niedziela, 29 kwietnia 2018

Mowa ciała

Zapraszam na króciutką wstawkę w postaci tego One Shota. Mam nadzieję, że wam się spodoba:)
Życzę miłego czytania:)
****************************

Powiem wam w tajemnicy, że kogoś baaaardzo, ale to naprawdę bardzo lubię. Podziwiałem tą osobę przez pół roku, kiedy w pierwszym tygodniu nowego roku szkolnego pomogła takiemu ponuremu Kotowi jak mi zanieść pomoce naukowe do klasy od geografii.
Nie wiedziałem co kierowało moim obiektem westchnień, że wtedy udzielił mi pomocy. Nie musiałem chodzić do tego liceum nawet tydzień, aby i do moich uszu doszły plotki na temat tej osoby.
Wysoki, dobrze zbudowany, jeden ze szkolnych delikwentów, farbujący włosy na fioletowo,
z kolczykiem w wardze, ubierający nieprzepisowo mundurek szkolny, wagarujący, palący krzykacz. W szkole wszyscy go znali. Wszyscy pierwszacy (na czele chyba ze mną), wszyscy z jego rocznika oraz ostatni, najstarszy rocznik w szkole. Mimo, że należał do grupy delikwentów i dość często wdawał się w bójki przestrzegał kilku zasad, które znali praktycznie wszyscy.
Pierwszą i najważniejszą zasadą było to, że nigdy, przenigdy nie używał przemocy
w towarzystwie dziewczyn (i co za tym było nie podnosił na nich ręki). A jeżeli ktoś w jego towarzystwie podniósł rękę na dziewczynę dziwnym trafem na drugi dzień przychodził do szkoły
z obitą mordą.
Kolejnym punktem było to, że nie przeklinał przy starszych oraz oczywiście przy dziewczynach. Nie wiem jak było z dziećmi.
Jak na delikwenta potrafił prosić i dziękować. Mówił nawet „dzień dobry” i „dowidzenia”. Zawsze z uśmiechem. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem aby był smutny, albo poważny. Nawet nie widziałem go złego.
No i najważniejsza zasada. Jeżeli ktoś mu wyznawał miłość, mimo, że i tak znał odpowiedź prosił o dzień na przemyślenie tego wyznania, a później każdemu odpowiadał to samo:

Dziękuje za twoje uczucia, ale niestety nie mogę ich przyjąć.
Aktualnie jestem zainteresowany kim innym i chcę wyznać tej osobie swoje uczucia.

Co najdziwniejsze przez pół roku można było usłyszeć takie słowa od każdego, kto wyznawał mu miłość, ale jednak jeszcze od tamtego czasu nie wyznał swoich uczuć osobie, którą był zainteresowany.
Aoi-sempai.
No i jak miałbym komuś takiemu zdradzić swoje uczucia. Ok. Każdemu daje odpowiedź po jednym dniu i co by mi to dało. Nie dostałbym tego pierwszego dnia, tylko dzień później. Obiłby mi mordę i powiedział, że jestem paskudny i odrażający. No i nie mam pewności czy nie bije młodszych od siebie chłopaków. Dziewczyną nie byłem więc istniało spore prawdopodobieństwo, że za moje „kocham”” trochę by mi przemeblował to i owo na mojej twarzy. Nie koniecznie musiałoby mi się to przemeblowanie spodobać. Dlatego wole mu o sobie nie mówić, ani nie obwieszczać światu wszem
i wobec, że coś do niego czuje.
Wystarczy na mnie spojrzeć. Jestem niskim kolesiem, który jak na swój wzrost waży te kilka kilogramów za dużo (przy moich 165 cm wzrostu ważyłem 69 kg), przydługawe czarne włosy zawsze wpadały mi do oczu oraz zakrywały pół twarzy. Duże okulary w ciemnych oprawkach.
Ludzie, ja nawet nie podnosiłem wzroku do góry aby nikt mnie przypadkiem nie zobaczył!
Się czasami zastanawiałem, czy nawet nauczyciele pamiętali, że chodzę do tej szkoły.
Taki sobie ja- nerd kochający One Piece- Shota zakochany w o rok starszym od siebie chłopaku, na widok którego jedna połowa ludzi ze szkoły sika po kątach z podniety, a druga połowa robi dokładnie to samo tyle, że ze strachu.
Nie ma szans abym wyznał mu swoje uczucia! Ja nawet nie mam odwagi na niego spojrzeć,
a co dopiero do niego zagadać, więc teraz, proszę was o odpowiedź na moje jedno, króciutkie i nad wyraz spokojne pytanie.
DLACZEGO TO WŁAŚNIE ON MUSIAŁ ZNALEŹĆ NA TYCH CHOLERNYCH SCHODACH MÓJ NAJNOWSZY TOM MANGI I TO WŁAŚNIE DO NIEGO MUSIAŁEM SIĘ UDAĆ, ABY TEN TOM ODZYSKAĆ?!
Koniec pytania. No więc gdzie odpowiedź, jakieś sugestie, cokolwiek, co mi pomoże zrozumieć, dlaczego to mnie to spotkało? Wiedziałem, że nie powinienem był siedzieć na tamtych schodach, ale tylko tam mogłem w spokoju przeczytać najnowszy tom mangi. No i właśnie tam
Aoi-sempai postanowił razem ze swoimi kumplami pobić się z innymi uczniami. Nie ma co. Spełnienie moich marzeń. Znaleźć się pomiędzy walczącymi uczniami. Nawet nie chcę sobie przypominać jakim cudem udało mi się stamtąd uciec klucząc na czworaka koło ściany, więc dlaczego teraz musiałem wracać na te schody i iść dalej na dach? No tak, bo głupi jestem i zostawiłem na schodach swoją mangę. A jak po nią wróciłem to już jej tam nie było. Usłyszałem za to jak ktoś coś
o niej mówił przebywając na dachu, więc wiedziałem, że to tam muszę się udać.
Kiedy tylko delikatnie otworzyłem drzwi i nieśmiało wyjrzałem na zewnątrz poczułem na sobie spojrzenia siedmiu osób. Po chwili jedna z tych osób wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia jakim było czytanie mojej mangi.
Uwaga.
MOJEJ nie jego.
MANGA była MOJA!
Nawet sam nie dokończyłem jej czytać. A fakt, że to Aoi-sempai ją czytał sprawił, że zachciało mi się płakać.
- Czego chcesz?- Zapytał jeden z nich wciągając mnie na dach. Najwyższy z nich wszystkich. Ten co zawsze chodzi koło mojej miłości. Takazawa-sempai.- Chcesz się bić?- Warknął ponownie. Pokręciłem przecząco głową.
- W żadnym wypadku Sempai.- Powiedziałem. Na dachu zapanowała grobowa cisza. Takazawa-sempai uniósł delikatnie moją głowę do góry i spojrzał na mój krawat.
- Jesteś Kotem.- Stwierdził. Nie zapytał.
- Jak najbardziej Sempai.- Powiedziałem. Zmarszczył czoło.
- Czy ty próbujesz mnie ośmieszyć?
- Nie mam na tyle dużych jaj, aby to zrobić Sempai.- Zaprzeczyłem gorliwie machając głową. Wszyscy (dosłownie wszyscy) wlepiali we mnie swoje ślepia.
- Taki-chan zostaw Kota w spokoju. Może przyszedł sobie posiedzieć na dachu? Przyszedłeś tutaj posiedzieć?- Zapytał Aoi-sempai przyglądając mi się znad tomu MOJEJ mangi.
- Nie, Sempai.
- Zapalić?
- Nie, Sempai.
- Palisz?
- Nie, Sempai.
- Dlaczego mówisz do mnie Sempai?- Zapytał. Zerknąłem na niego przelotem nie rozumiejąc o co mu chodzi, po czym ponownie spojrzałem na swoje buty.
- Ponieważ jesteś starszy ode mnie i jesteś w klasie wyżej Sempai.
- No to Kocie, nie jesteś tutaj na wagarach, nie chcesz się z nami bić, ani nabijać się z Taki-chan, nie palisz ani nie przyszedłeś pogapić się w niebo, więc…. Czego tutaj szukasz?- Zapytał Aoi-sempai.- Ah…. Co ten Luffy wyprawia?!- Warknął i przerzucił stronę dalej. Zacisnąłem delikatnie pięści na krawędzi swojej marynarki.
- Czy mogę odzyskać…
- Co?- Takizawa-sempai znowu uniósł swój głos.
- Swoją mangę….- Powiedziałem cicho.
- Hę?
- Chcę odzyskać swoją mangę, jeżeli jest taka możliwość.- Dodałem głośniej na ich grupowe „hę”.
- To twoja manga?- Zapytał Aoi-sempai. Kiwnąłem twierdząco głową.- Skąd ją masz, skoro powinna być dostępna w sprzedaży dopiero za trzy dni.
- Od brata.- Odparłem na kolejne jego pytanie.
- A twój brat skąd ja ma?
- Od przyjaciela.
- A jego przyjaciel?
- Aoi kurwa czytaj to gówno i lecimy dalej.
- Zamknij się. Nie z tobą Taki-chan gadam, tylko z Kotem. I chcę dokładnie przeczytać to, co się dalej będzie działo, bo ewidentnie Luffy nie powinien wchodzić do tego lasu, ale on jest taki…
- ….nfhsijgndf…Spoiler….nejkf hejfh- Zamamrotałem cicho pod nosem.
- Hę?- Takizawa-sempai pochylił się w moją stronę.- Coś ty przed chwilą powiedział?- Dopytywał. Zacisnąłem mocno wargi aby się nie odezwać. Przecież nie mogę powiedzieć, że powiedziałem „Ucisz się. Spoiler to zło. Zamknij się.”. Chyba na pewno złamałby mi kark.
- Skoro mówisz, że Spoiler to zło znaczy, że nie czytałeś jeszcze tego tomu.- Odezwał się
Aoi-sempai. Spojrzałem na niego gwałtownie. Usłyszał mnie! On mnie usłyszał! Patrzył na mnie. Nie uśmiechał się. Był poważny na twarzy. Ojć…. Chyba go wkurwiłem.
- Przepraszam. Może Sempai zatrzymać ten tom. Przepraszam.- Zawołałem po czym czmychnąłem z tego dachu w te pędy i pognałem najszybciej jak mogłem do swojej klasy. Zabrałem
z niej plecak, wiedząc, że jeżeli mam jakieś szanse na ucieczkę to właśnie teraz.

***
Rozchorowałem się.
Kiedy postanowiłem uciec ze szkoły strasznie się rozpadało, wpadłem do rzeki idąc do domu pod którym musiałem sterczeć, aż mój brat nie wróci z pracy. Nie wiedziałem, że udam się na wagary więc nie zabrałem kluczy z domu, a brat nie wiedział, że go w jego dzień wolny ściągną do pracy, więc sobie do niej pojechał. A ja pięć godzin siedziałem w ulewie pod drzwiami.
No i się rozchorowałem. Prawie na trzy tygodnie. Nawet ze szkoły dzwonili. Z racji tego, że praktycznie z nikim nie gadałem to nauczyciel przywiózł mi notatki z lekcji. Za trzy dni miałem wrócić już do szkoły. Było trochę lepiej. Praktycznie odzyskałem głos i spadła mi całkowicie gorączka. Miałem tylko problemy z mówieniem i przełykaniem czegokolwiek. Dzisiaj nawet dostałem zgodę od swojego brata na to, że mogę się umyć normalnie w wannie.
I mogłem umyć włosy!
Stojąc tak w łazience i kończąc ogarnianie włosów usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Nie ruszyłem się z łazienki. Wiedziałem, że w domu jest jeszcze brat, który tylko czeka, aż skończę się ogarniać.
- Sho-chan!- Zawołał. Założyłem na głowę cienką opaskę, która odgarnęła mi włosy z czoła. Chyba muszę je już trochę skrócić.
- Tak?- Zapytałem wychodząc z łazienki. Słyszałem jak rozmawia z kimś w salonie, przez który musiałem przejść aby dostać się do swojego pokoju.
- Muszę już jechać po Miśka.
- Spoko.- Powiedziałem wchodząc do salonu.
- A ty masz gościa.- Dodał. Przystanąłem zaskoczony gapiąc się na niego jak na idiotę. Ja? Gościa? Niby kogo?
- Że ja?
- Tak.
- Kogo?- Zapytałem. Kolana się pode mną ugięły, kiedy zza mojego wysokiego brata wyszedł nie kto inny jak….
- Yoł.- Aoi-sempai uniósł prawą rękę w geście powitania i uśmiechnął się na widok mojej miny.
- Sempai….?- Zapytałem nie rozumiejąc co się właśnie tutaj dzieje. Przyłożyłem sobie do czoła rękę. Może mam gorączkę. Halucynację? Nie wiem! Ale coś to musi być skoro go teraz widzę!
- Przyniosłem ci kolejny zestaw notatek do szkoły.- Powiedział uśmiechając się zadziornie. Dokładnie wyczułem na swoim ciele jego przeszywające spojrzenie, kiedy mierzył mnie od czubka głowy aż po same palce u stóp. Najwięcej uwagi poświęcił twarzy. Chciałem odwrócić ją speszoną, ale gapiłem się na niego szeroko otwartymi oczyma.
- Słucham? Że co?- Zapytałem nie mogąc oderwać od niego wzroku. Zaśmiał sie kiedy mój brat strzelił mnie delikatnie w czoło próbując w ten sposób pozbyć się mojego rozkojarzenia.
- Zaproponuj mu herbatę, a nie się gapisz jak ciele w malowane wrota.- Zaśmiał się
i potarmosił mi włosy. Spojrzałem na niego wydymając policzki niczym małe dziecko. Znowu pstryknął mnie w czoło.- Ja lecę po Miśka.- Dodał i po chwili już go nie było. Stałem w milczeniu tam gdzie mnie zostawił i gapiłem się na drzwi, za którymi zniknął. No bo przecież to niemożliwe aby zostawił mnie tutaj samego z Aoi-sempai. No bo weźcie, ktoś taki jak on w domu kogoś takiego jak ja?! To się kupy wcale nie trzyma!
- Ja z chęcią napiję się tej herbaty, jeżeli to nie jest dla ciebie problemem.- Powiedział rozbawiony Aoi-sempai, kiedy spojrzałem na niego jak na kosmitę w leginsach.
- A. Tak. Dobrze. Zwykła może być czy woli Sempai owocową?
- Zwykła.
- Dwie łyżeczki cukru?- Zapytałem dla potwierdzenia. Przyglądał mi się uważnie. Zakryłem pospiesznie usta, kiedy zorientowałem się co takiego zrobiłem.- Um… idę ją zaparzyć. Proszę, usiądź.- Dodałem i uciekłem szybko do kuchni byle daleko od jego magnetycznych oczu. Boże! Co on robi w moim domu?! Naprawdę przyniósł mi moje notatki? Jak nauczyciel miał czelność kazać mu to zrobić?!
Mieliłem pod nosem stos przekleństw pod adresem swojego nauczyciela. Pewnie gdyby ktoś usłyszał z moich ust takie słownictwo pomyślałby, że musiał się rozchorować.
- Nie sądziłem, że znasz takie słowa.- Usłyszałem głos za sobą. Drgnąłem zaskoczony upuszczając łyżeczkę na podłogę. Serce mało co nie wyskoczyło mi przez gardło, a żołądek nie zatrzymał się przy samych kostkach u stóp. Tylko brat i jego chłopak słyszeli u mnie takie słownictwo. Nigdy nie chciałem aby to się zmieniło. A tym bardziej aby on słyszał jak tak mówię.
Szybko schyliłem się po łyżeczkę nie patrząc w stronę drzwi.
- Przepraszam.
- Za co?
- Um…
- Pytam, bo nie rozumiem.- Powiedział Aoi-sempai stając koło mnie.
- Za moje słownictwo.
- Jesteś u siebie…
- … ty jesteś starszy….
- Sam przeklinam.
- Nie przy starszych.
- Skąd wiesz?- Zapytał biorąc zielony kubek, w którym przyszykowałem mu parujący napój. Poczekał aż ogarnąłem wszystko w kuchni. Bardzo dokładnie czułem na sobie jego spojrzenie. Żałuje, że nie ubrałem na siebie dzisiaj niczego luźniejszego co zakryłoby moje zbędne kilogramy, o których za każdym razem jak mówiłem w domu dostawałem ostry opierdol od chłopaka mojego brata.
Uważał, że moja waga jest idealna i dodaje mi uroku, więc nie muszę chodzić w workach po ziemniakach jak on pieszczotliwie mówił o moich ciuchach tylko mogę ubrać coś bardziej podkreślającego moje ciało. I żałowałem, że się z nim zgodziłem. Bo przez te jego ciuchy podkreślające rzekomo moje walory Sempai się na mnie ciągle gapił mierząc mnie od góry do dołu.
A ja miałem na sobie tylko dresowe rybaczki oraz luźniejszą koszulkę z nadrukiem z One Piece, która odkrywała mi lewe ramie. Prezent od tego choleryka.
Wtedy mi się podobał. Bo był z mojego ukochanego anime.
Teraz pragnąłem tylko o jednym
Aby go zmienić.
Wtedy nie czułbym na sobie tego spojrzenia, którego nie rozumiałem.
Poprawiłem nerwowo koszulkę starając się zakryć swoje odkryte ramie i wskazałem delikatnie wolną ręką drzwi prowadzące do pomieszczenia obok.
Sempai pokiwał twierdząco głową na znak, że rozumie o co mi chodzi.
Wróciliśmy do salonu. Nim usiadł na jednym z foteli (mój obiekt westchnień siedzący na fotelu u mnie w salonie!) wyciągnął ze swojej torby szkolnej starannie złożone papiery. Podał mi je.- Proszę.
- Um… dziękuje.
- Więc… odpowiesz mi na moje wcześniejsze pytanie?- Zapytał rozsiadając się w fotelu 
i biorąc łyk ciepłego napoju. Zamruczał. Czy on zamruczał? Boże! On seryjnie zamruczał!
- Słodki.
- Napój? Nie.- Odparł rozbawiony. Całe szczęście, że pomyślał iż mówię o napoju, a nie
o nim! Uśmiechnął się pod nosem. Znałem ten uśmiech. Nie raz widziałem go na jego twarzy. Za każdym razem kiedy orientował się o co w danym momencie chodziło i podłapywał zabawę…
Boże…. Tylko nie to….
Niech to będą tylko moje chore domysły…
Przecież on nie może mnie tak łatwo odczytywać!
Od kiedy pamiętam wielu ludzi miało problem z poprawnym odczytaniem mojej tonacji głosu oraz mowy ciała. Ba! Wieloletni partner mojego brata ma z tym problem do dzisiaj, więc teraz to po prostu moja wyobraźnia musiała zacząć płatać mi figle.
Może gorączka mi wróciła?
-….emm….- Podrapałem się po karku myśląc co mam mu powiedzieć. Chociaż w głowie ciągle pojawiał mi się bzdurny obraz jego w moim salonie. Fikcja na miarę autora One Piece.
- Więc….
- Um…- Podrapałem się po karku patrząc przez chwilę gdzieś w bok.- Kilka razy stałem za tobą w kolejce w szkole na stołówce i widziałem ile sypiesz cukru. Tak jakoś zapadło mi to w pamięć.
- Obserwujesz mnie?
- Jak cała szkoła.- Odparłem wymijająco. Uśmiechnął się wrednie pod nosem.
- Ta… coś mi się obiło o uszy. I… jakie wnioski?
- Z czego?
- Z twoich obserwacji? Normalnie jak człowiek kogoś obserwuje, to chce poznać wnioski na temat swojego eksperymentu.
- Nie jesteś eksperymentem.
- A ty lubisz unikać odpowiedzi i zmieniać temat.- Zauważył. Zaśmiał się kiedy spojrzałem na niego przerażony. Przejrzał mnie!
- Wnioski…- Podrapałem się po brodzie i wziąłem kilka łyków herbaty.- …Sempai jakiej odpowiedzi oczekujesz?- Zapytałem zagubiony chowając roztrzęsione dłonie pod zgięte kolana. Czułem jak mnie obserwuje.
- Szczerej i prawdziwej. Będę wiedział, kiedy kłamiesz.- Zaznaczył. Spojrzałem na niego
z niedowierzaniem. Tylko mój brat i jego chłopak wiedzieli kiedy kłamię. Nawet nauczyciele nie potrafili tego twierdzić. A on mówi…- Nie wierzysz mi?
- Wierze.
- Kłamiesz.
- Skąd…?- Spojrzałem na niego i zamilkłem, kiedy wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Kiedy kłamiesz mówisz troszkę głośniej i twój lewy kącik ust idzie delikatnie do góry. Przy okazji odchylasz swoje ciało w tył jakbyś chciał się oddalić od rozmówcy. Kiedy jesteś zdenerwowany drapiesz się po karku i odwracasz głowę w lewy. Z kolei kiedy jesteś zawstydzony drapiesz się po głowie i patrzysz w prawo. Kiedy się denerwujesz oblizujesz szybko wargi i spinasz ramiona. Kiedy się cieszysz jesteś tak rozluźniony, że pewnie podmuch wiatru by cię zwalił ze schodów, a kiedy…
- Skąd to wiesz?- Zapytałem niekulturalnie nawet jak na samego siebie. Spojrzał na mnie
i prychnął pod nosem.
- Jestem dobrym obserwatorem.
- Obserwowałeś mnie?
- Tak.
- Dlaczego?
- O nie, nie, nie Shota. Odpowiem ci na to pytanie jeżeli powiesz mi do jakich doszedłeś wniosków, kiedy mnie obserwowałeś.- Zaznaczył i zaśmiał się kiedy spojrzałem na niego święcie oburzony oraz zaskoczony. Znał moje imię. Pierwsze imię na dodatek!
- A ty mnie uderzysz.
- Nie mam zamiaru cię bić.
- Jaaaasne.
- Obserwowałeś mnie więc wiesz, że dotrzymuje raz danego słowa.
- Dotrzymujesz.
- Więc?
- Sempai… przepraszam…- Powiedziałem patrząc na swoje kolana, kiedy nie mogłem już znieść jego czujnego spojrzenia na swojej twarzy. – Ale ja cię lubię.- Dodałem szeptem mając cichą nadzieję, że tego nie usłyszał.
- Od jak dawna?- Zapytał chłodno. Usłyszał. Bałem się na niego spojrzeć.
- Chyba od początku roku. Nie wiem, kiedy się zorientowałem już szukałem cię w tłumie.
- I czego ode mnie oczekujesz? Odpowiedzi? Odwzajemnienia uczuć? Co?- Zapytał oschle. Skurczyłem ramiona obniżając bardziej głowę w dół. Bałem się mu spojrzeć w twarz. Bałem się przebywać z nim sam na sam.
- Jeżeli mogę, to chcę dwóch rzeczy.- Szepnąłem w swoje kolana.
- Dużo żądasz.- Zauważył. Drgnąłem. Za dużo? To tylko dwie małe prośby.- No słucham? Czego sobie życzysz?
- Nie mów nikomu o tym co czuje.- Wziąłem głęboko wdech i dałem sobie mentalnego kopniaka.- I jeżeli byś mógł po odrzuceniu mnie nie pobij mnie za to wyznanie.
- Wniosek odrzucony.- Mruknął. Usłyszałem jak odstawia kubek na stole. Jak to wniosek odrzucony?
- Słucham?
- Nie mam zamiaru milczeć o tym wyznaniu.- Mruknął oburzony. Czyli rozpowie o nim wszystkim, a wtedy…? Zdusiłem w sobie jęk i szloch. Nie mogę jeszcze płakać. Nie teraz.- A po drugie…
- Pobijesz mnie…?
- Nie, kurwa! Dlaczego mam cię bić?! Czy ty chcesz abym cię zabił?! Pałęta się to takie małe, kruche i słabe po szkole więc bardzo dobrze wiem jaką masz siłę! Przecież jak bym cię uderzył to tym cię zabił na miejscu!- Krzyknął na mnie oburzony. Wgniotłem się w fotel.- I dlaczego do kurwy nędzy sam decydujesz o tym czy cię odrzucę czy nie. To chyba do mnie należy decyzja.
- Słucham?- Zapytałem patrząc na niego gwałtownie. Przyglądał mi się z powagą wymalowaną na twarzy.
- Nie odrzucę cię.
- Co? Dlaczego?- Wystrzeliłem w jego kierunku nie rozumiejąc kompletnie tego co nim aktualnie kierowało.
- Bo nie chcę.
- Dlaczego?
- Bo też jesteś moim obiektem obserwacji. A wniosek wyszedł taki sam jak u ciebie.- Mruknął i spojrzał na mnie delikatnie. Poczułem jak na moją twarz wypływa gorący szkarłat, a w oczach zbierają się łzy.- Chcesz abym cię odrzucił?
- Nie!- Zaprzeczyłem gwałtownie. Zaśmiał się głośno.
- Spoko. Więc,… chcesz spróbować?
- Tak.-Szepnąłem cicho kiedy ukucnął przede mną i położył na moich gorących policzkach swoje wielkie i szorstkie dłonie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Dziękuje.- Mruknął po czym na moim rozgrzanym czole złożył pierwszy i nie ostatni pocałunek.
Obserwacja i odczytywanie mowy ciała dało nam w naszych relacjach naprawdę wiele i to dzięki mowie ciała Sempai potrafił się przebić przez moją fortece nerda i wyciągnąć mnie z mojej samotni.


**********************************************
I jak wam się spodobało?
Mam nadzieję, że było chociaż troszkę ciekawe:)
Zapraszam za tydzień:)
Pozdrawiam:
Gizi03031:D

niedziela, 22 kwietnia 2018

Mannaro 6 (OSTATNI)

No i w końcu dobiliśmy do ostatniego rozdziału tego opowiadania.
Muszę pogrzebać w odmętach mojego komputera może uda mi się coś znaleźć, tak aby mieć co dodawać do maja, a od maja zacznę się martwić na nowo...
*********************************

- Jeszcze raz!- Ryknął Kirk stojąc na wielkim ganku swojej posiadłości i spojrzał na trójkę młodych zmiennych, którzy próbowali przejść kompletną przemianę. Nigel stał na ganku tuż za jego plecami i obserwował całe to zajście. Miał cichą nadzieję, że w końcu im się uda. Nie mógł już patrzeć jak ten wielki samiec wyciska z nich wszelkie siły nie pozwalając im na chwilę odpoczynku.
Minął rok od kiedy zgodził się wprowadzić do posiadłości alfy. Przez rok mieszkał w jego domu i czasami jak miał dobry humor pozwalał złapać się za rękę, powąchać swojego nadgarstka, stanąć bliżej. Wiedział, że swoim zachowaniem ranił mężczyznę, ale nie mógł się przemóc do tego aby pozwolić mu na więcej. Czasami miał taką wewnętrzną ochotę podejść do niego, paść mu w ramiona i oddać się w każdym znaczeniu tego słowa, ale już w zarodku dusił te myśli. Podejrzewał, że Kirk jakoś wyczuwał jego potrzeby bo wtedy pozwalał sobie na te trzy rzeczy jednocześnie. Trzymał go za rękę, wąchał jego nadgarstek i stał niebezpiecznie blisko. Ale tak jak obiecał nie zrobił nic. Nie posiadł go, ani nie pocałował. Po prostu był. I czekał. A biedny Nigel nie wiedział ile czasu będzie musiał czekać. Ostatnio zauważył, że Kirk tak samo jak Omoi zażywał owe zielone tabletki. Wiedziony czystą ciekawością sprawdził co to za tabletki. Po tym kilka dni wszystkich unikał i maskował swój zapach (warczały na niego trzy psy!), kiedy dowiedział się, że tabletki te miały za zadanie hamować popęd seksualny i wzmacniać wstrzemięźliwość wśród Magicznych, których los obdarzył o dużo młodszym partnerem, tak jak to było w przypadku Omoi’a, którego partnerka była od niego młodsza ponad piętnaście lat. Omoi musiał czekać aż ta będzie miała osiemnaście lat, a żeby zamroczony żądzą nie zrobić jej krzywdy zmuszony był brać te tabletki. Dlaczego więc i Kirk musiał je brać? Odpowiedź nasunęła mu się bardzo szybko. Kirk wiedział od nim od prawie że dziesięciu lat. Dziesięć lat miał partnera, którego nie posiadł i nie oznaczył. Nigel wiedział o nim od roku. To Kirk miał gorzej i jego kontrola z każdym miesiącem słabła. Jeżeli kiedyś straci ją całkowicie…
Po ciele Nigela przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Nie chciał, aby starszy mężczyzna tracił nad sobą panowanie. Jeżeli już miałby wybierać to wolałby się oddać komuś kto nad sobą panuje i kto nie zrobiłby mu krzywdy.
-… Nigel… Nigel.- Drgnął kiedy poczuł na ramieniu znajome ciepło. Spojrzał przed siebie. Kirk stał za barierkami na ganku i przyglądał mu się dokładnie.- Coś się stało?
- Nie. Dlaczego pytasz?- Zapytał. Zdziwiła go brew mężczyzny podążająca ku górze. Oznaka zaskoczenia. Kirk wciągnął kilka razy powietrze przez nos po czym rozejrzał się czujnie dookoła siebie jakby chciał coś sprawdzić. Nigel zerknął na swoje ciało. I zrozumiał. Kirk musiał wyczuć jego panikę oraz strach, a że biedak nie miał wglądu w jego głowę pewnie pomyślał, że ten zobaczył coś co go przestraszyło i wpadł w panikę. Nigel złapał jego dłoń w swoją. Kirk drgnął i spojrzał na niego powoli. Chłopak wiedział co zrobić, aby uspokoić niespokojnego i zagubionego wilka mężczyzny. Pocałował delikatnie jego nadgarstek.- Nic się nie stało. Po prostu coś sobie pomyślałem i moje ciało tak zareagowało. Nie dzieje się nic złego.- Powiedział cicho przyglądając się mężczyźnie zza swoich okularów. Ten po chwili wypuścił głośno powietrze z płuc i odchylił głowę do tyłu patrząc w błękitne niebo.
- Przyprawisz mnie kiedyś o zawał serca.
- Taki słaby jesteś?
- Przy tobie każdy by wymiękł.- Wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. Nigel odwrócił speszony wzrok. Dobrze wiedział co się z nim działo. Zorientował się już jakiś czas temu, że jego uczucie braku zaufania oraz ostrożności zamieniło się w cieplejsze uczucie sympatii oraz wyluzowania względem tego mężczyzny. Wiedział, że to tylko kwestia czasu aż dopuści do siebie myśl, która już tłukła mu się w głowie, że kocha tego mężczyznę. Wiedział o tym, ale jeszcze wstrzymywał się z wypowiedzeniem tych uczuć na głos.
- Przesadzasz.
- To ty się niedoceniasz.
- Znowu przesadzasz.
- Chcesz się przyłączyć.- Zapytał znienacka wskazując głową na trójkę dzieci. Nigel pokręcił przecząco głową. Wszyscy w stadzie myśleli, że on nie umie się zamieniać, a on najnormalniej w świecie nie mógł i  nie chciał się zamienić. Zmarszczył czoło kiedy na podjazd zajechał nieznany mu jeep, a z jego wnętrza wysiadła młoda ,zielono włosa dziewczyna z masą kolczyków w twarzy. Ubrana w zwiewną, krótką sukienkę w kwiatki oraz japonki pisnęła głośno, krzyknęła w nieznanym dla niego języku i rzuciła się na plecy nie kogo innego jak właśnie Kirka. Pocałowała go mocno w policzek i nadal z uśmiechem na twarzy trajkotała jak najęta. Kirk uścisnął ją delikatnie i uśmiechając się do niej przepraszająco spojrzał w stronę Nigela, który odsunął się od niego jak poparzony i popatrzał zza przymrużonych powiek. Kirk odsunął gwałtownie od siebie nieznajomą dla Nigela dziewczyną i uniósł dłonie do góry w geście niewinności. Nigel prychnął tylko pod nosem i ruszył w kierunku schodów.- Nigel! To nie tak jak…- Kirk urwał w połowie zdania i oniemiały otworzył buzie prawie, że po samą ziemię. Mimo, że do schodów zbliżał się Nigel, tak na ścieżce przed schodami stał ogromny(większy nawet od niego w tej formie) biały wilk. Jego sierść połyskiwała złotem, a zimne, błękitne oczy obrzuciły go jednym spojrzeniem po czym wilk jakby nigdy nic, machając nerwowo ogonem skierował swe kroki w stronę lasu.
- Wkurwiłeś go i zraniłeś jednocześnie.- Powiedział Omoi obserwując wilka znikającego w lesie.- I to do takiego stopnia, że jego wilcza natura postanowiła nad nim zapanować, aby zabrać częściowo od niego te uczucia, bo jako człowiek nie byłby w stanie ich znieść. Co ty tak właściwie zrobiłeś?
- Przywitałem się tylko z moją kuzynką.
- On wie kim ona jest?
- ….
- A jej partner z nią przyjechał?
-…
- Czyli obściskiwałeś się z nią na jego oczach, nie mówiąc mu kim ona jest i że jest zajęta?
- Idę do niego.
- Mam nadzieję, że wilk wujka odgryzie ci za to łeb.- Warknęła przechodząca koło nich Tallulah po czym zniknęła we wnętrzu domu. Kirk podrapał się zakłopotany po szyi i zastanawiał się jak miał to niby teraz odkręcić. Przede wszystkim musiał namówić Nigela do tego, aby ten wyszedł z ukrycia i ukrył swoją zabójczo piękną bestie w środku.

***

Siedząc pod jednym z wielu wiekowych drzew znajdujących się w tym lesie wyczuł, że Kirk się zbliża. Poruszył się niespokojnie po czym przymknął oczy kładąc wcześniej pysk na skrzyżowanych przednich łapach. Pozwolił aby promienie słoneczne przeciskające się przez gęste konary drzew ogrzewały jego sierść. Od lat nie wypuścił swojego wilka na wolność. Ostatnio miało to miejsce jakieś trzy lata temu, kiedy Terence zaatakował jakiegoś dzieciaka ze szkoły, a Nigel zamienił się w wilka aby go uspokoić, a dzieciakowi dać podstawy do myślenia o tym, że zwariował. Po tym Terence powiedział temu dzieciakowi, że nie chce mówić nikomu o tym co ich zaatakowało bo i tak nikt by im nie uwierzył i pomyśleli by, że po prostu dzieciaki naoglądały się za dużo bajek. Przed tym wyskokiem sprzed trzech lat Nigel ostatni raz zamienił się w wieku czternastu lat. Od tamtego czasu pozwalał wilkowi pojawiać się pod powierzchnią skóry, ale nigdy nie wypuścił go ponownie na zewnątrz. Wiedział, że jest wielkim stworzeniem. O wiele większym niż sam alfa, gdzie tak nie powinno być. W tej postaci miał lepszy słuch i wzrok, miał lepszą intuicję, ale niestety… nie posiadał węchu. Więc w pewien sposób ta część jego samego nie była mu potrzebna. Jako człowiek nic nie czuł to po co ma się zamieniać w wilka, który również nic nie czuje i na dodatek wyróżnia się w stadzie.
- Nigel.- Usłyszał głos po swojej prawej stronie. Nawet się nie poruszył dalej mając zamknięte oczy. Nie miał zamiaru pokazać mu, że ruszył go widok jaki miał okazję chwilę temu oglądać. Mimo, że nie byli związani sam Nigel starał się nie zbliżać do innych aby nie nanieśli na niego swojego zapachu, utrzymywał dystans, nie pozwalał się dotknąć, a Kirk. Nie dość, że dał się dotknąć tej kobiecie i pocałować to jeszcze z uśmiechem na twarzy ją objął! Z jego gardła zaczęło wydobywać się głośne warczenie kiedy usłyszał, że Kirk się zbliżał. Nie chciał teraz z nim rozmawiać. Nie chciał go widzieć! Chciał być sam, ale ten jak zwykle miał to głęboko gdzieś!- Nigel posłuchaj… nie warcz… to nie tak… przestań warczeć…. Ta kobieta, to…. NIGEL!- Kirk przystanął kiedy wielkie wilczysko kłapnęło zębami niedaleko jego twarzy. Wilk patrzył na niego zbolałym wzrokiem obnażając ostre kły. Warczał głośno.- Tak chcesz się bawić?- Zapytał Kirk strzelając kilka razy z kostek u rąk. Nigel poruszył się niespokojnie. Wiedział, że mimo swoich wielkich rozmiarów nie wygra w walce z alfą. Nie chciał z nim walczyć!- Nigel.- Zdwojony siłą przywódcy głos zaczął rozbrzmiewać w jego głowie. Poruszył nią niespokojnie próbując się uwolnić, ale wiedział, że to niemożliwe.- Przemień się.- Rozkaz. Kirk wydał mu rozkaz, a on musiał go wypełnić mimo, że całą swoją osobą chciał mu powiedział aby ten się od niego odwalił. Zaskomlał przeciągle i popiskując cicho odwołał swoją bestie ukrawając ją ponownie we wnętrzu swojego ciała. Klęczał pod drzewem patrząc na ściółkę pod swoimi nagimi stopami. Jego ubrania rozerwały się na schodach w miejscu, w którym się zmienił. Pomrugał kilka razy powiekami, kiedy zorientował się dlaczego tak kiepsko widzi.- Nigel.- Tym razem zabrzmiał normalny głos Kirka.
- Zostaw mnie.- Powiedział przez zaciśnięte zęby. Wiedział, że tylko w ten sposób uda mu się ukryć stan w jakim się aktualnie znajdował.
- Ta kobieta to moja kuzynka. Zajęta kuzynka. Ma partnera. Nic mnie z nią nie łączy. I do tego to Aanan Mashibhell tak samo jak ty.
- Nie obchodzi mnie to.- Warknął chłopak. Kirk prychnął nad jego głową upuszczając na nią jedną z bluz Omoi’a (długą, taką, która zasłoni ciało chłopaka aż do kolan). Nigel drgnął by po chwili ubrać na siebie podarunek i stanąć tyłem do mężczyzny. Mimo, że miał na sobie bluzę czuł się nagi.
- Jeżeli to cię tak nie obchodzi to dlaczego się zamieniłeś?
- Skorzystałem z twojej propozycji i postanowiłem trochę poćwiczyć.
- I poszedłeś do lasu zamiast poćwiczyć z resztą pod domem?
- Nikt mi nie będzie mówił gdzie mogę ćwiczyć, a gdzie nie.
- Racja. A teraz…- Nigel wyczuł intuicyjnie, że Kirk się do niego zbliża. Zrobił dwa kroki do przodu, kiedy silne ramiona oplątały się dookoła jego klatki piersiowej.- Dlaczego płaczesz?
- Zostaw mnie!
- Dlaczego płaczesz skoro nic cię to nie interesuje i chciałeś sobie z nami poćwiczyć. Przecież to nie powód do…- Kirk urwał w połowie zdania, kiedy Nigel sprawnie okręcił się w jego ramionach i wymierzył mu solidny policzek. Spojrzał zaskoczony na młodszego mężczyznę i drgnął kiedy zobaczył jego twarz. Wyciągnął w jego kierunku rękę, ale ta została odtrącona. Zabolało. I to nie tylko dłoń, ale serce również.
- Zostaw mnie!- Powtórzył rozhisteryzowany Nigel.
- Zrobię dla ciebie wszystko poza tą jedną rzeczą. Nigdy cię nie zostawię.- Powiedział Kirk biorąc w ramiona Nigela nie pozwalając mu się bronić i uciekać. Chłopak wciągnął ze świstem powietrze do płuc sztywniejąc momentalnie w ciele mężczyzny.- Możesz mnie bić, krzyczeć, wściekać się, a nawet płakać, ja i tak cię nie zostawię. Nigdy. Powiesz mi, że mam z nią nie rozmawiać już nigdy nie usłysz mojego głosu. Powiesz mi, że mam ją zabić zrobię to od razu jak ją zobaczę. Powiedz co mam zrobić.
- Przytul mnie…- Zaskomlał cicho Nigel. Kirk objął go mocniej ramionami wtulając twarz w jego szyję. Oddychał spokojnie. Czekał. Czuł jak ciało w jego ramionach rozluźnia się i wtula ufnie w jego. Myślał, że umrze tam ze szczęścia w tym momencie. Po chwili przekonał się, że Nigel to naprawdę dzieciak, który doprowadzi go do zawału.- Pocałuj mnie…- Wyszeptał cicho chłopak. Kirk poczuł jak jego ciało sztywnieje w oczekiwaniu na jego reakcję. Pocałował delikatnie jego szyję, później szczękę, lewy policzek, lewy kącik ust. Musnął delikatnie pełne wargi chłopaka kładącemu na prawym policzku swoją dłoń. Nigel drżał czekając na to co będzie dalej. Uchylił delikatnie usta, kiedy wyczuł jak Kirk sunie po nich swoim językiem. Kiedy wyczuł śliski organ we wnętrzu swojej buzi, wiedział, że przepadł. Jęknął głośno opierając cały ciężar swojego ciała na ciele Kirka, kiedy jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Poczuł jak silne ramiona obejmują go w pasie, a zachłanny język penetruje głęboko jego usta. Nigel miał problemy z oddychaniem, a Kirk nie przestawał pogłębiać pocałunku pozwalając mu chwilowo tylko brać to, co sam chciał mu dać. Ciało Nigela opuściły wszelkie siły, przez co osunął się nieznacznie w dół. Jego usta zostały chwilowo uwolnione, za to teraz jego szyja była maltretowana. Nie wiedział co ma zrobić z rękoma.
- Wracajmy lepiej do domu.- Usłyszał w uchu chrapliwy głos Kirka. Zadrżał i jęknął głośno czując jego zarost na swojej szyi.
- Dlaczego?
- Bo wbrew twojej woli zerżnę cię tu i teraz.
- To nie będzie wbrew mojej woli.- Powiedział cicho i jęknął kiedy starszy mężczyzna siłą zmusił go do tego aby ten na niego spojrzał. Przez ego ciało przeleciał silny prąd, kiedy zobaczył wzrok mężczyzny pełen pożądania.
- Wiesz, że już nie będzie odwrotu.
- Wiem.- Powiedział Nigel ocierając się sugestywnie o jego ciało. Kirk syknął cicho.
- Nigel…
- Mam cię błagać?- Zapytał speszony i lekko załamany chłopak. Kiedy kilka dni temu zastanawiał się nad tym jak oddaje się dobrowolnie mężczyźnie i jak to będzie wyglądać nie sądził, że będzie go musiał o to błagać jak jakaś ulicznica. Czy to wszystko przez to, że go od siebie odsuwał przez tak długi okres czasu? Teraz Kirk będzie się na nim w ten sposób odgrywać? Mimo swojej przeszłości był niepewny, nie ufał swoim zdolnością. Nie wyobrażał sobie, że miałby go błagać o to aby ten zechciał się z nim kochać. Bo o pieprzeniu nie było mowy. Kochał go i chciał się z nim kochać jak z kochankiem, mężczyzną swojego życia, a nie pieprzyć jak jakaś tania dziwka. Jeżeli ten mu powie, że musi go błagać o pieprzenie znowu się popłacze po czym odgryzie mu łeb! Kirk uśmiechnął się wrednie pod nosem.
- Będziesz mnie błagał o jedną z tych dwóch rzeczy.
- Jaką?
- O to abym przestał, albo abym nie przestawał.- Powiedział Kirk zaciskając swoje dłonie na jego pośladkach i wbił się ponownie w jego usta. Nigel wbił paznokcie w jego szyję przyciągając go bliżej siebie. Podskoczył delikatnie owijając swoje nogi dookoła jego bioder. Jęknął w jego usta, kiedy wyczuł ciepło rąk mężczyzny na swoich nagich pośladkach. Te masowały go delikatnie starając się go rozluźnić.
- Nie przestawaj.- Warknął chłopak opierając swoje czoło o czoło mężczyzny, kiedy ten zaczął mocniej ugniatać jego pośladki.
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić tutaj?
- Tak.
- Będzie ci niewygodnie.
- Bywało gorzej.- Powiedział po czym jęknął, kiedy mężczyzna przycisnął go mocno do pnia drzewa za nim i warknął ostrzegawczo w jego szyję. Nigel odsłonił ulegle to miejsce swojego ciała. Kirk próbował się uspokoić. Nigel possał delikatnie jego ucho przeciągając paznokciami po jego szyi. Kirk ponownie syknął przeciągle wyginając się do tego przyjemnego uczucia.
- Sprawię, że nawet kochając się ze mną pod drzewem powiesz, że było ci jak w niebie.- Szepnął do jego ucha po czym pocałował go zachłannie w usta odbierając mu resztki powietrza z płuc. Nigel szalał ze szczęścia. Jedno głupie słowo, którego nie użył i jedno najważniejsze sprawiły, że chłopak mógłby umrzeć ze szczęścia oddając się temu jedynemu.

***
- Jak się czujesz?- Zapytał Kirk idąc z Nigelem za rękę w stronę domu. Chłopak nie pozwolił wziąć się na ręce, upierając się, że jest mężczyzną a nie kobietą w opałach albo księżniczką z bajki dla dzieci, dlatego mężczyzna wbrew jego narzekaniu wcisnął mu na nogi swoje buty.
- Dupa mnie boli.
- Dziwisz się?
- Gdybym wiedział, że jesteś tak wielki i nie potrafisz zapanować nad swoim libido nie pozwoliłbym ci na to w tamtym miejscu.- Syknął chłopak idąc wolno koło niego. Kirk uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
- Jak się czujesz?- Zapytał ponownie. Nigel wiedział do czego ten pił. Przeciągnął wolną ręką po znaku na swojej szyi. Znak zębów Kirka. Teraz nikt się do niego nie zbliży tak samo jak nikt się nie zbliży do Kirka.
- Bezpiecznie. Lekko.- Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie.- Pierwszy raz od urodzenia jestem naprawdę szczęśliwy. A ty?
- Mógłbym umrzeć ze szczęścia, ale…
- Ale?- zapytał niepewnie Nigel. Czyżby jednak zrobił coś co mu się nie spodobało?
- Ale obiecałem, że cię nie zostawię, wiec nie mogę umrzeć. Nawet jeżeli to będzie ze szczęścia.
- Głupek z ciebie.- Nigel próbował uwolnić rękę z jego uścisku, ale został porwany w ramiona i objęty od tyłu. Zadrżał na całym ciele kiedy poczuł na karku jego delikatne pocałunki.
- Kocham cię Nigel.- Kirk objął go mocniej nie chcąc go wypuścić i wstrzymał oddech. Drgnął kiedy usłyszał śmiech chłopaka. Czyżby ten go właśnie…
- Zakochałem się w tobie na zabój, Kirk.- Powiedział Nigel i splótł palce z palcami jego dłoni po czym podniósł ją do góry i pocałował jej wierzch.- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś moim przeznaczeniem.
- A ty moim.- Powiedział Kirk i przekręcając delikatnie jego twarz złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Nigel wypuścił cicho powietrze przez nos delektując się tym co dał mu los oraz mężczyzna, który był jego szefem, a którego jeszcze rok temu uważał za całe zło swojego skromnego świata.



Koniec :D
Stron: 36
Wyrazów: 15035
Pisane od: 08.01.2017 do 14.03.2018

**********************
I właśnie dlatego nie lubie czegoś kończyć na szybkiego i na siłe, bo wtedy moim zdaniem wychodzi mi to nad wyraz.... płasko....;/
Dziękuje za uwagę i do zobaczenia:
Gizi03031

niedziela, 15 kwietnia 2018

Mannaro 5

Życzę miłego czytania:)
*****************************

Tallulah oraz Terence wtulali się w boki Yaevinn stojącej wraz z nimi w przejściu do kuchni. Omoi nadal siedział na swoim wcześniejszym miejscu unosząc ręce w poddańczym geście. On nie chciał się do tego mieszać. Kirk stał i mierzył wzrokiem głośno warczącego Nigel’a.
- Nie warcz. Zadałem ci tylko pytanie. Po co ta agresja?- Odpowiedziało mu warczenie. Nigel nie mógł zapanować nad swoim ciałem. Im więcej on chciał wiedzieć tym bardziej chłopak czuł się zagrożony i nie chciał się mu wykładać na tacy.- Chłopcze, wylecz się.- Powiedział Kirk. Nigel warknął jeszcze głośniej, a Terence pokiwał przecząco głową.
- Nie mogę.
- Czy nie masz zdolności regeneracyjnych?- Kirk spojrzał na chłopca mierząc go dokładnie od stóp do głowy. Ośmiolatek pokiwał przecząco głową. Z jego zdolnościami leczniczymi było wszystko w porządku.- To dlaczego się nie uleczysz?
- Bo wujek mi na to nie pozwala.- Odparł cicho chłopiec. Kirk warknął gardłowo mierząc groźnie Nigela. Chłopak chciał się skulić w sobie, okazać należyty szacunek alfie, ale sęk w tym, że nie mógł. Jeżeli okaże strach i uległość przegra. Terence się wyleczy. W poniedziałek pójdzie do szkoły i już z niej nie wróci. Tak samo jak Tallulah. Zostaną rozdzieleni. Wiedział, że nie powinien się stawiać, ale troska o dzieci była dla niego silniejsza niż obowiązek okazania szacunku silniejszemu.
- Zabraniasz dziecku się wyleczyć?! Co to za poronione pomysły?! Każesz mu cierpieć gdzie mógłby się wyleczyć w kilka sekund! Czy ty…?!
- Nie!- Terence stanął pomiędzy warczącymi na siebie osobnikami.- Nie mogę się wyleczyć, bo to niebezpiecznie.
- Co ty gadasz, dzieciaku?!- Warknął Kirk. Terence cofnął się o krok, a Nigel warknął śledząc dokładnie każdy ruch swojego byłego szefa.- Jak wyleczenie samego siebie może być dla ciebie niebezpieczne? No nie mów mi, że jara cię ból?!
- KIRK!- Omoi krzyknął zbulwersowany zachowaniem swojego alfy.
- Hę?!- Krzyknął starszy mężczyzna zaskoczony tomem swojego podwładnego.
- To tylko dziecko. Nie mów do niego takich słów.
- Omoi! Nie wiem jakie masz tam wyobrażenie o tym mężczyźnie, nie wiem w jakich warunkach się poznaliście i w ogóle, ale on od początku był na moim celowniku. Po pierwsze! Tak! Po pierwsze! Pojawił się z nikąd na moim terenie w Seattle i mi tego nie zgłosił. Myślał, że się nie skapnę, że po naszych ziemiach chodzi jakiś SAMOTNY wilk?! Po drugie! Samotnik, który obrzuca swojego partnera i nawet nie zwraca na niego uwagi?! Informację o nim zaczynają się dopiero kilka lat temu! Nie ma nic o jego rodzinie, pochodzeniu, relacjach międzyludzkich! Nie zdziwię się jeżeli ta samotność tak mu już na mózg siadła, że nawet nie wyczuwa zagrożenia w innych, a szuka go tam gdzie go nie ma! I jeszcze zabrania młodemu się wyleczyć! Młode powinny przynależeć do stada, a nie być wychowywane przez zwariowanego samotnika i rodzinę leśnych gnomów!
- Ej!- Krzyknęła oburzona Yaevinn, ale Kirk umiejętnie ją zignorował. Zaczerpnął głośno powietrza do płuc, aby kontynuować swoją tyradę, ale przerwał mu cichy głos Terence.
- Wczoraj pobiłem się z człowiekiem. On i jego kumple mi to zrobili. Jeżeli się uleczę i pójdę tak do szkoły wydam nas wszystkich. Nie tylko siebie, siostrę czy wujka, ale całą społeczność Magicznych. Wujek nie pozwala nam się wyleczyć jeżeli nasze rany zobaczył człowiek.- Powiedział mały przyczepiając się do nogi swojego wuja. Jego siostra bliźniaczka zrobiła dokładnie to samo, tyle że wybrała drugą nogę.
- Wuj ma nas. Mnie i brata. My o niego dbamy. My wyczuwamy dla niego zagrożenie. Wujek nie jest samotnikiem. Ma mnie, brata, wujka Silvana i jego dzieci.
- Aanan Mashibhell. Mówi ci to coś o wieli alfo?- Zapytała pogardliwie Yaevinn. Kirk odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Coś w jego szyi strzeliło głośno.- Chodźcie dzieciaki. Umyjemy zęby, obejrzymy bajkę i do spania.
- Ale…
- Terence. Nigel sobie poradzi. Dajcie mu trochę odetchnąć.- Powiedziała dziewczyna i poczekała, aż maluchy do niej podejdą. Cała trójka obrzuciła kuchnię jednym spojrzeniem by po umyciu zębów zamknąć się w największym pokoju. Po chwili do pozostałej w kuchni trójki dotarły dźwięki jakiejś bajki puszczanej w telewizji.
- Nigel. Usiądźmy. Pogadamy.- Zaczął Omoi, ale chłopak nawet nie drgnął.
- Interesuje mnie tylko jedno.- Zaczął Nigel po dłuższej chwili milczenia.- Co się stało z tamtym człowiekiem?
- Um….- Omoi podrapał się po karku siadając na jednym z krzeseł. Oparł się łokciami o stół za sobą pochylając się do tyłu. Zadarł głowę do góry patrząc w sufit.- Idiota stwierdził, że dowie się gdzie jesteś jeżeli powiększy swoje wpływy i próbował podbić tereny Cani Selvaggi. W przeciągu jednej nocy było po wszystkim. Niedobitki ci co nie walczyli trafili pod opiekę innych stad. Ci co walczyli…. Cóż… dobrze wiesz, że z tym stadem się nie zadziera.- Powiedział Omoi i wyprostował się gwałtownie. Spojrzał na Nigel’a i pokazał na swoją twarz.- Pięć razy prawie udało mi się od niego uciec, ale za każdym razem mnie łapał i zabawiał się moją twarzą. W końcu blizny zostały na stałe. Nie mogłem ich już wyleczyć, ale nadal próbowałem uciec. Raz wysłałem wiadomość do twoich opiekunów. Mieli cię ukryć. Po tym nie widziałem światła słonecznego kilka lat. A po tej masakrze jaką zgotował stadu zostałem uwolniony i wróciłem do swoich prawie jedenaście miesięcy temu. Więc dlaczego powiedz mi jesteś tutaj. Sam. Z obcymi dzieciakami, a nie z siostrą i jej mężem?
- Bo Kate i Troyce zginęli w wypadku samochodowym, dlatego mnie z nimi nie ma. I te dzieci nie są obce. To ich dzieci. Ja się nimi opiekuje.- Powiedział chłopak przecierając zmęczoną twarz. Miał powoli wszystkiego serdecznie dosyć. Usłyszał głośny pisk. Odwrócił się zaskoczony w stronę Kirk’a, z którego to właśnie ust wydobył się ten dźwięk. Kirk stał i zasłaniał swoje usta dłonią. Po długich minutach ciążącej ciszy spojrzał najpierw na Omoi’a później na Nigela.
- TY jesteś bratem Kate?!
- Znasz ją?
- Troyce to mój brat.- Powiedział Kirk. Nigel wbił się w szafki za sobą po czym syknął głośniej, kiedy coś wbiło mu się w plecy. Podejrzewał, że to klamka od jednej z szafek. Już miał coś powiedzieć, kiedy przerwało mu pikanie zegarka. Zmarszczył czoło. Przecież nie ustawiał żadnego budzika. Spojrzał pytająco na Omoi’a, który wyłączył zegarek w swoim telefonie, sięgnął z kieszeni po jakąś zieloną tabletkę, wsadził ją do ust i popił.
- No co?
- Nic.- Mruknął Nigel drapiąc się po ramieniu.
- Możecie mi to wytłumaczyć?
- Wydaj rozkaz alfy, a ja albo Omoi powiemy ci wszystko. Nie wydawaj rozkazu, a ode mnie nie dowiesz się niczego.- Syknął Nigel i poszedł na chwilę do swojego pokoju po czym wrócił z niego zakładając na plecy bluzę zapinaną na zamek. Taktownie zignorował ciche warknięcie.
- Czemu maskujesz swój zapach?- Zapytał Omoi. Nigel spojrzał na niego jak na idiotę.
- Bo nie będę uległym dla jakiegoś alfy, który na domiar złego jest ciężkim nasieniem. Nie ufam mu. Boję się go. Więc niech nie liczy na to, że pokaże przed nim szyję.
- Przecież nic ci nie zrobię.- Warknął Kirk. Nigel spojrzał na niego żałośnie.
- Chwilę temu chciałeś mi rozerwać gardło tylko dlatego, że nie pozwoliłem Terence się wyleczyć. To jest normalne?
- A skąd mogłem wiedzieć dlaczego nie pozwoliłeś mu tego zrobić? Może jesteś jebnięty i mu tego zabroniłeś, bo to cię jara.
- To trzeba było zapytać. Sam jesteś jebnięty skoro najpierw atakujesz, a później się dowiadujesz prawdy. Narwanego masz alfę.- Nigel zwrócił się do Omoi’a. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Nie zapominaj, że w świetle prawa to i twój alfa. Był nim od dnia, kiedy Kate przygarnęła cię do domu. No i kiedy on wyczuł od ciebie ten najrzadszy zapach.
- Pfff.- Prychnął Nigel. Chłopak zdawał sobie sprawę, że nieformalnie należał do stada siostry, ale nigdy by nie pomyślał, że to właśnie Kirk jest alfą tego stada. Ugh…. Na samą myśl go skręcało.- Co za zapach?
- Nie powiedział ci? Nic? Że jest twoim partnerem i tego typu bajery?
- Ten ignorant dopiero dzisiaj się dowiedział, że jestem Aanan Mashibhell. A ja dopiero wczoraj się dowiedziałem, że to wilkołak jest.
- To co? Od tylu lat nic. Żadnego buzi, przytulania czy rande vous?- Zapytał Omoi. Nigel jęknął głośno kiedy do jego ciała doleciała gęsta czerwono-malinowo-fioletowa mgła. Zakrył usta starając się nie wdychać owej mgły. Wiedział co ona oznaczała. I zdawał sobie sprawę, że jego własne ciało produkowało taką samą mgłę.- Ostro. A myślałem, że to ja mam przejebane jeżeli chodzi o partnerkę.- Dodał i sięgnął po swój telefon, który dzwonił od kilku sekund.- O. O wilku mowa.- Dodał po czym po prostu odebrał i wyszedł zamykając się w łazience. Nigel i Kirk zostali sami.
- Um…- Zaczęli obaj. Nigel drgnął i spojrzał w bok.
- Proszę. Ty pierwszy.- Powiedział młodszy chłopak. Kirk podrapał się po szyi.
- Dlaczego odszedłeś z wcześniejszej pracy?
- Kpisz czy o drogę pytasz?
- Nigel. Pytam poważnie.
- Hmmmm….? Pomyślmy? A no tak. Z dnia na dzień zostałem opiekunem dwójki małych dzieciaków. Opieka nad nimi zabierała mi sporo czasu, który wcześniej przeznaczałem na wydajność w pracy, co nie spodobało się mojemu byłemu szefowi po czym najnormalniej w świecie mnie wyjebał z roboty, kiedy nie mogłem wrócić do tego jaki byłem przed adopcją dzieciaków. Nie miałem już tam czego szukać więc zawinąłem swoje manatki i wyjechałem z tamtego miasta. Teraz ty mi powiedz co robisz w tym mieście?- Warknął chłopak siadając na jednej z szafek. Starał się tego nie robić przy dzieciach, aby nie zaczęły go papugować, ale teraz ich tutaj nie było więc pozwolił sobie na trochę samolubnej wygody nie zważając na to, że przed nim stoi alfa.
- Po śmierci brata trochę mi się pokomplikowało życie. Razem ze sforą doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy zamieszkać na jakimś mniej zaludnionym obszarze. Dlatego przenieśliśmy się w okolicę tego miasta. Moja firma i tak prosperuje w Seatle. Będę do niej jeździł kilka razy w tygodniu aby to wszystko skontrolować, ale póki co chcemy odpocząć.
- Czyli zamieszkacie tutaj. W okolicy?
- Tak. Dom już kupiliśmy. Część ludzi już tutaj jest. Niektórzy z młodszych zaczęli się rozglądać za jakąś pracą tutaj. W sumie zaczęliśmy się tutaj już od jakiegoś roku sprowadzać. Żeby nie było dziwne, że tak duża grupa ludzi postanowiła się tutaj przenieść.
- Jak daleko od miast będziecie?
- Około dziesięciu mil.- Powiedział Kirk przyglądając mu się dokładnie. Zrobił dwa kroki w jego kierunku, ale Nigel wyciągnął przed siebie obie dłonie, aby go powstrzymać.- Dlaczego pytasz?- Kirk nie przestawał zbliżać się do chłopaka, który próbował uciec wzrokiem od zbliżającego się do niego ciała.
- Kirk. Nie zbliżaj się.
- Chcę być bliżej ciebie. Uciekłeś ode mnie pięć lat temu. Nie mogłem cię znaleźć. To, że mnie ignorowałeś w pracy i miałeś gdzieś to kim dla ciebie jestem jeszcze jakoś mogłem znieść. Ważne było, że miałem cię blisko i mogłem czuć twój zapach. A tu pewnego dnia, wracam z delegacji, na moim biurku leży twoje wypowiedzenie, a w biurze nie ma żadnych twoich rzeczy. Myślałem, że zwariuje przez te kilka lat.
- Ja nie wiedziałem kim dla mnie jesteś, więc się nie zbliżaj.
- Nigel. Proszę.- Kirk wyciągnął w jego kierunku jedną rękę. Nigel przyglądał mu się uważnie patrząc na jego zranione spojrzenie i twarz wykrzywioną bólem. Chłopak wymiękł po tym jak usłyszał cichy pisk wydostający się zza przygryzanej wargi mężczyzny. Podał mu swoją dłoń, ale nie pozwolił się za bardzo zbliżyć. Ręka wystarczy.
Kirk chwycił delikatnie jego dłoń w swoje i wypuścił ze świstem powietrze z płuc, kiedy poczuł jak jego ciało opuszczają wszelkie troski. Zrobił krok w stronę chłopaka, ale na więcej sobie nie pozwolił czując jak ten się spina. Uniósł jego dłoń do góry i pozwolił sobie zaciągnąć się zapachem jaki płynął od nadgarstka młodzieńca. Wilk w nim szalał ze szczęścia. Merdał ogonem. Drapał pazurami. Chciał się wydostać i otrzeć o Nigela. Zostawić na nim swój zapach. Pokazać wszystkim, że chłopak jest jego. Czuł emocje chłopaka, ale nie chciał wpływać na niego swoją mocą. Chłopak ewidentnie nie przepadał za alfami, więc Kirk nie chciał wykorzystywać na nim swojej władzy. Chciał go, ale tylko dlatego, że Nigel sam będzie go chciał. Nie dlatego, że Kirk go do tego zmusi.
- Kirk. Co ty robisz?- Pisnął cicho Nigel kiedy wyczuł na swoim nadgarstku delikatne pocałunki. Serce zaczęło mu szybciej bić.
- Koje swojego wilka oraz zszarpane nerwy.- Odparł mężczyzna i wrócił do składania pocałunków na nadgarstkach młodszego osobnika.
- Musisz to robić?
- Doszedłem do wniosku, że na to jeszcze mi pozwolisz.
- To co ty chciałeś innego zrobić?- Zapytał piskliwie chłopak próbując ignorować otulającą go czerwono-fioletową mgłę.
- Przybliżyć się.- Powiedział Kirk i tak zrobił.- Wziąć cię w ramiona, pocałować, posiąść…- Przerwał i przełknął głośno ślinę, próbując zapanować nad swoim szalejącym libido.- Ale zatrzymam się na etapie całowania twojego nadgarstka oraz delektowaniem się twoim zapachem, mimo tego, że go maskujesz i tak go czuje.
- Nie możesz… mnie…. Pocałować…- Pisnął Nigel chcąc zabrać rękę, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Było mu tak dobrze, tylko dlatego, że Kirk delikatnie muskał wargami jego nadgarstek.
- Całuje cię właśnie teraz.
- Nie możesz mnie posiąść.
- Zrobię to dopiero jak mi na to pozwolisz.
- A jak nie pozwolę to mnie puścisz? Będę mógł odejść?- Zapytał Nigel i drgnął na głośne i gardłowe warczenie. Kirk zaciągnął się mocniej zapachem z jego nadgarstka.
- Daje ci tydzień na ucieczkę. Nie będę cię powstrzymywał ani więził, ale jeżeli po tygodniu nadal będziesz w mieście już cię nie wypuszczę i zaproponuję ci, abyś zamieszkał z dzieciakami w mojej posiadłości pod miastem.
- Słyszysz…. Co ty opowiadasz?- Zapytał zaskoczony Nigel i zsunął się z blatu szalki znajdując się niebezpiecznie blisko Kirka. Czuł ciepło bijące z jego ciała, Zrobił by tylko delikatny krok i wpadłby w jego ramiona. Spojrzał do góry w jego oczy i przełknął głośno ślinę.
- Tydzień Nigel.
- Kirk słuchaj muszę wracać, bo… ups… przerwałem w czymś?- Omoi zatrzymał się w połowie przejścia do kuchni obserwując dokładnie obu mężczyzn.
- Nie przerwałeś. Doszliśmy do pewnego porozumienia. Możemy jechać do domu. Już widzę jak Lindy daje ci popalić za spóźnienie.
- Skoro wiesz to dlaczego nie mogliśmy wrócić wcześniej, przecież ona jest nie znośna.
- To twoja partnerka.
- Ale to nie zmienia faktu, że jest nieznośna jak na swój wiek.
- A jakie mają być dziesięciolatki?- Zapytał rozbawiony Kirk i spojrzał jeszcze raz na Nigela.- Tydzień.- Dodał po czym wyszedł z jego mieszkania nie oglądając się za siebie. Nigel stał oniemiały przy szafkach w kuchni i gapił się na dopiero co zamknięte za Omoiem drzwi.
I co on miał w takim wypadku zrobić?
Już sam nie wiedział jak miał zdecydować?
Jaka decyzja będzie tą słuszną decyzją?


*******************************
 No i zbliżamy się ku końcowi. Za tydzień pojawi się ostatni rozdział tego opowiadania...
Gizi03031