trochę nie mam weny, ochoty ani chęci dodawać teraz rozdział, ale jak obiecałam to dodaje.
Powiem wam pewną ciekawostkę. Najpierw powstał ten OneShot, a później bazując na nim powstało inne moje opowiadanie a Nao i magach, które w trakcie powstawania trochę odbiegło od normy.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zaptaszam do czytania
********************************
Biegłem
ile sił w nogach, które tak na marginesie odmawiały mi posłuszeństwa. Jeżeli
mnie dorwą będzie po mnie. Tego byłem pewien jak niczego innego na świecie. Skręciłem
w wąską uliczkę przewracając się o kubeł na śmieci. Metalowy kosz zabrzęczał
głośno o chodnik. Cholera! Znajdą mnie!
Ruszyłem
pędem przed siebie. Słyszałem jak się zbliżają, są już tuż-tuż. Upadłem od
ciosu w plecy. Zakrztusiłem się ciepłym powietrzem i pospiesznie przekręciłem
się na nie aby widzieć ich przed sobą. Było ich dwóch. Dwóch rosłych osiłków.
Na ich klatkach piersiowych widniał wielki czerwony „X” więc na plecach
znajdowała się tego samego koloru i wielkości literka „I”. Stali wysoko nade
mną ale nie widziałem ich twarzy. Nawet gdybym stał miałbym z tym zadaniem
problem. Byli wyżsi niż ja o jakąś połowę mojego ciała.
-
Już jesteś martwy gówniarzu.- Syknął jeden z nich. To zapewne ten, którego
wcześniej uderzyłem.
-
Jakoś w to wątpię. Przecież jestem żywy.- Za pyskowałem do niego nie wiedząc w
ogóle po co to robię. Poczułem ostry ból, kiedy ten z impetem kopnął mnie w
brzuch.
-
Nie bądź taki hej do przodu.- Warknął. Zaśmiałem się.- Zbadaj mu oczy.- Dodał
do swojego kompana. Zadrżałem. Przełknąłem głośno ślinę. Zacisnąłem mocno
powieki.
Nazywam
się Ikuto. Jestem średniego wzrostu 16-sto latkiem. Głupim dzieciakiem o
jasnoniebieskich oczach i ciemnoniebieskich włosach wiązanych przeze mnie w
kitkę u góry. Urodziłem się w parszywym świecie podzielonym na sektory które
walczyły ze sobą o terytorium. Sektorami rządzili ludzie bezwzględni i
brutalni. A przede mną stali ludzie najgorszego z nich. Sektor w którym
mieszkałem był najgorszy. Jeżeli nie umiałeś walczyć- ginąłeś. Sektor XI to mój
dom. Niektórzy odczytywali to jako 11. Głupcy!
Czyjeś
zimne palce rozwarły mi mocno ściskane przeze mnie powieki po czym na moje
źrenice spadł jasny snop złotego światłą. Coś kilkakrotnie kliknęło.
-
Nie ma go.
-
Jak to go nie ma?!
-
No nie ma go!- Kłócili się między sobą. Uśmiechnąłem się. Mogą szukać. I tak
mnie nie znajdą. W żadnym rejestrze żadnego Sektora. Nagle jeden z nich
zacisnął mi dłoń na gardle. Zakrztusiłem się próbując się uwolnić.
-
Kim jesteś gówniarzu?!
-
Mie-mieszkańcem XI- Wycharczałem. Ścisnął mocniej moje gardło. Przed oczami
zrobiło mi się ciemno.
-
Przestań chrzanić! Nie ma cię w rejestrze!
-
Oil nie wyciągniesz z niego niczego. Po prostu go zabij.- Powiedział jego
kompan. Otworzyłem szeroko oczy kiedy uniósł mnie do góry. Nie dotykałem
stopami ziemi. Płuca bolały domagając się odrobiny dobrodusznego tlenu.
-
Co tu się wyprawia??- Usłyszałem stanowcze pytanie, po którym zostałem
puszczony na ziemię. Opadłem na kolana. Kaszląc głośno łapałem zachłannie
upragnione chusty powietrza. Uniosąc się na kolanach i dłoniach spojrzałem
przed siebie. Łapiąc się za szyję spojrzałem na osobę stojącą przed nami.
Osobę, która mi pomogła, a której widok nie przyprawił mnie prawie o zawał
serca.
Przede
mną stał ON- Ren. Przywódca XI. Ubrany na czarno z podwójnym czerwonym X-em na
piersi. Był trochę niższy niż moi oprawcy ale lepiej zbudowany. Długowsłosy
blondyn. Prawe oko zasłonięte przez długą grzywkę. I tak wiedziałem, że
widnieje na nim szeroka i długa blizna. Oczy koloru moich włosów. Spojrzał na
mnie przelotnie, a po moich plecach przebiegły niebezpieczne ciarki. Nie mogłem
się ruszyć. Jego zimne i bezlitosne spojrzenie zakuło mnie w kajdany. Nie
mogłem uciec!
-
Złapaliśmy kogoś spoza systemu.
-
Ohm.- Wydobył z siebie tylko ten jeden dźwięk patrząc na mnie uważnie.- Nawet o
tym nie myśl.- Dodał kiedy tylko delikatnie przeniosłem ciężar swojego ciała na
nogi aby uciec jak najdalej od nich.- Co was nakłoniło aby go ścigać?
-
Zaatakował nas.
-
I?
-
Powalił mnie, ukradł nam jedzenie, forsę i zwiał.- Powiedział Oil. Ren zaśmiał
się głośno. Zamarłem zaskoczony. Czy ktoś taki jak on może mieć tak ślicznym
perlisty i czysty śmiech?
-
Możecie odejść.
-
Ale…- Oil urwał obdarzony jednym chłodnym spojrzeniem. Po chwili już ich tutaj
nie było.
-
Podejdź.- Rozkazał, ale ja ani drgnąłem. Nie dlatego, że nie chciałem. Po
prostu nie mogłem. W tym człowieku było coś takiego co sprawiało, że
paraliżował się strach i nie mogłem się ruszyć. Jak mała bezbronna myszka
złapana w hipnotyzujące spojrzenie węża. Podszedł do mnie i jednym szarpnięciem
postawił mnie na równe nogi. Cieszę przerwał dźwięk dartego materiału.
Spojrzałem na swoją zniszczoną i tak już bardzo bluzę. Ten chuj ją rozdarł!
Puścił mnie zaskoczony kiedy spojrzałem na niego z furią wymalowaną na twarzy i
oczach.
-
Zobacz co zrobiłeś! Ty… Trepie!
-
Trepie?
-
Tak! Trepie! Do niczego już się nie nadaje!- Krzyknąłem ściągając z siebie bluzę
i ciskając w jego stronę. Stałem teraz przed nim w obcisłej Czernej koszulce na
ramiączkach, ciemnych bojówkach i lekkich znoszonych i brudnych trampkach.
-
Chodź.
-
Co?
-
Chodź.- Powtórzył i ruszył przed siebie. Głupi czy co? Patrzyłem na jego
oddalające się plecy. Zwariował myśląc, że potulnie za nim pójdę. Zrobiłem
pierwszy cichy krok w tył i wpadłem na coś twardego. Uniosłem zaskoczony głowę
do góry. Co to takiego? Otworzyłem szeroko usta i oczy. Jakim cudem?! Przecież
przed chwilą dosłownie pół sekundy temu był 10 metrów przede mną a teraz stał
za mną ze skupionym wyrazem twarzy. Popchnął mnie delikatnie na ścianę
unieruchamiając mi ręce nad moją głową.- Trzeba było iść jak kazałem.
-
Weź się ode mnie odpierdol koleś!
-
Milcz.- Rozkazał i przeciągnął swoim chłodnym palcem po mojej szyi. Zadrżałem.
-
Co ty…?- Urwałem kiedy zasłonił mi usta wolną ręką. Przyglądał mi się dłuższą
chwilę. Po chwili pochylił się nade mną przykładając mi usta do ucha.
-
Jak mówię chodź to chodź. Milcz to milcz. Zaatakowałeś moich ludzi. Musisz za
to zapłacić.- Powiedział. Ugryzłem go w rękę. Odsunął ją zaskoczony i spojrzał
na mnie jakby niczego nie poczuł.
-
Zaatakowałem?? Nie masz pra…- Zakwiliłem kiedy uderzył mnie w twarz. Mimo
swojej siły nie użył jej całej a ja i tak odczułem to dość boleśnie.
-
Zapłacisz mi za kradzież mojego jedzenia i mojej forsy, jak i ruszanie moich
ludzi. Nikt nie ma prawa ruszać tego co moje.
-
Ikuto…- Oboje usłyszeliśmy przerażony głos za jego plecami. Ren odwrócił się
powoli odsłaniając mój usta.
-
Głupia! Uciekaj!- Wydarłem się kiedy dojrzałem małą dziewczynkę o blond włosach
i jasnozielonych oczkach.
-
Kto to?- Zapytała pokazując na Rena.
-
Wynoś się stąd!
-
Co ty robisz Ikuto!- Krzyknęła widząc jak ten przytrzymuje moje ręce. Podbiegła
do nas na swoich krótkich nóżkach. Nie wiem ile w tym mojej siły a ile po
prostu zgody tego człowieka ale udało mi się uwolnić i podbiec do niej.
-
Bierz! Bierz i uciekaj! Ogłoś wszystkim alarm „B”! Słyszysz! Bie…- Zdążyłem
wcisnąć w jej ręce mały pakunek po czym moje usta ponownie zostały zasłonięte
przez jego dłoń. Zaskoczony próbowałem się uwolnić. Przez chwilę się
szarpaliśmy. Ponownie dostałem w twarz kiedy Mała już uciekła.
-
Kim jest ta mała?- Zapytał Ren. Stał przez chwilę w milczeniu kiedy na niego
nie patrzyłem po czym zaśmiał się głośniej.- I wszystko jasne. Zawrzyjmy
układ.- Powiedział chytrze. Spojrzałem na niego kiedy mnie puścił.
-
Jaki?
-
Co tydzień dostaniesz jedzenie i pieniądze dla wszystkich, którym pomagasz.
Nikt ich też nie ruszy. A jeżeli będą potrzebować czegoś innego też to dla nich
dostaniesz. Możesz prosić o co chcesz.
-
Gdzie jest haczyk?
-
Przez jeden dzień będziesz ich bohaterem, a sześć pozostałych MOJĄ zabaweczką.-
Powiedział przyglądając mi się uważnie. Otworzyłem szeroko oczy.
-
Co?
-
To co słyszałeś.- Powiedział i pociągnął mnie do ciemnego zaułku. Szarpałem się
aby odzyskać wolność.
-
Co ty wypra…- Urwałem kiedy przygniótł mi twarz do szorstkiej ściany.
Zobaczyłem jak w ręku trzyma srebrną bransoletę. Wiedziałem, że za chwilę
zmieni kolor na taki jaki on sobie tego zażyczy. Każdy kolor coś oznaczał.
Czarny to służący w domu, zielony ochroniarz, czerwony seks zabaweczka, a
fioletowy worek treningowy. Przyglądałem się bransolecie. Otworzyłem szeroko
oczy przełykając głośno ślinę.
Stała
się…czerwona!
-
NIE!
-
Daję ci ostatnią szansę. Albo moi ludzie zajmą się tobą, tą małą i pozostałymi
albo się zgodzisz.- Syknął mi do ucha. Nie musiał mówić mi tego dwa razy. Niby
dał mi wybór, ale tak naprawdę nie miałem go wcale.
-
Co… co mam robić.- Zapytałem chociaż kolor bransolety już mi odpowiedział na to
pytanie. Może jednak się pomylił? Puścił mnie.
-
Ściągaj spodnie.- Rozkazał. Zamknąłem oczy. Jednak się nie pomylił.- Wiedz, że
nie lubię się powtarzać.- Dodał, ale ja już je rozpiąłem drżącymi dłońmi.
Podszedł do mnie zsuwając je razem z bielizną w dół. Pozostawił je na moich
kostkach. Przyglądał mi się. Stałem obejmując się za ramiona. Odwrócił mnie
tyłem do siebie wsuwając palce do mojego wnętrza. Zacisnąłem się na nich.
Bolało! Poruszał nimi szybko i mocno. Stanowczo za bardzo bolało! Zagryzłem
wargi opierając drżące ręce o ścianę budynku przede mną. Wypiąłem się delikatnie
w jego stronę? Czy tak będzie dobrze? Ugryzł mnie w ucho. Jęknąłem zaskoczony.
Nic nie usłyszałem ani nie poczułem niczego wcześniej. Po chwili moje ciało
przeszył potworny ból. Chciałem krzyczeć, ale powstrzymała mnie jego ręka. Z
bólu, aż ugięły się pode mną kolana, ale rozważnie mnie przytrzymał.
-
Nie krzycz i stój sztywno, bo psujesz mi całą zabawę.- Syknął. Łatwo ci kurwa
mówić! Wyzywałem go w myślach ale posłuchałem. I wtedy zaczęło się piekło.
Bolało!
To tak bolało! Każde jego pchnięcie, najmniejszy chociaż ruch sprawiał mi ból
nie z tej ziemi. Czułem jakby coś mnie rozrywało. Wszystko paliło i szczypało.
Oddychałem coraz szybciej co chwilę wycierając obfite łzy ściekające mi po
policzkach. Po chwili zorientowałem się, że jego ruchy zgrały się z moim
oddechem. A może to mój oddech z jego ruchami?
Dyszał
mi chwilę do ucha po czym doszedł we mnie. Myślałem, że zwymiotuję kiedy
wyczułem ciepło w swoim wnętrzu. Wyszedł ze mnie. Zagryzłem wargi jeszcze
mocniej. Bolało.
-
Ubieraj się.- Padł chłodny rozkaz. Nie musiał mi tego mówić. Jednym, zwinnym
ruchem krzywiąc się z bólu wciągnąłem na siebie bieliznę i spodnie. Odwróciłem
się w jego stronę aby ruszyć za nim kiedy pocałował mnie namiętnie. Jego wargi
miażdżyły moje. Był ode mnie większy i bez wątpienia starszy więc wiedział co
robić. W odruchu chciałem go odepchnąć ale tylko przyciągnąłem go bliżej
siebie. Nigdy wcześniej się nie całowałem (jak i nie parzyłem!) więc nie miałem
tego z czym porównać. Miał bardzo słodkie usta. Odsunął się ode mnie.
-
Rozumiesz co to znaczy?
-
Tak.
-
Godzisz się na to?
-
Jaki mądry.- Warknąłem.
-
Masz.
-
Mhy.- Powiedziałem zakładając na lewym nadgarstku czerwoną bransoletę. Teraz
każdy będzie wiedział czym się zajmowałem. Na bransolecie widniało jego imię.
Imię mojego właściciela.
-
Zapamiętaj jeszcze jedno.
-
Tak?
-
Jesteś MOJĄ zabawką. Jeżeli ktoś cię ruszy, dotknie albo coś oboje giniecie.-
Powiedział. Otworzyłem szeroko usta i oczy.
-
Eeee.
-
Nie lubię się dzielić rzeczami, które do mnie należą.- Powiedział i ruszył
przed siebie. Ale ja jestem człowiekiem. Wzruszyłem ramionami i jak jego cień
ruszyłem za nim.
Sektor
XI to mój dom, a człowiek który nim rządzi jest rozpieszczonym brutalem o
ślicznym śmiechu, który robi ze mnie swoją zabawkę.
Ren-
Przywódca Sektora XI.
Oraz
**********************************
No i jak wam się podobało? Mam nadzieję, że bardzo,
Życzę miłego tygodnia i do następnej niedzieli
Gizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, chce więcej o Renie i Ikuto, bardzo mi się podobało, choć trochę współczuję, ale jednak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały, chciałoby się więcej o Renie i Ikuto (może jakiś shocik z nimi, no albo coś w tym świecie), trochę mu współczuję takiego potraktiwania, ale jednak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały naprawdę fantastyczny (uwielbiam teksty w takim stylu), aż chciałabym coś więcej o Renie i Ikuto (może jakiś shocik z nimi jeszcze jeden lub mini opowiadanie, no albo coś w tym świecie), współczuję takiego potraktowania, ale jednak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza