************************************
Przełknąłem
głośno ślinę wchodząc do klasy. Wczoraj skończyły się
wakacje. Rozpoczął się nowy rok szkolny. Ostatni w liceum. Jak dla
mnie najgorszy. Wczoraj nie mogłem pojawić się w szkole, więc to
ON rozmawiał z nauczycielami i dyrekcją. To ON im wszystko
wytłumaczył i powiedział jakie są zasady. Sam chciałem to
zrobić, ale jeszcze dzisiaj był u mnie lekarz i sprawdzał czy mogę
już wrócić do świata żywych czy nadal jestem trupem. Okazało
się, że moja gorączka mi minęła i mogłem na nowo cieszyć się
świeżym powietrzem.
Nie
na długo, ale mogłem...
-
Meadrass! A co to się stało, że wczoraj nie było naszego
kujonka!- Zawołał do mnie Pochi, kumpel od gimnazjum. Wysoki,
czerwonowłosy członek rockowego zespołu szkolnego.
-
Chory byłem.- Powiedziałem słabym głosem. Gorączka minęła.
Gardło nie.
-
Słychać. Siadasz do nas.- Nie zapytał. Stwierdził fakt.
Skrzywiłem się delikatnie kiedy już się na mnie nie patrzył. Mam
nadzieje, że nie będę miał przez to awantury. Podszedłem
niemrawo do stolika przy którym siedział. Był tam już Bunta,
którego całkowicie zignorowałem oraz drugi członek naszej paczki.
Tama. Od przedszkola trzymał się z Pochim. Miał ciemniejsze i
krótsze włosy niż Tama, ale również w odcieniu czerwieni i był
od niego o dwa centymetry niższy. Dość często kłócili się o te
dwa centymetry.
-
Wybaczcie, ale dzisiaj z wami nie usiądę.- Powiedziałem
przystając, kiedy zorientowałem się, że jedyne wolne miejsce
znajdowało się przy Buncie.
-
Co? Dlaczego?
-
Meadrass... przestań, proszę... nie zaczynaj tego tutaj.- Poprosił
chłodno Bunta. Zacisnąłem mocniej zęby, aby nie zacząć
krzyczeć.
-
Po tym co zrobiłeś...
-
Nie miałem wyboru! Przecież ci tłumaczyłem dlaczego tak
postąpiłem! Jak również powiedziałem ci, że od tamtej sytuacji
on nie ma na mnie wpływu. Sam tak powiedział. Że teraz to ty
decydujesz.
-
Skoro ja decyduje, to się nie odzywaj w moim towarzystwie.-
Warknąłem. Chłopak zagryzł dolną wargę, ale nie odezwał się
nawet słowem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.- Głupek!-
Warknąłem i odwróciłem się do nich tyłem, kiedy zatrzymała
mnie czyjaś wielka ręka. Drgnąłem i spojrzałem za siebie. Na
moim ramieniu spoczywała ręka Pochi'ego.
-
Co ty odpierdzielasz?- Warknął. Bunta próbował go powstrzymać,
ale nieskutecznie jak widać.
-
Pochi... zabierz rękę... ja nie chcę kłopotów. I nie chcę abyś
i ty je miał...- Powiedziałem cicho, kiedy koło nas zaczęło się
robić małe zbiorowisko.
-
Odpowiedz mi jak...
-
Pochi.- Głos zabrał nauczyciel od angielskiego. Lubiłem tego
faceta. Niski po pięćdziesiątce. Sąsiad moich dziadków.
Okularnik z postępującą łysiną. Odwróciłem się w jego stronę,
ale on również unikał mojego wzroku. On TEŻ!- Puść go bo czeka
cię Guìzú
de chéngfa.- Dodał
belfer. Skrzywiłem się. Nie chciałem aby w taki sposób im to
przekazał. W klasie zapanowała grobowa cisza. Każdy jak jeden mąż
wlepiał we mnie swoje gały. Nie ma prostszego sposobu, aby to
przekazać. Guìzú
de chéngfa kara
narzucana tym, którzy ośmielają się dotknąć lub ukraść to co
należało do szlachty. Dość często takie kary narzucane są na
tych, którzy ośmielili się współżyć z żoną bądź mężem
kogoś szlachetnie urodzonego.
-
Meadrass...- Zaczął Pochi. Uśmiechnąłem się do niego blado i
pokazałem mu swoją lewą rękę, na której serdecznym palcu
widniała obrączka z białego złota. Gest ten był jednoznaczny.-
Kiedy?- Zapytał chłopak ledwo łapiąc oddech przez zaciśnięte
zęby.
-
W pierwszej połowie wakacji.- Odparłem cicho. Wiedziałem, że cała
klasa się temu przysłuchiwała.
-
Z kim?- Warknął. Przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że
będą źli. Tym bardziej, że nie było ich na tej całej "szopce"
i nie mogli ze mną wtedy być. Nawet moich dziadków nie mogło przy
tym być!
-
Chénmò
de yī nián.- Użyłem
formuły, która oznaczała nie mniej nie więcej to, iż poznanie
tożsamości osoby, z którą powiedziałem sobie "tak"
wcześniej niż przed upływem roku albo wcześniej niż ta osoba mi
na to pozwoli równa się z publiczną chłostą dla osoby, która
poznała tą tajemnicę. Chłopak wypuścił ciężko powietrze i
usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.
-
Nie mogłeś nam powiedzieć wcześniej?- Zapytał. Pokręciłem
przecząco głową.- Ożeniłeś się?
-
N...Nie...- Szepnąłem cicho patrząc na swoje stopy. To ja tutaj
byłem kobietą. ON był moim mężem.
-
Pobraliście się?- Zapytał z nadzieją w głosie, że kiedyś wyrwę
się z tego koszmaru. Nawet jakbym chciał nie mógłbym się gorzko
zaśmiać.
-
Nie.- Odparłem chłodno. Spojrzał na mnie gwałtownie.
-
Wziąłeś ŚLUB?!
-
Ciekawe zbiorowisko... co się stało?- Usłyszałem zaciekawiony
głos Księcia, który właśnie teraz postanowił zawitać w progach
klasy. Zacisnąłem mocniej zęby czekając co odpowie mu jego
rozmówca. Nie miałem ochoty się odwracać.
-
Nasz kujonek zawarł Zhèngzhì
hūnyīn. Właśnie
cała klasa się o tym dowiedziała. Nie chce powiedzieć z kim. A
ten idiota z którym rozmawia jeszcze chwilę, a zarobił by Guìzú
de chéngfa, ale
mu się upiekło.- Usłyszałem głos za sobą. Ostatnimi czasy
dobrze znany mi głos. Osamu. Wysoki, szczupły, białowłosy chłopak
o czerwonych oczach. Chodził z nami do jednej klasy od roku.
Spojrzałem w jego kierunku przez ramie, ale się nie odezwałem.
-
Nauczyciele nie zdążyli ogłosić zasad?- Zapytał książę
całkowicie ignorując wlepione w niego oczu. Zacinałem dłonie na
swoim plecaku i udałem się na swoje standardowe miejsce. Na samym
końcu klasy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wystukałam na
klawiaturze wiadomość Chcę
się dzisiaj zobaczyć z dziadkami.
Po czym wysłałem ją do NIEGO. Wiedziałem, że na odpowiedź będę
musiał trochę poczekać, ale tym razem nie odpuszczę.
-
Wpadł do klasy i mało co zawału nie dostał, kiedy zobaczył jak
tamten go obmacuje.
-
Nikt mnie idioto nie obmacywał więc przestać szerzyć nieprawdę,
bo sprowadzisz przez swój zły dobór słów kłopoty na mnie i na
tego bogu ducha winnego chłopaka.- Warknąłem na pół klasy, tak
aby mnie usłyszał, co nie było problemem skoro siedział trzy
stoliki przede mną.
-
Sam widziałem jak cię obmacywał.
-
Złapał mnie za ramię, abym nie upadł.- Odparłem. Zmrużył oczy
przyglądając mi się uważnie.
-
Widziałem coś innego.
-
Musiałeś spojrzeć w złym momencie. Gdyby mnie nie złapał pewnie
teraz zszywali by mi głowę w szpitalu, więc tutaj prędzej należą
się podziękowania, a nie szykanowanie mnie oraz jego oraz próby
zhańbienia dobrego imienia mojego męża.- Powiedziałem chłodno.
Musiałem nas jakoś z tego wybronić, bo jeżeli cała ta sytuacja
trafi do JEGO uszu nie będzie za ciekawie.
-
Może dobrze by było aby twój mąż wiedział z kim się łajdaczysz
i gdzie to robisz, aby miał na ciebie oko i na twoje poczynania.
-
Śmiało. Powiedz mu.- Prychnąłem i spojrzałem w stronę okna
całkowicie ignorując ich obecność. Nie chciało mi się tutaj
dzisiaj siedzieć, ale wiedziałem, że już tego nie zmienię. Sam w
uparte chciałem wrócić szybciej do szkoły, a nie siedzieć
zamknięty w czterech ścianach. Więc teraz cierp ciało co chciało.
Nauczyciel
odczekał chwilę aż wszyscy zajmą swoje miejsca i zabrał się za
prowadzenie godziny wychowawczej najbardziej skupiając się na
wycieczce klasowej, która miała mieć miejsce za trzy miesiące.
Zwiedzanie zamku królewskiego oraz poznanie całej rodziny
królewskiej. Już teraz wiedzieliśmy, że księcia nie będzie w
szkole przez jakiś miesiąc. Wszak to miesiąc dla ostatniej klasy
licealnej. Pobłogosławienie przyszłych dorosłych oraz ich
przyszłości. Z każdej szkoły na terenie państwa przyjedzie każda
klasa trzecia. Każdy uczeń zostanie wpisany do specjalnej księgi w
której zostanie zanotowanie kim jest, skąd pochodzi i kiedy
udzielono mu królewskiego błogosławieństwa oraz o zgrozo czy
rodzina królewska pozwala danej osobie na konstytuowanie nauki w
takim zawodzie jaki sobie wybrała czy narzuci jej całkowicie inny
zawód.
Wywody
nauczyciela ciągnęły się w nieskończoność. Każdy z nas musiał
przynieść zgodę opiekuna prawnego na udział w tej wycieczce.
Każdy taką zgodę dostawał. Wszak takie błogosławieństwo to jak
wygranie miliona w loterii.
Mój
telefon zawibrował cicho w kieszeni. Wysunąłem go delikatnie i
odczytałem wiadomość od osoby, do której napisałem nim zaczęła
się lekcja. Odpowiedział. Jednym słowem. Słowem, które wywołało
u mnie istny napad agresji.
Odmawiam.
Cisnąłem
telefonem przez całą długość klasy rozwalając go na tablicy tuż
przy twarzy nauczyciela. Ten pisnął niczym panienka i spojrzał na
mnie przestraszony.
-
Przepraszam. Proszę kontynuować.- Powiedziałem i zacisnąłem
mocno palce na nasadzie nosa. Okulary mi trochę przeszkadzały, ale
nie przejmowałem się tym. Pozostawiłem to kwestii przyzwyczajenia
oraz wprawy. Nie podniosłem głowy do góry aż lekcja się nie
skończyła. Kiedy to nastąpiło podszedłem do swojego strzaskanego
telefonu i nawet na niego nie patrząc zgarnąłem go do torby po
czym skierowałem swoje kroki w stronę wyjścia.
-
Meadrass gdzie idziesz?- Zapytał Tama. Spojrzałem w jego kierunku i
uśmiechnąłem się delikatnie.
-
Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa więc idę do
pielęgniarki. Przekaż nauczycielowi, że nadrobię zaległości.-
Powiedziałem ponownie naciskając na nasadę nosa. Wiedziałem, że
on to zrozumie. Pokiwał twierdząco głową.
-
Zgadamy się po lekcjach.- Zawołał dla nie poznaki. Pomachałem mu
tylko ręką i faktycznie udałem się do gabinetu pielęgniarskiego
wiedząc jednocześnie, że długo w nim nie zabawie. Kiedy zadzwonił
dzwonek odczekałem dwadzieścia minut po czym układając na
zajmowanym przeze mnie łóżku dodatkowy koc i przykrywając go
kołdrą wymknąłem się z gabinetu przez okno, dziękując
niebiosa, że znajdował się on na parterze i przyklejony do ściany
budynku czmychnąłem w stronę najbliższych krzaków dobrze
pamiętając o dziurze jaka się tam znajdowała, a która zaprowadzi
mnie do skrótu prowadzącego do miejsca w jakim teraz najbardziej
chciałem się znajdować.
****************************************
mam nadzieje, że się spodobało
pozdrawiam
gizi03031
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz