niedziela, 26 kwietnia 2020

Rozdział 2

Z moich wyliczeń mamy już końcówkę kwietnia. Mam nadzieję, że to całe szaleństwo już powoli odchodzi w zapomnienie (nie wiem, bo rozdziały dodaje z automatu z ustaloną wcześniej datą).
Mam nadzieje, że moje wypociny chociaż trochę umilają wam czas.
***********************************************
Zapukałem delikatnie do drzwi czekając na odzew. Zaskoczyli mnie bardzo, kiedy nie znalazłem klucza pod doniczką jak to zawsze było, więc wiedziałem, że są w domu, ale mają zamknięte drzwi. Po kilku minutach czekania usłyszałem charakterystyczny szczęk zamka i drzwi otworzyły się delikatnie. W szparze pomiędzy nimi, a futryną ukazała się pulchna twarz niskiej kobiety. Twarz usiana zmarszczkami. Błękitne oczy, które mnie zobaczyły zaszły łzami. Kobieta mnie nie przytuliła. Nie otworzyła szerzej drzwi.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała kobieta rozglądając się na boki. Wiedziałem czego szuka.
- Przyszedłem odwiedzić dziadków.- Powiedziałem wypuszczając głośno powietrze z płuc.- I jestem całkowicie sam.- Dodałem po czym zostałem wciągnięty do domu i otoczony szczelnie jej ramionami, kiedy drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
- Meadrass... mój drogi chłopcze!- Kobieta imieniem Moko rozpłakała się na dobre. Pogłaskałem ją po jej krótkich siwych włosach uśmiechając się smutno pod nosem.
- No już babciu, już. Przecież żyje i nic mi nie jest.- Powiedziałem i pozwoliłem się pociągnąć do salonu, w którym za pewnie siedział mój dziadek. Nie pomyliłem się. Eiichiro siedział na jednym z dwóch zniszczonych foteli. Spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy, kiedy zobaczył wtuloną we mnie babcie.
- Moko! Nie dotykaj go!- Zawołał przerażony. Prychnąłem oburzony i objąłem mocniej babcie.
- Dziadku jestem sam.- Dodałem cicho po czym poczułem jak wtulał się w moje plecy.- Jestem sam.- Dodałem niemrawo powstrzymując swoje łzy cisnące mi się do oczu. Byłem sam i wiedziałem, że już do końca życia pozostanę sam.
- Co się stało, że tutaj przyszedłeś? Pozwolono ci? Napijesz się czegoś? Może zgłodniałeś? Mam na obiad twoje ulubione danie, więc....- Babcia zasypywała mnie masą pytań oglądając dokładnie moje ciało, jakby chciała się upewnić, że u mnie wszystko w porządku.
- Z miłą chęcią zjem to co zrobiłaś. Twoje obiady są najlepsze. Herbatę.- Dodałem. Babcia uścisneła mnie jeszcze raz po czym szybkim truchtem pognała do kuchni, aby wszystko jak najszybciej przygotować. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na dziadka, który ciągle wlepiał we mnie swoje spojrzenie.- Tak?
- Co się stało, że tutaj przyszedłeś?- Ponownie padło pytanie, na które wcześniej nie odpowiedziałem. Skrzywiłem się delikatnie. Wiedziałem, że mi nie odpuści nie ważne jak bardzo będę się starał unikać tematu.
- Tęskniłem za wami i chciałem was zobaczyć.- Odparłem i uśmiechnąłem się delikatnie do babci, kiedy położyła przede mną talerz z moim ukochanym daniem oraz ciepłą herbatę. Nie czekając ani chwili zacząłem pałaszować to co mi podsunęła pod nos. Przez swoją ostatnią chorobę mogłem jeść tylko to co przepisał mi lekarz, a nie były to wcale takie dobre rzeczy.
- Dostałeś zgodę, aby nas odwiedzić? I to jeszcze bez męża? Szybko ich przekabaciłeś.- Moja babcia zaśmiała się głośno za pewne coś sobie wyobrażając.
- Nie dostałem zgody. Uciekłem ze szkoły.
- Jak to uciekłeś ze szkoły?- Z twarzy dziadka kompletnie zniknęła cała krew. Spojrzałem na niego odkładając na stolik pusty talerz po daniu, które dopiero co zjadłem.
- Dzisiaj w szkole dowiedziano się o tym, że mam męża i w ogóle o całej tej szopce, więc nie chciałem tam siedzieć. A że szofer odjechał spod szkoły godzinę wcześniej, a ja tak jakby niechcący rozwaliłem swój telefon no to przyszedłem do was. Bliżej jest do was niż do tamtego miejsca. Więc jestem.
- Boże Święty, Dziecko drogie. Wiesz co to będzie, kiedy się zorientują gdzie jesteś?
- Nie pozwolę wam zrobić krzywdy. Jesteście moją rodziną i mogę was odwiedzać.
- My się nie martwimy o siebie.- Zauważyła babcia kładąc mi rękę na dłoni. Spojrzałem na nią. Wiedziałem o co jej chodzi. Sam się tego obawiałem, ale nie ma szans abym się do tego przyznał.- Chodzi nam o ciebie, kochanie.
- Obiecał mi.- Powiedziałem butnie. Dziadek z babcią spojrzeli na mnie jak na obrażone dziecko.- Obiecał, że jeżeli bez narzekania dostosuje się do zaleceń lekarza oraz będę brał wszystkie leki pozwoli mi was odwiedzić wcześniej niż ustalono. Ja dotrzymałem swojej części umowy, on nie, więc nie ma prawa mnie osądzać.
- Zaleceń lekarza?- Zapytał dziadek. Podrapałem się po karku i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Byłem chory. Dopiero dzisiaj pozwolono mi wyjść z łóżka.
- Co się stało?
- Um... pamiętacie tą wielką ulewę w połowie wakacji. Tą co trwała dwa dni?- Zapytałem. I babcia i dziadek pokiwali twierdząco głową.- Zdenerwował mnie więc uciekłem z domu. Całą noc spędziłem na dworze. W pidżamie. I się rozchorowałem.- Zaśmiałem się nerwowo, po czym jęknąłem głośno, kiedy zarobiłem w głowę od jednego i drugiego.
- Masz tak więcej nie robić!- Zagrzmiała babcia zrywając się ze swojego miejsca. Poczłapała do szafy i wyciągnęła z niej puchowy koc, którym mnie okryła. Nie byłem już chory, ale nie chciałem się z nią o to spierać. Jeszcze gotowa będzie uderzyć mnie po raz kolejny.
- On nie będzie mi mówił w co mam się ubierać i jak się zachowywać!
- To twój mąż.
- Nie ja go sobie wybrałem!
- Ale twoi rodzice....-
- Moko. Przestań.- Mój dziadek przerwał jej widząc co się dzieje na mojej twarzy. Owszem. To moi rodzice postanowili wżenić mnie w tą rodzinę. Tak samo jak rodzice mojego pożal się Boże męża. My nie mieliśmy nic do gadania. Ani ja ani tym bardziej on nie chcieliśmy tego ślubu, ale nie mogliśmy zaprzeczyć. On uważał, że trafił gorzej, ale to ja miałem gorzej. To ja bardziej za to płaciłem! To mnie bardziej dotknął ten układ.
- Przepraszam, Skarbie.
- Nic się nie stało. To ich i jego wina, a nie wasza więc nie przepraszaj.
- Rozumiem jak się musisz czuć, albo próbuje to sobie wyobrazić, ale nie możesz narażać swojego zdrowia albo życia tylko dlatego, że on powiedział ci kilka niemiłych słów.
- Przystanąłem na tą chorą szopkę, ale od razu powiedziałem i wam jak i jego rodzinie i jemu, że nie będę potulnym barankiem za którego praktycznie każdy mnie ma. On obiecał mi to samo. Od tamtego czasu zdążyliśmy się już około sto razy pokłócić, wyprowadzić do innych pokoi, a nawet trzy razy pobić.
- Pobiłeś się ze swoim mężem?!- Dziadek załamał ręce patrząc na mnie jak na samobójce.
- Pobiłem. I pobije jeszcze wiele razy jeżeli nie zrozumie moich zasad.
- Mam nadzieje, że zrobiłeś to w waszym pokoju.
- Cała wschodnia część domu jest "nasza" więc mam wiele pomieszczeń do ochrzczenia, ale nie martwcie się. Może jestem głupi, ale nie pierdolnięty. Pobiliśmy się w naszym pokoju.- Mruknąłem cicho pod nosem. Usłyszałem zbiorowy jęk. Spojrzałem na nich marszcząc nos.- Nie. Będę. Mu. Posłuszny.- Warknąłem cicho pod nosem. Oboje unieśli ręce w poddańczym geście, na znak, że nie mają zamiaru ze mną walczyć.
- Wygrałeś chociaż?- Zapytał dziadek. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i pokręciłem przecząco głową. Trzy razy się biliśmy i trzy razy to ja leżałem na łopatkach jęcząc z bólu, kiedy mocniej walnął mnie w brzuch, uderzył w twarz albo nawet w nos.
- Babciu nie oszukujmy się. Mogę się rzucać jak przysłowiowa pchła na grzebieniu, ale nie ma fizycznie szans aby kujon w okularach wygrał z kimś, kto codziennie spędza dwie godziny w sali treningowej ćwicząc swoje ciało. Podejrzewam, że gdybym go porządnie zdenerwował złamał by mi rękę ewentualnie dwie. Ale ten idiota nie panuje nad swoją siłą więc i tak dostawałem.
- Przemoc w związku.- Jęknęła babcia kręcąc przecząco głową.
- Ej. Bo ja czasami się zastanawiam czy wy trzymacie jego stronę czy moją?
- Trzymamy tą stronę, która swoim zachowaniem i myślami cię najmniej skrzywdzi. A w tym przypadku, przegrywasz młody.- Zauważył dziadek. Pokazałem mu język udając obrażone dziecko. Babcia zaśmiała się cicho i usiadła obok mnie zgarniając moje o wiele jak na nią za duże ciało w swoje drobne ramiona.


^^~^^


Przekręciłem się na bok marszcząc przy tym nos. Ktoś w uparte ciągnął mnie za ramię, próbując mnie wyrwać z przyjemnych objęć Morfeusza. Zakląłem szpetnie pod nosem zrzucając z siebie gruby koc, którym byłem okryty i spojrzałem na intruza, który miał czelność zakłócać mój spokój.
- Babciu co się stało?- Zapytałem przecierając zaspaną twarz. Kobieta pochyliła się do mojego ucha i szepnęła bardzo cicho wiadomość, która wywołała na mojej twarzy skrzywienie.- A więc już tutaj są?
- Tak.- Odparła bardzo formalnie. Wiedziałem, że na więcej sobie nie pozwoli. Nie mogła. W przeciwnym razie czekała ją kara. Jak i dziadka. A jeżeli to by nie pomogło to by ukarano mnie. Nie tak mocno jak ich ale coś by wymyślono.
- Długo?
- Dopiero co przyjechali. Proszę...
- Rozumiem. Nie przejmuj się.- Mruknąłem i uśmiechnąłem się do niej. Zapragnąłem ją przytulić, ale nie zrobiłem jej tego. Nie mogę jej tak skrzywdzić. Usiadłem na kanapie w salonie i rozejrzałem się dookoła siebie. Skrzywiłem się delikatnie widząc tutaj tyle ludzi. Pomijając mnie, moją babcie i dziadka w pomieszczeniu było jeszcze siedem innych osób. A każdej z nich po kolei nie chciałem coraz bardziej widzieć. Zatrzymałem się na ostatniej osobie, która tutaj stała, a której nie chciałem oglądać w ogóle już nigdy w życiu.- Musiałeś tutaj przyprowadzać te wszystkie psy?- Zapytałem bez ogródek podnosząc się z kanapy i poprawiając pomięte ubrania oraz roztrzepane włosy. Mój mąż zacisnął usta w cienką linie przyglądając mi się dokładnie. Wiedziałem co ta mina oznaczała. Przez ostatnie półtorej miesiąca nauczyłem się tego i owego. Teraz chodziło mu o moje słownictwo. Nie podobało mu się ono. Miałem je gdzieś. Zgarnąłem w dłonie swój plecak, pożegnałem się z dziadkami na tyle na ile mi pozwalano i zmierzyłem w stronę drzwi wiedząc, że cała ta maskarada ruszy za mną aby mnie przypilnować bym znowu nie uciekł. Przed domem moich dziadków czekał na mnie zaparkowany czarny wóz. Nie czekając na odzew sam otworzyłem sobie drzwi i wszedłem do środka wygrzebując z torby MP3 i wciskając na uszy słuchawki zamknąłem oczy i czekałem. Głowa nadal mnie bolała. Nie ściemniałem rano, że głowa mnie bolała. Ściemniłem tylko, że udam się do pielęgniarki po tabletki. Zjadłem jedne. U dziadków w domu. Położyłem się spać. Odpoczęłam. Pozwoliłem ochłonąć umysłowi jak i emocją. Musiałem zregenerować siły, aby nie zwariować i w przypływie agresji nie zadźgać całej rodziny we śnie.
A dużo mi nie brakowało. Czym oni się w ogóle nie przejmowali. Nie pozwalali mi robić tego co lubiłem ani spotykać się z tym z kim chciałem. Miałem wszystko robić tak jak oni chcą, mówić to co oni chcą oraz widzieć się z tymi z kim oni chcieli. Więc na dobrą sprawę praktycznie z nikim. Tyle, że ja nie byłem taki. Wiele osób mi mówiło, że wcale nie jestem taki na jakiego wyglądam. Daleko mi do osoby miłej i opanowanej. Chociaż i tak było mi daleko do mojego męża, u którego wygląd, a charakter dzieliła wielka przepaść.
Ktoś wyszarpnął słuchawki z moich uszu. Nie musiałem patrzeć, aby wiedzieć kto to był. I tak wiedziałem, że zacznie swoją tyradę. Zacznie ją tutaj. Będzie kontynuował w naszym pokoju. Tutaj jest z nami szofer i jego osobisty ochroniarz, którzy siedzą za pancerną szybą więc nas nie usłyszą. W naszym pokoju nie usłyszy nas nikt. Reszta ochroniarzy po tym jak przyjadą za nami do domu udadzą się do swoich pokoi, aby odpocząć przed jutrzejszym dniem.
- Teraz to przegiąłeś pałę.- Warknął do mojego ucha. Nie ruszyłem się o milimetr. Niech myśli, że śpię i da mi święty spokój.- Zignorowałeś mój rozkaz i z pełną samowolką oraz samotnie udałeś się do tego domu.
- Jestem twoim mężem nie niewolnikiem, więc nie będę wykonywał twoich rozkazów. Obiecałeś, a nie dotrzymałeś słowa więc sam sobie na to pozwoliłeś. To nie ten dom tylko dom moich dziadków.- Warknąłem przez zaciśnięte zęby nie otwierając oczu. Czułem na sobie jego spojrzenie.
- Czeka cię za to kara, ale to później.- Powiedział chłodno. Zmarszczyłem czoło. Jak to później? Uchyliłem delikatnie lewe oko i zerknąłem na niego. Siedział na przeciwko mnie, ale wpatrywał się w okno. Co było jednoznaczne z tym, że skończył na chwilę obecną ten temat.
- Ah tak... to wcisnę gdzieś tą twoją debilną karę do mojego grafiku pomiędzy twoimi tyradami na temat tego co mam mówić, a czego nie oraz na temat tego jak wolno mi się zachowywać i ubierać, a jak nie. Ale od razu ci powiem, że to dalekie terminy są.- Zakpiłem sobie z niego i zamknąłem oko zakładając ręce na piersi i oddychając spokojnie.
- W ten swój śmieszny grafik wciśnij coś na dzisiejszą noc.- Zauważył chłodno.
- Taaaa.... a niby jaki teraz wykład mi walniesz o wielki panie i władco?- Zakpiłem. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Dzisiaj wieczorem kończy się twój Bǎohù qī.- Powiedział. Wyprostowałem się gwałtownie otwierając szeroko oczy. Zimny sopel lodu uderzył o dno mojego żołądka. Po plecach przebiegły zimne dreszcze. Gapiłem się na niego drżąc delikatnie na całym ciele. Czyli to znaczy, że...
- Nie.- Pisnąłem cicho. Pokręciłem przecząco głową, próbując odgonić sprzed oczu cisnące mi się do głowy niechciane obrazy.
- Tak zostało postanowione.
- To... to za wcześnie... proszę...- Pisnęłem. Wiedziałem, że teraz musiałem sobą reprezentować obraz nędzy i rozpaczy. Powinienem również wiedzieć, że takie słowa na niego nie podziałają.
- Skorzystałeś z tego przywileju na samym początku. Gdybyś z niego nie korzystał już dawno miałbyś wszystko za sobą, a teraz znowu musisz przez to przechodzić.
- Proszę, zrób coś z tym. To za wcześnie!
- Ta decyzja nie należy do nas tylko do mojego dziadka. Jak zawsze z resztą.
- Nie...
- Nie upieraj się.
- Nie zgadzam się.
- To będzie miało miejsce, nawet jeżeli nie wyrazisz na to zgody.
- To gwałt.
- W tym układzie nie ma czegoś takiego jak gwałt. Trzeba było zgodzić się już pierwszej nocy na konsumpcje małżeństwa, a nie korzystać z Bǎohù qī. Okres ochronny, który ma na celu bliższe poznanie się przymuszonych do ślubu. Okres ochronny minął, więc dzisiaj w nocy to zrobimy. Czy tego chcesz czy nie.
- Cyrus!- Krzyknąłem na niego łapiąc połać jego koszuli w dłonie i przysuwając się do niego. Jego złote oczy spojrzały najpierw na moje drżące dłonie, później powoli skierowały się na moją twarz. Przyglądał mi się obojętnie przez dłuższą chwilę, a ja ewidentnie czułem jak spod moich nóg ucieka grunt.
Dzisiejszej nocy miałem oddać dziewictwo swojemu mężowi Cyrusowi- księciu tego kraju.


********************************************************
Mam wrażenie, że jego tożsamość była aż za bardzo oczywista, dlatego postanowiłam to od razu napisać. Chociaż dwa lata temu chciałam to ciągnąć a ciągnąc. żeby jego tożsamość do samego końca praktycznie pozostała tajemnicą. Tylko że nie potrafię tak operować piórem i od razu by się wszystko wydało.

2 komentarze:

  1. Hej,
    to ja, zaglądam tutaj i cieszy mnie, że wciąż pojawia się tutaj coś nowego... ;) brakuje mi jedynie teraz tytułu tutaj... doszłam drogą dedukcji, że to opowiadanie "mój sadystyczny", ale właśnie brak przy rozdziale tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak- to rozdział do "Mój sadystyczny....".
      Coś staram się kleić, nie zawsze mam czas i wene i i chęci.... ale się staram.
      Pozdrawiam:)

      Usuń