Ja pewnie właśnie teraz wracam do domu pociągiem (musiałam sobie ustawić automatyczne dodanie rozdziału).
Życzę miłego czytania.
*********************************************
Przemyłem
twarz wodą próbując się doprowadzić do porządku. Czułem na sobie jego
spojrzenie oraz jego młodszego brata, który wparował tu chwile po tym jak
wyszedł i naskoczył na Ivara za to, że ten doprowadził mnie do takiego stanu.
-
Trzy lata temu nie byłeś taką beksą. - Zauważył kpiąco Ivar. Proszę. Wrócił mój
stary, dobry Ivar. Jak ja za nim cholernie tęskniłem! Wytarłem twarz w ręcznik
i spojrzałem na niego.
-
Trzy lata temu miałem mniej problemów na głowie niż mam teraz. - Odparłem i
rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chyba też już pójdę do domu, przeczytam może
jakąś książkę, odpocznę, może położę się wcześniej spać.
-
Tyree miałbyś coś przeciwko temu, aby zabrać z nami dzisiaj tego mazgaja? -
Zapytał Ivar. Nie wiem który z nas był bardziej zaskoczony. Ja czy jego brat.
-
Ivar co ty wygadujesz, ja nie mam zamiaru…
-
Beksy nie mają prawa głosu. - Przerwał mi twardo i spojrzał na brata. Stałem
oniemiały gapiąc się na niego jak na jakiegoś idiotę. - To jak?
-
Dla mnie bomba o ile on się zgodzi.
-
No to się zbieramy.
-
Ja nie mam…
-
Bierz swoje rzeczy i wychodzimy.
-
Ale ja nie…
-
Bo ci pomogę i wtedy będziesz leciał nawet przed nami.
-
Nie…
-
Długo jeszcze mamy czekać?
-
Ale…
-
I tak z nami pójdziesz.
-
We….
-
Enakru. - Spojrzał na mnie nagląco, kiedy znowu chciałem otworzyć buzię, aby
zaprzeczyć. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i zrezygnowany zgarnąłem swój
płaszcz oraz torbę. Mimo, że przez trzy lata przyzwyczaiłem się już do noszenia
czarnego ubioru i tak zawsze miałem na sobie coś w kolorze. Tym razem
postawiłem na czerwony pasek do czarnego ubioru. Stanąłem koło niego jak
obrażone dziecko i poczekałem aż obaj ruszyli przodem po czym zrobiłem to samo
ciągnąc się za nimi jak na skazanie.
-
Wiesz jaki dzisiaj jest dzień? - Zapytał Ivar, kiedy wyszedłem z budynku, w
którym pracowałem. Drgnąłem. Czyżby…
-
Nie…? - Zapytałem niepewnie. Spojrzał na mnie z politowaniem.
-
Trzy lata temu zabraliśmy cię z Białej Świątyni. - Podpowiedział. No tak. Dla
nich to był taki dzień.
-
Pamiętam. - Pamiętałem idealnie, w końcu dzisiaj moje dziewiętnaste urodziny.
-
Młody to gdzie chcesz iść? - Zapytał Ivar swojego brata dając już spokój tej
cholernej dacie.
-
Może niech Kapłan wybierze jakieś miejsce.
-
Ja? - Zapytałem zaskoczony. Przecież on bardzo dobrze wiedział, że nie miałem
tutaj ani znajomych, ani przyjaciół więc nigdzie nie wychodziłem w wolne dni.
Wtedy zamykałem się w domu i wolny czas poświęcałem czytaniu książek. Czasami
wychodziłem na szczyt Muru pobiegać i zaczerpnąć promieni słonecznych oraz Świerzego
powietrza. Nie chodziłem po barach ani restauracjach, bo najnormalniej w
świecie nie miałem z kim, a samemu nie miałem ochoty.
-
Tak, ty. - Odparł trzynastolatek. Popukałem się po brodzie próbując sobie
przypomnieć czy kiedyś w jakiejś rozmowie z nim nie użył czasami nazwy jakiegoś
miejsca, do którego lubił chodzić.
-
Może udamy się do twojej ulubionej knajpy. Tyle o niej opowiadałeś, że sam
zapragnąłem zobaczyć to miejsce.
-
Jeszcze w nim nie byłeś? Przecież mówiłem ci o tym już jakieś dziesięć miesięcy
temu i miałeś się tam udać w swoje pierwsze wolne.
-
Jakoś wtedy nie miałem do tego głowy.
-
Wiedziałem! - Krzyknął chłopiec i stanął przede mną obrażony krzyżując ręce na
piersi. Wypuściłem głośno powietrze i uniosłem dłonie w poddańczym geście.
-
Nie gniewaj się na mnie. Teraz przynajmniej na własne oczy zobaczysz moją
reakcję na to miejsce, a nie kłamstwa, którymi bym cię raczył. - Odparłem
czekając na jego reakcję. Nadal wyglądał jak obrażone dziecko. - Wiesz, że
miałem wiele na głowie i nie mogłem sobie pozwolić na jakieś wyjścia
towarzyskie.
-
W twoim przypadku nie istnieje takie słowo jak „towarzyskie”. - Wytknął mi
brutalnie Tyree i ruszył przed siebie nie obdarzając mnie nawet jednym
spojrzeniem. Wypuściłem głośno powietrze i kręcąc przecząco głową ruszyłem w
ślad za nim.
-
Wkurwiłeś mi brata. - Zauważył inteligentnie Ivar. Prychnąłem cicho pod nosem.
Jakbym, kurwa, nie wiedział. - O co mu chodziło z tym ostatnim??- Dodał niby od
niechcenia. Spojrzałem na niego zastanawiając się czy powinien posiąść tą
wiedzę czy też nie i jak na to wszystko będzie patrzył??
-
Nie jestem osobą, która dość łatwo nawiązuje znajomości.
-
Nie może być aż tak źle.
-
Uwierz mi, że jest. - Powiedziałem i spojrzałem na niego kiedy wyczułem, że
ewidentnie się na mnie gapi.
-
Pewnie ściemniasz.
-
Nie wierzysz to zapytaj brata. - Powiedziałem wzruszając ramionami i chcąc
porzucić ten temat. Skoro chce się upierać przy swoim proszę bardzo. Ja nie
będę nalegać na to aby mi uwierzył. Jak dla mojego biednego żołądka i serca im
mniej będę z nim rozmawiać tym lepiej dla mnie i chyba ogólnie dla całego
mojego otoczenia.
-
Serio masz tak mało znajomych??- Zapytał ponownie.
-
Rozmawiam tylko z twoim bratem.
-
Spotkania towarzyskie?
-
Odpada.
-
Odwiedziny u znajomych na chacie?
-
Odpada.
-
A oni u ciebie?
-
Nie ma szans.
-
Powiedz. - Zaczął i zamilkł na chwilę. Spojrzałem na niego, kiedy nie odzywał
się dłuższy czas. Przyglądał mi się uważnie dokładnie lustrując mnie spojrzeniem.
- Z iloma osobami rozmawiałeś od kiedy tutaj zamieszkałeś??- Dodał. Drgnąłem. Wiedział,
gdzie uderzyć. Podrapałem się nerwowo po karku patrząc gdzieś w bok.
-
Z o wiele mniejszą ilością niż by chciał twój brat. - Odparłem wymijająco.
Prychnął pod nosem i położył mi rękę na ramieniu, abym na niego spojrzał.
-
Zmieści się tak w okolicach tysiąca? - Zapytał. Teraz to ja prychnąłem i
pokręciłem przecząco głową. Tysiąc ewidentnie nie wchodził w rachubę. Ja chyba
przez całe swoje życie nie rozmawiałem z taką ilością osób. W Białej Świątyni
rozmawiałem z innymi kandydatami na kapłanów oraz z siódemką naszych
nauczycieli. Później z Wyrocznią. Z nimi w powozie. I z kilkoma osobami z
Czarnego Muru. Tak może do pięćdziesiątki dobijałem powoli. - No to ile?
