Hejka. Zapraszam na króciutkie opowiadanie, które mam nadzieję, że wam się spodoba:)
***************************
Masując
obolałe skronie starałem się za bardzo nie denerwować. W końcu młodość nie trwa
wiecznie i nie ma co się denerwować takimi błahostkami jakie towarzyszą mi od
kiedy skończyłem dziesięć lat i nadal nie odnalazłem swojego „Ploíarcho”-
prościej mówiąc Pana. No to naprawdę nie moja wina, że miałem już dwadzieścia
sześć lat i nadal byłem „Ypiréti” (Sługą), który nie nosił znaku nadawanego
przez swojego właściciela.
No przepraszam. Nie ważne ile bym
szukał i gdzie nie mogłem go znaleźć. W szkole podstawowej i w gimnazjum
jeździłem na każdą wycieczkę szkolną (co było dla mnie bardzo uciążliwe) aby
tylko go znaleźć. Wakacje spędzałem w różnych krajach z nadzieją, że może tym
razem mi się uda. W liceum zamieszkałem sam więc szukałem go w miarę blisko
domu, odwiedzając różne kluby ale nadal go nie znalazłem. Studia zacząłem
dzięki pomocy matki, która niby nadal mnie kochała, ale nie pozwalała mi wrócić
do domu. Od tak. Zerwała ze mną kontakt najbardziej jak mogła.
I teraz znowu to samo. Jakiej szkoły
bym nie zaczynał, gdzie bym nie poszedł każdy się pytał gdzie znajduję się mój
Ploiarcho. A skąd ja to miałem wiedzieć?! Sam oddałbym wszystko co posiadam aby
się dowiedzieć gdzie on jest? Co robi? Z kim jest? Jeżeli mogę wierzyć na słowo
książką, które czytałem nadal musiał być wolny. Nie mógł się związać z nikim
innym jak tylko ze mną. Ale to nie przeszkadzało w spaniu z kimś innym dopóki
nie naniesie znaku na tego drugiego.
Wypuściłem głośno powietrze i
zebrałem się w sobie aby odpowiedzieć na zadawane już nie wiem ile razy
pytanie.
- Nie odnalazłem go jeszcze.-
Starałem się aby mój głos brzmiał normalnie, ale nie mogłem pozbyć się nuty
goryczy jaka zabrzmiała, kiedy tylko otworzyłem usta. Ktoś kto nie jest Ypiréti
nie zrozumie mojego bólu i tęsknoty. Mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie
skrzywił się- i to wcale
nie- delikatnie.
nie- delikatnie.
- Za bardzo emanuje Pan swoją aurą
co może być problemem.
- Myśli pan, że jeżeli dałem sobie
radę przez dwadzieścia sześć lat to nie dam sobie przez dziesięć miesięcy.
- To jest placówka edukacyjna. Chyba
pan nie wie co potrafią zrobić dzieciaki, w których zaczynają buzować hormony…
- Oj wiem. I to bardzo dobrze.-
Odparłem w miare chłodno zaciskając delikatnie palce na swoich udach. Wiedziałem
co to znaczy zgraja napalonych gówniarzy i wiedziałem jak sobie z nimi radzić.-
Jest jedna prosta zasada, której każdy musi przestrzegać a ja mam prawo ją
wykorzystać.
- Jaka?
- Nikt poza moim Panem nie ma prawa
mnie ruszyć. Jeżeli ktoś spróbuje mam prawo połamać mu ręce, nogi albo i kark.
Więc proszę się nie martwić. Mam doświadczenie z nieznośną młodzieżą.-
Powiedziałem obojętnie. Poczekałem chwilę aż zamknie szeroko otwartą buzię i
trochę się ogarnie.
- Pan chyba nie sugeruję…?
- Ależ owszem.
- Eh… tylko list polecający przez
doktora Abigaell daje panu możliwość dostania tej pracy, a pan sugeruje, że
jeżeli ktoś pana ruszy to…
- Miał pan kiedyś styczność z
wściekłym Ploiarcho?
- Nie.
- A ja miałem. Nie był to atak
wymierzony w moim kierunku, tylko znajomej na studiach, która rozmawiała z
chłopakiem z roku wyżej. Dziewczyna już nigdy nie będzie widzieć na lewe oko, a
chłopak do dzisiaj nie wybudził się ze śpiączki. Państwo nie ukarało Ploiarcho,
bo takie ustaliliście prawo. Więc proszę mi wybaczyć, że łamiąc komuś ręce i
nogi ratuję życie i jemu i mnie. Nie miałem przyjemności poznać swojego Pana,
więc nie wiem jaką jest osobą. A nie chciałbym go spotkać przez przypadek w
jakimś ciemnym zaułku, a on wyczuje na mnie cudzy zapach.
- Dobrze pan myśli.
- To wy, ludzie, nie myślicie wcale.
My po prostu…
- Dyrektorze.- Do środka zajrzała
młoda sekretarka. Otaksowała mnie szybko swoim czujnym spojrzeniem po czym
spojrzała na dyrektora, który poprawił się wygodnie w skórzanym fotelu.- Abi
znowu jest w punkcie medycznym.
- Dlaczego znowu?- Zapytał lekko
podenerwowany mężczyzna.
- Kalos go dorwał. Tim zdołał uciec
i przybiegł do pokoju nauczycielskiego prosić o pomoc. Ale wie dyrektor jaki
jest Kalos.
- Eh. Wiem. Znowu będzie trzeba
wezwać rodziców całej trójki. Może w końcu któraś z rzędu rozmowa sprawi, że
ten niesforny dzieciak zacznie myśleć.
- To mu nie grozi.- Mruknęła cicho
pod nosem.- Pójdę zobaczyć jak się ma nasz mały Abi.
- Nie mówi pani na niego mały.-
Odparł dyrektor i sięgnął po moją umowę po czym bez słowa podpisał ją i
uśmiechnął się wrednie.- Od dzisiaj będzie pan wychowawcą klasy 3F. Jeżeli
dotrwa pan do końca roku dam panu umowę na stałe. Oczywiście jeżeli będzie pan
chciał. No i… o ile pan przeżyje do tego czasu.
- Więc mówi pan, że dostanę pod
opiekę wspomnianego wcześniej Kalos’a?
- Już się pan zorientował.
- Jak już wspomniałem. Wy ludzie nie
myślicie.- Powiedziałem i wyszedłem za nim z jego gabinetu po czym wyprostowany
jak struna ruszyłem w stronę pokoju nauczycielskiego. Czułem na sobie
spojrzenia mijanych przeze mnie dzieciaków jak i niektórych nauczycieli.
Wiedziałem jak na mnie patrzą i co te spojrzenia oznaczają, ale nie miałem
zamiaru obdarzać ich żadnym najmniejszym chociażby spojrzeniem. Wiedziałem, że
kiedy się na takich spojrzysz oni od razu biorą to jaką przyzwolenie na
robienie czego tylko zapragną. Ignorowanie to pierwszy krok do sukcesu.
Wytrzymam. Będę jeździł na różne wycieczki i w końcu go odnajdę. Zostały mi
cztery lata na jego odnalezienie. Jeżeli mi się to nie uda…
Pokręciłem przecząco głową i
wszedłem do dużego pomieszczenia wypełnionego masą biurek jak i ludzi, którzy
tak jak ja postanowili pomęczyć się trochę z gówniarzami i zobaczyć co z tego
wyniknie. Kilka osób spojrzało na mnie zaciekawieni obrotu spraw, ale nie
podeszli do nas. Stali w odpowiedniej odległości. I tak było dobrze.
- Od dzisiaj pan…
-…Echthra…
-…Echthra będzie miał przyjemność
pracować w naszej placówce. Przez miesiąc popracuje razem z panem Myamoto, a
kiedy ten odejdzie na emeryturę zajmie jego miejsce jako wychowawca klasy 3F.
- Dyrektorze to chyba trochę…
- Przecież tam jest…
- Ten Ypiréti wygląda ewidentnie
jak…
- On rozniesie i szkołę i go…
- Przecież…
- CISZA!- Dyrektor jednym słowem
zaprowadził porządek w pomieszczeniu.- Tak postanowiłem i tak będzie. I dobra
rada dla tych, którzy są skuszeni na naszego nowego nauczyciela. Nie radzę.
Połamie wam ręce i nogi. A po tym co mi powiedział w gabinecie poprę go w tej
decyzji.
- Słucham?- Zapytała zaskoczona
młoda kobieta. Spojrzałem na nią. Wyglądała normalnie. Beż żadnej poświaty.
Uśmiechnąłem się do niej. Była z tych samych co ja, tylko w przeciwieństwie do
mnie miała już swojego Pana, albo Panią.
- Jeżeli będzie chciał to wam to
wyjaśni. A teraz proszę wybaczyć… muszę pójść na rozmowę dyscyplinarną z
Kalos’em. Ten dzieciak kiedyś mnie do grobu wpakuje.
- Nie jest dyrektor gejem więc
będzie pan żył.- Zauważyła ta sama kobieta, która odezwała się chwilę
wcześniej. Homofob. W mojej klasie. To może być dość ciekawe doświadczenie
zważywszy na to kim ja byłem. I ludzie o tym wiedzieli. Nie musiałem o tym
mówić. Starczyło, że na mnie spojrzeli, a moja aura ewidentnie wskazywała na
to, że jestem kim jestem. Dwudziesto-sześcio letni Ypiréti, bez pana,
prawiczek, gej. Już chyba bardziej nie mogłem mieć przejebanego życia. Przecież
nie ważne czego ja chciałem. Taki się urodziłem i tak się prezentowałem. Nie
było ważne to, że miałem prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, szerokie
barki, zarost jak na faceta przystało. Moja aura zdradzała mnie gdzie bym nie
poszedł i jakbym się nie ubrał. Czy byłem ubrany w umorusane od smaru ciuchy
czy w czysty i idealnie skrojony garnitur efekt zawsze był ten sam. Musiałem złamać
kilka rąk i nóg w moim środowisku aby w obieg poszła informacja, że jestem
gejem, którego nikt nie mógł ruszyć bo wtedy mi odbijało.
Ale jak już powiedziałem.
Ludzie nie myśleli. Fakt. Dbałem o
swoje bezpieczeństwo i w jakimś sensie o ich, ale jednocześnie zależało mi na
tym aby należeć tylko i wyłącznie do mojego Ploiarcho. I do nikogo więcej. Czy
naprawdę tak ciężko było to zrozumieć? Czy ja wymagałem za wiele? Trochę ciszy,
spokoju i szczęścia. No i przede wszystkim chciałbym w końcu go odnaleźć.
Wierzyłem, że to mężczyzna. Los by mnie tak nie pokrzywdził dając mi kobietę. W
końcu sam byłem w stanie dojrzeć swoją aurę, a co za tym idzie byłem stu
procentowym gejem.
- Chodź Młody.- Powiedział mi nawet
nie tak stary człowiek. Myślałem, że na emerytury odchodzą ludzie, którzy
powinni na nie odejść, a nie…- Hihihihihi. Wiem o czym myślisz. Jestem poważnie
chory. Dlatego odchodzę ze szkoły. A że nie ma szans abym jeszcze kiedyś był w
stanie pracować to przyznano mi już to świadczenie.
- O. A. Mhy.- Co miałem mu
odpowiedzieć?
- Zabawny z ciebie dzieciak. Mam
nadzieję, że i za rok taki będziesz.
- Tego nie mogę obiecać ponieważ nie
wiem co mnie spotka po drodze.
- Młody. Mądry. Doświadczony przez
życie.
- Doświadczony.- Powtórzyłem po nim.
Z tym musiałem się zgodzić. W porównaniu do moich „znajomych” ze szkoły
musiałem dorosnąć trzy lata szybciej. Niektórzy do dzisiaj siedzą z rodzicami,
nie pracują i zatrzymali się rozwojowo na poziomie podstawówki. Ja nie miałem
tego przywileju. Chodząc do szkoły średniej zasuwałem w trzech różnych pracach
aby jakoś wyżyć. Później na studiach załapałem się do dwóch prac. Studia
opłaciła mi matka, ale miałem zamiar oddać jej wszystkie te pieniądze. Nie
chciałem niczego od tej kobiety, która wywaliła mnie z domu po tym jak mój
ojczym próbował mnie przelecieć na kanapie i ona oraz jej najlepsze psiapsiółki
to zobaczyły. Oczywiście nie była to jego wina tylko moja. Bo gdybym lepiej
szukał nosiłbym już znak mego Pana i nikt nie próbowałby się do mnie dobrać.
Spakowałem się wtedy i zamieszkałem w pokoju klubowym na czas wakacji. Później
wynająłem małą kawalerkę w której w pokoju znajdowała się również kuchnia, a w
łazience był tylko zlew i toaleta. Za wannę służyła mi duża metalowa miska,
która przy okazji była również moją pralką. Na studiach mój byt trochę się
poprawił. Wtedy matka odesłała mi resztę moich rzeczy i powiedziała żebym nigdy
nie wracał do rodzinnego domu. Spełniłem jej prośbę wynosząc się nawet z tego
cuchnącego miasta. Na drugi koniec kraju. Im dalej od tamtych ludzi tym lepiej.
Uciekanie przez całe gimnazjum i liceum oraz połowę studiów nauczyło mnie
walczyć i żyć w tym chorym świecie, w którym przyszło mi się urodzić.
Świat, w którym nikt nie potrafił
powiedzieć od czego to wszystko się zaczęło. Po prostu tak z nikąd. Jakby
istniało od wieków, ale ludzie dopiero pięćdziesiąt lat temu nauczyli się to
dostrzegać. Aurę ludzi. I wtedy okazało się, że są jeszcze Ploiarcho oraz Ypiréti.
Wszyscy rozpoznawalni już w pierwszych chwilach po narodzinach. Ci ostatni
mieli najbardziej przerąbane. Ich aura działała dość pociągająco na wszystkich
dookoła. Nie panowali nad tym. Żeby przystopować tą aurę Ypiréti musi się
związać z Ploiarcho. Nie każdy Ploiarcho pasuję do Ypiréti. Każdy ma swojego.
Nie mogli mieszkać się z kimś innym. Przeważnie znajdowali się w przeciągu
pięciu, sześciu lat. Dorastali razem, żyli koło siebie aż w końcu związywali
się ze sobą. Oczywiście były takie beznadziejne przypadki jak moje, kiedy to
mimo wieloletnich poszukiwań nie znajdujesz tego czego pragniesz. Były takie
trzy przypadki. Po trzydziestce ludzie tacy umierali. Nie. Nie umierali.
Znikali.
I ja tak skończę. Wcześniej z każdym
mijanym rokiem, później z każdym miesiącem, tygodniem, dniem aż w końcu z każdą
mijaną osobą traciłem nadzieję.
- Budzimy się panie Echthra. Za
chwilę wejdzie pan do szkolnego piekła. Tutaj wiecznie musi być pan czujny.
- Będę. Jak zawsze.
- Tak jak przed chwilą?- Zapytał i
zaśmiał się cicho. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Myślałem jaki by tutaj dzisiaj
klub odwiedzić po pracy.
- Nadal szukasz?- Padło pytanie.
Drgnąłem po czym twierdząco kiwnąłem głową. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Nadal.
- W końcu ci się uda.
- Nie wiem. Może los jest na tyle
przewrotny i ta osoba dopiero co ma się narodzić. Było by dwadzieścia sześć lat
różnicy. Albo i więcej. Uchodziłbym za pedofila.
- Was obowiązuje inne prawo.-
Przypomniał mi. Wiedziałem. Znałem je całe na pamięć. I nasze i ludzkie. W
końcu w jakimś sensie byłem człowiekiem. Otworzył delikatnie drzwi i wszedł do
środka. Ja podarzyłem za nim. Kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi po klasie
rozniósł się głośny gwizd. Zignorowałem go do czasu.
- No co my tu mamy…- Usłyszałem
czyjś głos za sobą po czym ręka tej osoby zatrzymała się na moim biodrze.
Złapałem ją gwałtownie zaciskając palce na nadgarstku. Drugą rękę zacisnąłem na
łokciu młodego, rudowłosego chłopaka z kolczykiem w nosie. Szarpnąłem nim w dół
uderzając jego ramieniem w kant pobliskiej ławki. W pierwszej chwili usłyszałem
chrzęst łamanej kości, a później jego przeraźliwy krzyk. Rzuciłem go na podłogę
po czym podszedłem do oniemiałego nauczyciela. W klasie panowała cisza. Każdy
mierzył mnie dokładnie swoim czujnym spojrzeniem. Spojrzałem na nich chłodno.
Ale się nie odezwałem. Dałem tą przyjemność ich prawowitemu jak jeszcze
wychowawcy.
- No… jakby to powiedzieć… to jest…
Pan Echthra. Wasz przyszły wychowawca. Więc mam nadzieję, że…- Urwał kiedy
rudowłosy podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie nienawistnie. Najpierw chcą
mnie bzykać później zabijać. Kto zrozumie ludzi? Odwróciłem w jego kierunku
swoją twarz.
- Nie obchodzi mnie kto to będzie i
z jakiego powodu to zrobi, jeżeli ktoś mnie dotknie, albo zbliży się do mnie
bardziej niż na wyciągnięcie ramienia połamie mu obie ręce i nogi. Więc kolega
powinien się cieszyć, że zadowoliłem się jedną ręką, a nie dwiema. Następnym
razem nie będę aż tak miły. Moje ciało więc trzymajcie łapy przy sobie.-
Powiedziałem dość chłodno patrząc na niego z pogardą. Normalnie tacy jak ja nie
potrafili tak patrzeć. Ich spojrzenia przeważnie były bardzo delikatne i ufne.
Sami byli dość delikatni i nieśmiali. Tyle, że przeważnie takich jak ja ma kto
chronić. Takim zadaniem zajmują się Ploiarcho. Bronią i dbają o tych, którzy do
nich należą. Ja nie miałem tego przywileju. Sam musiałem o siebie zadbać i się
bronić. Rozejrzałem się pobieżnie po klasie po czym przyozdobiłem swoją twarz
najpiękniejszym uśmiechem na jaki było
mnie stać.- Nazywam się Echthra. Od dzisiaj będę was uczył języka angielskiego.
Mam nadzieję, że będziemy dobrze współpracować i miło spędzimy razem ten czas.
- Oj! Rudy. A ty co?- Zagrzmiał ktoś
od strony drzwi.
- Kalos…- Zaczął nauczyciel z którym
tutaj przyszedłem. Odwróciłem się w stronę szkolnego homofoba, którego zdołałem
poznać przez opowieści snute przez innych nauczycieli. Ciekawe z kim będę
prowadził najbardziej zażarty bój w mojej kadencji szkolnej?
*****************************
I jak wams się spodobał pierwszy rozdział moich wypocin??Zapraszam za tydzień i pozdrawiamGizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba, czyżby jego panem miał być Kalios...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo mi się spodobało, czyżby jego panem miał być właśnie Kalios...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga