niedziela, 28 maja 2017

10 „Ludzie, których najtrudniej kochać, najbardziej tego potrzebują.”10

Hejka!
To ja... spieczona i spalona ja zaprasza na kolejny rozdział i idę się trochę ogarnąć z tego bolesnego poparzenia przez słońce;/
*******************************************
Miesiąc.
Tyle mi zostało. Jeżeli w przeciągu tego czasu Sebastian nie odda mi wehikułu czasu, zabije się. I nie żartuje tutaj. Fakt. Spędzałem więcej czasu z Marco. Pozwolono nam nawet wychodzić na spacery. Ale nie daleko i nie długo. Wiedziałem, że Marco chciałby wyrwać się na dłużej, ale kiedy mu to zaproponowałem spojrzał na mnie jak na psychopatę i skończył nasz krótki wtedy spacer.
Z Pablo szło mi coraz lepiej. Potrafiłem się już bronić. Gorzej było z atakowaniem, ale cóż. Może czegoś się nauczę przez ten ostatni miesiąc, aby móc w spokoju przeżyć ostatnie pięć dni mojego życia? Nie wiem. Zobaczymy. Mam w końcu miesiąc. A tyle rzeczy się może wtedy wydarzyć.
Azazel Belial.
Taaaa.
To stanowczo osoba przez którą chcę jak najszybciej zniknąć z tych czasów. Niewyżyty erotoman jakiś! Nie no, nie powiem, że mi źle czy coś, ale wiecie czasami sam bym chciał sobie ze sobą pospać, albo móc w spokoju usiąść na tyłku. Ja jestem zwykłym człowiekiem, a nie tak jak on pijawką! Potrzebuje snu! I odpoczynku! A w szczególności potrzebuje go mój tyłek!
No ale co ja mu będę tłumaczył. Jak nie dołem to górą sobie wlezie aby bardziej zbrukać moje niewinne ciałko.
Pokręciłem przecząco głową. Niewinne to może one było nim go poznałem, teraz o moje ciało kłócił by się nie jeden alfons z moich czasów.
Trochę się zmienił od tamtego dnia kiedy znalazł mnie w tej trumnie. Stał się bardziej milczący, ale wyczuwałem na sobie jego spojrzenie częściej niż przed tym zdarzeniem. Mogę wręcz nawet rzec, że lubił mieć mnie na oku dlatego wolał jak byłem w jego pobliżu. Słuchał więcej moich dziwacznych opowieści uśmiechając się przy tym głupkowato. Urozmaicił kuchnie o moje wymysły, co mnie bardzo zaskoczyło, ale z drugiej strony cieszyłem się, że mogłem w końcu zjeść coś co było mi znane.
Z każdym dniem zakochiwałem się w nim coraz mocniej, a wiedziałem, że nie powinienem. Dobrze, że mu nie powiedziałem co czuje. Jeżeli bym to zrobił, to by mnie pewnie wyśmiał i już.
A tak… będzie szczęśliwy. W końcu tak mówiły moje książki od historii. Że po Erze Cienia, która trwała prawie 4 tysiące lat Azazel zaczął żyć pełnią życia i się zakochał. W moich czasach ma on nawet kogoś kto będzie z nim żył do końca świata. Jego ukochaną. Bądź ukochanego. Nie wiem. Nigdy nie wystawili tej osoby publicznie. Kiedyś czytałem z nim wywiad kiedy powiedział, że osoba ta jest… bardzo nerwowa, kiedy Azazel rozmawia o niej z innymi facetami i lepiej będzie jak nie będą mu więcej zadawać takich pytań.
Rozejrzałem się po pokoju, w którym siedziałem. Jestem tutaj teraz. Kilka set lat przed rozpoczęciem Ery Cienia. Co się w niej działo i co ją zapoczątkowało nie miałem bladego pojęcia. Nie piszą o tym w książkach. Nauczyciele tego nie wiedzą. A stare rody o tym nie mówią jakby się czegoś obawiały. Nawet sam Azazel z moich czasów nabiera wody do ust i nie chcę mówić. Przeważnie jak
w wywiadach pada tylko ta nazwa on wychodzi z pomieszczenia.
Marco! Marco z moich czasów powinien wiedzieć! W końcu żyje tutaj, teraz. Więc musiał przeżyć tą Erę. Przypomniało mi się jak milkł kiedy nauczyciel wspominał ten temat na lekcji. Gdy kiedyś gadaliśmy na lekcji i nie usłyszeliśmy pytania (podejrzewam, że Marco i tak je usłyszał) mój przyjaciel został zapytany, o to co myśli na temat wydarzeń Ery Cienia odpowiedział „Zapewne stało się tam coś gorszego niż stworzenie pana pryszczatej mordy, dlatego nazywa się to Erą Cienia”. Oczywiście zarobił wtedy szlaban, ale miał na niego wyjebane.
Więc co się stało? Jak wrócę będę musiał go zapy… ta… ć…
Jasne! Jak wrócę do swoich czasów muszę się skontaktować z siostrą i poprosić ją o rzucenie jej aktualnej pracy. Będzie mogła znaleźć coś bardziej uczciwego i godnego jej osoby. Będę musiał jej wytłumaczyć dlaczego niedługo odejdę. Może uda mi się ją namówić na to aby opuściła Różaną Kotlinę. Nie mogę się spotkać z Marco, ani nawet z moim nauczycielem Sebastianem. Skoro żyją oni tutaj, teraz to i w przyszłości podejrzewam, że służą swojemu Panu.
Przekręciłem się na brzuch i wypuściłem głośno powietrze z płuc. Może być tak, że Marco
z przyszłości wcale nie ma mnie za przyjaciela. Może to rozkaz od Azazela. Ale dlaczego? Dlaczego miałby mu takie coś rozkazać? Nie rozumiałem. I za bardzo nie chciałem tego ogarniać.
- Ja to serio nie mam o czym myśleć.- Jęknąłem głośno w poduszkę nie rejestrując tego że ktoś bezkarnie wlazł mi do pokoju. Zorientowałem się, że mam gościa po tym jak ktoś strzelił mnie delikatnie w tyłek! Odwróciłem się gwałtownie na plecy i spojrzałem w jego złote oczy. Pochylał się nade mną i uśmiechał delikatnie.- Łapki przy sobie.
- Dotykam to co należy do mnie.
- Nie widzę abym gdziekolwiek był podpisany twoim imieniem.- Odpyskowałem. Przeciągnął delikatnie palcami po bliznach na mojej szyi. Uśmiechnął się przy tym i spojrzał mi w oczy.
- Ależ jesteś. Tylko jako człowiek nie czujesz tego.
- Słucham?
- Jak mi nie wierzysz to zapytaj innych na zamku czy jesteś gdzieś podpisany moim imieniem. Wszyscy powiedzą, że tak.- Odparł i zaśmiał się cicho z mojej miny.
- Czekaj.- Odsunąłem go delikatnie i usiadłem. Popchnął mnie na łóżko i położył głowę na mojej klatce piersiowej przykładając ucho w miejsce serca.
- Później.
- Ja chcę teraz.
- A wiesz co ja chce teraz?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć chociaż nie trudno się domyśleć skoro chodzi o takiego zboka jak ty.- Odparłem i zatopiłem palce w jego włosach. Warknął cicho, ale się nie poruszył. Drapałem go delikatnie po głowie gapiąc się w sufit. Milczałem. Aktualnie nie miałem niczego mądrego do powiedzenia. Tak samo chyba jak on skoro milczał. Przymknąłem delikatnie oczy i w głowie przywołałem obraz mojej siostry kiedy ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Uniosłem delikatnie głowę do góry (Azazel nie ruszył się nawet o milimetr). Do środka weszła Shira. Uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
- Wybacz Ezra, ale mam sprawę do Pana.
- No to z nim to załatwiaj, a nie ze mną.
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Teraz robię za jego poduszkę, więc…
- Śpi?- Zapytała zaskoczona Shira. Spojrzałem na Azazela. Faktycznie. Zasnął.
- Azazel. Azazel.- Puknąłem go delikatnie w ramię. Nie reagował. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ugryzłem się delikatnie w język i oddychałem spokojnie. To była tylko kwestia czasu. Najpierw drgnął po czym dość powoli podniósł głowę do góry i spojrzał mi w oczy. Odwróciłem głowę w bok i wskazałem mu ręką drzwi. Dał znać naszemu gościowi, że ma chwilę poczekać po czym bez zapowiedzi wbił się w moje usta dość brutalnie nawet jak na niego. Jego język wdarł się do wnętrza moich ust badając dokładnie każdy ich zakamarek oraz drażniąc mój język.
Z kącika ust ciekła mi ślina. Nie mogłem złapać oddechu. Azazel przerwał pocałunek kiedy nie mogłem już oddychać.
- Zrobisz tak jeszcze raz?
- Bne.- Odparłem niewyraźnie i przetarłem napuchnięte usta. Całować to on potrafił, nie ma co. Usiadłem na łóżku kiedy z niego zszedł.
- Shira.
- Tak, Panie.
- Prowadź.- Powiedział, kiedy dojrzałem na jej policzkach krwistoczerwony rumień. Pewnie wyglądałem nie lepiej niż ona. Kiwnęła delikatnie głową, uśmiechnęła się do mnie przepraszająco po czym po niej i po tej pijawce nie było już śladu w moich skromnych progach.
Jęknąłem głośno i rzuciłem się na poduszki gapiąc się na sufit. O co mu chodziło, że jestem podpisany jego imieniem? Przecież jak dzisiaj się kąpałem nie widziałem żadnego nowego malunku na moim ciele. Nie ma szans aby mnie podpisał. Ciekawe co mu się zrodziło w tej jego wampirzej łepetynie, że wygaduje takie głupoty.
Przeciągnąłem palcami po napuchniętych wargach. Nie wiem jak on, ale ja będę tęsknił za jego pocałunkami. Przecież jak wrócę do swoich czasów  nie będę mógł do niego pójść i mu powiedzieć, że chcę aby mnie pocałował, bo za tym tęsknie. Pewnie nawet nie będzie mnie pamiętał. W końcu pięć tysięcy lat robi swoje.
Podniosłem się na równe nogi i zarzucając na cienką bluzkę dodatkowe okrycie w charakterze marynarki sięgającej mi połowy ud przewiązałem ją pozłacanym paskiem i wyszedłem ze swojego pokoju. Wypadało by sprawdzić jak idą pracę nad wehikułem. Opuszczając chłodne mury zamku zadrżałem na całym ciele. W sumie na dworze było trochę cieplej niż ostatnio, ale wolałem nie ryzykować. Pamiętałem jak się rozchorowałem kilka tygodni temu. Cierpiałem prawdziwe katusze.
W sumie nie tylko ja. Chyba każdy na tym zamku w jakimś stopniu odczuł mój parszywy stan zdrowia. W końcu oni nie chorują.
Zasłoniłem oczy przed promieniami słonecznymi i spojrzałem na Azazela wyprowadzającego ze stajni swojego konia. Zatrzymałem się na chwilę na dziedzińcu, kiedy pochwycił moje spojrzenie. Podał lejce stojącemu obok niego Pabllo i podszedł do mnie. Przyłożył mi rękę do policzka i pogłaskał go delikatnie.
- Muszę na jakiś czas wyjechać.
- Na jak długo?- Zapytałem ignorując nasze towarzystwo. Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie martw się. Wrócę w przeciągu czterech dni.
- To coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem. Zachowuj się pod moją nieobecność.- Zaznaczył wskakując z gracją na konia. Wcisnąłem dłonie do kieszeni spodni i zacząłem bujać się na piętach.
- Tylko czekam aż przekroczysz progi zamku, a urządzę tutaj imprezę na sto osób. Zaproszę dziwki, striptizerów i masę alkoholu. Będzie sado-maso oraz gangbang. A na koniec przed twoim powrotem zorganizuje zapasy w kiślu.- Powiedziałem poważny na twarzy. Spojrzał na mnie tak samo jak ja po czym prychnął pod nosem. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Przecież ty nie lubisz sado-maso.
- Ale ty lubisz.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. No to życzę miłej imprezy z tymi wszystkimi twoimi dziwkami i striptizerami.- Zawołał i popędził konia śmiejąc się głośno.
- A żebyś wiedział, że będzie miła!- Krzyknąłem za nim. Pomachał mi tylko na pożegnanie. Nie odwrócił się. Stałem tam jeszcze przez chwilę po czym ruszyłem we wcześniej obranym przez siebie kierunku. Po przemierzeniu kilkunastu stopni zatrzymałem się przed drzwiami prowadzącymi do królestwa Sebastiana. Nie musiałem nawet pukać. Kiedy tylko uniosłem dłoń do góry drzwi otworzyły się same. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Sebastian siedział przy swoim stoliku z jakąś książką w ręku i co jakiś czas coś w niej zapisywał swoim białym piórem.
- Witaj, Ezra.
- Sebastianie.-Skłoniłem się przed nim delikatnie po czym zająłem miejsce koło niego.- Wiesz w jakiej sprawie przychodzę.
- Przeważnie przychodzisz w tamtej sprawię. Więc domyślam się, że twoja dzisiejszy wizyta to nie wyjątek. Jeżeli słuch mnie nie mylił Azazel opuścił na jakiś czas zamek.
- Mówił, że na cztery dni. Później ma wrócić.
- Dobrze się składa.
- Dlaczego?
- Zaczął węszyć. Chce wiedzieć co znowu tworzę. Teraz kiedy go nie będzie będę mógł wszystkie swoje wyliczenia wprowadzić w życie. Przy dobrych wiatrach jeszcze trzy tygodnie
i będziesz mógł wrócić do swoich czasów.- Powiedział i odłożył książkę na stoliku. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.- Może się czegoś napijesz? Soku, wina, wody?- Zapytał. Pomyślałem przez chwilę.
- Jeżeli można to skosztowałbym wina.
- Widzę, że kota w domu nie ma myszy harcują.- Zaśmiał się cicho z mojej miny. Wzruszyłem ramionami i podziękowałem grzecznie, kiedy podał mi puchar z czerwonym napojem.
- Powiedziałem mu przecież, że organizuje wielką imprezę, której jednym punktem będzie właśnie alkohol.- Powiedziałem i upiłem łyk trunku. O dziwo był słodki, a nie tak jak się tego spodziewałem gorzki.- Życzył mi miłej zabawy.
- Widzę, że relacje między wami nieznaczenie się poprawiły.
- Nieznacznie.- Przyznałem mu rację. Znowu zaśmiał się głośno po czym upił łyk
i odstawiając puchar na stoliku spojrzał na mnie. Splótł palce w piramidkę i ułożył ją na swoich udach.
- Czy coś się dręczy?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Twoja aura jest mętna. Coś cię dręczy.
- Mam kilka spraw na głowie.- Powiedziałem ukrywając usta za naczyniem trzymanym przeze mnie w dłoniach.
- Jeżeli chcesz z chęcią cię wysłucham.- Zaproponował. Przyglądałem mu się dłuższy czas, ale nie wyczytałem w jego spojrzeniu niczego podejrzanego. Ot. Był taki sam jak zawsze. Uśmiechnięty, pomocny pan Sebastian. Nauczyciel, który wiele razy ratował mnie z opresji.
- Jako… odmieńce… przepraszam za wyrażenie…- Zacząłem. Kiwnął głową, na znak że rozumie i ruchem ręki zachęcił mnie do tego abym kontynuował.- Czy macie słabą pamięć? Taką jak ludzie czy…
- Nie. Pamięć mamy idealną. Ja na przykład pamiętam dokładnie całe swoje życie. To nie jest tak, że mam to napchane w głowie. Po prostu jeżeli musze to potrafię to wyciągnąć z samego dna mojego umysłu.
- Czyli za te pięć tysięcy lat będziesz mnie pamiętał? Tak samo jak Marco?
- I tak samo jak Azazel. Nie zapomnimy ciebie. Tym bardziej teraz jak wrócisz do swoich czasów dasz wszystkim… odmieńcom…- Zacytował mnie po czym zaśmiał się cicho kiedy na moje policzki wkradł się delikatny rumień.- …jasno do zrozumienia, że miałeś jakiś kontakt z Azazel’em.
- Dlaczego?- Zapytałem poprawiając się wygodnie w fotelu. Zmierzył mnie dokładnie swoim czujnym spojrzeniem.
- W końcu masz na sobie jego ślady. Należysz do niego.
- Nie należę. Nie podpisał mnie…
- Podpisał.
- Co?- Zapytałem i zerwałem się ze swojego miejsce zdjąłem marynarkę i podwijając bluzkę zacząłem przyglądać się swoim tatuażom. Nie wiedziałem na nich niczego nowego. Nawet jednej, małej, dodatkowej kropki.- Nic nie widzie.- Powiedziałem patrząc na niego zagubionym spojrzeniem. Przeciągnął delikatnie palcami po swojej szyi. Przyłożyłem dłoń do swojej tętnicy. Poczułem pod palcami blizny pozostawione przez jego kły.- Przecież to tylko blizny. Nic nie znaczące…
- Kiedy cię ugryzł, a nawet wcześniej bo kiedy dał ci swoją krew wczepił w ciebie swój zapach. Ludzie go nie wyczują, ale tacy jak ja… z odległości kilku dziesięciu kilometrów wszyscy będą wiedzieć, że jesteś jego.
- To o to mu chodziło.- Jęknąłem i usiadłem na fotelu. Przetarłem dłońmi po policzkach.- Czy jest jakaś możliwość aby ukryć ten zapach?
- Ktoś inny musiał by cię ugryźć, ale…
- Nie.- Przerwałem mu gwałtownie. Nie podobał mi się ten pomysł. Zaśmiał się cicho.
- Ale nikt tego nie zrobi. Przecież nikt nie zadrze z Azazel’em.
- Sebastian?- Zapytałem po dłuższej chwili milczenia, kiedy ten do połowy opróżnił swój puchar. Spojrzał na mnie unosząc do góry prawą brew.
- Hmmm?
- Skoro wszyscy tak bardzo obawiając się Azazel’a, to dlaczego nie może on pogadać z twoim bratem aby ten oddał ci wolność i przestał cię tutaj więzić?- Zapytałem. Zaskoczył mnie jego nagły wybuch śmiechu. Wytarł zbłąkaną łzę cieknącą mu po policzku.
- Może dlatego, że moim bratem jest właśnie Azazel. Przecież nie może sam siebie poprosić
o to aby puścił mnie wolno.- Powiedział. Siedziałem z szeroko otwartymi ustami i oczyma gapiąc się na niego oniemiały. Przecież to musiał być żart. Uśmiechnął się delikatnie i pochylając w moim kierunku zamknął mi usta swoim palcem.
- Jak to jest twoim bratem? Ja nic nie wiedziałem? Nawet w moich czasach nikt o tym nie wiedział, więc…
- Prawdopodobnie nie było takiej potrzeby aby inni wiedzieli o mnie i o Azazel’u. Tak zapewne jest lepiej dla wszystkich.
- Ja już naprawdę was wszystkich nie rozumiem. Dlaczego Azazel jest taki uparty i…
- Ponieważ zniszczenie ziemi oraz trzech lądowników z ludźmi w środku to w dużej mierze była moja wina.
- Jak to?- Zapytałem szeptem. Spojrzał na mnie smutnym spojrzeniem.
- Kiedyś ludzi z twoją przypadłością było tylko kilku. Garstka. Byli przetrzymywani
w Instytucie Badawczym, w którym pracowałem razem z Azazel’em. Była tam pewna dziewczynka. Urzekła mnie. Pomogłem jej uciec.- Oblizał usta koniuszkiem języka.- W tamtych czasach choroba ta była zakaźna. Przez to większa część populacji zmarła. Kiedy po długich staraniach udało nam się zebrać zdrowych ludzi oraz innych odmieńców wyruszyliśmy na poszukiwania nowego, lepszego domu.– Spojrzał przez okno wracając do swoich wspomnień.- Byłem opiekunem czterech lądowników, które miały bezpiecznie dotrzeć na tą planetę. Dotarł tylko jeden. Na którego pokładzie się znajdowałem.
- A co się stało z pozostałymi trzema?
- Mój komputer pokazał, że na tamtych lądownikach byli zarażeni ludzie. Nie mogłem dopuścić,  aby epidemia się rozprzestrzeniło, a piekło które zmalowałem się powtórzyło. Bez wahania zestrzeliłem lądowniki. Później dowiedziałem się, że był to błąd systemu. Przeze mnie zginęło ponad 3 tysiące ludzi. I mówię tutaj tylko o ludziach z lądownika.- Powiedział i wstając ze swojego miejsca zgarnął książkę ze stolika. Podszedł do okna i wyjrzał na dziedziniec.
- Powiem ci, że w moich czasach jesteś… wolny.- Szepnąłem cicho. Zaśmiał się pod nosem
i spojrzał na mnie.
- Chyba powinieneś już iść.- Powiedział i popukał paznokciem w szybę. Podszedłem do niego poprawiając marynarkę. Wyjrzałem przez okno i zmarszczyłem czoło.
- Nie sądziłem, że minęły już cztery dni od kiedy Azazel wyjechał.- Powiedziałem marszcząc nos kiedy dojrzałem na dziedzińcu Azazel’a i pozostałych którzy dosłownie pół godziny temu wyruszyli z zamku. Machnąłem na niego ręką. Przecież i tak nikt go nie ogarnie więc nawet ja nie miałem zamiaru próbować. Szkoda nerwów, czasu i urody. Uśmiechnąłem się delikatnie do Sebastiana podchodząc do drzwi.- No i nie zrobiłem tej imprezy.
- Następnym razem ci się uda.
- No ba.- Zaśmiałem się i zamknąłem za sobą drzwi. Odczekałem jeszcze chwile po czym zacząłem po woli schodzić na dół. Zatrzymałem się przy wejściu do wierzy. Coś mnie powstrzymało przed wyjściem na dziedziniec. Jakaś niewidzialna siła kazała mi stać w miejscu i nie pozwoliła mi nawet na głośniejsze zaczerpnięcie powietrza.
Opierając się o drzwi spojrzałem na schody piętrzące się przede mną. Przecież nie mam się czego obawiać. To tylko głupi wymysł mojego ciała, które nie wiadomo dlaczego bało się wyjść na zewnątrz.
- Mam na dzisiaj dość! Niech Shira znajdzie Ezre i przyśle go do mojej komnaty!- Usłyszałem jego krzyk dobiegający zza drewnianych drzwi. Włosy na całym moim ciele stanęły dęba. Znałem ten ton. Zacisnąłem ręce na drżących ramionach. Azazel był zły i chciał się ze mną wiedzieć. Nie ma szans! Nie pójdę do niego do póki mu nie przejdzie!
Odczekałem jeszcze dziesięć minut, po czym otwierając delikatnie drzwi rozejrzałem się po dziedzińcu. Nikogo na nim nie było. Wychodząc po cichu ze swojej nieplanowanej kryjówki zacząłem najciszej jak się dało przemieszczać się w stronę drzwi prowadzących do mojej komnaty. Tam się schowam i przeczekam. Niezauważony wbiegłem na korytarz i zmierzają co dwa schodki wpadłem do mojego pokoju. Rozejrzałem się po nim. Marco siedział przy kominku i znowu coś strugał w drewnie. Spojrzał na mnie zaskoczony. Uniósł do góry brew kiedy zamknąłem drzwi na klucze i pchając ciężką komodę stojącą koło nich zabarykadowałem je, odcinając się w ten sposób od świata zewnętrznego.
- Coś się stało?- Zapytał Marco wracając do swojego wcześniejszego zajęcia. Usiadłem na swoim łóżku i zgarnąłem w dłonie poduszkę. Przytuliłem się do niej.
- Nic takiego.
- To dlaczego zachowujesz się jakbyś coś zrobił?
- Ja się tak nie zachowuje.
- No chyba widzę. Kto normalny…- Urwał, kiedy przerwało mu pukanie do drzwi. Spojrzał na mnie kątem oka. Cały zesztywniałem. Nie usłyszałem żadnych kroków ani nie wyczułem żadnego zapachu. Nie wiedziałem, kto za nimi stoi. Przeciągnąłem językiem po zębach.
- Tak?- Zapytał Marco kiedy się nie odezwałem.
- Marco? Można na chwilę?- Usłyszałem głos Shiry. Podniosłem się delikatnie na klęczki kombinując gdzie się mogę schować.
- To może być trudne do zrealizowania. Coś się stało?- Zapytał Marco. Czułem na sobie jego spojrzenie, kiedy podbiegłem na paluszkach do jego łóżka. Okryłem się jego kocem i zacząłem powoli wsuwać się pod jego łóżko. Pochylił się przytulając prawie twarz do podłogi, aby tylko na mnie spojrzeć. Uniósł do góry brwi, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
- Pan chce się widzieć z Ezrą, ale nigdzie nie mogę go znaleźć.- Usłyszałem przytłumiony głos kobiety.
- Pan? Przecież miał jechać zobaczyć jak się mają sprawy z budową jednego z miast z Różanej Kotliny.
- Pojechał. No i wrócił. Jest zdenerwowany.
- Wiesz, że to nie najlepszy pomysł, aby w takim stanie widział się z tym człowiekiem.
- Eh. Nie chcę tak gadać. Mogę wejść?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo się masturbuję i nie chcę abyś się na to gapiła.- Powiedział bez ogródek chłopak.
- Jak tam chcesz. Jeżeli Ezra wróci do pokoju powiedz mu, że Pan chce go widzieć.- Powiedziała. Usłyszałem echo jej oddalających się kroków. Nie ruszałem się jeszcze przez chwilę.
- Wiesz ja osobiście odradzałbym ci wizyty w jego komnatach w tym momencie, ale jako jego strażnik nalegałbym abyś przestał się chować i poszedł do niego. Im szybciej tym lepiej. Może…
- Ja tam nie pójdę. Niech najpierw się uspokoi, a dopiero później…
- Będzie jeszcze bardziej zły niż jest teraz.- Powiedział patrząc na mnie, kiedy wygrzebałem się do połowy spod łóżka.
- Taki mądry to sam pójdź do niego i zobaczymy jak będziesz śpiewać.
- Szanuje swój tyłek.
- A ja swój!
- Nie unoś się tak. Powiem ci tylko, że ta komoda go nie powstrzyma. Jak będzie chciał to tutaj wlezie. Wiesz… nie chcę oglądać tego co ci zrobi więc lepiej idź do niego. Może nie będzie boleć. Tak bardzo…
- Nie będzie boleć?! Czy ty siebie słyszysz?!- Krzyknąłem na niego po czym jęknąłem głośno kiedy kant łóżka wbił mi się boleśnie w plecy. Gwałtowne wstawanie, kiedy jest się w połowie ukrytym pod łóżkiem nie jest dobrym pomysłem. Marco wypuścił głośno powietrze z płuc i odłożył na bok swój scyzoryk oraz kawałek drewna.
- Nie wiem ile wiesz o moim Panie, ale uwierz mi to osoba, która na ciebie zasługuje. Nie ty na niego. Tylko on na ciebie. Może i jest dość porywczy i czasami myśli tym co ma między nogami… no dobra. Dość często.- Poprawił się, kiedy obrzuciłem go spojrzeniem godnym zirytowanego idioty. Usiadłem na jego łóżku masując obolałe plecy.- Cieszę się, że to ty jesteś człowiekiem, który go pokochał.
- C… Co?- Pisnąłem zaskoczony patrząc na niego gwałtownie. Uniósł dłonie w geście obrończym i zaśmiał się cicho.
- Nie chcę cię atakować, ani nic. Mój Pan z racji tego, że nosisz jego zapach…- Dla potwierdzenia słów zaciągnął się mocno powietrzem.-… nie wyczuwa zmian w twojej aurze. Ale inni na zamku to widzą i czują. Wiedzą jakim uczuciem go obdarzyłeś. Z początku myślałem, że coś mi
z oczami szwankuje, ale jednak się nie pomyliłem. Wierz mi, ktoś taki jak on będzie cię nosił na rękach za twoją miłość.
- Przecież ten zimny drań nie potrzebuje takich uczuć. Myślisz, że polecę do niego i mu powiem co do niego czuje? Musiałbym być głupcem. Jestem dla niego tylko workiem krwi
i pojemnikiem na spermę.
- Gdybyś był dla niego tylko workiem krwi wychłeptałby cię do cna już przy twoim pierwszym spotkaniu z nim, a nie powstrzymał mnie przed rozszarpaniem ci gardła.- Warknął. Przez chwilę jego oczy stały się złote, by po chwili znowu przybrać swoją naturalną barwę.- Pamiętaj. Ludzie, których najtrudniej kochać, najbardziej tej miłości potrzebują. A mój Pan potrzebuje jej bardzo dużo.- Sięgnął ponownie po rzeczy, które odłożył na czas naszej rozmowy koło swojej nogi
i uśmiechnął się do mnie.- Cieszę się, że Pan miał szansę cię poznać. Proszę. Nie przestawaj go kochać. Co by się nie działo, kochaj go.
- Ja… ja… pójdę się umyć… a później… chyba do niego pójdę.- Powiedziałem cicho
i podszedłem do drzwi od łazienki.
- Dziękuje.- Nie byłem pewny czy naprawdę usłyszałem te słowa z jego ust czy po prostu mi się przesłyszało. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Wiedziałem, że im dłużej będę tutaj siedzieć tym gorzej może się to na mnie odbić, ale ja naprawdę nie miałem ochoty się z nim spotykać kiedy on był w takim stanie.

**
Wyszedłem z łazienki wycierając dokładnie włosy w puchowy ręcznik. Marco siedział w tym samym miejscu jak zanim zamknąłem się w pomieszczeniu obok. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się zadziornie.
- Coś długo ci zeszło.- Zauważył. Odchrząknąłem głośno i wciągnąłem na nogi swoje buty.
- Myłem się…
- Mmmm.- Powiedział tylko i zaśmiał się cicho. On wiedział! On wiedział co ja tam robiłem, chociaż starałem się być bardzo cicho!
- No to ja… tego… idę.- Powiedziałem. Odwróciłem się w stronę drzwi i zauważyłem, że komoda wróciła na swoje miejsce. Nie skomentowałem tego. Otworzyłem drzwi.
- Powodzenia. Będę czekał aż wrócisz.- Rzucił za mną. Pomachałem mu tylko ręką na odchodne i zamknąłem za sobą drzwi. Spojrzałem w stronę schodów i przystanąłem jak wryty. Na ich szczycie stał właśnie Azazel. Opierał się o ścianę. Racę miał skrzyżowane na piersi. Mierzył mnie uważnie swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Gdzie to się wybieramy?- Zapytał chłodno. Po moim ciele przeleciał chłodny dreszcz.
- Do ciebie…. Słyszałem, że mnie szukałeś. Więc idę do ciebie.- Powiedziałem. Schowałem drżące ręce do kieszeni i pochyliłem się trochę w jego stronę.- Nie sądziłem, że będziesz aż tak blisko. To o czym chciałeś porozmawiać?
- Chodź.- Powiedział i puścił mnie przodem. Kiwnąłem głową i zacząłem powoli schodzić
w dół czując za sobą jego osobę. Jego czujny wzrok badał każdy mój ruch.
Mam nadzieję, że pomoc Marco jednak nie będzie potrzebna.
Aż tak bardzo…

 ****************************************
No i coraz bardziej zbliżamy się ku końcowi....
Aż sama nie mogę w to uwierzyć, że to już prawie koniec....
Eh.... a później dodam kilka krótszych opowiadań.
Mam nadzieję, że wam sie spodobają:)
Pozdrawiam
Gizi03031


niedziela, 21 maja 2017

9"Ten, który przebywa z demonami powinien uważać, aby nie stać się jednym z nich”.9

Hejka.
Zapraszam na kolejny rozdział:).
Już powoli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania.
**************************************************
Otworzyłem powoli oczy starając się aby nie zabolały za bardzo od nadmiaru światła, które dawały zapalone gdzieniegdzie świece. Kiedy odpłynąłem? Nie miałem zielonego pojęcia. Rozejrzałem się dookoła siebie. Wiedziałem gdzie się znajduję. Sypialnia Azazel’a. Dlaczego nie zdziwiło mnie to, że to właśnie do tego pokoju zostałem przetransportowany. Rozejrzałem się po pokoju szukając go wzrokiem. Wiedziałem, że nadal się na niego fochałem, ale chciałem mu chociaż podziękować za to, że wyciągnął mnie z tego drewnianego więzienia i chciałem się również zapytać co z Ernestem, ale nie byłem pewien czy powinienem o nim wspominać przy kimś tak niezrównoważonym jak Azazel. Właściciela owej komnaty znalazłem stojącego przed oknem. W dłoni trzymał jeden ze swoich złotych pucharów. Podciągnąłem się delikatnie do siadu i jęknąłem głośno. Uchyliłem delikatnie pościel do góry i zajrzałem pod nią.
Dlaczego byłem nagi?!
Spojrzałem pospiesznie w stronę wampira. Przyglądał mi się uważnie. Przełknąłem głośno ślinę.
- Azazel ja…
- Milcz.- Przerwał mi i odstawił puchar na szafkę. Podszedł do mnie. Zgarnąłem połać kołdry
i przytuliłem ją do piersi. Przerażała i jednocześnie krępowała mnie świadomość, że byłem kompletnie nagi okryty tylko kołdrą kiedy on był całkowicie ubrany. Przyglądałem mu się uważnie nie chcąc przegapić żadnego jego skrzywienia bądź gwałtownego ruchu. - Kto cię zamknął w tej trumnie?
- Eeee…. Em…- Zawahałem się. Usiadł obok mnie i założył nogę na nogę. Nauczyłem się, że ten ruch oznacza, że mi nie odpuści. Jego prawa ręka zakradła się pod pościel i po chwili zacisnęła się na moim przyrodzeniu. Wciągnąłem głośno powietrze do płuc próbując uciec daleko biodrami, ale nie przyniosło to w ogóle zamierzonego efektu. Nie spuszczał ze mnie swojego wzroku. Ukryłem twarz w dłoniach patrząc na niego zaskoczony.
- Pamiętaj, że ja dopiero zaczynam.- Dodał i zaczął sunąć ręką w górę i w dół. Opadłem na poduszki próbując jednocześnie odtrącić jego rękę, która notabene przyspieszyła swoje ruchy.
- Przestań… proszę…- Powiedziałem cicho łapiąc głęboki oddech w płuca. Azazel wyglądał na znudzonego, ale nic sobie nie zrobił z mojej prośby. Nadal poruszał ręką jak szalony. Wyglądał jakby oglądał jakiś nudny program, a nie walił mi konia co było trochę dołujące jeżeli mam być szczery.- E… Ernest…- Jęknąłem odwracając głowę w bok. Jego ręka zniknęła. Mogłem odetchnąć spokojnie.
- Jesteś tego pewien?
- T~ak.- Powiedziałem niewyraźnie. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Coś ci zrobił?
- Zamknął mnie w trumnie?- Zapytałem. Syknął na mnie, a jego palce zatrzymały się na mojej piersi. Zaczął ją ugniatać i masować. Miał ciepłe ręce.- Nic. On powiedział…
- Co? Co takiego ci powiedział?- Zapytał i odrzucił kołdrę na podłogę. Jęknąłem głośno
i spróbowałem się zasłonić rękoma, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na moim sterczącym penisie znajdowała się wąska, skurzana obroża, pasek nie wiem jak to nazwać. Był dość mocno zaciśnięte tuż przy samej nasadzie.
- Co to jest?- Zapytałem piskliwym głosem nadal patrząc na swoje kroczę. I on tam spojrzał. Nie wiem dlaczego, ale wcale, a wcale nie podoba mi się to co on mi nałożył.
- To jest jeden z punktów twojej kary.
- Kary?! Azazel! On mnie żywcem zakopał w trumnie! Już chyba zostałem… aaahh…!- Krzyknąłem zdławionym głosem, kiedy zassał się na jednym z moich sutków, a jego palce zacisnęły się na mojej mosznie. Wyrzuciłem biodra do góry oddychająca szybciej. Zacząłem powoli odczuwać to znajome ciepło rozchodzące się w dolnych partiach mojego brzucha. Zacząłem go okładać pięściami po plecach  próbując uciec, a jednocześnie zostać na swoim miejscu. Uniósł głowę do góry  i spojrzał mi w oczy.
- Cy. Cy. Cy.- Zaklaskał kilka razy językiem, po czym sięgnął nade mną po coś do szuflady szafki. Wyciągnął z niej jedwabny kawałek materiału.
- Nie! Nie masz prawa!- Krzyknąłem i spróbowałem uciec, ale po chwili moje ręce zostały
w dość staranny sposób uwięzione. Położył tylko jeden palec na kawałku materiału pomiędzy moimi rękoma i delikatnie popchnął go do góry przygważdżając moje ręce do łóżka. Uśmiechał się.
- No to teraz możemy zaczynać.- Powiedział i zabrał się za całowanie mojej szyi. Nie potrzebowałem wiele, aby zacząć się rozpływać pod jego dotykiem i ustami. Całe ciało zaczęło mnie palić, oddychałem ciężko, a co najgorsze: Nie mogłem dojść.- Masz trzymać ręce u góry. Jeżeli je obniżysz dostaniesz karę. Rozumiemy się?
- T…tak.- Jęknąłem głośno. Zabrał swoją rękę i zaczął zniżać się coraz bardziej. Całą siłą woli trzymałem ręce nad głową. Całe moje ciało drżało, a z gardła wydobywały się ciche jęki, kiedy jego chłodne opuszki podążały po tylko sobie znanych szlakach na moim ciele. Spojrzałem na niego zaskoczony kiedy złapał mnie pod kolana i umieścił moje nogi na swoich ramionach. Spiąłem się
i spróbowałem wstać, ale jedno jego spojrzenie uziemiło mnie w jednym miejscu.
- Ręce, Ezra. Ręce.- Powtórzył tylko i zanurkował między moimi udami. Poczułem jego ciepły oddech na swoim przyrodzeniu po czym znajome ciepło oraz wilgoć. Krzyknąłem głośno wyrzucając biodra do góry, które po chwili Azazel sprowadził do parteru. Całował mnie, lizał i ssał bawiąc się tym co dała mi natura jak jakąś cholerną zabawką na placu zabaw. Zmarszczyłem brwi i napiąłem się delikatnie kiedy odczułem dziwne, nieznane mi jak dotąd uczucie. Uczucie napierania i rozszerzana. Piekło.
- Azazel… twoje palce…- Jęknąłem kiedy zorientowałem się co on właśnie robił. Nie wiedziałem na czym mam się skupić. Na jego ustach czy na jego palcach? Kiedy skupiałem się na jego kolejnym zagłębiającym się we mnie palcu jego usta skutecznie odwracały moją uwagę od tego. Krzyknąłem głośno kiedy jego palce poruszyły jakiś punkt we mnie, a mi przed oczami zrobiło się na chwilę ciemno i na całej powierzchni ciała odczułem błogą przyjemność.
- Ezra.- Usłyszałem jego głos z dołu. Spojrzałem tam. Uśmiechał się szeroko, a moje związane dłonie znajdowały się na jego włosach. Przełknąłem głośno ślinę i uniosłem ręce do góry. Nad głowę. Chociaż i tak wiedziałem, że to nic nie pomoże. Bez problemu wyplątał się z moich nóg i zawisnął nade mną dosłownie parę milimetrów od mojej twarzy.- A teraz grzecznie odwrócisz się na brzuch.
- Nie.- Powiedziałem i dla potwierdzenia pokręciłem przecząco głową.
- A teraz grzecznie obrócisz się na brzuch.- Powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwy. Przyglądałem mu się uważnie. Jego oczy mówiły jedno. Nie odpuści. Z trudem. Na drżących rękach zrobiłem to o co prosił. Jęknąłem głośno kiedy delikatny aksamit podrażnił moją skórę jeszcze bardziej.- Grzeczny chłopiec. A teraz jak na grzecznego chłopca przystało wypniesz w moją stronę swój tyłeczek.
- Co proszę?- Pisnąłem przerażony. Nie podobało mi się to. Wcale a wcale mi się to nie podobało.
- To ma być kara. A to o czym myślisz jest nagrodą.
- Ciekawe dla kogo?!
- Dla mnie. Ezra tyłek do góry albo przenosimy się z tym na dziedziniec.- Warknął. Zadrżałem. Ten świr jest w stanie tego dokonać. Wbijając twarz głęboko w poduszkę zrobiłem to, o co mnie prosił jednocześnie oblewając się na całej twarzy, uszach, szyi i nawet ramionach rumieńcem.- Pozwolę ci wybrać rodzaj kary. Fristing czy Rimming?- Zapytał. Przestałem przez chwilę oddychać. Znam znaczenie pierwszego słowa, ale o co chodziło w tym drugim?- Wybieraj albo ja to zrobię.
- Rimming!- Krzyknąłem w poduszkę. Chyba nie ma nic gorszego niż Fristing.
- A więc tak lubisz?- Zapytał. Nie odpowiedziałem. Po chwili poczułem coś wilgotnego między swoimi pośladkami. Potrzebowałem chwili, aby zorientować się co to takiego. Zachłysnąłem się własnym powietrzem i z wrażenia zacząłem kaszleć. Jego usta znajdowały się pomiędzy moimi pośladkami, a ręce na moich jądrach. Gdybym tylko nie miał tej cholernej rzeczy umieszczonej na moim penisie już dawno bym doszedł. Pociągnąłem cicho nosem wtulając twarz w poduszkę. Jakie to żałosne! Popłakałem się bo jest mi tak dobrze, a nie mogłem dojść.- Ezra! Spójrz na mnie!- Drgnąłem kiedy Azazel krzyknął znienacka (pomiędzy moimi pośladkami). Wtuliłem twarz jeszcze mocniej
w poduszkę aby tylko mi jej nie zabrał. Ale co to dla kogoś takiego zabrać mi poduszkę. Po chwili leżałem już na plecach i wpatrywałem się w jego oczy.- Dlaczego płaczesz?
- Proszę cię…
- O co mnie prosisz?
- Proszę…- Powiedziałem i popchnąłem go delikatnie. Przekręcił się na plecy jakby wiedział co chce zrobić. Wdrapałem się na jego kolana i zacząłem się najnormalniej w świecie do niego łasić jak rasowa kotka w rui.- Pozwól mi dojść…- Szepnąłem do jego ucha. Przeciągnął palcami po moim kręgosłupie.
- To ma być kara, a nie przyjemność. Dlaczego mam ci pozwolić dojść?
- Proszę.
- Jeszcze nie.
- Ty skończony draniu! To przez ciebie! Nie dość, że mnie okłamałeś to jeszcze pozwoliłeś Bolinowi na polizanie twojej szyi! To przez ciebie wylazłem z pokoju i poszedłem na spacer! To przez ciebie Ernest mnie porwał, bo mnie od niego zabrałeś! To przez ciebie na tej planecie jest zimno! To przez ciebie pies i kot to wrogowie! To przez ciebie sok na ostatnim obiedzie był za słodki! To przez ciebie banany są żółte! To przez ciebie jestem w takim stanie! Więc to ty powinieneś być ukarany,
 a nie ja! Ty!- Biłem go pięściami po torsie płacząc bez przerwy. Wypuścił głośno powietrze z płuc
i popchnął mnie na łóżko po czym w ułamku sekundy znalazł się nade mną.
- Przestań wyć głupi bachorze.- Warknął i wpił się w moje usta. Całował bardzo namiętnie nie pozwalając złapać oddechu albo chociaż skupić myśli na czym kolwiek. Kiedy nagle moje myśli skupiły się przez chwile na jednym odczuciu. Bólu pomiędzy moimi nogami. Jęknąłem głośno w jego usta, ale on nie przestawał mnie całować. Poczułem również ulgę na swoim penisie. Ściągnął tą cholerną obrożę po czym zaczął się we mnie poruszać zagłębiając się dość głęboko. Nie powiem, że
z początku nie było to zbyt przyjemne uczucie, ale po chwili mogłem już myśleć tylko o tym. Oderwałem się od jego ust łapiąc głośno oddech. Po chwili w całej spinali było słychać moje głośne jęki i jego posapywanie. Przyjemność rozlewała się silnymi falami po moim organizmie. Do niej dołączyło jakieś dziwne uczucie ciepła rozchodzące się od mojej szyi. Gdzieś na granicy świadomości zanotowałem to, iż Azazel znowu mnie ugryzł. Ale tym razem było inaczej. Było to tak zajebiście przyjemne, aż myślałem, że umrę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie mogłem złapać oddechu. Całe ciało mi się napięło, a ja doszedłem z głośnym krzykiem na ustach. Poczułem jak coś ciepłego zalewa moje wnętrze. Azazel doszedł. Zacząłem odzyskiwać świadomość, ale on nadal ze mnie nie zszedł. Nadal zatapiał we mnie swoje zęby i spijał moją krew.
- A… Azazel…- Wycharczałem. Całe gardło mnie bolało. Poczułem jego szorstki język na swojej szyi. Podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie oblizując usta. Były czerwone. Tak samo jak jego oczy, które po chwili przybrały normalny jak na Azazela kolor.
- Śpij.- Powiedział cicho i położył się koło mnie. Kiwnąłem głową i nieśmiało przysunąłem się odrobinę do niego. Na granicy jawy i snu usłyszałem jego śmiech po czym jego ciepłe i silne ramiona otuliły mnie do snu.

*******************************
Boże, jak pisałem ten rozdział to wydawał się taki długi. A okazało się, że do długiego to mu dużo brakuje:D
Pozdrawiam Gizi03031 







niedziela, 14 maja 2017

8.„Drewniane więzienie”8

Hejka.
Pięknapogoda (w końcu), napisana maturka (dodatkowa. oryginalna zdalam kilka lat temu), to można dodac nowy rozdział;)
******************************************
Od mojej przygody w jego sypialni minęło już pół roku. Od mojego przybycia do tych czasów minęło siedem i pół miesiąca. Czas do mojego powrotu: Cztery i pół miesiąca.
Co się stało przez te pół roku? Wiele. I to bardzo wiele. Najważniejsza rzecz (którą uświadomił mi Marco).
Zakochałem się.
Nie. Nie w Marco.
W Azazelu.
A tak się zapierałem. Posunęliśmy się trochę dalej w naszych przygodach w jego sypialni, ale nadal nie poszliśmy na całość. On nie nalegał. Ja mu nie przypominałem. Oboje byliśmy szczęśliwi.
Ale wiecie. Nie to było w tym wszystkim nowego. Nowy byłem ja. No wiem. Przybyłem tutaj z odległych czasów. Lol. Wszyscy na zamku już o tym wiedzieli. Znali nawet jakieś niepisane prawa
o których ja oczywiście nie miałem zielonego pojęcia, a które właśnie dotyczyły mojej skromnej
i pięknej osoby. No i wiem też że pozwalam na więcej Azazel’owi i więcej czasu spędzamy ze sobą, ale nie o to mi chodziło kiedy powiedziałem, że i ja się zmieniłem. No wiecie… jakby to wytłumaczyć?
Widzę lepiej, słyszę lepiej, czuję lepiej. Tak chyba będzie najprościej. Im częściej zażywam swój nowy „lek” tym bardziej wyostrza mi się słuch, węch i wzrok. Czasami nawet swędzą mnie dziąsła, ale nie mówiłem o tym nikomu. Dość często specjalnie nie reagowałem na głosy innych aby tylko się nie zorientowali. Ale wiecie… leże sobie spokojnie u siebie na łóżku, a słyszę jakieś jęki wydobywające się z drugiego końca zamku. No i moja mina kiedy na drugi dzień po zapachu rozpoznaje czyje to były jęki. Eh… jakby to powiedzieć. No dobra. Najważniejsze aby Azazel się nie dowiedział. O niczym co ma związek z… tym. Z moją przemianą cielesną i uczuciową. Jestem dla niego tylko ciekawym obiektem obserwacyjnym. Jedyne co powiedział, że lubi jak się na mnie patrzy to „krew. Zapach”. Nigdy nie powiedział, że chociaż lubi moją osobę! A ja miałbym mu powiedzieć, że go kocham?! A w życiu!
Usiadłem gwałtownie na łóżku, kiedy usłyszałem jak brama wjazdowa na dziedziniec zostaje otworzona. Przeciągnąłem językiem po zębach kiedy zabolały mnie delikatnie. Azazel przyjechał. Wiedziałem, że nie ma go w zamku. Wyjechał gdzieś rano, ale już wrócił. Wyjrzałem przez okno
i stanąłem jak wryty. Owszem. Jednego z trzech wierzchowców, które wjechały na dziedziniec dosiadał właśnie Azazel. Ale na dwóch pozostałych siedziały osoby, które nie miały prawa na nich siedzieć. Pierwszą z nich był Bolin. Drugą z kolei Marco. Opuścił teren zamku bez mojej zgody. Ba! Beze mnie! Zagryzłem mocniej wargi i odwróciłem się w stronę drzwi. Zszedłem szybko po schodach skacząc co dwa-trzy stopnie aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Otworzyłem z hukiem drzwi zwracając w ten sposób uwagę wszystkich osób na moim wejściu smoka. Azazel skrzywił się delikatnie. Udałem, że tego nie zauważyłem. Podszedłem do nich nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
- Marco.- Zacząłem. Chłopak zszedł ze swojego konia i spojrzał na mnie niby to obojętnie. Chociaż ja znałem go już tak długo iż wiedziałem co ta niby obojętność oznaczała.
- Tak.
- Gdzie byłeś?
- W stajni.- Skłamał płynnie. Pół roku temu może bym i w to uwierzył, ale teraz idealnie słyszałem jak szybko bije mu serce. Kłamał. Patrzył mi w oczy i kłamał.
- A Bolin i Azazel pewnie byli z tobą?- Zapytałem. Kiwnął niepewnie głową.
- No byli.
- Nie wiedziałem, że kręcą cię trójkąciki.- Warknąłem cicho. Zacisnąłem mocniej usta kiedy moje dziąsła zaczęły swędzieć. Coś nowego. Owszem, wcześniej też swędziały, ale tylko w obecności Azazel’a. A teraz? Dlaczego teraz?
- Ezra.- Powiedział ostrzegawczo Belial zbliżając się do mnie. Położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją chociaż wiedziałem, że tego nie lubi. Wskazałem palcem na Marco później na Bolina. Przekrzywiłem głowę i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Gra czasowa. 21 osób.- Powiedziałem i odwracając się na pięcie ruszyłem w stronę, z której dopiero co przyszedłem. Nie uszedłem nawet trzech kroków, kiedy drogę zaszedł mi Azazel.
- Nie wygłupiaj się.- Warknął. Spojrzałem na jego stopy. Ja mam się nie wygłupiać?! JA?! Zrobiłem trzy kroki i podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na karku. Nacisnąłem na nią delikatnie dając mu znać, że ma się pochylić. Zrobił tak myśląc pewnie, że chce mu coś szepnąć do ucha. Ale ja zrobiłem coś równie szalonego.
- Milcz.- Szepnąłem i moje swędzące od dłuższego czasu zęby zatopiły się w jego szyi. Poczułem znajomy mi już smak. Trwało to niecałą sekundę, a zostałem brutalnie odepchnięty. Upadłem na ziemie raniąc sobie dłonie o żwir wysypany na ścieżce. Spojrzałem na Azazela przecierając usta. Trzymał się za szyję w miejscu, w którym go ugryzłem i przyglądał mi się dziwnie. Wstałem i wyminąłem go nie odzywając się w ogóle.
- Panie! On… on cię ugryzł?!- Krzyknął zaskoczony Bolin kiedy zbliżałem się do drzwi prowadzących do mojej wierzy. Kurwa! Zabrzmiałem jak jakaś księżniczka!
- Bolin, zamknij się. Wiem. Poczułem. Weź to ulecz. Sam tego nie zrobię w takim miejscu.
- Może lepiej…
- Bolin!
- Tak. Panie.- Powiedział posłusznie. Odwróciłem się za siebie, aby zobaczyć co robią. Jedną stopą byłem już w korytarzu prowadzącym do góry. Moim ciałem targnął silny dreszcz, a serce przeszył ból kiedy zobaczyłem jak Bolin pochyla się nad szyją Azazel’a i liże ją powoli trzymając go za ramiona. A Azazel mu na to pozwalał odchylając zachęcające głowę w bok. Bolin spojrzał na mnie jakby wyczuł, że im się przyglądam. Oczy mnie zapiekły. Odwróciłem się i co sił w nogach pognałem do góry. Pierwsze drzwi od komnaty trzasnęły. Nie myśląc zbyt wiele wbiegłem do łazienki. Drzwi od tego pomieszczenia mogłem zaryglować. I tak też zrobiłem. Zsunąłem z bioder lniane spodnie oraz bokserki. Rzuciłem je w kąt. Po chwili ich los podzieliła taka sama koszulka. Zanurzyłem się po same uszy w ciepłej wodzie, którą przyszykowałem sobie już wcześniej. Chwilę przed ich powrotem. Teraz mogłem zrobić to co chciałem. Skóra na dłoniach zapiekła kiedy zetknęła się z wodą. Spojrzałem na nie okręcając je pod ciepłą cieczą. Krwawiły delikatnie. Czerwień mieszała się z odcieniem tutejszej wody.
Nie marnuj jego krwi?! Kurwa! Sam ją właśnie zmarnował i go to obeszło! I co to było z tym Bolinem! Dlaczego mu na to pozwolił?! Oczywiście. Wiedziałem. Lubił mój zapach. Lubił moją krew. Ale nigdy nie polubi mnie. Robiłem sobie niepotrzebnie nadzieję. Nie było szans, aby ktoś taki jak on pokochał kogoś takiego jak ja. Zanurzyłem się całkowicie w wodzie pozwalając aby przyjemna cisza otuliła moje skotłowane nerwy oraz napięte ciało.
W takich momentach chciałem wrócić. Do swoich czasów, w których z nich wszystkich znałem tylko Sebastiana oraz Marco i okazało się też, że Bolina również. O Boże. Ja obciągnąłem kolesiowi u którego dość często stołowałem się w barze. Chodziłem do niego, a on z uśmiechem mnie obsługiwał wiedząc co mu zrobię/zrobiłem Paranoja. Chciałem wrócić do mojej siostry. Do mojej szkoły. Do zostawionego mi czasu. Do swobody ruchu. Ale nie mogłem. Musiałem czekać, aż Sebastian skończy swoją pracę. Musiałem się tutaj jeszcze pomęczyć.
Wynurzyłem się spod wody łapiąc głęboko powietrze do płuc. Przetarłem twarz ukrywając
w ten sposób oznaki, że płakałem. W razie czego będę mógł powiedzieć, że to od wody mam takie oczy. Chociaż w obecnej sytuacji nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Może i byłem zły
i zachowywałem się jak dziecko, które na domiar złego było zazdrosne, ale miałem to głęboko
w dupie. Nie odezwę się do nikogo, kto mieszkał w tym zamku! Nalałem na dłonie szampon. Umyłem dokładnie włosy spłukując je kilka krotnie. Nalałem na dłonie żel pod prysznic wmasowując go
w zdrętwiałe ramiona.
- Musimy porozmawiać.- Usłyszałem głos za sobą. Zadławiłem się własną śliną, kiedy przestraszony podskoczyłem w wannie uderzając w jej ścianę łokciem. Nie odwróciłem się ani się nie odezwałem. Po chwili bezruchu wróciłem do ponownego mycia swojego ciała. Azazel cały czas stał za mną.- Kiedy to się zaczęło? Kiedy zaczęły swędzieć cię dziąsła?- Zapytał. W milczeniu opłukałem się starannie. Przecież postanowiłem, że do nikogo się nie odezwę.
Nie zważając na jego obecność wyszedłem z wanny okrywając się szczelnie ręcznikiem. Podszedłem do lusterka, koło którego stał i nałożyłem na szczoteczkę trochę pasty. Zabrałem się za mycie zębów podziwiając z wielkim zainteresowaniem wnętrze umywalki.
Była taka fajna.
Gładka i cała biała.
Opłukałem zęby i sięgnąłem po czysty zestaw bielizny. Ubrałem go na siebie odkładając ręcznik na miejsce. Wciągnąłem na siebie luźne dresy oraz koszulkę na ramiączkach. Wyminąłem go
i ruszyłem w stronę pokoju. Złapał mnie za ramię zmuszając w ten sposób do zatrzymania mojej zajebistej osoby w miejscu.
- Zadałem ci chyba pytanie.- Warknął. Odczekałem chwilę po czym wyrwałem się z jego uścisku. Wszedłem do pokoju, ale nie uszedłem nawet dwóch kroków kiedy jego ramię oplotło moją talię a ja wylądowałem na łóżku.- Marco.
- Tak, Panie?- Zapytał chłopak, który leżał na swoim łóżku i czytał jakąś książkę. Spojrzał na nas zaciekawiony.
- Zostaw nas samych.- Rozkazał. Chłopak bez chwili wahania opuszczając posłusznie głowę w dół wyszedł z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Leżałem na swoim łóżku gapiąc się w sufit, który po chwili przesłoniła mi jego twarz. Oddychałem spokojnie chociaż wszystkie moje mięśnie się napięły. Wiedziałem, że to wyczuł. Przyglądał mi się uważnie. Odwróciłem głowę w bok, aby tylko na niego nie patrzeć. Wyciągnąłem przed swoją twarz dłoń i najnormalniej w świecie zacząłem podziwiać swoje paznokcie.- Ezra. Chyba przez ostatnie pół roku nauczyłeś się, że mnie się nie denerwuję. A jesteś na dobrej drodze do tego.- Zauważył inteligentnie pochylając się nade mną. Odwróciłem się na bok jakby w ogóle go tutaj nie było, chociaż w myślach zacząłem analizować jego słowa. Wiedziałem bardzo dobrze, że go się nie denerwuje. Moje ciało dobrze pamiętało każdy rodzaj kary jaki dla mnie przyszykował. Od tych przyjemniejszych po te mniej przyjemne.- Nie chcesz gadać to, nie. Ja poczekam. Ale teraz mam zamiar odebrać to co wziąłeś sobie bez pozwolenia i nawet za to nie zapłaciłeś.- Dodał i z całej siły przekręcił mnie na plecy. Spojrzałem przez chwilę na niego gniewnie, ale to on nie pozwolił mi się patrzeć. Prawą ręką zakrył mi dokładnie usta przyciskając ją mocno do mojej twarzy po czym odchylił moją głowę w dość brutalny sposób w bok. Zamarłem. Co on…
Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz, a z ust wydostał się przeraźliwy krzyk, który od razu został stłumiony przez jego dłoń. Próbowałem go od siebie odtrącić, ale jego marmurowe ciało nie chciało się ruszyć. Bolało! I to jak cholernie bolało! Miałem wrażenie, że wyczuwam każdą komórkę w swoim ciele. Jego długie zęby wbiły się jeszcze głębiej, a ja ponownie krzyknąłem. Tam gdzie ugryzł bolało najbardziej. Miałem wrażenie jakby coś siłą wyciągało ze mnie życie i energię. Całe ciało mnie paliło i piekło jednocześnie. W tym samym momencie czułem i ogień i lód. Z każdą chwilą moje ciało poruszało się coraz słabiej, a ja coraz ciężej oddychałem. Nie miałem siły z nim walczyć. Po policzkach ciekły mi łzy. Słyszałem jak głośno przełykał moją krew. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.- Jak się zastanowisz czy twój foch minął przyjdź do mnie. Jak nie przyjdziesz do jutrzejszego poranka znowu przyjdę po zapłatę. Tym razem troszkę większą.- Warknął i po chwili drzwi trzasnęły głośno kiedy wyszedł z mojego pokoju.
A ja? Jak małe, zranione dziecko zwinąłem się w kłębek przykładając drżące ręce do miejsca, w które mnie ugryzł. Nie było rany. Nie było krwi. Ale pod palcami wyczułem nowe blizny. Blizny które bolały przy najdelikatniejszym dotyku.
Marco wszedł po cichu do pokoju i obdarzył mnie współczującym spojrzeniem. Rozpłakałem się na dobre wyjąc głośno.

^^~^^

Spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta trzydzieści. Miałem jeszcze półtorej godziny, aż nie będę mógł wyjść z pokoju. Ubrałem na siebie ciepłą bluzę i buty z zamiarem wykonania swojego co wieczornego spacerku, który objawiał się tym, że przeszedłem najpierw w szerz i wzdłuż cały dziedziniec po czym po wejściu na warowny mur obszedłem go dookoła trzy razy i wróciłem grzecznie do swojego pokoju. Dlaczego taki spacer? Bo wiedziałem, że nieważne w którym momencie i z jakiego miejsca w zamku ktoś by wyjrzał na zewnątrz zobaczyłby mnie. Po dwóch miesiącach takich wypadów wszyscy się przyzwyczaili i wiedzieli, że pomiędzy dwudziestą, a dwudziestą pierwszą wybierałem się na taki właśnie spacerek ciesząc się chłodnym, wieczornym powietrzem.
W swoim już wyrobionym zwyczaju obszedłem cały dziedziniec bez żadnego towarzystwa jak i świadków po czym wdrapałem się po wąskich i krętych schodach na sam szczyt muru. Wciągnąłem kilka razy powietrze do płuc i spojrzałem na niebo. Zachmurzone. Chyba będzie padać. Ruszyłem
w swój powolny spacerek. Czułem, że ktoś mnie obserwował, ale w ogóle się tym nie przejąłem.
W końcu tutaj zawsze ktoś mnie obserwował. Drogocenny pojemnik na krew i przyszły pojemnik na spermę ich Pana. Prychnąłem oburzony pod nosem. Jak chcą to ja się z nimi Zamienie.
Spojrzałem na swoje nadgarstki, na których widniały siniaki po mojej ostatniej lekcji samoobrony. Pabllo nieźle mnie wyzywał przy każdej naszej nowej lekcji. Nie mógł zrozumieć jak ktoś może być tak tępy w tych sprawach, ale jak mu pokazałem w jakim tempie biegam zrozumiał wszystko. Sport to nie była moja mocna strona. Ale mimo mojego topornego ciała i umysłu nadal mnie trenował dość często zostawiając na moim ciele siniaki, z których później musiałem się spowiadać przed jego Panem.
Na lewym nadgarstku zamajaczył srebrny łańcuszek. Bransoletka, którą dostałem od Sebastiana. Posiadała mały wisiorek w kształcie słońca. Kiedy ją dostawałem Sebastian powiedział, że jeżeli stanie mi się coś złego mam z całych sił zacisnąć wisiorek i wypowiedzieć imię Azazel’a. Pełne imię.
I czekać.
Jak zapytałem go na co, ten tylko się uśmiechnął i powiedział, że zobaczę. Po czym dodał, że ma cichą nadzieję, iż nigdy nie będę musiał używać tego wisiorka. Tak mu się przyglądałem stojąc na tym cholernym murze i doszedłem do wniosku, że mniej więcej taki sam podarunek widziałem kiedyś na nadgarstku należącym do dziewczyny Marco- Laury. Tyle, że ona miała go złotego. I był to klucz. Nie słońce. Dlaczego wydawał mi się znajomy? Ponieważ Marco dając jej to użył tych samych słów co Sebastian kiedy dawał mi mój. Z początku wisiorek ten znajdował się na jej nadgarstku, ale po pewnym czasie przerobiła go ona na naszyjnik i z dumą nosiła. Ciekawe co się stanie jak zrobię to co powiedział Sebastian?
Wzruszyłem obojętnie ramionami i ruszyłem w dalszą podróż. Zrobiłem tylko trzy kroki kiedy poczułem silne uderzenie w tył głowy.
Straciłem przytomność nie mogąc nawet dojrzeć tego który mnie zaatakował. To nie możliwe abym spędził na murze więcej czasu niż to dozwolone i Bolin znowu mnie zgarnął.
Znowu trafie do pokoju kar?

~~~~
Pierwsze co uświadomiło mnie w tym, iż nie znalazłem się w pokoju kar było to, iż moje ręce nie zostały unieruchomione za mną ani nade mną tylko bezpośrednio przede mną. Drugą rzeczą, która się różniła było to, że moich rąk nie więziły kajdany tylko sznur. Trzecią było to, że nie klęczałem, nie siedziałem, nie wisiałem tylko najzwyczajniej w świecie leżałem na czymś miękkim. Ostatnią rzeczą był zapach. Nie śmierdziało tutaj stęchlizną, tylko świeżością. Nadal byłem na zewnątrz. A więc podsumowując. Byłem na zewnątrz. Leżałem na czymś miękkim ze związanymi liną rękoma. Czy mogło być coś gorszego?
Znalazłem na to odpowiedz, kiedy otworzyłem oczy, a nie mogłem się odezwać. Miałem zaklejone czymś usta.
Spoko.
To jeszcze jakoś przeżyje. Różni fetyszyści chodzili po tym świecie. Najgorsze jednak było to na czym leżałem. Nie. Wróć. Nie NA CZYM tylko W CZYM! Ktoś bardzo pomysłowy ulokował mnie w trumnie! W najprawdziwszej, jebanej trumnie! Rozejrzałem się spanikowany dookoła siebie. Po mojej lewej stronie znajdowała się zakapturzona postać. Znajdowaliśmy się na obrzeżach jakiegoś lasu. Z racji tego, że zawsze ssałem jeżeli chodziło o orientacje w terenie za bardzo nie wiedziałem gdzie się dokładnie znajduję. Próbowałem się podnieść, ale wtedy okazało się, że moje nogi zostały przykute do trumny. Tak samo jak łańcuch, który obejmował mnie w pasie. Postać odwróciła się
w moją stronę, a ja zamarłem.
Ernest.
Uśmiechnął się do mnie jak jakiś psychopata. Podszedł do mnie i uklęknął koło trumny.
- Gdybyś mi tylko wtedy nie uciekł…- Zaczął cicho i pogłaskał mnie do głowie. Szarpnąłem nią w bok. Świr pierdolony!- Gdyby tylko ten skurwiel cię nie ugryzł! Tak ci u mnie źle było?!
- Mnnhf oj fb f h fih i – Próbowałem coś powiedzieć ale nie byłem w stanie.
- Cóż. Trudno. Jeżeli ja cię nie będę miał, to tym bardziej tamten. Szkoda tylko, że dałeś mu dupy. Gdyby nie to już na tym jebanym murze bym cie zapiął.- Warknął. Dałem mu dupy? O czym on gadał?! Przecież ja nikomu niczego nie dawałem. Przeciągnął palcami po bliźnie na mojej szyj. Zadrżałem.- Znak oddania. Na dodatek Świerzy. Nieźle musiał cię jebać skoro aż tak głęboko cię ugryzł i nic nie poczułeś.
- jnjvh  j iug nj fu u fh iu huf i.- Szarpałem się próbując się uwolnić, ale nic to nie dało. Jestem słabym człowiekiem! A nie durnym odmieńcem jak oni wszyscy! Co ja im zrobiłem?! Nie dość, że
w moich czasach jakieś chuje mnie prześladowały to jeszcze tutaj miało mnie spotkać to samo?
- Miłego… spania.- Powiedział Ernest po czym uderzył mnie ponownie w głowę. I tak samo jak za pierwszym razem straciłem przytomność.

~~~~
Wiedziałem co zobaczę kiedy tylko otworzę oczy. Nie pomyliłem się. Mimo tego, że wiedziałem co zastanę, po ocknięciu się nie mogłem zapanować nad swoimi nerwami. Serce zaczęło mi szybciej walić, a ja nie mogłem spokojnie złapać oddechu. Mój wzrok zatrzymał się na drewnianej desce znajdującej się przed moją twarzą. Mój krzyk został zatrzymany przez taśmę znajdującą się na moich ustach. Stłumiony krzyk. Tylko to słyszałem. Nic więcej. Zrobił to…
Zakopał mnie żywcem!
Spróbowałem uwolnić ręce, ale nic mi to nie pomogło. Gdybym tylko mógł dosięgnąć do taśmy… łzy bezsilności zaczęły cieknąć po moich policzkach. Owszem. Chciałem umrzeć. Chciałem jeżeli sam mogłem wybrać sposób umierania! Co mi z tego że teraz umrę skoro nie mogłem sam zadecydować o tym, że chcę umrzeć teraz, tutaj i co najważniejsze w taki sposób. Nawet nie mogłem uaktywnić swojej choroby. Przez krew Azazel’a nie mogłem tego robić sam. Czasami łapał mnie atak. Słaby. O wiele słabszy niż wcześniej, ale starczyło, że Azazel dawał mi dosłownie kilka kropel swojej krwi, a atak mijał. Gdybym mógł nad tym panować jak pół roku temu sam bym się zabił w tej trumnie, a nie umierał powoli.
I jak umrę? Uduszę się? Dostanę zawału ze strachu? Zjedzą mnie robale? Nawet języka nie mogę sobie przegryźć.
Po moim ciele przebiegł silny dreszcz, kiedy wyobraziłem sobie co by mi zrobił Belial jeżeli dowiedziałby się o czym myślę. Pokręciłem przecząco głową. Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem przeciągłe warczenie. Jak długo byłem nieprzytomny skoro zgłodniałem?
Poruszyłem nadgarstkami próbując trochę poluźnić węzły ale nic to nie dało. Pod palcami czułem tylko szorstkość liny oraz chłód metalu… Metalu? Uniosłem głowę do góry (uderzyłem czołem w pokrywę). Palcami dotykałem zawieszki z mojej bransolety. Słońce.
Kurwa! Załapałem na niego focha! Jak mam niby… pokręciłem przecząco głową, kiedy moje oczy ponownie zaszły łzami. Najpierw muszę się stąd wydostać, a później będę się na niego gniewał. No dobra! Chcę go zobaczyć. Chcę aby się na mnie wydarł, uśmiechnął, potarmosił włosy jak to miał w zwyczaju. Chcę poczuć jego ciepło i zapach! I nawet jeżeli interesuje go tylko moja krew i zapach nie dbam o to! Po prostu chcę go zobaczyć. Jeszcze raz.
Zacisnąłem mocno palce na wisiorku i powtarzałem w myślach jak mantrę jego imię i nazwisko. Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz, a rękę przeszył potworny ból kiedy coś (nie wiem co) rozcięło mi palce lewej ręki. I to bardzo boleśnie. Nie musiałem czekać długo aby poczuć jak coś lepkiego przykleja się do mojej koszuli. Moja krew. Zacisnąłem mocniej oczy.
Umrę w trumnie.
Albo…
Azazel mnie zabije za marnowanie „jego” krwi.
Zacząłem szlochać.
Chcę go zobaczyć! Chcę poćwiczyć z Pabllo’em. Chcę pograć z Shirą. Pouczyć się
z Sebastianem. Powygłupiać się z Marco (specjalnie obniżał swój poziom siły abym miał jakieś szanse). Chcę wrócić do swoich czasów. Do swojej siostry. Co ona sobie pomyśli, kiedy po ustalonym wcześniej czasie nie wrócę?
Ręka piekła. Razem ze swoją rówieśniczką trzęsła się niemiłosiernie.
Zacisnąłem mocniej pocięte palce na wisiorku i ponownie wypowiedziałem w myślach jego imię i nazwisko. Azazel Belial. I ponownie moje palce zostały przecięte. Powtarzałem tak w kółko aż nie mogłem zginać palców. Ogólnie cała lewa dłoń odmówiła mi posłuszeństwa. Oddychałem coraz ciężej. W głowie zaczęło mi się kręcić. Zaczęło brakować powietrza.
Coś puknęło w pokrywę nade mną. Zamarłem. Przesłyszało mi się? Przysłuchiwałem się przez chwilę po czym podskoczyłem przestraszony, kiedy puknięcie się powtórzyło.
- Manbr oj ij ugh j b hh fjoefi owig ihrf ieojf !- Próbowałem powiedzieć coś zrozumiałego, ale z moich ust wydobył się tylko jakiś bełkot. Coś szarpnęło trumną do góry. Ktoś przyszedł. Kto? Znam tą osobę? Pomoże mi czy wpakuje w gorsze bagno? Zacząłem nerwowo poruszać nogami. Chce już stąd wyjść!
Ktoś gwałtownie rzucił górną częścią trumny w bok pozwalając mi na nowo ujrzeć świat. Było jasno. Ile dni minęło? Spojrzałem na mojego „wybawcę” i popłakałem się głośno. Przed sobą widziałem tylko zamazaną twarz Azazel’a.
- Ezra.- Powiedział tylko jedno słowo, a ja poczułem się jakby ktoś z moich ramion ściągnął wielki ciężar.- Leż spokojnie. Musimy się odpiąć.- Dodał cicho. Skierowałem twarz w stronę jego głosu. Po chwili poczułem pieczenie i szczypanie w miejscu w którym chwilę temu znajdowała się taśma. Jęknąłem głośno i załkałem jak małe dziecko.
- Azazel… Azazel. Azazel. Azazel. Azazel.- Powtarzałem w kółko. Przetarł moją twarz, kiedy ktoś inny majstrował przy moich nogach. Szarpnąłem nimi próbując uciec od rąk kogoś kogo nie widziałem.
- Spokojnie. To Marco. Odpina łańcuchy.- Powiedział Azazel. Ostrość widzenia mi się poprawiła chociaż i tak z moich oczu nie przestały lecieć łzy. Przyjrzałem mu się dokładnie. Miał zaciśnięte usta. Nie oddychał. Oczy… jego oczy były czerwone. Przełknąłem głośno ślinę
i spróbowałem zacisnąć palce lewej ręki aby niczego nie widział (dobrze wiedziałem, że nie musiał widzieć. On to czuł, ale luz) przyglądając się jednocześnie jego twarzy. Cały zesztywniał i oblizał wargi przyglądając mi się uważnie.
- Azazel. Azazel…
- Jestem. Marco kurwa długo?!
- Już Panie. Jeszcze jego dło… o.o.- Powiedział cicho chłopak. Wiedziałem co tam dojrzał.
- No właśnie. O.O. Więc się rusz z łaski swojej.
- Już!- Krzyknął i zabrał się za rozwiązywanie moich dłoni. Chciałem już wstać. Chciałem wyjść z tej cholernej trumny! Chciałem wrócić do zamku! Chciałem…- Już.- Powiedział Marco, kiedy odzyskałem czucie w dłoniach. Pierwsze co zrobiłem i co zaskoczyło nie tylko mnie ale i pozostałych to nie było wyskoczenie w trumny. Przytuliłem się mocno do piersi Azazel’a zaciskając prawą dłoń na przedzie jego peleryny. Ukryłem twarz w jego piersi i zacząłem głośno płakać.
- Azazel… bałem… straszne… umrę… przepraaaaszammmm…..!- Szlochałem w jego pierś przez co nie mówiłem za wyraźnie. Poczułem jak jego ramiona zaciskają się dookoła moich. Jak przygarnia mnie do siebie i opiera policzek na mojej głowie.
- Już spokojnie. Już nic ci nie grozi. Jesteśmy przy tobie.- Powtarzał w kółko, aż nie przestałem szlochać. Głaskał mnie po plecach. Próbowałem unormować oddech ciesząc się jego unikatowym zapachem piżma i kokosów. Zadrżałem na całym ciele kiedy jego palce musnęły delikatnie mój kark.- Ezra?
- Tak?
- Twoja lewa ręka.- Powiedział cicho chociaż ja usłyszałem go idealnie. Wstrzymałem na chwilę oddech.
- Przepraszam…
- Daj mi ją.- Dodał jakby mnie nie usłyszał. Przełknąłem głośno ślinę i wtulając mocniej twarz w jego tors uniosłem do góry lewą rękę. Poczułem na jej przegubie jego chłodne palce. Po chwili czułem jak jego szorstki język sunął po każdej ranie jaka się na niej znajdowała.
Ukryłem czerwoną twarz jeszcze bardziej w jego płaszczu…
Nie wiem dlaczego, ale jego zachowanie strasznie mnie krępowało…
Jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka, kiedy wrócę do zamku…
Nie wiedziałem, ale się dowiedziałem.
To było…

 *****************************************
I jak wam się podobało>??
eh... po co się pytam jak nikt tego nie czyta....
tak więc do nastepnego tygodnia....
pozdrawiam
Gizi03031;*