-
Dużo mniej.
-
Enakru.
-
Oj, no z małą ilością osób. Nie lubię nawiązywać nowych znajomości i nie wiem o
czym mam gadać z ludźmi to z nimi w ogóle nie gadam. Czy to takie ważne z iloma
osobami do tej pory rozmawiałem. - Nie chciałem mówić, że mówiąc „do tej pory”
miałem na myśli całe moje dotychczasowe życie.
-
Przecież powinieneś znać ludzi z tego muru.
-
I znam. Każdego. Wiem o was praktycznie wszystko, więc po co mi więcej. Czasami
nie chciałbym wiedzieć tych wszystkich rzeczy, a nie mogę tego zmienić. -
Powiedziałem wypuszczając głośno powietrze z płuc. Z jakiegoś powodu zostawiłem
w spokoju głowy Ivara, Tyree, Marui oraz jego siostry. A tak prześwietliłem
wszystkich mieszkańców od dnia ich narodzin aż do dnia, kiedy pojawiłem się u
nich na Murze. To mi stanowczo wystarczyło. Do dzisiaj niektórych unikałem nie
chcąc z nimi wchodzić w bliższe i dalsze interakcje. Nie i już. Poznałem tutaj naturę
ludzką w dość chamski i podstępny sposób. Dlatego ich unikałem. A że nie
chciałem do końca zwariować wymieniona przeze mnie wcześniej czwórka osób
została pozostawiona przeze mnie w stanie nienaruszonym.
-
Jak to wiesz praktycznie wszystko?
-
Brat przestań dręczyć tego aspołeczniaka i się ruszaj szybciej. W łóżku też tak
powoli się ruszasz? - Zapytał jego młodszy brat stojąc przed jednym z wielu
lokali znajdujących się na tej ulicy. Mimowolnie wyobraziłem go sobie w łóżku
po czym zakłopotany spojrzałem na swoje stopy próbując zakryć w ten sposób
zawstydzenie, które mnie ogarnęło po tym jak zorientowałem się o czym właśnie
na Boga myślałem.
-
Ty cholerny gówniarzu licz się ze słowami!
-
Też cię kocham, a teraz chodź szybko, bo głodny jestem. - Jęknął cicho, kiedy
Ivar złapał go mocno za kark sprowadzając go w ten sposób do parteru. - Ty
brutalu zabieraj te łapy! Nie każdy człowiek na świecie ma ręce niczym pokrywy
od śmietnika!
-
Już ja cię nauczę z należytym szacunkiem…- Urwał starszy mężczyzna i razem z
bratem spojrzeli w moją stronę, kiedy głośno zaburczało mi w brzuchu. Oblałem
się delikatnym rumieńcem i spojrzałem gdzieś w bok. - Policzymy się w domu mały
smarku, a teraz chodź, bo nam jeszcze kapłan z głodu padnie. - Powiedział
kpiąco mężczyzna. Miałem ochotę go trzepnąć w ten jego łeb. Dosłownie. Podejść
i go klepnąć w potylicę tak aby mu oczy na wierzch wyszły.
-
Kiedy ostatni raz jadłeś? - Zapytał Tyree, kiedy weszliśmy do obszernego lokalu,
w którym w dość nielogiczny jak na mój gust sposób ktoś porozstawiał stoliki na
środku Sali. Po lewej stronie znajdował się bar, przy którym również można było
usiąść, ale widocznie dzisiaj nikt z tego nie skorzystał. Kiedy tylko weszliśmy
do środka w głównej Sali zapanowała grobowa cisza. Dokładnie czułem na sobie
zszokowane spojrzenia innych. Wyprostowałem się i przybrałem kamienny wyraz
twarzy.
-
Dzisiaj rano.
-
Cały dzień bez jedzenia? - Zapytał nastolatek. Spojrzałem na niego.
-
Przepraszam mamo. - Powiedziałem to takim tonem, że dzieciak aż się skrzywił i
pokazał mu język. Kilka osób wciągnęło głośniej powietrze. Za pewne zaskoczeni
zachowaniem nastolatka. Ja osobiście ich reakcje miałem gdzieś. Mam nadzieje,
że Tyree również postanowił zlać kompletnie na tych ludzi.
-
Chodź usiądziemy, bo z głodu już gadasz głupoty. - Odparł chłopiec i poszedł w
głąb Sali. Razem z jego bratem podążyliśmy za nim. Czułem się dziwnie pod
obstrzałem tych wszystkich spojrzeń, ale jakoś starałem się je ignorować.
Miałem nadzieję, że wytrzymam do końca i nie zepsuje im wspólnego wieczoru, bo
znałem się na tyle aby wiedzieć, jak zareaguje na zbyt długotrwałe
zainteresowanie moją skromną i nic nie znaczącą osobą. Chociaż jeżeli dobrze
znałem życie i swoje szczęście- oraz tych nieszczęśników, którzy nie potrafią
uszanować mojej prywatności- prędzej czy później i tak wybuchnę złością, bo oni
nadal będą się na mnie gapić. Nawet człowiek nie może sobie normalnie pójść i
czegoś zjeść, bo czuje się jak w jakimś laboratorium, gdy każdy się gapi jakby
chciał uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ich pytania. A ja czegoś
takiego nie lubiłem. Wolałem szczere podejście do tematu i zadanie pytania
prosto w oczy, a nie snucie za mną wzrokiem z nadzieją, że zrobię albo powiem
coś takiego dzięki czemu przez „przypadek” udzielę im odpowiedzi na ich
pytania. Serio, czy ludzie nie mają nic ciekawszego do roboty, tylko
obserwowanie głodnych obywateli tego świata?
-
Co byś zjadł? - Zapytał Tyree wyczuwając chyba mój nastrój i chęci do siedzenia
w takim miejscu. Już kilka razy przerabiałem z nim ten temat. Sam się wtedy nauczyły,
że jeżeli coś go nurtuje i dotyczy to mojej osoby to ma po prostu zapytać.
Jeżeli uznam za stosowne, aby posiadł wiedze w danym temacie to mu odpowiem.
Jeżeli jednak nie będę miał takiej chęci to też mu o tym powiem. Dlatego tak
bardzo lubiłem jego towarzystwo. Dużym plusem było również to, że nie traktował
mnie tak jak wszyscy. Dla niego byłem starszym o kilka lat Enakru, a nie Kapłanem
o nieznanej jak dotąd dla nikogo mocy ani sile i zdolnościach.
No
sorry, nie moja wina, że im nie ufałem i nie miałem zamiaru im o sobie
opowiadać. Ja nawet innym kapłanom do końca nie zaufałem, a znałem ich całe
swoje wcześniejsze życie. To ci ludzi na serio myślą, że po kilku latach otworzę
się przed nimi?
-
Poleć mi coś dobrego. - Powiedziałem. Chłopak kiwnął twierdząco głowa i
przywołał do siebie ręką jakąś kobietę. Ta spojrzała na nas niepewnie, ale
przyjęła bez problemu zamówienie od nastolatka po czym bardzo szybko i cicho czmychnęła
w stronę kuchni.
-
Wystraszyłeś wszystkich ludzi. - Zauważył kpiąco Ivar. Spojrzałem na niego jak
na idiotę. Jakbym. Kurwa. Nie. Wiedział.
-
Myślę, że to jednak twoja twarz przestępcy tak ich przestraszyła, że nie mogą
oderwać od naszego stolika oczu i wyglądają jakby właśnie wszyscy zrobili ze
strachu w majtki. - Powiedziałem to na tyle głośno, że nawet pomoc kuchenna
musiała mnie usłyszeć. Te bardziej kumate osoby grzecznie odwróciły wzrok i
zabrały się za jedzenie tego co mieli na swoich stołach. Inni nadal się gapili.
-
Moja twarz zabójczo przystojnego kochanka nikogo by nie przeraziła. - Zakpił i
upił łyk jakiegoś trunku, które jak dla mnie wyglądało jak piwo. W myślach
przyznałem mu rację. Miał przystojną twarz, ale nie byłem na tyle głupi, aby
powiedzieć to na głos.
-
Zabójcza twarz zabójcy. - Poprawiłem go. Boże, Enakru, co to w ogóle za
elokwentne zdanie wymyśliłeś?! Spojrzał
na mnie zza przymrużonych powiek.
-
Zapłakana twarz beksy. - Odbił piłeczkę. Cały się najeżyłem. Ma zamiar mi to wypominać
do końca życia?
-
Zapomnij o tym.
-
Bo??
-
Bo nie chce abyś o tym pamiętał.
-
To chyba będziesz musiał mi wymazać pamięć o wielki, zasmarkany i zapłakany Bekso-kapłanie.
-
Ivar. - Powiedział jego brat stawiając przed nami zamówienie, które chwile
wcześniej przyniosła kelnerka. Nawet jej nie zauważyłem. A więc to był jego
sposób, na to abym przestał się interesować namolnymi gapiami i skupił się na
swoim stoliku. No cóż. Musze przyznać, że znalazł sobie ciekawy pomysł ma
odwrócenie mojej uwagi od tego co się działo w lokalu.
-
Twój brat po prostu się prosi o porządne przetrzepanie skóry tyłka. - Zakomunikowałem
i spojrzałem na swój talerz. Nie rozpoznałem potrawy, ale wzruszyłem obojętnie
ramionami i sięgnąłem po łyżkę, aby skosztować tego, co mi wybrano.
-
Hę? Że niby ja? - Zapytał oburzony mężczyzna wycierając z twarzy sok wypluty
przez jego brata. Chłopak opluł siebie, brata i połowę stołu po moim
wcześniejszym tekście.
-
No chyba nie ja. Smacznego.
-
Czekaj, czekaj. Ty chcesz mi skórę tyłka przetrzepać? - Zapytał. Już na końcu
języka miałem, że jeżeli dotknę tylko jego tyłka to moja ręka już tam
pozostanie. I wiedziałem, że to prawdziwe słowa by były, dlatego uśmiechnąłem
się do niego kpiąco.
-
Zlecę to mojemu najlepszemu człowiekowi. - Odparłem przełykając pierwszy kęs
potrawy. Była wyśmienita. Słodko-kwaśna. - Tyree przetrzepiesz dla mnie swojego
brata. - Powiedziałem. Obaj bracia spojrzeli najpierw po sobie, później na mnie
i zaśmiali się głośno jakbym powiedział wyjątkowo zabawny żart.
-
To ci się młody udało. Że niby on ma mi przetrzepać skórę? - Zapytał Ivar
pokazując kciukiem lewej ręki na brata Ten zaśmiał się głośniej i zabrał się za
jedzenie czegoś ze swojego talerze. Jakoś nie chciałem wiedzieć co to jest. Coś
czułem, że nie spodobałaby mi się odpowiedź chłopaka.
-
Wątpisz w zdolności swojego brata??
-Ja
te zdolności znam lepiej niż ty, jak widzę.
-
Uważasz, że twój brat jest słaby?
-
Ja to wiem.
-
Po czym to wnioskujesz?
-
Może po tym, że siedzi z tobą w bibliotece i jest twoim pomocnikiem, a ja tam
nie siedzę tylko zajmuję się ochroną.
-
Może jesteś za głupi na siedzenie w bibliotece?
-
Jestem za silny na siedzenie w bibliotece.
-
Czyli ja też jestem słaby, skoro siedzę w bibliotece? - Zapytałem patrząc na
niego znad swojego talerza. Brew drgnęła mi niebezpiecznie, kiedy musiałem poczekać
AŻ przełknie dwie łyżki swojego dania nim udzieli mi odpowiedź. DWIE!
Wiem
bo liczyłem i obserwowałem jak choleryk to przeżuwał.
-
Gdybyś był na tyle silny na ile siebie oceniasz nie utknąłbyś w bibliotece.
-
Dobra. Cztery moje wnioski. - Powiedziałem odkładając łyżkę na pusty talerz.
Oparłem brodę na splecionych dłoniach. Tyree skrzywił się delikatnie. Dobrze
wiedział co ta mina znaczyła.
-
Enakru…
-
Tyree nie zaczynaj. I tak to powiem.
-
Wiem. Tylko nie pojedź mu za bardzo, bo to później się na mnie odbije. –
Mruknął chłopak zabierając się ponownie za pałaszowanie swojego dania. Widocznie
chciał je zjeść jak najszybciej, aby w razie jakiegoś „wypadku” jego jedzenie
nie wylądowało na stole. Znał mnie i bardzo dobrze znał swojego brata. Ja tylko
czasami słyszałem od Tyree o tym jak wybuchowy i pojebany charakter miał Ivar.
-
Słucham.
-
Po pierwsze jesteś strasznym ignorantem. Po drugie cham i prostak z ciebie. Po
trzecie nie ocenia się książki po okładce. Po czwarte jesteś idiotą. -
Powiedziałem. Widziałem idealnie jak marszczy mocno brwi po czym pochyla się
delikatnie w moją stronę. Bardzo zapragnąłem się do niego zbliżyć, ale nie
pozwoliłem mojemu ciału nawet drgnąć.
-
Wyjaśnij o co ci chodzi nim wyjdę z siebie i przy ludziach ci jebnę.
-
Brat! - Jęknął zrezygnowany Tyree.
-
Młody zamilczy. No słucham.
-
Ignorujesz wszystkich dookoła i uważasz się za lepszych od nich nawet jeżeli
nie znasz ich siły. Dlatego jesteś ignorantem. Nie dopuszczasz do siebie myśli,
że osoby, które interesują się książkami mogą być silniejsze niż ty i nie
potrafisz swoich przekonań przekazać w delikatny i pokojowy sposób. Dlatego
cham i prostak z ciebie. To że lubię książki tak jak twój brat nie znaczy, że
jesteśmy słabsi. Po prostu w przeciwieństwie co do niektórych potrafimy również
ćwiczyć swoje umysły. Dlatego ci powiedziałem, że masz nie oceniać książki po
okładce. A to, że musiałem ci to wszystko rozłożyć na części pierwsze i
wyjaśnić dowodzi tylko jednego. Jesteś idiotą. – Dokończyłem swój wywód i
obserwowałem jak jego twarz przybiera buraczkowy kolor.
-
Ty mały, cholerny…- Nie dokończył swojej groźby. Dokładnie widziałem, jak
otwiera szeroko oczy i patrzy na coś za moimi plecami. Wyglądał jakby zobaczył
coś czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć na własne oczy. Jego brat wyglądał
dokładnie tak samo. Nim zdążyłem się odwrócić i zobaczyć co takiego dojrzeli za
moimi plecami jakaś niska postać rzuciła mi się na plecy wgniatając mnie brutalnie
w stół i wyrywając z mojego gardła bolesny jęk bólu, kiedy przez ten
niespodziewany atak zabrakło mi powietrza.
Kto
to kurwa był?!
I jak??
Podobało wam się??
Pozdrawiam i zapraszam za tydzień:
Gizi03031
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, kto, kto się pojawil i tak niecnie zaatakował Enakru? co z tego że jest takim aspołecznikiem ale taka propozycja od Ivara hohoho
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia