Pięknapogoda (w końcu), napisana maturka (dodatkowa. oryginalna zdalam kilka lat temu), to można dodac nowy rozdział;)
******************************************
Od mojej przygody w jego sypialni
minęło już pół roku. Od mojego przybycia do tych czasów minęło siedem i pół
miesiąca. Czas do mojego powrotu: Cztery i pół miesiąca.
Co się stało przez te pół roku?
Wiele. I to bardzo wiele. Najważniejsza rzecz (którą uświadomił mi Marco).
Zakochałem się.
Nie. Nie w Marco.
W Azazelu.
A tak się zapierałem. Posunęliśmy
się trochę dalej w naszych przygodach w jego sypialni, ale nadal nie poszliśmy
na całość. On nie nalegał. Ja mu nie przypominałem. Oboje byliśmy szczęśliwi.
Ale wiecie. Nie to było w tym
wszystkim nowego. Nowy byłem ja. No wiem. Przybyłem tutaj z odległych czasów.
Lol. Wszyscy na zamku już o tym wiedzieli. Znali nawet jakieś niepisane prawa
o których ja oczywiście nie miałem zielonego pojęcia, a które właśnie dotyczyły mojej skromnej
i pięknej osoby. No i wiem też że pozwalam na więcej Azazel’owi i więcej czasu spędzamy ze sobą, ale nie o to mi chodziło kiedy powiedziałem, że i ja się zmieniłem. No wiecie… jakby to wytłumaczyć?
o których ja oczywiście nie miałem zielonego pojęcia, a które właśnie dotyczyły mojej skromnej
i pięknej osoby. No i wiem też że pozwalam na więcej Azazel’owi i więcej czasu spędzamy ze sobą, ale nie o to mi chodziło kiedy powiedziałem, że i ja się zmieniłem. No wiecie… jakby to wytłumaczyć?
Widzę lepiej, słyszę lepiej, czuję
lepiej. Tak chyba będzie najprościej. Im częściej zażywam swój nowy „lek” tym
bardziej wyostrza mi się słuch, węch i wzrok. Czasami nawet swędzą mnie
dziąsła, ale nie mówiłem o tym nikomu. Dość często specjalnie nie reagowałem na
głosy innych aby tylko się nie zorientowali. Ale wiecie… leże sobie spokojnie u
siebie na łóżku, a słyszę jakieś jęki wydobywające się z drugiego końca zamku.
No i moja mina kiedy na drugi dzień po zapachu rozpoznaje czyje to były jęki.
Eh… jakby to powiedzieć. No dobra. Najważniejsze aby Azazel się nie dowiedział.
O niczym co ma związek z… tym. Z moją przemianą cielesną i uczuciową. Jestem
dla niego tylko ciekawym obiektem obserwacyjnym. Jedyne co powiedział, że lubi
jak się na mnie patrzy to „krew. Zapach”. Nigdy nie powiedział, że chociaż lubi
moją osobę! A ja miałbym mu powiedzieć, że go kocham?! A w życiu!
Usiadłem gwałtownie na łóżku, kiedy
usłyszałem jak brama wjazdowa na dziedziniec zostaje otworzona. Przeciągnąłem
językiem po zębach kiedy zabolały mnie delikatnie. Azazel przyjechał.
Wiedziałem, że nie ma go w zamku. Wyjechał gdzieś rano, ale już wrócił. Wyjrzałem
przez okno
i stanąłem jak wryty. Owszem. Jednego z trzech wierzchowców, które wjechały na dziedziniec dosiadał właśnie Azazel. Ale na dwóch pozostałych siedziały osoby, które nie miały prawa na nich siedzieć. Pierwszą z nich był Bolin. Drugą z kolei Marco. Opuścił teren zamku bez mojej zgody. Ba! Beze mnie! Zagryzłem mocniej wargi i odwróciłem się w stronę drzwi. Zszedłem szybko po schodach skacząc co dwa-trzy stopnie aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Otworzyłem z hukiem drzwi zwracając w ten sposób uwagę wszystkich osób na moim wejściu smoka. Azazel skrzywił się delikatnie. Udałem, że tego nie zauważyłem. Podszedłem do nich nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
i stanąłem jak wryty. Owszem. Jednego z trzech wierzchowców, które wjechały na dziedziniec dosiadał właśnie Azazel. Ale na dwóch pozostałych siedziały osoby, które nie miały prawa na nich siedzieć. Pierwszą z nich był Bolin. Drugą z kolei Marco. Opuścił teren zamku bez mojej zgody. Ba! Beze mnie! Zagryzłem mocniej wargi i odwróciłem się w stronę drzwi. Zszedłem szybko po schodach skacząc co dwa-trzy stopnie aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Otworzyłem z hukiem drzwi zwracając w ten sposób uwagę wszystkich osób na moim wejściu smoka. Azazel skrzywił się delikatnie. Udałem, że tego nie zauważyłem. Podszedłem do nich nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
- Marco.- Zacząłem. Chłopak zszedł
ze swojego konia i spojrzał na mnie niby to obojętnie. Chociaż ja znałem go już
tak długo iż wiedziałem co ta niby obojętność oznaczała.
- Tak.
- Gdzie byłeś?
- W stajni.- Skłamał płynnie. Pół
roku temu może bym i w to uwierzył, ale teraz idealnie słyszałem jak szybko
bije mu serce. Kłamał. Patrzył mi w oczy i kłamał.
- A Bolin i Azazel pewnie byli z
tobą?- Zapytałem. Kiwnął niepewnie głową.
- No byli.
- Nie wiedziałem, że kręcą cię
trójkąciki.- Warknąłem cicho. Zacisnąłem mocniej usta kiedy moje dziąsła
zaczęły swędzieć. Coś nowego. Owszem, wcześniej też swędziały, ale tylko w
obecności Azazel’a. A teraz? Dlaczego teraz?
- Ezra.- Powiedział ostrzegawczo
Belial zbliżając się do mnie. Położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją chociaż
wiedziałem, że tego nie lubi. Wskazałem palcem na Marco później na Bolina.
Przekrzywiłem głowę i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Gra czasowa. 21 osób.-
Powiedziałem i odwracając się na pięcie ruszyłem w stronę, z której dopiero co
przyszedłem. Nie uszedłem nawet trzech kroków, kiedy drogę zaszedł mi Azazel.
- Nie wygłupiaj się.- Warknął.
Spojrzałem na jego stopy. Ja mam się nie wygłupiać?! JA?! Zrobiłem trzy kroki i
podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na karku. Nacisnąłem na nią delikatnie
dając mu znać, że ma się pochylić. Zrobił tak myśląc pewnie, że chce mu coś
szepnąć do ucha. Ale ja zrobiłem coś równie szalonego.
- Milcz.- Szepnąłem i moje swędzące
od dłuższego czasu zęby zatopiły się w jego szyi. Poczułem znajomy mi już smak.
Trwało to niecałą sekundę, a zostałem brutalnie odepchnięty. Upadłem na ziemie
raniąc sobie dłonie o żwir wysypany na ścieżce. Spojrzałem na Azazela
przecierając usta. Trzymał się za szyję w miejscu, w którym go ugryzłem i
przyglądał mi się dziwnie. Wstałem i wyminąłem go nie odzywając się w ogóle.
- Panie! On… on cię ugryzł?!-
Krzyknął zaskoczony Bolin kiedy zbliżałem się do drzwi prowadzących do mojej
wierzy. Kurwa! Zabrzmiałem jak jakaś księżniczka!
- Bolin, zamknij się. Wiem.
Poczułem. Weź to ulecz. Sam tego nie zrobię w takim miejscu.
- Może lepiej…
- Bolin!
- Tak. Panie.- Powiedział
posłusznie. Odwróciłem się za siebie, aby zobaczyć co robią. Jedną stopą byłem
już w korytarzu prowadzącym do góry. Moim ciałem targnął silny dreszcz, a serce
przeszył ból kiedy zobaczyłem jak Bolin pochyla się nad szyją Azazel’a i liże
ją powoli trzymając go za ramiona. A Azazel mu na to pozwalał odchylając
zachęcające głowę w bok. Bolin spojrzał na mnie jakby wyczuł, że im się
przyglądam. Oczy mnie zapiekły. Odwróciłem się i co sił w nogach pognałem do
góry. Pierwsze drzwi od komnaty trzasnęły. Nie myśląc zbyt wiele wbiegłem do
łazienki. Drzwi od tego pomieszczenia mogłem zaryglować. I tak też zrobiłem.
Zsunąłem z bioder lniane spodnie oraz bokserki. Rzuciłem je w kąt. Po chwili
ich los podzieliła taka sama koszulka. Zanurzyłem się po same uszy w ciepłej
wodzie, którą przyszykowałem sobie już wcześniej. Chwilę przed ich powrotem.
Teraz mogłem zrobić to co chciałem. Skóra na dłoniach zapiekła kiedy zetknęła
się z wodą. Spojrzałem na nie okręcając je pod ciepłą cieczą. Krwawiły
delikatnie. Czerwień mieszała się z odcieniem tutejszej wody.
Nie marnuj jego krwi?! Kurwa! Sam ją
właśnie zmarnował i go to obeszło! I co to było z tym Bolinem! Dlaczego mu na
to pozwolił?! Oczywiście. Wiedziałem. Lubił mój zapach. Lubił moją krew. Ale
nigdy nie polubi mnie. Robiłem sobie niepotrzebnie nadzieję. Nie było szans,
aby ktoś taki jak on pokochał kogoś takiego jak ja. Zanurzyłem się całkowicie w
wodzie pozwalając aby przyjemna cisza otuliła moje skotłowane nerwy oraz
napięte ciało.
W takich momentach chciałem wrócić.
Do swoich czasów, w których z nich wszystkich znałem tylko Sebastiana oraz
Marco i okazało się też, że Bolina również. O Boże. Ja obciągnąłem kolesiowi u
którego dość często stołowałem się w barze. Chodziłem do niego, a on z
uśmiechem mnie obsługiwał wiedząc co mu zrobię/zrobiłem Paranoja. Chciałem
wrócić do mojej siostry. Do mojej szkoły. Do zostawionego mi czasu. Do swobody
ruchu. Ale nie mogłem. Musiałem czekać, aż Sebastian skończy swoją pracę.
Musiałem się tutaj jeszcze pomęczyć.
Wynurzyłem się spod wody łapiąc
głęboko powietrze do płuc. Przetarłem twarz ukrywając
w ten sposób oznaki, że płakałem. W razie czego będę mógł powiedzieć, że to od wody mam takie oczy. Chociaż w obecnej sytuacji nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Może i byłem zły
i zachowywałem się jak dziecko, które na domiar złego było zazdrosne, ale miałem to głęboko
w dupie. Nie odezwę się do nikogo, kto mieszkał w tym zamku! Nalałem na dłonie szampon. Umyłem dokładnie włosy spłukując je kilka krotnie. Nalałem na dłonie żel pod prysznic wmasowując go
w zdrętwiałe ramiona.
w ten sposób oznaki, że płakałem. W razie czego będę mógł powiedzieć, że to od wody mam takie oczy. Chociaż w obecnej sytuacji nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Może i byłem zły
i zachowywałem się jak dziecko, które na domiar złego było zazdrosne, ale miałem to głęboko
w dupie. Nie odezwę się do nikogo, kto mieszkał w tym zamku! Nalałem na dłonie szampon. Umyłem dokładnie włosy spłukując je kilka krotnie. Nalałem na dłonie żel pod prysznic wmasowując go
w zdrętwiałe ramiona.
- Musimy porozmawiać.- Usłyszałem
głos za sobą. Zadławiłem się własną śliną, kiedy przestraszony podskoczyłem w
wannie uderzając w jej ścianę łokciem. Nie odwróciłem się ani się nie
odezwałem. Po chwili bezruchu wróciłem do ponownego mycia swojego ciała. Azazel
cały czas stał za mną.- Kiedy to się zaczęło? Kiedy zaczęły swędzieć cię
dziąsła?- Zapytał. W milczeniu opłukałem się starannie. Przecież postanowiłem,
że do nikogo się nie odezwę.
Nie zważając na jego obecność wyszedłem
z wanny okrywając się szczelnie ręcznikiem. Podszedłem do lusterka, koło
którego stał i nałożyłem na szczoteczkę trochę pasty. Zabrałem się za mycie
zębów podziwiając z wielkim zainteresowaniem wnętrze umywalki.
Była taka fajna.
Gładka i cała biała.
Opłukałem zęby i sięgnąłem po czysty
zestaw bielizny. Ubrałem go na siebie odkładając ręcznik na miejsce. Wciągnąłem
na siebie luźne dresy oraz koszulkę na ramiączkach. Wyminąłem go
i ruszyłem w stronę pokoju. Złapał mnie za ramię zmuszając w ten sposób do zatrzymania mojej zajebistej osoby w miejscu.
i ruszyłem w stronę pokoju. Złapał mnie za ramię zmuszając w ten sposób do zatrzymania mojej zajebistej osoby w miejscu.
- Zadałem ci chyba pytanie.-
Warknął. Odczekałem chwilę po czym wyrwałem się z jego uścisku. Wszedłem do
pokoju, ale nie uszedłem nawet dwóch kroków kiedy jego ramię oplotło moją talię
a ja wylądowałem na łóżku.- Marco.
- Tak, Panie?- Zapytał chłopak,
który leżał na swoim łóżku i czytał jakąś książkę. Spojrzał na nas
zaciekawiony.
- Zostaw nas samych.- Rozkazał.
Chłopak bez chwili wahania opuszczając posłusznie głowę w dół wyszedł z pokoju
zamykając za sobą cicho drzwi. Leżałem na swoim łóżku gapiąc się w sufit, który
po chwili przesłoniła mi jego twarz. Oddychałem spokojnie chociaż wszystkie
moje mięśnie się napięły. Wiedziałem, że to wyczuł. Przyglądał mi się uważnie.
Odwróciłem głowę w bok, aby tylko na niego nie patrzeć. Wyciągnąłem przed swoją
twarz dłoń i najnormalniej w świecie zacząłem podziwiać swoje paznokcie.- Ezra.
Chyba przez ostatnie pół roku nauczyłeś się, że mnie się nie denerwuję. A
jesteś na dobrej drodze do tego.- Zauważył inteligentnie pochylając się nade
mną. Odwróciłem się na bok jakby w ogóle go tutaj nie było, chociaż w myślach
zacząłem analizować jego słowa. Wiedziałem bardzo dobrze, że go się nie
denerwuje. Moje ciało dobrze pamiętało każdy rodzaj kary jaki dla mnie
przyszykował. Od tych przyjemniejszych po te mniej przyjemne.- Nie chcesz gadać
to, nie. Ja poczekam. Ale teraz mam zamiar odebrać to co wziąłeś sobie bez
pozwolenia i nawet za to nie zapłaciłeś.- Dodał i z całej siły przekręcił mnie
na plecy. Spojrzałem przez chwilę na niego gniewnie, ale to on nie pozwolił mi
się patrzeć. Prawą ręką zakrył mi dokładnie usta przyciskając ją mocno do mojej
twarzy po czym odchylił moją głowę w dość brutalny sposób w bok. Zamarłem. Co
on…
Moim ciałem wstrząsnął silny
dreszcz, a z ust wydostał się przeraźliwy krzyk, który od razu został stłumiony
przez jego dłoń. Próbowałem go od siebie odtrącić, ale jego marmurowe ciało nie
chciało się ruszyć. Bolało! I to jak cholernie bolało! Miałem wrażenie, że
wyczuwam każdą komórkę w swoim ciele. Jego długie zęby wbiły się jeszcze
głębiej, a ja ponownie krzyknąłem. Tam gdzie ugryzł bolało najbardziej. Miałem
wrażenie jakby coś siłą wyciągało ze mnie życie i energię. Całe ciało mnie
paliło i piekło jednocześnie. W tym samym momencie czułem i ogień i lód. Z
każdą chwilą moje ciało poruszało się coraz słabiej, a ja coraz ciężej
oddychałem. Nie miałem siły z nim walczyć. Po policzkach ciekły mi łzy.
Słyszałem jak głośno przełykał moją krew. Po chwili odsunął się ode mnie i
spojrzał mi w oczy.- Jak się zastanowisz czy twój foch minął przyjdź do mnie.
Jak nie przyjdziesz do jutrzejszego poranka znowu przyjdę po zapłatę. Tym razem
troszkę większą.- Warknął i po chwili drzwi trzasnęły głośno kiedy wyszedł z
mojego pokoju.
A ja? Jak małe, zranione dziecko zwinąłem
się w kłębek przykładając drżące ręce do miejsca, w które mnie ugryzł. Nie było
rany. Nie było krwi. Ale pod palcami wyczułem nowe blizny. Blizny które bolały
przy najdelikatniejszym dotyku.
Marco wszedł po cichu do pokoju i
obdarzył mnie współczującym spojrzeniem. Rozpłakałem się na dobre wyjąc głośno.
^^~^^
Spojrzałem na zegarek. Była
dwudziesta trzydzieści. Miałem jeszcze półtorej godziny, aż nie będę mógł wyjść
z pokoju. Ubrałem na siebie ciepłą bluzę i buty z zamiarem wykonania swojego co
wieczornego spacerku, który objawiał się tym, że przeszedłem najpierw w szerz i
wzdłuż cały dziedziniec po czym po wejściu na warowny mur obszedłem go dookoła
trzy razy i wróciłem grzecznie do swojego pokoju. Dlaczego taki spacer? Bo
wiedziałem, że nieważne w którym momencie i z jakiego miejsca w zamku ktoś by
wyjrzał na zewnątrz zobaczyłby mnie. Po dwóch miesiącach takich wypadów wszyscy
się przyzwyczaili i wiedzieli, że pomiędzy dwudziestą, a dwudziestą pierwszą
wybierałem się na taki właśnie spacerek ciesząc się chłodnym, wieczornym
powietrzem.
W swoim już wyrobionym zwyczaju
obszedłem cały dziedziniec bez żadnego towarzystwa jak i świadków po czym
wdrapałem się po wąskich i krętych schodach na sam szczyt muru. Wciągnąłem
kilka razy powietrze do płuc i spojrzałem na niebo. Zachmurzone. Chyba będzie
padać. Ruszyłem
w swój powolny spacerek. Czułem, że ktoś mnie obserwował, ale w ogóle się tym nie przejąłem.
W końcu tutaj zawsze ktoś mnie obserwował. Drogocenny pojemnik na krew i przyszły pojemnik na spermę ich Pana. Prychnąłem oburzony pod nosem. Jak chcą to ja się z nimi Zamienie.
w swój powolny spacerek. Czułem, że ktoś mnie obserwował, ale w ogóle się tym nie przejąłem.
W końcu tutaj zawsze ktoś mnie obserwował. Drogocenny pojemnik na krew i przyszły pojemnik na spermę ich Pana. Prychnąłem oburzony pod nosem. Jak chcą to ja się z nimi Zamienie.
Spojrzałem na swoje nadgarstki, na
których widniały siniaki po mojej ostatniej lekcji samoobrony. Pabllo nieźle
mnie wyzywał przy każdej naszej nowej lekcji. Nie mógł zrozumieć jak ktoś może
być tak tępy w tych sprawach, ale jak mu pokazałem w jakim tempie biegam
zrozumiał wszystko. Sport to nie była moja mocna strona. Ale mimo mojego
topornego ciała i umysłu nadal mnie trenował dość często zostawiając na moim
ciele siniaki, z których później musiałem się spowiadać przed jego Panem.
Na lewym nadgarstku zamajaczył
srebrny łańcuszek. Bransoletka, którą dostałem od Sebastiana. Posiadała mały
wisiorek w kształcie słońca. Kiedy ją dostawałem Sebastian powiedział, że
jeżeli stanie mi się coś złego mam z całych sił zacisnąć wisiorek i
wypowiedzieć imię Azazel’a. Pełne imię.
I czekać.
Jak zapytałem go na co, ten tylko
się uśmiechnął i powiedział, że zobaczę. Po czym dodał, że ma cichą nadzieję,
iż nigdy nie będę musiał używać tego wisiorka. Tak mu się przyglądałem stojąc
na tym cholernym murze i doszedłem do wniosku, że mniej więcej taki sam
podarunek widziałem kiedyś na nadgarstku należącym do dziewczyny Marco- Laury.
Tyle, że ona miała go złotego. I był to klucz. Nie słońce. Dlaczego wydawał mi
się znajomy? Ponieważ Marco dając jej to użył tych samych słów co Sebastian
kiedy dawał mi mój. Z początku wisiorek ten znajdował się na jej nadgarstku,
ale po pewnym czasie przerobiła go ona na naszyjnik i z dumą nosiła. Ciekawe co
się stanie jak zrobię to co powiedział Sebastian?
Wzruszyłem obojętnie ramionami i
ruszyłem w dalszą podróż. Zrobiłem tylko trzy kroki kiedy poczułem silne
uderzenie w tył głowy.
Straciłem przytomność nie mogąc
nawet dojrzeć tego który mnie zaatakował. To nie możliwe abym spędził na murze
więcej czasu niż to dozwolone i Bolin znowu mnie zgarnął.
Znowu trafie do pokoju kar?
~~~~
Pierwsze co uświadomiło mnie w tym,
iż nie znalazłem się w pokoju kar było to, iż moje ręce nie zostały
unieruchomione za mną ani nade mną tylko bezpośrednio przede mną. Drugą rzeczą,
która się różniła było to, że moich rąk nie więziły kajdany tylko sznur.
Trzecią było to, że nie klęczałem, nie siedziałem, nie wisiałem tylko
najzwyczajniej w świecie leżałem na czymś miękkim. Ostatnią rzeczą był zapach.
Nie śmierdziało tutaj stęchlizną, tylko świeżością. Nadal byłem na zewnątrz. A
więc podsumowując. Byłem na zewnątrz. Leżałem na czymś miękkim ze związanymi
liną rękoma. Czy mogło być coś gorszego?
Znalazłem na to odpowiedz, kiedy
otworzyłem oczy, a nie mogłem się odezwać. Miałem zaklejone czymś usta.
Spoko.
To jeszcze jakoś przeżyje. Różni
fetyszyści chodzili po tym świecie. Najgorsze jednak było to na czym leżałem.
Nie. Wróć. Nie NA CZYM tylko W CZYM! Ktoś bardzo pomysłowy ulokował mnie w
trumnie! W najprawdziwszej, jebanej trumnie! Rozejrzałem się spanikowany
dookoła siebie. Po mojej lewej stronie znajdowała się zakapturzona postać.
Znajdowaliśmy się na obrzeżach jakiegoś lasu. Z racji tego, że zawsze ssałem
jeżeli chodziło o orientacje w terenie za bardzo nie wiedziałem gdzie się
dokładnie znajduję. Próbowałem się podnieść, ale wtedy okazało się, że moje
nogi zostały przykute do trumny. Tak samo jak łańcuch, który obejmował mnie w
pasie. Postać odwróciła się
w moją stronę, a ja zamarłem.
w moją stronę, a ja zamarłem.
Ernest.
Uśmiechnął się do mnie jak jakiś
psychopata. Podszedł do mnie i uklęknął koło trumny.
- Gdybyś mi tylko wtedy nie uciekł…-
Zaczął cicho i pogłaskał mnie do głowie. Szarpnąłem nią w bok. Świr
pierdolony!- Gdyby tylko ten skurwiel cię nie ugryzł! Tak ci u mnie źle było?!
- Mnnhf oj fb f h fih i – Próbowałem
coś powiedzieć ale nie byłem w stanie.
- Cóż. Trudno. Jeżeli ja cię nie
będę miał, to tym bardziej tamten. Szkoda tylko, że dałeś mu dupy. Gdyby nie to
już na tym jebanym murze bym cie zapiął.- Warknął. Dałem mu dupy? O czym on
gadał?! Przecież ja nikomu niczego nie dawałem. Przeciągnął palcami po bliźnie
na mojej szyj. Zadrżałem.- Znak oddania. Na dodatek Świerzy. Nieźle musiał cię
jebać skoro aż tak głęboko cię ugryzł i nic nie poczułeś.
- jnjvh j iug nj fu u fh iu huf i.- Szarpałem się
próbując się uwolnić, ale nic to nie dało. Jestem słabym człowiekiem! A nie
durnym odmieńcem jak oni wszyscy! Co ja im zrobiłem?! Nie dość, że
w moich czasach jakieś chuje mnie prześladowały to jeszcze tutaj miało mnie spotkać to samo?
w moich czasach jakieś chuje mnie prześladowały to jeszcze tutaj miało mnie spotkać to samo?
- Miłego… spania.- Powiedział Ernest
po czym uderzył mnie ponownie w głowę. I tak samo jak za pierwszym razem
straciłem przytomność.
~~~~
Wiedziałem co zobaczę kiedy tylko
otworzę oczy. Nie pomyliłem się. Mimo tego, że wiedziałem co zastanę, po
ocknięciu się nie mogłem zapanować nad swoimi nerwami. Serce zaczęło mi
szybciej walić, a ja nie mogłem spokojnie złapać oddechu. Mój wzrok zatrzymał
się na drewnianej desce znajdującej się przed moją twarzą. Mój krzyk został
zatrzymany przez taśmę znajdującą się na moich ustach. Stłumiony krzyk. Tylko
to słyszałem. Nic więcej. Zrobił to…
Zakopał mnie żywcem!
Spróbowałem uwolnić ręce, ale nic mi
to nie pomogło. Gdybym tylko mógł dosięgnąć do taśmy… łzy bezsilności zaczęły
cieknąć po moich policzkach. Owszem. Chciałem umrzeć. Chciałem jeżeli sam
mogłem wybrać sposób umierania! Co mi z tego że teraz umrę skoro nie mogłem sam
zadecydować o tym, że chcę umrzeć teraz, tutaj i co najważniejsze w taki
sposób. Nawet nie mogłem uaktywnić swojej choroby. Przez krew Azazel’a nie
mogłem tego robić sam. Czasami łapał mnie atak. Słaby. O wiele słabszy niż
wcześniej, ale starczyło, że Azazel dawał mi dosłownie kilka kropel swojej
krwi, a atak mijał. Gdybym mógł nad tym panować jak pół roku temu sam bym się
zabił w tej trumnie, a nie umierał powoli.
I jak umrę? Uduszę się? Dostanę
zawału ze strachu? Zjedzą mnie robale? Nawet języka nie mogę sobie przegryźć.
Po moim ciele przebiegł silny
dreszcz, kiedy wyobraziłem sobie co by mi zrobił Belial jeżeli dowiedziałby się
o czym myślę. Pokręciłem przecząco głową. Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem
przeciągłe warczenie. Jak długo byłem nieprzytomny skoro zgłodniałem?
Poruszyłem nadgarstkami próbując
trochę poluźnić węzły ale nic to nie dało. Pod palcami czułem tylko szorstkość
liny oraz chłód metalu… Metalu? Uniosłem głowę do góry (uderzyłem czołem w
pokrywę). Palcami dotykałem zawieszki z mojej bransolety. Słońce.
Kurwa! Załapałem na niego focha! Jak
mam niby… pokręciłem przecząco głową, kiedy moje oczy ponownie zaszły łzami.
Najpierw muszę się stąd wydostać, a później będę się na niego gniewał. No
dobra! Chcę go zobaczyć. Chcę aby się na mnie wydarł, uśmiechnął, potarmosił
włosy jak to miał w zwyczaju. Chcę poczuć jego ciepło i zapach! I nawet jeżeli
interesuje go tylko moja krew i zapach nie dbam o to! Po prostu chcę go
zobaczyć. Jeszcze raz.
Zacisnąłem mocno palce na wisiorku i
powtarzałem w myślach jak mantrę jego imię i nazwisko. Moim ciałem wstrząsnął
silny dreszcz, a rękę przeszył potworny ból kiedy coś (nie wiem co) rozcięło mi
palce lewej ręki. I to bardzo boleśnie. Nie musiałem czekać długo aby poczuć
jak coś lepkiego przykleja się do mojej koszuli. Moja krew. Zacisnąłem mocniej
oczy.
Umrę w trumnie.
Albo…
Azazel mnie zabije za marnowanie
„jego” krwi.
Zacząłem szlochać.
Chcę go zobaczyć! Chcę poćwiczyć z
Pabllo’em. Chcę pograć z Shirą. Pouczyć się
z Sebastianem. Powygłupiać się z Marco (specjalnie obniżał swój poziom siły abym miał jakieś szanse). Chcę wrócić do swoich czasów. Do swojej siostry. Co ona sobie pomyśli, kiedy po ustalonym wcześniej czasie nie wrócę?
z Sebastianem. Powygłupiać się z Marco (specjalnie obniżał swój poziom siły abym miał jakieś szanse). Chcę wrócić do swoich czasów. Do swojej siostry. Co ona sobie pomyśli, kiedy po ustalonym wcześniej czasie nie wrócę?
Ręka piekła. Razem ze swoją
rówieśniczką trzęsła się niemiłosiernie.
Zacisnąłem mocniej pocięte palce na
wisiorku i ponownie wypowiedziałem w myślach jego imię i nazwisko. Azazel
Belial. I ponownie moje palce zostały przecięte. Powtarzałem tak w kółko aż nie
mogłem zginać palców. Ogólnie cała lewa dłoń odmówiła mi posłuszeństwa.
Oddychałem coraz ciężej. W głowie zaczęło mi się kręcić. Zaczęło brakować
powietrza.
Coś puknęło w pokrywę nade mną.
Zamarłem. Przesłyszało mi się? Przysłuchiwałem się przez chwilę po czym
podskoczyłem przestraszony, kiedy puknięcie się powtórzyło.
- Manbr oj ij ugh j b hh fjoefi owig
ihrf ieojf !- Próbowałem powiedzieć coś zrozumiałego, ale z moich ust wydobył
się tylko jakiś bełkot. Coś szarpnęło trumną do góry. Ktoś przyszedł. Kto? Znam
tą osobę? Pomoże mi czy wpakuje w gorsze bagno? Zacząłem nerwowo poruszać
nogami. Chce już stąd wyjść!
Ktoś gwałtownie rzucił górną częścią
trumny w bok pozwalając mi na nowo ujrzeć świat. Było jasno. Ile dni minęło?
Spojrzałem na mojego „wybawcę” i popłakałem się głośno. Przed sobą widziałem
tylko zamazaną twarz Azazel’a.
- Ezra.- Powiedział tylko jedno
słowo, a ja poczułem się jakby ktoś z moich ramion ściągnął wielki ciężar.- Leż
spokojnie. Musimy się odpiąć.- Dodał cicho. Skierowałem twarz w stronę jego
głosu. Po chwili poczułem pieczenie i szczypanie w miejscu w którym chwilę temu
znajdowała się taśma. Jęknąłem głośno i załkałem jak małe dziecko.
- Azazel… Azazel. Azazel. Azazel.
Azazel.- Powtarzałem w kółko. Przetarł moją twarz, kiedy ktoś inny majstrował
przy moich nogach. Szarpnąłem nimi próbując uciec od rąk kogoś kogo nie
widziałem.
- Spokojnie. To Marco. Odpina
łańcuchy.- Powiedział Azazel. Ostrość widzenia mi się poprawiła chociaż i tak z
moich oczu nie przestały lecieć łzy. Przyjrzałem mu się dokładnie. Miał
zaciśnięte usta. Nie oddychał. Oczy… jego oczy były czerwone. Przełknąłem
głośno ślinę
i spróbowałem zacisnąć palce lewej ręki aby niczego nie widział (dobrze wiedziałem, że nie musiał widzieć. On to czuł, ale luz) przyglądając się jednocześnie jego twarzy. Cały zesztywniał i oblizał wargi przyglądając mi się uważnie.
i spróbowałem zacisnąć palce lewej ręki aby niczego nie widział (dobrze wiedziałem, że nie musiał widzieć. On to czuł, ale luz) przyglądając się jednocześnie jego twarzy. Cały zesztywniał i oblizał wargi przyglądając mi się uważnie.
- Azazel. Azazel…
- Jestem. Marco kurwa długo?!
- Już Panie. Jeszcze jego dło… o.o.-
Powiedział cicho chłopak. Wiedziałem co tam dojrzał.
- No właśnie. O.O. Więc się rusz z
łaski swojej.
- Już!- Krzyknął i zabrał się za
rozwiązywanie moich dłoni. Chciałem już wstać. Chciałem wyjść z tej cholernej
trumny! Chciałem wrócić do zamku! Chciałem…- Już.- Powiedział Marco, kiedy odzyskałem
czucie w dłoniach. Pierwsze co zrobiłem i co zaskoczyło nie tylko mnie ale i
pozostałych to nie było wyskoczenie w trumny. Przytuliłem się mocno do piersi
Azazel’a zaciskając prawą dłoń na przedzie jego peleryny. Ukryłem twarz w jego
piersi i zacząłem głośno płakać.
- Azazel… bałem… straszne… umrę…
przepraaaaszammmm…..!- Szlochałem w jego pierś przez co nie mówiłem za
wyraźnie. Poczułem jak jego ramiona zaciskają się dookoła moich. Jak przygarnia
mnie do siebie i opiera policzek na mojej głowie.
- Już spokojnie. Już nic ci nie
grozi. Jesteśmy przy tobie.- Powtarzał w kółko, aż nie przestałem szlochać.
Głaskał mnie po plecach. Próbowałem unormować oddech ciesząc się jego
unikatowym zapachem piżma i kokosów. Zadrżałem na całym ciele kiedy jego palce
musnęły delikatnie mój kark.- Ezra?
- Tak?
- Twoja lewa ręka.- Powiedział cicho
chociaż ja usłyszałem go idealnie. Wstrzymałem na chwilę oddech.
- Przepraszam…
- Daj mi ją.- Dodał jakby mnie nie
usłyszał. Przełknąłem głośno ślinę i wtulając mocniej twarz w jego tors
uniosłem do góry lewą rękę. Poczułem na jej przegubie jego chłodne palce. Po
chwili czułem jak jego szorstki język sunął po każdej ranie jaka się na niej
znajdowała.
Ukryłem czerwoną twarz jeszcze
bardziej w jego płaszczu…
Nie wiem dlaczego, ale jego
zachowanie strasznie mnie krępowało…
Jeszcze nie wiedziałem co mnie
czeka, kiedy wrócę do zamku…
Nie wiedziałem, ale się
dowiedziałem.
To było…
*****************************************
I jak wam się podobało>??
eh... po co się pytam jak nikt tego nie czyta....
tak więc do nastepnego tygodnia....
pozdrawiam
Gizi03031;*
Hej,
OdpowiedzUsuńno zakochał się, ale przesadził Azazel się wkurzył, co go czekało jak wrócił i jak długo w zasadzie go nie było w swoich czasach no i co z Ernestem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no zakochał się, ale i przesadził, Azazel się bardzo wkurzył, co go czekało jak wrócił i jak długo w zasadzie go nie było w swoich czasach? no i co z Ernestem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga