Mam nadzieję, że takie zakończenie wam się spodoba.
A od nastęonego tygodnia ruszamy z czymś nowym i krótkim.:)
Pozdrawiam i życze miłego czytania:)
******************************
- Joł, Młody!- Usłyszałem krzyk przy swoim uchu. Jęknąłem głośno,
kiedy moje kolana ugięły się pod ciężarem ciała Marco. Chłopak skoczył mi na
plecy i zaśmiał się głośno.
- Kurwa! Schudnij!- Jęknąłem próbując go zwalić
ze swoich pleców, ale przyczepił się do mnie jak jakaś cholerna pijawka. Znowu
się zaśmiał. Jeżeli pamięć mi nie szwankowała, to nie on był pijawką tylko kto
inny, więc dlaczego tak się mnie uczepił
jakbym miał uciec?- Ty serio jesteś wilkołakiem czy może pijawką. Odczep się od
moich pleców?! Fetysz pleców!
- Ładnie jęczysz.- Wytknął mi język i stanął
obok mnie. Warknąłem na niego. Zaśmiał się cicho.- Nie chciej abym ja warknął
na ciebie.
- Już się boje. 5000 lat temu byłeś bardziej groźny
niż jesteś teraz.- Zaśmiałem się głośno kiedy fuknął na mnie niczym obrażona
panienka. Oczywiście droczyłem się z nim. Podejrzewam, że jeżeli naprawdę
chciałby na mnie warknąć to podkuliłbym ogon (którego nie mam) i potulnie
schowałbym się pod stół. No ale on nie musiał o tym wiedzieć, chociaż
podejrzewam że on i tak o tym wie.- Co mamy teraz?
- Historię z twoim nowym szwagrem.- Zaśmiał się.
Ktoś by pomyślał, że czegoś się nawdychaliśmy.- Jak się czujesz z tym, że nasz
nauczyciel został twoim Szwagrem?
- Jakoś to po mnie spłynęło.
- Widzę, że ostatnio wszystko po tobie spływa
tylko nie to, że Azazel nie pojawił się od pół roku ani się nie odezwał.
- Pff.- Odwróciłem głowę obrażony. Ja wcale nie
przejmowałem się tym, że go nie widzę ani nie rozmawiam z nim. Chociaż miałem
święty spokój i mogłem robić co... eh... chciałem go spotkać
i z nim pogadać, ale jak miałem to zrobić. Nie. Ja nie mogłem tego zrobić. W końcu Azazel ma w tych czasach kogoś, kogo bardzo kocha. Wyraża sie o tej osobie z wielkim szacunkiem i miłością.
i z nim pogadać, ale jak miałem to zrobić. Nie. Ja nie mogłem tego zrobić. W końcu Azazel ma w tych czasach kogoś, kogo bardzo kocha. Wyraża sie o tej osobie z wielkim szacunkiem i miłością.
Fakt. Daje mi swoją krew. Nie wiem, może z
jakiegoś sentymentu? Nie mam pojęcia, co chodzi mu po głowie. Może chciał
utrzymać przy życiu swoją starą zabawkę? Nie ważne, ważne że żyje razem z moją
siostrą, a to że go nie widziałem wcale mnie nie bolało. Skrzywiłem się kiedy
przez moją klatkę piersiową przeleciał dobrze mi już znany ból. Muszę myśleć o
czymś innym bo znowu przepłacze pół nocy zastanawiając się dlaczego nie chce ze
mną chociaż porozmawiać. Przecież ja go nie chcę zabrać jego ukochanej. Chcę z
nim porozmawiać. Ale nie… Ezra myśl o czymś innym. O czymś co nie ma związku z
nim…- Marco?
- Tak?- Zapytał wpychając do buzi spory kawałek
bułki.
- Ty wiesz co sie stało w Czarnym Wieku?-
Zapytałem. Kilka osób odwróciło się w naszą stronę z jawnym zainteresowaniem.
Marco wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Wiem.
- Powiesz mi?
- Nie.- Krótka odpowiedź której się przecież
spodziewałem.
- Dlaczego?
- Bo nie mogę. Tylko i wyłącznie Azazel ma prawo
o tym opowiadać. Nawet Sebastian ci
o tym nie powie. I zrozum, że nie dlatego, że nie chcemy tylko dlatego, że nie możemy. Kiedy próbujemy o tym wspomnieć zaczynamy się dusić.
o tym nie powie. I zrozum, że nie dlatego, że nie chcemy tylko dlatego, że nie możemy. Kiedy próbujemy o tym wspomnieć zaczynamy się dusić.
- To jego sprawka?
- Tak.
- Co on chce ukryć?
- Coś co nigdy nie powinno ujrzeć światła
dziennego.- Mruknął Marco i upił łyk wody
z butelki. Przyglądałem mu sie przez dłuższą chwilę, ale wiedziałem, że mi nic nie powie. Skoro nie mógł to nie puści pary z ust. Widziałem po jego minie, że to co by mi powiedział by mnie przeraziło skoro i jego przerażało. A jak jego przerażało to ja bym zszedł z tego świata na zawał.
z butelki. Przyglądałem mu sie przez dłuższą chwilę, ale wiedziałem, że mi nic nie powie. Skoro nie mógł to nie puści pary z ust. Widziałem po jego minie, że to co by mi powiedział by mnie przeraziło skoro i jego przerażało. A jak jego przerażało to ja bym zszedł z tego świata na zawał.
- Nadal jest pokręconym dziwakiem.
- A ty i tak nadal go kochasz.- Wytknął mi
wchodząc razem ze mną do klasy. Wzruszyłem obojętnie ramionami starając się
ukryć w ten sposób swoje prawdziwe uczucia.
- A on kocha kogoś innego.
- Kogo my tutaj mamy...- Usłyszałem za sobą dość
znajomy głos. Wypuściłem głośno powietrze z płuc, po czym zacząłem się
przyglądać podeszwą swoich butów.
- Co ty robisz?- Zapytał zaskoczony Marco.
- Wydawało mi się, że gówno, które ostatnio przyczepiło
się do mojej podeszwy właśnie się odezwało, ale widocznie serio mi się
przesłyszało.- Mruknąłem i ruszyłem w stronę swojej ławki.
Ktoś gwałtownie szarpnął mną do tyłu. Syknąłem
upadając na tyłek. Spojrzałem do góry. Nade mną pochylał się wysoki, aż za
dobrze zbudowany chłopak, którego oczy zaświeciły na złoto. Wilkołak Luja. Mój
prześladowca. To on urządził mi piekło w szkole. Marco zrobił krok w jego
stronę.- Marco przestań.- Ostrzegłem go. Luja zaśmiał się głośno i spojrzał z
pogardą na mojego przyjaciela.
- Ty Nieprzemienny się nie odzywaj. Jak ktoś kto
jest najsłabszy z Kalnu Wilkołaków, najmłodszy z klanu Wilkołaków i na dodatek
nie potrafiący się zamieniać w Wilkołaka ma dać radę komuś tak znakomitemu jak
ja?- Prychnął oburzony. Marco zmarszczył czoło, a ja wyglądałem jak idiota. Czy
on właśnie sugerował, że Marco jest od niego słabszy?!
- Ty...
- Marco!- Po klasie rozniósł się ostrzegawczy
głos Sebastiana. Marco syknął gniewnie i po tym jak pomógł mi wstać udał się do
naszej ławki. Otrzepałem spodnie i podążyłem za nim. Sebastian poczekał, aż
wszyscy grzecznie zajmą swoje miejsce po czym podszedł do mnie z ciemnym,
papierowym kubkiem i postawił mi go na stoliku. Koło kubka położył
słomkę.
- Znowu?
- Tak.
- Kto tym razem to dostarczył?
- Shira.
- Eh... nie lubię tego pić z kubka.
- Nie marudź tylko pij.- Upomniał mnie uderzając
delikatnie pięścią w moja głowę. Skrzywiłem się delikatnie i zabrałem się za
szykowanie "napoju" do wypicia. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich
z mojej klasy. Starałem się ich ignorować. Kiedy tylko pojawiłem sie w szkole
wszyscy zmienni dowiedzieli się kto daje mi swoją krew.
- Klasa ołtarz jest z przodu.- Upomniał ich
Sebastian podchodząc do tablicy. - Wiele razy wam powtarzałem, że nie odwracamy
się tyłem do wroga.- Dodał i uśmiechnął się półgębkiem.
- To dlatego patrzymy do tyłu, na pana.
Pilnujemy wroga.- Mruknął ktoś cicho pod nosem. Sebastian w żaden sposób tego
nie skomentował. Po prostu podszedł do tablicy i zerknął na mnie ukradkiem.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i pociągnąłem przez słomkę spory łyk
zawartości kubka. Poczułem na sobie spojrzenia wielu osób, ale starałem się je
ignorować. Oblizałem usta
i spojrzałem na najbardziej gapiącą się na mnie w tym momencie osobę. Wzdrygnęła się i odwróciła pospiesznie w stronę tablicy. Marco szturchnął mnie delikatnie w ramie. Zakryłem na chwilę oczy dłonią i opuściłem głowę w bok.
i spojrzałem na najbardziej gapiącą się na mnie w tym momencie osobę. Wzdrygnęła się i odwróciła pospiesznie w stronę tablicy. Marco szturchnął mnie delikatnie w ramie. Zakryłem na chwilę oczy dłonią i opuściłem głowę w bok.
- Ezra w porządku?- Zapytał zaalarmowany moim
zachowaniem Sebastian. Kiwnąłem twierdząco głową, ale nie spojrzałem do góry.
Nie wiedziałem co się stało, ale zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego.
Zacząłem lepiej słyszeć i odczuwać zapachy. Potrafiłem ZOBACZYĆ emocję
otaczających mnie osób. Moje rany goiły się o wiele szybciej niż wcześniej,
ale... musiałem brać swój nowy "lek" praktycznie co drugi dzień. To
co wcześniej działo się w czwarty dzień dopadało mnie teraz praktycznie już po
dniu. Chociaż jak dla mnie nie to było najgorsze. Najgorsze było to iż nawet
kolor moich oczu zaczął się zmieniać. Wcześniej z tego co słyszałem po wypiciu
jego krwi moje oczy przybierały wściekle czerwoną barwę na kilka sekund. Teraz
ten stan rzeczy utrzymywał się przez jakieś trzy godziny, a ja nic nie mogłem z
tym zrobić. Wtedy przeważnie unikałem spojrzeń wszystkich żywych istot.
Sebastian już bez słowa zabrał się za
prowadzenie lekcji posyłając mi co jakiś czas badawcze spojrzenie, ale ja nie
śmiałem spojrzeć mu w oczy. Starałem się go słuchać, ale nie mogłem się skupić.
Znowu zająłem się studiowaniem każdej rysy
znajdującej się na mojej szkolnej ławce. Wiedziałem, że będzie na mnie zły, ale
jak mam się na nich patrzeć, kiedy wszyscy wtedy się gapią na mnie i na moje
oczy.
I nie wiedzieć dlaczego nikt mi nie chciał
powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego moje oczy zmieniły barwę i
dlaczego działanie "leku" skróciło się z pięciu dni do dwóch
i pół? Wszyscy nabierali wody w usta i nie chcieli nic powiedzieć, a nawet w chamski sposób zmieniali tematy bylebym tylko nie zadawał krępujących ich pytań.
i pół? Wszyscy nabierali wody w usta i nie chcieli nic powiedzieć, a nawet w chamski sposób zmieniali tematy bylebym tylko nie zadawał krępujących ich pytań.
Oparłem czoło o blat ławki pozwalając, aby z moich
ust wydostał się cichy jęk. I tak wiedziałem, że wszyscy to usłyszą, ale miałem
to głęboko gdzieś. W klasie zapanowała grobowa cisza (było słychać tylko mój
oddech), ale tym również się nie przejąłem.
- Ezra...
- Proszę prowadzić lekcje.
- Ezra...
- Nic się nie stało.
- Ezra...
- KURWA! PROWADŹ DALEJ TĄ JEBANĄ LEKCJĘ!-
Wydarłem się na całe gardło prostując się na swoim krześle. Spojrzałem na niego
gniewnie obnażając ostrzegawczo swoje zęby (odruch, którego w żaden sposób nie
mogłem się pozbyć). Sebastian cofnął się pod tablicę przyglądając mi sie z
ewidentnym zaskoczeniem wymalowanym na jego przystojnej twarzy. Marco położył
mi delikatnie rękę na ramieniu chcąc mnie w ten sposób uspokoić, ale to tylko
bardziej mnie zirytowało. Odepchnąłem jego dłoń i zakładając ręce na piersi
oparłem się o oparcie krzesła następnie wysuwając skrzyżowane w kostkach nogi
przed siebie spojrzałem na nauczyciela. Mierzyłem go dokładnie, pilnując aby
żaden szczegół nie umknął moim oczą. Wiedziałem w jakim stanie aktualnie się
one znajdowały, ale na chwilę obecną mnie to nie interesowało.
O.
Kolejna zmiana jaką u siebie zaobserwowałem i
która w żaden sposób nie przypadła mi do gustu. Miałem straszne wahania
nastrojów. I przeważała złość. Złość i agresja nad którą dość często ciężko
było mi zapanować. A ja nie wiedziałem jak mam sie z tym ogarnąć. Fakt.
Wcześniej też miałem napady złości i agresji, ale jakoś udawało mi się z nimi
walczyć, a teraz. Tylko fakt, że Sebastian to mąż mojej siostry i koło mnie
siedzi Marco ta cholerna klasa jeszcze była cała i stała
w miejscu. Rzucałem ukradkowe spojrzenia tym, którzy ośmielili się na mnie spojrzeć. Większość
z nich odwracała spojrzenia. W klasie miałem dwa enty, pięć wilkołaków, dwa wampiry, siedem elfów, dwa smoki, trzy gnomy oraz jeden marny człowiek którym byłem ja. Ale czy do końca nim byłem to już zaczynałem wątpić. W sumie klasa liczyła dwadzieścia jeden osób. Z tych dwudziestu jeden wzroku nie odwróciły dwa wilkołaki... sorry trzy, zapomniałem o Marco. A tak wszyscy siedząc sztywno jakby połknęli miotłę gapili się przed siebie, a raczej na tablicę przy której Sebastian próbował (słowo klucz PRÓBOWAŁ) prowadzić lekcje. Zacisnąłem mocniej zęby, aby już więcej się nie odzywać. Kiedy tylko rozdzwonił dzwonek spakowałem pospiesznie swoje rzeczy i nie czekając na żaden odzew otoczenia ruszyłem przed siebie w celu jak najszybszej zmiany klasy.
w miejscu. Rzucałem ukradkowe spojrzenia tym, którzy ośmielili się na mnie spojrzeć. Większość
z nich odwracała spojrzenia. W klasie miałem dwa enty, pięć wilkołaków, dwa wampiry, siedem elfów, dwa smoki, trzy gnomy oraz jeden marny człowiek którym byłem ja. Ale czy do końca nim byłem to już zaczynałem wątpić. W sumie klasa liczyła dwadzieścia jeden osób. Z tych dwudziestu jeden wzroku nie odwróciły dwa wilkołaki... sorry trzy, zapomniałem o Marco. A tak wszyscy siedząc sztywno jakby połknęli miotłę gapili się przed siebie, a raczej na tablicę przy której Sebastian próbował (słowo klucz PRÓBOWAŁ) prowadzić lekcje. Zacisnąłem mocniej zęby, aby już więcej się nie odzywać. Kiedy tylko rozdzwonił dzwonek spakowałem pospiesznie swoje rzeczy i nie czekając na żaden odzew otoczenia ruszyłem przed siebie w celu jak najszybszej zmiany klasy.
- Ezra! Poczekaj na mnie!- Usłyszałem za sobą
krzyk Marco. Nie odwróciłem się w jego stronę, ale przystanąłem czekając aż się
ze mną zrówna. Po chwili ten moment nastąpił.- Co to było na lekcji?
- Nie wiem. Mnie nie pytaj.
- Długo to już trwa?
- Myślisz, że odpowiem na to pytanie skoro wy
nie chcecie odpowiadać na moje pytania?
- Wiesz, że nie możemy...
- Ja też nie.- Przerwałem mu wchodząc na
korytarz prowadzący do klasy literatury. Nie zdążyłem zrobić dwóch kroków,
kiedy ktoś mocno uderzył mnie w tył głowie. Zabrakło mi powietrza.
Stęknąłem głośno kiedy przed oczami zrobiło mi
się ciemno. Zsunąłem się w dół na chłodną posadzkę. Mimo, że nie widziałem
swojego napastnika bardzo dobrze wiedziałem co się dzieje. Nie pierwszy raz
spotkało mnie coś takiego...
***
Otworzyłem oczy chociaż i tak wiedziałem co
zobaczę po wykonaniu tej czynności. Nie pomyliłem się. Ściany lochów oraz
wymyślnych miejsc na wszelakie cielesne zabawy wcale, a to wcale mnie nie
zdziwił. Wiedziałem, że tam skończę.
Próbowałem rozeznać się w sytuacji. Siedziałem
na krześle.
Wróć.
Byłem przywiązany do krzesła za nadgarstki i w
kostkach nóg. Skierowany byłem bezpośrednio na wielki stół na którym leżał...
nagi Marco
...ooookkkkeeeejjjjj....
Ja sam miałem na sobie tylko spodnie.
Przekręciłem głowę w bok, kiedy do pomieszczenia weszła piątka osób, które
zawsze mnie tutaj przyciągały. Dwie z tych osób chodziły ze mną do klasy.
Pozostała trójka to uczniowie najstarszej klasy- no można powiedzieć, że
najstarszej. W końcu ja byłem w najstarszej klasie, a oni jako najwięksi debile
ze szkoły, kiedy nie zdali egzaminów końcowych zostali zapisani do specjalnej
klasy, która przygotowuje do poprawkowych egzaminów. .
Luja spojrzał na mnie z kpiącym uśmieszkiem i
zrobił kilka kroków w moim kierunku po czym rozmyślił sie i podszedł do stołu,
na którym leżał nieprzytomny Marco. Nie mogłem ogarnąć ich głupoty. Mnie,
zwykłego człowieka związano, a Marco najbardziej wybuchowego i agresywnego
wilkołaka położyli bezwładnie nagiego na blacie stołu.
- Co tam nasza mała księżniczko?- Zapytał jeden
ze starszych chłopaków. Mówiłem wam, że z mojej klasy dręczyły mnie wilkołaki,
a ze starszych klas chochliki? Nie? No to mówię.
A chochlików nie znosiłem najbardziej na świecie. I właśnie taki jeden z nich gapił się na mnie
z kpiącym uśmiechem.
A chochlików nie znosiłem najbardziej na świecie. I właśnie taki jeden z nich gapił się na mnie
z kpiącym uśmiechem.
- Zastanawiam się...- Zacząłem cicho. Spojrzeli
na mnie zaciekawieni. Jeden z nich przejechał swoją wielką łapą po nagim udzie
mojego przyjaciela. Marco drgnął delikatnie, ale nie odzyskał przytomności. Na
szczęście, jeszcze jej nie odzyskał.
- Nad czym to nasza mała księżniczka tak myśli?
Może nad tym który z was będzie miał pierwszeństwo do obsłużenia naszych kutasów?
- Nie. Zastanawiam się jakim trzeba być idiotą,
aby mnie związywać, a go -wskazałem głową na Marco- zostawić nieskrępowanego?
- Phi... a co nam zrobi ktoś taki jak on.
Nosi w sobie zalążek wilczej krwi, ale ani nie potrafi się zamieniać, ani nie ma
rodziców tak samo jak rodowodu. Jest poniżej omegi. Gorszy niż najsłabsze
ogniwo w naszej społeczności.- Powiedział butnie jeden z wilków z mojej klasy.
Gapiłem się na niego przez chwilę jak na idiotę, po czym wybuchnąłem
niekontrolowanym śmiechem. Śmiałem się tak przez kilka sekund, kiedy na mojej
twarzy nie zatrzymała się potężna pięść jednego z chochlików. Jak ja ich
nienawidzę!
- Zaczął śmierdzieć jakimś krwiopijcą i myśli,
że może się tak panoszyć. Skoro rozkładasz nogi dla jakiejś pijawki, to dzisiaj
przyjmiesz nas trzech jednocześnie. Dwóch w dupe jednego w gębę. A nasze
wilczki zajmą się twoim przyjacielem.- Warknął jeden z chochlików. Spojrzałem
na niego mrużąc przy tym oczy po czym jak rasowa panienka odwróciłem głowę w
bok, aby tylko nie patrzeć się na jego mordę.
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Mozę najpierw niech popatrzy na to, co robimy
z jego przyjacielem, a dopiero później się nim zajmiemy.- Powiedział niższy z
nich. Spojrzałem na niego jak na kosmitę w leginsach. WTF?!
- Róbcie co chcecie ja jak na chwile obecną sam
się z nim zabawie.
- Tylko za bardzo go nie wyjeb w kosmos, żeby
było ciasno nawet jak w dwójkę w niego wejdziemy.- Powiedział najniższy (ale
wcale nie taki niski) z chochlików. Zacisnąłem mocniej zęby. Nie odpuszczą. Nie
ważne co by się stało i tak nie odpuszczą. Dwóch? Miałem ich przyjąć dwóch.
Przecież to nie możliwe! Nie ważne co robił ze mną Azazel nie byłbym w stanie
przyjąć dwóch! Czy oni do reszty powariowali?! Przecież mnie to zabije! O to im
chodziło?
Drgnąłem, kiedy poczułem jego obleśne usta na
swojej szyi. Jego dłonie zaczęły mocno ugniatać moje boki od czasu do czasu
drapiąc je do krwi. Spojrzałem przed siebie, aby wiedzieć co się dzieje z
Marco. Ostatnia dwójka chochlików przytrzymała jego ręce (wyglądał jakby wisiał
na krzyżu- ale mi się skojarzyło w takiej sytuacji, nie ma co) z kolei wyższy z
wilkołaków z naszej klasy
z opuszczonymi do połowy ud spodniami ulokowany pomiędzy jego nogami szykował się, aby
w niego wejść tak na sucho, a drugi z nich trzymając w dłoniach swoje przyrodzenie stanął na niewielkim stołku za jego głową odchylając ją delikatnie do tyłu otwierając przy tym kciukiem lewej ręki jego usta.
z opuszczonymi do połowy ud spodniami ulokowany pomiędzy jego nogami szykował się, aby
w niego wejść tak na sucho, a drugi z nich trzymając w dłoniach swoje przyrodzenie stanął na niewielkim stołku za jego głową odchylając ją delikatnie do tyłu otwierając przy tym kciukiem lewej ręki jego usta.
Wstrzymałem oddech, kiedy ręka tego oblecha
wylądowała na moim kroku i zacisnęła się na nim dość mocno. Syknąłem pod nosem.
Usłyszałem ciche prychnięcie przy swoim uchu, ale je zignorowałem, kiedy
napotkałem złote oczy Marco wgapiające się we mnie uważnie tylko przez kilka
pierwszych sekund. Nim zdążyłem mrugnąć na jego miejscu znajdował się ogromny
wilk (jakbym koło niego stanął sięgałbym mu ledwie do połowy łap). Jego biała
sierść starczała najeżona na grzbiecie. Złotawe wzorki migotały niczym ogniki
skacząco po jego ciele. Nie mogłem dojrzeć, co przedstawiały. W pomieszczeniu
zrobiło się raptownie za ciasno. Stanowczo za ciasno. Pomijając mnie i tego
zjebanego chochlika, który stał za mną nikt nie siedział ani nie stał.
Pozostała czwórka zbierała się na równe nogi po wcześniejszym dość bolesnym
wgnieceniu w ścianę. Marco obnażył kły warcząc głośno. Łańcuchy wiszące na
ścianie bujały się hałasując pod wpływem jego warkotu.
- Mówiłem, że jesteście idiotami.- Mruknąłem pod
nosem. Poczułem na swoim gardle stalowy uścisk palców osobnika stojącego za
mną. Charknąłem, ale nie puścił mnie tylko mocniej zacisnął palce. Bolało. To
musiałem mu przyznać. Marco uniósł pysk w stronę sufitu i zawył głośno. Chociaż
słowo "głośno" nie odzwierciedlało prawdziwej powagi sytuacji. Kiedy
tylko z jego... pyska... wydobył się pierwszy dźwięk myślałem, że umrę.
Zakręciło mi się w głowie, przed oczami zrobiło mi się ciemno, zebrało mi się
na wymioty i jakby tego było mało myślałem że coś rozsadzi moje uszy oraz
głowę. Podejrzewam, że było go teraz słychać po drugiej stronie planety. Jeżeli
to przeżyję będę musiał się zapytać czy taka sposobność jest możliwa.
- Marco.- Usłyszałem spokojny, ale dość władczy
głos dobiegający od strony drzwi. Zamarłem i zerknąłem w tamtą stronę po czym
przez całe moje ciało przeleciał silny ból zaczynający się od gardła.
Spojrzałem w dół na swój tors i otworzyłem szeroko oczy. Byłem cały we krwi.
Ten idiota zmiażdżył mi krtań! Spróbowałem złapać oddech, ale było to
niemożliwe. Spojrzałem w stronę Marco i Azazel'a. I jeden i drugi patrzył na
mnie przez chwilę bez żadnych większych emocji po czym Azazel znowu spojrzał na
Marco.- Zamień się. To jest rozkaz.- Dodał nie patrząc już na mnie ani razu...
a więc tak skończę.
Ze zmiażdżonym gardłem patrząc jak wielki wilk
przemienia się ponownie w mojego przyjaciela, a po chwili zerka na mnie
marszcząc przy tym czoło. Uśmiechnąłem się delikatnie
i zamknąłem oczy, kiedy ból sparaliżował całe moje ciało.
i zamknąłem oczy, kiedy ból sparaliżował całe moje ciało.
Odpłynąłem...
Umarłem...
^^~^^
Otworzyłem delikatnie oczy i rozejrzałem się
dookoła siebie. Moja pierwsza myśl "Nie tak powinno wyglądać niebo bądź
piekło". Leżałem w jakimś małym pokoju, w którym znajdowało się długie
jednoosobowe łóżko, na którym aktualnie leżałem. W nogach mojego łóżka
znajdowała się wielka brązowa szafa. Nad łóżkiem wisiało kilka połączonych ze
sobą półek, na których ustawione były dziwnie mi znajome rzeczy, ale nie mogłem
sobie przypomnieć skąd je kojarzę. Podciągnąłem głowę do góry, aby zobaczyć co
jest nad moją głową. Biurko z obrotowym krzesłem podsuniętym do niego. Na
podłodze leżał puchowy, czarny dywan. Ściany były czerwone. Nie było okna.
Drzwi nie miały klamki. Zmarszczyłem czoło i usiadłem na łóżku zsuwając na
podłogę bose stopy. Miałem na sobie tylko bokserki i ciemny t-shirt ale o dziwo
nie było mi zimno. Podszedłem na chwiejnych nogach do drzwi i próbowałem
je popchnąć sprawdzając czy na pewno są zamknięte, ale kiedy tylko dotknąłem
ich dłonią zostałem poparzony. Zabrałem gwałtownie rękę przytulając ją do
piersi po czym syknąłem głośno. Spojrzałem na nią chcąc ocenić rozmiar
poparzenia, ale okazało się że ręka jest cała i zdrowa.
Co jest?
Zmarszczyłem czoło i rozejrzałem się po pokoju.
Na pewno byłem tutaj pierwszy raz chociaż czułem tutaj znikome ślady zapachu
Marco... Azazel'a... Sebastiana...i... najeżyłem się cały wyczuwając słodki
zapach, który sprawił, że w ustach mi zaschło. Przetarłem twarz skołowany nowym
odczuciem, ale nie chciało zniknąć.
- Proszę odsunąć się od drzwi i stanąć koło
biurka.- Usłyszałem cichy i cholernie usypiający głos jakiejś kobiety.
Rozejrzałem się dookoła siebie, ale nikogo tutaj nie widziałem. Nawet żadnych
cholernych głośników czy coś aby wiedzieć o co chodziło i kto to mówił.- Proszę
odsunąć się od drzwi i stanąć koło biurka.- Powtórzył głos. Wypuściłem głośno
powietrze z płuc i zrobiłem to o co mnie poproszono chociaż to była dla mnie
głupota.
- Już.- Mruknąłem cicho pod nosem nie będąc
pewnym czy to w ogóle było konieczne.
- Proszę odwrócić się tyłem do drzwi i po
zamknięciu oczu położyć obie dłonie na blacie biurka.
- Co?
- Proszę odwrócić się tyłem do drzwi i po
zamknięciu oczu położyć obie dłonie na blacie biurka.
- Ból w dupie.- Jęknąłem ale zrobiłem to co mi
kazano- Już.
- Proszę się nie ruszać i nie zmieniać pozycji
ciała. Dziękuje ze współpracę.- Odezwał się kobiecy głos. Już nic więcej nie
powiedziała.
- Taaa... spoko.- Mruknąłem pod nosem i
drgnąłem, kiedy usłyszałem jak drzwi otworzyły się cicho. W pierwszym odruchu
chciałem zobaczyć kto to wszedł, ale ostatkiem silnej woli się powstrzymałem.
Wciągnąłem delikatnie powietrze przez nos, a z mojego gardła wyrwał się cichy
pomruk.
Zaraz.
Chwila.
Pomruk?!
Drzwi zamknęły się cicho, a ja bez odwracania
wiedziałem kto był ze mną teraz w pokoju. Przez całe moje ciało przeleciał
przyjemny dreszcz, kiedy wyuczyłem jego spojrzenie na swoich plecach.- Azazel.-
Powiedziałem cicho. Usłyszałem jak cicho wypuszcza powietrze z płuc i podchodzi
do mnie. Stanął tuż za mną po czym oparł swoje czoło na moim ramieniu.
Drgnąłem.
- Przepraszam...
- Za co?
- Za to wszystko co cię spotkało.
- N... nie wiem o co chodzi...
- Za to, że mnie spotkałeś, za to, że musiałeś
przeze mnie tyle wycierpieć, za to co cię spotkało kilka dni temu i za to, że
będziesz nosić tego piętno już do końca tego świata.
- Azazel o co...- Chciałem się odwrócić, ale
przytrzymał mnie w miejscu nie pozwalając mi na to.
- Nie odwracaj się.
- Dlaczego?
- Po prostu zostań tak ja jesteś. Obiecuje ci...
- Co?
- Obiecuję, że nauczę cię jak najszybciej
panować nad sobą, abyś mógł wrócić do swojej siostry. Do tego czasu wybacz mi,
ale będziesz musiał zostać w tym domu, a przez kilka tygodni
w tym pokoju. A kiedy już wszystko opanujesz obiecuje, że nawet o mnie nie usłyszysz, a co dopiero mnie nie zobaczysz, więc proszę wytrzymaj i...
w tym pokoju. A kiedy już wszystko opanujesz obiecuje, że nawet o mnie nie usłyszysz, a co dopiero mnie nie zobaczysz, więc proszę wytrzymaj i...
- Stop. Nie mów nic więcej. Co ty w ogóle
pierdolisz? Ja cię wcale, a wcale nie rozumiem.- Odwróciłem się gwałtownie
patrząc na jego twarz dość blisko mojej. Wstrzymałem na chwilę oddech kiedy
poczułem jego zapach. Spojrzałem na niego uważnie marszcząc brwi po czym
otworzyłem szerzej oczy. Warknął zasłaniając mi gwałtownie oczy jego dłonią.
- Mówiłem, że masz nie patrzeć!
- Azazel... co ci się stało?- Zapytałem cicho
widząc pod powiekami jego aktualny wygląd. Pełno blizn na jego szyi, rękach
oraz dwie długie przebiegające przez jego twarz. Od lewej skroni po prawą część
żuchwy. Przez całą długość. Przez nos i hacząc o usta.
- Nic...
- Azazel... proszę...
- Zasze tak wyglądałem.- Powiedział cicho.
Zabrałem delikatnie jego rękę ze swoich oczu
i spojrzałem na niego. Unikał mojego spojrzenia.- Teraz twoje oczy widzą prawdę.
i spojrzałem na niego. Unikał mojego spojrzenia.- Teraz twoje oczy widzą prawdę.
- Jak to moje oczy widzą
prawdę? Nie rozumiem?
- Na prawdę nic nie rozumiesz? Nie czujesz?
- Na prawdę nic nie rozumiesz? Nie czujesz?
- Nie. Nie rozumiem i nie czuje.- Warknąłem
cicho zdenerwowany tym, że nadal unikał mojego spojrzenia.
- Umarłeś...- Szepnął cicho, a ja drgnąłem
konwulsyjnie.- umarłeś mimo, że cię prosiłem, abyś tego nie robił. Od chwili,
kiedy pierwszy raz skosztowałeś mojej krwi twój organizm sam dążył do śmierci.
A po śmierci stajesz się taki jak ja. No w sumie nie jesteś Pierwotnym tylko
Trzecia Generacja. Ezra. Umarłeś. I stałeś się wampirem. Dlatego możesz
zobaczyć to jak teraz wyglądam.
- Jak...- Hę? Gapiłem się na niego oniemiały,
nie mogąc uwierzyć w to co mi powiedział.
Ja?
Wampirem?
Hę?
Co?
Hę?
On żartował, tak?- Żartujesz, tak?- Zapytałem.
Wypuścił głośno powietrze z płuc po czym przegryzł sobie nadgarstek. To byłą
chwila. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a z ust wyrwało się niebezpieczne
warczenie. Przełknąłem z trudem ślinę co wywołało u mnie tylko sam ból po czym
spróbowałem do niego podejść, ale powstrzymał mnie wolną ręką po czym polizał
swoją ranę, a ta od razu sie zasklepiła.
Oddychałem ciężko próbując się uspokoić.
- Dopóki nie zaczniesz nad sobą panować nie
możesz opuszczać mojego domu.- Powiedział cicho cofając się w stronę drzwi.
Złapałem go szybko za przegub ręki, a moje ciało ogarnęła fala spokoju.
- Radnea...
- Wybacz, ale do tego czasu nie będziesz mógł
sie z nią spotkać. Będzie cię interesować tylko moja krew oraz ludzi. Więc nie
możesz sie z nią widzieć.
- Nie... nie idź jeszcze...
- ...Muszę.- Powiedział cicho. Powoli
uwolniłem jego rękę i odwróciłem się do niego tyłem.
- No tak, wybacz, zapomniałem.- Powiedziałem
zamykając delikatnie oczy. Przecież on miał narzeczoną. Kogoś, kto jest dla
niego najważniejszy na całym świecie. Ta osoba za pewne mieszka razem z nim w
tym domu. Nie mógł zostać ze mną. Musiał do niej wracać. Pewnie sie o niego
martwiła, a on tego nie chciał. Opuściłem głowę w dół i oddychałem spokojnie
chociaż normalnie miałem ochotę zacząć sie trząść i płakać. Wiecie jak trudno
jest pozwolić mu odejść, kiedy chcę się
w niego wtulić?
w niego wtulić?
- O czym zapomniałeś?
- N~nie wa~ażne.- Powiedziałem łamliwym głosem i
zagryzłem delikatnie dolną wargę. Poczułem na swoich ramionach jego dłonie.
Spróbowałem sie napiąć, aby nie mógł mnie odwrócić, ale i tak był ode mnie
silniejszy i zrobił to bez trudu.
- Ej, Ezra, co jest?- Zapytał, ale ja w uparte
milczałem i nie otwierałem oczu. Poczułem jak moje policzki robią się wilgotne,
ale nie przejąłem się tym. Chciałem tylko, aby wyszedł i przestał się na mnie
gapić. Myślał, że chciałem, aby widział mnie w takim sta...aniee... wciągnąłem
głośno powietrze przez nos, kiedy przeciągnął delikatnie palcem po moich ustach
obrysowując ich krój. Później jego palce podążyły do moich zamkniętych oczu.
Gładził delikatnie moje zamknięte powieki.- Ezra, spójrz na mnie.
- N...nie...
- Wiem, że moja twarz cię teraz przeraża oraz
brzydzi, ale...- Urwał kiedy uderzyłem go
z całej siły w twarz patrząc na niego gniewnie przez łzy. Spojrzał na mnie przez chwilę czerwonymi oczyma, po czym przybrały one jego normalny kolor oczu.
z całej siły w twarz patrząc na niego gniewnie przez łzy. Spojrzał na mnie przez chwilę czerwonymi oczyma, po czym przybrały one jego normalny kolor oczu.
- Mam gdzieś jak wyglądasz! Czy będziesz pięknym
żebrakiem czy księciem z bliznami, moje uczucia się nie zmienią! To nie dlatego
nie chcę na ciebie patrzeć, więc przestań sobie... sobie...
wma...wm...awi...wiać...- Cofnąłem się pod biurko zahaczając o nie boleśnie,
kiedy już bardziej nie mogłem od niego uciec. Zbliżył się do mnie osaczając
mnie z obu stron swoimi rękoma. Posadził mnie na biurku i zbliżył sie do mnie
jeszcze bardziej. Oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi głęboko
w oczy. Przełknąłem ciężko ślinę czując jego oddech na swoich ustach. Azazel nie przybliżył się bardziej, a ja poczułem sie dziwnie zmęczony. Nie wiedziałem co sie ze mną dzieje.
w oczy. Przełknąłem ciężko ślinę czując jego oddech na swoich ustach. Azazel nie przybliżył się bardziej, a ja poczułem sie dziwnie zmęczony. Nie wiedziałem co sie ze mną dzieje.
- Mój narzeczony od niedawna zaczął tutaj
mieszkać. Na dobrą sprawę nie jestem pewny czy te zaręczyny nadal są aktualne.
Nie uważam cię za problem, więc nie musisz stąd uciekać po upływie równych
sześciu miesięcy. Jestem w szoku, że uważasz taką mordę jak moja jako
przystojną, ale...- Odsunąłem od niego gwałtownie swoją twarz.
- Ty czytałeś w moich myślach?
- Potrafię odczytać do godziny wstecz z twoich
myśli. U innych idzie mi to o wiele prościej
i mogę prześledzić całe ich życie. U ciebie tak nie jest. Widzę do godziny wstecz. Przyznam, że czasami jest to uciążliwe.
i mogę prześledzić całe ich życie. U ciebie tak nie jest. Widzę do godziny wstecz. Przyznam, że czasami jest to uciążliwe.
- Dlaczego tylko u mnie...
- Bo jako twój domniemany narzeczony nie mogę
zabrać ci całej wolności, dlatego nie mam całego dostępu do twoich...- Urwał
zakrywając pospiesznie usta, kiedy wlepiłem w niego oniemiały swoje szeroko
otwarte ślepia. Cofnął się o krok, ale złapałem go szybko za przegub ręki. Był
gorący.
- Co masz na myśli, przez "twój domniemany
narzeczony"?
- Nie... to nie tak... wiesz...
- Azazel.
- Eh...
- Nie wzdychaj tylko odpowiedz.
- W momencie, kiedy ty spróbowałeś mojej krwi, a
ja twojej i później ty ubrałeś bransoletkę ode mnie staliśmy się narzeczeństwem.-
Mruknął patrząc gdzieś w bok. Znowu. Zazgrzytałem cicho zębami.- Jesteś zły,
nie podoba ci się to więc dlatego nie chciałem ci tego mówić. Kiedy już
zaczniesz nad sobą panować zniknę z twojego życia i już nigdy...ej! Możesz
przestać mnie... EZRA! Nie bij... nosz kurwa!- Warknął i złapał mnie mocno za
przeguby obu dłoni, kiedy zarobił ode mnie trzy płaskie pod rząd. Warknął i
pochylił się nade mną obnażając delikatnie kły.
- Znowu wciskasz w moje usta i zachowanie to co
sam chcesz usłyszeć i widzieć. Nie byłem zły o to, co powiedziałeś tylko o to,
że znowu odwróciłeś ode mnie wzrok, jakbyś się mnie brzydził. No sorry już nie
będę taki ludzki, pachnący, smaczny i w ogóle. Byłem też zły, że chcesz
decydować
o tym czy znikniesz z mojego życia. A co jeżeli ja tego nie chcę! I nie mów mi co mam robić! Jeżeli będziesz gadał takie głupoty i mnie wkurwiał to będę cię trzaskał!
o tym czy znikniesz z mojego życia. A co jeżeli ja tego nie chcę! I nie mów mi co mam robić! Jeżeli będziesz gadał takie głupoty i mnie wkurwiał to będę cię trzaskał!
- Oj! Ty myślisz, że ja się na ciebie nie
patrzę, bo uważam, że nie pachniesz i nie smakujesz tak jak wcześniej?
- No a nie?!
- Nie! Nie gapię się na ciebie, bo siedzisz
przede mną w samych gaciach i koszulce! Myślisz, że ja nie mam uczuć i mam
sopel zamiast ciała? Też będę reagował na taki wygląd faceta, którego kocham!
Siedzisz sobie przede mną w negliżu i myślisz, że nie będę miał ochoty cię
zerżnąć. Boże, Ezra. Dla ciebie to było głupich parę miesięcy. Dla mnie
jebanych 5000 lat! Nie wiesz jak się czułem, kiedy w końcu wyczułem, że już się
urodziłeś, a nie mogłem do ciebie podejść, bo w końcu jeszcze mnie nie znałeś!
Pół roku, a 5000 lat to kurwa jebana różnica! Więc nie dziw się, że trzymam
nerwy, uczucia i ręce przy sobie! Czy byś wykąpał się w sikach, a twoja krew by
smakowała jak gówno dla mnie i tak będziesz najlepszy!- Krzyczał na mnie cały
czerwony na twarzy, a ja gapiłem sie na niego oniemiały starając się za bardzo
nie oddychać. Spojrzał na mnie, kiedy nic się nie odzywałem, nie ruszałem sie,
a oddychanie ograniczyłem do minimum.- Przepraszam. Nie chciałem cię
wystraszyć.
- Azazel...- Zacząłem cicho. Puścił moje ręce,
ale zerknął na mnie. Oddychał ciężko przez usta.
- Hmmm?
- Czy ty właśnie w dość burzliwy sposób
powiedziałeś, że mnie kochasz i pragniesz, ale chcesz ze mnie zrezygnować?-
Zapytałem równie cicho jak wcześniej. Przyglądał mi się uważnie po czym
delikatnie kiwnął głową.
- Tak...EJ!- Uderzyłem go z całej siły w twarz
po czym złapałem go za przód koszuli
i przyciągnąłem go do siebie wbijając się gwałtownie w jego uchylone wargi. Nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony wsunąłem mu język do jego ust i oplotłem nogami jego biodra przyciągając go mocniej do siebie.
i przyciągnąłem go do siebie wbijając się gwałtownie w jego uchylone wargi. Nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony wsunąłem mu język do jego ust i oplotłem nogami jego biodra przyciągając go mocniej do siebie.
Wydał z
siebie zduszony jęk w pierwszym odruchu próbując mnie odepchnąć, ale wtedy
wiedząc co lubi a co nie zassałem się na jego języku. Znowu jęknął głośno w
moje usta po czym przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie oplatając mój tors
swoimi ramionami. Wycisnął ze mnie resztki powietrza. Odsunąłem się od niego i
zacząłem składać na jego szyi drobne pocałunki normując trochę swój rozszalały
oddech. Poczułem jak wsuwa swoje ręce pod moje pośladki po czym podnosi mnie do
góry i bez problemu przenosi mnie na łóżko. Położył mnie na nim i uklęknął
między moimi nogami, które nadal oplatały jego biodra. Przyglądałem mu się
uważnie, kiedy zaczął odpinać guziki swojej koszuli.- Teraz nawet jeżeli mi
tego zabronisz i będziesz chciał uciec nie pozwolę ci na to i już zawsze będę
cię kochać oraz nie pozwolę ci zniknąć z moich oczu nawet na jeden dzień.-
Powiedział zachrypniętym głosem. Zadrżałem na całym ciele. Uniosłem się na
dłoniach do dość dziwnego siadu
i zabrałem się za ściąganie mojej koszulki. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się zadziornie.
i zabrałem się za ściąganie mojej koszulki. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się zadziornie.
- A na pół dnia będę mógł znikać?- Zapytałem.
Warknął głośno i popchnął mnie mocno na poduszki wpijając się brutalnie w moje
usta nie pozwalając mi nawet na porządne zaczerpnięcie powietrza. Ułożył się
wygodnie wgniatając mnie swoim ciężarem w materac łóżka. Przeciągnąłem
paznokciami po jego plecach, kiedy zassał się zaborczo na moim języku, a z
wnętrza moich ust uciekł głośny jęk rozkoszy.
O tak!
Kocham go i nie pozwolę mu uciec. Miałem gdzieś,
że pchałem się do tej klatki, z której już nic mnie nie uwolni. Wiedziałem co
się wiązało z pozostaniem przy jego boku. W końcu ktoś, kto należał do
Pierwszej Generacji, osoby które zasiedliły te tereny były na celowniku prasy,
obywateli oraz czasami (jeżeli ktoś taki się znalazł) wrogów. Żyli w
odizolowanych miejscach jeżeli mieli rodziny, aby nikt ich nie skrzywdził.
Wiedziałem, że moja siostra niedługo zostanie objęta szczególną ochroną ze
względu na Sebastiana. Tak samo Laura. Wszyscy, których poznałem 5000 lat temu
byli Pierwszej Generacji. Odmieńcy z mojej klasy należeli do Drugiej Generacji.
Czyli dzieci, wnukowie, potomkowie tych, którzy zostali przeniesieni na tą
planetę w inkubatorach. No i na końcu ja i Laura. Jedyni w naszej szkole którzy
byli Trzeciej Generacji. Ludzie zamienieni w Odmieńców.
Nie interesowało mnie co pomyślą i powiedzą inni i jak wiele będę
musiał przejść cierpienia (dość często zadawanego przez niego) kocham go i nie
pozwolę mu odejść, tak samo jak już go nie opuszczę. Te kilka miesięcy bez
niego przy moim boku pokazały mi, że jest on dla mnie ważniejszy niż moje życie
i dla niego zrobię wszystko... tylko go nie zostawię.
- Nie odpływaj myślami.- Mruknął maltretując
swoimi ustami moje ucho. Pisnąłem cicho po czym zaśmiałem się gardłowo.
- Myślę o tym jak bardzo cię kocham.- Szepnąłem
i przyciągnąłem jego twarz do ponownego pocałunku. Podarował mi go bez żadnych
oporów sprawiając że ponownie jęknąłem głośno.
Azazel to chyba fetyszysta jęków jakiś jest. A ja wiedziałem, że
jeszcze wiele jęków wyciśnie
z mojego ciała. Wiedziałem również, że będę dla niego jęczeć z ochotą.
z mojego ciała. Wiedziałem również, że będę dla niego jęczeć z ochotą.
Mój Azazel, wampir poznany w Różanej Kotlinie.
Kwiat Nocy z kolcami, które udało mi się obejść i trafić do jego serca.
THE END
Ilość rozdziałów:13
Czas pisania: 08.12.2015- 18.08.2016
Wyrazów: 43 166
***************************************
I co myślicie??
Jak wam sie podobało??
Pozdrawiam i zapraszam za tydzień
Gizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to się stało że nie skomentowałam tego rozdziału, ale teraz yo nadrabiam...
ocho wspaniałe zakończenie i to Erza okazał się tym narzeczonym super ;) a Marco jednak się zmienia, bardzo ciekawa jestem reakcji tamtych gości...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniałe opowiadanie i jego zakończenie i tak to Erza okazał się tym narzeczonym... ;) Marco jednak się zmienia, bardzo ciekawa jestem reakcji tamtych gości... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga