niedziela, 21 stycznia 2018

4383- rozdział 9

Hejka!
Bez zbędnego marudzenia zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Siedziałem w salonie. Od tygodnia nie wychodziłem z domu. Nie miałem na to ochoty. Tak samo jak nie miałem ochoty na siedzenie w tym zasranym salonie. Ale przyszła Chisana i Zaret więc byłem zmuszony tutaj z nimi siedzieć. A ten fioletowo włosy troglodyta siedział w kuchni i coś szykował dla jego gości. To byli jego goście! Dlaczego to ja miałem z nimi siedzieć?!
- Kiedy wracasz do szkoły?
- Nie wiem.
- Wrócisz?- Zapytała kuzynka, kiedy jej chłopak znowu chciał o coś zapytać. Zerknąłem na nią z ukosa, ale nie udzieliłem jej odpowiedzi bo do salonu wszedł właśnie ON.
- Proszę.- Powiedział podając im wysokie pokale z lodami. Podał mi mój bez słowa. Wziąłem go w dłonie, ale wiedziałem, że i tak tego nie przełknę.- Zjedz chociaż połowę.
-…- Spojrzałem na niego i znowu na lody. Nie odpowiedziałem. Nie chciało mi się z nikim rozmawiać.
- Dalej się fochasz? Przecież nie chodziło mi…
- Nie focham się.- Powiedziałem cicho. Prychnął siadając na podłodze naprzeciwko nas. Jako jedyny zajął miejsce na puchowym dywanie. Zawsze tam siadał.
- No przecież widzę, że się fochasz o tak głupie pytanie.
- Jakie pytanie?- Zapytała Chisana. Zacisnąłem mocniej zęby.- Kyōfu?- Odłożyłem lody na stole i podniosłem się ociężale ze swojego fotela. Stawy w kolanach strzeliły kilkakrotnie. Skrzywiłem się. Nie lubiłem tego dźwięku.
- Uciekasz? Boże człowieku, ja się tylko zapytałem czy…- Przerwał w połowie zdania, kiedy odruchowo odebrałem drący się w niebogłosy telefon. Normalnie bym go zignorował i pozwoliłbym mu odebrać albo drzeć się przeklętej maszynie, ale teraz doszedłem do wniosku, że lepiej odebrać i posłuchać co mają do powiedzenia telefoniczni domokrążcy albo jakieś inne ustrojstwa.
- Heikin, słucham?- Zapytałem. Przez chwilę po drugiej stronie nie było nic słychać, ale kiedy miałem już odłożyć słuchawkę myśląc, że ktoś pomylił numery i się rozłączył ktoś postanowił się odezwać.
- Howaito? Howaito Heikin?- Po drugiej stronie odezwał się jakiś mężczyzna. Zacisnąłem delikatnie palce na słuchawce, kiedy z nieznanych mi powodów moje dłonie zaczęły produkować spore ilości potu.
- Przepraszam, ale brat jest teraz w pracy. Jeżeli to coś pilnego to powiem mu, aby do pana oddzwonił, kiedy tylko wróci, więc…
- Kyōfu?- Padło pytanie. Drgnąłem i odwróciłem się w stronę okna. Odruch, którego myślałem, że się pozbyłem kilka lat temu.
- Tak.
- Mikasa w domu jest?- Padło ponownie pytanie, które tym razem dotyczyło mojej matki.
- Przepraszam, ale z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Nie poznajesz po głosie?
- Nie za bardzo.- Odpowiedziałem. Osoba po drugiej stronie zaśmiała się chłodno. I już wiedziałem, nie musiał się przedstawiać.
- Twój ukochany tatuś dzwon…- Nie usłyszałem dalszej części jego wypowiedzi ponieważ roztrzaskałem telefon stacjonarny wywołując tym samym krzyk przerażenia z ust Chisany. Na sztywnych nogach ruszyłem w stronę pokoju mojego brata i mamy po czym pozbyłem się też telefonów stamtąd ciskając nimi przez cały pokój.
- Żebyś zdechł!- Wydarłem się wyrywając sobie boleśnie włosy. Przechodząc przez korytarz strąciłem ze stojącej tam szafki kryształowy wazon z kwiatami. Byłem właśnie w trakcie ciskania niebieską doniczką przez korytarz, kiedy Chisana znowu krzyknęła przerażona. Spojrzałem w jej kierunku i zamarłem. Koło jej nóg klęczał Zaret przyciskając swoją zdjętą bluzę do twarzy leżącego na podłodze Taiyō, który gapił się na mnie jednym, niezasłoniętym przez ciemny materiał okiem.- Ja…- Głos uwiązł mi w gardle. W głowie miałem pustkę. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Gdybym mógł to zamieniłbym się z nim miejscami. Podejrzewałem, że takie oberwanie doniczką w głowę musi być bolesne. Nikt nie powinien cierpieć przeze mnie.
- Jebie cię w dekiel gówniarzu?!- Warknął na mnie. Podskoczyłem przerażony. Jego złość była uzasadniona, ale to nie znaczy, że się nie bałem. Bałem się jak cholera. I jego i o niego.
- Taiyō leż spokojnie, bo będzie bardziej lecieć…
- W dupie to mam! Ten świr rozwalił mi łeb jebaną doniczką!
- Ja… ja…
- No i co się kurwa jąkasz?!
- Przepraszam…- Szepnąłem cicho uciekając na dół. Schować się przed światem i przed jego wściekłym spojrzeniem. Wbiegłem do kuchni i porywając coś z lodówki ukryłem się przed spojrzeniami świata w moim więzieniu, do którego nie wchodziłem od jakiegoś roku.
Otaczająca ciemność napawała mnie strachem…
Dusiła…
Więziła…
Zabijała…


***

Usłyszałem jak ktoś pukał do drzwi, ale to zignorowałem. W końcu gdybym chciał wyjść do świata, to…
- Wiem, że mnie słyszysz! Siedzisz tam cały dzień! Otwieraj te drzwi!- Do natarczywego pukania, które zamieniło się w głośne walenie dodano również krzyki. Mimo to… nie ruszyłem się. Nie dałem rady. Nawet gdybym chciał –a nie chcę- to bym nie otworzył tych drzwi. Może za kilka godzin owszem, teraz… nie.- GŁUCHY JESTEŚ?!
- …- Usłyszałem jakiś stłumiony głos.
- Zamknął się tam.
-…-
- Cały dzień. Od rana.
-…-
- No sam sobie głowy nie rozwaliłem. Masochistą nie jestem.
-…- Ciche szuranie koło drzwi. Jego rozmówca podszedł do niego. Teraz usłyszę z kim gada.
- Z nikim się nie pobiłem! To twój durny brat rozwalił mi łeb!- Krzyknął i znowu załomotał
w drzwi z pięści.- Wyłaź!
- Co się stało?- Usłyszałem głos Howaito. Zamarłem. On tutaj wejdzie. Nie muszę mu otwierać. Jako jedyny ma kluczę, którymi otwiera się te drzwi od drugiej strony.
- Jak mu rozwalę połowę twarzy jak on mi to wtedy może ci odpowie…
- Nikt nikomu nie będzie twarzy rozwalał.
- On już to zrobił!
- Uspokój się.- Poprosił go dość chłodno nawet jak na niego. Po chwili usłyszałem szczęk zamka. Drzwi otworzyły się delikatnie. Zmrużyłem przekrwione oczy osłaniając się przed światłem i nimi.- Boże. Co ty…
- Wygląda jak…- Urwał fioletowo włosy i bez problemu zarzucił mnie sobie na ramieniu. Jęknąłem w proteście.- Zamknij się pijaku jeden.- Warknął i ominął mojego oniemiałego brata. Po chwili dołączył do nas. O czymś rozmawiali, ale nie byłem w stanie skupić się ani odrobiny na wypowiadanych przez nich słowach.
Było mi niedobrze…

****
Otworzyłem oczy. Leżałem w swoim łóżku. Jak przez mgłę pamiętałem jak tutaj dotarłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nikogo oprócz mnie tutaj nie było. Mój wzrok podążył
w stronę zegarka stojącego na szafce nocnej. Wskazywał pierwszą w nocy, albo trzynastą w południe. Zerknąłem w stronę okna. Ewidentnie pierwsza w nocy.
Wypuszczając głośno powietrze z płuc dźwignąłem się z łóżka. Byłem inaczej ubrany. Ktoś mnie przebrał. Powąchałem się dyskretnie. Zamarłem.
- I wykąpał.- Dodałem sam do siebie. Starając się nie wydawać za bardzo żadnych dźwięków udałem się w stronę kuchni. Zatrzymałem się przed samymi drzwiami, kiedy nogi wrosły mi w panelową podłogę i nie chciały się ruszyć. Mogłem tylko stać i gapić się w drzwi. No i oczywiście słuchać tego co się działo w środku. Tak jak myślałem. Mój brat tam był razem z Taiyō. Zagryzłem delikatnie wargę oddychając ciężko. Bałem się tej konfrontacji, ale nie mogłem tak tego zostawić. To nie głupie „spadaj” tylko walnięcie doniczką w głowę. Tego zwykłym „przepraszam” nie załatwię.
- … jeszcze raz….
- Boże, Sempai. Ile razy mam to powtarzać? Zadzwonił telefon, on go odebrał i mu odjebało.
- Mówił kto dzwonił?
- Myślisz że zdołałby wykrzyczeć imię osoby która dzwoniła? Kiedy? Pomiędzy niszczeniem telefonu czy rozwalania mi głowy? Bo sam już nie wiem.
- Jesteś strasznie…. Sarkastyczny.- Zauważył Howaito. Skrzywiłem się delikatnie.
- Ta…. Daj ci rozwalę głowę. Zobaczymy czy będziesz wtedy wyśpiewywał pieśni chwalebne ku niebu na moją cześć.
- No bez przesady.
- Właśnie. Bez przesady. Dzieciak przesadził.
- Wiem, ale…
- Nie ma żadnego ale. Następnym razem może mu odjebać i zaatakuje twoja mamę lub Chisane.
- One już się nauczyły, że w takich momentach nie mogą do niego podchodzić.- Powiedział cicho mój brat. Przełknąłem ciężko ślinę.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- Padło ciche pytanie. Przez dłuższą chwilę w kuchni panowała cisza. Zamknąłem delikatnie oczy.
- To, że nie jesteś pierwszą osobą którą w ten sposób zaatakował.
- Żartujesz?
- Chciałbym.
- On się uwstecznia! Jak bachor z przedszkola!
- On zaczął żyć od kiedy ty tutaj zamieszkałeś. Ty tego nie widzisz, ale taka jest prawda. Mój brat powoli zaczyna wracać.
- I? Dlatego mam zostać i pozwolić się bić żeby on tylko wrócił.
- Nie wiesz co to znaczy stracić całkowitą nadzieję i ją odzyskać! A teraz chcesz mu ją odebrać!
- Oj przestań pierdolić! Bardzo dobrze wiesz, że wiem co to znaczy! Ja nie miałem jej wcale! Przez siedem jebanych lat nie miałem jej wcale!- Taiyō  uderzył ręką o stół. Drgnąłem. Chciałem z nim pogadać, ale się bałem. Bałem się, że całą złość skieruje na mnie. A nie chciałem aby się na mnie złościł. Wole jak jest obrażony. Nie zły.
Głupie, prawda?
- Pozwolisz, że wrócimy do tego jak już emocje trochę opadną?
- Nie mam zamiaru wracać do tego tematu. Nigdy. A teraz Sempai wybaczy.- Padły słowa po których życie w moich nogach wróciło. Spojrzałem na schody. Drgnąłem. Mój wzrok w dość powolnym tempie skierował się w stronę wejścia do kuchni w którym stał mój współlokator oraz brat. Przystanęli zaskoczeni i gapili się na mnie jakby zobaczyli ducha.
- Ja….- Przełknąłem głośno ślinę robiąc krok w tył. Opuściłem dłonie wzdłuż ciała
i zaciskając mocno dłonie w pięści napiąłem całe ciało. Odwróciłem głowę w bok.- Taiyo…san…. Możemy chwile porozmawiać… na osobności?- Zapytałem cicho.
- He?
 ******************************
Mam nadzieję, że się spodobał i zawitacie też tutaj za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031;)








1 komentarz:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    ojć, no naprawdę dlaczego tak zareagował na ojca co się, aż takiego w przeszłości wydarzyło... no dobra wiem co mniej więcej się stało i że to po części ojciec odpowiada ale interesują mnie pobutki i cała sytuacja...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń