To ja... spieczona i spalona ja zaprasza na kolejny rozdział i idę się trochę ogarnąć z tego bolesnego poparzenia przez słońce;/
*******************************************
Miesiąc.
Tyle mi zostało. Jeżeli w przeciągu
tego czasu Sebastian nie odda mi wehikułu czasu, zabije się. I nie żartuje
tutaj. Fakt. Spędzałem więcej czasu z Marco. Pozwolono nam nawet wychodzić na
spacery. Ale nie daleko i nie długo. Wiedziałem, że Marco chciałby wyrwać się
na dłużej, ale kiedy mu to zaproponowałem spojrzał na mnie jak na psychopatę i
skończył nasz krótki wtedy spacer.
Z Pablo szło mi coraz lepiej. Potrafiłem się już bronić. Gorzej było z atakowaniem, ale cóż. Może czegoś się nauczę przez ten ostatni miesiąc, aby móc w spokoju przeżyć ostatnie pięć dni mojego życia? Nie wiem. Zobaczymy. Mam w końcu miesiąc. A tyle rzeczy się może wtedy wydarzyć.
Z Pablo szło mi coraz lepiej. Potrafiłem się już bronić. Gorzej było z atakowaniem, ale cóż. Może czegoś się nauczę przez ten ostatni miesiąc, aby móc w spokoju przeżyć ostatnie pięć dni mojego życia? Nie wiem. Zobaczymy. Mam w końcu miesiąc. A tyle rzeczy się może wtedy wydarzyć.
Azazel Belial.
Taaaa.
To stanowczo osoba przez którą chcę
jak najszybciej zniknąć z tych czasów. Niewyżyty erotoman jakiś! Nie no, nie
powiem, że mi źle czy coś, ale wiecie czasami sam bym chciał sobie ze sobą
pospać, albo móc w spokoju usiąść na tyłku. Ja jestem zwykłym człowiekiem, a
nie tak jak on pijawką! Potrzebuje snu! I odpoczynku! A w szczególności
potrzebuje go mój tyłek!
No ale co ja mu będę tłumaczył. Jak
nie dołem to górą sobie wlezie aby bardziej zbrukać moje niewinne ciałko.
Pokręciłem przecząco głową. Niewinne
to może one było nim go poznałem, teraz o moje ciało kłócił by się nie jeden
alfons z moich czasów.
Trochę się zmienił od tamtego dnia
kiedy znalazł mnie w tej trumnie. Stał się bardziej milczący, ale wyczuwałem na
sobie jego spojrzenie częściej niż przed tym zdarzeniem. Mogę wręcz nawet rzec,
że lubił mieć mnie na oku dlatego wolał jak byłem w jego pobliżu. Słuchał
więcej moich dziwacznych opowieści uśmiechając się przy tym głupkowato.
Urozmaicił kuchnie o moje wymysły, co mnie bardzo zaskoczyło, ale z drugiej
strony cieszyłem się, że mogłem w końcu zjeść coś co było mi znane.
Z każdym dniem zakochiwałem się w
nim coraz mocniej, a wiedziałem, że nie powinienem. Dobrze, że mu nie
powiedziałem co czuje. Jeżeli bym to zrobił, to by mnie pewnie wyśmiał i już.
A tak… będzie szczęśliwy. W końcu tak mówiły moje książki od historii. Że po Erze Cienia, która trwała prawie 4 tysiące lat Azazel zaczął żyć pełnią życia i się zakochał. W moich czasach ma on nawet kogoś kto będzie z nim żył do końca świata. Jego ukochaną. Bądź ukochanego. Nie wiem. Nigdy nie wystawili tej osoby publicznie. Kiedyś czytałem z nim wywiad kiedy powiedział, że osoba ta jest… bardzo nerwowa, kiedy Azazel rozmawia o niej z innymi facetami i lepiej będzie jak nie będą mu więcej zadawać takich pytań.
A tak… będzie szczęśliwy. W końcu tak mówiły moje książki od historii. Że po Erze Cienia, która trwała prawie 4 tysiące lat Azazel zaczął żyć pełnią życia i się zakochał. W moich czasach ma on nawet kogoś kto będzie z nim żył do końca świata. Jego ukochaną. Bądź ukochanego. Nie wiem. Nigdy nie wystawili tej osoby publicznie. Kiedyś czytałem z nim wywiad kiedy powiedział, że osoba ta jest… bardzo nerwowa, kiedy Azazel rozmawia o niej z innymi facetami i lepiej będzie jak nie będą mu więcej zadawać takich pytań.
Rozejrzałem się po pokoju, w którym
siedziałem. Jestem tutaj teraz. Kilka set lat przed rozpoczęciem Ery Cienia. Co
się w niej działo i co ją zapoczątkowało nie miałem bladego pojęcia. Nie piszą
o tym w książkach. Nauczyciele tego nie wiedzą. A stare rody o tym nie mówią
jakby się czegoś obawiały. Nawet sam Azazel z moich czasów nabiera wody do ust
i nie chcę mówić. Przeważnie jak
w wywiadach pada tylko ta nazwa on wychodzi z pomieszczenia.
w wywiadach pada tylko ta nazwa on wychodzi z pomieszczenia.
Marco! Marco z moich czasów powinien
wiedzieć! W końcu żyje tutaj, teraz. Więc musiał przeżyć tą Erę. Przypomniało
mi się jak milkł kiedy nauczyciel wspominał ten temat na lekcji. Gdy kiedyś
gadaliśmy na lekcji i nie usłyszeliśmy pytania (podejrzewam, że Marco i tak je
usłyszał) mój przyjaciel został zapytany, o to co myśli na temat wydarzeń Ery
Cienia odpowiedział „Zapewne stało się tam coś gorszego niż stworzenie pana
pryszczatej mordy, dlatego nazywa się to Erą Cienia”. Oczywiście zarobił wtedy
szlaban, ale miał na niego wyjebane.
Więc co się stało? Jak wrócę będę
musiał go zapy… ta… ć…
Jasne! Jak wrócę do swoich czasów
muszę się skontaktować z siostrą i poprosić ją o rzucenie jej aktualnej pracy.
Będzie mogła znaleźć coś bardziej uczciwego i godnego jej osoby. Będę musiał
jej wytłumaczyć dlaczego niedługo odejdę. Może uda mi się ją namówić na to aby
opuściła Różaną Kotlinę. Nie mogę się spotkać z Marco, ani nawet z moim
nauczycielem Sebastianem. Skoro żyją oni tutaj, teraz to i w przyszłości
podejrzewam, że służą swojemu Panu.
Przekręciłem się na brzuch i
wypuściłem głośno powietrze z płuc. Może być tak, że Marco
z przyszłości wcale nie ma mnie za przyjaciela. Może to rozkaz od Azazela. Ale dlaczego? Dlaczego miałby mu takie coś rozkazać? Nie rozumiałem. I za bardzo nie chciałem tego ogarniać.
z przyszłości wcale nie ma mnie za przyjaciela. Może to rozkaz od Azazela. Ale dlaczego? Dlaczego miałby mu takie coś rozkazać? Nie rozumiałem. I za bardzo nie chciałem tego ogarniać.
- Ja to serio nie mam o czym
myśleć.- Jęknąłem głośno w poduszkę nie rejestrując tego że ktoś bezkarnie
wlazł mi do pokoju. Zorientowałem się, że mam gościa po tym jak ktoś strzelił
mnie delikatnie w tyłek! Odwróciłem się gwałtownie na plecy i spojrzałem w jego
złote oczy. Pochylał się nade mną i uśmiechał delikatnie.- Łapki przy sobie.
- Dotykam to co należy do mnie.
- Nie widzę abym gdziekolwiek był
podpisany twoim imieniem.- Odpyskowałem. Przeciągnął delikatnie palcami po
bliznach na mojej szyi. Uśmiechnął się przy tym i spojrzał mi w oczy.
- Ależ jesteś. Tylko jako człowiek
nie czujesz tego.
- Słucham?
- Jak mi nie wierzysz to zapytaj
innych na zamku czy jesteś gdzieś podpisany moim imieniem. Wszyscy powiedzą, że
tak.- Odparł i zaśmiał się cicho z mojej miny.
- Czekaj.- Odsunąłem go delikatnie i
usiadłem. Popchnął mnie na łóżko i położył głowę na mojej klatce piersiowej
przykładając ucho w miejsce serca.
- Później.
- Ja chcę teraz.
- A wiesz co ja chce teraz?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć
chociaż nie trudno się domyśleć skoro chodzi o takiego zboka jak ty.- Odparłem
i zatopiłem palce w jego włosach. Warknął cicho, ale się nie poruszył. Drapałem
go delikatnie po głowie gapiąc się w sufit. Milczałem. Aktualnie nie miałem
niczego mądrego do powiedzenia. Tak samo chyba jak on skoro milczał.
Przymknąłem delikatnie oczy i w głowie przywołałem obraz mojej siostry kiedy
ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Uniosłem delikatnie głowę do góry (Azazel nie
ruszył się nawet o milimetr). Do środka weszła Shira. Uśmiechnęła się do mnie
przepraszająco.
- Wybacz Ezra, ale mam sprawę do
Pana.
- No to z nim to załatwiaj, a nie ze
mną.
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Teraz robię za jego poduszkę,
więc…
- Śpi?- Zapytała zaskoczona Shira.
Spojrzałem na Azazela. Faktycznie. Zasnął.
- Azazel. Azazel.- Puknąłem go
delikatnie w ramię. Nie reagował. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ugryzłem
się delikatnie w język i oddychałem spokojnie. To była tylko kwestia czasu.
Najpierw drgnął po czym dość powoli podniósł głowę do góry i spojrzał mi w
oczy. Odwróciłem głowę w bok i wskazałem mu ręką drzwi. Dał znać naszemu
gościowi, że ma chwilę poczekać po czym bez zapowiedzi wbił się w moje usta
dość brutalnie nawet jak na niego. Jego język wdarł się do wnętrza moich ust
badając dokładnie każdy ich zakamarek oraz drażniąc mój język.
Z kącika ust ciekła mi ślina. Nie mogłem złapać oddechu. Azazel przerwał pocałunek kiedy nie mogłem już oddychać.
Z kącika ust ciekła mi ślina. Nie mogłem złapać oddechu. Azazel przerwał pocałunek kiedy nie mogłem już oddychać.
- Zrobisz tak jeszcze raz?
- Bne.- Odparłem niewyraźnie i
przetarłem napuchnięte usta. Całować to on potrafił, nie ma co. Usiadłem na
łóżku kiedy z niego zszedł.
- Shira.
- Tak, Panie.
- Prowadź.- Powiedział, kiedy
dojrzałem na jej policzkach krwistoczerwony rumień. Pewnie wyglądałem nie
lepiej niż ona. Kiwnęła delikatnie głową, uśmiechnęła się do mnie przepraszająco
po czym po niej i po tej pijawce nie było już śladu w moich skromnych progach.
Jęknąłem głośno i rzuciłem się na
poduszki gapiąc się na sufit. O co mu chodziło, że jestem podpisany jego
imieniem? Przecież jak dzisiaj się kąpałem nie widziałem żadnego nowego malunku
na moim ciele. Nie ma szans aby mnie podpisał. Ciekawe co mu się zrodziło w tej
jego wampirzej łepetynie, że wygaduje takie głupoty.
Przeciągnąłem palcami po
napuchniętych wargach. Nie wiem jak on, ale ja będę tęsknił za jego pocałunkami.
Przecież jak wrócę do swoich czasów nie
będę mógł do niego pójść i mu powiedzieć, że chcę aby mnie pocałował, bo za tym
tęsknie. Pewnie nawet nie będzie mnie pamiętał. W końcu pięć tysięcy lat robi
swoje.
Podniosłem się na równe nogi i
zarzucając na cienką bluzkę dodatkowe okrycie w charakterze marynarki
sięgającej mi połowy ud przewiązałem ją pozłacanym paskiem i wyszedłem ze
swojego pokoju. Wypadało by sprawdzić jak idą pracę nad wehikułem. Opuszczając
chłodne mury zamku zadrżałem na całym ciele. W sumie na dworze było trochę
cieplej niż ostatnio, ale wolałem nie ryzykować. Pamiętałem jak się
rozchorowałem kilka tygodni temu. Cierpiałem prawdziwe katusze.
W sumie nie tylko ja. Chyba każdy na tym zamku w jakimś stopniu odczuł mój parszywy stan zdrowia. W końcu oni nie chorują.
W sumie nie tylko ja. Chyba każdy na tym zamku w jakimś stopniu odczuł mój parszywy stan zdrowia. W końcu oni nie chorują.
Zasłoniłem oczy przed promieniami
słonecznymi i spojrzałem na Azazela wyprowadzającego ze stajni swojego konia.
Zatrzymałem się na chwilę na dziedzińcu, kiedy pochwycił moje spojrzenie. Podał
lejce stojącemu obok niego Pabllo i podszedł do mnie. Przyłożył mi rękę do
policzka i pogłaskał go delikatnie.
- Muszę na jakiś czas wyjechać.
- Na jak długo?- Zapytałem ignorując
nasze towarzystwo. Uśmiechnął się delikatnie.
- Nie martw się. Wrócę w przeciągu
czterech dni.
- To coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem. Zachowuj się pod
moją nieobecność.- Zaznaczył wskakując z gracją na konia. Wcisnąłem dłonie do
kieszeni spodni i zacząłem bujać się na piętach.
- Tylko czekam aż przekroczysz progi
zamku, a urządzę tutaj imprezę na sto osób. Zaproszę dziwki, striptizerów i
masę alkoholu. Będzie sado-maso oraz gangbang. A na koniec przed twoim powrotem
zorganizuje zapasy w kiślu.- Powiedziałem poważny na twarzy. Spojrzał na mnie
tak samo jak ja po czym prychnął pod nosem. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Przecież ty nie lubisz sado-maso.
- Ale ty lubisz.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. No to
życzę miłej imprezy z tymi wszystkimi twoimi dziwkami i striptizerami.- Zawołał
i popędził konia śmiejąc się głośno.
- A żebyś wiedział, że będzie miła!-
Krzyknąłem za nim. Pomachał mi tylko na pożegnanie. Nie odwrócił się. Stałem
tam jeszcze przez chwilę po czym ruszyłem we wcześniej obranym przez siebie
kierunku. Po przemierzeniu kilkunastu stopni zatrzymałem się przed drzwiami
prowadzącymi do królestwa Sebastiana. Nie musiałem nawet pukać. Kiedy tylko
uniosłem dłoń do góry drzwi otworzyły się same. Wzruszyłem ramionami i wszedłem
do środka. Sebastian siedział przy swoim stoliku z jakąś książką w ręku i co
jakiś czas coś w niej zapisywał swoim białym piórem.
- Witaj, Ezra.
- Sebastianie.-Skłoniłem się przed
nim delikatnie po czym zająłem miejsce koło niego.- Wiesz w jakiej sprawie
przychodzę.
- Przeważnie przychodzisz w tamtej
sprawię. Więc domyślam się, że twoja dzisiejszy wizyta to nie wyjątek. Jeżeli
słuch mnie nie mylił Azazel opuścił na jakiś czas zamek.
- Mówił, że na cztery dni. Później
ma wrócić.
- Dobrze się składa.
- Dlaczego?
- Zaczął węszyć. Chce wiedzieć co
znowu tworzę. Teraz kiedy go nie będzie będę mógł wszystkie swoje wyliczenia
wprowadzić w życie. Przy dobrych wiatrach jeszcze trzy tygodnie
i będziesz mógł wrócić do swoich czasów.- Powiedział i odłożył książkę na stoliku. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.- Może się czegoś napijesz? Soku, wina, wody?- Zapytał. Pomyślałem przez chwilę.
i będziesz mógł wrócić do swoich czasów.- Powiedział i odłożył książkę na stoliku. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.- Może się czegoś napijesz? Soku, wina, wody?- Zapytał. Pomyślałem przez chwilę.
- Jeżeli można to skosztowałbym
wina.
- Widzę, że kota w domu nie ma myszy
harcują.- Zaśmiał się cicho z mojej miny. Wzruszyłem ramionami i podziękowałem
grzecznie, kiedy podał mi puchar z czerwonym napojem.
- Powiedziałem mu przecież, że
organizuje wielką imprezę, której jednym punktem będzie właśnie alkohol.-
Powiedziałem i upiłem łyk trunku. O dziwo był słodki, a nie tak jak się tego
spodziewałem gorzki.- Życzył mi miłej zabawy.
- Widzę, że relacje między wami
nieznaczenie się poprawiły.
- Nieznacznie.- Przyznałem mu rację.
Znowu zaśmiał się głośno po czym upił łyk
i odstawiając puchar na stoliku spojrzał na mnie. Splótł palce w piramidkę i ułożył ją na swoich udach.
i odstawiając puchar na stoliku spojrzał na mnie. Splótł palce w piramidkę i ułożył ją na swoich udach.
- Czy coś się dręczy?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Twoja aura jest mętna. Coś cię
dręczy.
- Mam kilka spraw na głowie.-
Powiedziałem ukrywając usta za naczyniem trzymanym przeze mnie w dłoniach.
- Jeżeli chcesz z chęcią cię
wysłucham.- Zaproponował. Przyglądałem mu się dłuższy czas, ale nie wyczytałem
w jego spojrzeniu niczego podejrzanego. Ot. Był taki sam jak zawsze.
Uśmiechnięty, pomocny pan Sebastian. Nauczyciel, który wiele razy ratował mnie
z opresji.
- Jako… odmieńce… przepraszam za
wyrażenie…- Zacząłem. Kiwnął głową, na znak że rozumie i ruchem ręki zachęcił
mnie do tego abym kontynuował.- Czy macie słabą pamięć? Taką jak ludzie czy…
- Nie. Pamięć mamy idealną. Ja na
przykład pamiętam dokładnie całe swoje życie. To nie jest tak, że mam to
napchane w głowie. Po prostu jeżeli musze to potrafię to wyciągnąć z samego dna
mojego umysłu.
- Czyli za te pięć tysięcy lat
będziesz mnie pamiętał? Tak samo jak Marco?
- I tak samo jak Azazel. Nie
zapomnimy ciebie. Tym bardziej teraz jak wrócisz do swoich czasów dasz
wszystkim… odmieńcom…- Zacytował mnie po czym zaśmiał się cicho kiedy na moje
policzki wkradł się delikatny rumień.- …jasno do zrozumienia, że miałeś jakiś
kontakt z Azazel’em.
- Dlaczego?- Zapytałem poprawiając
się wygodnie w fotelu. Zmierzył mnie dokładnie swoim czujnym spojrzeniem.
- W końcu masz na sobie jego ślady.
Należysz do niego.
- Nie należę. Nie podpisał mnie…
- Podpisał.
- Co?- Zapytałem i zerwałem się ze
swojego miejsce zdjąłem marynarkę i podwijając bluzkę zacząłem przyglądać się
swoim tatuażom. Nie wiedziałem na nich niczego nowego. Nawet jednej, małej,
dodatkowej kropki.- Nic nie widzie.- Powiedziałem patrząc na niego zagubionym
spojrzeniem. Przeciągnął delikatnie palcami po swojej szyi. Przyłożyłem dłoń do
swojej tętnicy. Poczułem pod palcami blizny pozostawione przez jego kły.-
Przecież to tylko blizny. Nic nie znaczące…
- Kiedy cię ugryzł, a nawet
wcześniej bo kiedy dał ci swoją krew wczepił w ciebie swój zapach. Ludzie go
nie wyczują, ale tacy jak ja… z odległości kilku dziesięciu kilometrów wszyscy
będą wiedzieć, że jesteś jego.
- To o to mu chodziło.- Jęknąłem i
usiadłem na fotelu. Przetarłem dłońmi po policzkach.- Czy jest jakaś możliwość
aby ukryć ten zapach?
- Ktoś inny musiał by cię ugryźć,
ale…
- Nie.- Przerwałem mu gwałtownie.
Nie podobał mi się ten pomysł. Zaśmiał się cicho.
- Ale nikt tego nie zrobi. Przecież
nikt nie zadrze z Azazel’em.
- Sebastian?- Zapytałem po dłuższej
chwili milczenia, kiedy ten do połowy opróżnił swój puchar. Spojrzał na mnie
unosząc do góry prawą brew.
- Hmmm?
- Skoro wszyscy tak bardzo obawiając
się Azazel’a, to dlaczego nie może on pogadać z twoim bratem aby ten oddał ci
wolność i przestał cię tutaj więzić?- Zapytałem. Zaskoczył mnie jego nagły
wybuch śmiechu. Wytarł zbłąkaną łzę cieknącą mu po policzku.
- Może dlatego, że moim bratem jest
właśnie Azazel. Przecież nie może sam siebie poprosić
o to aby puścił mnie wolno.- Powiedział. Siedziałem z szeroko otwartymi ustami i oczyma gapiąc się na niego oniemiały. Przecież to musiał być żart. Uśmiechnął się delikatnie i pochylając w moim kierunku zamknął mi usta swoim palcem.
o to aby puścił mnie wolno.- Powiedział. Siedziałem z szeroko otwartymi ustami i oczyma gapiąc się na niego oniemiały. Przecież to musiał być żart. Uśmiechnął się delikatnie i pochylając w moim kierunku zamknął mi usta swoim palcem.
- Jak to jest twoim bratem? Ja nic
nie wiedziałem? Nawet w moich czasach nikt o tym nie wiedział, więc…
- Prawdopodobnie nie było takiej
potrzeby aby inni wiedzieli o mnie i o Azazel’u. Tak zapewne jest lepiej dla
wszystkich.
- Ja już naprawdę was wszystkich nie
rozumiem. Dlaczego Azazel jest taki uparty i…
- Ponieważ zniszczenie ziemi oraz
trzech lądowników z ludźmi w środku to w dużej mierze była moja wina.
- Jak to?- Zapytałem szeptem.
Spojrzał na mnie smutnym spojrzeniem.
- Kiedyś ludzi z twoją przypadłością
było tylko kilku. Garstka. Byli przetrzymywani
w Instytucie Badawczym, w którym pracowałem razem z Azazel’em. Była tam pewna dziewczynka. Urzekła mnie. Pomogłem jej uciec.- Oblizał usta koniuszkiem języka.- W tamtych czasach choroba ta była zakaźna. Przez to większa część populacji zmarła. Kiedy po długich staraniach udało nam się zebrać zdrowych ludzi oraz innych odmieńców wyruszyliśmy na poszukiwania nowego, lepszego domu.– Spojrzał przez okno wracając do swoich wspomnień.- Byłem opiekunem czterech lądowników, które miały bezpiecznie dotrzeć na tą planetę. Dotarł tylko jeden. Na którego pokładzie się znajdowałem.
w Instytucie Badawczym, w którym pracowałem razem z Azazel’em. Była tam pewna dziewczynka. Urzekła mnie. Pomogłem jej uciec.- Oblizał usta koniuszkiem języka.- W tamtych czasach choroba ta była zakaźna. Przez to większa część populacji zmarła. Kiedy po długich staraniach udało nam się zebrać zdrowych ludzi oraz innych odmieńców wyruszyliśmy na poszukiwania nowego, lepszego domu.– Spojrzał przez okno wracając do swoich wspomnień.- Byłem opiekunem czterech lądowników, które miały bezpiecznie dotrzeć na tą planetę. Dotarł tylko jeden. Na którego pokładzie się znajdowałem.
- A co się stało z pozostałymi
trzema?
- Mój komputer pokazał, że na
tamtych lądownikach byli zarażeni ludzie. Nie mogłem dopuścić, aby epidemia się rozprzestrzeniło, a piekło
które zmalowałem się powtórzyło. Bez wahania zestrzeliłem lądowniki. Później
dowiedziałem się, że był to błąd systemu. Przeze mnie zginęło ponad 3 tysiące
ludzi. I mówię tutaj tylko o ludziach z lądownika.- Powiedział i wstając ze
swojego miejsca zgarnął książkę ze stolika. Podszedł do okna i wyjrzał na
dziedziniec.
- Powiem ci, że w moich czasach
jesteś… wolny.- Szepnąłem cicho. Zaśmiał się pod nosem
i spojrzał na mnie.
i spojrzał na mnie.
- Chyba powinieneś już iść.-
Powiedział i popukał paznokciem w szybę. Podszedłem do niego poprawiając
marynarkę. Wyjrzałem przez okno i zmarszczyłem czoło.
- Nie sądziłem, że minęły już cztery
dni od kiedy Azazel wyjechał.- Powiedziałem marszcząc nos kiedy dojrzałem na dziedzińcu
Azazel’a i pozostałych którzy dosłownie pół godziny temu wyruszyli z zamku.
Machnąłem na niego ręką. Przecież i tak nikt go nie ogarnie więc nawet ja nie
miałem zamiaru próbować. Szkoda nerwów, czasu i urody. Uśmiechnąłem się
delikatnie do Sebastiana podchodząc do drzwi.- No i nie zrobiłem tej imprezy.
- Następnym razem ci się uda.
- No ba.- Zaśmiałem się i zamknąłem
za sobą drzwi. Odczekałem jeszcze chwile po czym zacząłem po woli schodzić na
dół. Zatrzymałem się przy wejściu do wierzy. Coś mnie powstrzymało przed
wyjściem na dziedziniec. Jakaś niewidzialna siła kazała mi stać w miejscu i nie
pozwoliła mi nawet na głośniejsze zaczerpnięcie powietrza.
Opierając się o drzwi spojrzałem na
schody piętrzące się przede mną. Przecież nie mam się czego obawiać. To tylko
głupi wymysł mojego ciała, które nie wiadomo dlaczego bało się wyjść na
zewnątrz.
- Mam na dzisiaj dość! Niech Shira
znajdzie Ezre i przyśle go do mojej komnaty!- Usłyszałem jego krzyk dobiegający
zza drewnianych drzwi. Włosy na całym moim ciele stanęły dęba. Znałem ten ton.
Zacisnąłem ręce na drżących ramionach. Azazel był zły i chciał się ze mną
wiedzieć. Nie ma szans! Nie pójdę do niego do póki mu nie przejdzie!
Odczekałem jeszcze dziesięć minut,
po czym otwierając delikatnie drzwi rozejrzałem się po dziedzińcu. Nikogo na
nim nie było. Wychodząc po cichu ze swojej nieplanowanej kryjówki zacząłem
najciszej jak się dało przemieszczać się w stronę drzwi prowadzących do mojej
komnaty. Tam się schowam i przeczekam. Niezauważony wbiegłem na korytarz i
zmierzają co dwa schodki wpadłem do mojego pokoju. Rozejrzałem się po nim.
Marco siedział przy kominku i znowu coś strugał w drewnie. Spojrzał na mnie
zaskoczony. Uniósł do góry brew kiedy zamknąłem drzwi na klucze i pchając
ciężką komodę stojącą koło nich zabarykadowałem je, odcinając się w ten sposób
od świata zewnętrznego.
- Coś się stało?- Zapytał Marco
wracając do swojego wcześniejszego zajęcia. Usiadłem na swoim łóżku i zgarnąłem
w dłonie poduszkę. Przytuliłem się do niej.
- Nic takiego.
- To dlaczego zachowujesz się jakbyś
coś zrobił?
- Ja się tak nie zachowuje.
- No chyba widzę. Kto normalny…-
Urwał, kiedy przerwało mu pukanie do drzwi. Spojrzał na mnie kątem oka. Cały
zesztywniałem. Nie usłyszałem żadnych kroków ani nie wyczułem żadnego zapachu.
Nie wiedziałem, kto za nimi stoi. Przeciągnąłem językiem po zębach.
- Tak?- Zapytał Marco kiedy się nie
odezwałem.
- Marco? Można na chwilę?-
Usłyszałem głos Shiry. Podniosłem się delikatnie na klęczki kombinując gdzie
się mogę schować.
- To może być trudne do
zrealizowania. Coś się stało?- Zapytał Marco. Czułem na sobie jego spojrzenie,
kiedy podbiegłem na paluszkach do jego łóżka. Okryłem się jego kocem i zacząłem
powoli wsuwać się pod jego łóżko. Pochylił się przytulając prawie twarz do
podłogi, aby tylko na mnie spojrzeć. Uniósł do góry brwi, kiedy nasze
spojrzenia się spotkały.
- Pan chce się widzieć z Ezrą, ale
nigdzie nie mogę go znaleźć.- Usłyszałem przytłumiony głos kobiety.
- Pan? Przecież miał jechać zobaczyć
jak się mają sprawy z budową jednego z miast z Różanej Kotliny.
- Pojechał. No i wrócił. Jest
zdenerwowany.
- Wiesz, że to nie najlepszy pomysł,
aby w takim stanie widział się z tym człowiekiem.
- Eh. Nie chcę tak gadać. Mogę
wejść?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo się masturbuję i nie chcę abyś
się na to gapiła.- Powiedział bez ogródek chłopak.
- Jak tam chcesz. Jeżeli Ezra wróci
do pokoju powiedz mu, że Pan chce go widzieć.- Powiedziała. Usłyszałem echo jej
oddalających się kroków. Nie ruszałem się jeszcze przez chwilę.
- Wiesz ja osobiście odradzałbym ci
wizyty w jego komnatach w tym momencie, ale jako jego strażnik nalegałbym abyś
przestał się chować i poszedł do niego. Im szybciej tym lepiej. Może…
- Ja tam nie pójdę. Niech najpierw
się uspokoi, a dopiero później…
- Będzie jeszcze bardziej zły niż
jest teraz.- Powiedział patrząc na mnie, kiedy wygrzebałem się do połowy spod
łóżka.
- Taki mądry to sam pójdź do niego i
zobaczymy jak będziesz śpiewać.
- Szanuje swój tyłek.
- A ja swój!
- Nie unoś się tak. Powiem ci tylko,
że ta komoda go nie powstrzyma. Jak będzie chciał to tutaj wlezie. Wiesz… nie
chcę oglądać tego co ci zrobi więc lepiej idź do niego. Może nie będzie boleć.
Tak bardzo…
- Nie będzie boleć?! Czy ty siebie
słyszysz?!- Krzyknąłem na niego po czym jęknąłem głośno kiedy kant łóżka wbił
mi się boleśnie w plecy. Gwałtowne wstawanie, kiedy jest się w połowie ukrytym
pod łóżkiem nie jest dobrym pomysłem. Marco wypuścił głośno powietrze z płuc i
odłożył na bok swój scyzoryk oraz kawałek drewna.
- Nie wiem ile wiesz o moim Panie,
ale uwierz mi to osoba, która na ciebie zasługuje. Nie ty na niego. Tylko on na
ciebie. Może i jest dość porywczy i czasami myśli tym co ma między nogami… no
dobra. Dość często.- Poprawił się, kiedy obrzuciłem go spojrzeniem godnym zirytowanego
idioty. Usiadłem na jego łóżku masując obolałe plecy.- Cieszę się, że to ty
jesteś człowiekiem, który go pokochał.
- C… Co?- Pisnąłem zaskoczony
patrząc na niego gwałtownie. Uniósł dłonie w geście obrończym i zaśmiał się
cicho.
- Nie chcę cię atakować, ani nic.
Mój Pan z racji tego, że nosisz jego zapach…- Dla potwierdzenia słów zaciągnął
się mocno powietrzem.-… nie wyczuwa zmian w twojej aurze. Ale inni na zamku to
widzą i czują. Wiedzą jakim uczuciem go obdarzyłeś. Z początku myślałem, że coś
mi
z oczami szwankuje, ale jednak się nie pomyliłem. Wierz mi, ktoś taki jak on będzie cię nosił na rękach za twoją miłość.
z oczami szwankuje, ale jednak się nie pomyliłem. Wierz mi, ktoś taki jak on będzie cię nosił na rękach za twoją miłość.
- Przecież ten zimny drań nie
potrzebuje takich uczuć. Myślisz, że polecę do niego i mu powiem co do niego
czuje? Musiałbym być głupcem. Jestem dla niego tylko workiem krwi
i pojemnikiem na spermę.
i pojemnikiem na spermę.
- Gdybyś był dla niego tylko workiem
krwi wychłeptałby cię do cna już przy twoim pierwszym spotkaniu z nim, a nie
powstrzymał mnie przed rozszarpaniem ci gardła.- Warknął. Przez chwilę jego oczy
stały się złote, by po chwili znowu przybrać swoją naturalną barwę.- Pamiętaj.
Ludzie, których najtrudniej kochać, najbardziej tej miłości potrzebują. A mój
Pan potrzebuje jej bardzo dużo.- Sięgnął ponownie po rzeczy, które odłożył na
czas naszej rozmowy koło swojej nogi
i uśmiechnął się do mnie.- Cieszę się, że Pan miał szansę cię poznać. Proszę. Nie przestawaj go kochać. Co by się nie działo, kochaj go.
i uśmiechnął się do mnie.- Cieszę się, że Pan miał szansę cię poznać. Proszę. Nie przestawaj go kochać. Co by się nie działo, kochaj go.
- Ja… ja… pójdę się umyć… a później…
chyba do niego pójdę.- Powiedziałem cicho
i podszedłem do drzwi od łazienki.
i podszedłem do drzwi od łazienki.
- Dziękuje.- Nie byłem pewny czy
naprawdę usłyszałem te słowa z jego ust czy po prostu mi się przesłyszało.
Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Wiedziałem, że im dłużej będę
tutaj siedzieć tym gorzej może się to na mnie odbić, ale ja naprawdę nie miałem
ochoty się z nim spotykać kiedy on był w takim stanie.
**
Wyszedłem z łazienki wycierając
dokładnie włosy w puchowy ręcznik. Marco siedział w tym samym miejscu jak zanim
zamknąłem się w pomieszczeniu obok. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się
zadziornie.
- Coś długo ci zeszło.- Zauważył.
Odchrząknąłem głośno i wciągnąłem na nogi swoje buty.
- Myłem się…
- Mmmm.- Powiedział tylko i zaśmiał
się cicho. On wiedział! On wiedział co ja tam robiłem, chociaż starałem się być
bardzo cicho!
- No to ja… tego… idę.-
Powiedziałem. Odwróciłem się w stronę drzwi i zauważyłem, że komoda wróciła na
swoje miejsce. Nie skomentowałem tego. Otworzyłem drzwi.
- Powodzenia. Będę czekał aż
wrócisz.- Rzucił za mną. Pomachałem mu tylko ręką na odchodne i zamknąłem za
sobą drzwi. Spojrzałem w stronę schodów i przystanąłem jak wryty. Na ich
szczycie stał właśnie Azazel. Opierał się o ścianę. Racę miał skrzyżowane na
piersi. Mierzył mnie uważnie swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Gdzie to się wybieramy?- Zapytał
chłodno. Po moim ciele przeleciał chłodny dreszcz.
- Do ciebie…. Słyszałem, że mnie
szukałeś. Więc idę do ciebie.- Powiedziałem. Schowałem drżące ręce do kieszeni
i pochyliłem się trochę w jego stronę.- Nie sądziłem, że będziesz aż tak
blisko. To o czym chciałeś porozmawiać?
- Chodź.- Powiedział i puścił mnie
przodem. Kiwnąłem głową i zacząłem powoli schodzić
w dół czując za sobą jego osobę. Jego czujny wzrok badał każdy mój ruch.
w dół czując za sobą jego osobę. Jego czujny wzrok badał każdy mój ruch.
Mam nadzieję, że pomoc Marco jednak
nie będzie potrzebna.
Aż tak bardzo…
****************************************
No i coraz bardziej zbliżamy się ku końcowi....
Aż sama nie mogę w to uwierzyć, że to już prawie koniec....
Eh.... a później dodam kilka krótszych opowiadań.
Mam nadzieję, że wam sie spodobają:)
Pozdrawiam
Gizi03031