niedziela, 27 maja 2018

4- 17 Mur

Po woli zbliżamy się do końca tego opowiadania, a co później nadal nie mam pojęcia.
eh....
ciężkie jest życie, kiedy wena cię opuszczą i jedzie na bezterminowe wakacje.
**************************

W dość sprawny i za pewnie brutalny sposób- zdawałem sobie sprawę, że to co właśnie zrobiłem cholernie boli- przerzuciłem intruza zgniatającego mi ciało przez swoje ramię umieszczając go na stole przed sobą po czym zaciskając palce prawej dłoni na szyi owej osoby przyłożyłem jej do twarzy nóż do masła. Tak o. W razie potrzeby. Osoba ta syknęła cicho po czym zaśmiała się jak pojebana na cały głos. Znalem ten śmiech bardzo dobrze. Drgnąłem zaskoczony i zabrałem pospiesznie ręce z szyi natręta.

- Thea?!- Krzyknąłem na połowę lokalu po czym moje ciało zostało zagarnięte do mocnego uścisku. W pierwszym odruchu musiałem amortyzować siłę przyciągania opierając dłonie na stole pod nią, po czym delikatnie ją przytuliłem. Wiedziałem, że ten babo-chłop jeszcze mi połamie nos na tym stole o ile nie będę ostrożny. - Co ty tutaj robisz? - Zapytałem zaskoczony, kiedy już się ode mnie oderwała- powiedzmy, nadal wtulała się w moje ramie za cholerę nie chcąc mnie puścić. Już zapomniałem jaka potrafiła być przylepna. I silna.

- Zatrzymaliśmy się tutaj na jedną noc na odpoczynek i uzupełnić zapasy. Boże! Jak ja cię dawno nie widziałam! - Pisnęła mi głośno do ucha. Skrzywiłem się delikatnie i odsunąłem od niej na tyle na ile mi pozwalała.

- Zaiste dość dawno, skoro ja i moje biedne uszy zapomnieliśmy, jak się drzesz jak zarzynane bydło domowe. Kobieto, wiele razy ci mówiłem, że masz się nie drzeć do mojego biednego ucha. - Skarciłem ją. Ta się zaśmiała i mocniej mnie przytuliła. Wypuściłem głośno powietrze. Wiedziałem, że i tak moje słowa nic tutaj nie wskórają i skoro ta przylepa chciała się poprzytulać to po prostu musiałem to zaakceptować i pozwolić jej na to.

- Ledwo cię spotkałam a ty już marudzisz? Gdyby nie to, że wyczułam twoją irytację jak nic przejechałabym koło tego miejsca bezpośrednio do miejsca, w którym się zatrzymaliśmy, a jutro już bym wyjechała.

- Dlaczego? - Zapytałem zaskoczony. Skoro była tutaj to chyba nic nie stoi na przeszkodzie abyśmy mogli się spotkać i ze swobodą porozmawiać.

- Kapłanie, gdzie są twoi ludzie? - Zapytał Ivar. Spojrzałem na niego i o mało co się nie przewróciłem. Stał na wyprostowanych nogach. Za sobą ukrywał przestraszonego brata. Najbardziej zdziwił mnie miecz w jego dłoni. Czy on zwariował?

- Ivar co ty wyprawiasz? - Zapytałem, kiedy nadal wgapiał się w Thea i nie chciał odpuścić. - Ivar!

- Zadałem ci pytanie, Kapłanie?

- Zwiałam im, kiedy wyczułam innego Kapłana. Za pewne niedługo tutaj będą.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie wiedzą co wyczułaś i dlaczego im spierdoliłaś? - Warknął Ivar. Thea najeżyła się niezadowolona jego słowami.

- Może zapanuj nad swym językiem niewolniku.

- THEA!!- Upomniałem ją robiąc krok w bok. Spojrzała na mnie miną zbitego psa. - To mój towarzych i jego brat, więc masz się tak do niego nie zwracać. Na tym murze stanowczo zabroniłem szykanowania i obrażania kogokolwiek kto posiada na sobie taki znak. I ty też Ivarze opuść swój miecz. To inny Kapłan i ktoś kogo znam więc nie życzę sobie abyś do niej mierzył z broni. Czy wyraziłem się dokładnie jasno i wyraźnie? - Spojrzałem na niego próbując wyglądać groźnie. Nie wiedziałem, jak zareaguje na moje słowa, ponieważ nigdy tak do niego nie mówiłem. Boże ja od pierwszego dnia tutaj do nikogo tak nie mówiłem.

- Chyba nie myślisz, że pozostanę nieuzbrojony, kiedy obcy Kapłan bez obstawy kręci się po naszym murzę?!

- Ivar!

- Tutaj jest mój brat! I ty również! Później możesz mnie ukarać, ale nie spuszczę oczu z tej kobiety, dopóki nie przyjdzie tutaj jej strażnik!

- Ivar! Miecz w dół!

- No chyba….

- IVAR!!!- Bardzo dobrze wiedziałem jak teraz wyglądam. Włosy mi się nastroszyły a twarz stała się bardziej…. Toporna. Rysy mi stwardniały. Nos zmarszczył. Uchyliłem delikatnie cienkie usta ukazując ostro zakończone wszystkie zęby. Na twarzy pojawiły mi się ciemne znaki, które potrafił odczytać inny kapłan. Oczy zrobiły się czarne. W całości czarne. Uszy zaostrzone na końcach przylegały płasko do głowy. Ostre niczym brzytwa paznokcie raniły moje dłonie, kiedy zacisnąłem palce w pięści. - W TEJ CHWILI OPUŚĆ TEN CHOLERNY MIECZ!!!- Zagrzmiał mój zwielokrotniony przez echo głos. Głos, którego nienawidziłem z całego serca. Głos potwora. Ivar posłusznie schował miecz do pochwy i ugiął przede mną usłużnie kark. Nie chciałem, aby się przede mną kłaniał! Spojrzałem na jego brata za nim. Zobaczyłem w jego oczach przerażenie i strach. Nie chciałem, aby kiedykolwiek zobaczył tą stronę mnie. Drgnąłem, kiedy i on spojrzał na swoje stopy i zamierzał się przede mną ukłonić. - Tyree…. Nie rób tego. Proszę cię. - Powiedziałem już swoim normalnym głosem. Zamknąłem oczy i odwróciłem się do niego tyłem stając w kierunku Thea. Ona nie była zaskoczona ani przerażona tym jak wyglądam. Wiele razy mnie już takiego widziała. Tak samo jak ja wiele razy widziałem jej drugą twarz. Tak samo jak i innych kapłanów.

- Thea…. Nie powinno cię tutaj być bez ochroniarzy. Daleko stąd im uciekłaś?

- Nie.- Powiedziała i skrzywiła się delikatne. - Już tu są. - Dodała, kiedy do pomieszczenia weszła trójka całkowicie obcych i nie pasujących mi do tego miejsca mężczyzn. No serio. W ogóle tutaj nie pasowali i wyróżniali się na tle tego miejsca i jego mieszkańców. Cała czwórka- Thea oraz jej towarzysze podróży byli cali ubrani na zielono. W sumie na wszystkie możliwe odcienie zieleni. Mieszkańcu Zielonego Muru. Muru 16-ego.

- Thea. - Zawołał jeden z nich i objął ją delikatnie ramieniem w pasie. Moje brwi podjechały wysoko do góry. Czy ja o czymś nie wiem?

- Daj mi chwile Gunda.

- Mówiłem ci, że masz się od nas nie oddalać.

- Wyczułam tutaj przyjaciela.

- Przyjaciela? W takim miejscu? - Zapytał i zmarszczył delikatnie nos. Zmarszczyłem czoło. Thea pokazała na mnie chamsko palcem. Wtedy jego towarzysze spojrzeli w moim kierunku. – Kim jest to małe żyjątko??- Zapytał kpiąco obejmujący ja facet. Prychnąłem pod nosem i zrobiłem krok w jego stronę. Ktoś złapał mnie za przegub prawej ręki. Obejrzałem się za siebie. Ivar stał za mną, ale patrzył na ludzi przede mną. Miał zimną dłoń. Spoconą. Wiedziałem czym to jest wywołane i nie podobało mi się to wcale.

- Gunda licz się ze słowami. - Powiedział mój towarzysz. Zagapiłem się na niego. To oni się znali?!

- Ivar? - Zapytał zaskoczony Gunda ściągając z głowy zielony kaptur oraz z twarzy zieloną maskę. Dopiero teraz mogłem zaobserwować u niego krótko ścięte zielone włosy oraz brązowe oczy. Pod jego prawym okiem widniał znak łzy. Niewolnik. Skąd oni się do cholery jasnej znali? - Skoro tu jesteś to ten dzieciak za tobą to Czarny Kapłan? - Zapytał jakby nas tutaj w ogóle nie było. Spojrzał na mnie, kiedy znowu prychnąłem pod nosem. - Nie prychaj żyjątko.

- Ten dzieciak za mną to mój brat. To Małe Żyjątko przed tobą, które właśnie przytrzymuje to Czarny Kapłan, który chyba nie polubił swojej nowej ksywki.

- Och doprawdy? Aż tak bardzo to po mnie widać? - Warknąłem, ale nie spróbowałem zabrać ręki. Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze nie chciałem tego robić. Po drugie nie było szans, aby on mi na to pozwolił. - Thea, skoro twoi… ochroniarze… już tutaj są powiedz, dlaczego mnie wyszukałaś w tłumie tego zacnego ludu i oddaliłaś się od swoich ludzi przez co nie wywołałaś mini wojny między tobą a Ivarem oraz mega zawału u niego i jego brata?

- Mam coś dla ciebie. - Powiedziała wyciągając rękę do swoich towarzyszy. Jeden z nich podał jej mały pakunek. Ta się do mnie uśmiechnęła, a ja już wiedziałem co się święci. Nie! Proszę tylko nie to! - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Enakru! - Powiedziała i przytuliła mnie mocno nie przejmując się tym, że Ivar nadal przytrzymywał moją rękę abym się nie ruszył nawet na krok oraz tym, że zdębiałem momentalnie. Nikt tutaj nie wiedział, kiedy miałem urodziny i chciałem, aby tak nadal było, ale przez nią wszystko poszło się walić na szczyt każdego z murów. Jęknąłem głośno załamany tym co właśnie uczyniła. - Co jest? Nie cieszysz się?

- Nie cieszę.

- Dlaczego? Każdy cieszy się ze swoich urodzin i możliwości dostawania prezentów. Jak zawsze dziwak jesteś. - Zapytała jak głupia.

- Ty masz dzisiaj urodziny? - Zapytał Ivar. Ponownie jęknąłem i pokazałem na niego palcem.

- Właśnie dlatego. Nikt o nich nie wiedział i tak miało zostać, a ty w taki widowiskowy sposób musiałaś o tym powiedzieć?

- Żartujesz sobie? Moje urodziny to u nas święto narodowe!

- To u ciebie! Mnie się ludzie boją! Jak już by mieli wybierać to dzień moich urodzin byłby rocznicą katastrofy, która nawiedziła ich Mur, a nie świętem narodowym.

- Oj nie może być tak źle. - Pokręciła przecząco głową wciskając mi do ręki prezent od siebie.

- Ale jest.

- Jak zawsze dramatyzujesz. - Prychnęła lekceważąco dziewczyna. Spojrzałem na nią poważnie. Wręcz chłodno. Drgnęła i zrobiła krok w tył. Takiego mnie się bała. Zawsze mnie to śmieszyło. Kiedy przybierałem swoją druga postać mogła mi nawet pokazać środkowy palec i pocałować się w sam środek dupy, ale kiedy robiłem ten konkretny wyraz twarzy mało co się nie rozpłakała. I tak było za każdym razem. Nawet teraz stawały jej w oczach łzy.

- Czy ty….

- Nie mów mi tego!

- … swojego pierwszego dnia na swoim murze….

- Enakru nie mów tego!

- … z premedytacją, zimną krwią i radością….

- Właśnie to zobaczyłam więc mi tego nie mów!

-… zabiłaś trzydzieści osób…

- Enakru!!!- Krzyknęła zatykając uszy. Zawsze uważałem, że to ona albo Youyou zostanie Białym Kapłanem. Obie tak reagowały na moje myśli oraz uczucia. Byliśmy całkowitymi przeciwieństwami. Sokoro ja reprezentowałem mrok i ciemność to one były światłem i bielą. Różnica między nimi była taka, że Thea ze mną rozmawiała i nie bała się mojego drugie ja. Youyou, kiedy tylko koło niej przechodziłem wpadała w panikę, a jak kiedyś zobaczyła moje drugie ja na ćwiczeniach przez miesiąc leżała w skrzydle medycznym próbując dojść do siebie. Co nigdy jej się do końca nie udało. Skoro ja zabiłem trzydzieści osób, Thea by ich obroniła. A Youyou oddała by za nich życie. Taka była między nami różnica.

I nie ważne jak bardzo każdy by temu zaprzeczał, jak bardzo ja bym temu zaprzeczał taka była prawda i rzeczywistość.

- Ty masz dzisiaj urodziny? - Zapytał ponownie Ivar skupiając na sobie spojrzenia wszystkich ludzi zgromadzonych w lokalu. Gunda patrzył się na niego jakby zamienił się z małpą za rozum albo jakimś marnym robakiem czy coś takiego.

- Pojebało cię? Właśnie się przyznał, że zabił trzydziestu ludzi z twojego muru, a ty pytasz o taką pierdołę jak jego urodziny.

- To Kapłan to raz. Jeżeli chce może zabić wszystkich z tego Muru a mieszkańcom innych murów nic do tego, to dwa. Byłem przy tym jak to robił, to trzy. Po czwarte uratował mi wtedy życie więc mam to gdzieś. Dranie zasłużyli sobie na taki los. A po piąte i nie ostatnie, ale o reszcie nie musicie wiedzieć ten przeklęty dzieciak nawet słowem się dzisiaj nie zająknął, że są jego urodziny. Nigdy. Więc nie mam zamiaru mu odpuścić tylko dlatego, że przypomniał sobie o mało znaczącym momencie z jego życia.

-Zabicie tylu ludzi to dla ciebie mało znaczący moment z jego życia.

- Ja zabiłem ich o wiele więcej a jakoś się tym nie chwalę.

- Bo to twoja praca, a  jego…

- Szczegół. To Kapłan. Dlaczego jej za ucieczkę od ciebie nie odciąłeś nogi jak każdemu kogo chroniłeś, a kto mimo twojego zakazu uciekał albo się oddalał?

- Bo to mój Kapłan, nie mogę…

- Więc przestań się sadzić. Ja chcę wiedzieć czy dzisiaj MÓJ Kapłan ma URODZINY? - Zapytał twardo wlepiając we mnie swoje ślepia. Wiedziałem, że nie odpuści osioł jeden. Jęknąłem na cały bar i opuściłem zrezygnowany ramiona.

- Tak, tak. Dzisiaj są moje urodziny. I co z tym zrobisz? - Zapytałem gapiąc się na niego jak sroka w gnat. Zmarszczył czoło i podszedł do mnie. Przyglądałem się jego wielkiej sylwetce.

Pisnąłem jak mała panienka, kiedy bez zapowiedzi podciął mi kolana i zarzucił mnie na swoje ramie. Co on najlepszego wyprawia!

- Za chwilę się przekonasz.

- Ivar! Postaw mnie!

- Brat wrócisz sam do domu?

- Tak.

- Ivar! Nie ignoruj mnie i postaw mnie na ziemi!

- Nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi na klucz. Mam swoje to bez problemu wejdę do domu.

- Ivar! Głuchy jesteś?! Masz mnie…ah…- Zakryłem pospiesznie usta, kiedy ten idiota śmiał mnie klepnąć w tyłek przy wszystkich. O Boże! On mnie klepnął w tyłek! Przy wszystkich!

- Cisza.

- Jak śmiesz się tak…ah…- Znowu mnie klepnął w tyłek! Uderzyłem go z pięści w plecy gapiąc się nadal w podłogę za nim. - Ty bezmózgi troglodyto!

- Cisza. - Dodał i znowu poczułem jego rękę na swoim tyłku, który już powoli zaczął piec. Zacisnąłem mocno zęby na wargach, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zabije dziada! - Pozwolicie, że udam się z tym pyskatym gówniarzem na stronę.

- Sam jesteś…- Urwałem w połowie zdania nie chcąc znowu od niego zarobić przy tych wszystkich ludziach. Usłyszałem jeszcze śmiech jego brata i tyle nas tam było. Nie wiedziałem, gdzie mnie zabierał i po co, ale szedł w sobie tylko znanym kierunku dłuższą chwilę po czym skręcił do jakiegoś budynku. Zmarszczyłem czoło. Wiedziałem, gdzie jesteśmy, ale skąd on mógł wiedzieć, gdzie to jest. Postawił mnie przed drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do mojego mieszkania i spojrzał na mnie wyczekująco. Spojrzałem na niego jak na idiotę. Chyba nie myślał, że tak normalnie po tym co zrobił otworzę mu drzwi i zaproszę go do środka. No chyba dawno nie lał głupek jeden. - Otwórz. - Nie zapytał, nie poprosił tylko najnormalniej w świecie rozkazał. Najeżyłem się. Nie byłem przyzwyczajony do tego, aby wykonywać polecenia innych. Podświadomie zapragnąłem się mu sprzeciwić i zrobić mu na przekór.

- Bo co? - Zapytałem buntowniczo. Uniósł lewą brew do góry i spojrzał na mnie jak na skończonego idiotę chociaż to ja powinienem tak na niego patrzeć, a nie on na mnie.

- Enakru otwórz te drzwi. - Powiedział stanowczo. Prychnąłem pod nosem i oparłem się o ścianę obok dając mu do zrozumienia, że mam gdzieś to co on chciał i mi mówił. Ja też chciałem, aby mnie wtedy postawił na miejscu, a ten dalej trzymał mnie zarzuconego na swoje ramie i publicznie molestował mój biedny tyłek.

- Nie.

- Nie?

- Nie. Głuchy jesteś? - Zapytałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc. Spojrzałem na niego kontem oka i mało co się nie oplułem, kiedy zobaczyłem, jak wyciąga z pochwy swój miecz oraz szykuje się do natarcia na drzwi mojego mieszkania. Stanąłem gwałtownie pomiędzy nim a drzwiami, kiedy już się do nich zbliżał. Wgniótł mnie boleśnie w drewnianą fakturę, która oddzielała nas od mieszkania i wycisnął z moich ust przeciągły jęk. On chyba zapomniał, ile miał siły i w ogóle. Mogłem się z nim spierać na cały bar, że jestem silny. Owszem czemu nie. Niedawno co to robiłem, ale nie byłem na tyle wielkim ignorantem, aby spierać się o to, że jestem silniejszy od niego. Bo to on na Boga był silniejszy ode mnie. Więc dlaczego o tym zapomniał?!

- Otwórz. - Warknął do mojego ucha bardziej przylegając swoim ciałem do mojego. Zrobiło mi się gorąco, kiedy uświadomiłem sobie, że dzieli nas tylko ubranie. Moje i jego. Gdyby w jakiś niewyjaśniony i niezrozumiały dla mnie sposób zniknęło…. Zadrżałem na całym ciele zdając sobie sprawę z tego, że on to bardzo dobrze wyczuje po czym niechętnie wsadziłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej klucze do mieszkania. Trochę się natrudziłem, aby trafić nimi do dziurki w takiej pozycji w jakiej mnie teraz postawił, a kiedy w końcu mi się to udało weszliśmy do środka, a on za nami zamknął drzwi odgradzając nas od świata zewnętrznego.

Spojrzałem na niego niepewnie.

Czego on chciał w takim momencie…?

 ***********************************************
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
Gizi03031






















niedziela, 20 maja 2018

3- 17 Mur

Jak tam po Pyrkonie o ile któreś z was było??
Ja pewnie właśnie teraz wracam do domu pociągiem (musiałam sobie ustawić automatyczne dodanie rozdziału).
Życzę miłego czytania.
*********************************************

Przemyłem twarz wodą próbując się doprowadzić do porządku. Czułem na sobie jego spojrzenie oraz jego młodszego brata, który wparował tu chwile po tym jak wyszedł i naskoczył na Ivara za to, że ten doprowadził mnie do takiego stanu.

- Trzy lata temu nie byłeś taką beksą. - Zauważył kpiąco Ivar. Proszę. Wrócił mój stary, dobry Ivar. Jak ja za nim cholernie tęskniłem! Wytarłem twarz w ręcznik i spojrzałem na niego.

- Trzy lata temu miałem mniej problemów na głowie niż mam teraz. - Odparłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chyba też już pójdę do domu, przeczytam może jakąś książkę, odpocznę, może położę się wcześniej spać.

- Tyree miałbyś coś przeciwko temu, aby zabrać z nami dzisiaj tego mazgaja? - Zapytał Ivar. Nie wiem który z nas był bardziej zaskoczony. Ja czy jego brat.

- Ivar co ty wygadujesz, ja nie mam zamiaru…

- Beksy nie mają prawa głosu. - Przerwał mi twardo i spojrzał na brata. Stałem oniemiały gapiąc się na niego jak na jakiegoś idiotę. - To jak?

- Dla mnie bomba o ile on się zgodzi.

- No to się zbieramy.

- Ja nie mam…

- Bierz swoje rzeczy i wychodzimy.

- Ale ja nie…

- Bo ci pomogę i wtedy będziesz leciał nawet przed nami.

- Nie…

- Długo jeszcze mamy czekać?

- Ale…

- I tak z nami pójdziesz.

- We….

- Enakru. - Spojrzał na mnie nagląco, kiedy znowu chciałem otworzyć buzię, aby zaprzeczyć. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i zrezygnowany zgarnąłem swój płaszcz oraz torbę. Mimo, że przez trzy lata przyzwyczaiłem się już do noszenia czarnego ubioru i tak zawsze miałem na sobie coś w kolorze. Tym razem postawiłem na czerwony pasek do czarnego ubioru. Stanąłem koło niego jak obrażone dziecko i poczekałem aż obaj ruszyli przodem po czym zrobiłem to samo ciągnąc się za nimi jak na skazanie.

- Wiesz jaki dzisiaj jest dzień? - Zapytał Ivar, kiedy wyszedłem z budynku, w którym pracowałem. Drgnąłem. Czyżby…

- Nie…? - Zapytałem niepewnie. Spojrzał na mnie z politowaniem.

- Trzy lata temu zabraliśmy cię z Białej Świątyni. - Podpowiedział. No tak. Dla nich to był taki dzień.

- Pamiętam. - Pamiętałem idealnie, w końcu dzisiaj moje dziewiętnaste urodziny.

- Młody to gdzie chcesz iść? - Zapytał Ivar swojego brata dając już spokój tej cholernej dacie.

- Może niech Kapłan wybierze jakieś miejsce.

- Ja? - Zapytałem zaskoczony. Przecież on bardzo dobrze wiedział, że nie miałem tutaj ani znajomych, ani przyjaciół więc nigdzie nie wychodziłem w wolne dni. Wtedy zamykałem się w domu i wolny czas poświęcałem czytaniu książek. Czasami wychodziłem na szczyt Muru pobiegać i zaczerpnąć promieni słonecznych oraz Świerzego powietrza. Nie chodziłem po barach ani restauracjach, bo najnormalniej w świecie nie miałem z kim, a samemu nie miałem ochoty.

- Tak, ty. - Odparł trzynastolatek. Popukałem się po brodzie próbując sobie przypomnieć czy kiedyś w jakiejś rozmowie z nim nie użył czasami nazwy jakiegoś miejsca, do którego lubił chodzić.

- Może udamy się do twojej ulubionej knajpy. Tyle o niej opowiadałeś, że sam zapragnąłem zobaczyć to miejsce.

- Jeszcze w nim nie byłeś? Przecież mówiłem ci o tym już jakieś dziesięć miesięcy temu i miałeś się tam udać w swoje pierwsze wolne.

- Jakoś wtedy nie miałem do tego głowy.

- Wiedziałem! - Krzyknął chłopiec i stanął przede mną obrażony krzyżując ręce na piersi. Wypuściłem głośno powietrze i uniosłem dłonie w poddańczym geście.

- Nie gniewaj się na mnie. Teraz przynajmniej na własne oczy zobaczysz moją reakcję na to miejsce, a nie kłamstwa, którymi bym cię raczył. - Odparłem czekając na jego reakcję. Nadal wyglądał jak obrażone dziecko. - Wiesz, że miałem wiele na głowie i nie mogłem sobie pozwolić na jakieś wyjścia towarzyskie.

- W twoim przypadku nie istnieje takie słowo jak „towarzyskie”. - Wytknął mi brutalnie Tyree i ruszył przed siebie nie obdarzając mnie nawet jednym spojrzeniem. Wypuściłem głośno powietrze i kręcąc przecząco głową ruszyłem w ślad za nim.

- Wkurwiłeś mi brata. - Zauważył inteligentnie Ivar. Prychnąłem cicho pod nosem. Jakbym, kurwa, nie wiedział. - O co mu chodziło z tym ostatnim??- Dodał niby od niechcenia. Spojrzałem na niego zastanawiając się czy powinien posiąść tą wiedzę czy też nie i jak na to wszystko będzie patrzył??

- Nie jestem osobą, która dość łatwo nawiązuje znajomości.

- Nie może być aż tak źle.

- Uwierz mi, że jest. - Powiedziałem i spojrzałem na niego kiedy wyczułem, że ewidentnie się na mnie gapi.

- Pewnie ściemniasz.

- Nie wierzysz to zapytaj brata. - Powiedziałem wzruszając ramionami i chcąc porzucić ten temat. Skoro chce się upierać przy swoim proszę bardzo. Ja nie będę nalegać na to aby mi uwierzył. Jak dla mojego biednego żołądka i serca im mniej będę z nim rozmawiać tym lepiej dla mnie i chyba ogólnie dla całego mojego otoczenia.

- Serio masz tak mało znajomych??- Zapytał ponownie.

- Rozmawiam tylko z twoim bratem.

- Spotkania towarzyskie?

- Odpada.

- Odwiedziny u znajomych na chacie?

- Odpada.

- A oni u ciebie?

- Nie ma szans.

- Powiedz. - Zaczął i zamilkł na chwilę. Spojrzałem na niego, kiedy nie odzywał się dłuższy czas. Przyglądał mi się uważnie dokładnie lustrując mnie spojrzeniem. - Z iloma osobami rozmawiałeś od kiedy tutaj zamieszkałeś??- Dodał. Drgnąłem. Wiedział, gdzie uderzyć. Podrapałem się nerwowo po karku patrząc gdzieś w bok.

- Z o wiele mniejszą ilością niż by chciał twój brat. - Odparłem wymijająco. Prychnął pod nosem i położył mi rękę na ramieniu, abym na niego spojrzał.

- Zmieści się tak w okolicach tysiąca? - Zapytał. Teraz to ja prychnąłem i pokręciłem przecząco głową. Tysiąc ewidentnie nie wchodził w rachubę. Ja chyba przez całe swoje życie nie rozmawiałem z taką ilością osób. W Białej Świątyni rozmawiałem z innymi kandydatami na kapłanów oraz z siódemką naszych nauczycieli. Później z Wyrocznią. Z nimi w powozie. I z kilkoma osobami z Czarnego Muru. Tak może do pięćdziesiątki dobijałem powoli. - No to ile?

- Dużo mniej.

- Enakru.

- Oj, no z małą ilością osób. Nie lubię nawiązywać nowych znajomości i nie wiem o czym mam gadać z ludźmi to z nimi w ogóle nie gadam. Czy to takie ważne z iloma osobami do tej pory rozmawiałem. - Nie chciałem mówić, że mówiąc „do tej pory” miałem na myśli całe moje dotychczasowe życie.

- Przecież powinieneś znać ludzi z tego muru.

- I znam. Każdego. Wiem o was praktycznie wszystko, więc po co mi więcej. Czasami nie chciałbym wiedzieć tych wszystkich rzeczy, a nie mogę tego zmienić. - Powiedziałem wypuszczając głośno powietrze z płuc. Z jakiegoś powodu zostawiłem w spokoju głowy Ivara, Tyree, Marui oraz jego siostry. A tak prześwietliłem wszystkich mieszkańców od dnia ich narodzin aż do dnia, kiedy pojawiłem się u nich na Murze. To mi stanowczo wystarczyło. Do dzisiaj niektórych unikałem nie chcąc z nimi wchodzić w bliższe i dalsze interakcje. Nie i już. Poznałem tutaj naturę ludzką w dość chamski i podstępny sposób. Dlatego ich unikałem. A że nie chciałem do końca zwariować wymieniona przeze mnie wcześniej czwórka osób została pozostawiona przeze mnie w stanie nienaruszonym.

- Jak to wiesz praktycznie wszystko?

- Brat przestań dręczyć tego aspołeczniaka i się ruszaj szybciej. W łóżku też tak powoli się ruszasz? - Zapytał jego młodszy brat stojąc przed jednym z wielu lokali znajdujących się na tej ulicy. Mimowolnie wyobraziłem go sobie w łóżku po czym zakłopotany spojrzałem na swoje stopy próbując zakryć w ten sposób zawstydzenie, które mnie ogarnęło po tym jak zorientowałem się o czym właśnie na Boga myślałem.

- Ty cholerny gówniarzu licz się ze słowami!

- Też cię kocham, a teraz chodź szybko, bo głodny jestem. - Jęknął cicho, kiedy Ivar złapał go mocno za kark sprowadzając go w ten sposób do parteru. - Ty brutalu zabieraj te łapy! Nie każdy człowiek na świecie ma ręce niczym pokrywy od śmietnika!

- Już ja cię nauczę z należytym szacunkiem…- Urwał starszy mężczyzna i razem z bratem spojrzeli w moją stronę, kiedy głośno zaburczało mi w brzuchu. Oblałem się delikatnym rumieńcem i spojrzałem gdzieś w bok. - Policzymy się w domu mały smarku, a teraz chodź, bo nam jeszcze kapłan z głodu padnie. - Powiedział kpiąco mężczyzna. Miałem ochotę go trzepnąć w ten jego łeb. Dosłownie. Podejść i go klepnąć w potylicę tak aby mu oczy na wierzch wyszły.

- Kiedy ostatni raz jadłeś? - Zapytał Tyree, kiedy weszliśmy do obszernego lokalu, w którym w dość nielogiczny jak na mój gust sposób ktoś porozstawiał stoliki na środku Sali. Po lewej stronie znajdował się bar, przy którym również można było usiąść, ale widocznie dzisiaj nikt z tego nie skorzystał. Kiedy tylko weszliśmy do środka w głównej Sali zapanowała grobowa cisza. Dokładnie czułem na sobie zszokowane spojrzenia innych. Wyprostowałem się i przybrałem kamienny wyraz twarzy.

- Dzisiaj rano.

- Cały dzień bez jedzenia? - Zapytał nastolatek. Spojrzałem na niego.

- Przepraszam mamo. - Powiedziałem to takim tonem, że dzieciak aż się skrzywił i pokazał mu język. Kilka osób wciągnęło głośniej powietrze. Za pewne zaskoczeni zachowaniem nastolatka. Ja osobiście ich reakcje miałem gdzieś. Mam nadzieje, że Tyree również postanowił zlać kompletnie na tych ludzi.

- Chodź usiądziemy, bo z głodu już gadasz głupoty. - Odparł chłopiec i poszedł w głąb Sali. Razem z jego bratem podążyliśmy za nim. Czułem się dziwnie pod obstrzałem tych wszystkich spojrzeń, ale jakoś starałem się je ignorować. Miałem nadzieję, że wytrzymam do końca i nie zepsuje im wspólnego wieczoru, bo znałem się na tyle aby wiedzieć, jak zareaguje na zbyt długotrwałe zainteresowanie moją skromną i nic nie znaczącą osobą. Chociaż jeżeli dobrze znałem życie i swoje szczęście- oraz tych nieszczęśników, którzy nie potrafią uszanować mojej prywatności- prędzej czy później i tak wybuchnę złością, bo oni nadal będą się na mnie gapić. Nawet człowiek nie może sobie normalnie pójść i czegoś zjeść, bo czuje się jak w jakimś laboratorium, gdy każdy się gapi jakby chciał uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ich pytania. A ja czegoś takiego nie lubiłem. Wolałem szczere podejście do tematu i zadanie pytania prosto w oczy, a nie snucie za mną wzrokiem z nadzieją, że zrobię albo powiem coś takiego dzięki czemu przez „przypadek” udzielę im odpowiedzi na ich pytania. Serio, czy ludzie nie mają nic ciekawszego do roboty, tylko obserwowanie głodnych obywateli tego świata?

- Co byś zjadł? - Zapytał Tyree wyczuwając chyba mój nastrój i chęci do siedzenia w takim miejscu. Już kilka razy przerabiałem z nim ten temat. Sam się wtedy nauczyły, że jeżeli coś go nurtuje i dotyczy to mojej osoby to ma po prostu zapytać. Jeżeli uznam za stosowne, aby posiadł wiedze w danym temacie to mu odpowiem. Jeżeli jednak nie będę miał takiej chęci to też mu o tym powiem. Dlatego tak bardzo lubiłem jego towarzystwo. Dużym plusem było również to, że nie traktował mnie tak jak wszyscy. Dla niego byłem starszym o kilka lat Enakru, a nie Kapłanem o nieznanej jak dotąd dla nikogo mocy ani sile i zdolnościach.

No sorry, nie moja wina, że im nie ufałem i nie miałem zamiaru im o sobie opowiadać. Ja nawet innym kapłanom do końca nie zaufałem, a znałem ich całe swoje wcześniejsze życie. To ci ludzi na serio myślą, że po kilku latach otworzę się przed nimi?

- Poleć mi coś dobrego. - Powiedziałem. Chłopak kiwnął twierdząco głowa i przywołał do siebie ręką jakąś kobietę. Ta spojrzała na nas niepewnie, ale przyjęła bez problemu zamówienie od nastolatka po czym bardzo szybko i cicho czmychnęła w stronę kuchni.

- Wystraszyłeś wszystkich ludzi. - Zauważył kpiąco Ivar. Spojrzałem na niego jak na idiotę. Jakbym. Kurwa. Nie. Wiedział.

- Myślę, że to jednak twoja twarz przestępcy tak ich przestraszyła, że nie mogą oderwać od naszego stolika oczu i wyglądają jakby właśnie wszyscy zrobili ze strachu w majtki. - Powiedziałem to na tyle głośno, że nawet pomoc kuchenna musiała mnie usłyszeć. Te bardziej kumate osoby grzecznie odwróciły wzrok i zabrały się za jedzenie tego co mieli na swoich stołach. Inni nadal się gapili.

- Moja twarz zabójczo przystojnego kochanka nikogo by nie przeraziła. - Zakpił i upił łyk jakiegoś trunku, które jak dla mnie wyglądało jak piwo. W myślach przyznałem mu rację. Miał przystojną twarz, ale nie byłem na tyle głupi, aby powiedzieć to na głos.

- Zabójcza twarz zabójcy. - Poprawiłem go. Boże, Enakru, co to w ogóle za elokwentne zdanie wymyśliłeś?!  Spojrzał na mnie zza przymrużonych powiek.

- Zapłakana twarz beksy. - Odbił piłeczkę. Cały się najeżyłem. Ma zamiar mi to wypominać do końca życia?

- Zapomnij o tym.

- Bo??

- Bo nie chce abyś o tym pamiętał.

- To chyba będziesz musiał mi wymazać pamięć o wielki, zasmarkany i zapłakany Bekso-kapłanie.

- Ivar. - Powiedział jego brat stawiając przed nami zamówienie, które chwile wcześniej przyniosła kelnerka. Nawet jej nie zauważyłem. A więc to był jego sposób, na to abym przestał się interesować namolnymi gapiami i skupił się na swoim stoliku. No cóż. Musze przyznać, że znalazł sobie ciekawy pomysł ma odwrócenie mojej uwagi od tego co się działo w lokalu.

- Twój brat po prostu się prosi o porządne przetrzepanie skóry tyłka. - Zakomunikowałem i spojrzałem na swój talerz. Nie rozpoznałem potrawy, ale wzruszyłem obojętnie ramionami i sięgnąłem po łyżkę, aby skosztować tego, co mi wybrano.

- Hę? Że niby ja? - Zapytał oburzony mężczyzna wycierając z twarzy sok wypluty przez jego brata. Chłopak opluł siebie, brata i połowę stołu po moim wcześniejszym tekście.

- No chyba nie ja. Smacznego.

- Czekaj, czekaj. Ty chcesz mi skórę tyłka przetrzepać? - Zapytał. Już na końcu języka miałem, że jeżeli dotknę tylko jego tyłka to moja ręka już tam pozostanie. I wiedziałem, że to prawdziwe słowa by były, dlatego uśmiechnąłem się do niego kpiąco.

- Zlecę to mojemu najlepszemu człowiekowi. - Odparłem przełykając pierwszy kęs potrawy. Była wyśmienita. Słodko-kwaśna. - Tyree przetrzepiesz dla mnie swojego brata. - Powiedziałem. Obaj bracia spojrzeli najpierw po sobie, później na mnie i zaśmiali się głośno jakbym powiedział wyjątkowo zabawny żart.

- To ci się młody udało. Że niby on ma mi przetrzepać skórę? - Zapytał Ivar pokazując kciukiem lewej ręki na brata Ten zaśmiał się głośniej i zabrał się za jedzenie czegoś ze swojego talerze. Jakoś nie chciałem wiedzieć co to jest. Coś czułem, że nie spodobałaby mi się odpowiedź chłopaka.

- Wątpisz w zdolności swojego brata??

-Ja te zdolności znam lepiej niż ty, jak widzę.

- Uważasz, że twój brat jest słaby?

- Ja to wiem.

- Po czym to wnioskujesz?

- Może po tym, że siedzi z tobą w bibliotece i jest twoim pomocnikiem, a ja tam nie siedzę tylko zajmuję się ochroną.

- Może jesteś za głupi na siedzenie w bibliotece?

- Jestem za silny na siedzenie w bibliotece.

- Czyli ja też jestem słaby, skoro siedzę w bibliotece? - Zapytałem patrząc na niego znad swojego talerza. Brew drgnęła mi niebezpiecznie, kiedy musiałem poczekać AŻ przełknie dwie łyżki swojego dania nim udzieli mi odpowiedź. DWIE!

Wiem bo liczyłem i obserwowałem jak choleryk to przeżuwał.

- Gdybyś był na tyle silny na ile siebie oceniasz nie utknąłbyś w bibliotece.

- Dobra. Cztery moje wnioski. - Powiedziałem odkładając łyżkę na pusty talerz. Oparłem brodę na splecionych dłoniach. Tyree skrzywił się delikatnie. Dobrze wiedział co ta mina znaczyła.

- Enakru…

- Tyree nie zaczynaj. I tak to powiem.

- Wiem. Tylko nie pojedź mu za bardzo, bo to później się na mnie odbije. – Mruknął chłopak zabierając się ponownie za pałaszowanie swojego dania. Widocznie chciał je zjeść jak najszybciej, aby w razie jakiegoś „wypadku” jego jedzenie nie wylądowało na stole. Znał mnie i bardzo dobrze znał swojego brata. Ja tylko czasami słyszałem od Tyree o tym jak wybuchowy i pojebany charakter miał Ivar.

- Słucham.

- Po pierwsze jesteś strasznym ignorantem. Po drugie cham i prostak z ciebie. Po trzecie nie ocenia się książki po okładce. Po czwarte jesteś idiotą. - Powiedziałem. Widziałem idealnie jak marszczy mocno brwi po czym pochyla się delikatnie w moją stronę. Bardzo zapragnąłem się do niego zbliżyć, ale nie pozwoliłem mojemu ciału nawet drgnąć.

- Wyjaśnij o co ci chodzi nim wyjdę z siebie i przy ludziach ci jebnę.

- Brat! - Jęknął zrezygnowany Tyree.

- Młody zamilczy. No słucham.

- Ignorujesz wszystkich dookoła i uważasz się za lepszych od nich nawet jeżeli nie znasz ich siły. Dlatego jesteś ignorantem. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że osoby, które interesują się książkami mogą być silniejsze niż ty i nie potrafisz swoich przekonań przekazać w delikatny i pokojowy sposób. Dlatego cham i prostak z ciebie. To że lubię książki tak jak twój brat nie znaczy, że jesteśmy słabsi. Po prostu w przeciwieństwie co do niektórych potrafimy również ćwiczyć swoje umysły. Dlatego ci powiedziałem, że masz nie oceniać książki po okładce. A to, że musiałem ci to wszystko rozłożyć na części pierwsze i wyjaśnić dowodzi tylko jednego. Jesteś idiotą. – Dokończyłem swój wywód i obserwowałem jak jego twarz przybiera buraczkowy kolor.

- Ty mały, cholerny…- Nie dokończył swojej groźby. Dokładnie widziałem, jak otwiera szeroko oczy i patrzy na coś za moimi plecami. Wyglądał jakby zobaczył coś czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć na własne oczy. Jego brat wyglądał dokładnie tak samo. Nim zdążyłem się odwrócić i zobaczyć co takiego dojrzeli za moimi plecami jakaś niska postać rzuciła mi się na plecy wgniatając mnie brutalnie w stół i wyrywając z mojego gardła bolesny jęk bólu, kiedy przez ten niespodziewany atak zabrakło mi powietrza.

Kto to kurwa był?!


********************************************
I jak??
Podobało wam się??
Pozdrawiam i zapraszam za tydzień:
Gizi03031





niedziela, 13 maja 2018

2- 17 Mur

Bez zbędnych wstępów zapraszam do czytania kolejnego rozdziału:)
*************************************

Cała trójka ubrana na czarno. Spodnie przylegające do ciała w kostkach obwiązane ciasno czarnym bandażem. Luźniejsze, długie do ud bluzki wiązane czarnym pasem w tali. Na nagich rękach czarne rękawice obwiązane rzemieniami nad łokciami. Kaptury skrywające ich włosy, czarne maski
z otworami wyłącznie na oczy nie przedstawiające swoim wykonaniem kompletnie niczego. Dosłownie były całe czarne. Ogólnie cała trójka była czarna. W ubiorze. Nie było tam nic kolorowego. Co ja się dziwiłem, skoro na dziedziniec Białej Świątyni przyjechał czarny powóz, z czarnymi zasłonami, czarnym wnętrzem oraz czarnymi końmi, które go ciągnęły to i ludzie wysiadający
z wnętrza powozu musieli być odziani w czerń. Ja tam na pewno nie będę pasował, nie posiadałem nawet czarnych skarpetek, a co dopiero całego ubioru, więc będę się rzucał w oczy już od samego początku. Próbowałem odgadnąć czy któryś z nich był Wyższym- człowiekiem, który na każdym Murze wprowadzał Kapłana w jego strukturę, uczył go zasad i obyczajów na nim panujących, opiekował się nim przez pierwszych kilka miesięcy.

- Ummmm…. Hej? - Zapytałem niepewnie nie wiedząc co mam powiedzieć i jak się zachować.

- Hej? - Powiedział zamaskowany osobnik siedzący po prawej tego środkowego (całą trójka siedziała naprzeciwko mnie).

- Czy u was mówi się w innym języku niż ogólny dostępny w każdej z 18-stu świątyń? - Zapytałem zaskoczony. Dlaczego nikt mi tego nie powiedział?! Jak ja się z nimi dogadam?!- No świetnie, ciekawe jak ja się z wami dogadam. Ten stary dziadyga pozbył się nas ze Świątyni nic nam nie mówiąc i teraz pewnie wygrzewa swój kościsty tyłek w wychodku i się z nas śmieje.

- My cię rozumiemy. - Odezwał się środkowy.

- No i jeszcze siada mi na głowę. Wiedziałem! Tak, Enakru! Bystry z ciebie chłopak! Nie potrzebujesz wiadomości na temat miejsca, w które się udajesz! Poradzisz sobie bez tego! – Próbowałem naśladować głos Niemego Kapłana- A tutaj kicha, pierdzielu! Ledwo wyjechałem z Świątyni, a ten tutaj mi mówi, że mnie rozumieją. Czekaj…. Co? Rozumieją? - Spojrzałem na nich gwałtownie. - Wy mnie rozumiecie? - Zapytałem tonem świadczącym, że rozmawiam z kimś opóźnionym w rozwoju.

- Każde słowo. Od początku do końca. - Powiedział środkowy. Jęknąłem głośno ukrywając twarz w dłoniach. Zrobić z siebie wariata i idiotę już pierwszego dnia. Zawsze o tym marzyłem,

- On chyba nie za bardzo. - Próbowałem się bronić i kiwnąłem głową na tego siedzącego po lewej stronie środkowego.

- Rozumiem. - Warknął tamten poruszając się niespokojnie.

- Wątpię.

- Rozumiem!

- Jakbyś rozumiał, to byś się nie zapytał jak przygłup co to znaczy „hej” kiedy próbowałem jakoś zacząć rozmowę i kulturalnie postanowiłem się przywitać!

- Zdziwiło go to, że w ogóle się odezwałeś zwarzywszy na to, gdzie jedziesz. - Powiedział środkowy.

- I co? Przez to mam milczeć? Nie zapominajcie, że ja już tam zostanę, a co by nie patrzeć jakieś objawy dobrego wychowania trzeba okazać. Więc próbowałem się przywitać, co chyba nie za bardzo mu podpasywało, bo zrobił idiotę z siebie i ze mnie jednocześnie. - Warknąłem i wyjrzałem przez okno powozu zdając sobie sprawę z tego, że i tak nic nie zobaczę.

Jestem na miejscu.

Usłyszałem w głowie głosy dziesięciu osób. Poznałem właściciela każdego z nich. Obiecaliśmy sobie, że powiadomimy siebie nawzajem, kiedy dotrzemy na miejsce. Później będziemy się komunikować tylko wtedy, kiedy to będzie konieczne. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.

- Może zaczniemy od początku. Witaj. - Powiedział ten środkowy zwracając na siebie moją uwagę. Spojrzałem w jego kierunku i przekrzywiłem głowę w bok. Dobrze, że miałem dobry słuch. Przynajmniej dopasuje do nich ich głosy. Środkowy był miły dla ucha, spokojny. Tego po prawej nie słyszałem. Tego po lewej nie lubiłem.

- Witaj…- Przerwałem na chwilę. Jak ja się miałem do niego zwracać. Po chwili namysłu postanowiłem mieć na to wylane i wzruszyłem obojętnie ramionami. - …Środkowy Osobniku. - Dodałem. Po moich słowach zaśmiała się osoba po jego prawej stronie. Kobieta. Zsunęła z głowy kaptur. Najpierw zobaczyłem masę drobnych, srebrnych warkoczyków przylegających do skóry głowy, dopiero po tym jak zdjęła z siebie maskę mogłem dojrzeć jej delikatną, dziecięcą twarz z zielonymi oczyma i wytatuowanym pod okiem znakiem węża. Strażnik.

- Witaj. Jestem Kanra. Środkowy Osobnik to Marui z kolei ten gbur na samym końcu to Ivar. A ty, jeżeli dobrze zrozumiał jesteś Enakru? - Zapytała uśmiechając się do mnie delikatnie. Kiwnąłem twierdząco głową.

- Miło mi. - Powiedziałem i ugiąłem delikatnie głowę na znak szacunku względem kogoś starszego.

- Proszę, nie kłaniaj się. To my powinniśmy to robić. Jesteś wyżej w hierarchii niż my…

- Ale wy jesteście starsi. Kapłanem jestem tylko wtedy, kiedy mam wykonywać swoją pracę, normalnie jestem nastoletnim chłopakiem, któremu wpojono to i owo.

- Pyskować to cię też uczyli? - Zapytał osobnik po lewej. Ivar. Zerknąłem na niego przybierając swoją zwyczajową maskę.

- Ciebie to powinni nauczyć dobrych manier, ale w sumie lepiej będzie, jak nie ściągniesz przy mnie maski. Jeżeli kiedyś spotkam cię bez niej nie najdzie mnie ochota, aby, na przykład zepchać cię ze schodów.

- Słuchaj no. Możesz sobie być Kapłanem, panem tych ziem a nawet Bogiem, koło chuja mi to lata, wkurwisz mnie to ci wbije miecz w dupę i będzie spokój. - Warknął Ivar. Spojrzałem na miecz, który stał przy jego lewej nodze. Muszę przyznać, że był wielki, ale kim bym był gdybym nie zareagował na tak jawnie rzuconą w moim kierunku prowokację.

- Mam nadzieję, że zrobisz to tym mieczem –wskazałem na miecz koło jego nogi- a nie tym mieczem- pokazałem na jego krocze- bo w drugim przypadku mogę niczego nie poczuć. - Dodałem
i czekałem na jego reakcję. Długo nie musiałem czekać. Ściągnął ze swojej twarzy maskę i spojrzał na mnie z furią wymalowaną na twarzy. Ciemne gęste brwi marszczyły się razem z prostym nosem. Pełne wargi uchylone delikatnie pokazywały jego białe zęby. Moją uwagę przykuł jeden z jego kłów. Był ostro zakończony, ale tylko ten jeden. Ciemne oczy obramowane gęstymi rzęsami. Pod lewym okiem widniał tatuaż w kształcie łzy przebitej strzałą. Niewolnik Najemca. Nie odwróciłem od niego wzroku chociaż wiedziałem, że powinienem to zrobić. Ten osobnik za bardzo przykuł moją uwagę. Chciałem na niego ciągle zerkać. Kiedy na niego patrzyłem coś dziwnego działo się z moimi wnętrznościami. W taki zabawny sposób się kurczyły.

- Nie potrzebuje miecza, aby pozbawić cię możliwości kłapania językiem. - Warknął pochylając się w moją stronę. Nie ruszyłem się nawet na milimetr. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Ludzie się nas bali, ludzie nas szanowali, ludzie przy nas uważali. Ten osobnik psuł cały mój światopogląd i przyzwyczajenia.

- Ivar! - Tym razem swojej maski pozbył się Marui, który swoim wyglądem przypomniał Kanre. Czyżby rodzeństwo? - Pamiętaj kim on jest!

- Od początku wam mówiłem, że nie mam zamiaru jechać po jakiegoś dzieciaka i go niańczyć kilka dni w drogę powrotną, ale nie, wy się uparliście, że mam z wami jechać! Tylu było chętnych, którzy by mu dupe wylizali tylko dlatego, że jest jakimś tam szamanem, ale ja nie mam zamiaru traktować go ulgowo. Wkurwi mnie, to mu jebne!

- Ivar!

- Nikt mi nie musi dupy wylizywać, potrafię sam o siebie zadbać. Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać. Mogliście wysłać po mnie jedynie pusty powóz, albo nadać wiadomość, że już mogę do was przyjechać, sam bym do was trafił. A najlepiej…- Poruszyłem małym palcem lewej ręki, a powóz stanął. Cała trójka napięła się i zaczęła rozglądać dookoła siebie szukając zagrożenia. Bez problemu wysiadłem z powozu i spojrzałem na zaskoczoną Kanre.

- Co ty wyprawiasz?! Wracaj do wozu! - Warknął Ivar rozglądając się dookoła. Zerknąłem na niego jak na skończonego idiotę. Tak się rzucał, że zrobi mi krzywdę i pozbawi języka, a teraz kiedy nie ma nawet najmniejszego zagrożenia dla mojego życia i zdrowia każe mi wracać. Dobrze, że jeszcze mnie nie poznali. Z czasem przekonają się, że to ja stanowię zagrożenie dla każdej żywej istoty jaka znajdowała się w moim pobliżu. Nigdy odwrotnie.

 Położyłem lewą rękę na głowie dziewczyny i spojrzałem jej głęboko w oczy.

- Pokarz mi drogę do twojego domu. Pokarz, gdzie jest Czarny Mur. - Powiedziałem w nieznanym jak dla nich języku. Po chwili w mojej głowie pojawił się obraz drogi, w którą powinienem zmierzać. - Zadbajcie o mój bagaż. - Dodałem już normalnie i spojrzałem na konie, które ruszyły szybko w stronę Czarnego Muru. Moi towarzysze podróży nie mogli wydostać się z powozu, więc spoglądali na mnie zza szklanych okien, kiedy pomachałem im na odchodne. Wiedziałem, że droga na miejsce zajmie mi jakiś czas, ale nie pozwolę, aby ktoś mnie tak tarkował, za coś czego nie zrobiłem.

I nie obchodziło mnie to co się z nimi stanie, kiedy dojadą do Muru beze mnie.

Nie jestem głupim dzieciakiem za jakiego każdy mnie bierze. Siły też nie jestem pozbawiony, mimo że na to nie wyglądam.

** 3 lata później**



-…ziemia do Enakru. Halo. Chłopie słyszysz mnie. - Przed oczami zamajaczyły mi dłonie młodego chłopaka, który w tym roku kończył trzynaście lat. Od kiedy zamieszkałem w tym miejscu został moim pomocnikiem. Średniego wzrostu szczupły chłopiec o czerwonych włosach i czarnych oczach z wytatuowaną łzą pod okiem. Za rok dorobią mu do tego tatuażu znak gwiazdy. Będzie kimś wyższym, ważniejszym w hierarchii tego miejsca niż dotychczas. Gwiazda na ciele to symbol kogoś wybranego przez Kapłana. Kogoś kto pod nim bezpośrednio służy i jest mu oddany.

- Wybacz Tyree zamyśliłem się. - Odparłem i uniosłem dłonie w poddańczym geście kiedy zobaczyłem jak ten niezadowolony stroszy swoje brwi i w zabawny sposób marszczy nosek. - Znowu. Wiem.

- O czym myślałeś tym razem? - Zapytał młody patrząc na mnie dokładnie.

- Przypomniało mi się jak tutaj trafiłem.

- Pamiętam ten dzień oraz to co go poprzedzało. - Powiedział smutno chłopiec.

- Gdybym wiedział, że tak to się skończy nie zrobiłbym im na złość i nie wysiadłbym z tego głupiego powozu. - Burknąłem ponownie zagapiając się w przestrzeń za oknem. Kiedy przekroczyłem progi Czarnego Muru moim oczą ukazał się makabryczny widok. Cała czwórka ludzi, którzy kilka dni wcześniej po mnie przyjechali wisiała podczepiona pod sufitem na ciężkich łańcuchach. Całe ich ciała zdobiła zaschnięta krew. Większą część ciała zdobiły liczne rany. Na twarzach wycięto im znak krzyża. Oznaka niewykonanego rozkazu. Znaki te hańbią ich do dzisiaj, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Unikałem ich jak ognia nie mogąc im spojrzeć w oczy po tym jak rozpętałem tutaj prawdziwe piekło i sam zabiłem około trzydziestu ludzi odpowiedzialnych za to. Zakazałem tutaj takich barbarzyńskich metod karania grożąc śmiercią każdemu, kto się ich podejmie, ale to i tak nie cofnęło przeszłości. Gdybym nie wysiadł wtedy z tego powozu…

- Brat, co ty tutaj robisz tak wcześnie? - Usłyszałem głos Tyree i drgnąłem konwulsyjnie. Wiedziałem kogo zobaczę, jeżeli teraz odwrócę się za siebie i spojrzę w stronę drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.

- Skończyłem dzisiaj wcześniej więc pomyślałem, że po ciebie wpadnę i wcześniej wrócimy do domu. - Usłyszałem dobrze znany mi głos, który teraz przepełniony był miłością i troską. Coś zakuło mnie w mostku. Wiedziałem co to za uczucie i wiedziałem z czym się ono wiążę. Miałem tylko nadzieję, że to co siedziało w mojej głowie nadal w niej było i nikt nie wiedział co się tam dzieje. Podskórnie chciałem, aby i do mnie zwracał się takim tonem, ale wiedziałem, że to nigdy nie nastąpi, a ja nie miałem prawa mówić mu o moich uczuciach. Jeżeli wyznam mu swoje uczucia ten zdobędzie nade mną władze. I na dobrą sprawę dowiedziałem się, że w wieku dwudziestu jeden lat poznam swoją narzeczoną, jaką Wyrocznia mi wybrała, kiedy wyruszałem z Białej Świątyni. Byłem wściekły. Mówiono nam, że sami możemy wybrać sobie partnerów życiowych, a jednak ta bezczelna Wyrocznia wybrała mi sama kogoś z kim mam się związać, a ja nie mogłem temu zaprzeczyć. Tyle, że ja chciałem zaprzeczyć! Bardzo chciałem! Chce, aby to Ivar odwzajemnił moje uczucia oraz mówił i patrzył na mnie jak na swojego młodszego brata! Chciałem i jednocześnie wiedziałem, że nigdy nie będę tego miał.

- Um…- Poczułem na sobie spojrzenie nastolatka. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego.

- Idź. Jutro to skończymy.

- Jesteś tego pewien?

- No chyba, że chcesz zostać i poukładać wszystkie książki. - Powiedziałem znając jego odpowiedź. Poderwał się szybko z krzesła i czmychnął do pokoju, w którym przeważnie zostawiał rzeczy. Zaśmiałem się cicho pod nosem.

- Dalej dręczysz mi brata? - Usłyszałem głos za sobą. Nie odwróciłem się w jego stronę.

- Nie dręczę. Po prostu z nim rozmawiam. - Powiedziałem układając jednocześnie książki na stoliku, koło którego siedziałem.

- Ze mną też rozmawiasz?

- Tak. - Powiedziałem napinając delikatnie mięśnie ramion. Głupek! Chyba zwariował, jeżeli myślał, że na niego spojrzę po tym co zrobiłem kilka lat temu i po tym jakie myśli ciągle zaprzątały moją głowę. Jak nic się zorientuje o co mi chodzi. -  Przecież właśnie teraz to robimy.

- Jeżeli teraz rozmawiamy to się odwróć w moją stronę i spójrz na mnie. - Powiedział twardo. Nie chciałem tego!

- Wybacz, ale jestem teraz zajęty, więc może dokończymy to innym…

- Enakru! - Krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona zmuszając mnie w ten sposób do tego, abym odwrócił się w jego stronę. Mimo tego nie uniosłem głowy do góry mając przed oczyma połowę jego torsu. Był wysoki. Wyższy ode mnie o jakieś trzy głowy. - Spójrz na mnie do cholery jasnej!

- Ivar, puść…

- Nie puszczę cię, bo dobrze wiem co się dzieje! Dalej cię to dręczy?! Przecież ci mówiliśmy żebyś odpuścił i zapomniał, a ty…

- Ty nic nie rozumiesz! Jak mam odpuścić i zapomnieć, skoro to przeze mnie się to wszystko stało! To co was spotkało oraz to co później zrobiłem tamtym ludziom, których imion nawet nie znam! Więc proszę cię, puść mnie już!

- To nie była twoja wina!

- Właśnie, że była!

- Uparty bachorze! - Warknął i położył swoje dłonie na moich policzkach. Przez całe moje ciało przeleciał prąd. Od czubka palców, aż po koniuszki włosów. Zmusił mnie do tego abym na niego spojrzał. Dwudniowy zarost zdobił jego twarz zasłaniając częściowo bliznę na prawym policzku. - To. Nie. Była. Twoja. Wina. - Powiedział akcentując każde słowo. Chciało mi się płakać. Dosłownie. Zapragnąłem teraz dać upust swoim emocją. Uniosłem do góry drżącą dłoń i przyłożyłem do jego prawego policzka przeciągając kciukiem po bliźnie na nim.

- Przepraszam. Gdybym tylko wtedy nie wysiadł… gdybym mógł cofnąć czas… przepraszam…- Po moich policzkach pociekły łzy. Nie miałem już siły dusić tego w sobie. Chciałem się schować w jakimś ciemnym miejscu przed całym światem i już nie wychodzić.

- To nie twoja wina. - Powiedział mężczyzna i przyciągnął mnie do siebie obejmując mnie swoimi ramionami. Stałem przez chwilę oniemiały nie wiedząc co mam zrobić po czym niepewnie go objąłem i rozpłakałem się niczym małe dziecko.

- Przeeeep…ra…przep…przepraszaaaaaaammmmm…- Zawyłem głośno wtulając twarz w jego czarne odzienie.

- Już, już. - Poczułem na swoje głowie jego ciężką dłoń, która delikatnie głaskała moją głowę. - To nie była twoja wina.

 *************************************
ugh....
jakoś przez to przebrnęliście. Nie wiem jak wyszedł mi ten tekst...;/
pozdrawiam i zapraszam za tydzień 
Gizi03031

 P.S
Czy któreś z was będzie za tydzień na Pyrkonie??
U mnie to będzie pierwszy raz:D
Może przez przypadek minę się z jednym z moich czytelników w tłumie:)
























niedziela, 6 maja 2018

1- 17 Mur

Hejka.
Ruszam z czymś nowym. Dosłownie w środę skończyłam to pisać i posprawdzałam wszystkie błędy oraz dodałem gdzieniegdzie coś nowego.
Nie wiem co zrobię po tym opowiadaniu i kolejnym OS.
Szczerze to już mi się praktycznie skończyły teksty (mam jeszcze dodatek do jednego opowiadania, ale jako zdeklarowana wariatka najpierw napisałam dodatek, a później wzięłam się za opowiadanie i nie wiem jak mam je teraz dokończyć, a w sumie to rozwinąć- mam raptem 3 rozdziały). Nie wiem czy po tym będę coś dodawać.
Mój nowy tryb życia oraz moja nowa praca jakoś nie sprzyja pisaniu. W mojej głowię kłębi się masa pomysłów, ale kiedy tylko mam czas aby usiąść do kompa i przelać je na papier te natrętne uciekają i pojawiają się znowu w najmniej oczekiwanym momencie.
Eh....
Nie będę truła i zapraszam do czytania nowego opowiadania.
***********************************************

-…Thea udasz się na mur 16-sty, natomiast ty Enakru zostaniesz wysłany na ostatni z murów. Czarny mur numer siedemnaście. - Wypowiadane słowa przez Agios nazywanego przez nas również Niemym Kapłanem sprawiły, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a całe moje jestestwo było kategorycznie na „nie”. Zaciskając zęby wyszedłem z trzema osobami, które tutaj ze mną weszły. Jako ostatni zostaliśmy wytypowani i przydzielono nam nasze nowe domy, miejsca, którym mamy służyć, chronić je oraz dość często walczyć ze sobą. Wiedziałem, że za drzwiami czekali pozostali z osiemnastki nastolatków jacy szesnaście lat temu w różnych odstępach czasu tuż po narodzeniu byli wysyłani do Białej Świątyni, w której się aktualnie znajdowaliśmy. Opierając się o ścianę tuż przy drzwiach jęknąłem głośno.

- Enakru…- Zaczęła Thea, która była tam razem ze mną i słyszała, gdzie mnie wysyłają. Ona miała fajnie. Trafiła na Zielony Mur.

- Przecież może być tylko dobrze. - Mruknąłem uśmiechając się do jej zmartwionego zielonookiego spojrzenia.

- No i??- Zapytał wysoki, szczupły chłopak, który wchodził do Komnaty z pierwszą grupą
i został przydzielony na 6 Mur.

- Ja trafiłem na 1 Mur- Powiedział piegowaty chłopak z zielonymi (naturalne!) włosami.

- Thea?

- Zielony Mur.

- A więc…- Kontari, bo tak nazywał się wysoki chłopak, przerwał w połowie zdania wypowiedź i spojrzał z pozostałymi w moim kierunku. Uśmiechnąłem się do nich.

- Przecież może być tylko dobrze. - Powtórzyłem jak mantrę powtarzane od jedenastu lat słowa, ale zauważyłem, że za każdym razem było coraz gorzej.

- Co Niemy Kapłan sobie myślał wysyłając tam kogoś takiego jak ty?

- Nie mów źle o Niemym Kapłanie, ponieważ nowym ma zostać twoja bliźniaczka, która zostanie w Białej Świątyni. Nie mamy wpływu na to, gdzie zostaniemy wysłani. Dobrze wiecie, że
w każdym miejscu mamy robić to samo. Wspierać mieszkańców danego Muru, pomagać im, służyć radą, dbać o nich, ochraniać, a jak zaistnieje taka potrzeba stanąć z nimi do walki i walczyć przeciwko sobie pamiętając jednocześnie, że nasze drugie natury są naszą tajemnicą i nikt nie ma prawa jej zdradzić ludziom ze swojego Muru. - Powiedziałem odpychając się stopą od ściany i poprawiłem rozciągnięty podkoszulek na swoich tyłku. - Tak więc ani wy nie zdradzicie cudzych tożsamości swoim tak i nie zdradzicie im swojej tożsamości. Od samego początku mamy je trzy. Pamiętacie. Zasada 3Z. Tożsamość Zapomniana. Tożsamość Zapisana. Tożsamość Zakazana. I tego się trzymajmy.

- Może i jesteś inteligentny i w ogóle, ale ze swoją siłą fizyczną nie przetrwasz tam nawet godziny!

- Kontari, jeżeli przetrwam tam więcej niż godzinę to ci wyśle list z życzeniami z tamtego Muru. - Powiedziałem chłodno i wyminąłem go wychodząc z pomieszczenia. Wiedziałem, że mamy tylko kilka godzin, aby się spakować i opuścić to miejsce praktycznie na zawsze. Czy się kiedyś jeszcze zobaczymy na żywo, tego żadne z nas nie wiedziało, tak samo jak nie wiedzieliśmy jaki los nas czeka. Od samego początku tak było. Najpierw porzucali nas przerażeni rodzice albo ci co mądrzejsi oddawali nas dobrowolnie, po czym w obu przypadkach musieli udać się na Bagienną Pustynie i tam żyją po dzień dzisiejszy. Nie wiemy, kto jest naszymi rodzicami, nie wiemy w jakiej grupie byliśmy. Porzuconych czy oddanych. Nie znamy naszych imion nadanych nam przez rodziców. Te imiona zostały Zapomniane. Żyjąc w Białej Świątyni dostaliśmy nowe Imiona. Imiona Zapisane. To nimi się posługiwaliśmy, to tutaj się wszystkiego uczyliśmy i żyliśmy przez kilkanaście lat naszego życia, aż powiedziano nam, że każde z nas posiada imię Zakazane. Na dzień dzisiejszy tylko dziewiętnaście osób zna naszą tożsamość. Za kilka lat, kiedy umrze stary Niemy Kapłan liczba osób zmniejszy się do osiemnastu. Na każdym Murze po jednym plus do tego nowy Niemy Kapłan. Znaczenie Imion Zakazanych jest dość prosto mówiąc bardzo głupie i bez sensu, ale jest dla nas święte. Znane przez kogoś kogo nie znamy może w sposób dla nas niekontrolowany uwolnić nasze moce, wypowiedziane przez kogoś kogo kochamy może sprawić, że będziemy wykonywać rozkazy tej osoby, jeżeli wyda je używając do tego naszych dwóch imion. Jeżeli jakimś cudem ktoś pozna nasze trzy imiona i powie je na głos w kolejności nadania sprowadzi to na nas śmierć. Dlatego ochrona naszych imion jest dla nas priorytetem oraz stronienie od uczuć. Możemy utworzyć własne rodziny, możemy zamieszkać w wieku dorosłym w wybranym przez nas miejscu, ale nie możemy nikomu wyznać naszych uczuć. Uczucia zaburzają nasz osąd, osłabiają nas, zmuszają do podejmowania złych decyzji, aż w końcu robią z nas szaleńców. Uczono nas jak nie dać zawładnąć nami emocją- co ja ledwo co zdałem w Białej Świątyni. Byłem nerwowy, byłem wybuchowy, byłem pyskaty i to właśnie mnie było najłatwiej zranić. Nie dlatego, że taki byłem. Ja byłem właśnie taki dlatego, że nie chce być zraniony i to o zgrozo mnie wysyłają w najgorsze miejsce jakie powstało na tej ziemi kilka tysięcy lat temu. 17 Mur. Najbardziej oddalony, najmniejszy z wszystkich pozostałych, najbardziej niebezpieczny i co najgorsze nieznany i niedostępny dla innych Murów, ale według zasad i tam musi zostać wysłany Przezroczysty Kapłan, który przybierze kolor Muru, na jakim będzie mieszkał. Ja pozostanę Czarnym Kapłanem. Niski, szczupły (wręcza anemiczny) blondyn o wielkich niebieskich oczach, małym, zadartym nosku oraz wąskich, pogryzionych przez właściciela ustach miał zostać Czarnym Kapłanem.

- Przecież to się nawet nie godzi z moim wyglądem. - Jęknąłem zamykając kolejną walizkę ze swoimi rzeczami.

- Znowu gadasz sam do siebie. - Powiedziała Thea, stojąca w progu mojego pokoju. Podskoczyłem i pisnąłem niczym zraniona dziewczynka, na co ona zaśmiała się głośno.

- Mówiłem, że lubię pogadać z kimś inteligentnym.

- A ja mówiłam, że wtedy możesz pogadać ze mną. - Powiedziała i podała mi jedną z ostatnich rzeczy jakie pakowałem do torby. - Przyjechała część ochroniarzy z kilku Murów. - Powiedziała cicho siadając na parapecie i wyglądając przez okno.

- Kto pierwszy odjedzie? - Zapytałem zerkając na nią.

- Tarikon, Vipe, Zenowa, Puffly oraz Tear. - Powiedziała zerkając ciągle przez okno. Dwie
z wymienionych osób dzieliły z nią pokój.

- A więc Mur 7, 14. 15, 11 oraz 2. Nie przyjeżdżają po kolei. Następny może być każdy. - Powiedziałem i usiadłem na swoim łóżku, kiedy skończyłem się pakować. - Nie idziesz się z nimi pożegnać?

- One nie pożegnają się ze mną, kiedy ja będę wyjeżdżać.

- Wiesz, że możesz ich już nigdy nie zobaczyć. Ja bym na twoim miejscu poszedł się z nimi pożegnać.

- Więc dlaczego tego nie robisz? - Zapytała i spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.

- Już to zrobiłem. - Powiedziałem i popukałem się delikatnie w skroń.

- Fizycznie cienias z ciebie, ale jeżeli chodzi o psychiczne aspekty nie ma tobie równych. Powinieneś zostać w Białej Świątyni. Ty, a nie kto inny.

- Wiesz, że każde miejsce mnie przyjmie, ale Biała Świątynia jest inna. Mamy odwrotne Natury. Odpychamy się od siebie. Nie mógłbym tutaj żyć, ponieważ to miejsce jest sprzeczne z moim przeznaczeniem.

- Wierzysz w tą bujdę? Jakby tak było to powinniśmy trafiać w to same miejsce co nasi poprzednicy, a nie za każdym razem gdzie indziej.

- Wiesz, że w jednym miejscu jesteś potrzebny teraz a za kilka wcieleń twoje zdolności mogą być tam bezużyteczne, bo mieszkańcy tamtego Muru mogą potrzebować pomocy kogoś innego. To by się mijało z celem. Jesteśmy tak rozmieszczeni, aby moc innego Kapłana na sąsiednim Murze nie niwelowała naszych mocy albo niepotrzebnie jej nie rozbudzała.

- Powiedz mi, dlaczego ja się z tobą zadaję? - Zapytała. Nie udzieliłem jej odpowiedzi tylko pokazałem jej, że na dziedziniec wjechały kolejne powozy ponumerowane kolejno: 16, 6, 1, 4, 3 oraz 5. Spojrzała na mnie przerażona kiwając twierdząco głową. Wiedziałem o co jej chodziło. Od małego tłumaczono nam, że z dniem, kiedy ostatnie z nas będzie miało szesnaste urodziny tak wtedy wszyscy zostaniemy odesłani do naszych nowych domów i to w nich będziemy już żyć do końca naszego żywota.

Przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.

- Przepraszam, że nie urodziłem się znacznie później. - Szepnąłem jej do ucha, kiedy usłyszałem jej cichy szloch.

W dzień moich szesnastych urodzin, rozdzielono mnie z przyjaciółmi, nadano mi nowy dom oraz nakazano mi go strzec bardziej niż swojego życia.

Tego dnia jako ostatni wyjechałem powozem z numerem 17 z Białej Świątyni i udałem się na Czarny Mur.

Ostatni raz spojrzałem na swój stary dom, który zniknął zza zakrętem wprowadzającym nas
w las po czym spojrzałem na trójkę ludzi, którzy po mnie przyjechali.

 ********************************************
Mam nadzieję, że to wam się spodobało i zachęciło was do dalszego czytania tego opowiadania.
pozdrawiam i zapraszam za tydzień
Gizi03031