niedziela, 8 kwietnia 2018

Mannaro 4

Hejka.
Życzę miłego czytania:)
***********************************

- Proszę. Możesz zanieść zamówienie.- Silvan położył przed młodym Aanan Mashibhell i powiedział, kiedy skończył szykować zamówioną kilka minut temu porcję naleśników. Młody chłopak kilka minut wcześniej wrócił z Sali, na którą przetransportował dwie filiżanki ciemnej kawy. Teraz przyszła pora na naleśniki. Nigel położył pewnie na swojej lewej dłoni wielką tacę z dwoma talerzami wypełnionymi naleśnikami. Na drugą rękę zgarnął tacę z małymi półmiskami pełnymi owoców oraz dwa małe dzbanuszki wypełnione sosem klonowym. Pomagając sobie stopą wydostał się z kuchni na salę i odnalazł wzrokiem stolik, przy którym był dosłownie kilka minut temu. Jego były szef już nie siedział tam sam. Naprzeciwko niego siedział jakiś mężczyzna. Nigel nie widział jego twarzy, więc nie wiedział kim jest jego towarzysz. Biorąc głęboki oddech (Kirk od razu na niego spojrzał przeszywając jego ciało uważnym spojrzeniem) podszedł do ich stolika. Zabrał się za rozkładanie talerzy, kiedy kątem oka zobaczył jasnobłękitną mgiełkę przeplataną gdzieniegdzie złotymi i srebrnymi refleksami (brokatem, przemknęło mu przez myśli). Przerwał rozkładanie zamówienia i wyprostował się jakby połknął kij. Odwrócił się delikatnie w swoją lewą stronę skąd napłynęły do niego kojące nerwy barwy. Wciągnął ze świstem powietrze do płuc i nim jego mózg zdążył zapanować nad krnąbrnym ciałem rzucił się na towarzysza Kirk’a zwalając go z krzesła. Nim ktokolwiek zdołał zareagować objął leżące na podłodze ciało i zaczął głośno płakać zaciskając mocniej palce na plecach mężczyzny.
Minęła dłuższa chwila, nim Nigel zarejestrował za swoimi plecami głośne warczenie oraz obecność swojego szefa nieukrywającego znaków na twarzy. Uniósł się delikatnie do góry nadal siedząc okrakiem na towarzyszu Kirk’a i spojrzał w jego twarz. Mimo łez cieknących mu po policzkach nadal był w stanie dojrzeć sterczące we wszystkie strony czarne włosy. Ciemne węgielki osadzone w delikatnie skośnych oczodołach. Gęste, ciemne brwi. Lewa delikatnie przecięta. Zgrabny nos i pełne usta. W dolnej wardze nadal tkwił kolczyk. Dwudniowy zarost. Jedyne co się zmieniło to prawy policzek. Przez całą jego długość ciągnęły się cztery szerokie blizny.
Warczenie za jego plecami nie ustawało, a wręcz nawet się nasiliło, kiedy Nigel pochylił się nad przybyszem.
- Wróciłeś.- Wyszeptał łamiącym się głosem. Po czym uderzył przybysza w ramię i wyprostował się delikatnie klęcząc nad nim w rozkroku.- To dłużej niż tydzień, Fratello… Omoi.- Powiedział i zaśmiał się cicho kiedy został porwany w silne ramiona leżącego pod nim mężczyzny i przyciągnięty do stalowego uścisku. Usłyszał jak tamten pociąga nosem po czym śmieje się do jego ucha.
- Nigel. Znalazłem cię.- Szepnął wtulając nos w jego szyję i zaciągnął się głośno powietrzem.- Ugh…. Czym ty się wypsikałeś?
- Hahaha! Sorki, sorki.
- Czy my wam nie przeszkadzamy?- Usłyszałem nad swoją głową głos swojego szefa.- Boże, człowieku. Przestań warczeć. Chyba cała okolica cię usłyszała. Jeszcze mi tutaj hycla brakuje.
- Bez przesady.- Warknął Kirk i pomasował się po nosie. Nigel  Spojrzał przepraszająco na swojego szefa wstając gwałtownie na proste nogi.
- Przepraszam. Już wracam do pracy!- Zawołał kłaniając się przed nim delikatnie po czym nie czekając na ich słowa skończył wykładać ich zamówienie na stolik i czmychnął do kuchni. Oparł się o ścianę i ukrył połowę twarzy w dłonie dmuchając w nie delikatnie. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Nigel…
- Szefie.- Chłopak podskoczył i spojrzał na starszego elfa. Ten tylko pokiwał przecząco głową i wrócił do mycia talerzy. Nigel bez słowa stanął przy kolejnym zmywaku i zabrał się za mycie wielkich garów. Nim został przywołany ponownie przez klientów zdążył też umyć dwie z trzech wielkich kuchenek. Jak zawsze na koniec pracy zostawiali sobie jedną czynną kuchenkę, która była myta dwadzieścia minut przed zamknięciem i to przeważnie przez szefa. Pozostałe dwie osoby sprzątały na Sali oraz w toaletach i wynosiły śmieci. Wyszedł na salę gdzie za kontuarem stał młody chłopak. Nigel spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Jeden ze stałych klientów.- Marck. W czym mogę pomóc?
- O Siema. Dzisiaj ty robisz?- Zapytał. Kiwnął głową. Chłopak podrapał się delikatnie po głowie. Zmarszczył czoło.- Dwa razy zestaw na wynos w takim razie.
- Już się robi.- Powiedział i krzyknął na kuchnię co było zamawiane po czym wrócił do młodego.- Co tam u naszego stałego klienta?- Zagadał.
- A weź przestań. Za dwa miesiące zaczynam ostatni rok szkoły. Trochę się tego cykam więc wiesz. Nie chcę jej kończyć. No, ale jeżeli uda mi się zadać z dobrą średnią to może dostane stypendium sportowe i dostanę się na lepsze studia.
- Nadal o tym myślisz? Ja twoim wieku chciałem pozostać wiecznym licealistą.
- Tak źle się uczyłeś?- Zapytał młodzieniec. Nigel zaśmiał się głośno.
- Skończyłem liceum w dwa lata.
- Kujon!- Zaśmiał się tamten opierając się o kontuar. Nigel pokazał mu delikatnie język w którym zamajaczyła srebrna kuleczka.
- Bolało jak sobie robiłeś??- Zapytał konspiracyjnym szeptem pokazując na swój język. Nigel wzruszył ramionami. Przecież w swoim życiu tyle już przeszedł, że kolczyk w języku to dla niego nic takiego. – Becka też ma.
- Wiem. We dwójkę sobie robiliśmy. Jako nagrodę za to, że dostaliśmy umowy na stałe.- Powiedział chłopak i sięgnął z okienka zamówienie jakie przyszykował jego szef. Policzył na kasie co i ile po czym odebrał od chłopaka pieniądze. Nigel spojrzał na Kirk’a, który stanął za Młodym, aby móc zapłacić za swoje zamówienie. Omoi stał koło niego i uśmiechał się szeroko do Nigel’a. Liczył resztę dla chłopaka, kiedy ten znowu się odezwał.
- Wcześniej nie mogłeś sobie zrobić?
- Wcześniej miałem inną pracę i takie ozdoby nie pasowały mojemu szefowi. Nowy jest spoko i nie patrzy na to jakie mamy ozdoby.
- Miałeś dziwacznego szefa.- Powiedział, a Nigel wręcz nie mógł się powstrzymać od tego aby nie prychnąć głośno, kiedy zobaczył minę Kirk’a. Marck też mu się przyglądał.- Czy ja powiedziałem coś zabawnego?
- Tak.
- Co?
- Mój były szef stoi właśnie za tobą.- Powiedział i uśmiechnął się wrednie po czym delikatnie przeciągnął językiem po suchych wargach.
- Nigel zamykamy dzisiaj pół godziny wcześniej.- Powiedział jego nowy szef i na powrót schował się w kuchni. Standard.
- Um…. Ja już może będę leciał.- Powiedział Marck. Nigel uśmiechnął się szeroko.
- Pozdrów Beckę.
- Pozdrowię.- Powiedział chłopak i już go nie było. Nigel popatrzył jeszcze chwilę na drzwi po czym ponownie spojrzał na stojącego przed nim Kirk’a.
- Tak?
- …- Kirk odwrócił się w stronę towarzyszącemu mu mężczyzny po czym spojrzał znowu na swojego byłego pracownika.- Jeszcze dwie butelki wody. I rachunek.- Powiedział. Nigel kiwnął głową i odwrócił się w stronę lodówki.- Na dupie trzeba było sobie go zrobić.- Usłyszał cicho wypowiedziany komentarz. Wiedział, że to co sam planował powiedzieć zostanie równie dobrze usłyszane mimo, że złośliwą odpowiedz wysyczał cicho pod nosem.
- Może już mam. Kolesie, którym obciągałem nie narzekali na kolczyka w języku.- Po jego komentarzu w lokalu ponownie dało się słyszeć donośne warczenie. Zachłysnął się żółtą mgłą, jaka wyciekała wręcz z ciała Kirk’a.
- Uspokój się psie, bo dzwonie po tego hycla!- Szef Nigela wyleciał z kuchni jak poparzony.
- Jestem spokojny.- Odezwały się trzy głosy. Silvan popatrzył na nich jak na idiotów po czym strzelił najbliżej stojącego Nigela ścierką w głowę.
- Ty się zbieraj na chatę.- Rzucił niby od niechcenia. Nigel spojrzał na niego marszcząc czoło.- Idź się przebierz i wróć na chwilę.- Dodał jego szef. Chłopak pokiwał twierdząco głową i bez słowa ruszył w  stronę szatni. Pierwszym jego odruchem było sprawdzenie telefonu. Nie było na nim żadnej wiadomości, ani nikt nie próbował się z nim połączyć. Zmienił pospiesznie spodnie oraz buty. Koszulkę poprawił delikatnie. Zarzucił torbę na ramię. W pasie przewiązał bluzę. Było mu stanowczo za ciepło. Wiedział, że powinien ubrać ją na siebie, ale dla odmiany popsikał swoją szyję kilka razy nim ponownie wyszedł na salę. Dwójka z trójki zgromadzonych tam osób prychnęła i odsunęła się od niego delikatnie. Wiedział czego wilki nie lubią. W końcu to dzieciaki mu powiedziały kiedyś w sklepie jakich zapachów najbardziej nie lubią i nie chcą aby brał takie perfumy. A on specjalnie je wziął. Aby odstraszać potencjalnych wrogów.
- Słucham?
- Dzwoniła do mnie Yaevinn….- zaczął. Nigel zawarczał głośno potrząsając nerwowo głową na boki.- Dzieciaki znowu dziwnie się zachowują. Zamknęły się w łazience i…- Zamknęły się w łazience. Tyle mu wystarczyło.
- Przepraszam. Dowidzenia.- Rzucił tylko i już go nie było. Po chwili gnał przez ulice miasta starając się unormować oddech. Ugh…. Dlaczego on się tak bardzo wypsikał. Gdyby wiedział co się dzisiaj stanie nie użył by na sobie ani grama perfum. Pluł sobie teraz mocno w brodę za to. Zatrzymał się dosłownie na chwilę w przydrożnym kiosku kupując opakowanie chusteczek nawilżanych i dwie duże butelki wody. Wysilając swoje nogi do utrzymania jak najszybszego tępa i wyciągając co chwilę nową chusteczkę szorował nimi po swojej szyi, twarzy, dłoniach jak i ramionach. Był dosłownie dwie ulice od swojego mieszkania, kiedy przed nim z piskiem opon zatrzymał się wielki wóz terenowy zagradzając mu drogę do domu. Spojrzał nienawistnie na kierowcę chcąc mu rozerwać gardło, ale w porę się powstrzymał kiedy ów kierowca kiwnął mu ręką żeby wsiadał na tylnie siedzenie. Tak też zrobił ignorując to, że to samochód Kirk’a.
- Gdzie tak pędzisz?- Zapytał niby od niechcenia, ale Nigel zobaczył ulatującą z jego ciała żółtą mgiełkę.
- Do domu.- Odparł chłopak wycierając bardziej swoją szyję.
- Co robisz?- Zapytał Omoi. Nigel spojrzał tylko na niego po czym palcem pokazał Kirk’owi gdzie ma jechać i sięgnął po swój telefon. Napisał szybko wiadomość do córki szefa:

Za chwilę będę pod blokiem. Weź jakąś moją czystą koszulkę, ręcznik i zejdź na dół.

Kiedy zajeżdżali pod blok zobaczył dziewczynę czatującą przy wejściu do klatki. Nigel wypadł z samochodu i w biegu ściągnął z siebie swoją dzisiejszą koszulkę po czym wylał na siebie dwie butelki wody i zaczął wycierać się ręcznikiem.
- Ty masz w domu jakieś młode?- Zapytał ponownie Omoi. Nigel nic nie odpowiedział. Ubrał na siebie nową, czystą koszulkę i podszedł do Kikr’a.
- Jak pachnę?- Zapytał. Jego były szef spojrzał na niego jak na idiotę.
- Hę?
- Jak? Pachnę?- Wycedził zniecierpliwiony chłopak. Mężczyzna zmarszczył czoło, ale poniuchał delikatnie powietrze przed Nigelem.
- Dobrze.- Powiedział zaskoczony. Nigel syknął i podszedł do niego bliżej. Położył mu rękę na karku i naciskając mocno  w dół przyłożył jego twarz do swojej szyi odchylając ją w bok. Gest zaufania i oddania. Nie chciał tego robić, ale wiedział, że tylko tak uzyska odpowiedzi jakiej chciał.
- Jak pachnę?- Zapytał. Nim Kirk mu odpowiedział Nigel zobaczył jak z ciała mężczyzny ulatuje wściekle czerwona mgła zabarwiona gdzieniegdzie fioletem. To mu wystarczyło. Puścił mężczyznę i nic więcej nie mówiąc ruszył co dwa schodki do góry chcąc się już znaleźć na samej górze i być przy tych małych nicponiach. Otworzył drzwi i zamknął je za sobą po czym podszedł do drzwi od łazienki i zapukał w nie delikatnie. Nic nie usłyszał. Ale nie dał się zwieść. Dobrze wyszkolił w tej kwestii dzieciaki. Wiedział, że się nie zdradzą jeżeli on się nie odezwie.- Terence? Tallulah?- Zapytał. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w jego oba ramiona wbiły się ostre zęby częściowo zamienionych w wilki dzieciaków. Przyglądał im się dokładnie siedząc na podłodze pod drzwiami od łazienki i głaskał delikatnie ich plecy chcąc je w ten sposób uspokoić. Widział ich wilcze uszy wystające z ich rudych włosów. Spod pidżamek wystawały bujne, duże ogony. Wiedział, że zmieniły im się też zęby oraz oczy. Czekał aż go puszczą wyciągając zęby z jego ciała. Raz na jakiś czas przechodziły niekontrolowaną przemianę. Nauczył je wtedy, że mają się gdzieś zamknąć i nikogo do siebie nie dopuszczać tylko właśnie go. Wtedy za każdym razem przerażone tym co je spotykało gryzły go i kilka minut uspokajały się wdychając jego zapach by przybrać swoją normalną postać, a po godzinie płaczu i przepraszania już spać.
- Co tu…?- Kirk urwał w połowie zdania, kiedy po mieszkaniu rozniosło się warczenie. Tallulah oraz Terence nie zaakceptowali nowego przybysza.- Przemieńcie się.- Zabrzmiał groźny baryton zakończony warczeniem. Nigel usłyszał dwa skowyty dzieci swojej siostry.
- Kirk przestań. To jeszcze dzieci są, nie możesz tak po prostu….
- Nigel.- Sposób w jaki wypowiedział imię chłopaka sprawił, że jego właściciel wbił się w ścianę mimo, że chciał z tym walczyć. Po chwili koło niego siedziała dwójka popiskujących cicho dzieciaków. Chłopak wiedział co się dzieję mimo, że moc alfy nie została użyta na nim.
- Kirk! Błagam!- Zawołał chłopak próbując przezwyciężyć jego moc i ochronić ciałem swoje dwa skarby, ale nie mógł się ruszyć. Na ich terenie pojawił się alfa. Więc ani on nie mógł bronić dzieci, ani dzieci nie mogły obronić go, mimo że oboje posiadali pierwiastek bety w swoim organizmie.
- Do kompania. Cała trójka. Już.- Warknął mężczyzna patrząc na nich wyczekująco. Nie użył na nich swojej mocy. Powiedział to normalnie, a i tak cała trójka bez szemrania zamknęła się w łazience. Nigel napuścił do wielkiej wanny wody ponieważ i tak wiedział, że zmieści się w niej z pozostałą dwójką (nie raz już się z nimi kąpał, bawiąc się z nimi). Zakrył się małym ręcznikiem i wszedł do wody myjąc się pospiesznie. Dzisiaj żadnemu z nich nie w głowie były zabawy. Umyli się pospiesznie zmywając z siebie krew. Nigel umył też włosy. Po wysuszeniu się dokładnie i ubraniu na siebie świeżych pidżam ( w trzech przypadkach składały się na nie krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach- Nigel dodał do tego też arafatkę, która miała na celu zakrycie jego szyi) cała trójka weszła do kuchni.
- Jedliście coś?- Zapytał cicho Nigel ignorując warczenie dochodzące od strony stołu.
- Czekaliśmy na ciebie.- Powiedziała Tallulah. Nigel pokiwał przecząco głową i odwrócił się na chwilę do swoich nieproszonych gości.
- Zjecie z nami?- Zapytał przyglądając im się dokładnie. Kiedy wprowadzał się do tego mieszkania nigdy nie sądził, że nadejdzie dzień w którym Kirk będzie siedział u niego w kuchni na krześle i lustrował go spojrzeniem.
- Nie, dziękuje.- Powiedział Kirk nie spuszczając wzroku z młodszego mężczyzny. Nigel podszedł do lodówki i wyciągnął z niej kilka jajek, cebulę i jakąś szynkę po czym nie odwracając się do nich zabrał się za szykowanie kolacji. Słyszał za sobą jak dzieciaki rozkładają na stoliku sztućce, masło, chleb w koszyczku. Terence podał mężczyźnie trzy talerze, kiedy Tallulah stojąc na krześle przy jednej z szafek zatrzymała się na chwilę.
- Ile kubków?- Zapytała cicho. Nigel podrapał się po głowie.
- Sześć.- Powiedział wrzucając do smażącej się cebuli i szynki przyprawione jajka.
- Mogę otworzyć tą malinową herbatę?
- A wypiliście już cytrynową?
- Zostało jej tylko na jeden kubek.- Powiedziała Tallulah zaglądając do opakowania cytrynowej herbaty.
- To mi zrób cytrynową. Yaevinn pewnie będzie piła zieloną. Wy możecie malinową sobie zrobić. Do picia. Nie do jedzenia.- Podkreślił Nigel ściągając patelnie z palnika i zabrał się za rozkładanie jajecznicy na wcześniej przyszykowanych talerzach. Bardzo dobrze wiedział, że szybko znikająca herbata z ich domu nie była spowodowana częstotliwością jej picia. Te dzieciaki po prostu ją wyjadały.
- A Panowie?- Zapytał Terence.
- Zrób nam taką jaką wy będziecie pić.- Powiedział Omoi. Nigel myślał, że nogi się pod nim załamią, kiedy wyobraził sobie Kirk’a pijącego w jego domu rozpuszczalną herbatę malinową. Terence postawił na miejsce czajnik elektryczny pełen wody zabrał jeden z talerzy pełnych jajek kiedy Nigel wcisnął przycisk włączający czajnik. Mężczyzna nie pozwalał dzieciakom używać elektrycznych sprzętów. Nim woda się zagotowała talerze z jajkami zostały przetransportowane do stołu, a Nigel zalał odpowiednie kubki wrzątkiem. Praca w restauracji nauczyła go sprawnego poruszania się po kuchni dlatego też tylko raz musiał wrócić po ostatnie dwa kubki z herbatą i już mógł usiąść do stołu i cieszyć się posiłkiem.
- Smacznego.- Powiedział na głos nim zabrał się za jedzenie.
- Smacznego!!- Krzyknęły jednocześnie bliźnięta i zabrały się za pałaszowanie jajek, przegryzając je co chwilę wcześniej posmarowanymi masłem kromkami chleba. Nigel nie dał po sobie poznać, że zdziwił się ogromnie kiedy zauważył, że dzieciaki siedziały bardzo blisko jego byłego szefa. Praktycznie dotykały jego ramion siedząc naprzeciwko siebie. Nigel siedział naprzeciwko Kirk’a i Omoia. Koło siebie miał Yaevinn.
- Um….- Tallulah spojrzała wyczekująco na wuja i czekała aż ten przełknie to co aktualnie miał w buzi.
- Tak?
- Nadal się na nas gniewasz?- Zapytała. Mężczyzna pokazał tylko na swoją szyję co miało być jednoznaczne.
- Przepraszam.- Powiedział cicho Terence.
- Ja też przepraszam.- Dodała Tallulah. Nigel spojrzał na jedno i na drugie.
- Wiecie dlaczego się na was gniewam?
- Tak.
- A gdyby to był ktoś zły i by nas wydał. Co by się wtedy stało?- Zapytał Nigel odkładając na chwilę widelec na talerz. Przybrał poważny wyraz twarzy starając się nie zwracać uwagi na drżące usteczka maluchów. Jakby mógł to zabrałby od nich wszelkie troski, ale nie potrafił tego dokonać. Czasami musiał sięgać po znane sobie drastyczne środki wychowawcze. I teraz to miało miejsce. Cała trójka jak jeden mąż bała się tego samego i nie chciała do tego dopuścić.
-  Zabrali by nas od ciebie.- Powiedziała Tallulah.
- I już nigdy byśmy się nie zobaczyli.- Dodał Terence wycierając pospiesznie posiniaczone policzki. Nigel wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Dobrze. Widzę, że rozumiecie. Jeżeli będziecie grzeczni do środy wtedy przestanę się na was gniewać. I więcej razy macie tak nie robić.- Zaznaczył i spojrzał na każdego z osobna po czym wrócił do jedzenia.
- Dlaczego…- Zaczął Kirk, ale przerwał kiedy wyczuł na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych w kuchni. Odchrząknął i spojrzał w oczy Nigela, który delikatnie się zaczerwienił pod tym spojrzeniem.- Dlaczego on się nie uleczy? Czy coś nie tak z jego zdolnościami leczniczymi?- Tego pytania nie zadał Kirk tylko alfa. Nigel zwlekał z odpowiedzią dopóki nie zjadł i nie dopił swojej herbaty po czym po prostu wstał, odsunął się najdalej jak mógł stając pod przeciwległą ścianą i przybrał obronną pozycję.
Po kuchni rozniosło się głośne warczenie.





 ******************************************
No i jeszcze dwa rozdziały, a ja nadal nie wiem co mam po tym dodawać bo na dobrą sprawę z każdym tekstem na kompie jestem w przysłowiowej czarnej dupie ;/
pzdr Gizi03031












1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, no piękne naprawę w końcu Omin żyje bo martwilam się, że zginął... i w zasadzie to dlaczego Kirka pytał o zapach mogl Omina...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń