Bez zbędnego marudzenia zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************
Siedziałem
w salonie. Od tygodnia nie wychodziłem z domu. Nie miałem na to ochoty. Tak
samo jak nie miałem ochoty na siedzenie w tym zasranym salonie. Ale przyszła
Chisana i Zaret więc byłem zmuszony tutaj z nimi siedzieć. A ten fioletowo
włosy troglodyta siedział w kuchni i coś szykował dla jego gości. To byli jego
goście! Dlaczego to ja miałem z nimi siedzieć?!
-
Kiedy wracasz do szkoły?
-
Nie wiem.
-
Wrócisz?- Zapytała kuzynka, kiedy jej chłopak znowu chciał o coś zapytać.
Zerknąłem na nią z ukosa, ale nie udzieliłem jej odpowiedzi bo do salonu wszedł
właśnie ON.
-
Proszę.- Powiedział podając im wysokie pokale z lodami. Podał mi mój bez słowa.
Wziąłem go w dłonie, ale wiedziałem, że i tak tego nie przełknę.- Zjedz chociaż
połowę.
-…-
Spojrzałem na niego i znowu na lody. Nie odpowiedziałem. Nie chciało mi się z
nikim rozmawiać.
-
Dalej się fochasz? Przecież nie chodziło mi…
-
Nie focham się.- Powiedziałem cicho. Prychnął siadając na podłodze naprzeciwko
nas. Jako jedyny zajął miejsce na puchowym dywanie. Zawsze tam siadał.
-
No przecież widzę, że się fochasz o tak głupie pytanie.
-
Jakie pytanie?- Zapytała Chisana. Zacisnąłem mocniej zęby.- Kyōfu?- Odłożyłem
lody na stole i podniosłem się ociężale ze swojego fotela. Stawy w kolanach
strzeliły kilkakrotnie. Skrzywiłem się. Nie lubiłem tego dźwięku.
-
Uciekasz? Boże człowieku, ja się tylko zapytałem czy…- Przerwał w połowie
zdania, kiedy odruchowo odebrałem drący się w niebogłosy telefon. Normalnie bym
go zignorował i pozwoliłbym mu odebrać albo drzeć się przeklętej maszynie, ale
teraz doszedłem do wniosku, że lepiej odebrać i posłuchać co mają do
powiedzenia telefoniczni domokrążcy albo jakieś inne ustrojstwa.
-
Heikin, słucham?- Zapytałem. Przez chwilę po drugiej stronie nie było nic
słychać, ale kiedy miałem już odłożyć słuchawkę myśląc, że ktoś pomylił numery
i się rozłączył ktoś postanowił się odezwać.
-
Howaito? Howaito Heikin?- Po drugiej stronie odezwał się jakiś mężczyzna.
Zacisnąłem delikatnie palce na słuchawce, kiedy z nieznanych mi powodów moje
dłonie zaczęły produkować spore ilości potu.
-
Przepraszam, ale brat jest teraz w pracy. Jeżeli to coś pilnego to powiem mu,
aby do pana oddzwonił, kiedy tylko wróci, więc…
-
Kyōfu?- Padło pytanie. Drgnąłem i odwróciłem się w stronę okna. Odruch, którego
myślałem, że się pozbyłem kilka lat temu.
-
Tak.
-
Mikasa w domu jest?- Padło ponownie pytanie, które tym razem dotyczyło mojej
matki.
-
Przepraszam, ale z kim mam przyjemność rozmawiać?
-
Nie poznajesz po głosie?
-
Nie za bardzo.- Odpowiedziałem. Osoba po drugiej stronie zaśmiała się chłodno.
I już wiedziałem, nie musiał się przedstawiać.
-
Twój ukochany tatuś dzwon…- Nie usłyszałem dalszej części jego wypowiedzi
ponieważ roztrzaskałem telefon stacjonarny wywołując tym samym krzyk
przerażenia z ust Chisany. Na sztywnych nogach ruszyłem w stronę pokoju mojego
brata i mamy po czym pozbyłem się też telefonów stamtąd ciskając nimi przez
cały pokój.
-
Żebyś zdechł!- Wydarłem się wyrywając sobie boleśnie włosy. Przechodząc przez
korytarz strąciłem ze stojącej tam szafki kryształowy wazon z kwiatami. Byłem
właśnie w trakcie ciskania niebieską doniczką przez korytarz, kiedy Chisana
znowu krzyknęła przerażona. Spojrzałem w jej kierunku i zamarłem. Koło jej nóg
klęczał Zaret przyciskając swoją zdjętą bluzę do twarzy leżącego na podłodze
Taiyō, który gapił się na mnie jednym, niezasłoniętym przez ciemny materiał
okiem.- Ja…- Głos uwiązł mi w gardle. W głowie miałem pustkę. Nie wiedziałem co
mam powiedzieć. Gdybym mógł to zamieniłbym się z nim miejscami. Podejrzewałem,
że takie oberwanie doniczką w głowę musi być bolesne. Nikt nie powinien
cierpieć przeze mnie.
-
Jebie cię w dekiel gówniarzu?!- Warknął na mnie. Podskoczyłem przerażony. Jego
złość była uzasadniona, ale to nie znaczy, że się nie bałem. Bałem się jak
cholera. I jego i o niego.
-
Taiyō leż spokojnie, bo będzie bardziej lecieć…
-
W dupie to mam! Ten świr rozwalił mi łeb jebaną doniczką!
-
Ja… ja…
-
No i co się kurwa jąkasz?!
-
Przepraszam…- Szepnąłem cicho uciekając na dół. Schować się przed światem i
przed jego wściekłym spojrzeniem. Wbiegłem do kuchni i porywając coś z lodówki
ukryłem się przed spojrzeniami świata w moim więzieniu, do którego nie
wchodziłem od jakiegoś roku.
Otaczająca
ciemność napawała mnie strachem…
Dusiła…
Więziła…
Zabijała…
***
Usłyszałem
jak ktoś pukał do drzwi, ale to zignorowałem. W końcu gdybym chciał wyjść do
świata, to…
-
Wiem, że mnie słyszysz! Siedzisz tam cały dzień! Otwieraj te drzwi!- Do
natarczywego pukania, które zamieniło się w głośne walenie dodano również
krzyki. Mimo to… nie ruszyłem się. Nie dałem rady. Nawet gdybym chciał –a nie
chcę- to bym nie otworzył tych drzwi. Może za kilka godzin owszem, teraz… nie.-
GŁUCHY JESTEŚ?!
-
…- Usłyszałem jakiś stłumiony głos.
-
Zamknął się tam.
-…-
-
Cały dzień. Od rana.
-…-
-
No sam sobie głowy nie rozwaliłem. Masochistą nie jestem.
-…-
Ciche szuranie koło drzwi. Jego rozmówca podszedł do niego. Teraz usłyszę z kim
gada.
-
Z nikim się nie pobiłem! To twój durny brat rozwalił mi łeb!- Krzyknął i znowu
załomotał
w drzwi z pięści.- Wyłaź!
w drzwi z pięści.- Wyłaź!
-
Co się stało?- Usłyszałem głos Howaito. Zamarłem. On tutaj wejdzie. Nie muszę
mu otwierać. Jako jedyny ma kluczę, którymi otwiera się te drzwi od drugiej
strony.
-
Jak mu rozwalę połowę twarzy jak on mi to wtedy może ci odpowie…
-
Nikt nikomu nie będzie twarzy rozwalał.
-
On już to zrobił!
-
Uspokój się.- Poprosił go dość chłodno nawet jak na niego. Po chwili usłyszałem
szczęk zamka. Drzwi otworzyły się delikatnie. Zmrużyłem przekrwione oczy
osłaniając się przed światłem i nimi.- Boże. Co ty…
-
Wygląda jak…- Urwał fioletowo włosy i bez problemu zarzucił mnie sobie na
ramieniu. Jęknąłem w proteście.- Zamknij się pijaku jeden.- Warknął i ominął
mojego oniemiałego brata. Po chwili dołączył do nas. O czymś rozmawiali, ale
nie byłem w stanie skupić się ani odrobiny na wypowiadanych przez nich słowach.
Było
mi niedobrze…
****
Otworzyłem
oczy. Leżałem w swoim łóżku. Jak przez mgłę pamiętałem jak tutaj dotarłem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nikogo oprócz mnie tutaj nie było. Mój
wzrok podążył
w stronę zegarka stojącego na szafce nocnej. Wskazywał pierwszą w nocy, albo trzynastą w południe. Zerknąłem w stronę okna. Ewidentnie pierwsza w nocy.
w stronę zegarka stojącego na szafce nocnej. Wskazywał pierwszą w nocy, albo trzynastą w południe. Zerknąłem w stronę okna. Ewidentnie pierwsza w nocy.
Wypuszczając
głośno powietrze z płuc dźwignąłem się z łóżka. Byłem inaczej ubrany. Ktoś mnie
przebrał. Powąchałem się dyskretnie. Zamarłem.
-
I wykąpał.- Dodałem sam do siebie. Starając się nie wydawać za bardzo żadnych
dźwięków udałem się w stronę kuchni. Zatrzymałem się przed samymi drzwiami,
kiedy nogi wrosły mi w panelową podłogę i nie chciały się ruszyć. Mogłem tylko
stać i gapić się w drzwi. No i oczywiście słuchać tego co się działo w środku.
Tak jak myślałem. Mój brat tam był razem z Taiyō. Zagryzłem delikatnie wargę
oddychając ciężko. Bałem się tej konfrontacji, ale nie mogłem tak tego zostawić.
To nie głupie „spadaj” tylko walnięcie doniczką w głowę. Tego zwykłym
„przepraszam” nie załatwię.
-
… jeszcze raz….
-
Boże, Sempai. Ile razy mam to powtarzać? Zadzwonił telefon, on go odebrał i mu
odjebało.
-
Mówił kto dzwonił?
-
Myślisz że zdołałby wykrzyczeć imię osoby która dzwoniła? Kiedy? Pomiędzy
niszczeniem telefonu czy rozwalania mi głowy? Bo sam już nie wiem.
-
Jesteś strasznie…. Sarkastyczny.- Zauważył Howaito. Skrzywiłem się delikatnie.
-
Ta…. Daj ci rozwalę głowę. Zobaczymy czy będziesz wtedy wyśpiewywał pieśni
chwalebne ku niebu na moją cześć.
-
No bez przesady.
-
Właśnie. Bez przesady. Dzieciak przesadził.
-
Wiem, ale…
-
Nie ma żadnego ale. Następnym razem może mu odjebać i zaatakuje twoja mamę lub
Chisane.
-
One już się nauczyły, że w takich momentach nie mogą do niego podchodzić.-
Powiedział cicho mój brat. Przełknąłem ciężko ślinę.
-
Co chcesz przez to powiedzieć?- Padło ciche pytanie. Przez dłuższą chwilę w
kuchni panowała cisza. Zamknąłem delikatnie oczy.
-
To, że nie jesteś pierwszą osobą którą w ten sposób zaatakował.
-
Żartujesz?
-
Chciałbym.
-
On się uwstecznia! Jak bachor z przedszkola!
-
On zaczął żyć od kiedy ty tutaj zamieszkałeś. Ty tego nie widzisz, ale taka
jest prawda. Mój brat powoli zaczyna wracać.
-
I? Dlatego mam zostać i pozwolić się bić żeby on tylko wrócił.
-
Nie wiesz co to znaczy stracić całkowitą nadzieję i ją odzyskać! A teraz chcesz
mu ją odebrać!
-
Oj przestań pierdolić! Bardzo dobrze wiesz, że wiem co to znaczy! Ja nie miałem
jej wcale! Przez siedem jebanych lat nie miałem jej wcale!- Taiyō uderzył ręką o stół. Drgnąłem. Chciałem z nim
pogadać, ale się bałem. Bałem się, że całą złość skieruje na mnie. A nie
chciałem aby się na mnie złościł. Wole jak jest obrażony. Nie zły.
Głupie,
prawda?
-
Pozwolisz, że wrócimy do tego jak już emocje trochę opadną?
-
Nie mam zamiaru wracać do tego tematu. Nigdy. A teraz Sempai wybaczy.- Padły
słowa po których życie w moich nogach wróciło. Spojrzałem na schody. Drgnąłem.
Mój wzrok w dość powolnym tempie skierował się w stronę wejścia do kuchni w
którym stał mój współlokator oraz brat. Przystanęli zaskoczeni i gapili się na
mnie jakby zobaczyli ducha.
-
Ja….- Przełknąłem głośno ślinę robiąc krok w tył. Opuściłem dłonie wzdłuż ciała
i zaciskając mocno dłonie w pięści napiąłem całe ciało. Odwróciłem głowę w bok.- Taiyo…san…. Możemy chwile porozmawiać… na osobności?- Zapytałem cicho.
i zaciskając mocno dłonie w pięści napiąłem całe ciało. Odwróciłem głowę w bok.- Taiyo…san…. Możemy chwile porozmawiać… na osobności?- Zapytałem cicho.
-
He?
******************************
Mam nadzieję, że się spodobał i zawitacie też tutaj za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031;)
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńojć, no naprawdę dlaczego tak zareagował na ojca co się, aż takiego w przeszłości wydarzyło... no dobra wiem co mniej więcej się stało i że to po części ojciec odpowiada ale interesują mnie pobutki i cała sytuacja...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia