niedziela, 13 maja 2018

2- 17 Mur

Bez zbędnych wstępów zapraszam do czytania kolejnego rozdziału:)
*************************************

Cała trójka ubrana na czarno. Spodnie przylegające do ciała w kostkach obwiązane ciasno czarnym bandażem. Luźniejsze, długie do ud bluzki wiązane czarnym pasem w tali. Na nagich rękach czarne rękawice obwiązane rzemieniami nad łokciami. Kaptury skrywające ich włosy, czarne maski
z otworami wyłącznie na oczy nie przedstawiające swoim wykonaniem kompletnie niczego. Dosłownie były całe czarne. Ogólnie cała trójka była czarna. W ubiorze. Nie było tam nic kolorowego. Co ja się dziwiłem, skoro na dziedziniec Białej Świątyni przyjechał czarny powóz, z czarnymi zasłonami, czarnym wnętrzem oraz czarnymi końmi, które go ciągnęły to i ludzie wysiadający
z wnętrza powozu musieli być odziani w czerń. Ja tam na pewno nie będę pasował, nie posiadałem nawet czarnych skarpetek, a co dopiero całego ubioru, więc będę się rzucał w oczy już od samego początku. Próbowałem odgadnąć czy któryś z nich był Wyższym- człowiekiem, który na każdym Murze wprowadzał Kapłana w jego strukturę, uczył go zasad i obyczajów na nim panujących, opiekował się nim przez pierwszych kilka miesięcy.

- Ummmm…. Hej? - Zapytałem niepewnie nie wiedząc co mam powiedzieć i jak się zachować.

- Hej? - Powiedział zamaskowany osobnik siedzący po prawej tego środkowego (całą trójka siedziała naprzeciwko mnie).

- Czy u was mówi się w innym języku niż ogólny dostępny w każdej z 18-stu świątyń? - Zapytałem zaskoczony. Dlaczego nikt mi tego nie powiedział?! Jak ja się z nimi dogadam?!- No świetnie, ciekawe jak ja się z wami dogadam. Ten stary dziadyga pozbył się nas ze Świątyni nic nam nie mówiąc i teraz pewnie wygrzewa swój kościsty tyłek w wychodku i się z nas śmieje.

- My cię rozumiemy. - Odezwał się środkowy.

- No i jeszcze siada mi na głowę. Wiedziałem! Tak, Enakru! Bystry z ciebie chłopak! Nie potrzebujesz wiadomości na temat miejsca, w które się udajesz! Poradzisz sobie bez tego! – Próbowałem naśladować głos Niemego Kapłana- A tutaj kicha, pierdzielu! Ledwo wyjechałem z Świątyni, a ten tutaj mi mówi, że mnie rozumieją. Czekaj…. Co? Rozumieją? - Spojrzałem na nich gwałtownie. - Wy mnie rozumiecie? - Zapytałem tonem świadczącym, że rozmawiam z kimś opóźnionym w rozwoju.

- Każde słowo. Od początku do końca. - Powiedział środkowy. Jęknąłem głośno ukrywając twarz w dłoniach. Zrobić z siebie wariata i idiotę już pierwszego dnia. Zawsze o tym marzyłem,

- On chyba nie za bardzo. - Próbowałem się bronić i kiwnąłem głową na tego siedzącego po lewej stronie środkowego.

- Rozumiem. - Warknął tamten poruszając się niespokojnie.

- Wątpię.

- Rozumiem!

- Jakbyś rozumiał, to byś się nie zapytał jak przygłup co to znaczy „hej” kiedy próbowałem jakoś zacząć rozmowę i kulturalnie postanowiłem się przywitać!

- Zdziwiło go to, że w ogóle się odezwałeś zwarzywszy na to, gdzie jedziesz. - Powiedział środkowy.

- I co? Przez to mam milczeć? Nie zapominajcie, że ja już tam zostanę, a co by nie patrzeć jakieś objawy dobrego wychowania trzeba okazać. Więc próbowałem się przywitać, co chyba nie za bardzo mu podpasywało, bo zrobił idiotę z siebie i ze mnie jednocześnie. - Warknąłem i wyjrzałem przez okno powozu zdając sobie sprawę z tego, że i tak nic nie zobaczę.

Jestem na miejscu.

Usłyszałem w głowie głosy dziesięciu osób. Poznałem właściciela każdego z nich. Obiecaliśmy sobie, że powiadomimy siebie nawzajem, kiedy dotrzemy na miejsce. Później będziemy się komunikować tylko wtedy, kiedy to będzie konieczne. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.

- Może zaczniemy od początku. Witaj. - Powiedział ten środkowy zwracając na siebie moją uwagę. Spojrzałem w jego kierunku i przekrzywiłem głowę w bok. Dobrze, że miałem dobry słuch. Przynajmniej dopasuje do nich ich głosy. Środkowy był miły dla ucha, spokojny. Tego po prawej nie słyszałem. Tego po lewej nie lubiłem.

- Witaj…- Przerwałem na chwilę. Jak ja się miałem do niego zwracać. Po chwili namysłu postanowiłem mieć na to wylane i wzruszyłem obojętnie ramionami. - …Środkowy Osobniku. - Dodałem. Po moich słowach zaśmiała się osoba po jego prawej stronie. Kobieta. Zsunęła z głowy kaptur. Najpierw zobaczyłem masę drobnych, srebrnych warkoczyków przylegających do skóry głowy, dopiero po tym jak zdjęła z siebie maskę mogłem dojrzeć jej delikatną, dziecięcą twarz z zielonymi oczyma i wytatuowanym pod okiem znakiem węża. Strażnik.

- Witaj. Jestem Kanra. Środkowy Osobnik to Marui z kolei ten gbur na samym końcu to Ivar. A ty, jeżeli dobrze zrozumiał jesteś Enakru? - Zapytała uśmiechając się do mnie delikatnie. Kiwnąłem twierdząco głową.

- Miło mi. - Powiedziałem i ugiąłem delikatnie głowę na znak szacunku względem kogoś starszego.

- Proszę, nie kłaniaj się. To my powinniśmy to robić. Jesteś wyżej w hierarchii niż my…

- Ale wy jesteście starsi. Kapłanem jestem tylko wtedy, kiedy mam wykonywać swoją pracę, normalnie jestem nastoletnim chłopakiem, któremu wpojono to i owo.

- Pyskować to cię też uczyli? - Zapytał osobnik po lewej. Ivar. Zerknąłem na niego przybierając swoją zwyczajową maskę.

- Ciebie to powinni nauczyć dobrych manier, ale w sumie lepiej będzie, jak nie ściągniesz przy mnie maski. Jeżeli kiedyś spotkam cię bez niej nie najdzie mnie ochota, aby, na przykład zepchać cię ze schodów.

- Słuchaj no. Możesz sobie być Kapłanem, panem tych ziem a nawet Bogiem, koło chuja mi to lata, wkurwisz mnie to ci wbije miecz w dupę i będzie spokój. - Warknął Ivar. Spojrzałem na miecz, który stał przy jego lewej nodze. Muszę przyznać, że był wielki, ale kim bym był gdybym nie zareagował na tak jawnie rzuconą w moim kierunku prowokację.

- Mam nadzieję, że zrobisz to tym mieczem –wskazałem na miecz koło jego nogi- a nie tym mieczem- pokazałem na jego krocze- bo w drugim przypadku mogę niczego nie poczuć. - Dodałem
i czekałem na jego reakcję. Długo nie musiałem czekać. Ściągnął ze swojej twarzy maskę i spojrzał na mnie z furią wymalowaną na twarzy. Ciemne gęste brwi marszczyły się razem z prostym nosem. Pełne wargi uchylone delikatnie pokazywały jego białe zęby. Moją uwagę przykuł jeden z jego kłów. Był ostro zakończony, ale tylko ten jeden. Ciemne oczy obramowane gęstymi rzęsami. Pod lewym okiem widniał tatuaż w kształcie łzy przebitej strzałą. Niewolnik Najemca. Nie odwróciłem od niego wzroku chociaż wiedziałem, że powinienem to zrobić. Ten osobnik za bardzo przykuł moją uwagę. Chciałem na niego ciągle zerkać. Kiedy na niego patrzyłem coś dziwnego działo się z moimi wnętrznościami. W taki zabawny sposób się kurczyły.

- Nie potrzebuje miecza, aby pozbawić cię możliwości kłapania językiem. - Warknął pochylając się w moją stronę. Nie ruszyłem się nawet na milimetr. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Ludzie się nas bali, ludzie nas szanowali, ludzie przy nas uważali. Ten osobnik psuł cały mój światopogląd i przyzwyczajenia.

- Ivar! - Tym razem swojej maski pozbył się Marui, który swoim wyglądem przypomniał Kanre. Czyżby rodzeństwo? - Pamiętaj kim on jest!

- Od początku wam mówiłem, że nie mam zamiaru jechać po jakiegoś dzieciaka i go niańczyć kilka dni w drogę powrotną, ale nie, wy się uparliście, że mam z wami jechać! Tylu było chętnych, którzy by mu dupe wylizali tylko dlatego, że jest jakimś tam szamanem, ale ja nie mam zamiaru traktować go ulgowo. Wkurwi mnie, to mu jebne!

- Ivar!

- Nikt mi nie musi dupy wylizywać, potrafię sam o siebie zadbać. Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać. Mogliście wysłać po mnie jedynie pusty powóz, albo nadać wiadomość, że już mogę do was przyjechać, sam bym do was trafił. A najlepiej…- Poruszyłem małym palcem lewej ręki, a powóz stanął. Cała trójka napięła się i zaczęła rozglądać dookoła siebie szukając zagrożenia. Bez problemu wysiadłem z powozu i spojrzałem na zaskoczoną Kanre.

- Co ty wyprawiasz?! Wracaj do wozu! - Warknął Ivar rozglądając się dookoła. Zerknąłem na niego jak na skończonego idiotę. Tak się rzucał, że zrobi mi krzywdę i pozbawi języka, a teraz kiedy nie ma nawet najmniejszego zagrożenia dla mojego życia i zdrowia każe mi wracać. Dobrze, że jeszcze mnie nie poznali. Z czasem przekonają się, że to ja stanowię zagrożenie dla każdej żywej istoty jaka znajdowała się w moim pobliżu. Nigdy odwrotnie.

 Położyłem lewą rękę na głowie dziewczyny i spojrzałem jej głęboko w oczy.

- Pokarz mi drogę do twojego domu. Pokarz, gdzie jest Czarny Mur. - Powiedziałem w nieznanym jak dla nich języku. Po chwili w mojej głowie pojawił się obraz drogi, w którą powinienem zmierzać. - Zadbajcie o mój bagaż. - Dodałem już normalnie i spojrzałem na konie, które ruszyły szybko w stronę Czarnego Muru. Moi towarzysze podróży nie mogli wydostać się z powozu, więc spoglądali na mnie zza szklanych okien, kiedy pomachałem im na odchodne. Wiedziałem, że droga na miejsce zajmie mi jakiś czas, ale nie pozwolę, aby ktoś mnie tak tarkował, za coś czego nie zrobiłem.

I nie obchodziło mnie to co się z nimi stanie, kiedy dojadą do Muru beze mnie.

Nie jestem głupim dzieciakiem za jakiego każdy mnie bierze. Siły też nie jestem pozbawiony, mimo że na to nie wyglądam.

** 3 lata później**



-…ziemia do Enakru. Halo. Chłopie słyszysz mnie. - Przed oczami zamajaczyły mi dłonie młodego chłopaka, który w tym roku kończył trzynaście lat. Od kiedy zamieszkałem w tym miejscu został moim pomocnikiem. Średniego wzrostu szczupły chłopiec o czerwonych włosach i czarnych oczach z wytatuowaną łzą pod okiem. Za rok dorobią mu do tego tatuażu znak gwiazdy. Będzie kimś wyższym, ważniejszym w hierarchii tego miejsca niż dotychczas. Gwiazda na ciele to symbol kogoś wybranego przez Kapłana. Kogoś kto pod nim bezpośrednio służy i jest mu oddany.

- Wybacz Tyree zamyśliłem się. - Odparłem i uniosłem dłonie w poddańczym geście kiedy zobaczyłem jak ten niezadowolony stroszy swoje brwi i w zabawny sposób marszczy nosek. - Znowu. Wiem.

- O czym myślałeś tym razem? - Zapytał młody patrząc na mnie dokładnie.

- Przypomniało mi się jak tutaj trafiłem.

- Pamiętam ten dzień oraz to co go poprzedzało. - Powiedział smutno chłopiec.

- Gdybym wiedział, że tak to się skończy nie zrobiłbym im na złość i nie wysiadłbym z tego głupiego powozu. - Burknąłem ponownie zagapiając się w przestrzeń za oknem. Kiedy przekroczyłem progi Czarnego Muru moim oczą ukazał się makabryczny widok. Cała czwórka ludzi, którzy kilka dni wcześniej po mnie przyjechali wisiała podczepiona pod sufitem na ciężkich łańcuchach. Całe ich ciała zdobiła zaschnięta krew. Większą część ciała zdobiły liczne rany. Na twarzach wycięto im znak krzyża. Oznaka niewykonanego rozkazu. Znaki te hańbią ich do dzisiaj, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Unikałem ich jak ognia nie mogąc im spojrzeć w oczy po tym jak rozpętałem tutaj prawdziwe piekło i sam zabiłem około trzydziestu ludzi odpowiedzialnych za to. Zakazałem tutaj takich barbarzyńskich metod karania grożąc śmiercią każdemu, kto się ich podejmie, ale to i tak nie cofnęło przeszłości. Gdybym nie wysiadł wtedy z tego powozu…

- Brat, co ty tutaj robisz tak wcześnie? - Usłyszałem głos Tyree i drgnąłem konwulsyjnie. Wiedziałem kogo zobaczę, jeżeli teraz odwrócę się za siebie i spojrzę w stronę drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.

- Skończyłem dzisiaj wcześniej więc pomyślałem, że po ciebie wpadnę i wcześniej wrócimy do domu. - Usłyszałem dobrze znany mi głos, który teraz przepełniony był miłością i troską. Coś zakuło mnie w mostku. Wiedziałem co to za uczucie i wiedziałem z czym się ono wiążę. Miałem tylko nadzieję, że to co siedziało w mojej głowie nadal w niej było i nikt nie wiedział co się tam dzieje. Podskórnie chciałem, aby i do mnie zwracał się takim tonem, ale wiedziałem, że to nigdy nie nastąpi, a ja nie miałem prawa mówić mu o moich uczuciach. Jeżeli wyznam mu swoje uczucia ten zdobędzie nade mną władze. I na dobrą sprawę dowiedziałem się, że w wieku dwudziestu jeden lat poznam swoją narzeczoną, jaką Wyrocznia mi wybrała, kiedy wyruszałem z Białej Świątyni. Byłem wściekły. Mówiono nam, że sami możemy wybrać sobie partnerów życiowych, a jednak ta bezczelna Wyrocznia wybrała mi sama kogoś z kim mam się związać, a ja nie mogłem temu zaprzeczyć. Tyle, że ja chciałem zaprzeczyć! Bardzo chciałem! Chce, aby to Ivar odwzajemnił moje uczucia oraz mówił i patrzył na mnie jak na swojego młodszego brata! Chciałem i jednocześnie wiedziałem, że nigdy nie będę tego miał.

- Um…- Poczułem na sobie spojrzenie nastolatka. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego.

- Idź. Jutro to skończymy.

- Jesteś tego pewien?

- No chyba, że chcesz zostać i poukładać wszystkie książki. - Powiedziałem znając jego odpowiedź. Poderwał się szybko z krzesła i czmychnął do pokoju, w którym przeważnie zostawiał rzeczy. Zaśmiałem się cicho pod nosem.

- Dalej dręczysz mi brata? - Usłyszałem głos za sobą. Nie odwróciłem się w jego stronę.

- Nie dręczę. Po prostu z nim rozmawiam. - Powiedziałem układając jednocześnie książki na stoliku, koło którego siedziałem.

- Ze mną też rozmawiasz?

- Tak. - Powiedziałem napinając delikatnie mięśnie ramion. Głupek! Chyba zwariował, jeżeli myślał, że na niego spojrzę po tym co zrobiłem kilka lat temu i po tym jakie myśli ciągle zaprzątały moją głowę. Jak nic się zorientuje o co mi chodzi. -  Przecież właśnie teraz to robimy.

- Jeżeli teraz rozmawiamy to się odwróć w moją stronę i spójrz na mnie. - Powiedział twardo. Nie chciałem tego!

- Wybacz, ale jestem teraz zajęty, więc może dokończymy to innym…

- Enakru! - Krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona zmuszając mnie w ten sposób do tego, abym odwrócił się w jego stronę. Mimo tego nie uniosłem głowy do góry mając przed oczyma połowę jego torsu. Był wysoki. Wyższy ode mnie o jakieś trzy głowy. - Spójrz na mnie do cholery jasnej!

- Ivar, puść…

- Nie puszczę cię, bo dobrze wiem co się dzieje! Dalej cię to dręczy?! Przecież ci mówiliśmy żebyś odpuścił i zapomniał, a ty…

- Ty nic nie rozumiesz! Jak mam odpuścić i zapomnieć, skoro to przeze mnie się to wszystko stało! To co was spotkało oraz to co później zrobiłem tamtym ludziom, których imion nawet nie znam! Więc proszę cię, puść mnie już!

- To nie była twoja wina!

- Właśnie, że była!

- Uparty bachorze! - Warknął i położył swoje dłonie na moich policzkach. Przez całe moje ciało przeleciał prąd. Od czubka palców, aż po koniuszki włosów. Zmusił mnie do tego abym na niego spojrzał. Dwudniowy zarost zdobił jego twarz zasłaniając częściowo bliznę na prawym policzku. - To. Nie. Była. Twoja. Wina. - Powiedział akcentując każde słowo. Chciało mi się płakać. Dosłownie. Zapragnąłem teraz dać upust swoim emocją. Uniosłem do góry drżącą dłoń i przyłożyłem do jego prawego policzka przeciągając kciukiem po bliźnie na nim.

- Przepraszam. Gdybym tylko wtedy nie wysiadł… gdybym mógł cofnąć czas… przepraszam…- Po moich policzkach pociekły łzy. Nie miałem już siły dusić tego w sobie. Chciałem się schować w jakimś ciemnym miejscu przed całym światem i już nie wychodzić.

- To nie twoja wina. - Powiedział mężczyzna i przyciągnął mnie do siebie obejmując mnie swoimi ramionami. Stałem przez chwilę oniemiały nie wiedząc co mam zrobić po czym niepewnie go objąłem i rozpłakałem się niczym małe dziecko.

- Przeeeep…ra…przep…przepraszaaaaaaammmmm…- Zawyłem głośno wtulając twarz w jego czarne odzienie.

- Już, już. - Poczułem na swoje głowie jego ciężką dłoń, która delikatnie głaskała moją głowę. - To nie była twoja wina.

 *************************************
ugh....
jakoś przez to przebrnęliście. Nie wiem jak wyszedł mi ten tekst...;/
pozdrawiam i zapraszam za tydzień 
Gizi03031

 P.S
Czy któreś z was będzie za tydzień na Pyrkonie??
U mnie to będzie pierwszy raz:D
Może przez przypadek minę się z jednym z moich czytelników w tłumie:)
























1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudnie, może Ivar okazał się takim gburem i tak dalej, to jednak nie wini Enakru za to co się stało... uuu to Ivara chce ciekawe, ciejawe
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń