Hej.
Dobry wieczór czy jakoś tak.
Zapraszam na kolejny rozdział o przygodach Ezry i jego potworków xD
**************************************
- Boże, Ezra co ci się stało?!
Wyglądasz jak siedem nieszczęść!- Krzyknęła pomagając mi usiąść. Rozejrzałem
się dookoła rozcierając obolałą głowę. Znajdowałem się w tym samym pokoju
z którego wyruszyłem w podróż.
-
Długo mnie nie było?- Zapytałem podnosząc się na chwiejnych nogach. Zakręciło
mi się
w głowie. Radnea pomogła mi ustać na prostych nogach. Spojrzałem na nią. Niska,
zgrabna dziewczyna o niebieskich oczach i czerowno- fioletowych włosach (były
naturalne żeby nie było). Miała prawie że białą cerę. Ładnie pachniała. Jak
moja siostra. No w końcu to była moja siostra… wróciłem.
-
Dopiero co wyruszyłeś. Zniknąłeś z teleportera i pojawiłeś się po chwili tutaj,
na podłodze.- Powiedziała przyglądając mi się uważnie. Spojrzałem na zegarek.
Przełknąłem głośno ślinę.- Chyba będziemy musieli spróbować jeszcze raz, jak
cię cofnęło.
-
Nie cofnęło mnie.
-Co?
-
Później. Teraz nie mamy czasu. Musimy się stąd jak najszybciej ulotnić nim będzie
za późno.
-
O czym ty mówisz? Nie rozumiem…
-
Pogadamy w domu. Musimy iść.- Powiedziałem i pociągnąłem ją w stronę wyjścia.
Serce waliło mi jak młotem. Rozglądałem się nerwowo na wszystkie strony. Czułem
jak moje ręce drżały. Po plecach ściekał pot. Nie chciałem GO tutaj spotkać.
Nie chciałem nikogo z nich spotkać. Nie chciałem aby wiedzieli, że wróciłem…
Przystanąłem gwałtownie i spojrzałem na siostrę. Jak zawsze miała za sobie
jedną z wielu swoich chust przewiązaną na swojej szyi.- Daj to na chwilę.-
Dodałem
i nie czekając na jej odpowiedź zdjąłem z niej kawałek materiału i oplotłem nim
swoją szyję.
-
Em… mogę wiedzieć co ty odwalasz?
-
Powiem ci w domu. Wychodzimy. Zachowuj się normalnie jak kogoś spotkamy. Nie
rozmawiaj z nikim. Nie patrz na nikogo. Nie znasz ich i już.
-
Przecież nie ma się czego obawiać skoro nikt nie ma prawa wiedzieć o tym…-
Zatkałem jej usta w połowie jej wypowiedzi, kiedy usłyszałem jak ktoś zbliża
się w naszą stronę drugim korytarzem. Ubrałem pospiesznie na siebie jakiś kilt
który wisiał na wieszaku niedaleko nas. Popchnąłem ją na ścianę i zacząłem
szybko i głośno oddychać. Spojrzała na mnie jak na człowieka niespełna rozumu,
ale ją zignorowałem. W ostatniej chwili zatkałem jej usta swoją dłonią i
pochylając się nad nią pocałowałem swoją dłoń. Rozsunąłem delikatnie jej nogi
swoim kolanem. Wolną rękę ułożyłem tak, aby zasłaniała nasze twarze przed
osobnikami, którzy właśnie wyszli zza rogu.
-
No i wtedy ona…- Jeden z mężczyzn, który nas mijał umilkł w połowie słowa.
-
Dobra. Chodźmy, dokończysz mi w pracowni.
-
Nie ma to jak odwaga.
-
Kobieta nosi znamiona dziwki. Dajmy się młodemu zabawić.- Powiedział ten drugi.
Kiedy przechodzili koło nas popchnąłem mocniej swoją rękę ku jej twarzy.
Pisnęła cicho. Za swoimi plecami usłyszałem stłumiony śmiech. Odczekałem
chwilę. Zniknęli za rogiem. Pokazałem jej że ma milczeć po czym zabrałem swoją
rękę i odsunąłem się od niej. Uderzyła mnie mocno ramię.
-
Chodźmy gdzie indziej. Tutaj ktoś nas zobaczy.- Powiedziałem najbardziej zmysłowym
głosem na jaki było mnie stać. Radnea otworzyła szeroko oczy, ale nic nie
odpowiedziała. Pociągnąłem ją za sobą i czym prędzej opuściliśmy mury tej
cholernej instytucji. W drodze powrotnej do domu nie spotkaliśmy nikogo.
Wiedziałem, że tak będzie. W końcu specjalnie wybraliśmy taką porę na to, żeby
wysłać mnie w przyszłość. Miało to pomóc mojej siostrze w bezpiecznym powrocie
do domu. O tej godzinie wszyscy szykowali się do snu. Zbliżała się 22. Nikt nie
miał prawa być o tej godzinie poza murami swojego domu, szkoły, pracy czy
czegokolwiek. I ja dobrze o tym wiedziałem. Aż za dobrze. Jeżeli w tych czasach
praktykowane są metody Azazela z przed 5000 lat, których używano wtedy do
karania za nieprzestrzegania zasad to ja nawet nie chce spóźnić się do domu
chociażby o 0,001 sekundy.
Rozejrzałem
się nerwowo w prawo i w lewo po czym podbiegłem szybko w stronę drzwi od
naszego domu. Otworzyłem je tak gwałtownie, że mało co nie wyleciały z zawiasów
po czym wciągając siostrę do środka, zatrzasnąłem je na kilka spustów i
stękając głośno przepchałem pod drzwi ciężką komodę chociaż i tak widziałem, że
to nikogo nie powstrzyma. Pozasłaniałem wszystkie okna
i dopiero wtedy zapaliłem słabą lampkę, która dawała nikłe światło na całą
naszą kuchnie połączoną
z jadalnią.
-
Możesz mi teraz wszystko wyjaśnić. Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść?
Dlaczego musieliśmy uciekać jakbyśmy kogoś zabili? Dlaczego zachowujesz się
jakby ktoś cię chciał zabić?
I najważniejsze. Dlaczego zabrałeś mi moją ulubioną apaszkę?
-
Serio, siostra? Martwisz się teraz o jedną z twoich wielu ulubionych apaszek, a
przecież mamy na głowie inne zmartwienia. No w sumie to ja je mam.
-
Powiedz mi co się stało.
-
Nie wiem, czy chcesz tego słuchać. Najważniejsze. Nie mów nikomu, że jestem w
domu czy coś. Nie ma mnie. Zniknąłem. Nie możesz mnie znaleźć. Ani nic.
-
Co? Dlaczego? Weź się nie wygłupiaj. Wiesz, że jutro ma przyjść do mnie Marco i
Laura. Sam ich poprosiłeś aby spędzali ze mną weekendy jak ciebie nie będzie.
-
Kurwa. Zapomniałem. Odwołaj to spotkanie. Powiedz, że musisz iść pilnie do
pracy.
-
Przecież w pracy mamy teraz miesiąc wolnego. Wszyscy o tym wiedzą.
-
Radnea! Błagam cię. Proszę cię tylko o pięć dni. Pięć dni i będziesz mogła się
z nimi spotkać.
-
A co będzie za pięć dni? Przestanie ci odbijać?
-…-
Zacisnąłem mocno zęby i spojrzałem gdzieś w bok. Nie chciałem jej mówić, co ma
nastąpić za pięć dni, ale ona przecież to wszystko zobaczy. Zobaczy co się
będzie ze mną działo po odstawieniu mojego jakże zajebistego leku. I przez
zażywanie tego cholerstwa nie mogę nawet sam się zabić jak mogłem wcześniej. To
przyblokowało moją chorobę. Nie mogłem nad nią panować
w żadnym stopniu. Czasami tylko straciłem na chwilę czucie w ręku albo w nodze,
ale to tylko na parę sekund.
-
Ezra?- Zapytała lekko zdenerwowana. Nie wiedziała, o co mi chodzi i dlaczego
się tak zachowywałem. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i zacisnąłem dłonie na
sobie chowając je pod stołem.
-
Za pięć dni z tego co mi mówiono powinienem kopnąć w kalendarz.- Powiedziałem
cicho pochylając się delikatnie w jej kierunku. Odsunęła się ode mnie
gwałtownie patrząc na mnie jak na jakiegoś kosmitę.
-
O co ci chodzi?! Ezra! To nie jest śmieszne! Niby dlaczego masz umrzeć po tym
jak przez kilka sekund byłeś w przyszłości?! Kto ci takich głupot nagadał?!
-
Zacznijmy od tego, że wysłałaś mnie w PRZESZŁOŚĆ a nie w PRZYSZŁOŚĆ. Kretynka.-
Mruknąłem cicho pod nosem. Uderzyła mnie mocno w głowę otwartą ręką.
Pomasowałem się po obolałym miejscu.- A jak ty to mówisz „takich głupot”
nagadały mi osoby, które tam spotkały. A, że wiesz miały rok, aby mnie o tym
przekonać to im wierze.
-
Rok? Jak to rok? Parę sekund…- Urwała, kiedy wyciągnąłem w jej stronę swoje
dłonie, na których widniało wiele blizn ciętych. Przyglądała im się przerażona,
a ja uśmiechnąłem się przepraszająco i schowałem ręce pod stołem. Tak jak
wcześniej zacisnąłem jedną dłoń na drugiej.- Znalazłeś lekarstwo? Nie. Co ja
gadam? Przecież jakby istniało w przeszłości to musi istnieć i w tych czasach,
więc…
-
Znalazłem.
-
Pewnie niczego nie zna… ZNALAZŁEŚ?!- Wydarła się wstając gwałtownie i
przewracając z głośnym hukiem krzesło, na którym siedziała. Skrzywiłem się.
Obeszła szybko stolik przy którym siedzieliśmy i dopadła moich ramion. Zaczęła
mnie za nie szarpać.
-
Uspokój się!- Warknąłem na nią.
-
Jak mam być spokojna skoro mówisz, że udało ci się znaleźć lek, dzięki któremu
przeżyjesz?
-
I dzięki któremu, jeżeli go odstawie na dłużej niż pięć dni to umrę.-
Warknąłem. Zesztywniała gapiąc się na mnie jak na okaz w zoo.- A zdobycie tego
leku tutaj w tych czasach graniczy z cudem. Pewnie jakbym się po niego zgłosił
to zginąłbym w męczarniach szybciej niż bym tam wlazł.
-
Nie może być tak źle. Jeżeli można go tutaj dostać trzeba go tylko poszukać i…
-
Nie musze go szukać, bo wiem gdzie on jest. I nie mam zamiaru iść i o niego
żebrać.
-
Nie wygłupiaj się. To dla ciebie idealna szansa, na…
-
Na to, żeby już na zawsze zostać uwięzionym w tej pieprzonej klatce. Nie
zgadzam się. Nie pójdę po ten lek i już. Musisz się z tym pogodzić, że za pięć
dni nie będzie mnie już wśród żywych. Będziesz mogła zmienić pracę, zakochać
się i chajtnąć z jakimś kasiastym gościem. Wyniesiesz się
z tej rudery i…
-
NIE! Nie będę słuchała twoich bezsensownych słów! Razem z Marco na pewno coś
wymyślimy i…
- Jeżeli pójdziesz z tym do Marco lub do
kogokolwiek innego nawet do tego twojego tajemniczego chłopaka, o którym nie
chcesz mi powiedzieć, to sam się zabije szybciej niż ustawa przewiduję. Chyba
powiedziałem jasno i wyraźnie. Masz nikomu nie mówić, że jestem w domu. Jeżeli
chociaż trochę mnie szanujesz, nie piśniesz ani słowem i pozwolisz mi cieszyć
się ostatnimi pięcioma dniami razem z tobą.
-
Ezra…- Powiedziała cicho, a po jej policzkach zaczęły ściekać gorzkie łzy.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i podszedłem do niej obejmując ją delikatnie
ramionami.
-
Przepraszam Radnea, ale uwierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich.- Szepnąłem
cicho w jej włosy. Rozpłakała się na dobre wtulając się mocno w moją klatkę
piersiową. I mi w oczach stanęły łzy, ale nie pozwoliłem im wyjść na
powierzchnie.
^^~^^
Kolejny kubek tego dnia wyleciał mi
z dłoni. Spojrzałem na niego najbardziej pogardliwym spojrzeniem na jakie było
mnie stać i sięgnąłem po kolejny wybierając tym razem metalowy. Taki na pewno
mi się nie potłucze, nie ważne ile razy by spadł na podłogę.
- Kolejny?- Usłyszałem cichy szept
za sobą. Nie odwróciłem się. Wiedziałem co bym zobaczył.
- Wybacz. Wszystko leci mi ostatnio
z rąk.
- To skutki uboczne odstawienia tego
tajemniczego leku?- Zapytała. Syknąłem. Zawsze wiedziałem, że mimo tego iż moja
siostra była skończoną kretynkną, to była dość spostrzegawczą kretynką. A co by
nie patrzeć było to dość niebezpieczne zestawienie. I jak to abstrakcyjnie
brzmiało. Spostrzegawcza kretynka.
- Tak.
- Będzie gorzej?
- Tak.
- Więc może jednak…
- Nie.- Przerwałem jej twardo.
Zalałem kubek ciepłą wodą robiąc sobie w ten sposób herbaty.- Przestań poruszać
ten temat, bo w końcu wyjdę z domu i nie wrócę.
- To dopiero drugi dzień. A co
będzie piątego dnia?!
- Nie wiem.- Wzruszyłem ramionami i
usiadłem przy stoliku. Upiłem kilka łyków gorącego napoju. Syknąłem, kiedy
sparzyłem się delikatnie w język.- Sam osobiście dotrwałem do czwartego dnia. A
kiedy zacząłem błagać o lekarstwo i w końcu mi je dano wszystko minęło. Więc
nie wiem jak będzie piątego dnia. Mam nadzieję, że szybko umrę. Sam czwarty
dzień będzie dość… ciężki.- Dodałem i skrzywiłem się na sam koniec.
Taaaa.
Ciężki.
Łatwo powiedzieć.
- Przecież ewidentnie widać, że się męczysz.-
Powiedziała idąc w zaparte. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i spojrzałem na
nią miną zbitego psa. Drgnęła.
- Uwierz mi. Jeżeli zdobycie tego leku w tych
czasach nie byłoby aż tak trudne i kosztowne, to bym po niego poszedł już
teraz, ale ja po prostu z doświadczenia wiem ile musiałem za niego dać
w tamtych czasach. A wiem, że teraz musiałbym zapłacić o wiele więcej niż
wtedy.
- Nie wygłupiaj się. Przecież nikt nie zażąda od
ciebie twojego tyłka za kilka tabletek leku, który może ci pomóc. A wiem, że
oprócz życia, swojego tyłka i co dziwnego mnie nie ma dla ciebie nic
cenniejszego.- Wytknęła mi. Uśmiechnąłem się krzywo biorąc łyk herbaty. Wypuściłem
głośno powietrze z płuc. Znała mnie. Bardzo dobrze mnie znała. Wiedziała co
jest dla mnie najważniejsze.
A ja wiedziałem, że jeżeli w tamtych czasach musiałem oddać dwie najważniejsze
dla mnie rzeczy to teraz zabiorą mi wszystko z nawiązką.
- Zawołają więcej niż ty wymieniłaś. A ja mam
już dosyć rozkładania nóg tylko po to, aby dostać ten lek. Zawsze chciałem
zrobić to z osobą, którą kocham i żeby ta osoba kochała mnie.- Powiedziałem
opierając się wygodnie o krzesło i patrząc na sufit. Zerknąłem na nią kontem
oka. Gapiła się na mnie blada na twarzy z szeroko otworzonymi ustami oraz
oczami. Zaśmiałem się cicho pod nosem.- Jeżeli teraz tak wyglądasz, to może
lepiej żebyś nie wiedziała co musiałem zrobić, aby dostać ten lek.
- Co... Jak to? Przecież ty... no weź... nie
okłamuj mnie. Bardziej chroniłeś swój tyłek niż mnie!- Zawołała oburzona. I
znowu musiałem jej przyznać rację. Wzruszyłem ramionami.
- Nawet jeżeli ty byś tam ze mną była nie
mógłbym dać im ciebie za trochę tego leku. To jest umowa wiązana. Moja dupa za
lek. A na to się nie zgadzam.
- Skoro wytrzymałeś tyle to może...
- Nie kończ, bo powiem coś za co się przeze mnie
obrazisz. Powiedz mi lepiej czy rozejrzałaś się może za jakąś nową pracą?-
Zapytałem. Skrzywiła się. Wiedziałem, że nie przepada za tym tematem. Ale ja
wcale, a wcale nie miałem zamiaru jej odpuszczać. Nie pozwolę aby moja siostra
przepracowała chociażby jednej minuty w tamtym miejscu. Tym bardziej, że
wiedziałem, że ON już wie gdzie ona pracuje. A ja wiedziałem, że to jest
niezgodne z prawem.
- Em... ktoś mi zaproponował mieszkanie razem.
My dwoje u niego w domu. Powiedział, że nie musiałabym pracować. No chyba że
bym chciała to by pomógł mi coś znaleźć... normalnego, ale...
- To na co czekasz? Dlaczego się nie
pakujesz?
- Bo ja chcę tam iść z tobą.
- Eh. Siostra nie jesteśmy już dziećmi...
- Dla mnie jesteś dzieckiem. Pamiętaj jestem
starsza od ciebie.
- Co nie znaczy, że mądrzejsza.- Dogryzłem jej.
Ja w końcu kończyłem liceum w tym roku. Ona zatrzymała sie na podstawówce.
- A ja jestem piękniejsza.
- Ja szczuplejszy.- Pokazałem jej język znowu
wchodząc jej na odcisk. Zmarszczyła czoło myśląc intensywnie. Ciekawe co
wymyśli.
- Ja lepiej pracuje tyłkiem.- Odgryzła się.
Wciągnąłem ze świstem powietrze między zębami. Zaśmiała się.- Wygrałam.
- Ty lepiej najszybciej się do tego kolesia
przenieś. Może cię w końcu ktoś naprostuje jeżeli mi się to nie udało.
- Mnie nikt nie musi prostować. Ja jestem
prosta...
- I proszę. Zrezygnuj z pracy. Z tej pracy.-
Powiedziałem cicho zaciskając dłonie na ciepłym kubku. Po moich plecach
przeszedł miły dreszcz.
- Jakoś nigdy ci nie przeszkadzało to, że tam
pracuję.
- Zawsze mi to przeszkadzało, ale ty mnie nigdy
nie słuchałaś.
- Więc dlaczego teraz próbujesz mnie namówić do
tego, abym z tego zrezygnowała.
- Bo to jest niebezpieczne.
- Hahahaha! Przecież wiesz u kogo pracuję. On
nigdy by nie wygadał, że pracuję u niego człowiek. A dzięki temu, że jestem tam
jedynym człowiekiem zarabiam o wiele więcej niż inni. Co innego jakby ktoś z
władz się dowiedział, że tam robię. Wtedy byłoby to na prawdę niebezpieczne.
- I dlatego kretynko mówię, że to jest
niebezpieczne!- Warknąłem na nią odkładając zbyt gwałtownie kubek na stole.
Kilka kropek rozprysło się na moich dresowych spodniach. Przekląłem siarczyście
pod nosem.
- Boże! Ja cię wcale nie rozumiem! Dlaczego nie
wyjaśnisz mi tego dokładnie tylko jakieś przekręty robisz i...
- Tak jest bezpie...- Urwałem, kiedy usłyszałem
czyjeś kroki na zewnątrz. Znowu wyostrzyły mi się zmysły. Wstrzymałem oddech i
nakazałem jej ręką aby się na chwilę uciszyła. Przyglądała mi się jak jakiemuś
idiocie, kiedy pospiesznie zarzuciłem na szyję jej apaszkę, a na plecy jej za
dużą bluzę. Pociągnąłem delikatnie nosem. znałem ten zapach. Po chwili ktoś
delikatnie zapukał do drzwi. Wskazałem siostrze, że ma się odezwać.
- Chwila! Tylko się ubiorę!
- Radnea? To ja. Marco.- Oboje usłyszeliśmy
przytłumiony głos zza drugiej strony drzwi. Przestałem na chwilę
oddychać.
- Poczekaj! Dopiero co wyszłam z łazienki!
- Ezra jest?- Zapytał i zaśmiał się z czegoś.-
Laura! To nie prawda! Przestań!- Zawołał. Pociągnąłem delikatnie nosem. A więc
tak pachnie Laura. Prawie jak on. Nosi na sobie jego zapach. A więc... Zamienił
ją. Czy pomijając moją siostrę, w moim otoczeniu nie było już żadnego prawdziwego
człowieka?
- Nie ma go. Wyszedł z domu...- Powiedziała
cicho Radnea. Spojrzałem na nią karcąco.- Czekaj! Już otwieram!
- Nie musisz. Wiem, że on tam jest. Niech nie
zapomina, że go słyszę i czuję nawet jeżeli stara się nie oddychać. Chce po
prostu wiedzieć jak sie czuję.- Powiedział spokojnie Marco. Siostra spojrzała
na mnie gwałtownie. Pokiwałem przecząco głową dając jej znać, że ma mu nie
wierzyć. Wiedziałem, że mnie wyczuje. Byłbym skończonym idiotą gdybym uwierzył,
że uda mi się przed nimi ukrywać. Ja po prostu nie chciałem teraz widzieć
twarzy żadnego z nich. Jeżeli bym na nich spojrzał za pewne bym się załamał i
poszedł do NIEGO po ten jakże cudotwórczy lek.
- Nie wiem o co ci chodzi. Cholera! Gdzie te
pierdolone skarpety?!
- Ezra. Ja cię czuję. Wszyscy cię czują. On też.
Teraz jest po drugiej stronie planety. Jak myślisz? Ile czasu zajmie mu powrót
do domu z trzema zepsutymi teleporterami, kiedy postanowi tutaj przybiec?-
Zapytał. Serce zabiło mi szybciej. To dlatego jeszcze go tutaj nie było. Był po
drugiej stronie planety. Nie było go. Miałem jeszcze szanse...- Nie próbuj
umierać, ani się chować. Jak umrzesz, później będziesz go błagał o wybaczenie.
A jak znikniesz... co cóż. Nie uda ci się. I uwierz mi to nie jest rozwiązanie.
Będzie zły. A my nie chcemy go widzieć złego. Napatrzyliśmy się ostatnio, jak
wszystkich prawie co pozabijał i zwolnił ze służby. Już dla niego nie pracuje.
Nikt nie pracuje.
- Marco...
- Trzymaj się Radnea. I nie pozwól mu się zabić.
Bo wtedy nikt nie przeżyje na tej cholernej planecie.- Powiedział. Usłyszałem
jak podchodzi bliżej drzwi. Puknął w nie delikatnie i zaśmiał się cicho pod
nosem.- Przepraszam, za to, że cię okłamałem.- Dodał i odszedł. Zakryłem usta i
oparłem czoło o blat stołu. Poczułem na ramieniu czyjś delikatny dotyk. Nie
musiałem nawet patrzeć kto to.
W końcu była tutaj ze mną tylko moja siostra.
- Ezra. Proszę. Pogadaj ze mną.- Powiedziała.
Przytuliła mnie mocno, kiedy spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Szlochałem
cicho w jej ramię nie wiedząc już co mam robić.- Powiedz mi... czy ty się w
kimś zakochałeś?- Zapytała cicho. Po jej pytaniu rozpłakałem się jeszcze
mocniej.
***
Otworzyłem delikatnie oczy. Dookoła mnie panował
półmrok, ale i tak wiedziałem gdzie jestem i co się koło mnie znajduje. Usiadłem
na łóżku przecierając zaspane oczy. Wiedziałem, że jestem cały napuchnięty na
twarzy. W końcu przepłakałem kilka godzin próbując wymyślić coś konkretnego.
Przeciągnąłem palcami po swojej szyi wyczuwając pod opuszkami charakterystyczne
wgłębienia. Blizny po ugryzieniu. Jak dla mnie minęło kilka dni od kiedy
ostatni raz go widziałem
i kiedy on mnie ugryzł. Dla niego minęło 5000 lat. Musi być na serio wkurwiony.
Przecież jak on tutaj przyjdzie to tak czy siak zostanę trupem. Albo wyssie
mnie do cna, albo skręci mi kark. Więc dlaczego mam czekać i z nim rozmawiać
skoro sam mogę to przyspieszyć i odejść nim ten powróci.
Wysunąłem się spod ciepłej kołderki i ruszyłem w
stronę kuchni. Światło w tamtym pomieszczeniu było zapalone. Usłyszałem cichy
śmiech mojej siostry. Tak dawno nie słyszałem jak się śmieje. Zajrzałem do
środka nie chcąc jej przeszkadzać i zamarłem z głową między drzwiami. Na
przeciwko niej przy stole siedział Sebastian. Ubrany w luźną, jasną koszulę i
jeansowe spodnie. Włosy miał postawione do góry. Uśmiechał się do niej
delikatnie głaskając palcem wewnętrzną część jej dłoni. Radnea śmiała się cicho
cała czerwona na twarzy. Nigdy jej takiej nie widziałem.
Zacisnąłem mocniej zęby zerkając na swojego
nauczyciela i brata TEJ osoby. Zerknął w moim kierunku. Spoważniał na ułamek
sekundy po czym uśmiechnął się szeroko. Wyczuł mnie. Wiedział!
- Witaj Ezra.- Powiedział spokojnie. Radnea
odwróciła się gwałtownie w moją stronę. Wyglądała na zmieszaną. Nie wiedziała
gdzie ma podziać swój wzrok. Prychnąłem i podszedłem do szafki. Sięgnąłem po
swój nowy, metalowy kubek i nalałem sobie do niego zimnej wody. Dłonie
strasznie mi się trzęsły. Upiłem dwa łyki, ale dość szybko odstawiłem kubek do
zlewu, kiedy odczułem charakterystyczny ból gardła przy przełykaniu. Wiedziałem
co może złagodzić ten ból, ale nie zamierzałem o to prosić.
- Witaj.- Burknąłem i usiadłem na segmencie.
Przyglądałem im się uważnie.- No więc to ty jesteś tym fagasem który startuje
do mojej siostry?
- EZRA!- Krzyknęła oburzona. Usidliłem ją jednym
spojrzeniem. Powoli zacząłem odczuwać ból ciała. Jutro to będę się tarzał w
pościeli nie mogąc dojść. Chora śmierć, nie ma co. Umrzeć z nadmiaru spermy w
chuju.
- Zamierzasz mnie pobić bo naruszyłem twoje
terytorium?- Zapytał kpiąco. Warknąłem ostrzegawczo na tyle cicho, aby siostra
mnie nie usłyszała, jednocześnie na tyle głośno, aby on mnie usłyszał. Zaśmiał
się cicho.- Jak zawsze nerwowy.
- Wkurwia mnie wasza gra aktorska. Interesuje
mnie tylko jedno. W zależności od tego co mi powiesz albo tutaj zostaniesz,
albo wylecisz stąd z prędkością światła.
- No to słucham. Co to za pytanie?- Zapytał
uśmiechając się delikatnie. Zapomniałem jak mnie wkurwiał jego uśmiech. Teraz
już wiedziałem dlaczego. W końcu znał mnie na długo przed tym jak ja poznałem
jego więc mógł sobie cisnąć ze mnie łacha, a ja nie wiedziałem o co mu
chodziło.
- Zbliżyłeś się do mojej siostry, bo coś do niej
poczułeś, czy zbliżyłeś się do niej aby mieć nas na oku?
- Zbliżyłem się bo coś do niej poczułem.
- Sam z siebie coś poczułeś, czy może jednak
ktoś ci kazał coś poczuć?
- Smarku, czy ty nie masz czasami za wysokiego
mniemania o sobie?- Zapytał poważniejąc gwałtownie.- Ja wiem, że już wróciłeś
więc wiesz o co chodzi, ale pewnie Marco ci powiedział, że już dla niego nie
pracujemy. Możemy sami decydować o sobie. A ja zdecydowałem, że chcę poznać
twoją siostrę, o której tak wiele mi opowiadałeś. Wiedziałem, że osoba, o
której musiałeś mówić z takim uczuciem nie może być kimś złym. I okazało się że
miałem rację. A co do poznania ciebie... cóż. Jakoś musiałem przypilnować abyś
tam trafił.
- Co dostałeś za to, że mnie tam wysłałeś?-
Zapytałem zaciskając mocno zęby. Podrapał się zakłopotany po karku.
- Wolność.
- Wolność?- Radnea spojrzała na niego
zaskoczona. Zaśmiałem się cicho.
- Co? Nie powiedziałeś jej?
- Nie.
- To może teraz to zrobisz?
- Jeżeli tak się mądrzysz to rozumiem, że ty też
nie powiedziałeś jej całej prawdy. Więc może ty to opowiesz co nie co o tym co
cię spotkało w przeszłości? Co by nie patrzeć, patrząc chronologicznie to ty
pierwszy miałeś swoje pięć minut.
- Pff.- Prychnąłem i zeskoczyłem z szafki.
Radnea złapała mnie za przegub ręki próbując mnie zatrzymać w miejscu.
Wyszarpnąłem się gwałtownie sycząc głośno. Otworzyła szeroko oczy jakby myśląc,
że się przesłyszała. Odwróciłem się do niej tyłem aby nie zobaczyła mojej miny.
Próbowałem zapanować nad cichym warczeniem.
- Który dzisiaj jest dzień?
- Wtorek.- Zauważyła inteligentnie moja siostra.
Odsunąłem się od nich. Dotyk bolał. Szczególe w tych dniach. Chociaż dobrze, że
to ona mnie dotknęła, a nie właściciel mojego leku. Gdyby on chociaż na mnie
spojrzał w tych dniach już bym za pewne przed nim leżał rozstawiając szeroko
nogi. Cóż za upokarzająca wizja.
- Ezra ile dni minęło od kiedy to piłeś?
- Pieprz się.- Warknąłem ledwo co stojąc na
nogach. Skrzywiłem się delikatnie, kiedy coś zakuło mnie pod żebrami.- To na
mnie nie działa, więc nie używaj na mnie swoich zdolności.
- Jeżeli miałbym wykorzystać na tobie swoje
zdolności, to byś mi tutaj wyśpiewał odpowiedź na moje pytanie. Pytam się ile
dni minęło, od kiedy piłeś swoje lekarstwo?- Warknął. Dawno nie widziałem go
złego. Zmarszczyłem czołowo.
- Cztery.- Powiedziała spokojnie Radnea
zaplątując pukiel swoich włosów na swoje palce. Spojrzałem na nią aby w końcu
się zamknęła, ale ona tylko pokazała mi język i na tym się skończyło.
- Trzy kretynko. Cztery będą jutro. Liczyć się
naucz.
- Ćye.- Cmoknął Sebastian i spojrzał na zegarek
na swojej dłoni. Pokręcił przecząco głową.- Jutro to będzie tutaj nie za
ciekawie.
- He? No co ty nie powiesz?- Mruknąłem i
ruszyłem w stronę swojego pokoju.
- Seba czy ty wiesz, co za lek musi brać mój
brat?
- Wiem.
- Powiesz mi? Może uda mi się go zdobyć...
- Nie!- Przerwaliśmy jej chórem. Skrzywiła się
delikatnie i odwróciła obrażona wzrok. Spojrzałem kpiąco na swojego
nauczyciela. Zagryzł delikatnie dolną wargę.
- Boisz się. Boisz się, że w zamian za odrobinę
leku mi ją zabiorą. A jak mi to i tobie. Dlatego nie chcesz aby tego szukała,
prawda?
- Weź przestań. Dlaczego miałbym się bać, że...
- To niech idzie szukać. W końcu ktoś taki jak
ty ją obroni. Jak chce być taką kretynką niech idzie i szuka, ale ja za nią
dupy nastawiać nie będę i jej nie pomogę jak ją dorwą.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie szukasz tego
leku, bo ktoś mi może coś zrobić jeżeli się dowie, że go chcesz?- Zapytała.
Zerknąłem na nią przelotem i schowałem się w swoim pokoju zwijając się
w kłębek na łóżku. Zerknąłem na nóż lezący na mojej szafce nocnej. Przełknąłem
głośno ślinę.
Dam radę odebrać sobie życie.
Prawda?
***
Oddychałem ciężko siedząc na krześle w kuchni.
Czułem na sobie wzrok mojej siostry
i Sebastiana. Obejmowałem się ramionami starając się w ten sposób zniwelować
ich drżenie.
- Może potrzebuje się czegoś napić?- Zapytała
Radnea. Nie pytała mnie. Wiedziała, że jej nie odpowiem. Nikomu nie
odpowiadałem. Wiedziałem, że jeżeli tylko otworze usta to zacznę jęczeć
z bólu i podniecenia. Nie pozwolę, aby moja siostra zobaczyła mnie w takiej
odsłonie!
- Nie. Nie przełknie niczego.
- A co z jedzeniem?
- Gorzej niż z piciem.
- To zabierzmy go do lekarza.- Powiedziała.
Sebastian skinął w moją stronę głową. Poczułem na sobie jej wzrok.- Ej!-
Krzyknęła, kiedy dojrzała mojego trzeciego palca skierowanego w jej stronę.
- Lekarze mu nie pomogą.
- Więc...
- O.- Powiedział Sebastian patrząc gdzieś w
przestrzeń. Drgnąłem, kiedy przez całe moje ciało przeszedł silny dreszcz. W
ustach zebrało się pełno śliny, a w uszach zaczęło dudnić. Wrócił!
Sebastian bez słowa podszedł do drzwi i je
otworzył. Gapiłem się na niego jak na idiotę. Miałem ochotę go zabić, ale do
naszej kuchni wszedł Marco i jego Laura. Dziewczyna o piwnych oczach, czarnych
włosach, ciemnej karnacji. Niziutka i szczupła. Spojrzeli na mnie. Laura stała
trochę na uboczu. Przyglądała mi się uważnie. Sapnąłem głośno pod nosem.
- Siema.- Powiedział Marco. Odpowiedzieli mu
wszyscy tylko nie ja.- Wyglądasz jak gówno.- Dodał zerkając na mnie. Pokazałem
mu środkowy palec i na chwiejnych nogach ruszyłem w stronę drzwi od swojego
pokoju.- On wrócił. To kwestia czasu zanim tutaj przyjdzie.
- Wyczuł to. Kolor jego aury się zmienił.
- Seba ja wiem, że ty mi wyjaśniłeś to, kim
jesteś i w ogóle te całe bajery z aurą, ale wątpię aby Marco wiedział o co ci
tak w ogóle chodzi.
- Em...- Powiedział zakłopotany Marco kiedy
zamykałem za sobą drzwi. Przekręciłem klucze w zamku i podszedłem do łóżka.
Usiadłem na jego krawędzi i sięgnąłem po nóż. Ręce mi drżały. Uchyliłem
delikatnie usta oddychając ciężko. Pewnie ci idioci zauważą za chwilę moją
zmianę aury, ale miałem to gdzieś. Nawet jeżeli wywarzą drzwi jak się dźgnę nie
pomogą mi. Nie będą w stanie.
Przełknąłem z trudem ślinę - z mojego
gardła wyrwał się głośny jęk, kiedy przełykanie sprawiło mi ból - po czym
skierowałem ostrze w swoją stronę.
Najpierw poczułem mocne uderzenie z prawej strony,
które wgniotło mnie w materac mojego łóżka. Dopiero po chwili usłyszałem huk
rozwalanych w drobny mak drzwi. Jęknąłem głośno, kiedy poczułem jak ktoś
wytrąca mi z ręki nóż. Spojrzałem przed siebie z zamiarem zjebania intruza
równo z każdej strony, ale głos uwiązł mi w gardle, kiedy tylko zorientowałem
się, kto był tym intruzem.
Zamarłem nie wiedząc, czy mam się poruszyć czy
nie.
Źle.
Powinienem powiedzieć czy mogę się poruszyć czy
nie. Nade mną pochylał się Azazel. Wyglądał trochę inaczej niż go zapamiętałem.
Miał na sobie białą koszulę, czarny krawat i czarne spodnie w kant. Włosy
zaczesane do tyłu. Jego czerwone oczy śledziły dokładnie każdy ruch mięśni
w mojej twarzy. Przełknąłem głośno ślinę starając sie za bardzo nie oddychać.
Azazel tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął zatrzymując się z tępym
odgłosem na ścianie, do której przylegało moje łóżko. Po chwili ktoś mocno szarpnął
za mój nadgarstek ściągając mnie z łóżka. Spojrzałem zaskoczony na moją
siostrę, która zasłoniła mnie własnym ciałem. W ręku trzymała pistolet, który
kiedyś tam kupiła sobie do obrony własnej.
- Radnea!- W pokoju pojawił się przerażony
Sebastian.- Coś ty zrobiła?!
- Nie pozwolę, aby jakiś chuj rzucał się bez
zapowiedzi na mojego brata! Myśli, że kim jest aby wpadać tak do naszego domu
i...mgfruhij jni dioj i ij gnv j !- Urwała kiedy obolałą dłonią zakryłem
jej usta. Zerknęła na mnie z ukosa wykręcając w dziwny sposób głowę do
tyłu.
- Radnea. Chodź do mnie.- Zawołał błagalnie
Sebastian. Ona przecząco pokręciła głową. Wypuściłem głośno powietrze i
popchnąłem ją z całej siły w stronę mojego nauczyciela. Wiedziałem, że nie
pozwoli jej upaść. Azazel usiadł gwałtownie. Nie patrzył na mnie tylko na nią.
Zerknęła w jego stronę i zamarła.
- Co tutaj robi Pan? Dlaczego...
- Ciii.- Sebastian zakrył jej delikatnie usta
obejmując ją stanowczo wolnym ramieniem. Spojrzała na mnie pytająco, ale
pokręciłem przecząco głową dając jej znać, że ma się nie odzywać
i nie mieszać.
- O. Już wróciłeś. Wiesz… Nie musiałeś mu
wybijać drzwi w pokoju. Ciekawe kto za to wszystko zapłaci?
- Zamilcz Marco.- Warknął ostrzegawczo Azazel.
Chłopak zaśmiał się.
- Pamiętaj, że dałeś mi wolność.
- Marco.
- Sam powiedziałeś, że jeżeli przeżyje to, co
dla mnie zgotowałeś, to będę już do końca swojego życia wolny. Więc nie możesz
mi rozkazywać.
- Chcesz żeby twój żywot zakończył się tutaj i
teraz?
- Złożyłeś obietnicę, że mnie nie zabijesz.
- Ale nie obiecywałem, że nie zabije tej
gówniary, która nosi twój zapach. Stałeś się strasznie sentymentalny.
- Spójrz sam na siebie i dopiero wtedy oceniaj
mnie.- Wytknął mu Marco. Gapiłem się na niego jak na samobójcę. Zerknąłem na
Azazel'a, kiedy wyczułem że się na mnie gapi. Cofnąłem się
o krok, aby być dalej od niego. Zmarszczył czoło.
- Ezra. Podejdź do mnie.- Powiedział spokojnie.
W pokoju zapanowała cisza. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać. Zacisnąłem
mocniej dłonie na ramionach i pokiwałem przecząco głową. Zmarszczył mocniej
czoło.- Ezra. Proszę cię, podejdź do mnie.
- Nie... chcę...- Jęknąłem cicho. Azazel uniósł
wysoko brwi do góry.
- Który to dzień?- Zapytał patrząc na mnie.
- Czwarty.- Odparł Sebastian. Azazel podniósł
się z mojego łóżka. Cofnąłem się jeszcze bardziej. Wypuścił głośno powietrze z
płuc i zrobił krok w moją stronę. Ja znowu się cofnąłem uderzając plecami o
ścianę. Azazel wykorzystał ten moment i dopadł do mnie odgradzając mi drogę
ucieczki. Jęknąłem głośno, kiedy kolana odmówiły mi posłuszeństwa i ugięły się
niebezpiecznie. Był za blisko. Stanowczo za blisko.
- Nic ci nie zrobię. Nie dotknę cię, ani nic
jeżeli nie będziesz tego chciał. Tylko proszę cię
o dwie rzeczy. Nie uciekaj. Przyjmij to ode mnie. Przepraszam.-Urwał licząc coś
na palcach. Wyprostował trzeciego palca. To chyba za to przepraszał.- Trzy
rzeczy. Nie zabijaj się.- Dodał patrząc mi uważnie w oczy. Pokręciłem przecząco
głową.
- Nie chcę...
- Mówię, że nie wezmę za to żadnej opłaty. Tylko
to przyjmij.
- Nie... wierze...ah... ci!- Skuliłem się
bardziej, kiedy moje ramie delikatnie otarło się o jego. Stwardniałem
momentalnie. Tylko tyle brakowało. Jego delikatny dotyk, a ja byłem gotowy
rozsunąć przed nim nogi, tylko po to, aby dał mi swojej krwi.
- Uparty bachor.- Warknął. Odsunął się ode mnie
i podszedł do mojego łóżka. Usiadł na nim
i sięgnął po kuchenny nóż, którym wcześniej próbowałem się zabić.- Mam do was
prośbę.- Dodał patrząc na naszą widownie. Ja nie spuszczałem wzroku z niego. To
on tutaj stanowił największe zagrożenie.
- Tak?- Zapytał Sebastian. Miał jakiś dziwny
głos.
- Wybaczcie mi moje wszystkie złe czyny i nie
mieszajcie się.- Dodał po czym bez zapowiedzi wbił sobie ten cholerny nóż w
szyję. Moje serce stanęło na chwilę. W głowie mi się zakręciło. Przed oczami
zrobiło się ciemno. Podszedłem na chwiejnych nogach do swojego łóżka, na którym
leżał.
- O Boże...- Szepnęła przerażona Radnea. "O
Boże..." to mało powiedziane. Usiadłem na skraju łóżka i wyciągnąłem w
jego kierunku dłoń, ale mnie powstrzymał łapiąc mnie za przegub ręki. Drgnąłem.
Ścisnęło mnie w gardle. Pod skórą poczułem szalejącą złość. Dlaczego poczułem
przyjemność, kiedy mnie dotknął. Wyszarpnąłem dłoń i spojrzałem na niego
gniewnie.
- Dlaczego to zrobiłeś?!- Wydarłem się na niego
histerycznym głosem. Uśmiechnął się słabo.
- Tak... będzie... lepiej...- Wycharczał cicho.
Kiedy mówił krew leciała szybciej. Zatkałem mu usta dłonią.
- Zamknij się! To ja miałem umrzeć! Nie ty!
Dlaczego ty mi zawsze musisz wszystko utrudniać?!- Krzyknąłem i wyszarpnąłem z
jego szyi nóż. Wiedziałem, że z kimś normalnym już dawno by nie żył, ale nie
ktoś taki jak on. Drgnął i zaczął ciężko oddychać.
- Ezra...- Zaczął cicho Marco. Odwróciłem się w
ich stronę. Drgnąłem, kiedy w oczach Sebastiana i Marco dojrzałem łzy.
Sebastian drżał na całym ciele obejmując moją zaskoczoną siostrę. Spojrzałem na
nią smutny.
- Radnea... przepraszam.- Powiedziałem cicho i
odwróciłem się do nich tyłem. Przytrzymałem dłonie Azazela, aby mi nie
przeszkadzał i po wcześniejszym wdrapaniu się na niego i usadowieniu się na nim
okrakiem, pochyliłem się nad nim i przeciągnąłem językiem po jego ranie. Całym
moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Przyłożyłem usta do jego rany spijając
szybko jego krew. Co jakiś czas przeciągałem po nim językiem chcąc w ten sposób
leczyć jego ranę. Nie byłem może jakoś wybitnie uzdolniony na tej płaszczyźnie
jak inni, ale po roku picia jego krwi wyrobiły mi się niektóre zdolności, które
posiadali inni odmieńcy. Może nie były na tak wysokim poziomie, ale wiedziałem,
że jeżeli poświecę na to więcej czasu, to mi się uda i uleczę jego ranę. W moje
ciało uderzyło silne gorąco. Miałem problemy z oddychaniem przez nos. Było mi
tak cholernie przyjemnie. Cieszyłem się, że mam na sobie spodnie dresowe,
ponieważ one aż tak bardzo nie uwierały mnie w moje nabrzmiałe przyrodzenie.
Oderwałem się na chwilę od jego szyi. Rana nadal istniała, ale krew nie leciała
z niej tak szybko jak wcześniej. Przyłożyłem usta do swojego nadgarstka.
- Nie...- Zaczął cicho Azazel, ale uderzyłem go
otwartą- i wolną- dłonią w tors. Zakaszlał
i spojrzał na mnie oburzony. Syknąłem cicho przebijając cienką skórę nadgarstka
swoimi zębami. Usłyszałem jak ktoś za moimi plecami ze świstem wciąga powietrze
przez nos. Pewnie moja kochana siostra. Sama chciała abym zdobył tutaj ten lek,
więc ma. I nie ma prawa marudzić. Podsunąłem mu pod nos swój nadgarstek.
Zacisnął mocniej usta i odwrócił głowę w bok. Warknąłem głośno. Spojrzał na
mnie zaskoczony.
- Patrzcie go jaki się kurwa wybredny zrobił.-
Syknąłem. Zmarszczył czoło.
- O...- Urwał kiedy przyłożyłem mu nadgarstek do
ust. Przez chwilę patrzył na mnie w pełnym skupieniu, po czym jego oczy
zmieniły barwę na wściekle czerwoną. Z jego gardła wydobyło się złowrogie
warczenie. Złapał moją rękę w swój silny uścisk, mało co nie łamiąc mi przy tym
kości, po czym zassał się mocniej na moim nadgarstku. Jęknąłem głośno. Oparłem
czoło o jego bark oddychając ciężko. Poczułem jak wolną ręką obejmuje mnie
mocno w pasie przyciągając bliżej siebie.
- O Boże... co oni...- Usłyszałem głos mojej
siostry, ale jakoś nie byłem w stanie na nią spojrzeć.
- Nie podchodź teraz do nich. I nie mówię tutaj
o twoim bracie tylko o Azazel'u. Nie martw się. Twój brat sobie poradzi.-
Powiedział cicho Sebastian. Miał wilgotny głos.
- Jak sobie poradzi. Przecież... Boże on wysysa
z niego krew!- Pisnęła przerażona. Azazel warknął gardłowo. Przycisnąłem mu
mocniej nadgarstek do ust.
- Radnea... nie krzycz...- Powiedziałem cicho.
Chciało mi sie spać.- Azazel... wystarczy...- Dodałem. Znowu warknął. Uderzyłem
go wolną ręką w ramie.- Nie warcz na mnie. I przestań. Już wystarczy... Słabo
mi...- Powiedziałem ledwo słyszalnie. Oderwał się ode mnie z głośnym jękiem
oblizując usta. Objął mnie delikatnie drugą ręką.
- Możesz się na mnie gniewać, możesz mnie
nienawidzić, możesz się do mnie nie odzywać-nie obchodzi mnie to. Po prostu nie
umieraj. Nie pozwalam ci umrzeć. Chcesz. Spoko. Oddam ci moją krew. Tyle ile
zapragniesz. I niczego nie chce w zamian. Niczego. Tylko nie umieraj. Błagam
cię.- Powiedział cicho, tak abym tylko ja to usłyszał (chociaż wiedziałem, że
Marco, Sebastian i Laura również go usłyszą). Pocałował mnie delikatnie w szyję
i ułożył mnie na boku okrywając mnie szczelnie kołdrą. Pochylił sie nade mną i
pocałował mnie delikatnie w czoło po czym wstał z łóżka. Spojrzałem na niego
zza przymrużonych powiek.- Śpij. I przepraszam. Za dużo wypiłem.
- mmmm.
- Śpij.- Powtórzył i potargał delikatnie moje
włosy. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem było to, jak Azazel podchodzi do
pozostałych i razem z nimi wychodzi do kuchni. Później nastała ciemność. Błoga
i spokojna ciemność. Już dawno nie czułem takiego spokoju, ani nie odczuwałem
strachu.
Uśmiechnąłem się delikatnie czując przyjemne
ciepło i lekkość w klatce piersiowej.
Zasnąłem.
*********************************
No i za tydzień żegnamy się już z tym opowiadaniem....
Więc do za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031