Życzę miłego czytania:)
***********************************
-
Proszę. Możesz zanieść zamówienie.- Silvan położył przed młodym Aanan Mashibhell i powiedział, kiedy
skończył szykować zamówioną kilka minut temu porcję naleśników. Młody chłopak
kilka minut wcześniej wrócił z Sali, na którą przetransportował dwie filiżanki
ciemnej kawy. Teraz przyszła pora na naleśniki. Nigel położył pewnie na swojej
lewej dłoni wielką tacę z dwoma talerzami wypełnionymi naleśnikami. Na drugą
rękę zgarnął tacę z małymi półmiskami pełnymi owoców oraz dwa małe dzbanuszki
wypełnione sosem klonowym. Pomagając sobie stopą wydostał się z kuchni na salę
i odnalazł wzrokiem stolik, przy którym był dosłownie kilka minut temu. Jego
były szef już nie siedział tam sam. Naprzeciwko niego siedział jakiś mężczyzna.
Nigel nie widział jego twarzy, więc nie wiedział kim jest jego towarzysz.
Biorąc głęboki oddech (Kirk od razu na niego spojrzał przeszywając jego ciało
uważnym spojrzeniem) podszedł do ich stolika. Zabrał się za rozkładanie
talerzy, kiedy kątem oka zobaczył jasnobłękitną mgiełkę przeplataną
gdzieniegdzie złotymi i srebrnymi refleksami (brokatem, przemknęło mu przez
myśli). Przerwał rozkładanie zamówienia i wyprostował się jakby połknął kij.
Odwrócił się delikatnie w swoją lewą stronę skąd napłynęły do niego kojące
nerwy barwy. Wciągnął ze świstem powietrze do płuc i nim jego mózg zdążył
zapanować nad krnąbrnym ciałem rzucił się na towarzysza Kirk’a zwalając go z
krzesła. Nim ktokolwiek zdołał zareagować objął leżące na podłodze ciało i
zaczął głośno płakać zaciskając mocniej palce na plecach mężczyzny.
Minęła
dłuższa chwila, nim Nigel zarejestrował za swoimi plecami głośne warczenie oraz
obecność swojego szefa nieukrywającego znaków na twarzy. Uniósł się delikatnie
do góry nadal siedząc okrakiem na towarzyszu Kirk’a i spojrzał w jego twarz.
Mimo łez cieknących mu po policzkach nadal był w stanie dojrzeć sterczące we
wszystkie strony czarne włosy. Ciemne węgielki osadzone w delikatnie skośnych
oczodołach. Gęste, ciemne brwi. Lewa delikatnie przecięta. Zgrabny nos i pełne
usta. W dolnej wardze nadal tkwił kolczyk. Dwudniowy zarost. Jedyne co się
zmieniło to prawy policzek. Przez całą jego długość ciągnęły się cztery
szerokie blizny.
Warczenie
za jego plecami nie ustawało, a wręcz nawet się nasiliło, kiedy Nigel pochylił
się nad przybyszem.
-
Wróciłeś.- Wyszeptał łamiącym się głosem. Po czym uderzył przybysza w ramię i
wyprostował się delikatnie klęcząc nad nim w rozkroku.- To dłużej niż tydzień,
Fratello… Omoi.- Powiedział i zaśmiał się cicho kiedy został porwany w silne
ramiona leżącego pod nim mężczyzny i przyciągnięty do stalowego uścisku.
Usłyszał jak tamten pociąga nosem po czym śmieje się do jego ucha.
-
Nigel. Znalazłem cię.- Szepnął wtulając nos w jego szyję i zaciągnął się głośno
powietrzem.- Ugh…. Czym ty się wypsikałeś?
-
Hahaha! Sorki, sorki.
-
Czy my wam nie przeszkadzamy?- Usłyszałem nad swoją głową głos swojego szefa.-
Boże, człowieku. Przestań warczeć. Chyba cała okolica cię usłyszała. Jeszcze mi
tutaj hycla brakuje.
-
Bez przesady.- Warknął Kirk i pomasował się po nosie. Nigel Spojrzał przepraszająco na swojego szefa
wstając gwałtownie na proste nogi.
-
Przepraszam. Już wracam do pracy!- Zawołał kłaniając się przed nim delikatnie
po czym nie czekając na ich słowa skończył wykładać ich zamówienie na stolik i
czmychnął do kuchni. Oparł się o ścianę i ukrył połowę twarzy w dłonie
dmuchając w nie delikatnie. Uśmiechnął się do swoich myśli.
-
Nigel…
-
Szefie.- Chłopak podskoczył i spojrzał na starszego elfa. Ten tylko pokiwał
przecząco głową i wrócił do mycia talerzy. Nigel bez słowa stanął przy kolejnym
zmywaku i zabrał się za mycie wielkich garów. Nim został przywołany ponownie
przez klientów zdążył też umyć dwie z trzech wielkich kuchenek. Jak zawsze na koniec
pracy zostawiali sobie jedną czynną kuchenkę, która była myta dwadzieścia minut
przed zamknięciem i to przeważnie przez szefa. Pozostałe dwie osoby sprzątały
na Sali oraz w toaletach i wynosiły śmieci. Wyszedł na salę gdzie za kontuarem
stał młody chłopak. Nigel spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Jeden
ze stałych klientów.- Marck. W czym mogę pomóc?
-
O Siema. Dzisiaj ty robisz?- Zapytał. Kiwnął głową. Chłopak podrapał się delikatnie
po głowie. Zmarszczył czoło.- Dwa razy zestaw na wynos w takim razie.
-
Już się robi.- Powiedział i krzyknął na kuchnię co było zamawiane po czym
wrócił do młodego.- Co tam u naszego stałego klienta?- Zagadał.
-
A weź przestań. Za dwa miesiące zaczynam ostatni rok szkoły. Trochę się tego
cykam więc wiesz. Nie chcę jej kończyć. No, ale jeżeli uda mi się zadać z dobrą
średnią to może dostane stypendium sportowe i dostanę się na lepsze studia.
-
Nadal o tym myślisz? Ja twoim wieku chciałem pozostać wiecznym licealistą.
-
Tak źle się uczyłeś?- Zapytał młodzieniec. Nigel zaśmiał się głośno.
-
Skończyłem liceum w dwa lata.
-
Kujon!- Zaśmiał się tamten opierając się o kontuar. Nigel pokazał mu delikatnie
język w którym zamajaczyła srebrna kuleczka.
-
Bolało jak sobie robiłeś??- Zapytał konspiracyjnym szeptem pokazując na swój język.
Nigel wzruszył ramionami. Przecież w swoim życiu tyle już przeszedł, że kolczyk
w języku to dla niego nic takiego. – Becka też ma.
-
Wiem. We dwójkę sobie robiliśmy. Jako nagrodę za to, że dostaliśmy umowy na
stałe.- Powiedział chłopak i sięgnął z okienka zamówienie jakie przyszykował jego
szef. Policzył na kasie co i ile po czym odebrał od chłopaka pieniądze. Nigel
spojrzał na Kirk’a, który stanął za Młodym, aby móc zapłacić za swoje
zamówienie. Omoi stał koło niego i uśmiechał się szeroko do Nigel’a. Liczył
resztę dla chłopaka, kiedy ten znowu się odezwał.
-
Wcześniej nie mogłeś sobie zrobić?
-
Wcześniej miałem inną pracę i takie ozdoby nie pasowały mojemu szefowi. Nowy
jest spoko i nie patrzy na to jakie mamy ozdoby.
-
Miałeś dziwacznego szefa.- Powiedział, a Nigel wręcz nie mógł się powstrzymać
od tego aby nie prychnąć głośno, kiedy zobaczył minę Kirk’a. Marck też mu się
przyglądał.- Czy ja powiedziałem coś zabawnego?
-
Tak.
-
Co?
-
Mój były szef stoi właśnie za tobą.- Powiedział i uśmiechnął się wrednie po
czym delikatnie przeciągnął językiem po suchych wargach.
-
Nigel zamykamy dzisiaj pół godziny wcześniej.- Powiedział jego nowy szef i na
powrót schował się w kuchni. Standard.
-
Um…. Ja już może będę leciał.- Powiedział Marck. Nigel uśmiechnął się szeroko.
-
Pozdrów Beckę.
-
Pozdrowię.- Powiedział chłopak i już go nie było. Nigel popatrzył jeszcze
chwilę na drzwi po czym ponownie spojrzał na stojącego przed nim Kirk’a.
-
Tak?
-
…- Kirk odwrócił się w stronę towarzyszącemu mu mężczyzny po czym spojrzał
znowu na swojego byłego pracownika.- Jeszcze dwie butelki wody. I rachunek.-
Powiedział. Nigel kiwnął głową i odwrócił się w stronę lodówki.- Na dupie
trzeba było sobie go zrobić.- Usłyszał cicho wypowiedziany komentarz. Wiedział,
że to co sam planował powiedzieć zostanie równie dobrze usłyszane mimo, że
złośliwą odpowiedz wysyczał cicho pod nosem.
-
Może już mam. Kolesie, którym obciągałem nie narzekali na kolczyka w języku.-
Po jego komentarzu w lokalu ponownie dało się słyszeć donośne warczenie.
Zachłysnął się żółtą mgłą, jaka wyciekała wręcz z ciała Kirk’a.
-
Uspokój się psie, bo dzwonie po tego hycla!- Szef Nigela wyleciał z kuchni jak
poparzony.
-
Jestem spokojny.- Odezwały się trzy głosy. Silvan popatrzył na nich jak na
idiotów po czym strzelił najbliżej stojącego Nigela ścierką w głowę.
-
Ty się zbieraj na chatę.- Rzucił niby od niechcenia. Nigel spojrzał na niego
marszcząc czoło.- Idź się przebierz i wróć na chwilę.- Dodał jego szef. Chłopak
pokiwał twierdząco głową i bez słowa ruszył w
stronę szatni. Pierwszym jego odruchem było sprawdzenie telefonu. Nie
było na nim żadnej wiadomości, ani nikt nie próbował się z nim połączyć. Zmienił
pospiesznie spodnie oraz buty. Koszulkę poprawił delikatnie. Zarzucił torbę na
ramię. W pasie przewiązał bluzę. Było mu stanowczo za ciepło. Wiedział, że
powinien ubrać ją na siebie, ale dla odmiany popsikał swoją szyję kilka razy
nim ponownie wyszedł na salę. Dwójka z trójki zgromadzonych tam osób prychnęła
i odsunęła się od niego delikatnie. Wiedział czego wilki nie lubią. W końcu to
dzieciaki mu powiedziały kiedyś w sklepie jakich zapachów najbardziej nie lubią
i nie chcą aby brał takie perfumy. A on specjalnie je wziął. Aby odstraszać
potencjalnych wrogów.
-
Słucham?
-
Dzwoniła do mnie Yaevinn….- zaczął. Nigel zawarczał głośno potrząsając nerwowo
głową na boki.- Dzieciaki znowu dziwnie się zachowują. Zamknęły się w łazience
i…- Zamknęły się w łazience. Tyle mu
wystarczyło.
-
Przepraszam. Dowidzenia.- Rzucił tylko i już go nie było. Po chwili gnał przez
ulice miasta starając się unormować oddech. Ugh…. Dlaczego on się tak bardzo
wypsikał. Gdyby wiedział co się dzisiaj stanie nie użył by na sobie ani grama
perfum. Pluł sobie teraz mocno w brodę za to. Zatrzymał się dosłownie na chwilę
w przydrożnym kiosku kupując opakowanie chusteczek nawilżanych i dwie duże
butelki wody. Wysilając swoje nogi do utrzymania jak najszybszego tępa i
wyciągając co chwilę nową chusteczkę szorował nimi po swojej szyi, twarzy,
dłoniach jak i ramionach. Był dosłownie dwie ulice od swojego mieszkania, kiedy
przed nim z piskiem opon zatrzymał się wielki wóz terenowy zagradzając mu drogę
do domu. Spojrzał nienawistnie na kierowcę chcąc mu rozerwać gardło, ale w porę
się powstrzymał kiedy ów kierowca kiwnął mu ręką żeby wsiadał na tylnie
siedzenie. Tak też zrobił ignorując to, że to samochód Kirk’a.
-
Gdzie tak pędzisz?- Zapytał niby od niechcenia, ale Nigel zobaczył ulatującą z
jego ciała żółtą mgiełkę.
-
Do domu.- Odparł chłopak wycierając bardziej swoją szyję.
-
Co robisz?- Zapytał Omoi. Nigel spojrzał tylko na niego po czym palcem pokazał
Kirk’owi gdzie ma jechać i sięgnął po swój telefon. Napisał szybko wiadomość do
córki szefa:
Za
chwilę będę pod blokiem. Weź jakąś moją czystą koszulkę, ręcznik i zejdź na
dół.
Kiedy
zajeżdżali pod blok zobaczył dziewczynę czatującą przy wejściu do klatki. Nigel
wypadł z samochodu i w biegu ściągnął z siebie swoją dzisiejszą koszulkę po
czym wylał na siebie dwie butelki wody i zaczął wycierać się ręcznikiem.
-
Ty masz w domu jakieś młode?- Zapytał ponownie Omoi. Nigel nic nie
odpowiedział. Ubrał na siebie nową, czystą koszulkę i podszedł do Kikr’a.
-
Jak pachnę?- Zapytał. Jego były szef spojrzał na niego jak na idiotę.
-
Hę?
-
Jak? Pachnę?- Wycedził zniecierpliwiony chłopak. Mężczyzna zmarszczył czoło,
ale poniuchał delikatnie powietrze przed Nigelem.
-
Dobrze.- Powiedział zaskoczony. Nigel syknął i podszedł do niego bliżej.
Położył mu rękę na karku i naciskając mocno
w dół przyłożył jego twarz do swojej szyi odchylając ją w bok. Gest
zaufania i oddania. Nie chciał tego robić, ale wiedział, że tylko tak uzyska
odpowiedzi jakiej chciał.
-
Jak pachnę?- Zapytał. Nim Kirk mu odpowiedział Nigel zobaczył jak z ciała
mężczyzny ulatuje wściekle czerwona mgła zabarwiona gdzieniegdzie fioletem. To
mu wystarczyło. Puścił mężczyznę i nic więcej nie mówiąc ruszył co dwa schodki
do góry chcąc się już znaleźć na samej górze i być przy tych małych nicponiach.
Otworzył drzwi i zamknął je za sobą po czym podszedł do drzwi od łazienki i
zapukał w nie delikatnie. Nic nie usłyszał. Ale nie dał się zwieść. Dobrze wyszkolił
w tej kwestii dzieciaki. Wiedział, że się nie zdradzą jeżeli on się nie
odezwie.- Terence? Tallulah?- Zapytał. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w jego
oba ramiona wbiły się ostre zęby częściowo zamienionych w wilki dzieciaków.
Przyglądał im się dokładnie siedząc na podłodze pod drzwiami od łazienki i
głaskał delikatnie ich plecy chcąc je w ten sposób uspokoić. Widział ich wilcze
uszy wystające z ich rudych włosów. Spod pidżamek wystawały bujne, duże ogony.
Wiedział, że zmieniły im się też zęby oraz oczy. Czekał aż go puszczą
wyciągając zęby z jego ciała. Raz na jakiś czas przechodziły niekontrolowaną
przemianę. Nauczył je wtedy, że mają się gdzieś zamknąć i nikogo do siebie nie
dopuszczać tylko właśnie go. Wtedy za każdym razem przerażone tym co je spotykało
gryzły go i kilka minut uspokajały się wdychając jego zapach by przybrać swoją
normalną postać, a po godzinie płaczu i przepraszania już spać.
-
Co tu…?- Kirk urwał w połowie zdania, kiedy po mieszkaniu rozniosło się
warczenie. Tallulah oraz Terence nie zaakceptowali nowego przybysza.-
Przemieńcie się.- Zabrzmiał groźny baryton zakończony warczeniem. Nigel
usłyszał dwa skowyty dzieci swojej siostry.
-
Kirk przestań. To jeszcze dzieci są, nie możesz tak po prostu….
-
Nigel.- Sposób w jaki wypowiedział imię chłopaka sprawił, że jego właściciel
wbił się w ścianę mimo, że chciał z tym walczyć. Po chwili koło niego siedziała
dwójka popiskujących cicho dzieciaków. Chłopak wiedział co się dzieję mimo, że
moc alfy nie została użyta na nim.
-
Kirk! Błagam!- Zawołał chłopak próbując przezwyciężyć jego moc i ochronić
ciałem swoje dwa skarby, ale nie mógł się ruszyć. Na ich terenie pojawił się
alfa. Więc ani on nie mógł bronić dzieci, ani dzieci nie mogły obronić go, mimo
że oboje posiadali pierwiastek bety w swoim organizmie.
-
Do kompania. Cała trójka. Już.- Warknął mężczyzna patrząc na nich wyczekująco.
Nie użył na nich swojej mocy. Powiedział to normalnie, a i tak cała trójka bez
szemrania zamknęła się w łazience. Nigel napuścił do wielkiej wanny wody ponieważ
i tak wiedział, że zmieści się w niej z pozostałą dwójką (nie raz już się z
nimi kąpał, bawiąc się z nimi). Zakrył się małym ręcznikiem i wszedł do wody
myjąc się pospiesznie. Dzisiaj żadnemu z nich nie w głowie były zabawy. Umyli
się pospiesznie zmywając z siebie krew. Nigel umył też włosy. Po wysuszeniu się
dokładnie i ubraniu na siebie świeżych pidżam ( w trzech przypadkach składały
się na nie krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach- Nigel dodał do tego też
arafatkę, która miała na celu zakrycie jego szyi) cała trójka weszła do kuchni.
-
Jedliście coś?- Zapytał cicho Nigel ignorując warczenie dochodzące od strony
stołu.
-
Czekaliśmy na ciebie.- Powiedziała Tallulah. Nigel pokiwał przecząco głową i
odwrócił się na chwilę do swoich nieproszonych gości.
-
Zjecie z nami?- Zapytał przyglądając im się dokładnie. Kiedy wprowadzał się do
tego mieszkania nigdy nie sądził, że nadejdzie dzień w którym Kirk będzie
siedział u niego w kuchni na krześle i lustrował go spojrzeniem.
-
Nie, dziękuje.- Powiedział Kirk nie spuszczając wzroku z młodszego mężczyzny.
Nigel podszedł do lodówki i wyciągnął z niej kilka jajek, cebulę i jakąś szynkę
po czym nie odwracając się do nich zabrał się za szykowanie kolacji. Słyszał za
sobą jak dzieciaki rozkładają na stoliku sztućce, masło, chleb w koszyczku.
Terence podał mężczyźnie trzy talerze, kiedy Tallulah stojąc na krześle przy
jednej z szafek zatrzymała się na chwilę.
-
Ile kubków?- Zapytała cicho. Nigel podrapał się po głowie.
-
Sześć.- Powiedział wrzucając do smażącej się cebuli i szynki przyprawione
jajka.
-
Mogę otworzyć tą malinową herbatę?
-
A wypiliście już cytrynową?
-
Zostało jej tylko na jeden kubek.- Powiedziała Tallulah zaglądając do
opakowania cytrynowej herbaty.
-
To mi zrób cytrynową. Yaevinn pewnie będzie piła zieloną. Wy możecie malinową
sobie zrobić. Do picia. Nie do jedzenia.- Podkreślił Nigel ściągając patelnie z
palnika i zabrał się za rozkładanie jajecznicy na wcześniej przyszykowanych
talerzach. Bardzo dobrze wiedział, że szybko znikająca herbata z ich domu nie
była spowodowana częstotliwością jej picia. Te dzieciaki po prostu ją wyjadały.
-
A Panowie?- Zapytał Terence.
-
Zrób nam taką jaką wy będziecie pić.- Powiedział Omoi. Nigel myślał, że nogi
się pod nim załamią, kiedy wyobraził sobie Kirk’a pijącego w jego domu
rozpuszczalną herbatę malinową. Terence postawił na miejsce czajnik elektryczny
pełen wody zabrał jeden z talerzy pełnych jajek kiedy Nigel wcisnął przycisk
włączający czajnik. Mężczyzna nie pozwalał dzieciakom używać elektrycznych
sprzętów. Nim woda się zagotowała talerze z jajkami zostały przetransportowane
do stołu, a Nigel zalał odpowiednie kubki wrzątkiem. Praca w restauracji
nauczyła go sprawnego poruszania się po kuchni dlatego też tylko raz musiał
wrócić po ostatnie dwa kubki z herbatą i już mógł usiąść do stołu i cieszyć się
posiłkiem.
-
Smacznego.- Powiedział na głos nim zabrał się za jedzenie.
-
Smacznego!!- Krzyknęły jednocześnie bliźnięta i zabrały się za pałaszowanie
jajek, przegryzając je co chwilę wcześniej posmarowanymi masłem kromkami
chleba. Nigel nie dał po sobie poznać, że zdziwił się ogromnie kiedy zauważył,
że dzieciaki siedziały bardzo blisko jego byłego szefa. Praktycznie dotykały
jego ramion siedząc naprzeciwko siebie. Nigel siedział naprzeciwko Kirk’a i
Omoia. Koło siebie miał Yaevinn.
-
Um….- Tallulah spojrzała wyczekująco na wuja i czekała aż ten przełknie to co
aktualnie miał w buzi.
-
Tak?
-
Nadal się na nas gniewasz?- Zapytała. Mężczyzna pokazał tylko na swoją szyję co
miało być jednoznaczne.
-
Przepraszam.- Powiedział cicho Terence.
-
Ja też przepraszam.- Dodała Tallulah. Nigel spojrzał na jedno i na drugie.
-
Wiecie dlaczego się na was gniewam?
-
Tak.
-
A gdyby to był ktoś zły i by nas wydał. Co by się wtedy stało?- Zapytał Nigel
odkładając na chwilę widelec na talerz. Przybrał poważny wyraz twarzy starając
się nie zwracać uwagi na drżące usteczka maluchów. Jakby mógł to zabrałby od
nich wszelkie troski, ale nie potrafił tego dokonać. Czasami musiał sięgać po
znane sobie drastyczne środki wychowawcze. I teraz to miało miejsce. Cała
trójka jak jeden mąż bała się tego samego i nie chciała do tego dopuścić.
-
Zabrali by nas od ciebie.- Powiedziała
Tallulah.
-
I już nigdy byśmy się nie zobaczyli.- Dodał Terence wycierając pospiesznie
posiniaczone policzki. Nigel wypuścił głośno powietrze z płuc.
-
Dobrze. Widzę, że rozumiecie. Jeżeli będziecie grzeczni do środy wtedy
przestanę się na was gniewać. I więcej razy macie tak nie robić.- Zaznaczył i
spojrzał na każdego z osobna po czym wrócił do jedzenia.
-
Dlaczego…- Zaczął Kirk, ale przerwał kiedy wyczuł na sobie spojrzenia
wszystkich zgromadzonych w kuchni. Odchrząknął i spojrzał w oczy Nigela, który
delikatnie się zaczerwienił pod tym spojrzeniem.- Dlaczego on się nie uleczy?
Czy coś nie tak z jego zdolnościami leczniczymi?- Tego pytania nie zadał Kirk
tylko alfa. Nigel zwlekał z odpowiedzią dopóki nie zjadł i nie dopił swojej
herbaty po czym po prostu wstał, odsunął się najdalej jak mógł stając pod
przeciwległą ścianą i przybrał obronną pozycję.
Po
kuchni rozniosło się głośne warczenie.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, no piękne naprawę w końcu Omin żyje bo martwilam się, że zginął... i w zasadzie to dlaczego Kirka pytał o zapach mogl Omina...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia