niedziela, 4 czerwca 2017

11„Każdy ma jakieś uzależnienia.”11

Hejka.
No już po woli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania. Aż czuje taki malutki, maciupenki żal....
*******************
Przede wszystkim oddychać. Musiałem pamiętać  o najważniejszym.
Oddychanie.
Spokojne.
Relaksujące. 
Głębokie oddechy, które poczuje nawet na końcówkach włosów. Kiedy w końcu udało mi się oddychać tak jak tego chciałem- albo chociaż ocierać się delikatnie o taki typ oddechu jaki chciałem- kolejnym punktem który musiałem w tej chwili poruszyć było zachowanie spokoju.
Tak. Jeżeli będę spokojny, nie będę wykonywał gwałtownych ruchów ani nie będę się szarpał to będzie dobrze. W sumie i tak nie będzie dobrze, ale na pewno będzie lepiej niż by było gdybym jednak nie zachował upragnionego przeze mnie spokoju.
No i najważniejsze. Cierpliwość. Coś czego mi zawsze brakowało. Od kiedy sięgam pamięcią zawsze działałem impulsywnie nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów oraz słów- no ale proszę kto śmiertelnie chory by się przejmował tym co robi i co mówi skoro nie wie, kiedy na dobrą sprawę kopnie w kalendarz- więc nie miałem zamiaru tym razem pozwolić pójść się jebać mojej cierpliwości. Niech chociaż ona zostanie ze mną nietknięta przez tego zboczeńca niewyżytego.
Ja mogę być jebany, ale moją cierpliwość, która dopiero przy nim nauczyła się raczkować, proszę zostawić w spokoju.
Z mojego gardła wyrwał się głośny jęk bólu, kiedy jego palce wbijające się w mój kark boleśnie wgniotły mi pół twarzy w ścianę, o którą się opierałem, a on zagłębił się w moim wnętrzu jeszcze mocniej. Przeciągnąłem paznokciami po szorstkiej frakturze ściany próbując się uspokoić.
Poczułem jego zęby wbijające się w moje ramię. Zakwiliłem cicho. Dzisiaj wcale mi się ten sex nie podobał. Był bolesny, nieprzyjemny i brutalny. No i jakby mu było mało musiał mnie ugryźć.
Wciągnąłem głośno powietrze przez zaciśnięte zęby, kiedy wbił się we mnie aż do samej nasady odchylając moją głowę do tyłu. Nogi mi zadrżały kiedy poczułem jak coś ciepłego zalewa mnie od wewnątrz. Oddychałem ciężko wsłuchując się w jego oddech.
On doszedł.
Ja nie.
Wysunął się ze mnie powoli obejmując mnie jedną ręką w pasie. Bez słowa pomógł mi dojść do łóżka, na którym położyłem się na brzuchu i odwróciłem głowę w drugi bok, aby na niego nie patrzeć. Nie chciałem dzisiaj oglądać jego twarzy. Im szybciej pozwoli mi stąd pójść tym lepiej. Tylko nie wiedziałem co mu się w tej jego wampirzej łepetynie ubzdurało, więc póki mi nie powie nie mogłem się ruszać z jego komnat. Widziałem przed sobą delikatnie odsłonięte okno, którego nie zasłaniała niechlujnie zasunięta przez niego kotara. Drzwi znajdowały się za moimi plecami. Tak samo jak on. Czułem na sobie jego spojrzenie.
Dlaczego musiałem pokochać kogoś takiego jak on? Nie mogłem odnaleźć na to pytanie odpowiedzi. Przecież jest tyle ludzi i potworów na świecie, a ja musiałem się zakochać właśnie
w kimś takim jak on. Zacisnąłem mocniej zęby na dolnej wardze starając się stłumić cichy szloch. Drugi raz w życiu mnie tak potraktował. Jak zwykłą, brudną szmatę. Mimo, że uprawiałem z nim seks wiele razy dopiero drugi raz poczułem się jak typowe naczynie na jego spermę oraz worek z krwią.
W pozostałych przypadkach okazywał wiele uczuć i delikatności, nawet jak na niego było tego bardzo dużo. Ale dzisiaj… przeszedł samego siebie. Ciekawe jak bardzo by to bolało gdybym się wcześniej
w łazience nie przyszykował.
Taaa….
W trakcie kąpieli strzeliłem sobie szybką palcówkę- podejrzewam, że Marco o tym wiedział
i wszystko słyszał chociaż starałem się być cicho- i bardzo dobrze się nawilżyłem ponieważ
w podświadomości przeczuwałem co się ze mną stanie jak tylko przekroczę próg jego komnaty.
- Ezra.- Odezwał się cicho za mną. Drgnąłem, ale na niego nie spojrzałem.
- Hmmm?
- Odpocznij jeszcze trochę i…
- Mhy.- Przerwałem mu z wielką gulą w gardle. Podejrzewałem czego mógł chcieć, ale miałem cichą nadzieję, że jednak się mylę i wcale, a to wcale nie przeleci mnie już dzisiejszego dnia.
- A i jeszcze jedno.- Powiedział Azazel. Wciągnąłem głośniej powietrze przez nos. Czego on jeszcze chce? Skoro Wielki, pierdolony (wiem, że to prędzej ja taki jestem, ale mniejsza o większość) Łaskawca dał mi chwilę czasu na odpoczynek przed następną rundą to dlaczego mi go zabiera i ględzi do mnie trzy po trzy?
- Tak?- Zapytałem cicho. Wiedziałem, że jeżeli odezwę się głośniej to głos mi się załamie.
A tego nie chciałem. Nie przy nim. W końcu i tak by się tym nie przejął, albo by powiedział, że mam przestać wyć i mam rozkładać nogi aby ten bez problemu mógł mnie posuwać tak szybko i tak mocno jak sobie tego zażyczy. 
- Od dzisiaj masz zakaz chodzenia samemu do Sebastiana. Jak coś od niego chcesz mówisz mi
o tym, a ja...- Urwał, kiedy usiadłem gwałtownie na łóżku i sycząc z bólu spojrzałem w jego stronę. Nie interesowało mnie to, że widzi moją zalaną łzami twarz! 
- CO?!- Krzyknąłem piskliwym głosikiem. Przyglądał mi się przez chwilę oniemiały po czym zmarszczył brwi i pochylił się delikatnie w moją stronę. Cofnąłem się odruchowo chociaż teraz tego nie chciałem. Nie miałem zamiaru pokazywać mu jaki to ja jestem nieszczęśliwy i w ogóle.
- Chcesz odwiedzić Sebastiana zabierasz mnie ze sobą do jego wierzy.- Powiedział. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści.
- Co ci znowu odpierdoliło?- Zapytałem przez zaciśnięte zęby. Zmarszczył czoło. 
- Nie podoba mi się twoje słownictwo.- Zauważył przyglądając mi się uważnie. Spojrzałem hardo w jego oczy.
- Mam to głęboko w dupie.- Warknąłem. Złapał mnie boleśnie za rękę przybliżając swoją twarz do mojej. Obnażył niebezpiecznie zęby. 
- Jak chcesz, to za chwilę możesz mieć coś innego dość głęboko w dupie.- Zauważył. Moja warga ostrzegawczo podążyła do góry. Ostatnio zauważyłem, że kiedy czuje się zagrożony dorobiłem się takiego tiku nerwowego. Moja warga podążała do góry. Prychnął na mnie kpiąco i popchnął mnie ponownie na poduszki. Przez całe moje plecy przeszedł ostry ból. Syknąłem głośno.
- Ktoś taki jak ty, kto nie potrafi zapanować nad tym co trzyma w swoich gaciach nie będzie mi mówił co mam robić, a co nie. Jak będę chciał to będę się spotykał z kim chce, gdzie chce i jak chce. I nie będę potrzebował ani twojej zgody, ani twojej osoby na tym spotkaniu!- Wydarłem się na niego leżąc na poduszkach, w które po chwili sam sie mocniej wbiłem kiedy ten pochylił się nade mną, a w moja stronę zerkały wściekle czerwone oczy. Azazel obnażał długie zęby.
Nigdy wcześniej nie pokazał ich aż takich długich. Przełknąłem głośno ślinę...



^^~^^


Zamknąłem za sobą cicho drzwi. Miałem nadzieję, że nie obudzę Marco. Podszedłem cicho pod drzwi od łazienki. Zerknąłem przez ramie na śpiącego chłopaka. Jego cienka kołdra zsunęła się delikatnie na jego wystające biodra. Mój wzrok wbrew mojej woli podążył na jego ramie, na którym widniała wielka blizna szarpana, która była wynikiem ataku psa, ale z tego co się zdążyłem ostatnio dowiedzieć to nie był żaden pies tylko... no dobra. Może był to pies, ale nie taki jak każdy normalny człowiek sobie wyobrażał.
Ciekawe jak to się stało? Musiałbym zapytać Marco ale wątpię aby mi powiedział. W końcu okazało się, że to wierny piesek naszego Pana Ziemskiego, a nie jak myślałem mój przyjaciel. Pewnie zaczął sie ze mną zadawać, bo on mu tak kazał czy jakoś tak.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Nawet nie chciałem o tym wszystkim myśleć. To było dla mnie jak wielki ból w dupie, który tak na marginesie właśnie odczuwałem. Wszedłem cicho do łazienki i stanąłem jak wryty. Wanna była zapełniona do połowy jeszcze parującą wodą. Na szafce niedaleko zlewu leżało pełno jakiś mazideł oraz bandaże i plastry. Zamknąłem za sobą cicho drzwi
i na chwiejnych nogach podszedłem do lusterka. Spojrzałem na swoje odbicie i z głośnym świstem wciągnąłem powietrze przez nos.
- O kurwa!- Usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się w miarę szybko (stan mojego ciała nie pozwalał mi za bardzo szaleć) i spojrzałem na stojącego w drzwiach Marco. Przecierał zaspany oczy. Spojrzał na mnie i pokiwał przecząco głową.- Wy się w basenie z gwoździami jebaliście czy jaki chuj.
- Przestań.- Powiedziałem cicho i odwróciłem się do niego tyłem ściągając z siebie całkowicie zniszczoną i poplamioną od krwi (i nie tylko) bluzkę. Cisnąłem ją do konta i spojrzałem na swój tors. Skrzywiłem się widząc głębokie bruzdy, z których wyciekała krew. Bruzdy po paznokciach to nie jedyne ślady jakie mi zostawił. Pełno śladów po jego długich i ostrych zębach. Pełno malinek jak
i siniaków.
- Nieźle musiał być wkurwiony.- Zauważył Marco kiedy bez skrępowania zdjąłem przy nim swoje spodnie razem z poplamioną od krwi i spermy bielizną. Podszedł do mnie i podając mi pomocną dłoń pomógł mi wejść do wanny. Z moich ust wyrwał się głośny jęk. Kiedy tylko zanurzyłem się do połowy w wodzie zadrżałem na całym ciele.- Mówił ci dlaczego jest taki zły?
- Nie. Tak w ogóle ja nie wyglądam tak ponieważ on był zły o coś, co stało się za murami zamku. Ogólnie za tamto to w porównaniu z tym, co było później nie było wcale tak źle.- Powiedziałem i zaśmiałem się głośno. Nabrałem do rąk sporą ilość wody i chlupnąłem nią sobie prosto w twarz. Zakaszlałem głośno.
- Co masz przez to na myśli?
- Wyglądam tak...- Powiedziałem i pokazałem na swoje ciało.- Bo powiedziałem mu, że ktoś taki jak on, kto nie potrafi zapanować nad tym co trzyma w swoich gaciach nie będzie mi mówił co mam robić, a co nie i że jak będę chciał to będę się spotykał z kim chce, gdzie chce i jak chce. I że nie będę potrzebował ani jego zgody, ani jego osoby na tym spotkaniu.- Powiedziałem sięgając po jedno
z tych delikatniejszych mydeł, aby móc chociaż trochę zmyć z siebie ślady krwi, potu i spermy.
- Mogę ci zadać pytanie?- Zapytał siadając na krawędzi wanny. Kiwnąłem twierdząco głową myjąc dokładnie włosy.- Czy ty masz z deklem coś nie tak? Po chuj mu takie coś powiedziałeś? Życie ci nie miłe?
- Wiesz...- Zacząłem. Spłukałem dokładnie piane z włosów i zabrałem się za delikatne mycie swojego ciała.- Z moją chorobą, nie wiadomo kiedy umrę więc nauczyłem się, że nie mogę sobie pozwolić na to aby czegoś nie powiedzieć, albo czegoś nie zrobić skoro nie wiem jak długo
w porównaniu z innymi przyjdzie mi żyć na tym świecie. A nie chcę żałować, że czegoś nie powiedziałem lub nie zrobiłem.
- I chcesz mi powiedzieć, że nie żałujesz swoich słów.
- Nie żałuje ich. Żałuje tylko tego, co on mi po nich zrobił. Utwierdził mnie tylko w moich słowach, które ci powiedziałem nim do niego poszedłem.- Wzruszyłem ramionami i na chwiejnych nogach wylazłem z wanny. Marco podał mi puchowy ręcznik i czekał aż się wysuszę. Podszedł
w międzyczasie do szafeczki i zaczął otwierać wszystkie mazidła jakie się tam znajdowały. W moje nozdrza uderzył silny zapach ziół. Wciągnąłem głęboki i uspokajający oddech.- Dobrze, że mnie Paul albo Bolin nie złapali na korytarzu jak przemykałem pomiędzy jego pokojem, a swoim.- Powiedziałem i podszedłem do niego. Odwrócił się do mnie i bez skrępowania zabrał się za smarowanie prawie całego mojego chciała tym ustrojstwem, które rzekomo ma  mi pomóc w szybszym leczeniu.
- Nie chcieli ci uprzykrzać bardziej życia.- Powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Unikał mojego wzroku.
- Nie rozumiem. O co ci chodzi?
- Cały zamek cię słyszał...- Odparł dość cicho nawet jak na niego. Zamarłem wpatrując się
w niego oniemiały. Jak to cały zamek... mnie... słyszał...?
- O.o. A-Aha.- Powiedziałem. Nie było mnie stać na nic więcej. Przecież... Eh. Jak to wszystko mogło się stać? Teraz to chyba na serio chciałbym umrzeć.
- Nie przejmuj się...
- Marco nie prowokuj mnie. Przecież... oh... Boże... przecież wy to wszystko... wszystko?
- Ja w połowie dałem za wygraną i odebrałem sobie słuch. Wiedziałem, że moje uszy będą się z godzinę leczyć. Więc tak to zostawiłem. Ale wątpię aby inni się tak dla ciebie poświęcili.
- Proszę cię... zabij mnie...
- Jutro rano jak wstaniesz to będziesz prawie martwy.- Powiedział i umył dokładnie ręce. Wytarł je i zabrał się za zawijanie mojego ciała bandażami.
- Ja nie chcę być prawie martw, tylko...
- Nawet jeżeli tego chcesz nie wypowiadaj tych marzeń na głos. Chyba sobie wyobrażasz co to by było kiedy Azazel by się o tym dowiedział....
- Przestań.- Zadrżałem, kiedy przed oczami stanęła mi jego twarz.
- Czyli rozumiesz.
- Dlaczego on mnie wtedy nie zabił jak mu pierwszego dnia strzeliłem i w ogóle?
- Nie wiem. Nie siedzę w jego głowie.
- Ale przecież go znasz...?
- Jako jego pies.- Powiedział i zaśmiał się kpiąco.- Możesz się ubrać. I chodź do pokoju. Zrobiłem ci ciepłej herbaty i powiedziałem, że mają nam dostarczyć ciepłej owsianki dla ciebie.
- Nie jestem głodny...
- Wiem, ale musisz coś zjeść.
- Eh...- Jęknąłem tylko kiedy zostawił mnie samego w łazience. Ubrałem się pospiesznie
w swoją pidżamę i wróciłem do pokoju. Marco stał przy oknie i wpatrywał się w niebo. Spojrzałem tam gdzie on. Pełnia.- Ty się nie zamieniasz w czasie pełni?- Wypaliłem inteligentnie. Spojrzał na mnie. Jego twarz była zniekształcona. Oczy złote. Obnażone zęby. Przystanąłem jak wryty. Marco wziął kilka głębokich wdechów, a jego twarz po chwili przybrała swój normalny wyraz.
- Sorry. Dawno się nie zamieniałem i najnormalniej w świecie ciągnie mnie do tego.
- Dlaczego się nie przemieniałeś?
- Mogę to zrobić tylko kiedy jest przy mnie Azazel. Bez niego nie mogę dokonać pełnej przemiany.
- Dlaczego?
- Nie panuję wtedy nad sobą. To on to robi.
- Ile najdłużej możesz wytrzymać bez pełnej przemiany?
- Jak na razie trzy miesiące. - Powiedział i podał mi talerz z owsianką kiedy tylko usiadłem na łóżku.
- Aha.- Powiedziałem.- Dziękuje za owsiankę.
- Nie musisz za nią dziękować.- Zaśmiał się cicho i usiadł obok mnie.
- Nie kładziesz się spać?
- Nie zasnę.- Powiedział i zacisnął dłonie na sobie. Zerknąłem na nie. Trzęsły się jakby wypił niewiadomo ile.
- Idź i się przemień.
- Bez Azazela nie idę.
- To pójdź do niego i...
- Może ciebie traktuje jak kogoś dla niego ważnego, ale nas już... ej! Z czego się śmiejesz?- Zapytał oburzony kiedy zacząłem się głośno śmiać.
- Jak on tak traktuje kogoś, kto jest dla niego ważny, to nie chce wiedzieć co on robi ze swoimi wrogami.
- Zabija ich od ręki.- Odparł spokojnym głosem Marco.
- Dlaczego mnie to nie dziwi.- Powiedziałem i zabrałem się za jedzenie owsianki.


^^~^^


            Otworzyłem oczy kiedy poczułem jak ktoś delikatnie bawił się moimi włosami. Jedyna cześć ciała, która mnie nie bolała. Spojrzałem kontem oka na intruza który miał czelność zakłócać mi mój
i tak już niespokojny sen. 
Przez cały pokój rozniósł się odgłos plaśnięcia, kiedy odtrąciłem rękę Azazela. Zamarł nie patrząc w moim kierunku. Odwróciłem się do niego tyłem i zwijając się w kłębek schowałem się pod kołdrą.
Czego on tutaj chce?! Jeszcze mu mało?! 
- Ezra. Pogadajmy...- Zaczął spokojnie. Odwróciłem się na plecy i równie gwałtownie usiadłem. Zerknąłem na niego cały czerwony na twarzy.
- Wczoraj mi pokazałeś, że TY NIE potrafisz ROZMAWIAĆ! Więc wyjdź!- Wydarłem się na niego. Wyciągnął w moim kierunku rękę. Odsunąłem się od niej gwałtownie uderzając tyłem głowy
w ramy łóżka. Jęknąłem głośno łapiąc się za bolące miejsce.
- Ezra...
- Nie! Wyjdź!- Warknąłem. Przyglądał mi się uważnie. Warknąłem pod nosem.- To ja wychodzę!
- Zostań. Ja wyjdę.- Powiedział i bez słowa opuścił mój pokój. Gówno mnie obchodziło, że był mój tylko tymczasowo. Położyłem się płasko na łóżku i zakryłem twarz rękoma. Dlaczego musiałem się zakochać właśnie w kimś takim jak on?
Mam nadzieję, że Sebastian jakoś przyspieszy swoje prace nad tym całym rzęchem, bo na prawdę nie chciało mi się już tutaj siedzieć. Dla mnie lepiej, aby jak najszybciej zniknąć z tego miejsca. Wrócić do swoich czasów...pożegnać się z siostrą i umrzeć nim Strażnicy albo co gorsza ktoś od Azazel'a mnie odnalazł. 
Przeciągnąłem palcami po swojej szyi. W końcu wiedziałem, że jego zapach będzie wyczuwalny ode mnie na całej planecie. Więc wszystkie dziwadła chodzące po tym świecie będą wiedzieć, do kogo... należę... i dość szybo powiadomią swojego Pana o zgubie plączącej się po slumsach należących do Różanej Kotliny. Ludzie nie będą wiedzieć kim jestem więc dla nich będę kolejnym zagrożeniem, które odbierze im jedzenie i picie. Co za chory system. 
No ale cóż. Nie ja go stworzyłem. 
Przetarłem twarz i spojrzałem na sufit. 
Usiadłem na łóżku dochodząc do wniosku, że moje życie jest popierdolone i nic innego z nim nie zrobię, aby było lepiej (co najwyżej mogę w nim bardziej pomieszać, a tego nie chciałem).
Zgarniając po drodze czyste ciuchy z szafy udałem sie do łazienki. Stanąłem przed lustrem
i jęknąłem głośno. Na połowie mojej twarzy jak i szyi widniały siniaki w kształcie jego palców. Nabawiłem się ich kiedy ten upośledzony krwiopijca próbował mnie uciszyć i przytrzymać jednocześnie. No cóż. Nie twierdze, że leżałem grzecznie na łóżku i pozwoliłem mu siebie zapinać
i nic nie robiłem. Co to, to nie. Darłem się na całe gardło. Szarpałem. Biłem go (bynajmniej próbowałem). Próbowałem uciec i się uwolnić, ale nie dałem rady. Co by nie patrzeć był ode mnie
o dużo silniejszy. 
- Ezra!- Do łazienki jak burza wpadł Marco. Był cały spocony i przerażony.
- Co jest?- Zapytałem zapinając pasek od spodni.
- Pokłóciłeś się z Azazel'em?
- A nawet jeśli to co?
- O co się pokłóciliście?
- O jego brak umiejętności interpersonalnych.
- No ja pierdole! Ezra! Coś ty narobił?!
- O co ci chodzi?! Co?! O co wam wszystkim kurwa chodzi?1 Myślicie, że będę leżał jak kłoda pozwalając mu siebie pieprzyć. Że nic się nie będę odzywać jak się będzie o coś do mnie rzucał i że pozwolę sobą pomiatać?! Popierdoliło was do reszty czy jaki chuj?!- Wydarłem się na niego. Złapałem się za lewy policzek, kiedy uderzył mnie w niego ostrzegawczo z otwartej dłoni. Nie było to ani mocne ani słabe uderzenie. Takie w sam raz aby powiedzieć, że mam się zamknąć bo może być tylko gorzej. Spojrzałem na niego oniemiały. Zaciskał mocno zęby na dolnej wardze.
- Ezra, Azazel położył się spać.
- Położył się... co? Po co?- Zapytałem oniemiały.
- Zamknął się w Stalowej Pani.
- Co to jest Stalowa Pani?
- Jego trumna. Jak zamknie ją od środka to ta otworzy się dopiero za trzysta lat. 
- Hę?- Drgnąłem oniemiały. Zrobiłem krok do tyłu- Jak to na trzysta lat?
- Po prostu. Tak to kiedyś zaprojektował Sebastian i tego nie zmienił. Zostawił ci kilka fiolek krwi. Starczą ci na dwa lata jak będziesz oszczędzał. 
- A więc Łaskawca dał mi dwa lata życia?!
- Można tak powiedzieć.- Mruknął cicho Marco.- Dlaczego musiałeś się z nim pokłócić?
- To nawet dobrze, że się tam zamknął.
- Ezra! Jak ty możesz tak mówić?! Przecież ty go kochasz...
- Kocham... nie kocham... kocham.... i co do tego. Mogę go kochać. Spoko. Ale nie musiał mnie wkurwiać. Już wam mówiłem wszystkim. Nie jestem jakąś pierdoloną ciotą, która będzie na każde jego słowo bądź kiwnięcie palcem. 
- Ty nie wiesz w co się wpakowałeś.- Jęknął załamany i usiadł na zamkniętej klapie toalety.
- To może mnie oświecisz, a nie tak sobie na tronie usiadłeś i udajesz, że myślisz.
- Wyobraź to sobie. Trzysta lat bez krwi i seksu.
- Mnie już wtedy nie będzie, więc to nie będzie mój problem tylko jego… no i może ewentualnie wasz...
- Zabawny jesteś...- Jęknął kpiąco i spojrzał na mnie zza swoich palców.- Czyżbyś razem
z Sebastianem nie próbował stworzyć wehikułu, który wyśle cię do twoich czasów. A tam przecież on już nie będzie ani spać ani nic więc jak myślisz co się stanie?
- On nic mi nie zrobi. Jak do teraz nic mi nie... Czekaj skąd wiesz, że...?- Odwróciłem się do niego gwałtownie. Oparł się o ścianę obok wc i układając luźno ręce na swoich udach zaczął mówić.
- Nic ci nie zrobił bo wtedy zapewne nie nosiłeś na sobie jego znaku. Więc jeżeli coś by ci zrobił podchodziłoby to pod napaść więc zostałby surowo ukarany. Mamy taką zasadę nawet już
w tych czasach, więc podejrzewam, że jest tak i w twoich czasach.- Zerknął na mnie. Miał rację. Jeżeli bez mojej zgody ktoś by mnie w moich czasach ruszył (wszyscy pomijając ludzi- prawdziwe potwory) to zostałby ukarany. Jednak, jeżeli nosze na swoim ciele znamiona cudzego zapachu osoba ta może robić ze mną co chce bo... przecież się na to zgodziłem.- Po twojej minie widzę, że się nie mylę. Więc co to będzie jak pojawisz się w swoich czasach z jego zapachem na sobie? Powie wszystkim, że należysz do niego i będzie mógł zrobić z tobą to co zechce.
- Mogę powiedzieć, że siłą mnie oznaczył.
- Wampiry zostawiają swój zapach w trakcie stosunku. Nie inaczej. Więc skoro nosisz jego zapach i żyjesz to znaczy, że tego chciałeś. A wracając do twojego wcześniejszego pytania. To, że mnie Sebastian zamroził nie znacz, że nie słyszałem co się święci. Od samego początku wiedziałem
o co wam chodzi i dlaczego tak często do niego latasz.
- O twoje wszystkie domysły zacznę się martwić później.- Powiedziałem wchodząc do pokoju.
- Dasz radę? Tak jak zawsze?
- Jakoś żyje.
- Już niedługo.- Odparł chłodno wchodząc za mną do pokoju.- A jak on się obudzi, a ciebie nie będzie... o. To będzie... uh... nawet nie chcę wiedzieć jak to się skończy.
- Przecież w moich czasach jest szczęśliwy, ma narzeczonego, a ty i Seba-sensei nie znosicie go na całej linii.
- Nie wiem jak ten twój Seba-sensei, ale ja w życiu nie odwrócę się od mojego Pana. I nie wiem skąd ci się wzięły takie bzdury w głowie, ale Azazel na pewno nie ma ani narzeczonego ani nie jest szczęśliwy...!
- Jak to nie! Sam o tym powiedział! I przestań mnie wkręcać!
- Twoja aura przyjęła barwę zazdrości.- Zauważył kiedy wychodziłem z sypialni. Warknąłem głośno schodząc schodami w dół. Trzeba udać się do Seby. Im szybciej mnie odeśle tym szybciej... trafie w ręce Azazel'a i ten mnie ukatrupi. No ale cóż. Sam jest sobie winny. Nie ja. On...

Ale jeżeli on sam jest sobie winny to dlaczego czuje się jakbym to ja zawinił i chciało mi się najnormalniej w świecie płakać. Ale to było nic w porównaniu z potwornym bólem w klatce piersiowej. Zakręciło mi się w głowie, kiedy wchodziłem do wierzy, w której mieszkał Sebastian. Po chwili byłem już na samej górze. Zapukałem i wszedłem do środka. Sebastian o dziwo nie siedział jak zawsze w fotelu koło kominka tylko przed biurkiem. Coś tam przesuwał w powietrzu. Wiedziałem, że to jego zdolności elfa. I że to co dla mnie jest niewidoczne dla niego jest jasne i wyraźne jak na dłoni. Zerknął na mnie i drgnął konwulsyjnie.
Co to za dziwna reakcja?
No dobra. W aktualnym momencie moja twarz może i nie zachwyca i nie daje mi przepustki do zostania najseksowniejszą twarzą na całej planecie, no ale bez przesady. Nie musi reagować jakby miał ochotę zwymiotować. Nie mam takiej twarzy bo sam ją sobie zrobiłem. To zasługa jego braciszka, co zapewne również słyszał ostatniej nocy. Jak pozostali.
- Hej.- Powiedziałem cicho ignorując jego wcześniejsze zachowanie. Odchrząknął
i przeciągnął kilka razy w powietrzu po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Hej. Wejdź. Widzę, że nieźle wczoraj zaszalałeś.
- Ty widzisz, ja czuje i się tym nie chwalę.
- Widzę ktoś nie ma humoru. 
- Ciekawe czy ty byś miał humor, gdyby ktoś ciebie tak potraktował.
- No cóż. Zabił bym taką osobę, ale między mną, a tobą jest jedna znacząca różnica.
- Jaka niby?- Zapytałem siadając na swoim standardowym już tutaj miejscu.
- Ty byś się nie dał tknąć komuś kogo nie kochasz. Więc nie zabiłbyś takiej osoby. Za bardzo byś cierpiał. Tak jak teraz.- Odparł i podał mi puchar z jakimś ciemnym płynem. Przeciągnąłem językiem po zębach oddychając ciężko. Nie musiałem wiedzieć co to jest. Moje ciało to czuło.- Tak. Masz rację. To jego krew. Napij się.
- Po co? Jak i tak...
- Pij. Nalegam.- Powiedział z naciskiem wkładając mi naczynie w dłonie. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i wypiłem na raz całą zawartość naczynia. Oblizałem usta. Zerknąłem na niego.
Krzywił się jakby patrzył na jakieś gówno, a nie na człowieka.
- No co?
- Jak ty możesz to pić?
- Nie pije tego bo lubię.
- Twoje oczy mówiły co innego. Dobrze, że teraz są normalne.
- Jak to mówiły... co? O co ci chodzi?
- Przez chwile były czerwone. Ale tylko przez chwile. Jak oblizywałeś usta. Tak jakby ci to smakowało.
- Proszę ja ciebie. Dlaczego ma mi smakować krew? Ja jestem normalny, a nie jak ta cholerna pijawka.
- Może dlatego, że to krew tej twojej cholernej pijawki? 
- I co w związku z tym?
- Skoro go kochasz to będziesz kochał też jego krew.
- Nie gadaj głupot. Powiedz mi czy wszystko jest już ukończone?- Zapytałem. Zmarszczyłem czoło kiedy zezował na ścianę po swojej lewej. O co mu chodziło?
- Ukończyłem i ustawiłem też specjalne hasło. Jeżeli wypowiem je tylko raz od razu cię przeniesie nie ważne gdzie byś był.
- No to je wypowiedz. Znając ciebie walnąłeś pewnie jakiś poemat...
- Powiedz mi... kochasz go?
- Po co do tego wracasz? 
- Jak mi nie odpowiesz to nie podam ci hasła.
- Eh... kocham go. Wszyscy dobrze o tym wiedzą i wszyscy wiedzą jak mnie traktuje, więc po co wam to wszystko potwierdzać skoro i tak mu w życiu tego nie powiem. Już wole odgryźć sobie język niż...- Zamarłem kiedy Sebastian spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a następnie spojrzał na coś za moimi plecami. Nawet nie musiałem się odwracać. Wiedziałem na co patrzył. Przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz. 
- Bolin. Pablo. Zajmijcie się moim bratem. A ja sobie pogadam z jego gościem.- Usłyszałem za sobą głos osoby, która miała spać przez trzysta najbliższych lat.
- Wybacz Ezra.- Usłyszałem cichy głos Marco kiedy zesztywniałem na całym ciele po usłyszeniu głosu Azazel'a.
- Sebastian... hasło...- Powiedziałem cicho zaciskając palce na swoich kolanach. Palce jak
i kolana drżały delikatnie.
- Ezra...
- Zamilcz.- Warknął Azazel. Spojrzałem na Sebastiana, który zamilkł. Łapał sie za swoje gardło. Poruszał swoimi ustami, ale nie wydobywało się z nich żadne słowo. Zrozumiałem. Sebastian nie mógł się odzywać. Moja szansa na powrót właśnie umarła. Elf spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie dodając mi otuchy. Otworzyłem szeroko oczy kiedy na moje ciało spadł błękitny snop. Zrozumiałem.
- Ezra.- Powiedziałem cicho. Odwróciłem się za siebie i spojrzałem na Azazel'a. Przyglądał mi sie szeroko otwartymi oczyma nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie działo.
- Nie. Nie. Nie! Nie wyrażam zgody! Ezra! Słyszysz! Nie...
- Kocham c...- Urwałem kiedy szarpnęło mną do góry. wiedziałem co się stało. Zagryzłem mocno wargi aby nie krzyczeć. 
Wracanie bolało bardziej niż podróż...
A wiedziałem, że to jeszcze nie koniec...
- Ezra.- Usłyszałem cichy szept, kiedy uderzyłem mocniej plecami o twardą posadzkę.
Jęknąłem cicho i otworzyłem oczy. Spojrzałem na znajomą twarz.
W moich oczach pojawiły się łzy.
- Siostrzyczka...
 *************************************
No i jak wam się spodobał ten rozdział??
Za tydzień zapraszam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam Gizi03031


2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, ech... gdyby tylko trzymał język za zębami... tak by nie cierpiał... czyli to była podpucha, może właśnie po tym wydarzeniu obaj będą pałali do Azarela odwrotnością miłości (brakuje mi słowa jak to powiedziedzieć, znienawildzą?), no i już Erza wrócił do swoich czasów...
    też chciałam Ci życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
    weny, czasu i chęci na pisanie, tworzenie nowych historii, ale żeby nie było, że myślę tylko o opowiadaniach ;) to po prostu życzę aby rok nadchodzący był jeszcze lepszy od tego, aby wszystko się udawało i samych sukcesów...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, gdyby tylko trzymał język za zębami... tak by nie cierpiał... czyli to była podpucha... a może właśnie po tym wydarzeniu obaj będą pałali do Azarela nienawiścią... i Erza wrócił do swoich czasów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń