Ktoś
złapał mnie za przegub prawej ręki. Obejrzałem się za siebie. Ivar stał za mną,
ale patrzył na ludzi przede mną. Miał zimną dłoń. Spoconą. Wiedziałem czym to
jest wywołane i nie podobało mi się to wcale.
-
Gunda licz się ze słowami. - Powiedział mój towarzysz. Zagapiłem się na niego.
To oni się znali?!
-
Ivar? - Zapytał zaskoczony Gunda ściągając z głowy zielony kaptur oraz z twarzy
zieloną maskę. Dopiero teraz mogłem zaobserwować u niego krótko ścięte zielone
włosy oraz brązowe oczy. Pod jego prawym okiem widniał znak łzy. Niewolnik.
Skąd oni się do cholery jasnej znali? - Skoro tu jesteś to ten dzieciak za tobą
to Czarny Kapłan? - Zapytał jakby nas tutaj w ogóle nie było. Spojrzał na mnie,
kiedy znowu prychnąłem pod nosem. - Nie prychaj żyjątko.
-
Ten dzieciak za mną to mój brat. To Małe Żyjątko przed tobą, które właśnie
przytrzymuje to Czarny Kapłan, który chyba nie polubił swojej nowej ksywki.
-
Och doprawdy? Aż tak bardzo to po mnie widać? - Warknąłem, ale nie spróbowałem
zabrać ręki. Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze nie chciałem tego robić. Po
drugie nie było szans, aby on mi na to pozwolił. - Thea, skoro twoi…
ochroniarze… już tutaj są powiedz, dlaczego mnie wyszukałaś w tłumie tego
zacnego ludu i oddaliłaś się od swoich ludzi przez co nie wywołałaś mini wojny
między tobą a Ivarem oraz mega zawału u niego i jego brata?
-
Mam coś dla ciebie. - Powiedziała wyciągając rękę do swoich towarzyszy. Jeden z
nich podał jej mały pakunek. Ta się do mnie uśmiechnęła, a ja już wiedziałem co
się święci. Nie! Proszę tylko nie to! - Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin Enakru! - Powiedziała i przytuliła mnie mocno nie przejmując się tym,
że Ivar nadal przytrzymywał moją rękę abym się nie ruszył nawet na krok oraz
tym, że zdębiałem momentalnie. Nikt tutaj nie wiedział, kiedy miałem urodziny i
chciałem, aby tak nadal było, ale przez nią wszystko poszło się walić na szczyt
każdego z murów. Jęknąłem głośno załamany tym co właśnie uczyniła. - Co jest?
Nie cieszysz się?
-
Nie cieszę.
-
Dlaczego? Każdy cieszy się ze swoich urodzin i możliwości dostawania prezentów.
Jak zawsze dziwak jesteś. - Zapytała jak głupia.
-
Ty masz dzisiaj urodziny? - Zapytał Ivar. Ponownie jęknąłem i pokazałem na
niego palcem.
-
Właśnie dlatego. Nikt o nich nie wiedział i tak miało zostać, a ty w taki
widowiskowy sposób musiałaś o tym powiedzieć?
-
Żartujesz sobie? Moje urodziny to u nas święto narodowe!
-
To u ciebie! Mnie się ludzie boją! Jak już by mieli wybierać to dzień moich
urodzin byłby rocznicą katastrofy, która nawiedziła ich Mur, a nie świętem
narodowym.
-
Oj nie może być tak źle. - Pokręciła przecząco głową wciskając mi do ręki
prezent od siebie.
-
Ale jest.
-
Jak zawsze dramatyzujesz. - Prychnęła lekceważąco dziewczyna. Spojrzałem na nią
poważnie. Wręcz chłodno. Drgnęła i zrobiła krok w tył. Takiego mnie się bała.
Zawsze mnie to śmieszyło. Kiedy przybierałem swoją druga postać mogła mi nawet pokazać
środkowy palec i pocałować się w sam środek dupy, ale kiedy robiłem ten konkretny
wyraz twarzy mało co się nie rozpłakała. I tak było za każdym razem. Nawet
teraz stawały jej w oczach łzy.
-
Czy ty….
-
Nie mów mi tego!
-
… swojego pierwszego dnia na swoim murze….
-
Enakru nie mów tego!
-
… z premedytacją, zimną krwią i radością….
-
Właśnie to zobaczyłam więc mi tego nie mów!
-…
zabiłaś trzydzieści osób…
-
Enakru!!!- Krzyknęła zatykając uszy. Zawsze uważałem, że to ona albo Youyou
zostanie Białym Kapłanem. Obie tak reagowały na moje myśli oraz uczucia.
Byliśmy całkowitymi przeciwieństwami. Sokoro ja reprezentowałem mrok i ciemność
to one były światłem i bielą. Różnica między nimi była taka, że Thea ze mną
rozmawiała i nie bała się mojego drugie ja. Youyou, kiedy tylko koło niej
przechodziłem wpadała w panikę, a jak kiedyś zobaczyła moje drugie ja na
ćwiczeniach przez miesiąc leżała w skrzydle medycznym próbując dojść do siebie.
Co nigdy jej się do końca nie udało. Skoro ja zabiłem trzydzieści osób, Thea by
ich obroniła. A Youyou oddała by za nich życie. Taka była między nami różnica.
I
nie ważne jak bardzo każdy by temu zaprzeczał, jak bardzo ja bym temu
zaprzeczał taka była prawda i rzeczywistość.
-
Ty masz dzisiaj urodziny? - Zapytał ponownie Ivar skupiając na sobie spojrzenia
wszystkich ludzi zgromadzonych w lokalu. Gunda patrzył się na niego jakby
zamienił się z małpą za rozum albo jakimś marnym robakiem czy coś takiego.
-
Pojebało cię? Właśnie się przyznał, że zabił trzydziestu ludzi z twojego muru,
a ty pytasz o taką pierdołę jak jego urodziny.
-
To Kapłan to raz. Jeżeli chce może zabić wszystkich z tego Muru a mieszkańcom
innych murów nic do tego, to dwa. Byłem przy tym jak to robił, to trzy. Po
czwarte uratował mi wtedy życie więc mam to gdzieś. Dranie zasłużyli sobie na
taki los. A po piąte i nie ostatnie, ale o reszcie nie musicie wiedzieć ten
przeklęty dzieciak nawet słowem się dzisiaj nie zająknął, że są jego urodziny. Nigdy.
Więc nie mam zamiaru mu odpuścić tylko dlatego, że przypomniał sobie o mało
znaczącym momencie z jego życia.
-Zabicie
tylu ludzi to dla ciebie mało znaczący moment z jego życia.
-
Ja zabiłem ich o wiele więcej a jakoś się tym nie chwalę.
-
Bo to twoja praca, a jego…
-
Szczegół. To Kapłan. Dlaczego jej za ucieczkę od ciebie nie odciąłeś nogi jak
każdemu kogo chroniłeś, a kto mimo twojego zakazu uciekał albo się oddalał?
-
Bo to mój Kapłan, nie mogę…
-
Więc przestań się sadzić. Ja chcę wiedzieć czy dzisiaj MÓJ Kapłan ma URODZINY?
- Zapytał twardo wlepiając we mnie swoje ślepia. Wiedziałem, że nie odpuści
osioł jeden. Jęknąłem na cały bar i opuściłem zrezygnowany ramiona.
-
Tak, tak. Dzisiaj są moje urodziny. I co z tym zrobisz? - Zapytałem gapiąc się
na niego jak sroka w gnat. Zmarszczył czoło i podszedł do mnie. Przyglądałem
się jego wielkiej sylwetce.
Pisnąłem
jak mała panienka, kiedy bez zapowiedzi podciął mi kolana i zarzucił mnie na
swoje ramie. Co on najlepszego wyprawia!
-
Za chwilę się przekonasz.
-
Ivar! Postaw mnie!
-
Brat wrócisz sam do domu?
-
Tak.
-
Ivar! Nie ignoruj mnie i postaw mnie na ziemi!
-
Nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi na klucz. Mam swoje to bez problemu wejdę do
domu.
-
Ivar! Głuchy jesteś?! Masz mnie…ah…- Zakryłem pospiesznie usta, kiedy ten
idiota śmiał mnie klepnąć w tyłek przy wszystkich. O Boże! On mnie klepnął w
tyłek! Przy wszystkich!
-
Cisza.
-
Jak śmiesz się tak…ah…- Znowu mnie klepnął w tyłek! Uderzyłem go z pięści w
plecy gapiąc się nadal w podłogę za nim. - Ty bezmózgi troglodyto!
-
Cisza. - Dodał i znowu poczułem jego rękę na swoim tyłku, który już powoli zaczął
piec. Zacisnąłem mocno zęby na wargach, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Zabije dziada! - Pozwolicie, że udam się z tym pyskatym gówniarzem na stronę.
-
Sam jesteś…- Urwałem w połowie zdania nie chcąc znowu od niego zarobić przy
tych wszystkich ludziach. Usłyszałem jeszcze śmiech jego brata i tyle nas tam
było. Nie wiedziałem, gdzie mnie zabierał i po co, ale szedł w sobie tylko
znanym kierunku dłuższą chwilę po czym skręcił do jakiegoś budynku.
Zmarszczyłem czoło. Wiedziałem, gdzie jesteśmy, ale skąd on mógł wiedzieć,
gdzie to jest. Postawił mnie przed drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do mojego
mieszkania i spojrzał na mnie wyczekująco. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
Chyba nie myślał, że tak normalnie po tym co zrobił otworzę mu drzwi i zaproszę
go do środka. No chyba dawno nie lał głupek jeden. - Otwórz. - Nie zapytał, nie
poprosił tylko najnormalniej w świecie rozkazał. Najeżyłem się. Nie byłem
przyzwyczajony do tego, aby wykonywać polecenia innych. Podświadomie
zapragnąłem się mu sprzeciwić i zrobić mu na przekór.
-
Bo co? - Zapytałem buntowniczo. Uniósł lewą brew do góry i spojrzał na mnie jak
na skończonego idiotę chociaż to ja powinienem tak na niego patrzeć, a nie on
na mnie.
-
Enakru otwórz te drzwi. - Powiedział stanowczo. Prychnąłem pod nosem i oparłem
się o ścianę obok dając mu do zrozumienia, że mam gdzieś to co on chciał i mi
mówił. Ja też chciałem, aby mnie wtedy postawił na miejscu, a ten dalej trzymał
mnie zarzuconego na swoje ramie i publicznie molestował mój biedny tyłek.
-
Nie.
-
Nie?
-
Nie. Głuchy jesteś? - Zapytałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc. Spojrzałem
na niego kontem oka i mało co się nie oplułem, kiedy zobaczyłem, jak wyciąga z
pochwy swój miecz oraz szykuje się do natarcia na drzwi mojego mieszkania. Stanąłem
gwałtownie pomiędzy nim a drzwiami, kiedy już się do nich zbliżał. Wgniótł mnie
boleśnie w drewnianą fakturę, która oddzielała nas od mieszkania i wycisnął z
moich ust przeciągły jęk. On chyba zapomniał, ile miał siły i w ogóle. Mogłem
się z nim spierać na cały bar, że jestem silny. Owszem czemu nie. Niedawno co
to robiłem, ale nie byłem na tyle wielkim ignorantem, aby spierać się o to, że
jestem silniejszy od niego. Bo to on na Boga był silniejszy ode mnie. Więc
dlaczego o tym zapomniał?!
-
Otwórz. - Warknął do mojego ucha bardziej przylegając swoim ciałem do mojego. Zrobiło
mi się gorąco, kiedy uświadomiłem sobie, że dzieli nas tylko ubranie. Moje i
jego. Gdyby w jakiś niewyjaśniony i niezrozumiały dla mnie sposób zniknęło….
Zadrżałem na całym ciele zdając sobie sprawę z tego, że on to bardzo dobrze
wyczuje po czym niechętnie wsadziłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej
klucze do mieszkania. Trochę się natrudziłem, aby trafić nimi do dziurki w
takiej pozycji w jakiej mnie teraz postawił, a kiedy w końcu mi się to udało weszliśmy
do środka, a on za nami zamknął drzwi odgradzając nas od świata zewnętrznego.
Spojrzałem
na niego niepewnie.
Czego
on chciał w takim momencie…?
***********************************************
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
Gizi03031