sobota, 10 czerwca 2017

12„Nigdy nie wiesz, kiedy przytulasz ukochaną osobę po raz ostatni. 5000 lat- ból ponownego spotkania.” 12

Hej.
Dobry wieczór czy jakoś tak.
Zapraszam na kolejny rozdział o przygodach Ezry i jego potworków xD
**************************************
- Boże, Ezra co ci się stało?! Wyglądasz jak siedem nieszczęść!- Krzyknęła pomagając mi usiąść. Rozejrzałem się dookoła rozcierając obolałą głowę. Znajdowałem się w tym samym pokoju
z którego wyruszyłem w podróż.
            - Długo mnie nie było?- Zapytałem podnosząc się na chwiejnych nogach. Zakręciło mi się
w głowie. Radnea pomogła mi ustać na prostych nogach. Spojrzałem na nią. Niska, zgrabna dziewczyna o niebieskich oczach i czerowno- fioletowych włosach (były naturalne żeby nie było). Miała prawie że białą cerę. Ładnie pachniała. Jak moja siostra. No w końcu to była moja siostra… wróciłem.
            - Dopiero co wyruszyłeś. Zniknąłeś z teleportera i pojawiłeś się po chwili tutaj, na podłodze.- Powiedziała przyglądając mi się uważnie. Spojrzałem na zegarek. Przełknąłem głośno ślinę.- Chyba będziemy musieli spróbować jeszcze raz, jak cię cofnęło.
            - Nie cofnęło mnie.
            -Co?
            - Później. Teraz nie mamy czasu. Musimy się stąd jak najszybciej ulotnić nim będzie za późno.
            - O czym ty mówisz? Nie rozumiem…
            - Pogadamy w domu. Musimy iść.- Powiedziałem i pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Serce waliło mi jak młotem. Rozglądałem się nerwowo na wszystkie strony. Czułem jak moje ręce drżały. Po plecach ściekał pot. Nie chciałem GO tutaj spotkać. Nie chciałem nikogo z nich spotkać. Nie chciałem aby wiedzieli, że wróciłem… Przystanąłem gwałtownie i spojrzałem na siostrę. Jak zawsze miała za sobie jedną z wielu swoich chust przewiązaną na swojej szyi.- Daj to na chwilę.- Dodałem
i nie czekając na jej odpowiedź zdjąłem z niej kawałek materiału i oplotłem nim swoją szyję.
            - Em… mogę wiedzieć co ty odwalasz?
            - Powiem ci w domu. Wychodzimy. Zachowuj się normalnie jak kogoś spotkamy. Nie rozmawiaj z nikim. Nie patrz na nikogo. Nie znasz ich i już.
            - Przecież nie ma się czego obawiać skoro nikt nie ma prawa wiedzieć o tym…- Zatkałem jej usta w połowie jej wypowiedzi, kiedy usłyszałem jak ktoś zbliża się w naszą stronę drugim korytarzem. Ubrałem pospiesznie na siebie jakiś kilt który wisiał na wieszaku niedaleko nas. Popchnąłem ją na ścianę i zacząłem szybko i głośno oddychać. Spojrzała na mnie jak na człowieka niespełna rozumu, ale ją zignorowałem. W ostatniej chwili zatkałem jej usta swoją dłonią i pochylając się nad nią pocałowałem swoją dłoń. Rozsunąłem delikatnie jej nogi swoim kolanem. Wolną rękę ułożyłem tak, aby zasłaniała nasze twarze przed osobnikami, którzy właśnie wyszli zza rogu.
            - No i wtedy ona…- Jeden z mężczyzn, który nas mijał umilkł w połowie słowa.
            - Dobra. Chodźmy, dokończysz mi w pracowni.
            - Nie ma to jak odwaga.
            - Kobieta nosi znamiona dziwki. Dajmy się młodemu zabawić.- Powiedział ten drugi. Kiedy przechodzili koło nas popchnąłem mocniej swoją rękę ku jej twarzy. Pisnęła cicho. Za swoimi plecami usłyszałem stłumiony śmiech. Odczekałem chwilę. Zniknęli za rogiem. Pokazałem jej że ma milczeć po czym zabrałem swoją rękę i odsunąłem się od niej. Uderzyła mnie mocno  ramię.
            - Chodźmy gdzie indziej. Tutaj ktoś nas zobaczy.- Powiedziałem najbardziej zmysłowym głosem na jaki było mnie stać. Radnea otworzyła szeroko oczy, ale nic nie odpowiedziała. Pociągnąłem ją za sobą i czym prędzej opuściliśmy mury tej cholernej instytucji. W drodze powrotnej do domu nie spotkaliśmy nikogo. Wiedziałem, że tak będzie. W końcu specjalnie wybraliśmy taką porę na to, żeby wysłać mnie w przyszłość. Miało to pomóc mojej siostrze w bezpiecznym powrocie do domu. O tej godzinie wszyscy szykowali się do snu. Zbliżała się 22. Nikt nie miał prawa być o tej godzinie poza murami swojego domu, szkoły, pracy czy czegokolwiek. I ja dobrze o tym wiedziałem. Aż za dobrze. Jeżeli w tych czasach praktykowane są metody Azazela z przed 5000 lat, których używano wtedy do karania za nieprzestrzegania zasad to ja nawet nie chce spóźnić się do domu chociażby o 0,001 sekundy.
            Rozejrzałem się nerwowo w prawo i w lewo po czym podbiegłem szybko w stronę drzwi od naszego domu. Otworzyłem je tak gwałtownie, że mało co nie wyleciały z zawiasów po czym wciągając siostrę do środka, zatrzasnąłem je na kilka spustów i stękając głośno przepchałem pod drzwi ciężką komodę chociaż i tak widziałem, że to nikogo nie powstrzyma. Pozasłaniałem wszystkie okna
i dopiero wtedy zapaliłem słabą lampkę, która dawała nikłe światło na całą naszą kuchnie połączoną
z jadalnią.
            - Możesz mi teraz wszystko wyjaśnić. Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? Dlaczego musieliśmy uciekać jakbyśmy kogoś zabili? Dlaczego zachowujesz się jakby ktoś cię chciał zabić?
I najważniejsze. Dlaczego zabrałeś mi moją ulubioną apaszkę?
            - Serio, siostra? Martwisz się teraz o jedną z twoich wielu ulubionych apaszek, a przecież mamy na głowie inne zmartwienia. No w sumie to ja je mam.
            - Powiedz mi co się stało.         
            - Nie wiem, czy chcesz tego słuchać. Najważniejsze. Nie mów nikomu, że jestem w domu czy coś. Nie ma mnie. Zniknąłem. Nie możesz mnie znaleźć. Ani nic.
            - Co? Dlaczego? Weź się nie wygłupiaj. Wiesz, że jutro ma przyjść do mnie Marco i Laura. Sam ich poprosiłeś aby spędzali ze mną weekendy jak ciebie nie będzie.
            - Kurwa. Zapomniałem. Odwołaj to spotkanie. Powiedz, że musisz iść pilnie do pracy.
            - Przecież w pracy mamy teraz miesiąc wolnego. Wszyscy o tym wiedzą.
            - Radnea! Błagam cię. Proszę cię tylko o pięć dni. Pięć dni i będziesz mogła się z nimi spotkać.
            - A co będzie za pięć dni? Przestanie ci odbijać?
            -…- Zacisnąłem mocno zęby i spojrzałem gdzieś w bok. Nie chciałem jej mówić, co ma nastąpić za pięć dni, ale ona przecież to wszystko zobaczy. Zobaczy co się będzie ze mną działo po odstawieniu mojego jakże zajebistego leku. I przez zażywanie tego cholerstwa nie mogę nawet sam się zabić jak mogłem wcześniej. To przyblokowało moją chorobę. Nie mogłem nad nią panować
w żadnym stopniu. Czasami tylko straciłem na chwilę czucie w ręku albo w nodze, ale to tylko na parę sekund.
            - Ezra?- Zapytała lekko zdenerwowana. Nie wiedziała, o co mi chodzi i dlaczego się tak zachowywałem. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i zacisnąłem dłonie na sobie chowając je pod stołem.
            - Za pięć dni z tego co mi mówiono powinienem kopnąć w kalendarz.- Powiedziałem cicho pochylając się delikatnie w jej kierunku. Odsunęła się ode mnie gwałtownie patrząc na mnie jak na jakiegoś kosmitę.
            - O co ci chodzi?! Ezra! To nie jest śmieszne! Niby dlaczego masz umrzeć po tym jak przez kilka sekund byłeś w przyszłości?! Kto ci takich głupot nagadał?!
            - Zacznijmy od tego, że wysłałaś mnie w PRZESZŁOŚĆ a nie w PRZYSZŁOŚĆ. Kretynka.- Mruknąłem cicho pod nosem. Uderzyła mnie mocno w głowę otwartą ręką. Pomasowałem się po obolałym miejscu.- A jak ty to mówisz „takich głupot” nagadały mi osoby, które tam spotkały. A, że wiesz miały rok, aby mnie o tym przekonać to im wierze.
            - Rok? Jak to rok? Parę sekund…- Urwała, kiedy wyciągnąłem w jej stronę swoje dłonie, na których widniało wiele blizn ciętych. Przyglądała im się przerażona, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco i schowałem ręce pod stołem. Tak jak wcześniej zacisnąłem jedną dłoń na drugiej.- Znalazłeś lekarstwo? Nie. Co ja gadam? Przecież jakby istniało w przeszłości to musi istnieć i w tych czasach, więc…
            - Znalazłem.
            - Pewnie niczego nie zna… ZNALAZŁEŚ?!- Wydarła się wstając gwałtownie i przewracając z głośnym hukiem krzesło, na którym siedziała. Skrzywiłem się. Obeszła szybko stolik przy którym siedzieliśmy i dopadła moich ramion. Zaczęła mnie za nie szarpać.
            - Uspokój się!- Warknąłem na nią.
            - Jak mam być spokojna skoro mówisz, że udało ci się znaleźć lek, dzięki któremu przeżyjesz?
            - I dzięki któremu, jeżeli go odstawie na dłużej niż pięć dni to umrę.- Warknąłem. Zesztywniała gapiąc się na mnie jak na okaz w zoo.- A zdobycie tego leku tutaj w tych czasach graniczy z cudem. Pewnie jakbym się po niego zgłosił to zginąłbym w męczarniach szybciej niż bym tam wlazł.
            - Nie może być tak źle. Jeżeli można go tutaj dostać trzeba go tylko poszukać i…
            - Nie musze go szukać, bo wiem gdzie on jest. I nie mam zamiaru iść i o niego żebrać.
            - Nie wygłupiaj się. To dla ciebie idealna szansa, na…
            - Na to, żeby już na zawsze zostać uwięzionym w tej pieprzonej klatce. Nie zgadzam się. Nie pójdę po ten lek i już. Musisz się z tym pogodzić, że za pięć dni nie będzie mnie już wśród żywych. Będziesz mogła zmienić pracę, zakochać się i chajtnąć z jakimś kasiastym gościem. Wyniesiesz się
z tej rudery i…
            - NIE! Nie będę słuchała twoich bezsensownych słów! Razem z Marco na pewno coś wymyślimy i…
             - Jeżeli pójdziesz z tym do Marco lub do kogokolwiek innego nawet do tego twojego tajemniczego chłopaka, o którym nie chcesz mi powiedzieć, to sam się zabije szybciej niż ustawa przewiduję. Chyba powiedziałem jasno i wyraźnie. Masz nikomu nie mówić, że jestem w domu. Jeżeli chociaż trochę mnie szanujesz, nie piśniesz ani słowem i pozwolisz mi cieszyć się ostatnimi pięcioma dniami razem z tobą.
            - Ezra…- Powiedziała cicho, a po jej policzkach zaczęły ściekać gorzkie łzy. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i podszedłem do niej obejmując ją delikatnie ramionami.
            - Przepraszam Radnea, ale uwierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich.- Szepnąłem cicho w jej włosy. Rozpłakała się na dobre wtulając się mocno w moją klatkę piersiową. I mi w oczach stanęły łzy, ale nie pozwoliłem im wyjść na powierzchnie.


^^~^^

Kolejny kubek tego dnia wyleciał mi z dłoni. Spojrzałem na niego najbardziej pogardliwym spojrzeniem na jakie było mnie stać i sięgnąłem po kolejny wybierając tym razem metalowy. Taki na pewno mi się nie potłucze, nie ważne ile razy by spadł na podłogę.
- Kolejny?- Usłyszałem cichy szept za sobą. Nie odwróciłem się. Wiedziałem co bym zobaczył.
- Wybacz. Wszystko leci mi ostatnio z rąk.
- To skutki uboczne odstawienia tego tajemniczego leku?- Zapytała. Syknąłem. Zawsze wiedziałem, że mimo tego iż moja siostra była skończoną kretynkną, to była dość spostrzegawczą kretynką. A co by nie patrzeć było to dość niebezpieczne zestawienie. I jak to abstrakcyjnie brzmiało. Spostrzegawcza kretynka.
- Tak.
- Będzie gorzej?
- Tak.
- Więc może jednak…
- Nie.- Przerwałem jej twardo. Zalałem kubek ciepłą wodą robiąc sobie w ten sposób herbaty.- Przestań poruszać ten temat, bo w końcu wyjdę z domu i nie wrócę.
- To dopiero drugi dzień. A co będzie piątego dnia?!
- Nie wiem.- Wzruszyłem ramionami i usiadłem przy stoliku. Upiłem kilka łyków gorącego napoju. Syknąłem, kiedy sparzyłem się delikatnie w język.- Sam osobiście dotrwałem do czwartego dnia. A kiedy zacząłem błagać o lekarstwo i w końcu mi je dano wszystko minęło. Więc nie wiem jak będzie piątego dnia. Mam nadzieję, że szybko umrę. Sam czwarty dzień będzie dość… ciężki.- Dodałem i skrzywiłem się na sam koniec.
Taaaa.
Ciężki.
Łatwo powiedzieć.
- Przecież ewidentnie widać, że się męczysz.- Powiedziała idąc w zaparte. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i spojrzałem na nią miną zbitego psa. Drgnęła.
- Uwierz mi. Jeżeli zdobycie tego leku w tych czasach nie byłoby aż tak trudne i kosztowne, to bym po niego poszedł już teraz, ale ja po prostu z doświadczenia wiem ile musiałem za niego dać
w tamtych czasach. A wiem, że teraz musiałbym zapłacić o wiele więcej niż wtedy.
- Nie wygłupiaj się. Przecież nikt nie zażąda od ciebie twojego tyłka za kilka tabletek leku, który może ci pomóc. A wiem, że oprócz życia, swojego tyłka i co dziwnego mnie nie ma dla ciebie nic cenniejszego.- Wytknęła mi. Uśmiechnąłem się krzywo biorąc łyk herbaty. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Znała mnie. Bardzo dobrze mnie znała. Wiedziała co jest dla mnie najważniejsze.
A ja wiedziałem, że jeżeli w tamtych czasach musiałem oddać dwie najważniejsze dla mnie rzeczy to teraz zabiorą mi wszystko z nawiązką.
- Zawołają więcej niż ty wymieniłaś. A ja mam już dosyć rozkładania nóg tylko po to, aby dostać ten lek. Zawsze chciałem zrobić to z osobą, którą kocham i żeby ta osoba kochała mnie.- Powiedziałem opierając się wygodnie o krzesło i patrząc na sufit. Zerknąłem na nią kontem oka. Gapiła się na mnie blada na twarzy z szeroko otworzonymi ustami oraz oczami. Zaśmiałem się cicho pod nosem.- Jeżeli teraz tak wyglądasz, to może lepiej żebyś nie wiedziała co musiałem zrobić, aby dostać ten lek.
- Co... Jak to? Przecież ty... no weź... nie okłamuj mnie. Bardziej chroniłeś swój tyłek niż mnie!- Zawołała oburzona. I znowu musiałem jej przyznać rację. Wzruszyłem ramionami.
- Nawet jeżeli ty byś tam ze mną była nie mógłbym dać im ciebie za trochę tego leku. To jest umowa wiązana. Moja dupa za lek. A na to się nie zgadzam.
- Skoro wytrzymałeś tyle to może...
- Nie kończ, bo powiem coś za co się przeze mnie obrazisz. Powiedz mi lepiej czy rozejrzałaś się może za jakąś nową pracą?- Zapytałem. Skrzywiła się. Wiedziałem, że nie przepada za tym tematem. Ale ja wcale, a wcale nie miałem zamiaru jej odpuszczać. Nie pozwolę aby moja siostra przepracowała chociażby jednej minuty w tamtym miejscu. Tym bardziej, że wiedziałem, że ON już wie gdzie ona pracuje. A ja wiedziałem, że to jest niezgodne z prawem. 
- Em... ktoś mi zaproponował mieszkanie razem. My dwoje u niego w domu. Powiedział, że nie musiałabym pracować. No chyba że bym chciała to by pomógł mi coś znaleźć... normalnego, ale...
- To na co czekasz? Dlaczego się nie pakujesz? 
- Bo ja chcę tam iść z tobą. 
- Eh. Siostra nie jesteśmy już dziećmi...
- Dla mnie jesteś dzieckiem. Pamiętaj jestem starsza od ciebie.
- Co nie znaczy, że mądrzejsza.- Dogryzłem jej. Ja w końcu kończyłem liceum w tym roku. Ona zatrzymała sie na podstawówce.
- A ja jestem piękniejsza.
- Ja szczuplejszy.- Pokazałem jej język znowu wchodząc jej na odcisk. Zmarszczyła czoło myśląc intensywnie. Ciekawe co wymyśli.
- Ja lepiej pracuje tyłkiem.- Odgryzła się. Wciągnąłem ze świstem powietrze między zębami. Zaśmiała się.- Wygrałam.
- Ty lepiej najszybciej się do tego kolesia przenieś. Może cię w końcu ktoś naprostuje jeżeli mi się to nie udało.
- Mnie nikt nie musi prostować. Ja jestem prosta...
- I proszę. Zrezygnuj z pracy. Z tej pracy.- Powiedziałem cicho zaciskając dłonie na ciepłym kubku. Po moich plecach przeszedł miły dreszcz.
- Jakoś nigdy ci nie przeszkadzało to, że tam pracuję.
- Zawsze mi to przeszkadzało, ale ty mnie nigdy nie słuchałaś. 
- Więc dlaczego teraz próbujesz mnie namówić do tego, abym z tego zrezygnowała.
- Bo to jest niebezpieczne.
- Hahahaha! Przecież wiesz u kogo pracuję. On nigdy by nie wygadał, że pracuję u niego człowiek. A dzięki temu, że jestem tam jedynym człowiekiem zarabiam o wiele więcej niż inni. Co innego jakby ktoś z władz się dowiedział, że tam robię. Wtedy byłoby to na prawdę niebezpieczne.
- I dlatego kretynko mówię, że to jest niebezpieczne!- Warknąłem na nią odkładając zbyt gwałtownie kubek na stole. Kilka kropek rozprysło się na moich dresowych spodniach. Przekląłem siarczyście pod nosem. 
- Boże! Ja cię wcale nie rozumiem! Dlaczego nie wyjaśnisz mi tego dokładnie tylko jakieś przekręty robisz i...
- Tak jest bezpie...- Urwałem, kiedy usłyszałem czyjeś kroki na zewnątrz. Znowu wyostrzyły mi się zmysły. Wstrzymałem oddech i nakazałem jej ręką aby się na chwilę uciszyła. Przyglądała mi się jak jakiemuś idiocie, kiedy pospiesznie zarzuciłem na szyję jej apaszkę, a na plecy jej za dużą bluzę. Pociągnąłem delikatnie nosem. znałem ten zapach. Po chwili ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Wskazałem siostrze, że ma się odezwać.
- Chwila! Tylko się ubiorę!
- Radnea? To ja. Marco.- Oboje usłyszeliśmy przytłumiony głos zza drugiej strony drzwi. Przestałem na chwilę oddychać. 
- Poczekaj! Dopiero co wyszłam z łazienki!
- Ezra jest?- Zapytał i zaśmiał się z czegoś.- Laura! To nie prawda! Przestań!- Zawołał. Pociągnąłem delikatnie nosem. A więc tak pachnie Laura. Prawie jak on. Nosi na sobie jego zapach. A więc... Zamienił ją. Czy pomijając moją siostrę, w moim otoczeniu nie było już żadnego prawdziwego człowieka?
- Nie ma go. Wyszedł z domu...- Powiedziała cicho Radnea. Spojrzałem na nią karcąco.- Czekaj! Już otwieram!
- Nie musisz. Wiem, że on tam jest. Niech nie zapomina, że go słyszę i czuję nawet jeżeli stara się nie oddychać. Chce po prostu wiedzieć jak sie czuję.- Powiedział spokojnie Marco. Siostra spojrzała na mnie gwałtownie. Pokiwałem przecząco głową dając jej znać, że ma mu nie wierzyć. Wiedziałem, że mnie wyczuje. Byłbym skończonym idiotą gdybym uwierzył, że uda mi się przed nimi ukrywać. Ja po prostu nie chciałem teraz widzieć twarzy żadnego z nich. Jeżeli bym na nich spojrzał za pewne bym się załamał i poszedł do NIEGO po ten jakże cudotwórczy lek.
- Nie wiem o co ci chodzi. Cholera! Gdzie te pierdolone skarpety?!
- Ezra. Ja cię czuję. Wszyscy cię czują. On też. Teraz jest po drugiej stronie planety. Jak myślisz? Ile czasu zajmie mu powrót do domu z trzema zepsutymi teleporterami, kiedy postanowi tutaj przybiec?- Zapytał. Serce zabiło mi szybciej. To dlatego jeszcze go tutaj nie było. Był po drugiej stronie planety. Nie było go. Miałem jeszcze szanse...- Nie próbuj umierać, ani się chować. Jak umrzesz, później będziesz go błagał o wybaczenie. A jak znikniesz... co cóż. Nie uda ci się. I uwierz mi to nie jest rozwiązanie. Będzie zły. A my nie chcemy go widzieć złego. Napatrzyliśmy się ostatnio, jak wszystkich prawie co pozabijał i zwolnił ze służby. Już dla niego nie pracuje. Nikt nie pracuje. 
- Marco...
- Trzymaj się Radnea. I nie pozwól mu się zabić. Bo wtedy nikt nie przeżyje na tej cholernej planecie.- Powiedział. Usłyszałem jak podchodzi bliżej drzwi. Puknął w nie delikatnie i zaśmiał się cicho pod nosem.- Przepraszam, za to, że cię okłamałem.- Dodał i odszedł. Zakryłem usta i oparłem czoło o blat stołu. Poczułem na ramieniu czyjś delikatny dotyk. Nie musiałem nawet patrzeć kto to.
W końcu była tutaj ze mną tylko moja siostra.
- Ezra. Proszę. Pogadaj ze mną.- Powiedziała. Przytuliła mnie mocno, kiedy spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Szlochałem cicho w jej ramię nie wiedząc już co mam robić.- Powiedz mi... czy ty się w kimś zakochałeś?- Zapytała cicho. Po jej pytaniu rozpłakałem się jeszcze mocniej.


***

Otworzyłem delikatnie oczy. Dookoła mnie panował półmrok, ale i tak wiedziałem gdzie jestem i co się koło mnie znajduje. Usiadłem na łóżku przecierając zaspane oczy. Wiedziałem, że jestem cały napuchnięty na twarzy. W końcu przepłakałem kilka godzin próbując wymyślić coś konkretnego. Przeciągnąłem palcami po swojej szyi wyczuwając pod opuszkami charakterystyczne wgłębienia. Blizny po ugryzieniu. Jak dla mnie minęło kilka dni od kiedy ostatni raz go widziałem
i kiedy on mnie ugryzł. Dla niego minęło 5000 lat. Musi być na serio wkurwiony. Przecież jak on tutaj przyjdzie to tak czy siak zostanę trupem. Albo wyssie mnie do cna, albo skręci mi kark. Więc dlaczego mam czekać i z nim rozmawiać skoro sam mogę to przyspieszyć i odejść nim ten powróci. 
Wysunąłem się spod ciepłej kołderki i ruszyłem w stronę kuchni. Światło w tamtym pomieszczeniu było zapalone. Usłyszałem cichy śmiech mojej siostry. Tak dawno nie słyszałem jak się śmieje. Zajrzałem do środka nie chcąc jej przeszkadzać i zamarłem z głową między drzwiami. Na przeciwko niej przy stole siedział Sebastian. Ubrany w luźną, jasną koszulę i jeansowe spodnie. Włosy miał postawione do góry. Uśmiechał się do niej delikatnie głaskając palcem wewnętrzną część jej dłoni. Radnea śmiała się cicho cała czerwona na twarzy. Nigdy jej takiej nie widziałem.
Zacisnąłem mocniej zęby zerkając na swojego nauczyciela i brata TEJ osoby. Zerknął w moim kierunku. Spoważniał na ułamek sekundy po czym uśmiechnął się szeroko. Wyczuł mnie. Wiedział!
- Witaj Ezra.- Powiedział spokojnie. Radnea odwróciła się gwałtownie w moją stronę. Wyglądała na zmieszaną. Nie wiedziała gdzie ma podziać swój wzrok. Prychnąłem i podszedłem do szafki. Sięgnąłem po swój nowy, metalowy kubek i nalałem sobie do niego zimnej wody. Dłonie strasznie mi się trzęsły. Upiłem dwa łyki, ale dość szybko odstawiłem kubek do zlewu, kiedy odczułem charakterystyczny ból gardła przy przełykaniu. Wiedziałem co może złagodzić ten ból, ale nie zamierzałem o to prosić.
- Witaj.- Burknąłem i usiadłem na segmencie. Przyglądałem im się uważnie.- No więc to ty jesteś tym fagasem który startuje do mojej siostry?
- EZRA!- Krzyknęła oburzona. Usidliłem ją jednym spojrzeniem. Powoli zacząłem odczuwać ból ciała. Jutro to będę się tarzał w pościeli nie mogąc dojść. Chora śmierć, nie ma co. Umrzeć z nadmiaru spermy w chuju.
- Zamierzasz mnie pobić bo naruszyłem twoje terytorium?- Zapytał kpiąco. Warknąłem ostrzegawczo na tyle cicho, aby siostra mnie nie usłyszała, jednocześnie na tyle głośno, aby on mnie usłyszał. Zaśmiał się cicho.- Jak zawsze nerwowy.
- Wkurwia mnie wasza gra aktorska. Interesuje mnie tylko jedno. W zależności od tego co mi powiesz albo tutaj zostaniesz, albo wylecisz stąd z prędkością światła.
- No to słucham. Co to za pytanie?- Zapytał uśmiechając się delikatnie. Zapomniałem jak mnie wkurwiał jego uśmiech. Teraz już wiedziałem dlaczego. W końcu znał mnie na długo przed tym jak ja poznałem jego więc mógł sobie cisnąć ze mnie łacha, a ja nie wiedziałem o co mu chodziło.
- Zbliżyłeś się do mojej siostry, bo coś do niej poczułeś, czy zbliżyłeś się do niej aby mieć nas na oku?
- Zbliżyłem się bo coś do niej poczułem.
- Sam z siebie coś poczułeś, czy może jednak ktoś ci kazał coś poczuć?
- Smarku, czy ty nie masz czasami za wysokiego mniemania o sobie?- Zapytał poważniejąc gwałtownie.- Ja wiem, że już wróciłeś więc wiesz o co chodzi, ale pewnie Marco ci powiedział, że już dla niego nie pracujemy. Możemy sami decydować o sobie. A ja zdecydowałem, że chcę poznać twoją siostrę, o której tak wiele mi opowiadałeś. Wiedziałem, że osoba, o której musiałeś mówić z takim uczuciem nie może być kimś złym. I okazało się że miałem rację. A co do poznania ciebie... cóż. Jakoś musiałem przypilnować abyś tam trafił. 
- Co dostałeś za to, że mnie tam wysłałeś?- Zapytałem zaciskając mocno zęby. Podrapał się zakłopotany po karku.
- Wolność.
- Wolność?- Radnea spojrzała na niego zaskoczona. Zaśmiałem się cicho.
- Co? Nie powiedziałeś jej?
- Nie.
- To może teraz to zrobisz?
- Jeżeli tak się mądrzysz to rozumiem, że ty też nie powiedziałeś jej całej prawdy. Więc może ty to opowiesz co nie co o tym co cię spotkało w przeszłości? Co by nie patrzeć, patrząc chronologicznie to ty pierwszy miałeś swoje pięć minut. 
- Pff.- Prychnąłem i zeskoczyłem z szafki. Radnea złapała mnie za przegub ręki próbując mnie zatrzymać w miejscu. Wyszarpnąłem się gwałtownie sycząc głośno. Otworzyła szeroko oczy jakby myśląc, że się przesłyszała. Odwróciłem się do niej tyłem aby nie zobaczyła mojej miny. Próbowałem zapanować nad cichym warczeniem.
- Który dzisiaj jest dzień?
- Wtorek.- Zauważyła inteligentnie moja siostra. Odsunąłem się od nich. Dotyk bolał. Szczególe w tych dniach. Chociaż dobrze, że to ona mnie dotknęła, a nie właściciel mojego leku. Gdyby on chociaż na mnie spojrzał w tych dniach już bym za pewne przed nim leżał rozstawiając szeroko nogi. Cóż za upokarzająca wizja.
- Ezra ile dni minęło od kiedy to piłeś?
- Pieprz się.- Warknąłem ledwo co stojąc na nogach. Skrzywiłem się delikatnie, kiedy coś zakuło mnie pod żebrami.- To na mnie nie działa, więc nie używaj na mnie swoich zdolności.
- Jeżeli miałbym wykorzystać na tobie swoje zdolności, to byś mi tutaj wyśpiewał odpowiedź na moje pytanie. Pytam się ile dni minęło, od kiedy piłeś swoje lekarstwo?- Warknął. Dawno nie widziałem go złego. Zmarszczyłem czołowo.
- Cztery.- Powiedziała spokojnie Radnea zaplątując pukiel swoich włosów na swoje palce. Spojrzałem na nią aby w końcu się zamknęła, ale ona tylko pokazała mi język i na tym się skończyło.
- Trzy kretynko. Cztery będą jutro. Liczyć się naucz.
- Ćye.- Cmoknął Sebastian i spojrzał na zegarek na swojej dłoni. Pokręcił przecząco głową.- Jutro to będzie tutaj nie za ciekawie. 
- He? No co ty nie powiesz?- Mruknąłem i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
- Seba czy ty wiesz, co za lek musi brać mój brat?
- Wiem.
- Powiesz mi? Może uda mi się go zdobyć...
- Nie!- Przerwaliśmy jej chórem. Skrzywiła się delikatnie i odwróciła obrażona wzrok. Spojrzałem kpiąco na swojego nauczyciela. Zagryzł delikatnie dolną wargę.
- Boisz się. Boisz się, że w zamian za odrobinę leku mi ją zabiorą. A jak mi to i tobie. Dlatego nie chcesz aby tego szukała, prawda?
- Weź przestań. Dlaczego miałbym się bać, że...
- To niech idzie szukać. W końcu ktoś taki jak ty ją obroni. Jak chce być taką kretynką niech idzie i szuka, ale ja za nią dupy nastawiać nie będę i jej nie pomogę jak ją dorwą. 
- Chcesz mi powiedzieć, że nie szukasz tego leku, bo ktoś mi może coś zrobić jeżeli się dowie, że go chcesz?- Zapytała. Zerknąłem na nią przelotem i schowałem  się w swoim pokoju zwijając się
w kłębek na łóżku. Zerknąłem na nóż lezący na mojej szafce nocnej. Przełknąłem głośno ślinę.
Dam radę odebrać sobie życie.
Prawda?


***


Oddychałem ciężko siedząc na krześle w kuchni. Czułem na sobie wzrok mojej siostry
i Sebastiana. Obejmowałem się ramionami starając się w ten sposób zniwelować ich drżenie. 
- Może potrzebuje się czegoś napić?- Zapytała Radnea. Nie pytała mnie. Wiedziała, że jej nie odpowiem. Nikomu nie odpowiadałem. Wiedziałem, że jeżeli tylko otworze usta to zacznę jęczeć
z bólu i podniecenia. Nie pozwolę, aby moja siostra zobaczyła mnie w takiej odsłonie!
- Nie. Nie przełknie niczego.
- A co z jedzeniem?
- Gorzej niż z piciem.
- To zabierzmy go do lekarza.- Powiedziała. Sebastian skinął w moją stronę głową. Poczułem na sobie jej wzrok.- Ej!- Krzyknęła, kiedy dojrzała mojego trzeciego palca skierowanego w jej stronę.
- Lekarze mu nie pomogą. 
- Więc...
- O.- Powiedział Sebastian patrząc gdzieś w przestrzeń. Drgnąłem, kiedy przez całe moje ciało przeszedł silny dreszcz. W ustach zebrało się pełno śliny, a w uszach zaczęło dudnić. Wrócił!
Sebastian bez słowa podszedł do drzwi i je otworzył. Gapiłem się na niego jak na idiotę. Miałem ochotę go zabić, ale do naszej kuchni wszedł Marco i jego Laura. Dziewczyna o piwnych oczach, czarnych włosach, ciemnej karnacji. Niziutka i szczupła. Spojrzeli na mnie. Laura stała trochę na uboczu. Przyglądała mi się uważnie. Sapnąłem głośno pod nosem.
- Siema.- Powiedział Marco. Odpowiedzieli mu wszyscy tylko nie ja.- Wyglądasz jak gówno.- Dodał zerkając na mnie. Pokazałem mu środkowy palec i na chwiejnych nogach ruszyłem w stronę drzwi od swojego pokoju.- On wrócił. To kwestia czasu zanim tutaj przyjdzie.
- Wyczuł to. Kolor jego aury się zmienił.
- Seba ja wiem, że ty mi wyjaśniłeś to, kim jesteś i w ogóle te całe bajery z aurą, ale wątpię aby Marco wiedział o co ci tak w ogóle chodzi.
- Em...- Powiedział zakłopotany Marco kiedy zamykałem za sobą drzwi. Przekręciłem klucze w zamku i podszedłem do łóżka. Usiadłem na jego krawędzi i sięgnąłem po nóż. Ręce mi drżały. Uchyliłem delikatnie usta oddychając ciężko. Pewnie ci idioci zauważą za chwilę moją zmianę aury, ale miałem to gdzieś. Nawet jeżeli wywarzą drzwi jak się dźgnę nie pomogą mi. Nie będą w stanie.
Przełknąłem  z trudem ślinę - z mojego gardła wyrwał się głośny jęk, kiedy przełykanie sprawiło mi ból - po czym skierowałem ostrze w swoją stronę.
Najpierw poczułem mocne uderzenie z prawej strony, które wgniotło mnie w materac mojego łóżka. Dopiero po chwili usłyszałem huk rozwalanych w drobny mak drzwi. Jęknąłem głośno, kiedy poczułem jak ktoś wytrąca mi z ręki nóż. Spojrzałem przed siebie z zamiarem zjebania intruza równo z każdej strony, ale głos uwiązł mi w gardle, kiedy tylko zorientowałem się, kto był tym intruzem.
Zamarłem nie wiedząc, czy mam się poruszyć czy nie.
Źle.
Powinienem powiedzieć czy mogę się poruszyć czy nie. Nade mną pochylał się Azazel. Wyglądał trochę inaczej niż go zapamiętałem. Miał na sobie białą koszulę, czarny krawat i czarne spodnie w kant. Włosy zaczesane do tyłu. Jego czerwone oczy śledziły dokładnie każdy ruch mięśni
w mojej twarzy. Przełknąłem głośno ślinę starając sie za bardzo nie oddychać. Azazel tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął zatrzymując się z tępym odgłosem na ścianie, do której przylegało moje łóżko. Po chwili ktoś mocno szarpnął za mój nadgarstek ściągając mnie z łóżka. Spojrzałem zaskoczony na moją siostrę, która zasłoniła mnie własnym ciałem. W ręku trzymała pistolet, który kiedyś tam kupiła sobie do obrony własnej. 
- Radnea!- W pokoju pojawił się przerażony Sebastian.- Coś ty zrobiła?!
- Nie pozwolę, aby jakiś chuj rzucał się bez zapowiedzi na mojego brata! Myśli, że kim jest aby wpadać tak do naszego domu i...mgfruhij jni  dioj i ij gnv j !- Urwała kiedy obolałą dłonią zakryłem jej usta. Zerknęła na mnie z ukosa wykręcając w dziwny sposób głowę do tyłu. 
- Radnea. Chodź do mnie.- Zawołał błagalnie Sebastian. Ona przecząco pokręciła głową. Wypuściłem głośno powietrze i popchnąłem ją z całej siły w stronę mojego nauczyciela. Wiedziałem, że nie pozwoli jej upaść. Azazel usiadł gwałtownie. Nie patrzył na mnie tylko na nią. Zerknęła w jego stronę i zamarła.
- Co tutaj robi Pan? Dlaczego...
- Ciii.- Sebastian zakrył jej delikatnie usta obejmując ją stanowczo wolnym ramieniem. Spojrzała na mnie pytająco, ale pokręciłem przecząco głową dając jej znać, że ma się nie odzywać
i nie mieszać.
- O. Już wróciłeś. Wiesz… Nie musiałeś mu wybijać drzwi w pokoju. Ciekawe kto za to wszystko zapłaci?
- Zamilcz Marco.- Warknął ostrzegawczo Azazel. Chłopak zaśmiał się.
- Pamiętaj, że dałeś mi wolność. 
- Marco.
- Sam powiedziałeś, że jeżeli przeżyje to, co dla mnie zgotowałeś, to będę już do końca swojego życia wolny. Więc nie możesz mi rozkazywać.
- Chcesz żeby twój żywot zakończył się tutaj i teraz?
- Złożyłeś obietnicę, że mnie nie zabijesz.
- Ale nie obiecywałem, że nie zabije tej gówniary, która nosi twój zapach. Stałeś się strasznie sentymentalny.
- Spójrz sam na siebie i dopiero wtedy oceniaj mnie.- Wytknął mu Marco. Gapiłem się na niego jak na samobójcę. Zerknąłem na Azazel'a, kiedy wyczułem że się na mnie gapi. Cofnąłem się
o krok, aby być dalej od niego. Zmarszczył czoło.
- Ezra. Podejdź do mnie.- Powiedział spokojnie. W pokoju zapanowała cisza. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać. Zacisnąłem mocniej dłonie na ramionach i pokiwałem przecząco głową. Zmarszczył mocniej czoło.- Ezra. Proszę cię, podejdź do mnie.
- Nie... chcę...- Jęknąłem cicho. Azazel uniósł wysoko brwi do góry.
- Który to dzień?- Zapytał patrząc na mnie.
- Czwarty.- Odparł Sebastian. Azazel podniósł się z mojego łóżka. Cofnąłem się jeszcze bardziej. Wypuścił głośno powietrze z płuc i zrobił krok w moją stronę. Ja znowu się cofnąłem uderzając plecami o ścianę. Azazel wykorzystał ten moment i dopadł do mnie odgradzając mi drogę ucieczki. Jęknąłem głośno, kiedy kolana odmówiły mi posłuszeństwa i ugięły się niebezpiecznie. Był za blisko. Stanowczo za blisko. 
- Nic ci nie zrobię. Nie dotknę cię, ani nic jeżeli nie będziesz tego chciał. Tylko proszę cię
o dwie rzeczy. Nie uciekaj. Przyjmij to ode mnie. Przepraszam.-Urwał licząc coś na palcach. Wyprostował trzeciego palca. To chyba za to przepraszał.- Trzy rzeczy. Nie zabijaj się.- Dodał patrząc mi uważnie w oczy. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie chcę...
- Mówię, że nie wezmę za to żadnej opłaty. Tylko to przyjmij.
- Nie... wierze...ah... ci!- Skuliłem się bardziej, kiedy moje ramie delikatnie otarło się o jego. Stwardniałem momentalnie. Tylko tyle brakowało. Jego delikatny dotyk, a ja byłem gotowy rozsunąć przed nim nogi, tylko po to, aby dał mi swojej krwi.
- Uparty bachor.- Warknął. Odsunął się ode mnie i podszedł do mojego łóżka. Usiadł na nim
i sięgnął po kuchenny nóż, którym wcześniej próbowałem się zabić.- Mam do was prośbę.- Dodał patrząc na naszą widownie. Ja nie spuszczałem wzroku z niego. To on tutaj stanowił największe zagrożenie.
- Tak?- Zapytał Sebastian. Miał jakiś dziwny głos. 
- Wybaczcie mi moje wszystkie złe czyny i nie mieszajcie się.- Dodał po czym bez zapowiedzi wbił sobie ten cholerny nóż w szyję. Moje serce stanęło na chwilę. W głowie mi się zakręciło. Przed oczami zrobiło się ciemno. Podszedłem na chwiejnych nogach do swojego łóżka, na którym leżał. 
- O Boże...- Szepnęła przerażona Radnea. "O Boże..." to mało powiedziane. Usiadłem na skraju łóżka i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, ale mnie powstrzymał łapiąc mnie za przegub ręki. Drgnąłem. Ścisnęło mnie w gardle. Pod skórą poczułem szalejącą złość. Dlaczego poczułem przyjemność, kiedy mnie dotknął. Wyszarpnąłem dłoń i spojrzałem na niego gniewnie.
- Dlaczego to zrobiłeś?!- Wydarłem się na niego histerycznym głosem. Uśmiechnął się słabo.
- Tak... będzie... lepiej...- Wycharczał cicho. Kiedy mówił krew leciała szybciej. Zatkałem mu usta dłonią.
- Zamknij się! To ja miałem umrzeć! Nie ty! Dlaczego ty mi zawsze musisz wszystko utrudniać?!- Krzyknąłem i wyszarpnąłem z jego szyi nóż. Wiedziałem, że z kimś normalnym już dawno by nie żył, ale nie ktoś taki jak on. Drgnął i zaczął ciężko oddychać. 
- Ezra...- Zaczął cicho Marco. Odwróciłem się w ich stronę. Drgnąłem, kiedy w oczach Sebastiana i Marco dojrzałem łzy. Sebastian drżał na całym ciele obejmując moją zaskoczoną siostrę. Spojrzałem na nią smutny.
- Radnea... przepraszam.- Powiedziałem cicho i odwróciłem się do nich tyłem. Przytrzymałem dłonie Azazela, aby mi nie przeszkadzał i po wcześniejszym wdrapaniu się na niego i usadowieniu się na nim okrakiem, pochyliłem się nad nim i przeciągnąłem językiem po jego ranie. Całym moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Przyłożyłem usta do jego rany spijając szybko jego krew. Co jakiś czas przeciągałem po nim językiem chcąc w ten sposób leczyć jego ranę. Nie byłem może jakoś wybitnie uzdolniony na tej płaszczyźnie jak inni, ale po roku picia jego krwi wyrobiły mi się niektóre zdolności, które posiadali inni odmieńcy. Może nie były na tak wysokim poziomie, ale wiedziałem, że jeżeli poświecę na to więcej czasu, to mi się uda i uleczę jego ranę. W moje ciało uderzyło silne gorąco. Miałem problemy z oddychaniem przez nos. Było mi tak cholernie przyjemnie. Cieszyłem się, że mam na sobie spodnie dresowe, ponieważ one aż tak bardzo nie uwierały mnie w moje nabrzmiałe przyrodzenie. Oderwałem się na chwilę od jego szyi. Rana nadal istniała, ale krew nie leciała z niej tak szybko jak wcześniej. Przyłożyłem usta do swojego nadgarstka.
- Nie...- Zaczął cicho Azazel, ale uderzyłem go otwartą- i wolną- dłonią w tors. Zakaszlał
i spojrzał na mnie oburzony. Syknąłem cicho przebijając cienką skórę nadgarstka swoimi zębami. Usłyszałem jak ktoś za moimi plecami ze świstem wciąga powietrze przez nos. Pewnie moja kochana siostra. Sama chciała abym zdobył tutaj ten lek, więc ma. I nie ma prawa marudzić. Podsunąłem mu pod nos swój nadgarstek. Zacisnął mocniej usta i odwrócił głowę w bok. Warknąłem głośno. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Patrzcie go jaki się kurwa wybredny zrobił.- Syknąłem. Zmarszczył czoło.
- O...- Urwał kiedy przyłożyłem mu nadgarstek do ust. Przez chwilę patrzył na mnie w pełnym skupieniu, po czym jego oczy zmieniły barwę na wściekle czerwoną. Z jego gardła wydobyło się złowrogie warczenie. Złapał moją rękę w swój silny uścisk, mało co nie łamiąc mi przy tym kości, po czym zassał się mocniej na moim nadgarstku. Jęknąłem głośno. Oparłem czoło o jego bark oddychając ciężko. Poczułem jak wolną ręką obejmuje mnie mocno w pasie przyciągając bliżej siebie.
- O Boże... co oni...- Usłyszałem głos mojej siostry, ale jakoś nie byłem w stanie na nią spojrzeć.
- Nie podchodź teraz do nich. I nie mówię tutaj o twoim bracie tylko o Azazel'u. Nie martw się. Twój brat sobie poradzi.- Powiedział cicho Sebastian. Miał wilgotny głos. 
- Jak sobie poradzi. Przecież... Boże on wysysa z niego krew!- Pisnęła przerażona. Azazel warknął gardłowo. Przycisnąłem mu mocniej nadgarstek do ust.
- Radnea... nie krzycz...- Powiedziałem cicho. Chciało mi sie spać.- Azazel... wystarczy...- Dodałem. Znowu warknął. Uderzyłem go wolną ręką w ramie.- Nie warcz na mnie. I przestań. Już wystarczy... Słabo mi...- Powiedziałem ledwo słyszalnie. Oderwał się ode mnie z głośnym jękiem oblizując usta. Objął mnie delikatnie drugą ręką. 
- Możesz się na mnie gniewać, możesz mnie nienawidzić, możesz się do mnie nie odzywać-nie obchodzi mnie to. Po prostu nie umieraj. Nie pozwalam ci umrzeć. Chcesz. Spoko. Oddam ci moją krew. Tyle ile zapragniesz. I niczego nie chce w zamian. Niczego. Tylko nie umieraj. Błagam cię.- Powiedział cicho, tak abym tylko ja to usłyszał (chociaż wiedziałem, że Marco, Sebastian i Laura również go usłyszą). Pocałował mnie delikatnie w szyję i ułożył mnie na boku okrywając mnie szczelnie kołdrą. Pochylił sie nade mną i pocałował mnie delikatnie w czoło po czym wstał z łóżka. Spojrzałem na niego zza przymrużonych powiek.- Śpij. I przepraszam. Za dużo wypiłem.
- mmmm.
- Śpij.- Powtórzył i potargał delikatnie moje włosy. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem było to, jak Azazel podchodzi do pozostałych i razem z nimi wychodzi do kuchni. Później nastała ciemność. Błoga i spokojna ciemność. Już dawno nie czułem takiego spokoju, ani nie odczuwałem strachu.
Uśmiechnąłem się delikatnie czując przyjemne ciepło i lekkość w klatce piersiowej.
Zasnąłem.

 *********************************
No i za tydzień żegnamy się już z tym opowiadaniem....
Więc do za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031




2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, dla niego minął rok, a dla jego siostry to była tylko chwila, to Sebastian jest tym wybrankiem tajemiczym... i to on sprawił że trafił do przeszłości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dla niego to minął rok, a dla jego siostry to jednqk była tylko chwilka, i jak się okazuje to Sebastian jest tym tajemiczym wybrankiem... i to właśnie on sprawił że trafił do przeszłości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń