No już po woli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania. Aż czuje taki malutki, maciupenki żal....
*******************
Przede wszystkim oddychać. Musiałem
pamiętać o najważniejszym.
Oddychanie.
Spokojne.
Relaksujące.
Głębokie oddechy, które poczuje
nawet na końcówkach włosów. Kiedy w końcu udało mi się oddychać tak jak tego
chciałem- albo chociaż ocierać się delikatnie o taki typ oddechu jaki chciałem-
kolejnym punktem który musiałem w tej chwili poruszyć było zachowanie spokoju.
Tak. Jeżeli będę spokojny, nie będę
wykonywał gwałtownych ruchów ani nie będę się szarpał to będzie dobrze. W sumie
i tak nie będzie dobrze, ale na pewno będzie lepiej niż by było gdybym jednak
nie zachował upragnionego przeze mnie spokoju.
No i najważniejsze. Cierpliwość. Coś
czego mi zawsze brakowało. Od kiedy sięgam pamięcią zawsze działałem
impulsywnie nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów oraz słów- no ale proszę
kto śmiertelnie chory by się przejmował tym co robi i co mówi skoro nie wie,
kiedy na dobrą sprawę kopnie w kalendarz- więc nie miałem zamiaru tym razem
pozwolić pójść się jebać mojej cierpliwości. Niech chociaż ona zostanie ze mną
nietknięta przez tego zboczeńca niewyżytego.
Ja mogę być jebany, ale moją
cierpliwość, która dopiero przy nim nauczyła się raczkować, proszę zostawić w
spokoju.
Z mojego gardła wyrwał się głośny
jęk bólu, kiedy jego palce wbijające się w mój kark boleśnie wgniotły mi pół
twarzy w ścianę, o którą się opierałem, a on zagłębił się w moim wnętrzu
jeszcze mocniej. Przeciągnąłem paznokciami po szorstkiej frakturze ściany
próbując się uspokoić.
Poczułem jego zęby wbijające się w
moje ramię. Zakwiliłem cicho. Dzisiaj wcale mi się ten sex nie podobał. Był
bolesny, nieprzyjemny i brutalny. No i jakby mu było mało musiał mnie ugryźć.
Wciągnąłem głośno powietrze przez
zaciśnięte zęby, kiedy wbił się we mnie aż do samej nasady odchylając moją
głowę do tyłu. Nogi mi zadrżały kiedy poczułem jak coś ciepłego zalewa mnie od
wewnątrz. Oddychałem ciężko wsłuchując się w jego oddech.
On doszedł.
Ja nie.
Wysunął się ze mnie powoli obejmując
mnie jedną ręką w pasie. Bez słowa pomógł mi dojść do łóżka, na którym
położyłem się na brzuchu i odwróciłem głowę w drugi bok, aby na niego nie
patrzeć. Nie chciałem dzisiaj oglądać jego twarzy. Im szybciej pozwoli mi stąd
pójść tym lepiej. Tylko nie wiedziałem co mu się w tej jego wampirzej łepetynie
ubzdurało, więc póki mi nie powie nie mogłem się ruszać z jego komnat.
Widziałem przed sobą delikatnie odsłonięte okno, którego nie zasłaniała
niechlujnie zasunięta przez niego kotara. Drzwi znajdowały się za moimi
plecami. Tak samo jak on. Czułem na sobie jego spojrzenie.
Dlaczego musiałem pokochać kogoś
takiego jak on? Nie mogłem odnaleźć na to pytanie odpowiedzi. Przecież jest
tyle ludzi i potworów na świecie, a ja musiałem się zakochać właśnie
w kimś takim jak on. Zacisnąłem mocniej zęby na dolnej wardze starając się stłumić cichy szloch. Drugi raz w życiu mnie tak potraktował. Jak zwykłą, brudną szmatę. Mimo, że uprawiałem z nim seks wiele razy dopiero drugi raz poczułem się jak typowe naczynie na jego spermę oraz worek z krwią.
W pozostałych przypadkach okazywał wiele uczuć i delikatności, nawet jak na niego było tego bardzo dużo. Ale dzisiaj… przeszedł samego siebie. Ciekawe jak bardzo by to bolało gdybym się wcześniej
w łazience nie przyszykował.
w kimś takim jak on. Zacisnąłem mocniej zęby na dolnej wardze starając się stłumić cichy szloch. Drugi raz w życiu mnie tak potraktował. Jak zwykłą, brudną szmatę. Mimo, że uprawiałem z nim seks wiele razy dopiero drugi raz poczułem się jak typowe naczynie na jego spermę oraz worek z krwią.
W pozostałych przypadkach okazywał wiele uczuć i delikatności, nawet jak na niego było tego bardzo dużo. Ale dzisiaj… przeszedł samego siebie. Ciekawe jak bardzo by to bolało gdybym się wcześniej
w łazience nie przyszykował.
Taaa….
W trakcie kąpieli strzeliłem sobie
szybką palcówkę- podejrzewam, że Marco o tym wiedział
i wszystko słyszał chociaż starałem się być cicho- i bardzo dobrze się nawilżyłem ponieważ
w podświadomości przeczuwałem co się ze mną stanie jak tylko przekroczę próg jego komnaty.
i wszystko słyszał chociaż starałem się być cicho- i bardzo dobrze się nawilżyłem ponieważ
w podświadomości przeczuwałem co się ze mną stanie jak tylko przekroczę próg jego komnaty.
- Ezra.- Odezwał się cicho za mną.
Drgnąłem, ale na niego nie spojrzałem.
- Hmmm?
- Odpocznij jeszcze trochę i…
- Mhy.- Przerwałem mu z wielką gulą
w gardle. Podejrzewałem czego mógł chcieć, ale miałem cichą nadzieję, że jednak
się mylę i wcale, a to wcale nie przeleci mnie już dzisiejszego dnia.
- A i jeszcze jedno.- Powiedział Azazel. Wciągnąłem głośniej
powietrze przez nos. Czego on jeszcze chce? Skoro Wielki, pierdolony (wiem, że
to prędzej ja taki jestem, ale mniejsza o większość) Łaskawca dał mi chwilę
czasu na odpoczynek przed następną rundą to dlaczego mi go zabiera i ględzi do
mnie trzy po trzy?
- Tak?- Zapytałem cicho. Wiedziałem, że jeżeli odezwę się głośniej
to głos mi się załamie.
A tego nie chciałem. Nie przy nim. W końcu i tak by się tym nie przejął, albo by powiedział, że mam przestać wyć i mam rozkładać nogi aby ten bez problemu mógł mnie posuwać tak szybko i tak mocno jak sobie tego zażyczy.
A tego nie chciałem. Nie przy nim. W końcu i tak by się tym nie przejął, albo by powiedział, że mam przestać wyć i mam rozkładać nogi aby ten bez problemu mógł mnie posuwać tak szybko i tak mocno jak sobie tego zażyczy.
- Od dzisiaj masz zakaz chodzenia samemu do Sebastiana. Jak coś od
niego chcesz mówisz mi
o tym, a ja...- Urwał, kiedy usiadłem gwałtownie na łóżku i sycząc z bólu spojrzałem w jego stronę. Nie interesowało mnie to, że widzi moją zalaną łzami twarz!
o tym, a ja...- Urwał, kiedy usiadłem gwałtownie na łóżku i sycząc z bólu spojrzałem w jego stronę. Nie interesowało mnie to, że widzi moją zalaną łzami twarz!
- CO?!- Krzyknąłem piskliwym głosikiem. Przyglądał mi się przez
chwilę oniemiały po czym zmarszczył brwi i pochylił się delikatnie w moją
stronę. Cofnąłem się odruchowo chociaż teraz tego nie chciałem. Nie miałem
zamiaru pokazywać mu jaki to ja jestem nieszczęśliwy i w ogóle.
- Chcesz odwiedzić Sebastiana zabierasz mnie ze sobą do jego
wierzy.- Powiedział. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści.
- Co ci znowu odpierdoliło?- Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
Zmarszczył czoło.
- Nie podoba mi się twoje słownictwo.- Zauważył przyglądając mi
się uważnie. Spojrzałem hardo w jego oczy.
- Mam to głęboko w dupie.- Warknąłem. Złapał mnie boleśnie za rękę
przybliżając swoją twarz do mojej. Obnażył niebezpiecznie zęby.
- Jak chcesz, to za chwilę możesz mieć coś innego dość głęboko w
dupie.- Zauważył. Moja warga ostrzegawczo podążyła do góry. Ostatnio
zauważyłem, że kiedy czuje się zagrożony dorobiłem się takiego tiku nerwowego.
Moja warga podążała do góry. Prychnął na mnie kpiąco i popchnął mnie ponownie
na poduszki. Przez całe moje plecy przeszedł ostry ból. Syknąłem głośno.
- Ktoś taki jak ty, kto nie potrafi zapanować nad tym co trzyma w
swoich gaciach nie będzie mi mówił co mam robić, a co nie. Jak będę chciał to
będę się spotykał z kim chce, gdzie chce i jak chce. I nie będę potrzebował ani
twojej zgody, ani twojej osoby na tym spotkaniu!- Wydarłem się na niego leżąc
na poduszkach, w które po chwili sam sie mocniej wbiłem kiedy ten pochylił się
nade mną, a w moja stronę zerkały wściekle czerwone oczy. Azazel obnażał długie
zęby.
Nigdy wcześniej nie pokazał ich aż takich długich. Przełknąłem
głośno ślinę...
^^~^^
Zamknąłem za sobą cicho drzwi. Miałem nadzieję,
że nie obudzę Marco. Podszedłem cicho pod drzwi od łazienki. Zerknąłem przez
ramie na śpiącego chłopaka. Jego cienka kołdra zsunęła się delikatnie na jego
wystające biodra. Mój wzrok wbrew mojej woli podążył na jego ramie, na którym
widniała wielka blizna szarpana, która była wynikiem ataku psa, ale z tego co
się zdążyłem ostatnio dowiedzieć to nie był żaden pies tylko... no dobra. Może
był to pies, ale nie taki jak każdy normalny człowiek sobie wyobrażał.
Ciekawe jak to się stało? Musiałbym zapytać
Marco ale wątpię aby mi powiedział. W końcu okazało się, że to wierny piesek
naszego Pana Ziemskiego, a nie jak myślałem mój przyjaciel. Pewnie zaczął sie
ze mną zadawać, bo on mu tak kazał czy jakoś tak.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Nawet nie
chciałem o tym wszystkim myśleć. To było dla mnie jak wielki ból w dupie, który
tak na marginesie właśnie odczuwałem. Wszedłem cicho do łazienki i stanąłem jak
wryty. Wanna była zapełniona do połowy jeszcze parującą wodą. Na szafce
niedaleko zlewu leżało pełno jakiś mazideł oraz bandaże i plastry. Zamknąłem za
sobą cicho drzwi
i na chwiejnych nogach podszedłem do lusterka. Spojrzałem na swoje odbicie i z głośnym świstem wciągnąłem powietrze przez nos.
i na chwiejnych nogach podszedłem do lusterka. Spojrzałem na swoje odbicie i z głośnym świstem wciągnąłem powietrze przez nos.
- O kurwa!- Usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem
się w miarę szybko (stan mojego ciała nie pozwalał mi za bardzo szaleć) i
spojrzałem na stojącego w drzwiach Marco. Przecierał zaspany oczy. Spojrzał na
mnie i pokiwał przecząco głową.- Wy się w basenie z gwoździami jebaliście czy
jaki chuj.
- Przestań.- Powiedziałem cicho i odwróciłem się
do niego tyłem ściągając z siebie całkowicie zniszczoną i poplamioną od krwi (i
nie tylko) bluzkę. Cisnąłem ją do konta i spojrzałem na swój tors. Skrzywiłem
się widząc głębokie bruzdy, z których wyciekała krew. Bruzdy po paznokciach to
nie jedyne ślady jakie mi zostawił. Pełno śladów po jego długich i ostrych
zębach. Pełno malinek jak
i siniaków.
i siniaków.
- Nieźle musiał być wkurwiony.- Zauważył Marco
kiedy bez skrępowania zdjąłem przy nim swoje spodnie razem z poplamioną od krwi
i spermy bielizną. Podszedł do mnie i podając mi pomocną dłoń pomógł mi wejść
do wanny. Z moich ust wyrwał się głośny jęk. Kiedy tylko zanurzyłem się do
połowy w wodzie zadrżałem na całym ciele.- Mówił ci dlaczego jest taki zły?
- Nie. Tak w ogóle ja nie wyglądam tak ponieważ
on był zły o coś, co stało się za murami zamku. Ogólnie za tamto to w
porównaniu z tym, co było później nie było wcale tak źle.- Powiedziałem i zaśmiałem
się głośno. Nabrałem do rąk sporą ilość wody i chlupnąłem nią sobie prosto w
twarz. Zakaszlałem głośno.
- Co masz przez to na myśli?
- Wyglądam tak...- Powiedziałem i pokazałem na
swoje ciało.- Bo powiedziałem mu, że ktoś taki jak on, kto nie potrafi
zapanować nad tym co trzyma w swoich gaciach nie będzie mi mówił co mam robić,
a co nie i że jak będę chciał to będę się spotykał z kim chce, gdzie chce i jak
chce. I że nie będę potrzebował ani jego zgody, ani jego osoby na tym
spotkaniu.- Powiedziałem sięgając po jedno
z tych delikatniejszych mydeł, aby móc chociaż trochę zmyć z siebie ślady krwi, potu i spermy.
z tych delikatniejszych mydeł, aby móc chociaż trochę zmyć z siebie ślady krwi, potu i spermy.
- Mogę ci zadać pytanie?- Zapytał siadając na
krawędzi wanny. Kiwnąłem twierdząco głową myjąc dokładnie włosy.- Czy ty masz z
deklem coś nie tak? Po chuj mu takie coś powiedziałeś? Życie ci nie miłe?
- Wiesz...- Zacząłem. Spłukałem dokładnie piane
z włosów i zabrałem się za delikatne mycie swojego ciała.- Z moją chorobą, nie
wiadomo kiedy umrę więc nauczyłem się, że nie mogę sobie pozwolić na to aby
czegoś nie powiedzieć, albo czegoś nie zrobić skoro nie wiem jak długo
w porównaniu z innymi przyjdzie mi żyć na tym świecie. A nie chcę żałować, że czegoś nie powiedziałem lub nie zrobiłem.
w porównaniu z innymi przyjdzie mi żyć na tym świecie. A nie chcę żałować, że czegoś nie powiedziałem lub nie zrobiłem.
- I chcesz mi powiedzieć, że nie żałujesz swoich
słów.
- Nie żałuje ich. Żałuje tylko tego, co on mi po
nich zrobił. Utwierdził mnie tylko w moich słowach, które ci powiedziałem nim
do niego poszedłem.- Wzruszyłem ramionami i na chwiejnych nogach wylazłem z
wanny. Marco podał mi puchowy ręcznik i czekał aż się wysuszę. Podszedł
w międzyczasie do szafeczki i zaczął otwierać wszystkie mazidła jakie się tam znajdowały. W moje nozdrza uderzył silny zapach ziół. Wciągnąłem głęboki i uspokajający oddech.- Dobrze, że mnie Paul albo Bolin nie złapali na korytarzu jak przemykałem pomiędzy jego pokojem, a swoim.- Powiedziałem i podszedłem do niego. Odwrócił się do mnie i bez skrępowania zabrał się za smarowanie prawie całego mojego chciała tym ustrojstwem, które rzekomo ma mi pomóc w szybszym leczeniu.
w międzyczasie do szafeczki i zaczął otwierać wszystkie mazidła jakie się tam znajdowały. W moje nozdrza uderzył silny zapach ziół. Wciągnąłem głęboki i uspokajający oddech.- Dobrze, że mnie Paul albo Bolin nie złapali na korytarzu jak przemykałem pomiędzy jego pokojem, a swoim.- Powiedziałem i podszedłem do niego. Odwrócił się do mnie i bez skrępowania zabrał się za smarowanie prawie całego mojego chciała tym ustrojstwem, które rzekomo ma mi pomóc w szybszym leczeniu.
- Nie chcieli ci uprzykrzać bardziej życia.-
Powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Unikał mojego wzroku.
- Nie rozumiem. O co ci chodzi?
- Cały zamek cię słyszał...- Odparł dość cicho
nawet jak na niego. Zamarłem wpatrując się
w niego oniemiały. Jak to cały zamek... mnie... słyszał...?
w niego oniemiały. Jak to cały zamek... mnie... słyszał...?
- O.o. A-Aha.- Powiedziałem. Nie było mnie stać
na nic więcej. Przecież... Eh. Jak to wszystko mogło się stać? Teraz to chyba
na serio chciałbym umrzeć.
- Nie przejmuj się...
- Marco nie prowokuj mnie. Przecież... oh...
Boże... przecież wy to wszystko... wszystko?
- Ja w połowie dałem za wygraną i odebrałem
sobie słuch. Wiedziałem, że moje uszy będą się z godzinę leczyć. Więc tak to
zostawiłem. Ale wątpię aby inni się tak dla ciebie poświęcili.
- Proszę cię... zabij mnie...
- Jutro rano jak wstaniesz to będziesz prawie
martwy.- Powiedział i umył dokładnie ręce. Wytarł je i zabrał się za zawijanie
mojego ciała bandażami.
- Ja nie chcę być prawie martw, tylko...
- Nawet jeżeli tego chcesz nie wypowiadaj tych
marzeń na głos. Chyba sobie wyobrażasz co to by było kiedy Azazel by się o tym
dowiedział....
- Przestań.- Zadrżałem, kiedy przed oczami
stanęła mi jego twarz.
- Czyli rozumiesz.
- Dlaczego on mnie wtedy nie zabił jak mu
pierwszego dnia strzeliłem i w ogóle?
- Nie wiem. Nie siedzę w jego głowie.
- Ale przecież go znasz...?
- Jako jego pies.- Powiedział i zaśmiał się
kpiąco.- Możesz się ubrać. I chodź do pokoju. Zrobiłem ci ciepłej herbaty i
powiedziałem, że mają nam dostarczyć ciepłej owsianki dla ciebie.
- Nie jestem głodny...
- Wiem, ale musisz coś zjeść.
- Eh...- Jęknąłem tylko kiedy zostawił mnie
samego w łazience. Ubrałem się pospiesznie
w swoją pidżamę i wróciłem do pokoju. Marco stał przy oknie i wpatrywał się w niebo. Spojrzałem tam gdzie on. Pełnia.- Ty się nie zamieniasz w czasie pełni?- Wypaliłem inteligentnie. Spojrzał na mnie. Jego twarz była zniekształcona. Oczy złote. Obnażone zęby. Przystanąłem jak wryty. Marco wziął kilka głębokich wdechów, a jego twarz po chwili przybrała swój normalny wyraz.
w swoją pidżamę i wróciłem do pokoju. Marco stał przy oknie i wpatrywał się w niebo. Spojrzałem tam gdzie on. Pełnia.- Ty się nie zamieniasz w czasie pełni?- Wypaliłem inteligentnie. Spojrzał na mnie. Jego twarz była zniekształcona. Oczy złote. Obnażone zęby. Przystanąłem jak wryty. Marco wziął kilka głębokich wdechów, a jego twarz po chwili przybrała swój normalny wyraz.
- Sorry. Dawno się nie zamieniałem i
najnormalniej w świecie ciągnie mnie do tego.
- Dlaczego się nie przemieniałeś?
- Mogę to zrobić tylko kiedy jest przy mnie
Azazel. Bez niego nie mogę dokonać pełnej przemiany.
- Dlaczego?
- Nie panuję wtedy nad sobą. To on to robi.
- Ile najdłużej możesz wytrzymać bez pełnej
przemiany?
- Jak na razie trzy miesiące. - Powiedział i
podał mi talerz z owsianką kiedy tylko usiadłem na łóżku.
- Aha.- Powiedziałem.- Dziękuje za owsiankę.
- Nie musisz za nią dziękować.- Zaśmiał się
cicho i usiadł obok mnie.
- Nie kładziesz się spać?
- Nie zasnę.- Powiedział i zacisnął dłonie na
sobie. Zerknąłem na nie. Trzęsły się jakby wypił niewiadomo ile.
- Idź i się przemień.
- Bez Azazela nie idę.
- To pójdź do niego i...
- Może ciebie traktuje jak kogoś dla niego ważnego,
ale nas już... ej! Z czego się śmiejesz?- Zapytał oburzony kiedy zacząłem się
głośno śmiać.
- Jak on tak traktuje kogoś, kto jest dla niego
ważny, to nie chce wiedzieć co on robi ze swoimi wrogami.
- Zabija ich od ręki.- Odparł spokojnym głosem
Marco.
- Dlaczego mnie to nie dziwi.- Powiedziałem i
zabrałem się za jedzenie owsianki.
^^~^^
Otworzyłem
oczy kiedy poczułem jak ktoś delikatnie bawił się moimi włosami. Jedyna cześć
ciała, która mnie nie bolała. Spojrzałem kontem oka na intruza który miał
czelność zakłócać mi mój
i tak już niespokojny sen.
i tak już niespokojny sen.
Przez cały pokój rozniósł się odgłos plaśnięcia,
kiedy odtrąciłem rękę Azazela. Zamarł nie patrząc w moim kierunku. Odwróciłem
się do niego tyłem i zwijając się w kłębek schowałem się pod kołdrą.
Czego on tutaj chce?! Jeszcze mu mało?!
- Ezra. Pogadajmy...- Zaczął spokojnie.
Odwróciłem się na plecy i równie gwałtownie usiadłem. Zerknąłem na niego cały
czerwony na twarzy.
- Wczoraj mi pokazałeś, że TY NIE potrafisz
ROZMAWIAĆ! Więc wyjdź!- Wydarłem się na niego. Wyciągnął w moim kierunku rękę.
Odsunąłem się od niej gwałtownie uderzając tyłem głowy
w ramy łóżka. Jęknąłem głośno łapiąc się za bolące miejsce.
w ramy łóżka. Jęknąłem głośno łapiąc się za bolące miejsce.
- Ezra...
- Nie! Wyjdź!- Warknąłem. Przyglądał mi się
uważnie. Warknąłem pod nosem.- To ja wychodzę!
- Zostań. Ja wyjdę.- Powiedział i bez słowa
opuścił mój pokój. Gówno mnie obchodziło, że był mój tylko tymczasowo.
Położyłem się płasko na łóżku i zakryłem twarz rękoma. Dlaczego musiałem się
zakochać właśnie w kimś takim jak on?
Mam nadzieję, że Sebastian jakoś przyspieszy
swoje prace nad tym całym rzęchem, bo na prawdę nie chciało mi się już tutaj
siedzieć. Dla mnie lepiej, aby jak najszybciej zniknąć z tego miejsca. Wrócić
do swoich czasów...pożegnać się z siostrą i umrzeć nim Strażnicy albo co gorsza
ktoś od Azazel'a mnie odnalazł.
Przeciągnąłem palcami po swojej szyi. W końcu
wiedziałem, że jego zapach będzie wyczuwalny ode mnie na całej planecie. Więc
wszystkie dziwadła chodzące po tym świecie będą wiedzieć, do kogo... należę...
i dość szybo powiadomią swojego Pana o zgubie plączącej się po slumsach
należących do Różanej Kotliny. Ludzie nie będą wiedzieć kim jestem więc dla
nich będę kolejnym zagrożeniem, które odbierze im jedzenie i picie. Co za chory
system.
No ale cóż. Nie ja go stworzyłem.
Przetarłem twarz i spojrzałem na sufit.
Usiadłem na łóżku dochodząc do wniosku, że moje
życie jest popierdolone i nic innego z nim nie zrobię, aby było lepiej (co
najwyżej mogę w nim bardziej pomieszać, a tego nie chciałem).
Zgarniając po drodze czyste ciuchy z szafy
udałem sie do łazienki. Stanąłem przed lustrem
i jęknąłem głośno. Na połowie mojej twarzy jak i szyi widniały siniaki w kształcie jego palców. Nabawiłem się ich kiedy ten upośledzony krwiopijca próbował mnie uciszyć i przytrzymać jednocześnie. No cóż. Nie twierdze, że leżałem grzecznie na łóżku i pozwoliłem mu siebie zapinać
i nic nie robiłem. Co to, to nie. Darłem się na całe gardło. Szarpałem. Biłem go (bynajmniej próbowałem). Próbowałem uciec i się uwolnić, ale nie dałem rady. Co by nie patrzeć był ode mnie
o dużo silniejszy.
i jęknąłem głośno. Na połowie mojej twarzy jak i szyi widniały siniaki w kształcie jego palców. Nabawiłem się ich kiedy ten upośledzony krwiopijca próbował mnie uciszyć i przytrzymać jednocześnie. No cóż. Nie twierdze, że leżałem grzecznie na łóżku i pozwoliłem mu siebie zapinać
i nic nie robiłem. Co to, to nie. Darłem się na całe gardło. Szarpałem. Biłem go (bynajmniej próbowałem). Próbowałem uciec i się uwolnić, ale nie dałem rady. Co by nie patrzeć był ode mnie
o dużo silniejszy.
- Ezra!- Do łazienki jak burza wpadł Marco. Był
cały spocony i przerażony.
- Co jest?- Zapytałem zapinając pasek od spodni.
- Pokłóciłeś się z Azazel'em?
- A nawet jeśli to co?
- O co się pokłóciliście?
- O jego brak umiejętności interpersonalnych.
- No ja pierdole! Ezra! Coś ty narobił?!
- O co ci chodzi?! Co?! O co wam wszystkim kurwa
chodzi?1 Myślicie, że będę leżał jak kłoda pozwalając mu siebie pieprzyć. Że
nic się nie będę odzywać jak się będzie o coś do mnie rzucał i że pozwolę sobą
pomiatać?! Popierdoliło was do reszty czy jaki chuj?!- Wydarłem się na niego.
Złapałem się za lewy policzek, kiedy uderzył mnie w niego ostrzegawczo z
otwartej dłoni. Nie było to ani mocne ani słabe uderzenie. Takie w sam raz aby
powiedzieć, że mam się zamknąć bo może być tylko gorzej. Spojrzałem na niego
oniemiały. Zaciskał mocno zęby na dolnej wardze.
- Ezra, Azazel położył się spać.
- Położył się... co? Po co?- Zapytałem
oniemiały.
- Zamknął się w Stalowej Pani.
- Co to jest Stalowa Pani?
- Jego trumna. Jak zamknie ją od środka to ta
otworzy się dopiero za trzysta lat.
- Hę?- Drgnąłem oniemiały. Zrobiłem krok do
tyłu- Jak to na trzysta lat?
- Po prostu. Tak to kiedyś zaprojektował
Sebastian i tego nie zmienił. Zostawił ci kilka fiolek krwi. Starczą ci na dwa
lata jak będziesz oszczędzał.
- A więc Łaskawca dał mi dwa lata życia?!
- Można tak powiedzieć.- Mruknął cicho Marco.-
Dlaczego musiałeś się z nim pokłócić?
- To nawet dobrze, że się tam zamknął.
- Ezra! Jak ty możesz tak mówić?! Przecież ty go
kochasz...
- Kocham... nie kocham... kocham.... i co do
tego. Mogę go kochać. Spoko. Ale nie musiał mnie wkurwiać. Już wam mówiłem
wszystkim. Nie jestem jakąś pierdoloną ciotą, która będzie na każde jego słowo
bądź kiwnięcie palcem.
- Ty nie wiesz w co się wpakowałeś.- Jęknął
załamany i usiadł na zamkniętej klapie toalety.
- To może mnie oświecisz, a nie tak sobie na
tronie usiadłeś i udajesz, że myślisz.
- Wyobraź to sobie. Trzysta lat bez krwi i
seksu.
- Mnie już wtedy nie będzie, więc to nie będzie
mój problem tylko jego… no i może ewentualnie wasz...
- Zabawny jesteś...- Jęknął kpiąco i spojrzał na
mnie zza swoich palców.- Czyżbyś razem
z Sebastianem nie próbował stworzyć wehikułu, który wyśle cię do twoich czasów. A tam przecież on już nie będzie ani spać ani nic więc jak myślisz co się stanie?
z Sebastianem nie próbował stworzyć wehikułu, który wyśle cię do twoich czasów. A tam przecież on już nie będzie ani spać ani nic więc jak myślisz co się stanie?
- On nic mi nie zrobi. Jak do teraz nic mi
nie... Czekaj skąd wiesz, że...?- Odwróciłem się do niego gwałtownie. Oparł się
o ścianę obok wc i układając luźno ręce na swoich udach zaczął mówić.
- Nic ci nie zrobił bo wtedy zapewne nie nosiłeś
na sobie jego znaku. Więc jeżeli coś by ci zrobił podchodziłoby to pod napaść
więc zostałby surowo ukarany. Mamy taką zasadę nawet już
w tych czasach, więc podejrzewam, że jest tak i w twoich czasach.- Zerknął na mnie. Miał rację. Jeżeli bez mojej zgody ktoś by mnie w moich czasach ruszył (wszyscy pomijając ludzi- prawdziwe potwory) to zostałby ukarany. Jednak, jeżeli nosze na swoim ciele znamiona cudzego zapachu osoba ta może robić ze mną co chce bo... przecież się na to zgodziłem.- Po twojej minie widzę, że się nie mylę. Więc co to będzie jak pojawisz się w swoich czasach z jego zapachem na sobie? Powie wszystkim, że należysz do niego i będzie mógł zrobić z tobą to co zechce.
w tych czasach, więc podejrzewam, że jest tak i w twoich czasach.- Zerknął na mnie. Miał rację. Jeżeli bez mojej zgody ktoś by mnie w moich czasach ruszył (wszyscy pomijając ludzi- prawdziwe potwory) to zostałby ukarany. Jednak, jeżeli nosze na swoim ciele znamiona cudzego zapachu osoba ta może robić ze mną co chce bo... przecież się na to zgodziłem.- Po twojej minie widzę, że się nie mylę. Więc co to będzie jak pojawisz się w swoich czasach z jego zapachem na sobie? Powie wszystkim, że należysz do niego i będzie mógł zrobić z tobą to co zechce.
- Mogę powiedzieć, że siłą mnie oznaczył.
- Wampiry zostawiają swój zapach w trakcie
stosunku. Nie inaczej. Więc skoro nosisz jego zapach i żyjesz to znaczy, że
tego chciałeś. A wracając do twojego wcześniejszego pytania. To, że mnie
Sebastian zamroził nie znacz, że nie słyszałem co się święci. Od samego
początku wiedziałem
o co wam chodzi i dlaczego tak często do niego latasz.
o co wam chodzi i dlaczego tak często do niego latasz.
- O twoje wszystkie domysły zacznę się martwić
później.- Powiedziałem wchodząc do pokoju.
- Dasz radę? Tak jak zawsze?
- Jakoś żyje.
- Już niedługo.- Odparł chłodno wchodząc za mną
do pokoju.- A jak on się obudzi, a ciebie nie będzie... o. To będzie... uh... nawet
nie chcę wiedzieć jak to się skończy.
- Przecież w moich czasach jest szczęśliwy, ma
narzeczonego, a ty i Seba-sensei nie znosicie go na całej linii.
- Nie wiem jak ten twój Seba-sensei, ale ja w
życiu nie odwrócę się od mojego Pana. I nie wiem skąd ci się wzięły takie
bzdury w głowie, ale Azazel na pewno nie ma ani narzeczonego ani nie jest
szczęśliwy...!
- Jak to nie! Sam o tym powiedział! I przestań
mnie wkręcać!
- Twoja aura przyjęła barwę zazdrości.- Zauważył
kiedy wychodziłem z sypialni. Warknąłem głośno schodząc schodami w dół. Trzeba
udać się do Seby. Im szybciej mnie odeśle tym szybciej... trafie w ręce
Azazel'a i ten mnie ukatrupi. No ale cóż. Sam jest sobie winny. Nie ja. On...
Ale jeżeli on sam jest sobie winny to dlaczego
czuje się jakbym to ja zawinił i chciało mi się najnormalniej w świecie płakać.
Ale to było nic w porównaniu z potwornym bólem w klatce piersiowej. Zakręciło
mi się w głowie, kiedy wchodziłem do wierzy, w której mieszkał Sebastian. Po
chwili byłem już na samej górze. Zapukałem i wszedłem do środka. Sebastian o
dziwo nie siedział jak zawsze w fotelu koło kominka tylko przed biurkiem. Coś
tam przesuwał w powietrzu. Wiedziałem, że to jego zdolności elfa. I że to co
dla mnie jest niewidoczne dla niego jest jasne i wyraźne jak na dłoni. Zerknął
na mnie i drgnął konwulsyjnie.
Co to za dziwna reakcja?
No dobra. W aktualnym momencie moja twarz może i
nie zachwyca i nie daje mi przepustki do zostania najseksowniejszą twarzą na
całej planecie, no ale bez przesady. Nie musi reagować jakby miał ochotę
zwymiotować. Nie mam takiej twarzy bo sam ją sobie zrobiłem. To zasługa jego
braciszka, co zapewne również słyszał ostatniej nocy. Jak pozostali.
- Hej.- Powiedziałem cicho ignorując jego
wcześniejsze zachowanie. Odchrząknął
i przeciągnął kilka razy w powietrzu po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
i przeciągnął kilka razy w powietrzu po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Hej. Wejdź. Widzę, że nieźle wczoraj
zaszalałeś.
- Ty widzisz, ja czuje i się tym nie chwalę.
- Widzę ktoś nie ma humoru.
- Ciekawe czy ty byś miał humor, gdyby ktoś
ciebie tak potraktował.
- No cóż. Zabił bym taką osobę, ale między mną,
a tobą jest jedna znacząca różnica.
- Jaka niby?- Zapytałem siadając na swoim
standardowym już tutaj miejscu.
- Ty byś się nie dał tknąć komuś kogo nie
kochasz. Więc nie zabiłbyś takiej osoby. Za bardzo byś cierpiał. Tak jak
teraz.- Odparł i podał mi puchar z jakimś ciemnym płynem. Przeciągnąłem językiem
po zębach oddychając ciężko. Nie musiałem wiedzieć co to jest. Moje ciało to
czuło.- Tak. Masz rację. To jego krew. Napij się.
- Po co? Jak i tak...
- Pij. Nalegam.- Powiedział z naciskiem
wkładając mi naczynie w dłonie. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i wypiłem na
raz całą zawartość naczynia. Oblizałem usta. Zerknąłem na niego.
Krzywił się jakby patrzył na jakieś gówno, a nie
na człowieka.
- No co?
- Jak ty możesz to pić?
- Nie pije tego bo lubię.
- Twoje oczy mówiły co innego. Dobrze, że teraz
są normalne.
- Jak to mówiły... co? O co ci chodzi?
- Przez chwile były czerwone. Ale tylko przez
chwile. Jak oblizywałeś usta. Tak jakby ci to smakowało.
- Proszę ja ciebie. Dlaczego ma mi smakować
krew? Ja jestem normalny, a nie jak ta cholerna pijawka.
- Może dlatego, że to krew tej twojej cholernej
pijawki?
- I co w związku z tym?
- Skoro go kochasz to będziesz kochał też jego
krew.
- Nie gadaj głupot. Powiedz mi czy wszystko jest
już ukończone?- Zapytałem. Zmarszczyłem czoło kiedy zezował na ścianę po swojej
lewej. O co mu chodziło?
- Ukończyłem i ustawiłem też specjalne hasło.
Jeżeli wypowiem je tylko raz od razu cię przeniesie nie ważne gdzie byś był.
- No to je wypowiedz. Znając ciebie walnąłeś
pewnie jakiś poemat...
- Powiedz mi... kochasz go?
- Po co do tego wracasz?
- Jak mi nie odpowiesz to nie podam ci hasła.
- Eh... kocham go. Wszyscy dobrze o tym wiedzą i
wszyscy wiedzą jak mnie traktuje, więc po co wam to wszystko potwierdzać skoro
i tak mu w życiu tego nie powiem. Już wole odgryźć sobie język niż...- Zamarłem
kiedy Sebastian spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a następnie spojrzał na coś
za moimi plecami. Nawet nie musiałem się odwracać. Wiedziałem na co patrzył.
Przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz.
- Bolin. Pablo. Zajmijcie się moim bratem. A ja
sobie pogadam z jego gościem.- Usłyszałem za sobą głos osoby, która miała spać
przez trzysta najbliższych lat.
- Wybacz Ezra.- Usłyszałem cichy głos Marco
kiedy zesztywniałem na całym ciele po usłyszeniu głosu Azazel'a.
- Sebastian... hasło...- Powiedziałem cicho
zaciskając palce na swoich kolanach. Palce jak
i kolana drżały delikatnie.
i kolana drżały delikatnie.
- Ezra...
- Zamilcz.- Warknął Azazel. Spojrzałem na Sebastiana,
który zamilkł. Łapał sie za swoje gardło. Poruszał swoimi ustami, ale nie
wydobywało się z nich żadne słowo. Zrozumiałem. Sebastian nie mógł się odzywać.
Moja szansa na powrót właśnie umarła. Elf spojrzał na mnie i uśmiechnął się
delikatnie dodając mi otuchy. Otworzyłem szeroko oczy kiedy na moje ciało spadł
błękitny snop. Zrozumiałem.
- Ezra.- Powiedziałem cicho. Odwróciłem się za
siebie i spojrzałem na Azazel'a. Przyglądał mi sie szeroko otwartymi oczyma nie
mogąc uwierzyć w to, co się właśnie działo.
- Nie. Nie. Nie! Nie wyrażam zgody! Ezra!
Słyszysz! Nie...
- Kocham c...- Urwałem kiedy szarpnęło mną do
góry. wiedziałem co się stało. Zagryzłem mocno wargi aby nie krzyczeć.
Wracanie bolało bardziej niż podróż...
A wiedziałem, że to jeszcze nie koniec...
- Ezra.- Usłyszałem cichy szept, kiedy uderzyłem
mocniej plecami o twardą posadzkę.
Jęknąłem cicho i otworzyłem oczy. Spojrzałem na
znajomą twarz.
W moich oczach pojawiły się łzy.
- Siostrzyczka...
*************************************
No i jak wam się spodobał ten rozdział??
Za tydzień zapraszam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam Gizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ech... gdyby tylko trzymał język za zębami... tak by nie cierpiał... czyli to była podpucha, może właśnie po tym wydarzeniu obaj będą pałali do Azarela odwrotnością miłości (brakuje mi słowa jak to powiedziedzieć, znienawildzą?), no i już Erza wrócił do swoich czasów...
też chciałam Ci życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
weny, czasu i chęci na pisanie, tworzenie nowych historii, ale żeby nie było, że myślę tylko o opowiadaniach ;) to po prostu życzę aby rok nadchodzący był jeszcze lepszy od tego, aby wszystko się udawało i samych sukcesów...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, gdyby tylko trzymał język za zębami... tak by nie cierpiał... czyli to była podpucha... a może właśnie po tym wydarzeniu obaj będą pałali do Azarela nienawiścią... i Erza wrócił do swoich czasów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga