niedziela, 14 maja 2017

8.„Drewniane więzienie”8

Hejka.
Pięknapogoda (w końcu), napisana maturka (dodatkowa. oryginalna zdalam kilka lat temu), to można dodac nowy rozdział;)
******************************************
Od mojej przygody w jego sypialni minęło już pół roku. Od mojego przybycia do tych czasów minęło siedem i pół miesiąca. Czas do mojego powrotu: Cztery i pół miesiąca.
Co się stało przez te pół roku? Wiele. I to bardzo wiele. Najważniejsza rzecz (którą uświadomił mi Marco).
Zakochałem się.
Nie. Nie w Marco.
W Azazelu.
A tak się zapierałem. Posunęliśmy się trochę dalej w naszych przygodach w jego sypialni, ale nadal nie poszliśmy na całość. On nie nalegał. Ja mu nie przypominałem. Oboje byliśmy szczęśliwi.
Ale wiecie. Nie to było w tym wszystkim nowego. Nowy byłem ja. No wiem. Przybyłem tutaj z odległych czasów. Lol. Wszyscy na zamku już o tym wiedzieli. Znali nawet jakieś niepisane prawa
o których ja oczywiście nie miałem zielonego pojęcia, a które właśnie dotyczyły mojej skromnej
i pięknej osoby. No i wiem też że pozwalam na więcej Azazel’owi i więcej czasu spędzamy ze sobą, ale nie o to mi chodziło kiedy powiedziałem, że i ja się zmieniłem. No wiecie… jakby to wytłumaczyć?
Widzę lepiej, słyszę lepiej, czuję lepiej. Tak chyba będzie najprościej. Im częściej zażywam swój nowy „lek” tym bardziej wyostrza mi się słuch, węch i wzrok. Czasami nawet swędzą mnie dziąsła, ale nie mówiłem o tym nikomu. Dość często specjalnie nie reagowałem na głosy innych aby tylko się nie zorientowali. Ale wiecie… leże sobie spokojnie u siebie na łóżku, a słyszę jakieś jęki wydobywające się z drugiego końca zamku. No i moja mina kiedy na drugi dzień po zapachu rozpoznaje czyje to były jęki. Eh… jakby to powiedzieć. No dobra. Najważniejsze aby Azazel się nie dowiedział. O niczym co ma związek z… tym. Z moją przemianą cielesną i uczuciową. Jestem dla niego tylko ciekawym obiektem obserwacyjnym. Jedyne co powiedział, że lubi jak się na mnie patrzy to „krew. Zapach”. Nigdy nie powiedział, że chociaż lubi moją osobę! A ja miałbym mu powiedzieć, że go kocham?! A w życiu!
Usiadłem gwałtownie na łóżku, kiedy usłyszałem jak brama wjazdowa na dziedziniec zostaje otworzona. Przeciągnąłem językiem po zębach kiedy zabolały mnie delikatnie. Azazel przyjechał. Wiedziałem, że nie ma go w zamku. Wyjechał gdzieś rano, ale już wrócił. Wyjrzałem przez okno
i stanąłem jak wryty. Owszem. Jednego z trzech wierzchowców, które wjechały na dziedziniec dosiadał właśnie Azazel. Ale na dwóch pozostałych siedziały osoby, które nie miały prawa na nich siedzieć. Pierwszą z nich był Bolin. Drugą z kolei Marco. Opuścił teren zamku bez mojej zgody. Ba! Beze mnie! Zagryzłem mocniej wargi i odwróciłem się w stronę drzwi. Zszedłem szybko po schodach skacząc co dwa-trzy stopnie aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Otworzyłem z hukiem drzwi zwracając w ten sposób uwagę wszystkich osób na moim wejściu smoka. Azazel skrzywił się delikatnie. Udałem, że tego nie zauważyłem. Podszedłem do nich nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
- Marco.- Zacząłem. Chłopak zszedł ze swojego konia i spojrzał na mnie niby to obojętnie. Chociaż ja znałem go już tak długo iż wiedziałem co ta niby obojętność oznaczała.
- Tak.
- Gdzie byłeś?
- W stajni.- Skłamał płynnie. Pół roku temu może bym i w to uwierzył, ale teraz idealnie słyszałem jak szybko bije mu serce. Kłamał. Patrzył mi w oczy i kłamał.
- A Bolin i Azazel pewnie byli z tobą?- Zapytałem. Kiwnął niepewnie głową.
- No byli.
- Nie wiedziałem, że kręcą cię trójkąciki.- Warknąłem cicho. Zacisnąłem mocniej usta kiedy moje dziąsła zaczęły swędzieć. Coś nowego. Owszem, wcześniej też swędziały, ale tylko w obecności Azazel’a. A teraz? Dlaczego teraz?
- Ezra.- Powiedział ostrzegawczo Belial zbliżając się do mnie. Położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją chociaż wiedziałem, że tego nie lubi. Wskazałem palcem na Marco później na Bolina. Przekrzywiłem głowę i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Gra czasowa. 21 osób.- Powiedziałem i odwracając się na pięcie ruszyłem w stronę, z której dopiero co przyszedłem. Nie uszedłem nawet trzech kroków, kiedy drogę zaszedł mi Azazel.
- Nie wygłupiaj się.- Warknął. Spojrzałem na jego stopy. Ja mam się nie wygłupiać?! JA?! Zrobiłem trzy kroki i podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na karku. Nacisnąłem na nią delikatnie dając mu znać, że ma się pochylić. Zrobił tak myśląc pewnie, że chce mu coś szepnąć do ucha. Ale ja zrobiłem coś równie szalonego.
- Milcz.- Szepnąłem i moje swędzące od dłuższego czasu zęby zatopiły się w jego szyi. Poczułem znajomy mi już smak. Trwało to niecałą sekundę, a zostałem brutalnie odepchnięty. Upadłem na ziemie raniąc sobie dłonie o żwir wysypany na ścieżce. Spojrzałem na Azazela przecierając usta. Trzymał się za szyję w miejscu, w którym go ugryzłem i przyglądał mi się dziwnie. Wstałem i wyminąłem go nie odzywając się w ogóle.
- Panie! On… on cię ugryzł?!- Krzyknął zaskoczony Bolin kiedy zbliżałem się do drzwi prowadzących do mojej wierzy. Kurwa! Zabrzmiałem jak jakaś księżniczka!
- Bolin, zamknij się. Wiem. Poczułem. Weź to ulecz. Sam tego nie zrobię w takim miejscu.
- Może lepiej…
- Bolin!
- Tak. Panie.- Powiedział posłusznie. Odwróciłem się za siebie, aby zobaczyć co robią. Jedną stopą byłem już w korytarzu prowadzącym do góry. Moim ciałem targnął silny dreszcz, a serce przeszył ból kiedy zobaczyłem jak Bolin pochyla się nad szyją Azazel’a i liże ją powoli trzymając go za ramiona. A Azazel mu na to pozwalał odchylając zachęcające głowę w bok. Bolin spojrzał na mnie jakby wyczuł, że im się przyglądam. Oczy mnie zapiekły. Odwróciłem się i co sił w nogach pognałem do góry. Pierwsze drzwi od komnaty trzasnęły. Nie myśląc zbyt wiele wbiegłem do łazienki. Drzwi od tego pomieszczenia mogłem zaryglować. I tak też zrobiłem. Zsunąłem z bioder lniane spodnie oraz bokserki. Rzuciłem je w kąt. Po chwili ich los podzieliła taka sama koszulka. Zanurzyłem się po same uszy w ciepłej wodzie, którą przyszykowałem sobie już wcześniej. Chwilę przed ich powrotem. Teraz mogłem zrobić to co chciałem. Skóra na dłoniach zapiekła kiedy zetknęła się z wodą. Spojrzałem na nie okręcając je pod ciepłą cieczą. Krwawiły delikatnie. Czerwień mieszała się z odcieniem tutejszej wody.
Nie marnuj jego krwi?! Kurwa! Sam ją właśnie zmarnował i go to obeszło! I co to było z tym Bolinem! Dlaczego mu na to pozwolił?! Oczywiście. Wiedziałem. Lubił mój zapach. Lubił moją krew. Ale nigdy nie polubi mnie. Robiłem sobie niepotrzebnie nadzieję. Nie było szans, aby ktoś taki jak on pokochał kogoś takiego jak ja. Zanurzyłem się całkowicie w wodzie pozwalając aby przyjemna cisza otuliła moje skotłowane nerwy oraz napięte ciało.
W takich momentach chciałem wrócić. Do swoich czasów, w których z nich wszystkich znałem tylko Sebastiana oraz Marco i okazało się też, że Bolina również. O Boże. Ja obciągnąłem kolesiowi u którego dość często stołowałem się w barze. Chodziłem do niego, a on z uśmiechem mnie obsługiwał wiedząc co mu zrobię/zrobiłem Paranoja. Chciałem wrócić do mojej siostry. Do mojej szkoły. Do zostawionego mi czasu. Do swobody ruchu. Ale nie mogłem. Musiałem czekać, aż Sebastian skończy swoją pracę. Musiałem się tutaj jeszcze pomęczyć.
Wynurzyłem się spod wody łapiąc głęboko powietrze do płuc. Przetarłem twarz ukrywając
w ten sposób oznaki, że płakałem. W razie czego będę mógł powiedzieć, że to od wody mam takie oczy. Chociaż w obecnej sytuacji nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Może i byłem zły
i zachowywałem się jak dziecko, które na domiar złego było zazdrosne, ale miałem to głęboko
w dupie. Nie odezwę się do nikogo, kto mieszkał w tym zamku! Nalałem na dłonie szampon. Umyłem dokładnie włosy spłukując je kilka krotnie. Nalałem na dłonie żel pod prysznic wmasowując go
w zdrętwiałe ramiona.
- Musimy porozmawiać.- Usłyszałem głos za sobą. Zadławiłem się własną śliną, kiedy przestraszony podskoczyłem w wannie uderzając w jej ścianę łokciem. Nie odwróciłem się ani się nie odezwałem. Po chwili bezruchu wróciłem do ponownego mycia swojego ciała. Azazel cały czas stał za mną.- Kiedy to się zaczęło? Kiedy zaczęły swędzieć cię dziąsła?- Zapytał. W milczeniu opłukałem się starannie. Przecież postanowiłem, że do nikogo się nie odezwę.
Nie zważając na jego obecność wyszedłem z wanny okrywając się szczelnie ręcznikiem. Podszedłem do lusterka, koło którego stał i nałożyłem na szczoteczkę trochę pasty. Zabrałem się za mycie zębów podziwiając z wielkim zainteresowaniem wnętrze umywalki.
Była taka fajna.
Gładka i cała biała.
Opłukałem zęby i sięgnąłem po czysty zestaw bielizny. Ubrałem go na siebie odkładając ręcznik na miejsce. Wciągnąłem na siebie luźne dresy oraz koszulkę na ramiączkach. Wyminąłem go
i ruszyłem w stronę pokoju. Złapał mnie za ramię zmuszając w ten sposób do zatrzymania mojej zajebistej osoby w miejscu.
- Zadałem ci chyba pytanie.- Warknął. Odczekałem chwilę po czym wyrwałem się z jego uścisku. Wszedłem do pokoju, ale nie uszedłem nawet dwóch kroków kiedy jego ramię oplotło moją talię a ja wylądowałem na łóżku.- Marco.
- Tak, Panie?- Zapytał chłopak, który leżał na swoim łóżku i czytał jakąś książkę. Spojrzał na nas zaciekawiony.
- Zostaw nas samych.- Rozkazał. Chłopak bez chwili wahania opuszczając posłusznie głowę w dół wyszedł z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Leżałem na swoim łóżku gapiąc się w sufit, który po chwili przesłoniła mi jego twarz. Oddychałem spokojnie chociaż wszystkie moje mięśnie się napięły. Wiedziałem, że to wyczuł. Przyglądał mi się uważnie. Odwróciłem głowę w bok, aby tylko na niego nie patrzeć. Wyciągnąłem przed swoją twarz dłoń i najnormalniej w świecie zacząłem podziwiać swoje paznokcie.- Ezra. Chyba przez ostatnie pół roku nauczyłeś się, że mnie się nie denerwuję. A jesteś na dobrej drodze do tego.- Zauważył inteligentnie pochylając się nade mną. Odwróciłem się na bok jakby w ogóle go tutaj nie było, chociaż w myślach zacząłem analizować jego słowa. Wiedziałem bardzo dobrze, że go się nie denerwuje. Moje ciało dobrze pamiętało każdy rodzaj kary jaki dla mnie przyszykował. Od tych przyjemniejszych po te mniej przyjemne.- Nie chcesz gadać to, nie. Ja poczekam. Ale teraz mam zamiar odebrać to co wziąłeś sobie bez pozwolenia i nawet za to nie zapłaciłeś.- Dodał i z całej siły przekręcił mnie na plecy. Spojrzałem przez chwilę na niego gniewnie, ale to on nie pozwolił mi się patrzeć. Prawą ręką zakrył mi dokładnie usta przyciskając ją mocno do mojej twarzy po czym odchylił moją głowę w dość brutalny sposób w bok. Zamarłem. Co on…
Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz, a z ust wydostał się przeraźliwy krzyk, który od razu został stłumiony przez jego dłoń. Próbowałem go od siebie odtrącić, ale jego marmurowe ciało nie chciało się ruszyć. Bolało! I to jak cholernie bolało! Miałem wrażenie, że wyczuwam każdą komórkę w swoim ciele. Jego długie zęby wbiły się jeszcze głębiej, a ja ponownie krzyknąłem. Tam gdzie ugryzł bolało najbardziej. Miałem wrażenie jakby coś siłą wyciągało ze mnie życie i energię. Całe ciało mnie paliło i piekło jednocześnie. W tym samym momencie czułem i ogień i lód. Z każdą chwilą moje ciało poruszało się coraz słabiej, a ja coraz ciężej oddychałem. Nie miałem siły z nim walczyć. Po policzkach ciekły mi łzy. Słyszałem jak głośno przełykał moją krew. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.- Jak się zastanowisz czy twój foch minął przyjdź do mnie. Jak nie przyjdziesz do jutrzejszego poranka znowu przyjdę po zapłatę. Tym razem troszkę większą.- Warknął i po chwili drzwi trzasnęły głośno kiedy wyszedł z mojego pokoju.
A ja? Jak małe, zranione dziecko zwinąłem się w kłębek przykładając drżące ręce do miejsca, w które mnie ugryzł. Nie było rany. Nie było krwi. Ale pod palcami wyczułem nowe blizny. Blizny które bolały przy najdelikatniejszym dotyku.
Marco wszedł po cichu do pokoju i obdarzył mnie współczującym spojrzeniem. Rozpłakałem się na dobre wyjąc głośno.

^^~^^

Spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta trzydzieści. Miałem jeszcze półtorej godziny, aż nie będę mógł wyjść z pokoju. Ubrałem na siebie ciepłą bluzę i buty z zamiarem wykonania swojego co wieczornego spacerku, który objawiał się tym, że przeszedłem najpierw w szerz i wzdłuż cały dziedziniec po czym po wejściu na warowny mur obszedłem go dookoła trzy razy i wróciłem grzecznie do swojego pokoju. Dlaczego taki spacer? Bo wiedziałem, że nieważne w którym momencie i z jakiego miejsca w zamku ktoś by wyjrzał na zewnątrz zobaczyłby mnie. Po dwóch miesiącach takich wypadów wszyscy się przyzwyczaili i wiedzieli, że pomiędzy dwudziestą, a dwudziestą pierwszą wybierałem się na taki właśnie spacerek ciesząc się chłodnym, wieczornym powietrzem.
W swoim już wyrobionym zwyczaju obszedłem cały dziedziniec bez żadnego towarzystwa jak i świadków po czym wdrapałem się po wąskich i krętych schodach na sam szczyt muru. Wciągnąłem kilka razy powietrze do płuc i spojrzałem na niebo. Zachmurzone. Chyba będzie padać. Ruszyłem
w swój powolny spacerek. Czułem, że ktoś mnie obserwował, ale w ogóle się tym nie przejąłem.
W końcu tutaj zawsze ktoś mnie obserwował. Drogocenny pojemnik na krew i przyszły pojemnik na spermę ich Pana. Prychnąłem oburzony pod nosem. Jak chcą to ja się z nimi Zamienie.
Spojrzałem na swoje nadgarstki, na których widniały siniaki po mojej ostatniej lekcji samoobrony. Pabllo nieźle mnie wyzywał przy każdej naszej nowej lekcji. Nie mógł zrozumieć jak ktoś może być tak tępy w tych sprawach, ale jak mu pokazałem w jakim tempie biegam zrozumiał wszystko. Sport to nie była moja mocna strona. Ale mimo mojego topornego ciała i umysłu nadal mnie trenował dość często zostawiając na moim ciele siniaki, z których później musiałem się spowiadać przed jego Panem.
Na lewym nadgarstku zamajaczył srebrny łańcuszek. Bransoletka, którą dostałem od Sebastiana. Posiadała mały wisiorek w kształcie słońca. Kiedy ją dostawałem Sebastian powiedział, że jeżeli stanie mi się coś złego mam z całych sił zacisnąć wisiorek i wypowiedzieć imię Azazel’a. Pełne imię.
I czekać.
Jak zapytałem go na co, ten tylko się uśmiechnął i powiedział, że zobaczę. Po czym dodał, że ma cichą nadzieję, iż nigdy nie będę musiał używać tego wisiorka. Tak mu się przyglądałem stojąc na tym cholernym murze i doszedłem do wniosku, że mniej więcej taki sam podarunek widziałem kiedyś na nadgarstku należącym do dziewczyny Marco- Laury. Tyle, że ona miała go złotego. I był to klucz. Nie słońce. Dlaczego wydawał mi się znajomy? Ponieważ Marco dając jej to użył tych samych słów co Sebastian kiedy dawał mi mój. Z początku wisiorek ten znajdował się na jej nadgarstku, ale po pewnym czasie przerobiła go ona na naszyjnik i z dumą nosiła. Ciekawe co się stanie jak zrobię to co powiedział Sebastian?
Wzruszyłem obojętnie ramionami i ruszyłem w dalszą podróż. Zrobiłem tylko trzy kroki kiedy poczułem silne uderzenie w tył głowy.
Straciłem przytomność nie mogąc nawet dojrzeć tego który mnie zaatakował. To nie możliwe abym spędził na murze więcej czasu niż to dozwolone i Bolin znowu mnie zgarnął.
Znowu trafie do pokoju kar?

~~~~
Pierwsze co uświadomiło mnie w tym, iż nie znalazłem się w pokoju kar było to, iż moje ręce nie zostały unieruchomione za mną ani nade mną tylko bezpośrednio przede mną. Drugą rzeczą, która się różniła było to, że moich rąk nie więziły kajdany tylko sznur. Trzecią było to, że nie klęczałem, nie siedziałem, nie wisiałem tylko najzwyczajniej w świecie leżałem na czymś miękkim. Ostatnią rzeczą był zapach. Nie śmierdziało tutaj stęchlizną, tylko świeżością. Nadal byłem na zewnątrz. A więc podsumowując. Byłem na zewnątrz. Leżałem na czymś miękkim ze związanymi liną rękoma. Czy mogło być coś gorszego?
Znalazłem na to odpowiedz, kiedy otworzyłem oczy, a nie mogłem się odezwać. Miałem zaklejone czymś usta.
Spoko.
To jeszcze jakoś przeżyje. Różni fetyszyści chodzili po tym świecie. Najgorsze jednak było to na czym leżałem. Nie. Wróć. Nie NA CZYM tylko W CZYM! Ktoś bardzo pomysłowy ulokował mnie w trumnie! W najprawdziwszej, jebanej trumnie! Rozejrzałem się spanikowany dookoła siebie. Po mojej lewej stronie znajdowała się zakapturzona postać. Znajdowaliśmy się na obrzeżach jakiegoś lasu. Z racji tego, że zawsze ssałem jeżeli chodziło o orientacje w terenie za bardzo nie wiedziałem gdzie się dokładnie znajduję. Próbowałem się podnieść, ale wtedy okazało się, że moje nogi zostały przykute do trumny. Tak samo jak łańcuch, który obejmował mnie w pasie. Postać odwróciła się
w moją stronę, a ja zamarłem.
Ernest.
Uśmiechnął się do mnie jak jakiś psychopata. Podszedł do mnie i uklęknął koło trumny.
- Gdybyś mi tylko wtedy nie uciekł…- Zaczął cicho i pogłaskał mnie do głowie. Szarpnąłem nią w bok. Świr pierdolony!- Gdyby tylko ten skurwiel cię nie ugryzł! Tak ci u mnie źle było?!
- Mnnhf oj fb f h fih i – Próbowałem coś powiedzieć ale nie byłem w stanie.
- Cóż. Trudno. Jeżeli ja cię nie będę miał, to tym bardziej tamten. Szkoda tylko, że dałeś mu dupy. Gdyby nie to już na tym jebanym murze bym cie zapiął.- Warknął. Dałem mu dupy? O czym on gadał?! Przecież ja nikomu niczego nie dawałem. Przeciągnął palcami po bliźnie na mojej szyj. Zadrżałem.- Znak oddania. Na dodatek Świerzy. Nieźle musiał cię jebać skoro aż tak głęboko cię ugryzł i nic nie poczułeś.
- jnjvh  j iug nj fu u fh iu huf i.- Szarpałem się próbując się uwolnić, ale nic to nie dało. Jestem słabym człowiekiem! A nie durnym odmieńcem jak oni wszyscy! Co ja im zrobiłem?! Nie dość, że
w moich czasach jakieś chuje mnie prześladowały to jeszcze tutaj miało mnie spotkać to samo?
- Miłego… spania.- Powiedział Ernest po czym uderzył mnie ponownie w głowę. I tak samo jak za pierwszym razem straciłem przytomność.

~~~~
Wiedziałem co zobaczę kiedy tylko otworzę oczy. Nie pomyliłem się. Mimo tego, że wiedziałem co zastanę, po ocknięciu się nie mogłem zapanować nad swoimi nerwami. Serce zaczęło mi szybciej walić, a ja nie mogłem spokojnie złapać oddechu. Mój wzrok zatrzymał się na drewnianej desce znajdującej się przed moją twarzą. Mój krzyk został zatrzymany przez taśmę znajdującą się na moich ustach. Stłumiony krzyk. Tylko to słyszałem. Nic więcej. Zrobił to…
Zakopał mnie żywcem!
Spróbowałem uwolnić ręce, ale nic mi to nie pomogło. Gdybym tylko mógł dosięgnąć do taśmy… łzy bezsilności zaczęły cieknąć po moich policzkach. Owszem. Chciałem umrzeć. Chciałem jeżeli sam mogłem wybrać sposób umierania! Co mi z tego że teraz umrę skoro nie mogłem sam zadecydować o tym, że chcę umrzeć teraz, tutaj i co najważniejsze w taki sposób. Nawet nie mogłem uaktywnić swojej choroby. Przez krew Azazel’a nie mogłem tego robić sam. Czasami łapał mnie atak. Słaby. O wiele słabszy niż wcześniej, ale starczyło, że Azazel dawał mi dosłownie kilka kropel swojej krwi, a atak mijał. Gdybym mógł nad tym panować jak pół roku temu sam bym się zabił w tej trumnie, a nie umierał powoli.
I jak umrę? Uduszę się? Dostanę zawału ze strachu? Zjedzą mnie robale? Nawet języka nie mogę sobie przegryźć.
Po moim ciele przebiegł silny dreszcz, kiedy wyobraziłem sobie co by mi zrobił Belial jeżeli dowiedziałby się o czym myślę. Pokręciłem przecząco głową. Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem przeciągłe warczenie. Jak długo byłem nieprzytomny skoro zgłodniałem?
Poruszyłem nadgarstkami próbując trochę poluźnić węzły ale nic to nie dało. Pod palcami czułem tylko szorstkość liny oraz chłód metalu… Metalu? Uniosłem głowę do góry (uderzyłem czołem w pokrywę). Palcami dotykałem zawieszki z mojej bransolety. Słońce.
Kurwa! Załapałem na niego focha! Jak mam niby… pokręciłem przecząco głową, kiedy moje oczy ponownie zaszły łzami. Najpierw muszę się stąd wydostać, a później będę się na niego gniewał. No dobra! Chcę go zobaczyć. Chcę aby się na mnie wydarł, uśmiechnął, potarmosił włosy jak to miał w zwyczaju. Chcę poczuć jego ciepło i zapach! I nawet jeżeli interesuje go tylko moja krew i zapach nie dbam o to! Po prostu chcę go zobaczyć. Jeszcze raz.
Zacisnąłem mocno palce na wisiorku i powtarzałem w myślach jak mantrę jego imię i nazwisko. Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz, a rękę przeszył potworny ból kiedy coś (nie wiem co) rozcięło mi palce lewej ręki. I to bardzo boleśnie. Nie musiałem czekać długo aby poczuć jak coś lepkiego przykleja się do mojej koszuli. Moja krew. Zacisnąłem mocniej oczy.
Umrę w trumnie.
Albo…
Azazel mnie zabije za marnowanie „jego” krwi.
Zacząłem szlochać.
Chcę go zobaczyć! Chcę poćwiczyć z Pabllo’em. Chcę pograć z Shirą. Pouczyć się
z Sebastianem. Powygłupiać się z Marco (specjalnie obniżał swój poziom siły abym miał jakieś szanse). Chcę wrócić do swoich czasów. Do swojej siostry. Co ona sobie pomyśli, kiedy po ustalonym wcześniej czasie nie wrócę?
Ręka piekła. Razem ze swoją rówieśniczką trzęsła się niemiłosiernie.
Zacisnąłem mocniej pocięte palce na wisiorku i ponownie wypowiedziałem w myślach jego imię i nazwisko. Azazel Belial. I ponownie moje palce zostały przecięte. Powtarzałem tak w kółko aż nie mogłem zginać palców. Ogólnie cała lewa dłoń odmówiła mi posłuszeństwa. Oddychałem coraz ciężej. W głowie zaczęło mi się kręcić. Zaczęło brakować powietrza.
Coś puknęło w pokrywę nade mną. Zamarłem. Przesłyszało mi się? Przysłuchiwałem się przez chwilę po czym podskoczyłem przestraszony, kiedy puknięcie się powtórzyło.
- Manbr oj ij ugh j b hh fjoefi owig ihrf ieojf !- Próbowałem powiedzieć coś zrozumiałego, ale z moich ust wydobył się tylko jakiś bełkot. Coś szarpnęło trumną do góry. Ktoś przyszedł. Kto? Znam tą osobę? Pomoże mi czy wpakuje w gorsze bagno? Zacząłem nerwowo poruszać nogami. Chce już stąd wyjść!
Ktoś gwałtownie rzucił górną częścią trumny w bok pozwalając mi na nowo ujrzeć świat. Było jasno. Ile dni minęło? Spojrzałem na mojego „wybawcę” i popłakałem się głośno. Przed sobą widziałem tylko zamazaną twarz Azazel’a.
- Ezra.- Powiedział tylko jedno słowo, a ja poczułem się jakby ktoś z moich ramion ściągnął wielki ciężar.- Leż spokojnie. Musimy się odpiąć.- Dodał cicho. Skierowałem twarz w stronę jego głosu. Po chwili poczułem pieczenie i szczypanie w miejscu w którym chwilę temu znajdowała się taśma. Jęknąłem głośno i załkałem jak małe dziecko.
- Azazel… Azazel. Azazel. Azazel. Azazel.- Powtarzałem w kółko. Przetarł moją twarz, kiedy ktoś inny majstrował przy moich nogach. Szarpnąłem nimi próbując uciec od rąk kogoś kogo nie widziałem.
- Spokojnie. To Marco. Odpina łańcuchy.- Powiedział Azazel. Ostrość widzenia mi się poprawiła chociaż i tak z moich oczu nie przestały lecieć łzy. Przyjrzałem mu się dokładnie. Miał zaciśnięte usta. Nie oddychał. Oczy… jego oczy były czerwone. Przełknąłem głośno ślinę
i spróbowałem zacisnąć palce lewej ręki aby niczego nie widział (dobrze wiedziałem, że nie musiał widzieć. On to czuł, ale luz) przyglądając się jednocześnie jego twarzy. Cały zesztywniał i oblizał wargi przyglądając mi się uważnie.
- Azazel. Azazel…
- Jestem. Marco kurwa długo?!
- Już Panie. Jeszcze jego dło… o.o.- Powiedział cicho chłopak. Wiedziałem co tam dojrzał.
- No właśnie. O.O. Więc się rusz z łaski swojej.
- Już!- Krzyknął i zabrał się za rozwiązywanie moich dłoni. Chciałem już wstać. Chciałem wyjść z tej cholernej trumny! Chciałem wrócić do zamku! Chciałem…- Już.- Powiedział Marco, kiedy odzyskałem czucie w dłoniach. Pierwsze co zrobiłem i co zaskoczyło nie tylko mnie ale i pozostałych to nie było wyskoczenie w trumny. Przytuliłem się mocno do piersi Azazel’a zaciskając prawą dłoń na przedzie jego peleryny. Ukryłem twarz w jego piersi i zacząłem głośno płakać.
- Azazel… bałem… straszne… umrę… przepraaaaszammmm…..!- Szlochałem w jego pierś przez co nie mówiłem za wyraźnie. Poczułem jak jego ramiona zaciskają się dookoła moich. Jak przygarnia mnie do siebie i opiera policzek na mojej głowie.
- Już spokojnie. Już nic ci nie grozi. Jesteśmy przy tobie.- Powtarzał w kółko, aż nie przestałem szlochać. Głaskał mnie po plecach. Próbowałem unormować oddech ciesząc się jego unikatowym zapachem piżma i kokosów. Zadrżałem na całym ciele kiedy jego palce musnęły delikatnie mój kark.- Ezra?
- Tak?
- Twoja lewa ręka.- Powiedział cicho chociaż ja usłyszałem go idealnie. Wstrzymałem na chwilę oddech.
- Przepraszam…
- Daj mi ją.- Dodał jakby mnie nie usłyszał. Przełknąłem głośno ślinę i wtulając mocniej twarz w jego tors uniosłem do góry lewą rękę. Poczułem na jej przegubie jego chłodne palce. Po chwili czułem jak jego szorstki język sunął po każdej ranie jaka się na niej znajdowała.
Ukryłem czerwoną twarz jeszcze bardziej w jego płaszczu…
Nie wiem dlaczego, ale jego zachowanie strasznie mnie krępowało…
Jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka, kiedy wrócę do zamku…
Nie wiedziałem, ale się dowiedziałem.
To było…

 *****************************************
I jak wam się podobało>??
eh... po co się pytam jak nikt tego nie czyta....
tak więc do nastepnego tygodnia....
pozdrawiam
Gizi03031;*






2 komentarze:

  1. Hej,
    no zakochał się, ale przesadził Azazel się wkurzył, co go czekało jak wrócił i jak długo w zasadzie go nie było w swoich czasach no i co z Ernestem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no zakochał się, ale i przesadził, Azazel się bardzo wkurzył, co go czekało jak wrócił i jak długo w zasadzie go nie było w swoich czasach? no i co z Ernestem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń