niedziela, 26 listopada 2017

4383- Rozdział 1

Hejka.
Zapraszam na pierwszy rozdział nowego opowiadania:)
********************************
Szurrrrr…. Szurrrrr…. Szurrrrr….
-Eh….
Szurrrrr…. Szurrr… Szurrr….
- Kochanie. Proszę cię. Podnoś nogi do góry.- Usłyszałem głos za swoimi plecami. Głos, który chwilę wcześniej wypuścił jękliwie powietrze. Odwróciłem się za siebie trzymając w dłoniach swój kubek z zimną już herbatą. Spojrzałem na niego i doszurałem swoje nogi do stolika stojącego na środku salonu. Odstawiłem na nim prawie, że pełny kubek i w taki sam sposób przetransportowałem się do okna. Znowu to same westchnienie.
- Spóźnia się.- Zauważyłem inteligentnie. Właściciel głosu znowu wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Pisał przecież, że chwilę się spóźni.
- Pięć minut…- Powiedziałem cicho pod nosem odwracając się na chwilę w stronę swojego rozmówcy. Była to kobieta grubo po czterdziestce. Niska, krępa blondynka. Włosy  ścięte na krótko. Zielone, duże oczy zdobiły liczne zmarszczki. Wiedziałem,  że połowa z nich to moja wina. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Odwróciłem głowę w bok zaciskając palce prawej ręki na lewym ramieniu.
- Nie rób tak.- Powiedziała cicho kobieta, kiedy zauważyła jak wbijam przydługawe paznokcie w ramiona.
- Jak?
- Nie rań się.
- Eh.- Powiedziałem tylko i doczłapałem do swojego kubka. Spojrzałem na niego i pokręciłem przecząco głową. Już niczego z niego nie wypije.
- Niczego tam nie dosypałam.- Powiedziała. Czułem na sobie jej spojrzenie.
- Wiem.- Odparłem tylko i spojrzałem w stronę drzwi, które otworzyły się gwałtownie. Do środka wpadł wysoki… mężczyzna. Tak. Wysoki, dobrze zbudowany facet o ciemnej karnacji, zielonych oczach i czarnych włosach. Wiem. Dziwne zestawienie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz spóźnienie.- Powiedział i podszedł do kobiety. Pocałował ją delikatnie w policzek na powitanie. Odwróciłem głowę w bok. Ja się tak nie witałem z nikim.- Denerwujesz się.- Zauważył mój starszy brat. Spojrzałem na niego.
On mówił do mnie?
Tak.
Do mnie.
Gapił się na mnie.
Przekrzywiłem głowę w bok.- Dreptasz i się drapiesz.- Dodał. Spojrzałem na swoje ręce
i nogi. Miał rację. Czasami zapominałem o tym kim on był z zawodu. W końcu psychiatra zauważa takie drobne rzeczy.
- Denerwuje was to?- Zapytałem patrząc im w oczy. Matka odwróciła wzrok. Brat nadal się we mnie gapił. On nie odwracał ode mnie swojego spojrzenia. Nigdy.
- Martwi. Nie denerwuje.- Zauważył.
- Jak ściągnę kapcie…
- Nie!- Mama gwałtownie zaprzeczyła. Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie cała czerwona na twarzy.
- A.- Załapałem. No nie moja wina, że ostatnio jak dreptałem po domu bez kapci- bo irytowało ich szuranie- nie zauważyłem słowików ustawionych w kuchni na podłodze, które mama wcześniej przyniosła z piwnicy i na jednego wlazłem rozwalając sobie całą stopę. Usiadłem na krawędzi swojego fotela, którego nikt nie miał prawa nawet ruszyć. Czy były tam okruchy po jedzeniu, brudne skarpety czy cokolwiek nikt tego nie ruszał. Mój fotel, mój syf więc co za tym idzie ja na nim sprzątałem.
- Dzisiaj rano przyszło pismo, że ukończyłeś ten etap edukacji i oficjalnie posiadasz wykształcenie gimnazjalne.- Zaczął mój brat. Spojrzałem na niego krzywiąc się delikatnie. Uśmiechnął się pokrzepiająco. Wiedział, że nie przepadałem za tym tematem.- Czy chcesz abym poszukał ci jakiejś szkoły średniej na tych samych zasadach?
- Ale…
- Nie, mamo. Nie będziemy go do tego zmuszać. Będzie chciał, wróci do szkoły. Nie będzie chciał to załatwię mu nauczanie przez Internet nawet z nauczycielem z Madagaskaru czy skąd tam sobie wymarzy.- Przerwał jej ostro. Od kilku lat się o to spierają myśląc, że nie słyszę. Dlatego się nie odzywałem. Wiedziałem, że powrót do szkoły może być dla mnie nie możliwy. W końcu jak ktoś kto dopuszcza do siebie cztery osoby może wleźć do miejsca pełnego dzieciaków?
- Dobrze.
- To wszystko?- Zapytałem. Podrapał się po szyi i odwrócił wzrok w lewą stronę. Pierwszy raz się ode mnie odwrócił nie patrząc mi w oczy. Teraz to on się denerwował.- Howaito, co jest?- Zapytałem. Odchrząknął znacząco. Zauważyłem jak matka nerwowo tarmosi swoją koszulkę. Oboje się denerwowali. Zacisnąłem dłonie na kolanach. Nie lubię kiedy się denerwują, bo to oznaka tego, że na 99,99% dotyczy mnie i na 100% mnie zdenerwuje.
- Em… mówiłeś ostatnio, że chcesz przerobić całe poddasze na swój nowy pokój, bo ta połowa jaką zająłeś już ci nie wystarcza…
- Nooo… i?
- Bo jest taka sprawa…
- Przestań owijać i powiedz.- Warknąłem. Wciągnął głośno powietrze do płuc. Oczywiście. Jeżeli ja warczę to już straciłem cierpliwość.
- Ostatnio spotkałem swojego kouhaia z liceum…- zaczął. Co? Jakiś facet z jego liceum? Tutaj? Przecież sześć lat temu wynieśliśmy się z tamtego miasta jakieś 800 km dalej. Nie ma szans aby ktoś tutaj był pomijając naszą trójkę, a on mówi…- Okazało się, że trochę mu się w życiu namieszało…- Co mnie obchodzi to jak się komuś w życiu namieszało. Musiałem się męczyć ze swoimi problemami. Dlaczego on przy mnie mówił o kimś kogo nie znam?-  Ogólnie zaczyna po raz kolejny pierwszą liceum.- Drgnąłem i spojrzałem na brata. On razem z matką ciągle mi się przyglądali.- Jak już mówiłem miał pewne problemy w życiu. Kiedy ja byłem w trzeciej liceum on był w pierwszej. Wyprowadził się w jej połowie. I ostatnio go spotkałem. Okazało się, że nie ukończył tej klasy i teraz jest zmuszony do niej wrócić. Jego szef tego od niego wymaga. No może nie szef co kadrowa z jego pracy. Za dwa miesiące zacznie naukę w jednym z liceów znajdujących się w tym mieście.
- Będziesz miał z kim na piwo wyskoczyć.- Mruknąłem pod nosem. Sarknął pod nosem
i wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Spotkałem go trzy dni temu w szpitalu jak odwiedzałem Oddział Intensywnej Terapii. Miałem tam sprawę do jednego z lekarzy. Wiesz. Taki typ ludzi, których osobiście musisz zaprosić na swój oddział bo tak nie przyjdą. No i ten lekarz siedział w pokoju jednego z pacjentów, którym właśnie okazał się mój Kouhai. Okazało się, że tydzień temu cały blok w którym mieszkał spłonął. Stracił wszystko. Przy okazji poparzył sobie lewą rękę, kiedy uciekał z płonącego budynku. Udało mu się tylko zgarnąć torbę z dokumentami i strojem do pracy. Nie ma nic.
- Um…- Co mi do tego? Po co mi to wiedzieć? Czy ma zamiar opowiedzieć mi historię życia wszystkich pacjentów ze szpitala, w którym pracuje?
- Na półtorej miesiąca wyjeżdża do Chin do pracy. Musi zarobić na zakup rzeczy, które utracił. Chociaż w małym procencie chciałby je odzyskać. Ale…- Urwał i zaczął wykręcać sobie palce. Patrzył na mnie tak jakoś osobliwie. Drgnąłem. Nie podobało mi się to spojrzenie.
- Ale…
- Twój brat próbuje powiedzieć, że zaproponował mu zamieszkanie u nas, ale podkreślił, że najpierw musi się dowiedzieć co o tym myśli reszta rodziny więc…
- Nie…- Pisnąłem cicho. Obcy w domu?! Tutaj?!
- Kyōfu…
- Nie. Dlaczego? Skończyłem szkołę jak chciałeś, wyszedłem ze swojego pokoju, zacząłem rozmawiać z kimś oprócz ciebie, a teraz mówisz mi, że…
- Pozwolisz aby młody człowiek wylądował na ulicy, bo ty się boisz wpuścić kogoś do domu. Nie proszę cię o przyjęcie pod dach chmary ludzi tylko jednego. Co ci może zrobić jeden człowiek gdy ja i mama będziemy w pobliżu. A tak w ogóle wątpię aby cokolwiek ci zrobił, więc…
- …- Wstałem z fotela obrzucając brata i matkę chłodnym spojrzeniem po czym zacząłem zmierzać w stronę wyjścia z salonu.
- Nie odchodź, kiedy nie skończyłem z tobą rozmawiać.
- Ale ja skończyłem.
- Jeżeli dobrze nie uargumentujesz swojej niechęci tak abym się z tobą zgodził on tutaj zamieszka.- Powiedział. Przystanąłem z ręką na klamce.
- Powiedz o najważniejszym.- Usłyszałem szept matki. Od sześciu lat tak było. Najpierw pozwalała zabierać głos temu draniowi, a teraz takie przyzwolenie dała bratu. Ona osobiście starała się odsuwać na bok.
- Wyremontujemy całe poddasze i połowę z tego poddasza zajmie on. Jako jedno pomieszczenie.- Dodał brat. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, kiedy tylko pomyślałem, że będę niby musiał dzielić pokój z kimś jeszcze. Że niby ja mam wpuścić kogoś do swojego „królestwa”?!
Nie pamiętam co było dalej.
Kiedy po raz kolejny otworzyłem oczy leżałem u siebie na łóżku, a koło mojego biurka krzątał się brat. Pakował swoją torbę, w której trzymał apteczkę pierwszej pomocy oraz moje leki (postanowił, że będzie je zawsze trzymał przy sobie po tym jak pięć lat temu zjadłem wszystkie tabletki i trafiłem do szpitala). Odwrócił się w moją stronę, kiedy napotkał moje spojrzenie uśmiechnął się delikatnie. Ja otwierałem szeroko oczy i gapiłem się na niego jak ciele w malowane wrota.
- Nie myśl o tym.- Powiedział cicho i dotknął delikatnie wielki opatrunek, który widniał nad jego lewą brwią. Widziałem jak przesiąknęła przez niego krew.
- Co zrobiłem?- Zapytałem cicho. Wiedziałem, że to ja. To zawsze byłem ja.
- Eh… rzuciłeś wazonem.
- Którym?- Zapytałem piskliwie. W salonie był tylko jeden…
- Tym kryształowym z hortensjami.- Powiedział i podszedł do mnie. Wyciągnął w moim kierunku rękę, ale zatrzymał ją w odpowiedniej odległości. Czekał. Wziąłem głęboki oddech
i kiwnąłem delikatnie głową po czym poczułem jego ciepłe palce na swoim czole. Drgnąłem. Zabrał po chwili rękę, a ja przetarłem czoło.- Powiedz mi, dlaczego?
- Wiesz dlaczego.
- To już sześć lat.
- Czy to będzie sześć lat czy sześćdziesiąt nie zapomnę i się nie zmienię.
- Wiem o tym, ale…
- Więc dlaczego się upieracie, oboje, razem z matką abym na siłę robił coś czego nie chcę.
- Przestałem prosić o to abyś wyszedł z domu, przestałem prosić o to, abyś zaczął chodzić na normalną terapię, ba! Ja nawet zrezygnowałem z prywatnej terapii, którą normalnie mógłbym ci dawać w domu. Razem z mamą zrezygnowaliśmy z zapraszania znajomych na kawę i ciasto do domu, nawet do ogrodu aby ci nie przeszkadzali. Kiedy wujek z młodą chcą przyjechać zgłaszają to tydzień wcześniej abyś przyzwyczaił się do myśli, że ktoś obcy będzie w domu. Mama zabrała się za pracę bardziej domową aby zawsze ktoś był na chacie, gdzie weź pod uwagę, że jej praca to ogólnie praca
w terenie. Godzimy się na wszystkie twoje zasady jakie wprowadziłeś w domu, a nie zawsze są one normalne więc tak ciężko jest ci pójść chociaż raz do roku na kompromis i zrobić coś dla nas.
- Poszedłem do szkoły…- Szepnąłem cicho. Zaśmiał się głośno uderzając ręką w blat biurka.
- Nie. To szkoła przyszła do ciebie. Ostatni raz mury innego budynku niż nasz dom widziałeś pięć lat temu więc nie ma mowy abyś polazł do szkoły. Ty nawet do ogrodu nie wychodzisz!
- Nie trzeba było mi kazać iść do szkoły!
- Nie pozwolę aby mój brat był idiotą skoro ma potencjał! Nie obchodzi mnie czy pójdziesz na studia czy skończysz zawodówkę! Ale nie zatrzymasz się na poziomie gimnazjalnym!
- Mogłem zatrzymać się na poziomie podstawowym!
- Co to, to nie!- Wydarł się. Miał bardziej donośny głos niż ja. Wiedziałem, że na krzyk z nim nie wygram.
- Nikt was o to nie prosił! Mogliście zostawić mnie w spokoju!
- Może jeszcze cię nie szukać i pozwolić ci zostać w tym bagnie…
- PRZESTAŃ!
- Nie! Daje ci wybór. Albo idziesz na roczną terapię w dużej grupie albo przystaniesz na to, że on tutaj zamieszka.- Warknął i zabrał swoją teczkę. Ruszył w stronę drzwi.
- Nie pójdę na terapię.- Syknąłem przez zęby siadając gwałtownie.
- Dobrze. Więc postanowione. Za półtorej miesiąca zamieszka tutaj mój Kouhai. Razem
 z tobą. W jednym pokoju. Pod koniec tygodnia zaczynamy remont, więc spakuj wszystkie swoje rzeczy do pudełek, aby się nie walały gdzie popadną.- Dodał i wyszedł zamykając cicho drzwi. Gapiłem się na nie przez chwilę oniemiały po czym opadłem na poduszki swojego małego łóżka jęcząc głośno. Czasami miałem ochotę zabić tą czwórkę ludzi, którą jakimś cudem do siebie dopuściłem. Czy oni wszyscy nie rozumieli, że chciałem żyć sam w swoim świecie i że marzę tylko
o spokoju?
Najwidoczniej byli tak ograniczeni, aby nie zrozumieli tak prostej rzeczy…
Totalna beznadzieja…
Eh…

****************************************
Dziękuje za uwagę:)
Pozdrawiam Gizi03031

niedziela, 19 listopada 2017

4383- Prolog

Hejka!
Dzisiaj ruszamy z nowym opowiadaniem:)
Mam nadzieję, że wam się spodoba:)
Tuż przed końcem jego pisania zmieniłam całkowicie jego zakończenie, więc mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu:)
Życzę miłego czytania
*********************
Pierwszy raz spotkałem go w dzień, kiedy umarłem. Miałem wtedy trzynaście lat. On piętnaście. Kouhai z klubu mojego o cztery lata starszego brata. Odwiedził nas w ten dzień. Wysoki, dobrze zbudowany, z przydługawymi, fioletowymi włosami uśmiechnął się delikatnie kiedy wpadłem na niego na schodach przeciskając się obok mojego brata, aby dogonić ojca, który czekał na mnie na podjeździe. Przeprosiłem go kłaniając się głęboko. W końcu był starszy ode mnie.
Gdybym wiedział, że ostatni raz się wtedy śmiałem z całego serca nie wylazłbym ze swojego pokoju. Gdybym tylko wiedział, że miesiąc później mimo, że zobaczę znowu słońce- będę martwy- nie przebiegłbym koło niego na schodach.
Gdybym wiedział, że to właśnie on da mi to, o czym marzyłem, odda mi to co straciłem
i jednocześnie zabierze na zawsze to, co kochałem po tym jak doda do mojego czarnego życia trochę kolorów, zapachów i emocji- jak tchnie w tą martwą skorupę życie- zepchałbym go z tych schodów, albo…
Nie pozwoliłbym bratu na zrobienie tego co zrobił 2191 dni po tym jak pierwszy raz spotkałem go na schodach naszego starego domu.
Domu, który był dla mnie symbolem upokorzenia, bólu, łez, cierpienia oraz mojej śmierci…



 ***********************
Krótko, ale to nic. Później będzie troszkę lepiej.
Pozdrawiam Gizi03031

niedziela, 12 listopada 2017

Fallen- one shot- pierwsza noc Kiliana i Fabio

Hejka.
Zapraszam do czytania:)
*******************************
Bum… bum… budum…. Bum…. Bum…. Budum….
Bicie mojego serca rozpraszało mnie w tej chwili.
Szzzzzzzz….. szzzzzzzzzz…… sssssssssszzzzzzzzzzzzzzzzz…..
Szum w mojej głowie, sprawiał, że miałem ochotę walić głową o ścianę.
Ogień szalejący w moich żyłach przyciągnął do moich oczu powódź, aby chociaż trochę ugasić tą pożogę.
Woda nie mogła ugasić ognia, który co chwilę był rozpalany na nowo… i znowu…. I jeszcze raz…. Każde liźnięcie czy też pocałunek. Każdo muśnięcie silnych palców. Każdy gorący oddech. Wszystko to mówiło mi, że nie ugaszę tego ognia, ponieważ to nie ja jestem jego przyczyną. To nie ja go rozpaliłem, więc woda z mojego ciała nie może go ugasić.
Zacisnąłem mocno palce na wezgłowiu wielkiego łóżka i krzyknąłem w poduszkę, w którą wcisnąłem twarz. Moje palce u stóp prostowały się i zginały z przyjemności jaka płynęła od dolnych partii ciała. Chciałem uciec biodrami do przodu, kiedy nie mogłem już wytrzymać częstotliwości jaka płynęła z tej przyjemności, ale silne ręce oplatające mnie w pasie nie pozwoliły obniżyć bioder w dół.
Znowu krzyknąłem kiedy poczułem, że coś śliskiego zagłębiło się w moim wnętrzu. Z mojego gardła wyrwał się cichy szloch, kiedy nie mogłem już znieść tej przyjemności. Miałem nadzieję, że On tego nie słyszał. Nie chciałem aby usłyszał, bo przerwie…
- Fabio?- Usłyszał. Jęknąłem głośno, kiedy uniósł się wyżej i przylgnął do mnie całym ciałem.- Płaczesz?
- Płaczę.- Zaszlochałem cicho. Poczułem jak przekręca delikatnie moją twarz w bok, aby móc na mnie spojrzeć.
- Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?
- Tak.- Odparłem. Drgnął i pochylił się nade mną jeszcze bardziej.
- Co takiego?- Zapytał. Jego twarz ewidentnie mówiła, że nie wie w czym zawinił.
- Przerwałeś.- Jęknąłem załamany.- Było mi tak dobrze, a ty to przerwałeś.- Warknąłem wycierając swoją twarz.
- Pfff…. Przepraszam Młody.- Mruknął i zaczął maltretować moje ucho ustami ocierając się
o mnie przy okazji.
- Kilian… ja już nie wytrzymam… proszę…- jęknąłem zaciskając dłonie nad głową. Drań nie pozwolił na dotykanie samego siebie. Chociaż on to ujął inaczej. Możesz sobie strzepać jak będziesz mi obciągać. Ten to ma pomy….ohhh…..sły…. Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz, kiedy zahaczył swoim sterczącym penisem o moje wrażliwe i dopiero co sponiewierane przez jego język wejście.
- Jak się czujesz?
- Jakbym miał za chwilę kogoś zabić.- Przez mój przeciągły jęk, moja groźba nie była tak straszna jaka miała być. Poczułem jak wgryza się delikatnie w moją szyje by po chwili zacząć ssać to samo miejsce.- Będę miał malinkę.- Zaprotestowałem.
- Wiem…- Mruknął do mojego ucha i odsunął się ode mnie. Zaprotestowałem głośnym jękiem, kiedy poczułem chłód na plecach.- Odwróć się.- Rozkaz. To nie byłą prośba, tylko najczystsza forma rozkazu. Przekręciłem się na plecy i spojrzałem w jego oczy. Przez moje ciało przebiegł silny dreszcz. Pierwszy raz widziałem u niego takie spojrzenie. Oddychał szybko przez usta. Na jego skroniach widniały kropelki potu. Ulokował się między moimi nogami zarzucając je sobie na ramiona.- Gotowy?
- Nie jestem przekonany co dooooooghhhhh….- Krzyknąłem wczepiając palce w pościel, kiedy zanurkował w dół i wziął całą moją męskość do ust jednocześnie zagłębiając we mnie dwa swoje palce. Nie wiedziałem co mnie bardziej przerażało. Ból jaki odczułem i miałem ochotę uciekać czy przyjemność jaką mi dawał, która na stałe przybiła mnie do jego łóżka.- Oh… Kilian… ojć…-Syknąłem cicho. Zassał się mocniej.- Ohhhh….mmmmmm….
- To ojć czy och???- Zapytał znad mojego penisa nadal poruszając swoimi palcami w moim tyłku.
- Ojć, ojć, ojć…- Odwróciłem głowę w bok. Poczułem ciepło na swoim penisie.- Mmmmmm….- Zamruczałem. Kilian prychnął z moim penisem w ustach, a ja krzyknąłem głośno. Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie do góry. Poruszył kilka razy brwiami nadal trzymając mnie
w ustach. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc co się stało. Znowu prychnął i zaczął poruszać głową
w dół i w górę poruszając jednocześnie szybko swoimi palcami. To była chwila. Ciemność przed oczami. Głośny szum w uszach. Kiedy zacząłem odzyskiwać świadomość zorientowałem się, że krzyczę. Doszedłem? Boże…. doszedłem, a on nadal mi obciągał i grzebał swoimi palcami w moim tyłku. Jęczałem i wiłem się nie mogąc złapać oddechu.- Zobaczyłem…. Gwiaaahhhhzdy.- Wysapałem. Kilian wypuścił mnie ze swoich ust z cichym popnięciem i zaśmiał się głośno. Miał zachrypnięty głos. Włosy na całym moim ciele stanęły dęba, kiedy go usłyszałem.
- Wezmę to za komplement.
- To zdecydowanie był komplement.- Powiedziałem i zmarszczyłem czoło, kiedy poczułem się dziwnie pusty.
- Nie marszcz się. Zaraz znowu będzie dobrze.
- Um…- Mruknąłem i patrzyłem jak nakłada na siebie prezerwatywę. Nie spuszczałem wzroku z jego rąk. Był… duży… byłem facetem, w szkole po wychowaniu fizycznym musieliśmy się kąpać, więc widziałem wiele penisów, ale jego seryjnie był duży.- Kiiiiilllliiiiaaannnn???- Zapytałem piskliwym głosem. Spojrzał na mnie po czym przybliżył się do mnie abym nie widział co miał między nogami, co trochę ułatwiało mi sprawę, ale obraz jego DUŻEGO penisa zdążył się już wypalić
w mojej głowie.
- Hmmm??- Zapytał i zaczął całować mnie po twarzy, szyi i ramionach.
- Ja wiem…- Przełknąłem ślinę.- Że na korytarzu powiedziałeś, że ten skromny sprzęt będzie mnie rżnął mocno i długo, ale…- Poczułem jego pocałunki na swoim uchu. Zamilkłem delektując się jego ustami.
- Ale…?- Przypomniał mi, że coś do niego mówiłem.
- Ale za to, że kłamałeś…
- Kłamałem?
- Kłamałeś…- Powtórzyłem z naciskiem i odwróciłem głowę w bok kiedy na mnie spojrzał.- Może dzisiaj nie być mocno i aż tak długo?- Zapytałem szeptem. Poprawił się na mnie wygodnie. Czułem jego penisa przy swoim wejściu, ale nie zagłębiał się jeszcze do środka. Po prostu drażnił mnie swoim jestestwem.
- Kiedy kłamałem?- Zapytał. Jęknąłem i spojrzałem na niego jak zbity pies.- Wiem, że to twój pierwszy raz, więc nie mam zamiaru cię zerżnąć. To ma być przyjemność, a nie trauma, tym bardziej, że ci powiedziałem, że już nigdy cię nie wypuszczę. A teraz… kiedy kłamałem??- Zapytał napierając na mnie delikatnie. Wciągnąłem powietrze do płuc przez zęby.
- To nie jest skromny sprzęt oszuście.- Syknąłem i złapałem się jego ramion, kiedy nacisnął mocniej swoimi biodrami. Zaśmiał się cicho i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Ano nie jest.- Powiedział i pocałował mnie namiętnie zagłębiając sie powoli w moim ciele. Wbiłem mu paznokcie w ramiona próbując w ten sposób chociaż częściowo przekazać mu swój ból.
A ból był… no… Wow… oh….
**
- Fabio? Fabio? Oj… nie wygłupiaj się…. Fabio….- Słyszałem jego głos jakby z oddali. Próbowałem się poruszyć, ale całe moje ciało było obolałe. Mruknąłem cicho.- Całe szczęście! Fabio. Gdzieś cię boli?
- Tyłek…- Mruknąłem cicho próbując namierzyć jego głos. Był po mojej prawej stronie. Skierowałem tam swoją twarz.
- Głupku pytam poważnie. Zemdlałeś.- Mruknął cicho. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co zrobiłem?- Zapytałem zaskoczony i odszukałem go spojrzeniem. Siedział koło mnie
i bawił się moimi włosami.
- Zemdlałeś na sam koniec. Coś cię boli?
- Moja duma.- Jęknąłem. Spojrzał na mnie nie rozumiejąc.- Było mi tak dobrze, że zemdlałem. Jarzysz? Słyszałeś kiedyś o kolesiu, który by zemdlał w trakcie stosunku?- Zapytałem. Parsknął śmiechem i przytulił mnie mocno do swojego ramienia.
- Słyszałem.
- Taa? A o kim?- Zapytałem zaciekawiony.
- O tobie.- Dodał i zaśmiał się głośno kiedy próbowałem go uderzyć ręką w ramię, ale skutecznie mnie od tego pomysłu odwiódł.- Naprawdę zemdlałeś bo było ci tak dobrze czy z bólu?
- Wiesz, że mam wysoką tolerancję bólu.
- Ale chyba nie przyjemności.
- Jesteś za dobry.- Burknąłem wtulając się w jego ramię. Znowu się zaśmiał i pocałował mnie w czoło.
- Dzięki.
- Za co?
- Za to, że mnie wybrałeś?
- Pfff… znaj mą łaskę.- Prychnąłem niby oburzony, ale tak naprawdę wtuliłem się w niego jeszcze mocniej.
- Znam…. znam…. tą twoją laskę.- Warknął i zacisnął swoje palce na moim penisie. Jęknąłem głośno wyginając się w jego stronę.
Pocałował mnie namiętnie na nowo rozpalając we mnie ogień.
Zegarek w salonie wybił właśnie godzinę szóstą rano.

 *********************************
I jak wam się spodobało??
Mam nadzieję, że było fajnie:)
Pozdrawiam Gizi03031;*



niedziela, 5 listopada 2017

Fallen- Epilog

Hej kochani.
Zapraszam na kolejny rozdział:). Do tego opowiadania napisałam jeszcze krótki OS. Mam nadzieję, że i Epilog i One Shot przypadną wam do gustu. A w kolejnym tygodniu ruszamy z nowym opowiadaniem.
*******************************
Wziąłem głęboki oddech, kiedy zegarek w salonie wskazał drugą w nocy. Minęły już prawie trzy miesiące od tego całego zdarzenia. Wróciłem do szkoły (projekt zaliczyliśmy na sześć dzięki pięknym i dokładnym rysunkom jakie zrobiła), niedawno ściągnięto mi gips z ręki po tym jak okazała się być złamana, ludzi którzy mnie przetrzymywali znaleziono w tym samym lesie, który wskazałem policji. Byli ledwo żywi. Pobici do nieprzytomności z połamanymi wszystkimi kończynami. Nie wiedziałem co ich spotkało, ale usłyszałem jak dwóch policjantów rozmawiało ze sobą, że to sprawka Fallen bo w domku znaleziono czarne pióro. Później oczywiście przez przypadek dowiedziałem się, że Fallen to imię pewnego płatnego zabójcy, który na miejscach swojego zlecenia zostawia pojedyncze, czarne piórko. Podobno był aż tak brutalnym zabójcą, że nawet jedyne jego ofiary, które przeżyły powiedziały, że wolą spędzić w więzieniu resztę życia niż kiedykolwiek powiedzieć kim jest Fallen, ponieważ gniew Anioła jest gorszy niż więzienie.
Ja osobiście chodziłem przez prawie dwa miesiące do psychologa, który moim skromnym zdaniem okazał się być porażką w swoim fachu. Ten człowiek nawet nie potrafił mi pomóc pozbyć się lęku jakim było siedzenie oraz spanie w samotności. Co było bardzo denerwujące kiedy chciało mi się spać, a nie mogłem zasnąć. A jeżeli tylko słyszałem, że Kilian kręci się po kuchni mogłem przespać pół dnia w salonie tylko po to, aby nocami znowu nie spać.
Uniosłem rękę do góry i zapukałem cicho do drzwi pokoju Kiliana. Wiedziałem, że nie mogę tam spać. Nie ważne, co by się działo, nie mam prawa wchodzić do niego do pokoju. Wiedziałem też, że pukanie do niego do pokoju, o tak karygodnej godzinie może się dla mnie źle skończyć. Usłyszałem ciche mruknięcie.
- Kilian?- Zapytałem szeptem przykładając twarz do jego drzwi.
- Hmmm?- Zapytał, ale nie otworzył drzwi. Pewnie leżał w łóżku i w duchu liczył, że to zły sen. Zawahałem się chwilę. Jeżeli nadal śpi mogę się ewakuować do siebie i udawać, że mnie tam nie było. Zrobiłem dwa kroki w tył.- Fabio wiem, że tam jesteś.- Dodał jakby usłyszał moje myśli. Zakląłem głośno w myślach.
- Nie mogę spać…- Szepnąłem cicho. Głośne wypuszczenie powietrze z płuc.
- Fabio….- Mruknął niezadowolony. Przełknąłem cicho ślinę.
- Mmm… dobranoc.- Odpowiedziałem i ruszyłem szybko do swojego pokoju zaciskając dłonie w pięści. To był zły pomysł. To był bardzo, baaardzo zły pomysł. Złapałem za klamkę od drzwi, po czym z głośnym łoskotem zatrzymałem się na pobliskiej ścianie, w którą ktoś boleśnie wbił cały przód mojego ciała. Jęknąłem cicho i wstrzymałem oddech, kiedy drugie ciało przylgnęło do mojego na całej jego długości. Moje dłonie zostały przyciśnięte do ściany silnym uściskiem.
- Wiem Mały, że nie możesz spać, ale jeżeli teraz pozwolę ci wejść do mojego łóżka, to nie pozwolę ci z niego wyjść. Więc lepiej nie kusić losu.- Szepnął do mojego ucha Kilian. Zadrżałem na całym ciele.
- A jeżeli ja nie chce z niego wychodzić?- Zapytałem cicho. Poczułem jego gorący oddech na swoim nagim ramieniu.
- To, że chcesz to wiem i widzę. Pytanie tylko czy jesteś na to gotowy.-Zamruczał i zaczął składać na mojej szyi delikatne pocałunki. Poruszyłem się niespokojnie próbując się uwolnić, ale jakoś mi to nie wychodziło. Wiedziałem, że uwolnię się dopiero wtedy, kiedy on mi na to pozwoli.
A wątpię, aby szybko to nastąpiło. Przez ostatnie trzy miesiące zauważyłem, że częstotliwość
i długość czasu przez jaki Kilian mnie niechcący dotykał zwiększyła się diametralnie. Delikatne muśnięcia dłoni niby przez przypadek zmieniły się w trzymanie ręki, kiedy razem oglądaliśmy filmy. Niby przypadkowe stuknięcie stopą zamieniało się w maltretowanie moich nóg jego nogami, dopóki któreś z nas nie musiało odejść od stołu. Prośby typu „Podaj to, daj to, przesuń się” zniknęły kompletni z naszego życia. Kilian przyklejał się do moich pleców chcąc coś sięgnąć nad moją głową. Ocierał się o mnie, kiedy chciał coś sięgnąć, kiedy coś mu zasłaniałem. Sporadyczne podrzucanie do szkoły zamieniło się w systematyczne podwożenie do i zabieranie mnie z tej jakże znienawidzonej przez niego placówki. Ciągle musiał mnie mieć w zasięgu wzroku jak nie ręki. Jedyne momenty kiedy mnie nie widział to mój czas spędzony w szkole oraz w łazience. Nawet jak się uczyłem robiłem to
w salonie przy otwartych drzwiach, tak żeby on będący w kuchni mógł mnie widzieć.
- Skąd możesz wiedzieć, że…- Wciągnąłem głośno powietrze do płuc, kiedy naparł na mnie swoimi biodrami i zaczął się ocierać o moje pośladki swoim kroczem.
- Ten skromny sprzęt zagłębi się w twoje pośladki. Będzie je rżnął mocno i długo i już nigdy nie przestanie. Jeżeli myślisz, że to by było na jedną noc to się grubo mylisz. Jak już bym się tam wbił  nie pozwoliłbym ci odejść i nikt więcej nie miałby prawa cię ruszyć.
- Kilian…- Pisnąłem cicho, kiedy moje ciało zaczęło reagować na jego słowa. Poruszyłem delikatnie biodrami na boki, aby otarł się o mnie mocniej. Usłyszałem przy uchu jego syk.
- Kurwa. Wracam do swojego pokoju. Jeżeli chcesz, abym cię teraz zerżnął możesz do mnie przyjść i wejść bez pukania. Jeżeli chcesz poczekać idź spać do siebie.- Warknął i ugryzł mnie
w ramię po czym puścił moje ręce i odszedł do siebie. Usłyszałem jak zamyka drzwi. Chłód, który ogarnął moje plecy wcale mi się nie spodobał. Nie chciałem tego. Odwróciłem się delikatnie na pięcie i spojrzałem w stronę jego drzwi. Przełknąłem cicho ślinę i ruszyłem powoli ku temu czego właśnie teraz pragnąłem.
Ciepła, bezpieczeństwa, Kiliana.



The EndJ
Słów: 13656
Stron 35

Pisana: od 19.04.2017 do 09.09.2017
******************
Krótko, zwięźle i na temat:)
Mam nadzieję, że wam się podobało.
Pozdrawiam i zapraszam na next Gizi03031:*