niedziela, 19 kwietnia 2020

Rozdział 1

Witam. I bez ogródek zapraszam do czytania.
************************************
Przełknąłem głośno ślinę wchodząc do klasy. Wczoraj skończyły się wakacje. Rozpoczął się nowy rok szkolny. Ostatni w liceum. Jak dla mnie najgorszy. Wczoraj nie mogłem pojawić się w szkole, więc to ON rozmawiał z nauczycielami i dyrekcją. To ON im wszystko wytłumaczył i powiedział jakie są zasady. Sam chciałem to zrobić, ale jeszcze dzisiaj był u mnie lekarz i sprawdzał czy mogę już wrócić do świata żywych czy nadal jestem trupem. Okazało się, że moja gorączka mi minęła i mogłem na nowo cieszyć się świeżym powietrzem.
Nie na długo, ale mogłem...
- Meadrass! A co to się stało, że wczoraj nie było naszego kujonka!- Zawołał do mnie Pochi, kumpel od gimnazjum. Wysoki, czerwonowłosy członek rockowego zespołu szkolnego.
- Chory byłem.- Powiedziałem słabym głosem. Gorączka minęła. Gardło nie.
- Słychać. Siadasz do nas.- Nie zapytał. Stwierdził fakt. Skrzywiłem się delikatnie kiedy już się na mnie nie patrzył. Mam nadzieje, że nie będę miał przez to awantury. Podszedłem niemrawo do stolika przy którym siedział. Był tam już Bunta, którego całkowicie zignorowałem oraz drugi członek naszej paczki. Tama. Od przedszkola trzymał się z Pochim. Miał ciemniejsze i krótsze włosy niż Tama, ale również w odcieniu czerwieni i był od niego o dwa centymetry niższy. Dość często kłócili się o te dwa centymetry.
- Wybaczcie, ale dzisiaj z wami nie usiądę.- Powiedziałem przystając, kiedy zorientowałem się, że jedyne wolne miejsce znajdowało się przy Buncie.
- Co? Dlaczego?
- Meadrass... przestań, proszę... nie zaczynaj tego tutaj.- Poprosił chłodno Bunta. Zacisnąłem mocniej zęby, aby nie zacząć krzyczeć.
- Po tym co zrobiłeś...
- Nie miałem wyboru! Przecież ci tłumaczyłem dlaczego tak postąpiłem! Jak również powiedziałem ci, że od tamtej sytuacji on nie ma na mnie wpływu. Sam tak powiedział. Że teraz to ty decydujesz.
- Skoro ja decyduje, to się nie odzywaj w moim towarzystwie.- Warknąłem. Chłopak zagryzł dolną wargę, ale nie odezwał się nawet słowem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.- Głupek!- Warknąłem i odwróciłem się do nich tyłem, kiedy zatrzymała mnie czyjaś wielka ręka. Drgnąłem i spojrzałem za siebie. Na moim ramieniu spoczywała ręka Pochi'ego.
- Co ty odpierdzielasz?- Warknął. Bunta próbował go powstrzymać, ale nieskutecznie jak widać.
- Pochi... zabierz rękę... ja nie chcę kłopotów. I nie chcę abyś i ty je miał...- Powiedziałem cicho, kiedy koło nas zaczęło się robić małe zbiorowisko.
- Odpowiedz mi jak...
- Pochi.- Głos zabrał nauczyciel od angielskiego. Lubiłem tego faceta. Niski po pięćdziesiątce. Sąsiad moich dziadków. Okularnik z postępującą łysiną. Odwróciłem się w jego stronę, ale on również unikał mojego wzroku. On TEŻ!- Puść go bo czeka cię Guìzú de chéngfa.- Dodał belfer. Skrzywiłem się. Nie chciałem aby w taki sposób im to przekazał. W klasie zapanowała grobowa cisza. Każdy jak jeden mąż wlepiał we mnie swoje gały. Nie ma prostszego sposobu, aby to przekazać. Guìzú de chéngfa kara narzucana tym, którzy ośmielają się dotknąć lub ukraść to co należało do szlachty. Dość często takie kary narzucane są na tych, którzy ośmielili się współżyć z żoną bądź mężem kogoś szlachetnie urodzonego.
- Meadrass...- Zaczął Pochi. Uśmiechnąłem się do niego blado i pokazałem mu swoją lewą rękę, na której serdecznym palcu widniała obrączka z białego złota. Gest ten był jednoznaczny.- Kiedy?- Zapytał chłopak ledwo łapiąc oddech przez zaciśnięte zęby.
- W pierwszej połowie wakacji.- Odparłem cicho. Wiedziałem, że cała klasa się temu przysłuchiwała.
- Z kim?- Warknął. Przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że będą źli. Tym bardziej, że nie było ich na tej całej "szopce" i nie mogli ze mną wtedy być. Nawet moich dziadków nie mogło przy tym być!
- Chénmò de yī nián.- Użyłem formuły, która oznaczała nie mniej nie więcej to, iż poznanie tożsamości osoby, z którą powiedziałem sobie "tak" wcześniej niż przed upływem roku albo wcześniej niż ta osoba mi na to pozwoli równa się z publiczną chłostą dla osoby, która poznała tą tajemnicę. Chłopak wypuścił ciężko powietrze i usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.
- Nie mogłeś nam powiedzieć wcześniej?- Zapytał. Pokręciłem przecząco głową.- Ożeniłeś się?
- N...Nie...- Szepnąłem cicho patrząc na swoje stopy. To ja tutaj byłem kobietą. ON był moim mężem.
- Pobraliście się?- Zapytał z nadzieją w głosie, że kiedyś wyrwę się z tego koszmaru. Nawet jakbym chciał nie mógłbym się gorzko zaśmiać.
- Nie.- Odparłem chłodno. Spojrzał na mnie gwałtownie.
- Wziąłeś ŚLUB?!
- Ciekawe zbiorowisko... co się stało?- Usłyszałem zaciekawiony głos Księcia, który właśnie teraz postanowił zawitać w progach klasy. Zacisnąłem mocniej zęby czekając co odpowie mu jego rozmówca. Nie miałem ochoty się odwracać.
- Nasz kujonek zawarł Zhèngzhì hūnyīn. Właśnie cała klasa się o tym dowiedziała. Nie chce powiedzieć z kim. A ten idiota z którym rozmawia jeszcze chwilę, a zarobił by Guìzú de chéngfa, ale mu się upiekło.- Usłyszałem głos za sobą. Ostatnimi czasy dobrze znany mi głos. Osamu. Wysoki, szczupły, białowłosy chłopak o czerwonych oczach. Chodził z nami do jednej klasy od roku. Spojrzałem w jego kierunku przez ramie, ale się nie odezwałem.
- Nauczyciele nie zdążyli ogłosić zasad?- Zapytał książę całkowicie ignorując wlepione w niego oczu. Zacinałem dłonie na swoim plecaku i udałem się na swoje standardowe miejsce. Na samym końcu klasy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wystukałam na klawiaturze wiadomość Chcę się dzisiaj zobaczyć z dziadkami. Po czym wysłałem ją do NIEGO. Wiedziałem, że na odpowiedź będę musiał trochę poczekać, ale tym razem nie odpuszczę.
- Wpadł do klasy i mało co zawału nie dostał, kiedy zobaczył jak tamten go obmacuje.
- Nikt mnie idioto nie obmacywał więc przestać szerzyć nieprawdę, bo sprowadzisz przez swój zły dobór słów kłopoty na mnie i na tego bogu ducha winnego chłopaka.- Warknąłem na pół klasy, tak aby mnie usłyszał, co nie było problemem skoro siedział trzy stoliki przede mną.
- Sam widziałem jak cię obmacywał.
- Złapał mnie za ramię, abym nie upadł.- Odparłem. Zmrużył oczy przyglądając mi się uważnie.
- Widziałem coś innego.
- Musiałeś spojrzeć w złym momencie. Gdyby mnie nie złapał pewnie teraz zszywali by mi głowę w szpitalu, więc tutaj prędzej należą się podziękowania, a nie szykanowanie mnie oraz jego oraz próby zhańbienia dobrego imienia mojego męża.- Powiedziałem chłodno. Musiałem nas jakoś z tego wybronić, bo jeżeli cała ta sytuacja trafi do JEGO uszu nie będzie za ciekawie.
- Może dobrze by było aby twój mąż wiedział z kim się łajdaczysz i gdzie to robisz, aby miał na ciebie oko i na twoje poczynania.
- Śmiało. Powiedz mu.- Prychnąłem i spojrzałem w stronę okna całkowicie ignorując ich obecność. Nie chciało mi się tutaj dzisiaj siedzieć, ale wiedziałem, że już tego nie zmienię. Sam w uparte chciałem wrócić szybciej do szkoły, a nie siedzieć zamknięty w czterech ścianach. Więc teraz cierp ciało co chciało.
Nauczyciel odczekał chwilę aż wszyscy zajmą swoje miejsca i zabrał się za prowadzenie godziny wychowawczej najbardziej skupiając się na wycieczce klasowej, która miała mieć miejsce za trzy miesiące. Zwiedzanie zamku królewskiego oraz poznanie całej rodziny królewskiej. Już teraz wiedzieliśmy, że księcia nie będzie w szkole przez jakiś miesiąc. Wszak to miesiąc dla ostatniej klasy licealnej. Pobłogosławienie przyszłych dorosłych oraz ich przyszłości. Z każdej szkoły na terenie państwa przyjedzie każda klasa trzecia. Każdy uczeń zostanie wpisany do specjalnej księgi w której zostanie zanotowanie kim jest, skąd pochodzi i kiedy udzielono mu królewskiego błogosławieństwa oraz o zgrozo czy rodzina królewska pozwala danej osobie na konstytuowanie nauki w takim zawodzie jaki sobie wybrała czy narzuci jej całkowicie inny zawód.
Wywody nauczyciela ciągnęły się w nieskończoność. Każdy z nas musiał przynieść zgodę opiekuna prawnego na udział w tej wycieczce. Każdy taką zgodę dostawał. Wszak takie błogosławieństwo to jak wygranie miliona w loterii.
Mój telefon zawibrował cicho w kieszeni. Wysunąłem go delikatnie i odczytałem wiadomość od osoby, do której napisałem nim zaczęła się lekcja. Odpowiedział. Jednym słowem. Słowem, które wywołało u mnie istny napad agresji.
Odmawiam.
Cisnąłem telefonem przez całą długość klasy rozwalając go na tablicy tuż przy twarzy nauczyciela. Ten pisnął niczym panienka i spojrzał na mnie przestraszony.
- Przepraszam. Proszę kontynuować.- Powiedziałem i zacisnąłem mocno palce na nasadzie nosa. Okulary mi trochę przeszkadzały, ale nie przejmowałem się tym. Pozostawiłem to kwestii przyzwyczajenia oraz wprawy. Nie podniosłem głowy do góry aż lekcja się nie skończyła. Kiedy to nastąpiło podszedłem do swojego strzaskanego telefonu i nawet na niego nie patrząc zgarnąłem go do torby po czym skierowałem swoje kroki w stronę wyjścia.
- Meadrass gdzie idziesz?- Zapytał Tama. Spojrzałem w jego kierunku i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa więc idę do pielęgniarki. Przekaż nauczycielowi, że nadrobię zaległości.- Powiedziałem ponownie naciskając na nasadę nosa. Wiedziałem, że on to zrozumie. Pokiwał twierdząco głową.
- Zgadamy się po lekcjach.- Zawołał dla nie poznaki. Pomachałem mu tylko ręką i faktycznie udałem się do gabinetu pielęgniarskiego wiedząc jednocześnie, że długo w nim nie zabawie. Kiedy zadzwonił dzwonek odczekałem dwadzieścia minut po czym układając na zajmowanym przeze mnie łóżku dodatkowy koc i przykrywając go kołdrą wymknąłem się z gabinetu przez okno, dziękując niebiosa, że znajdował się on na parterze i przyklejony do ściany budynku czmychnąłem w stronę najbliższych krzaków dobrze pamiętając o dziurze jaka się tam znajdowała, a która zaprowadzi mnie do skrótu prowadzącego do miejsca w jakim teraz najbardziej chciałem się znajdować.
****************************************
mam nadzieje, że się spodobało
pozdrawiam
gizi03031

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz