Bez zbędnego marudzenia i zabierania wam czasu moim bezsensownym wstępem, którego i tak prawdopodobnie nikt nie czyta zapraszam do konkretów:)
**************************
Nim
zasnęliśmy Taiyō opowiedział mi co nieco o sobie. Kiedy miał pięć lat
uczestniczył
w wypadku samochodowym, w którym zginęli jego rodzice. Matka była nauczycielka hiszpańskiego, ojciec pracownikiem budowy. Trafił do domu dziecka ponieważ nikt z jego rodziny nie zgłosił się do urzędu ani nigdzie po śmierci jego rodziców. Na cmentarzu był on i pracownik socjalny. Oraz ksiądz.
w wypadku samochodowym, w którym zginęli jego rodzice. Matka była nauczycielka hiszpańskiego, ojciec pracownikiem budowy. Trafił do domu dziecka ponieważ nikt z jego rodziny nie zgłosił się do urzędu ani nigdzie po śmierci jego rodziców. Na cmentarzu był on i pracownik socjalny. Oraz ksiądz.
W
sierocińcu mieszkał w pokoju z czterema chłopcami. Co jakiś czas się zmieniali,
bo ktoś ich adoptował. Go nigdy nie brano pod uwagę. To właśnie w sierocińcu
poznał ludzi, z którymi stracił swoje wszystkie możliwe dziewictwa.
W
wieku szesnastu lat.
Mając
jedenaście lat napatrzył się na niedożywione dzieciaki. Państwo nie chciało za
bardzo łożyć na ich sierociniec. Zainteresował się gotowaniem i dietetyką.
Czytał dużo książek, aby jakoś pomagać w sierocińcu. Okazało się, że ma
niebywały talent do gotowania. Wszak z niczego potrafił zrobić coś. Pod koniec
gimnazjum poznał mojego brata, który jako wolontariusz zawitał do jego
sierocińca. Zaprzyjaźnili się mimo wielkiej różnicy wieku. To mój brat sprawił,
że pokochał koszykówkę. Kontakt zerwał im się, kiedy moja rodzina wyjechała z
miasta. Mówił, że czasami widywał mnie na mieście, ale nie mógł dopasować mnie
do sytuacji. Nie wiedział, że jestem bratem Howaito. Dopiero po całej akcji z
porwaniem (w telewizji nie podano do końca prawdy o porywaczach i o tym co mi
robiono) dowiedział się, że to ja. Nie ukończył liceum z powodu jakiś problemów
w sierocińcu (nie chciał powiedzieć jakich). Kiedy skończył osiemnaście lat
prawnik jego rodziców powiedział mu, że zostawili dla niego niezłą sumkę, którą
mógł wybrać po ukończeniu pełnoletniości. Pojawili się jacyś jego krewni
roszcząc sobie prawa do jego pieniędzy. Kazał im spierdalać. Napisał u prawnika
pismo, że w razie gdyby coś mu się stało całe pieniądze z konta przechodzą na
konto sierocińca. Wspomógł ich finansowo. Zainwestował sporą sumkę w jakiś
biznes (powiedział, że na razie nie muszę wiedzieć w jaki) po czym przeniósł
się tutaj
z dala od złych wspomnień i rodziny, która go prześladowała. Nałożył im niebieską kartę.
z dala od złych wspomnień i rodziny, która go prześladowała. Nałożył im niebieską kartę.
Mieszkał
sobie tutaj i pracował po ukończeniu licznych kursów kucharskich. Katastrofa
przyszła pewnego ciepłego dnia, kiedy w pracy powiedziano mu, że musi wrócić do
szkoły, a kiedy wieczorem wrócił do domu i poszedł się kąpać budynek w którym
mieszkał stanął w płomieniach. Chwycił tylko teczkę z dokumentami i swoją torbę
z którą przyszedł z pracy. Wszystko spłonęło. On podtruty czadem trafił do
szpitala. Później ze szpitala do nich do domu mając nadzieję, że jakoś się ze
wszystkimi dogada i odwdzięczy się za gościnę, co oczywiście dzięki mojej
zajebistej osobie było tylko pobożnym życzeniem.
Śmiał
się cicho, kiedy oburzony jego bezpodstawnymi oskarżeniami, że niby z
premedytacją zniszczyłem mu jego plany zaprzeczałem temu jawnemu oszczerstwu.
Nawet
kiedy zasypiałem słyszałem jego śmiech. Miałem ochotę podejść wepchać mu ten
śmiech ponownie do gardła, ale postanowiłem nie kusić losu.
^^~^^
Otworzyłem
swoją czarną szkatułkę, którą zawsze trzymałem w szufladzie swojego biurka,
a kluczyk do niej chowałem pod łóżkiem na deseczkach. Pokręciłem nosem i przeliczyłem swoje kieszonkowe. W sumie wyszło mi 1409869,08 yenów (Aut. Około 50 400 złoty). Nie ma się co dziwić, że aż tyle skoro od siedmiu lat dostawałem kieszonkowe co tydzień i nie wydałem z tego kompletnie nic. Wybrałem z tego osiem tysięcy po czym zamknąłem dokładnie szkatułkę i odłożyłem ją na miejsce. Pieniądze schowałem do swojego wcale nie wykorzystanego portfela (któryś tam prezent pod choinkę). Do środka wsadziłem również swoje dokumenty, zdjęcie mamy i brata, oświadczenie woli oraz numer kontaktowy do mamy, brata i mojego współlokatora. Kiwnąłem głową sam do siebie, po czym zbiegłem na dół. Wiedziałem, że brat siedział w kuchni z mamą. Taiyō był
w pracy. Zadzwonili do niego czy przyjdzie mimo swojego grafikowego wolnego.
a kluczyk do niej chowałem pod łóżkiem na deseczkach. Pokręciłem nosem i przeliczyłem swoje kieszonkowe. W sumie wyszło mi 1409869,08 yenów (Aut. Około 50 400 złoty). Nie ma się co dziwić, że aż tyle skoro od siedmiu lat dostawałem kieszonkowe co tydzień i nie wydałem z tego kompletnie nic. Wybrałem z tego osiem tysięcy po czym zamknąłem dokładnie szkatułkę i odłożyłem ją na miejsce. Pieniądze schowałem do swojego wcale nie wykorzystanego portfela (któryś tam prezent pod choinkę). Do środka wsadziłem również swoje dokumenty, zdjęcie mamy i brata, oświadczenie woli oraz numer kontaktowy do mamy, brata i mojego współlokatora. Kiwnąłem głową sam do siebie, po czym zbiegłem na dół. Wiedziałem, że brat siedział w kuchni z mamą. Taiyō był
w pracy. Zadzwonili do niego czy przyjdzie mimo swojego grafikowego wolnego.
-
Howaito. Sprawa jest.- Powiedziałem zatrzymując się gwałtownie na stole. Przytrzymał
swój i mamy kubek ratując je przed upadkiem i swoje krocze przed wrzątkiem na
nim.
-
Trzy głęboki wdechy.- Poradził. Zrobiłem to co powiedział. I spojrzałem na
niego wyczekująco.- Co jest?
-
Dobre miejsce w mieście, w którym można zjeść.- Powiedziałem na wydechu. Jego
lewa brew powoli powędrowała ku górze. Poczułem na sobie spojrzenie matki.
-
Ty chcesz jeść na mieście?
-
Mhy.
-
Ty?
-
No ja twój brat, który nie je nawet tego co gotuje mama chce zjeść na mieście.-
Powiedziałem i patrzyłem na niego z nadzieją w oczach. W końcu on powinien
wiedzieć.
-
Em… możesz iść do Kukkikuma.- Powiedział. Gapiłem się na niego jak na jakiegoś
czuba nie mogąc uwierzyć w to czy dobrze usłyszałem i zrozumiałem czy mi się po
prostu tak tylko wydawało.
-
Em… ktoś nazwał swój lokal „Ciasteczkowe misie”?
-
Ta… nic dodać nic odjąć. Po prostu Ciasteczkowe Misie.
-
Jakie to miejsce?
-
Dobre. Powinno ci się spodobać.- Powiedział przyglądając mi się uważnie.
Kiwnąłem głową i sięgnąłem po swój telefon. Po kilku chwilach „łażenia” po
Internecie wyszukałem adres i numer do tego lokalu. Okazało się, że trzeba
składać rezerwację. Podrapałem się po głowie. Wybrałem do nich numer i
podszedłem do lodówki sięgając z niej jabłko, co było tylko fortelem do tego
aby zobaczyć kiedy Taiyō ma znowu wolne. Wypadało w tą sobotę.
-
Restauracja Kukkikuma, słucham?- Usłyszałem głos jakiejś dziewczyny. Zagryzłem
policzek od wewnętrznej strony, aby tylko się nie zaśmiać.
-
Dzień dobry, chciałem zarezerwować stolik u państwa.
-
Na kiedy?
-
Sobota. Ta sobota.- Dodałem starając się ignorować palący wzrok mojej
wścibskiej rodzinki na swoich plecach.
-
Tak. Mamy jeszcze wolne miejsca na ten dzień. Stolik na ile osób?
-
Um… dwie.
-
Bardziej ustronne miejsce czy w centrum lokalu pan preferuje?
-
Um…. Ustronne.-Powiedziałem cicho przekręcając głowę w bok.
-
Na którą godzinę ma być gotowy stolik?
-
Na 19.
-
Stolik ma być zarezerwowany na nazwisko?
-
Ciasteczkowy Miś.- Powiedziałem nim zdążyłem się ugryźć w język. Usłyszałem jak
za mną Howaito prychnął głośno, by po chwili przekląć siarczyście. Spojrzałem
za siebie, by zobaczyć jak wyciera plamy kawy ze stołu.
-
Słucham?
-
Ciasteczkowy Miś.
-
Um… Dobrze. Potwierdzam rezerwacje stolika na sobotni wieczór, dla dwóch osób,
w ustronnym miejscu, na nazwisko Ciasteczkowy Miś.
w ustronnym miejscu, na nazwisko Ciasteczkowy Miś.
-
Tak. Zgadza się. Dziękuje i dowidzenia.
-
Dowidzenia.- Powiedziała dziewczyna i się rozłączyła. Wywaliłem ogryzek do
śmietnika.
-
Dałeś po bandzie. I to nieźle. Dzwonisz do restauracji i jesz do słuchawki, a
na dodatek podałeś taką nazwę przy rezerwacji stolika, że już chyba bardziej chamski
być nie mogłeś.
-
Samo mi się wyrwało.
-…-
Pokręcił tylko przecząco głową i nic więcej nie powiedział.
**’
Siedziałem
jak na szpilkach i czekałem na jego odpowiedź. A on? On gapił się na mnie jakby
widział mnie pierwszy raz w życiu i do tego jakbym stał przed nim tak jak mnie
matka urodziła.
Gołego
i wesołego.
No
ale i do gołego i do wesołego było mi daleko, więc on tak tylko patrzył.
Profilaktycznie.
Dla
zasady.
Żeby
się pogapić.
-
Dlaczego?- Padło jedno pytanie. Nie odpowiedź „tak” ani nie odpowiedź „nie”
tylko jedno, głupie pytanie „dlaczego”. I co ja mu miałem powiedzieć? Chyba nie
chciał abym powiedział mu wprost dlaczego się o to zapytałem?!
-
Um…. Dlaczego się pytasz dlaczego?- Zapytałem idiotycznie. Zmarszczył czoło, co
nie wróżyło niczego dobrego.
-
Chyba pierwszy zapytałem dlaczego? Co ty kombinujesz?
-
Nic.
-
Więc? Dlaczego?
-
Nie odpuścisz dopóki ci nie powiem?- Zapytałem. Wzruszył od niechcenia
ramionami.
-
Jeżeli mi nie powiesz, to nie pójdę.- Postawił sprawę bardzo jasno.
Zazgrzytałem zębami na tyle głośno, że nawet i on to usłyszał, na co zareagował
tylko uniesieniem brwi w górę.
-
Chciałem przeprosić….
-
Za co?- Zapytał nie rozumiejąc. Pokazałem palcem na swoją brew. Jego już była
prawie wygojona. Okrywał ją delikatny pomarańczowy siniak. Wypuścił głośno
powietrze z płuc.
-
Nie musisz mnie za to przepraszać, już chyba się w tej kwestii dogadaliśmy.
-
Ale ja chce.
-
Nie musisz.
-
Ale…
-
Nie.
-
Więc nie pójdziesz?
-
To wyjście w ramach przeprosin, a ty nie musisz mnie przepraszać więc...-
Urwał. Zacisnąłem usta w cienką linię, kiedy gorzki smak zamajaczył mi w
gardle. Jakaś dziwna gula chciała się wydostać na zewnątrz, ale jej na to nie
pozwoliłem. Coś ścisnęło mnie w dołku.
Żal.
Odrzucanie.
Mimo,
że głupiego wypadu do lokalu i kina na jakiś bzdurny film w ramach przeprosin,
ale mimo wszystko. Odrzucił moje zaproszenie. Chyba nie wiedział ile mnie
kosztowało zorganizowanie tego i zaproszenie go. W końcu nie jestem typem
człowieka, który o tak sobie bez żadnego problemu dzwoni gdzieś i załatwia
wszystko od ręki. Żaby zadzwonić do jakiegokolwiek lokalu zbierałem się trzy
tygodnie. Później trzy dni na wybranie czegoś w kinie i zabukowaniu biletów.
Kolejne dwa dni aby go zaprosić.
Wygrzebałem
telefon z kieszeni spodni i zacząłem szukać w nim numeru do Chisany. Może ona
będzie chciała razem z Zaretem skorzystać z tego, co ja tak ciężko
zaplanowałem?
-
Um…- Ręka mi się trzęsła pod jego badawczym spojrzeniem, dlatego odwróciłem się
do niego tyłem.
-
Co robisz?
-
Dzwonie.
-
Do….?- Zapytał. Usłyszałem jak wstaje z łóżka i podchodzi do mnie niepewnie.
-
Do Chisany. Może ona będzie chciała skorzystać z biletów i rezerwacji. Powiem
jej, że za wszystko zapłacę tylko…- Przerwałem, kiedy jego ręka zatrzymała
moją, w której był telefon. Opuściłem głowę w dół nie chcąc na niego patrzeć.
-
Już wszystko zarezerwowałeś?- Zapytał. Przełknąłem głośno ślinę. Czy to ważne?
Przełożyłem telefon do drugiej ręki i zabrałem się za ponowne szukanie numeru
kuzynki. I znowu jego druga ręka mnie zatrzymała.
-
Puść. Chcę zadzwonić.
-
A ja chce uzyskać odpowiedź na swoje pytanie.
-
A czy to ważne?
-
TAK, KURWA, WAŻNE!- Krzyknął. Podskoczyłem przerażony i skuliłem się
delikatnie. Zagryzłem delikatnie policzek od środka myśląc gorączkowo. – Kyōfu!
Do cholery jasnej!
-
Tak zarezerwowałem już wszystko! Trzy tygodnie zbierałem się do tego, aby
zadzwonić do lokalu! Trzy dni wybierałem ten durny film i zabukowałem bilety!
Dwa dni zbierałem w sobie odwagę, aby się ciebie zapytać o twoją odpowiedź! Ale
przecież to nie ważne! Bo i po co się tym przejmować! Więc mnie kurwa puść, bo
nie pozwolę, aby moje męczarnie poszły na marne i chociaż Chisana z Zaretem z
tego skorzystają!- Próbowałem się wyszarpać, ale mogłem sam siebie wyśmiać, że
w ogóle ośmieliłem się pomyśleć o tym, aby spróbować.
-
Na którą mam być gotowy?
-
Nie chce twojej litości!
-
I jej nie dostaniesz. Nigdy. Zapamiętaj to sobie. Ja się nie lituje i nienawidzę
jak ktoś się lituje nade mną. Gdybyś nie zrobił tej rezerwacji, to bym miał to
gdzieś, ale skoro już się postarałeś to nie pozwolę się zmarnować twoim wysiłkom.
-
Na 14.- Mruknąłem cicho opuszczając głowę jeszcze bardziej w dół. Potarmosił mi
włosy, po czym odszedł w stronę swojego łóżka.
**,
Wyszedłem
z kina z duszą na ramieniu. Nie spodziewałem się, że będzie aż tyle ludzi.
Myślałem, że na taki film nie przyjdą tłumy, ale myliłem się. Najwidoczniej
„Odd Thomas: Pogromca Zła” cieszył się większą sławą niż myślałem. No cóż….
Ruch źle przeze mnie przemyślany. Spojrzałem na swojego towarzysza, który
polazł do śmietnika wywalić opakowania po popcornie
i coli (jakoś to w siebie wmusiłem). Spojrzał na mnie i uniósł zaczepnie lewą brew do góry.
i coli (jakoś to w siebie wmusiłem). Spojrzał na mnie i uniósł zaczepnie lewą brew do góry.
-
Co jest?
-
Podobał ci się film?
-
Nawet. Dobre teksty były.- Odparł i ruszył w stronę wyjścia z galerii.
-
Ummmm…. mmhm.
-
A tobie?
-
Było… tłoczno… - Mruknąłem zawstydzony. Zaśmiał się cicho.
-
Tak myślałem. I….?
-
I z tego, co zdołałem obejrzeć to był… średni.- Przyznałem niechętnie. Znowu
się zaśmiał.
-
Nie każdemu musiał przypaść do gustu.
-
Ja nie mówię, że mi nie przypadł tylko, że był średni. Nie tego się
spodziewałem.
-
No cóż.- Popatrzył na mnie przez chwilę, po czym zatrzymał się przy wielkiej
maszynie
z pluszakami.- Gramy?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową.
z pluszakami.- Gramy?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową.
-
Nie potrafię w to grać.
-
No ale grałeś w to kiedyś?- Zapytał. Znowu przecząco pokiwałem głową. Udał
załamanego.- Dobra. Czekaj. Ja w to zagram, a ty się przyglądaj. Wybierz
jakiegoś pluszaka.
-ummm….
Tego.- Powiedziałem po chwili namysłu i wskazałem wybranego pluszaka, po czym
zostałem obrzucony sceptycznym spojrzeniem.
-
Mistrz Yoda? Serio?
-
Coś ci się nie podoba?
-
Nie. Tak tylko się upewniam czy parzyliśmy w tym samym kierunku.
-
Jaaaasne.- Mruknąłem delikatnie urażony. Co mu nie pasowało w mistrzu Yoda’ie?
Przyglądałem się dokładnie jego staraniom. Za piątym razem jak wrzucił kolejne
monety do maszyny misiek wyleciał przez otwór prosto w jego ręce. Przyglądał
się przez chwilę jego „facjacie” po czym uśmiechając się wyciągnął go w moim
kierunku.- Co?
-
Trzymaj.
-
Po co?
-
Dla ciebie dzieciaku.- Odparł. Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, kiedy coś
w mojej klatce piersiowej drgnęło na jego tekst. Dla mnie. Yoda dla mnie.
-
Dzięki.- Mruknąłem i sięgnąłem po pluszaka. Objąłem go delikatnie ramionami.
-
Jeszcze jakiegoś chcesz?
-
To jest kosztowna gra, więc…
-
Nie pytam się ile to kosztuje, tylko czy jeszcze jakiegoś chcesz? I lepiej,
żebyś mnie nie okłamał.- Zastrzegł sobie. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem
ponownie na Mistrza Yode trzymanego przeze mnie. Później ponownie na maszynę
rozglądając się po niej uważnie.
-
Um….
-
Czekam.- Przypomniał mi. Podrapałem się po karku wiedząc jak zareaguje.
-
Chopper z One Piece.- Powiedziałem cicho pod nosem. Nie chciałem mu mówić, że
to go chciałem mieć od samego początku. Przyglądał mi się dłuższą chwilę.
-
Od początku go chciałeś, prawda?
-
Nie…
-
Chciałeś. Dlaczego nie powiedziałeś?- Zapytał wrzucając pieniądze do maszyny i
zaczął wyławiać wskazaną maskotkę.
-
Bo byś się śmiał.
-
A śmieje się?
-
No właśnie nie i to mnie dziwi.
-
Sam lubię Choppera. Jest zajebiście… słodki.
-
Gdyby cię usłyszał powiedział by, że nie jest.
-
I to jest w nim słodkie.- Zaśmiał się. Tym razem poszło mu szybciej. Po chwili
wręczał mi kolejnego pluszaka.
-
Co ja z nimi zrobię?- Zapytałem zaskoczony. No właśnie. Co ja z nimi zrobię?
-
Położysz je na swoje puste półki w pokoju, albo będziesz z nimi spać.- Zauważył
inteligentnie wsuwając ręce w kieszenie.
-
Można i tak.- Powiedziałem i zerknąłem na zegarek.
-
Na którą mamy kolację?
-
Na dziewiętnastą. Źle wyliczyłem godziny filmu. Mogłem wybrać wcześniejszą
godzinę….
-
Tak jest dobrze. Przejdziemy się. I przy okazji….- Pokazał na coś palcem
uśmiechając się wrednie. Spojrzałem tam i aż się pode mną kolana ugięły. On nie
żartował!
**,
Odwracałem
głowę w drugą stronę byle tylko na niego nie spojrzeć, ale i tak mi się to nie
udawało. Nadal się gapił. Przeciągle się gapił. Wypalając mi dziurę w brzuchu,
ale nadal się gapił.
-
No co?- Nie wytrzymałem. Spojrzałem na niego oburzony szykując się do kolejnego
ataku, ale on tylko przecząco poklecił głową i spojrzał do karty dań.- No co?-
Zapytałem nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
-
Ciasteczkowy Miś? Serio?- Zapytał przerzucając kartki w karcie. Zagapiłem się
przez chwilę na jego długie palce.
-
Wyrwało mi się. Nie chciałem tego.
-
O czym ty myślałeś…
-
Nie myślałem. Wyrwało. Mi. Się.- Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Uniósł ręce na
znak swojej kapitulacji. Przez ten gest bardziej się we mnie zagotowało.
-
Taiyō myślałem, że dzisiaj wolne.- Powiedział młody chłopak podchodząc do nas.
Spojrzałem na niego marszcząc czoło. Ubrany był w czarne spodnie w kant, białą
koszulę z trzy czwarte rękawem i czarny krawat do tego. Włosy zaczesane do
tyłu. W ręku trzymał notesik. Kelner?
-
Bo mam wolne. Jestem tutaj prywatnie.- Zaznaczył mój towarzysz rzucając mu
powłóczyste spojrzenie, po czym ponownie spojrzał do karty dań.
-
W takim razie proszę o wybaczenie szanownego klienta.- Chłopak momentalnie
zmienił ton głosu.- Czy już się panowie zdecydowali na coś konkretnego?
-
Um….- Spojrzałem na Taiyō. Chyba wyczuł, że się na niego gapię, bo zerknął na
mnie.
-
Ja pierwszy?- Zapytał. Kiwnąłem twierdząco głową.- Ok. Więc ja poproszę schab
pieczony w sosie własnym, caprese, lody z owocami i bitą śmietaną i do tego
mrożoną herbatę. Kyōfu?
-
Um… ja…. Em…Mix kolorowych sałat z
griolwanym kurczakiem i serem pleśniowym, frytki, galaretka ze Świerzymi
owocami i herbatę mrożoną.- Powiedziałem patrząc się wszędzie tylko nie na
kelnera.
-
Maksymalnie do dziesięciu minut trwa oczekiwanie na zamówienie. Herbatę
przynieść teraz czy razem z daniami?
-
Um… Em….
-
Teraz.- Rzeczowa odpowiedź od rzeczowego faceta. Po chwili byliśmy już sami.-
Stresujesz się.- Nie zapytał. Stwierdził fakt.
-
Znasz to miejsce?- Zapytałem cicho. Przyglądał mi się uważnie po czym dość
powoli pokiwał twierdząco głową.- Skąd? Etto…. Jeżeli można wiedzieć.-
Powiedziałem pospiesznie.
-
Ja tutaj pracuje.- Powiedział przyglądając się mojej minie. Uderzyłem głową o
blat stołu jęcząc cicho.
-
Hooo-waaaa-iiiii-tooooo.- Jęknąłem uderzając głową w stuł na każdej sylabie.
-
Nie rań sam siebie.- Powiedział cicho. Spojrzałem na niego. Przyglądał mi się
dokładnie.
-
No weź. Mój brat mi polecił to miejsce.
-
Bo wie, że tutaj pracuje. Mówiłeś mu z kim tutaj idziesz?
-
Nie.
-
Dlatego zaproponował ci to miejsce. Żeby później móc mnie zapytać, czy ciebie
tutaj czasami nie widziałem z jakąś laską.- Powiedział. Speszyłem się. Nie
chciałem mu mówić, że Howaito wiedział iż zabrałbym tutaj tylko faceta.
-
Zamorduje go.
-
Wbij to sobie do głowy. Twój brat to wredna osoba.
-
Nie mniej niż ty. W połowie drogi się zorientowałeś, gdzie idziemy i się
szczerzyłeś. Dopiero mina ci zrzedła jak powiedziałem w hollu na jakie nazwisko
była rezerwacja.
-
Bo nie spodziewałem się, że moja znajoma z pracy zobaczy, że przyszedłem tutaj
z Ciasteczkowym Misiem. Wiesz, że będą mi to wypominać do końca życia?
z Ciasteczkowym Misiem. Wiesz, że będą mi to wypominać do końca życia?
-
Jak chcesz, to możemy stąd iść.- Mruknąłem pod nosem. Zaśmiał się i puknął mnie
delikatnie nogą w nogę.
-
Nie psuj randki.
-
Tak? CO?!- Zapytałem zaskoczony, kiedy postawiono przed nami herbatę w dzbanku
i dwie wąskie, ale wysokie szklanki. Kelner odszedł bez słowa.
-
A co? Może nią nie jest?
-
To wypad w ramach przepro…
-
Spróbuj dokończyć to zdanie, a przelecę cię w pierwszym ciemnym zaułku.-
Warknął
w moją stronę przesuwając w moją stronę szklankę z napojem. Zamarłem. Spojrzałem na niego.
w moją stronę przesuwając w moją stronę szklankę z napojem. Zamarłem. Spojrzałem na niego.
-
Może być i randka chociaż nigdy na żadnej nie byłem.
-
No to jesteś teraz.
-
A co się robi na randce?
-
To co teraz my robimy?- zapytał jakby gadał z idiotą.- No i później można się
pomacać, przelizać, przespać albo grzecznie wrócić do domu.
-
Grzecznie wrócić do domu.- Powtórzyłem przytulając się do chłodnej szklanki.
Zaśmiał się cicho.
-
Nawet całusa nie dostanę?
-
Nie….
-
Takiego małego, w policzek?
-
Nie….
-
No wiesz co, sknera.- Udał oburzonego. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi
oczyma. Jak miałem rozumieć jego słowa. Brać je na żarty czy poważnie?
-
Mam to brać jako żart czy jako poważny temat?- Zapytałem cicho okręcając szklankę
dookoła swoich dłoniach. Odstawił swoją na stolik i pochylił się w moim
kierunku.
-
A jakbyś chciał aby było? Hmmm??
-
Ja?
-
Tak ty? Jakbyś chciał? Żebym żartował czy był poważny?
-
Poważny.- Powiedziałem cicho. Nie chcę, aby sobie ze mnie żartował.
-
W takim razie, kiedy skończy się kolacja i odprowadzę cię grzecznie do domu nie
przelecę cię, ani nie zmacam ale skradnę ci pocałunek jeżeli ty pierwszy nie
wyjdziesz z inicjatywą.
-
Słucham?
-
Przeliże cię.- Oznajmił mi, kiedy kelner przyniósł nasze zamówienie. Nie
skomentował tego w żaden sposób, tylko życzył nam smacznego.
-
Dlaczego?
-
Bo tego chce.
-
To jest nie fair.- Powiedziałem oburzony. Spojrzał na mnie zza wachlarza swoich
rzęs.
-
Ty jesteś dobry dzieciak, więc grasz uczciwie, ja jestem zły dzieciak, dlatego
gram nieczysto
i bawią mnie pikantne zagrania.
i bawią mnie pikantne zagrania.
-
Nie chcę, abyś się mną bawił.
-
Nie mam zamiaru.
-
Więc…
-
Jedz.
-
Ale…
-
Jedz.- Urwał temat i zabrał się za jedzenie, a ja jak ten skończony dureń nie
mogłem od niego oderwać wzroku i ciągle się na niego gapiłem. On chciał mnie
przelizać i mnie o tym ostrzegł,
a teraz normalnie zabrał się za jedzenie.- Pomóc?- Zapytał. Bez słowa zabrałem się za pochłanianie tego co zamówiłem. Wiedziałem, że byłby zdolny do tego, aby karmić mnie w środku lokalu,
w którym pracował.
a teraz normalnie zabrał się za jedzenie.- Pomóc?- Zapytał. Bez słowa zabrałem się za pochłanianie tego co zamówiłem. Wiedziałem, że byłby zdolny do tego, aby karmić mnie w środku lokalu,
w którym pracował.
*****************************
A no tak...
w tym rozdziale był wypad w ramach podziękowania (patrzcie randka)... jak wam się spodobała pierwsza randka.... przepraszam.... wypad w ramach podziękowania głównych bohaterów??? xD
Pozdrawiam Gizi03031
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak randka to znaczy wypad w ramach przeprosin mi się podobał... ech czemu dzwonił przy rodzince mógł tylko zapytać o lokal sprawdzić kiedy ten ma wolne i w pokoju u siebie zadzwonić bez świadków... długo się zmagał aby ten ruch wykonać, ale tak pomyślałam o Taiyo, że może on pracuje jako ktoś do towarzystwa bo to zachowanie kelnera trochę dziwne jak dla mnie było...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia