niedziela, 18 lutego 2018

4383- Rozdział 13

Hejka.
Życzę wam miłego czytania.
Nie będę wam długo marudzić, bo już mnie plecy bolą od tego siedzenia:/
***************************
Siedziałem u siebie na łóżku. Chyba znienawidzę ten mebel, jeżeli jeszcze raz będę musiał na nim siedzieć i czekać albo na odpowiedź fioletowo włosego, albo czekając na jego powrót do domu. Powinien już być jakieś dwie godziny temu. Nic nie pisał, że się spóźni. Tylko z rana powiedział mi żebym pamiętał, iż to jego dzisiaj kolej pierwszego się kąpać. A teraz go nie było. Może coś się stało? Nie miałem pojęcia co się działo i to mnie trochę denerwowało. Przecież normalnie by coś napisał, zadzwonił. Zawsze tak robił, więc teraz dlaczego…?
Zerknąłem w stronę swojego biurka. Kalendarz, który nad nim wisiał pokazywał mi, że za miesiąc zaczniemy nowy i za razem ostatni rok w liceum. Miesiąc zbierałem się na to, aby mu o tym powiedzieć. Trzy dni temu wrócił z jakiegoś szkolenia, na które wysłano go z pracy.
Z Francji.
Tak żeby było zabawnie.
A co? Przecież nikt mu nie zabroni, co nie…
Jego wyjazd dał mi możliwość przemyślenia kilku spraw, dlatego kiedy wrócił postanowiłem, że pierwszy wieczór, kiedy nie będzie nikogo w domu wyznam mu swoje uczucia. Nie chciałem, aby przez przypadek ktoś nam przeszkodził włażąc do naszego pokoju. Nie moja wina, że ten dzień nastał tak szybko. Tak samo jak nie moją winą było to, że się spóźniał. Nawet nie czekałem z kąpielą na niego. Umyłem się w łazience na dole w razie gdyby wrócił w trakcie. Wtedy nie mógłby mi marudzić.
Trzy godziny.
Spóźniał się trzy godziny. W sumie nie umawialiśmy się. Miał prawo przyjść później. Albo jutro rano. Był dorosły. Nie musiał przychodzić do domu tak jak mówił. Był wolny. To ja sobie coś uroiłem, że skoro powiedział, że mam nie zajmować łazienki, bo on pierwszy z niej korzysta, to chyba oczywiste, że wróci o normalnej godzinie. Mógł się domyślić, że będę czekał ze swoją kolejką. Ale oczywiście przecież to ja sobie coś uroiłem w tej swojej psychicznej łepetynie. W końcu gdyby mu zależało…
Zaśmiałem się cicho pod nosem.
Na czym miałoby mu zależeć? Na tym, żeby umyć się pierwszym, czy na tym żebym nie czekał? Bo już sam nie rozumiałem. Tak samo jak nie rozumiałem dlaczego się tak irytuję. W końcu nie powiedział nic więcej jak głupie, krótkie „Pamiętaj, dzisiaj ja pierwszy wieczorem korzystam
z łazienki
”. Nic więcej. Tylko to jedno głupie zdanie. Pamiętałem, ale on widocznie nie!
Wyśmiałem sam siebie kolejny raz tego wieczora- chociaż już była noc- i kładąc się do łóżka zgasiłem swoją lampkę nocną. Dzisiaj chciałem spać w całkowitych ciemnościach. Nie chciałem ani przez przypadek zobaczyć go, tak samo jak nie chciałem, aby on zobaczył mnie.
Czasami zdarzało mi się spać przy zgaszonym świetle. Fakt, miało to miejsce raptem kilka razy, ale jednak miało.
Wierciłem się przez dobre pół godziny nie mogąc znaleźć sobie miejsca ani wygodnej pozycji do snu. Wiedziałem, że to nie prawda. Mimo, że mój umysł podjął decyzję o tym, że mam odpuścić i się kłaść moje serce nie chciało i czekało.
Jęknąłem głośno kiedy kolejny raz tego wieczora zerknąłem na wyświetlacz telefonu i nie mogłem zasnąć. Wypuściłem głośno powietrze i wychodząc z łóżka obdarzyłem je oburzonym spojrzeniem po czym ruszyłem w stronę drzwi. Może ciepłe kakao pomoże mi zasnąć?
W domu panowały egipskie ciemności. Nawet z dworu nie dochodziły do mnie żadne dźwięki ani światła. Zaczęła się noc duchów.
Prychając pod nosem wszedłem do kuchni i kręcąc przecząco głową zapaliłem światło koło lodówki. Nastawiłem mleko w garnku i wsypałem do swojego kubka kakao.
- Co… robisz…?- Krzyknąłem piskliwie i upuściłem na podłogę kubek z brązowym proszkiem, kiedy usłyszałem za sobą głos i nie dochodził on od strony drzwi tylko przeciwnej jaką był nasz wielki stół. Odwróciłem się delikatnie starając się oddychać spokojnie i zgarniając w rękę nóż kuchenny, którym przeważnie ten spóźnialski dupek pracował. Spojrzałem w stronę drzwi
i zamrugałem kilka razy, kiedy spojrzałem na Taiyō, który leżał sobie normalnie na stole i przekręcając głowę opartą n wyprostowanych rękach spojrzał na mnie. Dziwnie wyglądał. Przyglądał mi się dokładnie zatrzymując swój wzrok na moich dłoniach.
- Taiyō kurwa! Nie strasz mnie tak!- Krzyknąłem odkładając nóż na blat za sobą po czym odwracając się do niego tyłem sięgnąłem po miotłę i szufelkę.
-  Co… robisz…?
- Zamiatam?- Zapytałem prychając cicho pod nosem.
- Wcześniej…?- Zapytał. Zerknąłem na niego marszcząc czoło. Coś mi tutaj nie pasowało.
- Ty coś piłeś?- Chciałem się upewnić. Nic nie mówił, że miał zamiar wypić po pracy. Więc to przez to się spóźniał.
- Taaaa…. Z kumplami z pracy. Opijaliśmy… opalijaśmy…. piliśmy urodziny …fesza…. efsza…. szefa… kurwa.- Przetarł twarz dłońmi. Był pijany. Zgasiłem palnik na którym grzało się mleko. Odechciało mi się tego kakao. Zerknąłem na niego, ale on nadal ukrywał twarz w dłoniach. Ma telefon. Trudno mu było zadzwonić i powiedzieć, że się spóźni. Że mogę iść się umyć pierwszy, że nie będzie go dzisiaj na kolacji, że…
Pokręciłem przecząco głową i bez słowa ruszyłem w stronę pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i przeciąłem szybko całą długość pokoju po czym zakopałem się w puchowej pierzynie i zamknąłem oczy, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a pokój rozświetliły halogeny umieszczone na suficie. Starałem się oddychać spokojnie, aby ten pijak pomyślał, że minęło już kilka godzin po tym jak wyszedłem z kuchni.
- Czemu wyszedłeś jak z tobą… hyck…. gadałem?- Usłyszałem ciche warknięcie koło swojego łóżka. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i przekręciłem się na plecy aby móc spojrzeć
w jego oczy. Marszczył czoło i nos. Chwiał się lekko na boki.
- Kładź się spać. Jesteś pijany.- Powiedziałem patrząc na niego. Usiadł na moim łóżku zgniatając mi prawe udo swoim tyłkiem. Skrzywiłem się delikatnie, ale po chwili moja noga została uwolniona z „ciężkich” okowów.- Taiyō idź do siebie. Jesteś pijany.
- Nie jestem…. Paimany.
- Ty nawet niepoprawnie mówisz. Idź się połóż.
- Nie.- Mruknął obrażony. Patrzyłem się na niego przez chwilę po czym odwróciłem się do niego tyłem z zamiarem próby zaśnięcia.- Nie odwracaj się do mnie tyłem.- Mruknął jak obrażone dziecko. Przewróciłem oczyma, ale nawet nie drgnąłem.
- Bo?
- Bo cię przelecę.- Powiedział poważnie. Moje serce przyspieszyło gwałtownie. Poczułem jak temperatura mojego ciała skoczyła w górę. Nie byłem przyzwyczajony do takiej reacji mojego organizmu. Zacisnąłem delikatnie palce na poduszce, ale się nie odwróciłem.
- Phfff… Jesteś pijany.
- Nie na tyle aby nie zerżnąć twojej dupy, którą sam mi podsuwasz.- Powiedział i zacisnął swoje palce na moim prawym biodrze. Drgnąłem zaskoczony.
- Nic ci nie podsuwam. Odwracam się do ciebie z cichą nadzieją, że ci się znudzi i pójdziesz spać.
- To sobie śpij, a ja skorzystam z twojego zaproszenia.- Powiedział. Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, kiedy zacisnął swoją rękę na moim prawym pośladku. Moja mina za pewne musiał wyrażać święte oburzenie, ale widocznie go to obeszło. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Podpuścił mnie! Ale ni musiał mnie łapać za tyłek. Przez mój gwałtowny obrót jego ręka znalazła się niebezpiecznie blisko mojego krocza. Zadrżałem.
- Taiyō zabierz swoją rękę.- Powiedziałem cicho nie mogąc złapać oddechu, nie moja wina, że tak zareagował. Wiedziałem do czego są zdolne pijane osoby. A on był pijany. Nie wiedziałem jak się zachowuje po alkoholu.- Proszę…- Pisnąłem, kiedy nie zabrał swojej ręki. Poczułem jak przesunął ją wyżej przez mój brzuch, tors i szyje aż do włosów, które delikatnie potarmosił i uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Sumienie by mnie chyba zabiło.- Powiedział delikatnie. Przyglądał mi się uważnie po czym jęknął cicho i zabrał swoją rękę.
- Boli cię coś?- Zapytałem cicho. Pokręcił przecząco głową i zaśmiał się cicho.
- Nie. Po prostu pomyślałem, że szkoda…
- Czego?- Zapytałem kiedy przerwał gapiąc się na mnie szeroko otwartymi oczyma jakby myślał nad tym co chciał powiedzieć.
- Że mogę cię tylko pocałować?
- Proszę?- Zapytałem kiedy i on zadał mi wcześniejsze pytanie. On nie wiedział czy mnie pytał o zgodę? Co ja miałem mu powiedzieć?
- Gdyby nie to, co ostano usłyszałem zaproponowałbym ci coś, ale wiem że się na to nie zgodzisz więc zostają same pocałunki jeżeli się zgodzisz.- Powiedział przyglądając mi się uważnie.
O czym on pierdoli?
- Co ty do mnie gadasz człowieku, bo nie ogarniam?
- Powiedz mi, co do mnie czujesz?- Zapytał po chwili milczenia. Otworzyłem szerzej oczy
i gapiłem się na niego przez dobre pięć minut. On wiedział! O Boże! On wiedział! Ale jak? Skąd?
- Czy mój głupi brat…?
- Nie. Sam to powiedziałeś.- Powiedział uśmiechając się kpiąco. Ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego.
- Tak?
- Tak.
- Kiedy? Co?- Nie rozumiałem.
- Zadzwoniłeś do mnie przypadkiem jak gadałeś na ten temat z sempaiem w kuchni. I to jeszcze głośnomówiący miałeś włączony. Usłyszałem wszystko i…- Urwał kiedy ukryłem twarz pod poduszką. O Boże! O Boże! Jaki wstyd! On wie! On wszystko wie!
- I… co…?- Zapytałem cicho w poduszkę. Nie wiedziałem czy mnie usłyszy czy też nie.
- Nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Nie wiąże się z nikim. Nie szukam chłopaka ani dziewczyny.- Jego słowa dochodziły do mnie jakby z oddali. Mój żołądek ścisnął się boleśnie, nie mogłem złapać oddechu. Oczy, które były zamknięte zapiekły. Odrzucenie.- Jestem młody i chcę się bawić więc nie dam się nikomu przywiązać do swojej nogi. Mam kilku seks przyjaciół, ale z kolei ty się w to nie bawisz. Bo wątpię aby nie przeszkadzało ci to, że śpię z innymi. Nie poszedłbyś na taki układ aby dzielić się mną jeżeli byś nim został. Więc zostają pocałunki o ile chcesz.
- Sex-przyjaciel?- Wydukałem zbolałym głosem. On to robił? Z kim? Jak długo? Ilu ich było?
- Sex- przyjaciel.- Mruknął i poklepał mnie delikatnie po brzuchu. Poczułem jak sprężyny mojego łóżka ustępują, kiedy podniósł się i zniknął za drzwiami łazienki. Opuściłem delikatnie paczuszkę przełykając gorzkie łzy.
Związek nie, ale sex-przyjaciel już tak?
W co on sobie pogrywa?

**

Tydzień.
Od tygodnia nie widziałem nikogo z domu, ani z nikim nie gadałem.
Dokładnie tydzień temu zostawiłem telefon na biurku, zarzuciłem na ramię pasek podręcznej torby i korzystając z okazji, że byłem w domu sam wyszedłem z niego i wyjechałem. Nie wiedzieli gdzie, nie mogli się ze mną skontaktować, nie mogli po mnie przyjechać. Mogłem być sam…
Lubiłem być sam…
Do czasu aż miałem swój pokój tylko dla siebie. Od dnia kiedy ta ludzka brzoza wyrosła na moim terenie wszystko się zmieniło.
Samotność już nie sprawiała mi takiej radości. I właśnie dlatego wbrew samemu sobie
i wszystkim bóstwom na tym świecie siedziałem w ten pochmurny dzień na plaży i gapiłem się na wielkie fale oceanu. O dziwo ta brzydka pogoda w jakimś stopniu poprawiła mi humor. Mijało mnie kilka osób (przeważnie zagorzali domowi sportowcy, którzy biegali wzdłuż brzegu próbując wzmocnić swoją kondycję) nie zwracając nawet uwagi na moją skromną dupę wysiadującą piasek na plaży. Koło mnie przebiegł jakiś koleś. Spojrzałem na ziemię i podniosłem do ręki ciemny, skórzany portfel. Odwróciłem się za siebie.
- Przepraszam! Proszę pana!- Zawołałem. Zatrzymał się gwałtownie i obejrzał za siebie patrząc na mnie pytająco. Pomachałem mu w górze moim znaleziskiem. Pomacał się po wszystkich kieszeniach, po czym uśmiechając się delikatnie obrócił się na pięcie i ruszył w moją stronę. Stanął koło mnie. Był to chłopak starszy ode mnie o kilka lat. Miał krótkie czarne włosy, okulary na nosie. Był szczupły. Ubrany w ciemne dresy i koszulkę na ramiączkach. Uniosłem delikatnie brew do góry, kiedy dojrzałem na jego ramionach, przedramionach i obojczykach pełno blizn po poparzeniach. Nie ukrywał ich. Obnosił się z nimi w miejscu publicznym jakby były dla niego najpiękniejszym strojem ever.
- Dziękuje.- Chrząknął odbierając ode mnie swój portfel.- Dobrze, że upadł koło kogoś uczciwego.- Powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Mam ze sobą picie, bułkę i ciepłą bluzę, więc po co mi pana pieniądze.
- Na fajki?
- Nie palę.
- Alkohol?
- Nie mam ochoty na picie.
- Na jakieś przyjemności, które sprawią ci radość?- Zapytał uśmiechając się łobuzersko. Dziwny facet.
- Igła, nitka i kawałek materiału nie jest drogi.- Wzruszyłem ramionami kiedy zaśmiał się cicho. Wskazał na miejsce obok mnie.
- Można?
- Spoko. Ale nie podzielę się bułką.- Zastrzegłem sobie. Miałem nadzieję, że zrozumiał mój żart. Zaśmiał się. Zrozumiał.
- Dobra.- Zatarł ręce i siadając koło mnie wlepił we mnie czujne spojrzenie, które mnie peszyło.- Nie cierpię kłamstwa. Zgubiłem portfel specjalnie.- Powiedział mężczyzna. Spojrzałem na niego jak na idiotę nie wiedząc o co mu chodzi.
- Dlaczego?
- Chciałem z tobą pogadać.
- Za mną?- Zadziwiłem się odsuwając się od nieznajomego delikatnie. Zauważył to, ale nie zareagował na mój ruch.- Znamy się?
- Nie. Ale widziałem cię tutaj już o jakiś kilku dni. Siedzisz na tej plaży w każdą pogodę
i zawsze tyle samo czasu. Albo masz problemy albo chcesz pomyśleć. Albo cię pojebało.
- Może wszystko jednocześnie? Czy moja obecność komuś tutaj przeszkadza? Jeżeli tak to już się…
- Nie, nie, nie!- Zaprzeczył nieznajomy machając rękoma przed swoją twarzą i kręcąc przecząco głową.
- Więc co?
- Wyglądasz jakby coś ci zaprzątało myśli…
- Zaprząta.
-… i jakbyś chciał się utopić.- Dokończył uśmiechając się przepraszająco kiedy spojrzałem na niego jak na idiotę.
-Czy ja panu wyglądam na samobójcę?- Zapytałem zaskoczony. Wzruszył ramionami
i podrapał się zmieszany po głowie.
- Po prostu z autopsji wiem jak może się skończyć negatywne myślenie więc wolę się upewnić niż jutro na spacerze znaleźć twoje ciało na brzegu i żałować, że nie spróbowałem i znowu dokonałem błędnego wyboru.
- Mogę też kłamać, a później się utopić jak zostanę sam.
- Nie zrobisz tego.- Powiedział pewny swych słów nieznajomy.
- Skąd ta pewność?
- Bo skoro oddałeś mi mój portfel gdzie mogłeś go zakosić i przez takie coś odezwało się
w tobie sumienie, to nie pozwolisz abym znalazł cię na plaży martwego. Sumienie ci nie pozwoli.- Zauważył. Uśmiechnąłem się pod nosem. – Więc co cię dręczy?
- Dlaczego mam to mówić kogoś kogo nie znam?
- Właśnie dlatego. Nie znasz mnie więc będzie ci wygodniej. Powiesz tyle ile będziesz chciał.
- Eh…- Wypuściłem głośno powietrze z płuc i opierając się na dłoniach za moimi plecami spojrzałem w zachmurzone niebo. Ciekawa jaka u mnie jest pogoda.- Zakochałem się.
- To fajnie.
- Wątpię. Obiekt moich westchnień powiedział, że nie ma w jego słowniku czegoś takiego jak związek tylko sex-przyjaciele.- Burknąłem jak obrażone dziecko.
- Wiesz… Kiedyś też byłem zakochany. Teraz też jestem, ale to dwie różne osoby. Teraz kocham mocno, ale ten pierwszy raz… nigdy się tak nie czułem. To był jak wybuch jakiejś bomby czy coś takiego. Skrajność uczuć. Od euforii po agonalną rozpacz. Mówię ci istne piekło miałem z tym pierwszym… przypadkiem. I nawet ze sobą nie chodziliśmy. Zostałem wyłowiony wśród tłumu
i „przymuszony” do pseudo związku, w którym druga strona bierze wszystko i nie daje nic w zamian. Głupi się zgodziłem, a kiedy się zakochałem chciałem prawdziwego związku. Prawdziwych uczuć
i czułości. Źle dobrane słowa sprawiły, że mój obiekt westchnień wygarnął mi co myślał prosto
w twarz i odjechał motorem. Miał wypadek. Zginął. A ja… ja się dowiedziałem już po fakcie, że ten sadystyczny chuj też mnie kochał, ale wolał pewny pseudo związek do którego mnie zmusił, niż niepewny prawdziwy związek na który mogę się nie zgodzić.- Powiedział nieznajomy. Przyglądałem mu się uważnie. Siedział tutaj. Mówił o swoich dwóch miłościach. Zakochał się w pseudo związku
i jak to się skończyło?- Gdybym wiedział, że tak to się skończy i już nigdy się nie zobaczymy w życiu bym nie powiedział tego co powiedziałem i nie kończyłbym tego pseudo związku. Teraz może i nie bylibyśmy razem ale nadal oboje byśmy żyli. Widzisz…- Powiedział i pokazał na swoje blizny. Przeciągnął również po swoich spodniach więc podejrzewałem, że i tam znajdowały się owe blizny. Co się temu człowiekowi stało?- … już raz prawię umarłem. Straciłem ukochanego. Zrobiłem wiele rzeczy, których żałowałem. A teraz… teraz robie wszystko to co chce i jak chce, aby nie żałować i żeby nie cierpieć. Mam tylko jedno życie, które kiedyś się skończy, ale wole aby się skończyło kiedy powiem sobie, że spróbowałem z ukochanymi niż pluć sobie na łożu śmierci, że może moje życie wyglądałoby inaczej ale jednak tak nie wygląda bo srałem po gaciach i bałem się zaryzykować. Co możesz stracić? Jak zostaniesz sex-przyjacielem?
- Swoje uczucia?
- Nie stracisz ich. Może się jeszcze okazać, że druga strona cię w trakcie tego pokocha.
- Szacunek ludzi?
- Szanuj siebie i miej w dupie to co powiedzą inni. Oni zawsze gadają i im się wszystko nie podoba. Jeszcze się taki nie narodził co by każdemu dogodził.
- Boje się, że będę taki jak inni.
- Nie będziesz jak inni bo jesteś sobą. A ciebie nikt nie podrobi.
- To tak jakbym był dziwką.
- Jeżeli weźmiesz za to kasę… ale to tylko jedna osoba. Gorzej z tą, która ci to zaproponowała. Ty będziesz spać tylko z nią, ale ona….- Uśmiechnął się krzywo. Syknął i odwrócił się gwałtownie kiedy ktoś wbił mu czubki swoich sportowych butów w tyłek.
- Oono dupku! Zapieraj swojego platfusa z mojego tyłka!- Warknął facet siedząc obok mnie. A ja gapiłem się na kolesia przypominającego niedźwiedzia o czarnych włosach i ciemnej karnacji.
- Chciałbyś mieć w swoim tyłku moją nogę? Nii, ty mały zboczeńcu. Nie przy dzieciach.
- Mam prawie dwadzieścia jeden lat.- Zauważyłem delikatnie. Obaj spojrzeli na mnie jakbym ich okłamywał.- Wiem, nie wyglądam.
- Oono. Noga. Bo ci ją połamię.- Zaznaczył mój towarzysz wcześniejszej rozmowy, który chyba nazywał się Nii, chociaż to może być skrót.
- Ciekawe, kto by cię zadowalał?- Prychnął starszy mężczyzna i ukucnął za nim obejmując go szczelnie ramionami. Mało co nie oplułem siebie, ich i połowy oceanu jednocześnie.
- Zadowala mnie to, co masz pomiędzy nogami, a nie twoje nogi.- Odgryzł się i pisnął kiedy ten wielkolud ugryzł go w kark, po czym spojrzał na mnie.
- To ty jesteś tym niedoszłym topielcem.
- Ej! Nie przypominaj mu! Ja tutaj tak fajnie odciągnąłem jego uwagę od jego zamiarów,
a ty…
- Spokojnie. Nie mam zamiaru się topić.- Powiedziałem. Oboje unieśli brwi do góry wyrażając w ten sposób swoje zaskoczenie.- Mówię serio. Potrzebowałem trochę czasu aby pomyśleć o tym
i owym.
- Młody człowieku nie marnuj czasu na zbędne myślenie. Carpe Diem. Wracaj do domu
i kontaktuj się ze swoją miłością. Podejmij jedną decyzję. I jej nie odstępuj. Ale nie trać na to połowy życia. Czas to nie kutas, nie stanie i nie poczeka na ciebie.- Powiedział poparzony chłopak zbierając się z piasku i otrzepując swoje spodnie (przy okazji strzelił swojego towarzysz po łapach, kiedy ten
z miną niewiniątka chciał mu pomóc). Pożegnał się ze mną życząc mi powodzenia i ruszył w stronę wyjścia z plaży ciągle okładając ramiona wielkoluda swoimi pięściami. Tamten tylko się śmiał
i pozwalał mu na to.
Pokiwałem przecząco głową i spojrzałem ponownie tego dnia na horyzont. Słońce zbliżało się do jego brzegu.
Piękny widok.

 *******************************
Jak dobrze zauważyliście (o ile czytaliście inne moje opowiadania) pojawili się tutaj dwaj moi wcześniejsi bohaterowie. Tak jakoś naszła mnie ochota, aby główny bohater pogadał z kimś, kogo już znam (LOL), wtedy może mu się trochę przejaśni w głowie xD aż miło wrócić do starych postaci:)
Pozdrawiam Gizi03031





1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, mmm jednak wie o uczuciach jakimi darzy go Kyofu ale właśnie też chyba w pewien sposób coś czuje do niego, wiesz jak się ucieszyłam, że i Nii się pojawił jak padło, że jest poparzony to od razu on mi sie skojarzył i się nie pomyliłam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń