niedziela, 18 czerwca 2017

OSTATNI 13. I będę cię kochał nawet jeżeli mi tego zabronisz.13

Hejka. Zapraszam na ostatni rozdział "Różanej Kotliny".
Mam nadzieję, że takie zakończenie wam się spodoba.
A od nastęonego tygodnia ruszamy z czymś nowym i krótkim.:)
Pozdrawiam i życze miłego czytania:)
******************************
- Joł, Młody!- Usłyszałem krzyk przy swoim uchu. Jęknąłem głośno, kiedy moje kolana ugięły się pod ciężarem ciała Marco. Chłopak skoczył mi na plecy i zaśmiał się głośno.
- Kurwa! Schudnij!- Jęknąłem próbując go zwalić ze swoich pleców, ale przyczepił się do mnie jak jakaś cholerna pijawka. Znowu się zaśmiał. Jeżeli pamięć mi nie szwankowała, to nie on był pijawką tylko kto inny, więc dlaczego  tak się mnie uczepił jakbym miał uciec?- Ty serio jesteś wilkołakiem czy może pijawką. Odczep się od moich pleców?! Fetysz pleców!
- Ładnie jęczysz.- Wytknął mi język i stanął obok mnie. Warknąłem na niego. Zaśmiał się cicho.- Nie chciej abym ja warknął na ciebie.
- Już się boje. 5000 lat temu byłeś bardziej groźny niż jesteś teraz.- Zaśmiałem się głośno kiedy fuknął na mnie niczym obrażona panienka. Oczywiście droczyłem się z nim. Podejrzewam, że jeżeli naprawdę chciałby na mnie warknąć to podkuliłbym ogon (którego nie mam) i potulnie schowałbym się pod stół. No ale on nie musiał o tym wiedzieć, chociaż podejrzewam że on i tak o tym wie.- Co mamy teraz?
- Historię z twoim nowym szwagrem.- Zaśmiał się. Ktoś by pomyślał, że czegoś się nawdychaliśmy.- Jak się czujesz z tym, że nasz nauczyciel został twoim Szwagrem?
- Jakoś to po mnie spłynęło.
- Widzę, że ostatnio wszystko po tobie spływa tylko nie to, że Azazel nie pojawił się od pół roku ani się nie odezwał.
- Pff.- Odwróciłem głowę obrażony. Ja wcale nie przejmowałem się tym, że go nie widzę ani nie rozmawiam z nim. Chociaż miałem święty spokój i mogłem robić co... eh... chciałem go spotkać
i z nim pogadać, ale jak miałem to zrobić. Nie. Ja nie mogłem tego zrobić. W końcu Azazel ma w tych czasach kogoś, kogo bardzo kocha. Wyraża sie o tej osobie z wielkim szacunkiem i miłością.
Fakt. Daje mi swoją krew. Nie wiem, może z jakiegoś sentymentu? Nie mam pojęcia, co chodzi mu po głowie. Może chciał utrzymać przy życiu swoją starą zabawkę? Nie ważne, ważne że żyje razem z moją siostrą, a to że go nie widziałem wcale mnie nie bolało. Skrzywiłem się kiedy przez moją klatkę piersiową przeleciał dobrze mi już znany ból. Muszę myśleć o czymś innym bo znowu przepłacze pół nocy zastanawiając się dlaczego nie chce ze mną chociaż porozmawiać. Przecież ja go nie chcę zabrać jego ukochanej. Chcę z nim porozmawiać. Ale nie… Ezra myśl o czymś innym. O czymś co nie ma związku z nim…- Marco?
- Tak?- Zapytał wpychając do buzi spory kawałek bułki. 
- Ty wiesz co sie stało w Czarnym Wieku?- Zapytałem. Kilka osób odwróciło się w naszą stronę z jawnym zainteresowaniem. Marco wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Wiem.
- Powiesz mi?
- Nie.- Krótka odpowiedź której się przecież spodziewałem.
- Dlaczego?
- Bo nie mogę. Tylko i wyłącznie Azazel ma prawo o tym opowiadać. Nawet Sebastian ci
o tym nie powie. I zrozum, że nie dlatego, że nie chcemy tylko dlatego, że nie możemy. Kiedy próbujemy o tym wspomnieć zaczynamy się dusić.
- To jego sprawka?
- Tak.
- Co on chce ukryć?
- Coś co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego.- Mruknął Marco i upił łyk wody
z butelki. Przyglądałem mu sie przez dłuższą chwilę, ale wiedziałem, że mi nic nie powie. Skoro nie mógł to nie puści pary z ust. Widziałem po jego minie, że to co by mi powiedział by mnie przeraziło skoro i jego przerażało. A jak jego przerażało to ja bym zszedł z tego świata na zawał.
- Nadal jest pokręconym dziwakiem.
- A ty i tak nadal go kochasz.- Wytknął mi wchodząc razem ze mną do klasy. Wzruszyłem obojętnie ramionami starając się ukryć w ten sposób swoje prawdziwe uczucia.
- A on kocha kogoś innego. 
- Kogo my tutaj mamy...- Usłyszałem za sobą dość znajomy głos. Wypuściłem głośno powietrze z płuc, po czym zacząłem się przyglądać podeszwą swoich butów. 
- Co ty robisz?- Zapytał zaskoczony Marco.
- Wydawało mi się, że gówno, które ostatnio przyczepiło się do mojej podeszwy właśnie się odezwało, ale widocznie serio mi się przesłyszało.- Mruknąłem i ruszyłem w stronę swojej ławki.
Ktoś gwałtownie szarpnął mną do tyłu. Syknąłem upadając na tyłek. Spojrzałem do góry. Nade mną pochylał się wysoki, aż za dobrze zbudowany chłopak, którego oczy zaświeciły na złoto. Wilkołak Luja. Mój prześladowca. To on urządził mi piekło w szkole. Marco zrobił krok w jego stronę.- Marco przestań.- Ostrzegłem go. Luja zaśmiał się głośno i spojrzał z pogardą na mojego przyjaciela.
- Ty Nieprzemienny się nie odzywaj. Jak ktoś kto jest najsłabszy z Kalnu Wilkołaków, najmłodszy z klanu Wilkołaków i na dodatek nie potrafiący się zamieniać w Wilkołaka ma dać radę komuś tak znakomitemu jak ja?- Prychnął oburzony. Marco zmarszczył czoło, a ja wyglądałem jak idiota. Czy on właśnie sugerował, że Marco jest od niego słabszy?!
- Ty...
- Marco!- Po klasie rozniósł się ostrzegawczy głos Sebastiana. Marco syknął gniewnie i po tym jak pomógł mi wstać udał się do naszej ławki. Otrzepałem spodnie i podążyłem za nim. Sebastian poczekał, aż wszyscy grzecznie zajmą swoje miejsce po czym podszedł do mnie z ciemnym, papierowym kubkiem i postawił mi go na stoliku. Koło kubka położył słomkę. 
- Znowu?
- Tak.
- Kto tym razem to dostarczył?
- Shira.
- Eh... nie lubię tego pić z kubka.
- Nie marudź tylko pij.- Upomniał mnie uderzając delikatnie pięścią w moja głowę. Skrzywiłem się delikatnie i zabrałem się za szykowanie "napoju" do wypicia. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich z mojej klasy. Starałem się ich ignorować. Kiedy tylko pojawiłem sie w szkole wszyscy zmienni dowiedzieli się kto daje mi swoją krew.
- Klasa ołtarz jest z przodu.- Upomniał ich Sebastian podchodząc do tablicy. - Wiele razy wam powtarzałem, że nie odwracamy się tyłem do wroga.- Dodał i uśmiechnął się półgębkiem.
- To dlatego patrzymy do tyłu, na pana. Pilnujemy wroga.- Mruknął ktoś cicho pod nosem. Sebastian w żaden sposób tego nie skomentował. Po prostu podszedł do tablicy i zerknął na mnie ukradkiem. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i pociągnąłem przez słomkę spory łyk zawartości kubka. Poczułem na sobie spojrzenia wielu osób, ale starałem się je ignorować. Oblizałem usta
i spojrzałem na najbardziej gapiącą się na mnie w tym momencie osobę. Wzdrygnęła się i odwróciła pospiesznie w stronę tablicy. Marco szturchnął mnie delikatnie w ramie. Zakryłem na chwilę oczy dłonią i opuściłem głowę w bok. 
- Ezra w porządku?- Zapytał zaalarmowany moim zachowaniem Sebastian. Kiwnąłem twierdząco głową, ale nie spojrzałem do góry. Nie wiedziałem co się stało, ale zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Zacząłem lepiej słyszeć i odczuwać zapachy. Potrafiłem ZOBACZYĆ emocję otaczających mnie osób. Moje rany goiły się o wiele szybciej niż wcześniej, ale... musiałem brać swój nowy "lek" praktycznie co drugi dzień. To co wcześniej działo się w czwarty dzień dopadało mnie teraz praktycznie już po dniu. Chociaż jak dla mnie nie to było najgorsze. Najgorsze było to iż nawet kolor moich oczu zaczął się zmieniać. Wcześniej z tego co słyszałem po wypiciu jego krwi moje oczy przybierały wściekle czerwoną barwę na kilka sekund. Teraz ten stan rzeczy utrzymywał się przez jakieś trzy godziny, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Wtedy przeważnie unikałem spojrzeń wszystkich żywych istot. 
Sebastian już bez słowa zabrał się za prowadzenie lekcji posyłając mi co jakiś czas badawcze spojrzenie, ale ja nie śmiałem spojrzeć mu w oczy. Starałem się go słuchać, ale nie mogłem się skupić.
Znowu zająłem się studiowaniem każdej rysy znajdującej się na mojej szkolnej ławce. Wiedziałem, że będzie na mnie zły, ale jak mam się na nich patrzeć, kiedy wszyscy wtedy się gapią na mnie i na moje oczy. 
I nie wiedzieć dlaczego nikt mi nie chciał powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego moje oczy zmieniły barwę i dlaczego działanie "leku" skróciło się z pięciu dni do dwóch
i pół? Wszyscy nabierali wody w usta i nie chcieli nic powiedzieć, a nawet w chamski sposób zmieniali tematy bylebym tylko nie zadawał krępujących ich pytań. 
Oparłem czoło o blat ławki pozwalając, aby z moich ust wydostał się cichy jęk. I tak wiedziałem, że wszyscy to usłyszą, ale miałem to głęboko gdzieś. W klasie zapanowała grobowa cisza (było słychać tylko mój oddech), ale tym również się nie przejąłem.
- Ezra...
- Proszę prowadzić lekcje.
- Ezra...
- Nic się nie stało.
- Ezra...
- KURWA! PROWADŹ DALEJ TĄ JEBANĄ LEKCJĘ!- Wydarłem się na całe gardło prostując się na swoim krześle. Spojrzałem na niego gniewnie obnażając ostrzegawczo swoje zęby (odruch, którego w żaden sposób nie mogłem się pozbyć). Sebastian cofnął się pod tablicę przyglądając mi sie z ewidentnym zaskoczeniem wymalowanym na jego przystojnej twarzy. Marco położył mi delikatnie rękę na ramieniu chcąc mnie w ten sposób uspokoić, ale to tylko bardziej mnie zirytowało. Odepchnąłem jego dłoń i zakładając ręce na piersi oparłem się o oparcie krzesła następnie wysuwając skrzyżowane w kostkach nogi przed siebie spojrzałem na nauczyciela. Mierzyłem go dokładnie, pilnując aby żaden szczegół nie umknął moim oczą. Wiedziałem w jakim stanie aktualnie się one znajdowały, ale na chwilę obecną mnie to nie interesowało.
O.
Kolejna zmiana jaką u siebie zaobserwowałem i która w żaden sposób nie przypadła mi do gustu. Miałem straszne wahania nastrojów. I przeważała złość. Złość i agresja nad którą dość często ciężko było mi zapanować. A ja nie wiedziałem jak mam sie z tym ogarnąć. Fakt. Wcześniej też miałem napady złości i agresji, ale jakoś udawało mi się z nimi walczyć, a teraz. Tylko fakt, że Sebastian to mąż mojej siostry i koło mnie siedzi Marco ta cholerna klasa jeszcze była cała i stała
w miejscu. Rzucałem ukradkowe spojrzenia tym, którzy ośmielili się na mnie spojrzeć. Większość
z nich odwracała spojrzenia. W klasie miałem dwa enty, pięć wilkołaków, dwa wampiry, siedem elfów, dwa smoki, trzy gnomy oraz jeden marny człowiek którym byłem ja. Ale czy do końca nim byłem to już zaczynałem wątpić. W sumie klasa liczyła dwadzieścia jeden osób. Z tych dwudziestu jeden wzroku nie odwróciły dwa wilkołaki... sorry trzy, zapomniałem o Marco. A tak wszyscy siedząc sztywno jakby połknęli miotłę gapili się przed siebie, a raczej na tablicę przy której Sebastian próbował (słowo klucz PRÓBOWAŁ) prowadzić lekcje. Zacisnąłem mocniej zęby, aby już więcej się nie odzywać. Kiedy tylko rozdzwonił dzwonek spakowałem pospiesznie swoje rzeczy i nie czekając na żaden odzew otoczenia ruszyłem przed siebie w celu jak najszybszej zmiany klasy. 
- Ezra! Poczekaj na mnie!- Usłyszałem za sobą krzyk Marco. Nie odwróciłem się w jego stronę, ale przystanąłem czekając aż się ze mną zrówna. Po chwili ten moment nastąpił.- Co to było na lekcji?
- Nie wiem. Mnie nie pytaj.
- Długo to już trwa?
- Myślisz, że odpowiem na to pytanie skoro wy nie chcecie odpowiadać na moje pytania?
- Wiesz, że nie możemy...
- Ja też nie.- Przerwałem mu wchodząc na korytarz prowadzący do klasy literatury. Nie zdążyłem zrobić dwóch kroków, kiedy ktoś mocno uderzył mnie w tył głowie. Zabrakło mi powietrza.
Stęknąłem głośno kiedy przed oczami zrobiło mi się ciemno. Zsunąłem się w dół na chłodną posadzkę. Mimo, że nie widziałem swojego napastnika bardzo dobrze wiedziałem co się dzieje. Nie pierwszy raz spotkało mnie coś takiego... 


***

Otworzyłem oczy chociaż i tak wiedziałem co zobaczę po wykonaniu tej czynności. Nie pomyliłem się. Ściany lochów oraz wymyślnych miejsc na wszelakie cielesne zabawy wcale, a to wcale mnie nie zdziwił. Wiedziałem, że tam skończę.
 Próbowałem rozeznać się w sytuacji. Siedziałem na krześle.
Wróć.
Byłem przywiązany do krzesła za nadgarstki i w kostkach nóg. Skierowany byłem bezpośrednio na wielki stół na którym leżał... nagi Marco
...ooookkkkeeeejjjjj....
Ja sam miałem na sobie tylko spodnie. Przekręciłem głowę w bok, kiedy do pomieszczenia weszła piątka osób, które zawsze mnie tutaj przyciągały. Dwie z tych osób chodziły ze mną do klasy. Pozostała trójka to uczniowie najstarszej klasy- no można powiedzieć, że najstarszej. W końcu ja byłem w najstarszej klasie, a oni jako najwięksi debile ze szkoły, kiedy nie zdali egzaminów końcowych zostali zapisani do specjalnej klasy, która przygotowuje do poprawkowych egzaminów. .
Luja spojrzał na mnie z kpiącym uśmieszkiem i zrobił kilka kroków w moim kierunku po czym rozmyślił sie i podszedł do stołu, na którym leżał nieprzytomny Marco. Nie mogłem ogarnąć ich głupoty. Mnie, zwykłego człowieka związano, a Marco najbardziej wybuchowego i agresywnego wilkołaka położyli bezwładnie nagiego na blacie stołu.
- Co tam nasza mała księżniczko?- Zapytał jeden ze starszych chłopaków. Mówiłem wam, że z mojej klasy dręczyły mnie wilkołaki, a ze starszych klas chochliki? Nie? No to mówię.
A chochlików nie znosiłem najbardziej na świecie. I właśnie taki jeden z nich gapił się na mnie
z kpiącym uśmiechem.
- Zastanawiam się...- Zacząłem cicho. Spojrzeli na mnie zaciekawieni. Jeden z nich przejechał swoją wielką łapą po nagim udzie mojego przyjaciela. Marco drgnął delikatnie, ale nie odzyskał przytomności. Na szczęście, jeszcze jej nie odzyskał.
- Nad czym to nasza mała księżniczka tak myśli? Może nad tym który z was będzie miał pierwszeństwo do obsłużenia naszych kutasów?
- Nie. Zastanawiam się jakim trzeba być idiotą, aby mnie związywać, a go -wskazałem głową na Marco- zostawić nieskrępowanego?
- Phi... a co nam  zrobi ktoś taki jak on. Nosi w sobie zalążek wilczej krwi, ale ani nie potrafi się zamieniać, ani nie ma rodziców tak samo jak rodowodu. Jest poniżej omegi. Gorszy niż najsłabsze ogniwo w naszej społeczności.- Powiedział butnie jeden z wilków z mojej klasy. Gapiłem się na niego przez chwilę jak na idiotę, po czym wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Śmiałem się tak przez kilka sekund, kiedy na mojej twarzy nie zatrzymała się potężna pięść jednego z chochlików. Jak ja ich nienawidzę!
- Zaczął śmierdzieć jakimś krwiopijcą i myśli, że może się tak panoszyć. Skoro rozkładasz nogi dla jakiejś pijawki, to dzisiaj przyjmiesz nas trzech jednocześnie. Dwóch w dupe jednego w gębę. A nasze wilczki zajmą się twoim przyjacielem.- Warknął jeden z chochlików. Spojrzałem na niego mrużąc przy tym oczy po czym jak rasowa panienka odwróciłem głowę w bok, aby tylko nie patrzeć się na jego mordę.
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Mozę najpierw niech popatrzy na to, co robimy z jego przyjacielem, a dopiero później się nim zajmiemy.- Powiedział niższy z nich. Spojrzałem na niego jak na kosmitę w leginsach. WTF?!
- Róbcie co chcecie ja jak na chwile obecną sam się z nim zabawie.
- Tylko za bardzo go nie wyjeb w kosmos, żeby było ciasno nawet jak w dwójkę w niego wejdziemy.- Powiedział najniższy (ale wcale nie taki niski) z chochlików. Zacisnąłem mocniej zęby. Nie odpuszczą. Nie ważne co by się stało i tak nie odpuszczą. Dwóch? Miałem ich przyjąć dwóch. Przecież to nie możliwe! Nie ważne co robił ze mną Azazel nie byłbym w stanie przyjąć dwóch! Czy oni do reszty powariowali?! Przecież mnie to zabije! O to im chodziło? 
Drgnąłem, kiedy poczułem jego obleśne usta na swojej szyi. Jego dłonie zaczęły mocno ugniatać moje boki od czasu do czasu drapiąc je do krwi. Spojrzałem przed siebie, aby wiedzieć co się dzieje z Marco. Ostatnia dwójka chochlików przytrzymała jego ręce (wyglądał jakby wisiał na krzyżu- ale mi się skojarzyło w takiej sytuacji, nie ma co) z kolei wyższy z wilkołaków z naszej klasy
z opuszczonymi do połowy ud spodniami ulokowany pomiędzy jego nogami szykował się, aby
w niego wejść tak na sucho, a drugi z nich trzymając w dłoniach swoje przyrodzenie stanął na niewielkim stołku za jego głową odchylając ją delikatnie do tyłu otwierając przy tym kciukiem lewej ręki jego usta. 
Wstrzymałem oddech, kiedy ręka tego oblecha wylądowała na moim kroku i zacisnęła się na nim dość mocno. Syknąłem pod nosem. Usłyszałem ciche prychnięcie przy swoim uchu, ale je zignorowałem, kiedy napotkałem złote oczy Marco wgapiające się we mnie uważnie tylko przez kilka pierwszych sekund. Nim zdążyłem mrugnąć na jego miejscu znajdował się ogromny wilk (jakbym koło niego stanął sięgałbym mu ledwie do połowy łap). Jego biała sierść starczała najeżona na grzbiecie. Złotawe wzorki migotały niczym ogniki skacząco po jego ciele. Nie mogłem dojrzeć, co przedstawiały. W pomieszczeniu zrobiło się raptownie za ciasno. Stanowczo za ciasno. Pomijając mnie i tego zjebanego chochlika, który stał za mną nikt nie siedział ani nie stał. Pozostała czwórka zbierała się na równe nogi po wcześniejszym dość bolesnym wgnieceniu w ścianę. Marco obnażył kły warcząc głośno. Łańcuchy wiszące na ścianie bujały się hałasując pod wpływem jego warkotu.
- Mówiłem, że jesteście idiotami.- Mruknąłem pod nosem. Poczułem na swoim gardle stalowy uścisk palców osobnika stojącego za mną. Charknąłem, ale nie puścił mnie tylko mocniej zacisnął palce. Bolało. To musiałem mu przyznać. Marco uniósł pysk w stronę sufitu i zawył głośno. Chociaż słowo "głośno" nie odzwierciedlało prawdziwej powagi sytuacji. Kiedy tylko z jego... pyska... wydobył się pierwszy dźwięk myślałem, że umrę. Zakręciło mi się w głowie, przed oczami zrobiło mi się ciemno, zebrało mi się na wymioty i jakby tego było mało myślałem że coś rozsadzi moje uszy oraz głowę. Podejrzewam, że było go teraz słychać po drugiej stronie planety. Jeżeli to przeżyję będę musiał się zapytać czy taka sposobność jest możliwa. 
- Marco.- Usłyszałem spokojny, ale dość władczy głos dobiegający od strony drzwi. Zamarłem i zerknąłem w tamtą stronę po czym przez całe moje ciało przeleciał silny ból zaczynający się od gardła. Spojrzałem w dół na swój tors i otworzyłem szeroko oczy. Byłem cały we krwi. Ten idiota zmiażdżył mi krtań! Spróbowałem złapać oddech, ale było to niemożliwe. Spojrzałem w stronę Marco i Azazel'a. I jeden i drugi patrzył na mnie przez chwilę bez żadnych większych emocji po czym Azazel znowu spojrzał na Marco.- Zamień się. To jest rozkaz.- Dodał nie patrząc już na mnie ani razu... a więc tak skończę. 
Ze zmiażdżonym gardłem patrząc jak wielki wilk przemienia się ponownie w mojego przyjaciela, a po chwili zerka na mnie marszcząc przy tym czoło. Uśmiechnąłem się delikatnie
i zamknąłem oczy, kiedy ból sparaliżował całe moje ciało.
Odpłynąłem... 
Umarłem...


                                                                               ^^~^^


Otworzyłem delikatnie oczy i rozejrzałem się dookoła siebie. Moja pierwsza myśl "Nie tak powinno wyglądać niebo bądź piekło". Leżałem w jakimś małym pokoju, w którym znajdowało się długie jednoosobowe łóżko, na którym aktualnie leżałem. W nogach mojego łóżka znajdowała się wielka brązowa szafa. Nad łóżkiem wisiało kilka połączonych ze sobą półek, na których ustawione były dziwnie mi znajome rzeczy, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd je kojarzę. Podciągnąłem głowę do góry, aby zobaczyć co jest nad moją głową. Biurko z obrotowym krzesłem podsuniętym do niego. Na podłodze leżał puchowy, czarny dywan. Ściany były czerwone. Nie było okna. Drzwi nie miały klamki. Zmarszczyłem czoło i usiadłem na łóżku zsuwając na podłogę bose stopy. Miałem na sobie tylko bokserki i ciemny t-shirt ale o dziwo nie było mi zimno. Podszedłem na chwiejnych nogach  do drzwi i próbowałem je popchnąć sprawdzając czy na pewno są zamknięte, ale kiedy tylko dotknąłem ich dłonią zostałem poparzony. Zabrałem gwałtownie rękę przytulając ją do piersi po czym syknąłem głośno. Spojrzałem na nią chcąc ocenić rozmiar poparzenia, ale okazało się że ręka jest cała i zdrowa. 
Co jest?
Zmarszczyłem czoło i rozejrzałem się po pokoju. Na pewno byłem tutaj pierwszy raz chociaż czułem tutaj znikome ślady zapachu Marco... Azazel'a... Sebastiana...i... najeżyłem się cały wyczuwając słodki zapach, który sprawił, że w ustach mi zaschło. Przetarłem twarz skołowany nowym odczuciem, ale nie chciało zniknąć.
- Proszę odsunąć się od drzwi i stanąć koło biurka.- Usłyszałem cichy i cholernie usypiający głos jakiejś kobiety. Rozejrzałem się dookoła siebie, ale nikogo tutaj nie widziałem. Nawet żadnych cholernych głośników czy coś aby wiedzieć o co chodziło i kto to mówił.- Proszę odsunąć się od drzwi i stanąć koło biurka.- Powtórzył głos. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i zrobiłem to o co mnie poproszono chociaż to była dla mnie głupota. 
- Już.- Mruknąłem cicho pod nosem nie będąc pewnym czy to w ogóle było konieczne.
- Proszę odwrócić się tyłem do drzwi i po zamknięciu oczu położyć obie dłonie na blacie biurka.
- Co?
- Proszę odwrócić się tyłem do drzwi i po zamknięciu oczu położyć obie dłonie na blacie biurka.
- Ból w dupie.- Jęknąłem ale zrobiłem to co mi kazano- Już.
- Proszę się nie ruszać i nie zmieniać pozycji ciała. Dziękuje ze współpracę.- Odezwał się kobiecy głos. Już nic więcej nie powiedziała.
- Taaa... spoko.- Mruknąłem pod nosem i drgnąłem, kiedy usłyszałem jak drzwi otworzyły się cicho. W pierwszym odruchu chciałem zobaczyć kto to wszedł, ale ostatkiem silnej woli się powstrzymałem. Wciągnąłem delikatnie powietrze przez nos, a z mojego gardła wyrwał się cichy pomruk.
Zaraz.
Chwila.
Pomruk?!  
Drzwi zamknęły się cicho, a ja bez odwracania wiedziałem kto był ze mną teraz w pokoju. Przez całe moje ciało przeleciał przyjemny dreszcz, kiedy wyuczyłem jego spojrzenie na swoich plecach.- Azazel.- Powiedziałem cicho. Usłyszałem jak cicho wypuszcza powietrze z płuc i podchodzi do mnie. Stanął tuż za mną po czym oparł swoje czoło na moim ramieniu. Drgnąłem. 
- Przepraszam...
- Za co?
- Za to wszystko co cię spotkało. 
- N... nie wiem o co chodzi...
- Za to, że mnie spotkałeś, za to, że musiałeś przeze mnie tyle wycierpieć, za to co cię spotkało kilka dni temu i za to, że będziesz nosić tego piętno już do końca tego świata. 
- Azazel o co...- Chciałem się odwrócić, ale przytrzymał mnie w miejscu nie pozwalając mi na to. 
- Nie odwracaj się.
- Dlaczego?
- Po prostu zostań tak ja jesteś. Obiecuje ci...
- Co?
- Obiecuję, że nauczę cię jak najszybciej panować nad sobą, abyś mógł wrócić do swojej siostry. Do tego czasu wybacz mi, ale będziesz musiał zostać w tym domu, a przez kilka tygodni
w tym pokoju.  A kiedy już wszystko opanujesz obiecuje, że nawet o mnie nie usłyszysz, a co dopiero mnie nie zobaczysz, więc proszę wytrzymaj i...
- Stop. Nie mów nic więcej. Co ty w ogóle pierdolisz? Ja cię wcale, a wcale nie rozumiem.- Odwróciłem się gwałtownie patrząc na jego twarz dość blisko mojej. Wstrzymałem na chwilę oddech kiedy poczułem jego zapach. Spojrzałem na niego uważnie marszcząc brwi po czym otworzyłem szerzej oczy. Warknął zasłaniając mi gwałtownie oczy jego dłonią.
- Mówiłem, że masz nie patrzeć!
- Azazel... co ci się stało?- Zapytałem cicho widząc pod powiekami jego aktualny wygląd. Pełno blizn na jego szyi, rękach oraz dwie długie przebiegające przez jego twarz. Od lewej skroni po prawą część żuchwy. Przez całą długość. Przez nos i hacząc o usta.
- Nic...
- Azazel... proszę...
- Zasze tak wyglądałem.- Powiedział cicho. Zabrałem delikatnie jego rękę ze swoich oczu
i spojrzałem na niego. Unikał mojego spojrzenia.- Teraz twoje oczy widzą prawdę.
- Jak to moje oczy widzą prawdę? Nie rozumiem?
- Na prawdę nic nie rozumiesz? Nie czujesz?
- Nie. Nie rozumiem i nie czuje.- Warknąłem cicho zdenerwowany tym, że nadal unikał mojego spojrzenia.
- Umarłeś...- Szepnął cicho, a ja drgnąłem konwulsyjnie.- umarłeś mimo, że cię prosiłem, abyś tego nie robił. Od chwili, kiedy pierwszy raz skosztowałeś mojej krwi twój organizm sam dążył do śmierci. A po śmierci stajesz się taki jak ja. No w sumie nie jesteś Pierwotnym tylko Trzecia Generacja. Ezra. Umarłeś. I stałeś się wampirem. Dlatego możesz zobaczyć to jak teraz wyglądam.
- Jak...- Hę? Gapiłem się na niego oniemiały, nie mogąc uwierzyć w to co mi powiedział.
 Ja?
Wampirem?
Hę?
 Co?
 Hę?
On żartował, tak?- Żartujesz, tak?- Zapytałem. Wypuścił głośno powietrze z płuc po czym przegryzł sobie nadgarstek. To byłą chwila. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a z ust wyrwało się niebezpieczne warczenie. Przełknąłem z trudem ślinę co wywołało u mnie tylko sam ból po czym spróbowałem do niego podejść, ale powstrzymał mnie wolną ręką po czym polizał swoją ranę, a ta od razu sie zasklepiła. 
Oddychałem ciężko próbując się uspokoić.
- Dopóki nie zaczniesz nad sobą panować nie możesz opuszczać mojego domu.- Powiedział cicho cofając się w stronę drzwi. Złapałem go szybko za przegub ręki, a moje ciało ogarnęła fala spokoju.
- Radnea...
- Wybacz, ale do tego czasu nie będziesz mógł sie z nią spotkać. Będzie cię interesować tylko moja krew oraz ludzi. Więc nie możesz sie z nią widzieć.
- Nie... nie idź jeszcze...
- ...Muszę.- Powiedział cicho. Powoli  uwolniłem jego rękę i odwróciłem się do niego tyłem.
- No tak, wybacz, zapomniałem.- Powiedziałem zamykając delikatnie oczy. Przecież on miał narzeczoną. Kogoś, kto jest dla niego najważniejszy na całym świecie. Ta osoba za pewne mieszka razem z nim w tym domu. Nie mógł zostać ze mną. Musiał do niej wracać. Pewnie sie o niego martwiła, a on tego nie chciał. Opuściłem głowę w dół i oddychałem spokojnie chociaż normalnie miałem ochotę zacząć sie trząść i płakać. Wiecie jak trudno jest pozwolić mu odejść, kiedy chcę się
w niego wtulić?
- O czym zapomniałeś?
- N~nie wa~ażne.- Powiedziałem łamliwym głosem i zagryzłem delikatnie dolną wargę. Poczułem na swoich ramionach jego dłonie. Spróbowałem sie napiąć, aby nie mógł mnie odwrócić, ale i tak był ode mnie silniejszy i zrobił to bez trudu.
- Ej, Ezra, co jest?- Zapytał, ale ja w uparte milczałem i nie otwierałem oczu. Poczułem jak moje policzki robią się wilgotne, ale nie przejąłem się tym. Chciałem tylko, aby wyszedł i przestał się na mnie gapić. Myślał, że chciałem, aby widział mnie w takim sta...aniee... wciągnąłem głośno powietrze przez nos, kiedy przeciągnął delikatnie palcem po moich ustach obrysowując ich krój. Później jego palce podążyły do moich zamkniętych oczu. Gładził delikatnie moje zamknięte powieki.- Ezra, spójrz na mnie.
- N...nie...
- Wiem, że moja twarz cię teraz przeraża oraz brzydzi, ale...- Urwał kiedy uderzyłem go
z całej siły w twarz patrząc na niego gniewnie przez łzy. Spojrzał na mnie przez chwilę czerwonymi oczyma, po czym przybrały one jego normalny kolor oczu. 
- Mam gdzieś jak wyglądasz! Czy będziesz pięknym żebrakiem czy księciem z bliznami, moje uczucia się nie zmienią! To nie dlatego nie chcę na ciebie patrzeć, więc przestań sobie... sobie... wma...wm...awi...wiać...- Cofnąłem się pod biurko zahaczając o nie boleśnie, kiedy już bardziej nie mogłem od niego uciec. Zbliżył się do mnie osaczając mnie z obu stron swoimi rękoma. Posadził mnie na biurku i zbliżył sie do mnie jeszcze bardziej. Oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi głęboko
w oczy. Przełknąłem ciężko ślinę czując jego oddech na swoich ustach. Azazel nie przybliżył się bardziej, a ja poczułem sie dziwnie zmęczony. Nie wiedziałem co sie ze mną dzieje. 
- Mój narzeczony od niedawna zaczął tutaj mieszkać. Na dobrą sprawę nie jestem pewny czy te zaręczyny nadal są aktualne. Nie uważam cię za problem, więc nie musisz stąd uciekać po upływie równych sześciu miesięcy. Jestem w szoku, że uważasz taką mordę jak moja jako przystojną, ale...- Odsunąłem od niego gwałtownie swoją twarz.
- Ty czytałeś w moich myślach?
- Potrafię odczytać do godziny wstecz z twoich myśli. U innych idzie mi to o wiele prościej
i mogę prześledzić całe ich życie. U ciebie tak nie jest. Widzę do godziny wstecz. Przyznam, że czasami jest to uciążliwe.
- Dlaczego tylko u mnie...
- Bo jako twój domniemany narzeczony nie mogę zabrać ci całej wolności, dlatego nie mam całego dostępu do twoich...- Urwał zakrywając pospiesznie usta, kiedy wlepiłem w niego oniemiały swoje szeroko otwarte ślepia. Cofnął się o krok, ale złapałem go szybko za przegub ręki. Był gorący. 
- Co masz na myśli, przez "twój domniemany narzeczony"?
- Nie... to nie tak... wiesz...
- Azazel. 
- Eh...
- Nie wzdychaj tylko odpowiedz.
- W momencie, kiedy ty spróbowałeś mojej krwi, a ja twojej i później ty ubrałeś bransoletkę ode mnie staliśmy się narzeczeństwem.- Mruknął patrząc gdzieś w bok. Znowu. Zazgrzytałem cicho zębami.- Jesteś zły, nie podoba ci się to więc dlatego nie chciałem ci tego mówić. Kiedy już zaczniesz nad sobą panować zniknę z twojego życia i już nigdy...ej! Możesz przestać mnie... EZRA! Nie bij... nosz kurwa!- Warknął i złapał mnie mocno za przeguby obu dłoni, kiedy zarobił ode mnie trzy płaskie pod rząd. Warknął i pochylił się nade mną obnażając delikatnie kły. 
- Znowu wciskasz w moje usta i zachowanie to co sam chcesz usłyszeć i widzieć. Nie byłem zły o to, co powiedziałeś tylko o to, że znowu odwróciłeś ode mnie wzrok, jakbyś się mnie brzydził. No sorry już nie będę taki ludzki, pachnący, smaczny i w ogóle. Byłem też zły, że chcesz decydować
o tym czy znikniesz z mojego życia. A co jeżeli ja tego nie chcę! I nie mów mi co mam robić! Jeżeli będziesz gadał takie głupoty i mnie wkurwiał to będę cię trzaskał!
- Oj! Ty myślisz, że ja się na ciebie nie patrzę, bo uważam, że nie pachniesz i nie smakujesz tak jak wcześniej?
- No a nie?!
- Nie! Nie gapię się na ciebie, bo siedzisz przede mną w samych gaciach i koszulce! Myślisz, że ja nie mam uczuć i mam sopel zamiast ciała? Też będę reagował na taki wygląd faceta, którego kocham! Siedzisz sobie przede mną w negliżu i myślisz, że nie będę miał ochoty cię zerżnąć. Boże, Ezra. Dla ciebie to było głupich parę miesięcy. Dla mnie jebanych 5000 lat! Nie wiesz jak się czułem, kiedy w końcu wyczułem, że już się urodziłeś, a nie mogłem do ciebie podejść, bo w końcu jeszcze mnie nie znałeś! Pół roku, a 5000 lat to kurwa jebana różnica! Więc nie dziw się, że trzymam nerwy, uczucia i ręce przy sobie! Czy byś wykąpał się w sikach, a twoja krew by smakowała jak gówno dla mnie i tak będziesz najlepszy!- Krzyczał na mnie cały czerwony na twarzy, a ja gapiłem sie na niego oniemiały starając się za bardzo nie oddychać. Spojrzał na mnie, kiedy nic się nie odzywałem, nie ruszałem sie, a oddychanie ograniczyłem do minimum.- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć.
- Azazel...- Zacząłem cicho. Puścił moje ręce, ale zerknął na mnie. Oddychał  ciężko przez usta.
- Hmmm?
- Czy ty właśnie w dość burzliwy sposób powiedziałeś, że mnie kochasz i pragniesz, ale chcesz ze mnie zrezygnować?- Zapytałem równie cicho jak wcześniej. Przyglądał mi się uważnie po czym delikatnie kiwnął głową.
- Tak...EJ!- Uderzyłem go z całej siły w twarz po czym złapałem go za przód koszuli
i przyciągnąłem go do siebie wbijając się gwałtownie w jego uchylone wargi. Nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony wsunąłem mu język do jego ust i oplotłem nogami jego biodra przyciągając go mocniej do siebie.
 Wydał z siebie zduszony jęk w pierwszym odruchu próbując mnie odepchnąć, ale wtedy wiedząc co lubi a co nie zassałem się na jego języku. Znowu jęknął głośno w moje usta po czym przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie oplatając mój tors swoimi ramionami. Wycisnął ze mnie resztki powietrza. Odsunąłem się od niego i zacząłem składać na jego szyi drobne pocałunki normując trochę swój rozszalały oddech. Poczułem jak wsuwa swoje ręce pod moje pośladki po czym podnosi mnie do góry i bez problemu przenosi mnie na łóżko. Położył mnie na nim i uklęknął między moimi nogami, które nadal oplatały jego biodra. Przyglądałem mu się uważnie, kiedy zaczął odpinać guziki swojej koszuli.- Teraz nawet jeżeli mi tego zabronisz i będziesz chciał uciec nie pozwolę ci na to i już zawsze będę cię kochać oraz nie pozwolę ci zniknąć z moich oczu nawet na jeden dzień.- Powiedział zachrypniętym głosem. Zadrżałem na całym ciele. Uniosłem się na dłoniach do dość dziwnego siadu
i zabrałem się za ściąganie mojej koszulki. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się zadziornie.
- A na pół dnia będę mógł znikać?- Zapytałem. Warknął głośno i popchnął mnie mocno na poduszki wpijając się brutalnie w moje usta nie pozwalając mi nawet na porządne zaczerpnięcie powietrza. Ułożył się wygodnie wgniatając mnie swoim ciężarem w materac łóżka. Przeciągnąłem paznokciami po jego plecach, kiedy zassał się zaborczo na moim języku, a z wnętrza moich ust uciekł głośny jęk rozkoszy.
O tak!
Kocham go i nie pozwolę mu uciec. Miałem gdzieś, że pchałem się do tej klatki, z której już nic mnie nie uwolni. Wiedziałem co się wiązało z pozostaniem przy jego boku. W końcu ktoś, kto należał do Pierwszej Generacji, osoby które zasiedliły te tereny były na celowniku prasy, obywateli oraz czasami (jeżeli ktoś taki się znalazł) wrogów. Żyli w odizolowanych miejscach jeżeli mieli rodziny, aby nikt ich nie skrzywdził. Wiedziałem, że moja siostra niedługo zostanie objęta szczególną ochroną ze względu na Sebastiana. Tak samo Laura. Wszyscy, których poznałem 5000 lat temu byli Pierwszej Generacji. Odmieńcy z mojej klasy należeli do Drugiej Generacji. Czyli dzieci, wnukowie, potomkowie tych, którzy zostali przeniesieni na tą planetę w inkubatorach. No i na końcu ja i Laura. Jedyni w naszej szkole którzy byli Trzeciej Generacji. Ludzie zamienieni w Odmieńców. 
Nie interesowało mnie co pomyślą i powiedzą inni i jak wiele będę musiał przejść cierpienia (dość często zadawanego przez niego) kocham go i nie pozwolę mu odejść, tak samo jak już go nie opuszczę. Te kilka miesięcy bez niego przy moim boku pokazały mi, że jest on dla mnie ważniejszy niż moje życie i dla niego zrobię wszystko... tylko go nie zostawię.
- Nie odpływaj myślami.- Mruknął maltretując swoimi ustami moje ucho. Pisnąłem cicho po czym zaśmiałem się gardłowo.
- Myślę o tym jak bardzo cię kocham.- Szepnąłem i przyciągnąłem jego twarz do ponownego pocałunku. Podarował mi go bez żadnych oporów sprawiając że ponownie jęknąłem głośno.
Azazel to chyba fetyszysta jęków jakiś jest. A ja wiedziałem, że jeszcze wiele jęków wyciśnie
z mojego ciała. Wiedziałem również, że będę dla niego jęczeć z ochotą.
Mój Azazel, wampir poznany w Różanej Kotlinie. Kwiat Nocy z kolcami, które udało mi się obejść i trafić do jego serca.





THE END



Ilość rozdziałów:13
Czas pisania: 08.12.2015- 18.08.2016

Wyrazów: 43 166

***************************************
I co myślicie??
Jak wam sie podobało??
Pozdrawiam i zapraszam za tydzień
Gizi03031

2 komentarze:

  1. Hej,
    nie wiem jak to się stało że nie skomentowałam tego rozdziału, ale teraz yo nadrabiam...
    ocho wspaniałe zakończenie i to Erza okazał się tym narzeczonym super ;) a Marco jednak się zmienia, bardzo ciekawa jestem reakcji tamtych gości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniałe opowiadanie i jego zakończenie i tak to Erza okazał się tym narzeczonym... ;) Marco jednak się zmienia, bardzo ciekawa jestem reakcji tamtych gości... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń