A teraz zapraszam na ostatnią odsłonę tego opowiadania:)
Mam nadzieję, że wam się spodoba:)
*******************************************
-
A jeszcze jedno.- John odłożył na chwilę łyżkę do miski z płatkami. Sięgnął do
kieszeni spodni wyciągając z nich swój portfel.
-
Co znowu?- Zapytał Luigi przyglądając mu się uważnie. Od samego rana chciał go
o coś zapytać, ale nie wiedział jak zareaguje.- Gardło cię boli?
-
Nie? Co?
-
Normalnie nie chodzisz w arafatkach, a teraz…
-
A to…- Powiedział chłopak i wyciągnął coś z portfela. Spojrzał na chłopaka
siedzącego naprzeciwko niego.- Didier.- Dodał i wyciągnął w jego stronę lewą
rękę. Chłopak spojrzał na niego znad jedzonego jogurtu z kawałkami owoców.
Odwrócił się w jego stronę przepraszając na chwilę Johen’a, z którym przeglądał
jednocześnie jego nową mangę.
-
Tak?
-
Łapka.- Powiedział ciemnowłosy zginając i prostując palce lewej ręki. Didier
wypuścił głośno powietrze z płuc i podał mu swoją dłoń. Nie przejmował się
ciekawskimi spojrzeniami Johen’a, Luigi’ego oraz Colette. John coś pomajstrował
przy jego dłoni po czym puścił ją wolno.- I nie waż się go nigdy więcej
ściągać.- Dodał i wrócił do jedzenia swoich płatków. Didier popatrzył na swoją
dłoń i uśmiechnął się delikatnie. Na jego palcu serdecznym znajdowała się
srebrna obrączka, którą pół roku temu musiał ściągnąć. Przeciągnął palcami po
dziwnych wyżłobieniach znajdujących się prawie na całej powierzchni obrączki.
Pamiętał jak przez kilka godzin wybierał ją razem z John’em. Spojrzał na jego
dłoń. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy i na jego placu dojrzał taką samą
obrączkę.
-
Czy możesz mi powiedzieć…- Zaczęła Colette, ale urwała patrząc na coś nad głową
brata. Ten spojrzał w tamtą stronę i skrzywił się mocno.
- John…- Zaczął cicho. Chłopak spojrzał na
niego z czułością uśmiechając się delikatnie. Chłopaka wskazał głową w stronę
drzwi. John powiódł w tamtym kierunku wzrokiem. Zmarszczył czoło.
-
Za chwilę wrócę. Jak skończysz jeść, a mnie nie będzie idź prosto do pokoju.
-
Ale…
-
Prosto do pokoju.- Powiedział i podszedł do niego. Pocałował go delikatnie w
czoło po czym podszedł do ich Opiekuna Akademickiego, koło którego stali jego
rodzice. Będzie musiał sobie z nimi wiele wyjaśnić, a nie chciał aby Didier
słyszał chociażby i słowo z tego co zamierza powiedzieć rodzicom. Jak nic by go
po tym zabił, a później siebie zżerany przez palący wstyd.
-
Co to było?- Zapytała Colette, kiedy za John’em zamknęły się drzwi prowadzące
do stołówki. Didier spojrzał na nią unosząc lewą brew do góry.
-
Co było? Nie rozumiem.
-
Ta obrączka i ten pocałunek w czółko jak jacyś nowożeńcy.- Zauważyła machając w
zawiły sposób rękoma. Didier dojadł do końca swój jogurt nim udzielił jej
odpowiedzi.
-
Tak jakoś wyszło.
-
Nie brat. Nic tak jakoś nie wychodzi. Musi coś się za tym kryć.- Nie odpuszczała
mu. Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc.
-
Możesz dać mi spokój. Nic mi nie będzie. Nie musisz mi matkować.
-
Chyba zapomniałeś, że…- Urwała kiedy jej brat podniósł się ze swojego miejsca.
Skrzywił się delikatnie.- Gdzie idziesz?
-
Do pokoju. Zjadłem już.
-
Ale…
-
Didier.- Johen przerwał dziewczynie na początku zdania. Uśmiechnął się do niej
delikatnie, kiedy obrzuciła go morderczym spojrzeniem.
-
Tak?- Zapytał niepewnie. Johen uśmiechnął się szeroko zamykając przy tym oczy.
-
Dupa boli?- Zapytał. Didier odchrząknął znacząco i podrapał się po szyi.
-
Idę.- Oznajmił i ruszył w stronę pokoju. Nie zdążył wyjść ze stołówki, a za nim
jak wierne cienie zaczęła podążać reszta pielgrzymi zasiadająca jeszcze chwilę
temu z nim przy jednym stoliku. Wzruszył obojętnie ramionami nie zwracając na
nich uwagi. Przeszedł całą drogę do pokoju i wchodząc do niego nie zamykał
drzwi. I tak wiedział, że pozostali wproszą się sami. Położył się na swoim
łóżku ukrywając twarz w poduszce. Był zmęczony. Spać mu się chciało. On
rozumie… nie. Nie rozumie. Jak ten idiota mógł go budzić dwa razy w nocy i
jeszcze raz nad ranem, bo miał na niego- jak on to mówił- wielką ochotę. Taką,
że aż mu fiuta rozsadza.
Warknął
kiedy ktoś klepnął go mocno w obolałe pośladki. Uniósł delikatnie głowę do góry
ukazując światu tylko swoje oczy. Nad nim pochylał się Johen.
-
njnughiosnnsdk vif d fvho efijb eijv-
Wymamrotał do poduszki. Chłopak zmarszczył czoło.
-
Nie zrozumiałem ani słowa.
-
To że ty jesteś masochistą nie znaczy, że i ja nim jestem. Wara od mojego
tyłka.
-
Boli.
-
A co? Zazdrościsz? Rusz mój tyłek jeszcze raz, a ci walnę.- Warknął i ponownie
ukrył twarz w poduszce.
-
Zmęczony?- Zapytał Luigi. Machnął mu ręką na znak, że bardzo. Usłyszał śmiech
chłopaków i irytujący jęk siostry, ale nie podniósł głowy.
-
Możecie mi wszystko wyjaśnić?- Zapytała Colette siadając na podłodze
naprzeciwko Luigi’ego oraz Johen’a.
-
Chyba możemy. Mieliśmy nic nie mówić, aby nie wystraszyć Didier’a.- Powiedział
Luigi. Johen kiwnął twierdząco głową.- Coś się stało, że John odzyskał pamięć.
Przypomniał sobie wszystko.
-
Wszystko?- Zapytała zaskoczona i spojrzała na nieruchome ciało brata. Teraz w
końcu rozumiała dlaczego wyglądał on tak jakby przebiegło po nim stado słoni.-
Dupa boli?- Zawołała do niego. W zamian otrzymała wgląd na jego środkowy palec.
Zaśmiała się cicho. Didier uniósł na chwilę głowę do góry.
-
Jak odzyskam siły dostaniesz gówniaro jedna.
-
Za co znowu?- Zapytała oburzona dziewczyna. Spojrzał na nią z ukosa.
-
Za gadanie, że John ma mnie w dupie.
-
A o to.- Zaśmiała się.- Ale to nie on miał go tylko ty miałeś…
-
Aaaaa!- Didier ponownie przyłożył twarz do poduszki. Było mu tak fajnie ciepło.
Był zmęczony. Wiedział, że nawet jeżeli zaśnie, to nic w tym pokoju nie zgonie.
Wiele razy przekonał się jak uczciwymi osobami są ci, którzy tutaj teraz z nim
siedzieli. Był już na granicy światów pędząc ku objęciom Morfeusza, kiedy przez
całe jego ciało przebiegł prąd. Wygiął się do tyłu. Jego tyłek pulsował żywym
ogniem. Zerwał się na równe nogi wyskakując z rękoma na tego drania.- Johen
mówiłem ci, że masz nie ruszać teraz mojej dupy, bo…- Urwał widząc, kto go
trzyma za przeguby rąk. John uśmiechał się delikatnie unosząc lewą brew do
góry. Rozejrzał się po pokoju. Byli tylko oni. Spojrzał na zegarek. Zasnął?
Zasnął! Spał prawie godzinę. A myślał, że minęło z pięć minut.
-
Czego Johen ma nie ruszać?
-
Mojej… mojego tyłka.
-
Kiedy?
-
Teraz?- Powiedział próbując się uwolnić. John pociągnął mocniej za jego ręce,
tak, że ten zatrzymał się w jego ramionach. Położył mu dłonie na pośladkach.
Didier chcąc nie chcąc musiał oprzeć się na jego torsie, co bardzo spodobało
się niebieskowłosemu.
-
Chyba chciałeś powiedzieć, że nigdy.
-
Ty też jej nie dotykaj.
-
Słucham?- Zaskoczenie słyszane w głosie John’a rozśmieszyło Didier’a.
-
Teraz jej nie dotykaj.
-
Booooo…?
-
Bo mnie boli! Daj ja ci coś w twoją wsadzę i zobaczymy ja… mmmmmmmmmmm….-
Jęknął w jego usta kiedy ten bez zbędnych ceregieli pocałował go namiętnie
wdzierając się językiem do jego ust. Całował go namiętnie, drażniąc językiem
jego podniebienie. Didier musiał wspiąć się na palcach, aby móc chociaż na
chwilę dłużej przedłużyć pocałunek. Jęknął w proteście, kiedy ten został
przerwany z głośnym cmoknięciem. Usta go piekły.
-
Aż tak boli?- Zapytał odrywając się od jego ust. Oparł czoło o jego czoło.
Przyglądał mu się dokładnie.
-
Chcesz zobaczyć jak to jest?
-
Mówiłem ci wiele razy, że jeżeli chcesz to…
-
Nie chcę.- Przerwał mu i wtulił się w jego ramiona.- Tak mi jest dobrze.
Ale naprawdę. Proszę, nie ruszaj go
przez kilka dni.
-
Jeżeli prosisz.- Powiedział John wtulając się w jego włosy.
-
John?
-
Hmmm?
-
Czego chcieli twoi… rodzice?
-
Za dużo nie powiedzieli. Nie dałem im dojść do słowa. A się ojciec wkurwił jak
się dowiedział, że już nie biorę leków.
-
A ona?
-
Matka błagała, abym zmądrzał. Ale wtedy Opiekun powiedział mi coś co sprawiło,
że zerwałem z tymi ludźmi całkowicie kontakt. Już nigdy nie chcę z nimi mieć
niczego do czynienia.
-
Co takiego powiedział…- Urwał kiedy John odsunął go od siebie delikatnie.
Pogłaskał jego lewy policzek zakreślając kciukiem jego skroń oraz okolice oka.
-
Gdyby nie myśl, że tutaj siedzisz zabiłbym go.
-
Co?- Pisnął zaskoczony.
-
Jak śmiał cię uderzyć?!- Warknął. Didier drgnął i nakrywając jego dłoń swoją
wtulił w nią twarz. Musi zapomnieć o napadzie złości John’a, kiedy ten jeszcze
niczego nie pamiętał. Przecież nie może bać się chłopaka, do którego wzdychał
co noc, a kiedy ten spał snem kamiennym masturbował się w łóżku przyglądając
się dokładnie jego twarzy. Kochał go. Nie bał się go. A jeżeli John jeszcze raz
go skrzywdzi zrobi mu Bolesne Miętolenie Worów. Chociaż nie chciał uszkadzać mu
tej części ciała. No ale cóż. Czego się nie robi aby odpłacić komuś pięknym za
nadobne.
-
Nie przejmuj się tym.
-
Jak mam się tym nie przejmować…
-
On już mnie nie ruszy. Moi rodzice byli tutaj tydzień temu i rozmawiali z
twoimi. Z tego co wiem nie byli zadowoleni z powodu ich wizyty.
-
I tak im tego nie wybaczę.- Powiedział i wtulił się ponownie w jego drobne
ciało. Zaciągnął się mocno jego zapachem upajając się nim powoli.- Eh… nawet
nie wiesz jak zazdroszczę ci twoich rodziców.- Dodał po chwili milczenia. Nie
kłamał. Naprawdę mu ich zazdrościł. Chociaż dla wielu rodzicie Didiera to
kompletni dziwacy, którzy powinni się leczyć on osobiście ich podziwiał,
szanował i lubił.
-Taaa….
Nie ma to jak dwie mamy i dwoje ojczulków i to nie żyjących w związkach
mieszanych żeby było zabawniej.- Didier zaśmiał się cicho.
- Ej no nie śmiej się.- Powiedział do niego
oburzony chłopak i usiadł z nim na jego łóżku.- Na serio masz lepiej pod
wieloma względami.
-
No tutaj muszę przyznać, chociaż nadal nie mogę ogarnąć dlaczego cię to nie
brzydzi. Wielu ludzi spaliłoby moją rodzinę na stosie gdyby mogli.
-
Przecież twoja rodzina jest zajebista.
-
Tak tylko mówisz.
-
Bo się na siebie porządnie pogniewamy. Skoro mówię, że twoja rodzina jest
zajebista to taka jest.
-
A ja? Jestem zajebisty?- Zapytał zaczepnie unosząc głowę znad jego ramienia.
Spojrzał mu dokładnie w oczy.
-
Najzajebistrzym facetem na świecie i za to właśnie cię Kocham.- Powiedział John
uśmiechając się szeroko. Serce Didiera zabiło szybciej. Już dawno nie słyszał
od niego tych dwóch słów.
-
Chcę z tobą tworzyć mój album wspomnień. Tylko z tobą.- Powiedział łapiąc jego
twarz w swoje dłonie. Miał nadzieje, że chłopak zrozumie przesłanie płynące w
jego słowach. Chciał do niego wrócić. Pragnął tego jak powietrza, ale nie
wiedział jak zapytać. Wszak za pierwszym razem o chodzenie zapytał John. Nie
on. Ale powiedział mniej więcej ten sam tekst.
-
Nie widzę innego rozwiązania.
-
Kocham cię, Mon Fou.- Powiedział Didier po czym złożył na jego ustach delikatny
pocałunek.
Który
bez chwili wahania został odwzajemniony.
Obaj
wiedzieli, że przed nimi długie i wspólne życie. Nie zawsze usiane różami. Za
pewnie spotka ich w nim pełno wzlotów i upadków, ale jakoś uda im się zapełnić
ich wspólny Album Wspomnień.
KoniecJ
********************************
No i na to koniec.
Statystyki tego opowiadania przedstawiały się w następujący sposób:
Storon:
81
Wyrazów:
32608
Czas
pisania: od września 2015 do maja 2016.
Hej,
OdpowiedzUsuńcudnie, nic dodać nic ująć, wspaniałe szczęśliwe zakończenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniałe i szczęśliwe zakończenie...
opowiadanie było niesamowite...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńco tu można powiedzieć oprócz tego, że wspaniałe i szczęśliwe zakończenie, a ja takie uwielbia... jakoś mi smutno, że żegnamy się z tymi postaciami, ale przede mną jeszcze tyle innych historii...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza