niedziela, 10 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 3

Obserwowałem Moraeulfa, który od jakiejś godziny wchodził do łazienki by po chwili z niej wyjść i tak w kółko. Tutaj coś przestawiał, tam coś szukał. Przymieżał, ściągał. Ważył w dłoni swoją broń, by po chwili odłożyć ją na miejsce. Przeżucał zawartość półki na której leżały koce, kiedy już jakiś wybrał po chwili zmieniał zdanie i na nowo zabierał się za - jego zdaniem- lepszy wybór przykrycia. Siedziałem w kącie na swoim sposłaniu i przyglądałem mu się zastanawiając się co on tak właściwie robił.
Po pierwsze. Nigdzie dzisiaj nie wyszdeł. Od samego rana siedział ze mną w domu. Nawet łaskawie pozwolił mi ze sobą zjeść przy jednym stole. Byłem tym tak zestresowany, że nie mogłem praktycznie nic przełknąć. Ale on się tym nie przejmował.
Po drugie. Wczoraj wieczorej wyszedł gdzieś na chwilę z Kłem i wrócił bez niego. Czułem się niepwnie będąc z nim tutaj sam. Pies wyczuwał jego emocje lepiej niż ja. A teraz z jakiegoś powodu go tutaj nie było.
Po trzecie. Otworzył szeroko okno. Słyszałem wiele głosów i dźwięków. Chciałem podejść do niego, ale nie zebrałem w sobie na tyle odwagi cywilnej aby podnieść się z leżanki i podejść do okna.
Więc siedziałem i uważnie go obserwowałem. Przez jakiś krótki czas próbowałem odgadnąć co on tak własciwie robi, ale zrezygnowałem kiedy do głowy przyszedł mi najdurniejszy i najmniej prawdopodobny scenariusz jaki w ogóle miał prawo się zrodzić.
- Ty.- Zaczął. Uniosłem zaskoczony brwii do góry i spojrzałem w jego kierunku nie wiedząc czy mówi do mnie czy może woła kogoś przez okno.
Nie.
Zdecydowanie mówił własnie do mnie.
Przekżywiłem głowę w bok i czekałem, aż będzie kontynuował to co chciał powiedzieć.
- Podejdż.- Powiedział. Zmarszczyłem czoło ale po chwili wstałem ze swojego bezpiecznego miejsca i strzelając kościmi w kolanach podszedłem do niego zatrzymując się kilka kroków przed nim.- Masz.- Rzucił w moim kierunku jakimś tobołkiem. Złapałem go odruchowo ale go nie rozwinąłem.- Idź się umyj i wyszorój  porządnie włosy.- Dodał. Powąchałem swoje ramie. Przecież kompałem się jakiś tydzień temu kiedy mi na to pozwolił, a teraz tak szybko każe mi się umyć? Przecież nie śmierdziałem tak mocno jak kiedyś.- Nie obwąchuj się tylko idź się umyj.- Warknął. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem bez słowa w stronę łazienki.
^^~^^
Świerzy, pachnący, ubrany w nowe ciuchy, które z jakiegoś powodu mi podarował (spodenki do połowy ud, luźną koszulkę oraz cienki sweterek) oraz z o wiele krótszymi niż jakieś pół godziny temu włosami - myślałem że zawału dostanę kiedy wpadł do łazienki ze swoim ciężkim nożem i kazał mi się do siebie odwrócić plecami, po czym zaczął przycinać mi włosy własnie tym oto nożem- siedziałem i gapiłem się ponownie na jego poczynania.
Ubierał się gdzieś.
 Wychodził.
 Znowu będę siedział sam w domu. Mógłby chociaż przyprowadzić Kła, ale nieeeee....
Położył koło moich nóg śmieszne buty z jenym paseczkiem biegnącym pomiędzy twoim dużym palcem a drugim u nogi.
- Ubierz.
Padło tylko jedno słowo. Tak też zrobiłem marszcząc delikatnie czoło. Po co on mi każe w domu buty nosić?
- Chodź.- Cofnąłem się na to słowo kiedy zobaczyłem, że podchodzi do drzwi. Gdzie on mnie znowu zabiera? Co on kombinuje? Dlaczego jesteśmy sami? Przecież... Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, kiedy złapał mnie za przegub reki i pociągnął w stronę wyjścia. Ciągnął mnie w dól drewnianych schodów nic sobie nie robiąc z moich niemych protestów. Szarpnął mocniej moją dłonią, kiedy zaparłem się przed drzwiami, których nie znałem. Nigdy mnie do nich nie zaprowadził. Nie wiem co się za nimi znajdowało. Bałem się. Spojrzał na mnie, kiedy wyczuł drżenie moich rąk. Wypuścił cicho powietrze z płuc i pchnął drzwi przed nami.- No chodź.- Ponaglił mnie i ukazał dłonią to co znajdowało się za drewnianą deską. Otworzyłem szerzej oczy. Spojrzałem na niego póżniej na widoki jakie ukazały mi się za drzwiami oraz znowu na niego.- Masz się mnie trzymać blisko. Nie odchodzić nawet na krok jeżeli ci na to nie pozwolę. Nie odzywaj się póki co. Masz się mnie słuchać, rozumiemy?- Zapytał. Zrobiłem pospiesznie dwa kroki w jego stronę i złapałem dolną połać jego bluzy w dłonie kiwając przy tym gorliwie głową. Przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę nie zmieniając wcale wyrazu twarzy po czym wyszedł ze mną na zewnątrz. Do świata żywych. Na powierznie. Mogłem zobaczyć niebo, poczuć promienie słoneczne, wiatr, wszystko!
Rozejrzałem się dyskretnie dookoła siebie. Było mało ludzi. Widziałem raptem pięć osób, które przywitały się z nim uprzejmie po czym zerknęli na mnie ukradkiem i poszli w tylko sobie znanym kierunku.
Szliśmy w milczeniu przez kilka dobrych minut. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed jakimś budynkiem do którego po krótkim namyśle Moraeulf'a weszliśmy. Dziwne miejsce. Pełno w nim jedzenia i różnych dziwnych rzeczy. Za kredensem stał jakiś starszy człowiek i tylko to. Stał i nic więcej. Czekał. Zerknął na nas po czym uśmiechnął się delikatnie.
- Witaj Moraeulf. Co cię do mnie sprowadza o tak wczenej porze?- Zapytał starszy człowiek. Zerknął na mnie i uśmiechnął się delikatnie po czym skinął mi głową. Witał się ze mną.
- Małe zakupy.- Odparł tylko mój towarzysz i wciągnął mnie w głąb mieszkania staruszka. Chodziliśmy jakiś czas między półkami, a on zbierał do koszyka jakieś różne rzeczy po czym podszedł do kredensu ze starszym panem i podał mu owy koszyk. Ten zaczął wszystko wyciągać na kredens i spisywać do zeszystu, a następnie przesunął to w naszą stronę. Moraeulf zaczął to pakować do torby z którą tutaj przyszliśmy. Przekżywiłem głowę w bok. Co on robił?
Ignorował mnie, a ja nie wiedziałem co on robił.
Zmarszczyłem czoło.
Pociągnąłem delikatnie za dół jego bluzy, na którym nadal zaciskałem palce. Spojrzał na mnie. Przyglądał mi się uważnie przez chwilę po czym spojrzał w stronę sufitu (jakby coś tam było, a nie było bo też tam zerknąłem) po czym znowu spojrzał na mnie.
- To jest sklep. Miejsce, w którym możesz wymienić wartościowe monety na jedzenie, picie i inne pierdoły które tutaj znajdziesz. To nie łamanie prawa. On mi daje jedzenie ja mu daje równowartość monet. Nie okradam go.- Burknął na zakończenie pod nosem. Przyglądałem mu się chwilę, aby ocenić jego prawdomówność po czym spojrzałem w drugi koniec "sklepu" i tak sobie stałem i czekałem aż skończy.
- Młodzieńcze.- Usłyszałem głos staruszka.- Młodzieńcze....
- Shiruu.- Sposób w jaki wypowiedział moje imie sprawił, że kolana się pode mną delikatnie ugięły. Spojrzałem na niego gwałtownie, aby się upeniwć czy to na pewnoe TEN człowiek użył własnie swojego aparatu mowy, aby wypowiedzieć moje imię.- Ten Pan cię woła. Młodzieniec to ty.- Dodał spokojnie Moraeulf. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na staruszka.
- Wybierz sobie co chcesz.- Powiedział. Gapiłem się na niego. Nie rozumiałem go.- Masz na coś ochotę? Do jedzenia? Picia? Jakąś zabawkę?- Dopytywał. Czy ja mam na coś ochotę? To ja mogę mieć na coś ochotę? Spojrzałem niepewnie na Moraeulf'a.
- Idź coś sobie wybierz ja tutaj zaczekam.- Powiedział. Nie dam się podpuścić tak łatwo! Pociągnąłem delikatnie za jego bluzę, a ten spojrzał na mnie.- Nie ucieknę i nic ci nie zrobie. Wybierz co chcesz. Chcesz coś zjeść?
-...
- Pytam poważnie i takiej odpowiedzi oczekuje.- Warknął. Rozejrzałem się pospiesznie po sklepie po czym spojrzałem na niego. Znowu odwróciłem głowę w bok i wtedy....pociągnąłem gwałtownie za jego bluzę ciągnąc go za sobą. Jęknął z początku w proteście po czym poszedł posłusznie za mną. Zatrzymałem się niedaleko kredensu po czym pokazałem mu palcem to co chcę.- Jesteś tego pewny?- Zapytał. Kiwnąłem delikatnie głową.- Poprosimy dwa lody.- Powiedział do starszego pana. Ten podszedł do zimnej szafy i spojrzał na mnie.
- Jaki smak?
-...
- Dla mnie miętowe, dla niego truskawkowe.- Odparł Moraeulf widząc moją mine, jaką do niego zrobiłem.
- Małomówny coś jest ten nasz gość.
- Od roku milczy.
- Wystraszyłeś go.
- Taka moja praca.- Odparł i wręczył mi to co chciałem. Zagapiłem się na to.- Ja dam wartościowe monety. Ty jedz.- Powiedział wciskając mi mój wybór w rękę. Jedz? Ale jak? Gapiłem się na niego w uparte oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Widziałem to w wielu jego książkach, ale nie było tam napisane jak to się je.
- Roztopi mu się.- Powiedział staruszek kiedy mój towarzysz zakładał na jedno ramie tobołek z rzeczami, które dostał od struszka.
- Eh.- Moraeulf złapał za mój nadgarstek (drgnąłem) i pochylił się nad lodem, którego trzymałem w dłoni. Przeciągnął po nim kilka razy językiem. Wyszarpnąłem mocno rękę z jego uścisku i marszcząc mocno czoło spojrzałem na mojego loda. Zerknąłem na niego gniewnie. Gdybym wiedział, że tak to się je to bym tego nie chciał. Złapałem go za rękę (spojrzał na mnie) i polizałem loda jakiego miał w dłoni. Orzeźwiający i zimny smak. Marszcząc nos podsunąłem mu swoją dłoń pod usta. Nie polizał loda tylko parsknął śmiechem. Pierwszy raz usłyszałem jego śmiech. Zagapiłem się na niego, tak mnie tym zaskoczył.- Ty liżesz swojego, ja liże swojego. Tak to się je. Polizałem wcześniej twojego bo by się rozpuścił brudząc ciebie i twoje otoczenie.- Powiedział i wytarł jedną zbłąkaną łze ze swojego policzka. Czyli, że ja nie musiałem... a mimo.... co ja.... masakra!!!
Odwróciłem głowę w bok i wyszedłem za nim za sklapu ukradkiem jedząc tego cholernego loda.
Przeszliśmy w milczeniu spory kawał drogi. Nie wiedziałem gdzie mnie zabierał i po co, ale miałem to gdzieś. Już chyba bardziej się zgłaźnić nie mogłem jak do tej pory. Zerknąłem na jego plecy kiedy od tak wyszliśmy sobie poza mury osady i szliśmy ponad godzinę jakąś leśną ścieżką. Zatrzymał się po chwili (po tym jak przedarliśmy się przez dwieście metrów krzaków) i spojrzał na mnie.
Ja z kolei gapiłem się na miejsce do którego mnie zabrał z szeroko otwartą buzią i oczyma. Wielkie jezioro na środku polany. Dookoła był las. Wysoki i daleko nad linią lasu widziałem szczyty górskie. Niebio bez żadnej chmurki oraz ogromne słońce.
- Możesz sam pochodzić po polance, ale nie wchodź do lasu. Chcę cię widzieć. Ja wszystko przyszykuje.- Powiedział patrząc na mnie. Spojrzałem na niego. Serio? Mogłem?- Idź. Zawołam cię.- Dodał. Kiwnąłem twierdząco głową i ruszyłem w stronę jeziora. Je chciałem zbadać jako pierwsze.
^^~^^
Siedziałem nad brzegiem jeziora mocząc w nim nogi. Nie wiem ile czasu minęło. Może kilka minut, może dni albo nawet stuleci. Straciłem poczucie czasu. Czułem się bezpiecznie i spokojnie. Otaczająca mnie cisza koiła moje nerwy. Szum wody oraz wiatru mnie uspokajał. Czułem w lesie mase zwierząt, ale nie odważyłem się do nich pójść. Poczekam, może one przyjdą do mnie.
- Wołam cię i wołam. Wiem, że nie mówisz, ale nie mów mi, że stałeś się głuchy.- Usłyszałem za sobą znajomy głos. Spojrzałem delikatnie za siebie odchylając głowę do tyłu po czym znowu spojrzałem na góry.- Idziesz?- Zapytał. Gdzie? Już?! Już chce mnie zabrać?! Ale...- Oj. Co jest? Czemu wyjesz?- Zapytał kiedy dojrzał te niesforne kropelki wody ściekające po moich policzkach. Dość często pojawiały się na zewnątrz, ale zawsze widział je tylko Kieł, który zlizywał mi je wtedy z twarzy i piszczał przy tym cicho.
Spojrzałem na niego nie chcąc jeszcze wracać. Ale wiedziałem... jeżeli on tak postanowi będę musiał wykonać jego polecenie. A tak bardzo nie chciałem!
Wstałem z ociąganiem i pociągając cicho nosem ruszyłem w stronę wioski. Nie zdażyłem zrobić nawet dwóch kroków, a zatrzymała mnie w miejscu jego ręka.
- Gdzie to?- Warknął marszcząc czoło. Pokazałem palcem w stronę wioski.- Po chuj?- Był zdenerwowany, ale dlaczego? Przecież robiłem to co chciał. Pokazałem na siebie, później na niego i znowu na wioskę.- Nie idziemy jeszcze do wioski.- Warknął. Gapiłem się na niego z lekko przechyloną głową w bok. Pociągnął mnie za sobą. Po kilku metrach zatrzymał się przed wielkim kocem na który bezceremonialnie mnie posadził i usiadł po jego drugiej stronnie. Rozejrzałem się po nim. Było tam wiele różnych rzeczy, kilka kartek, trzy książki, ogólnie dziwne rzeczy mogłem tam znaleźć.- Do zachodu słońca będziemu tutaj siedzieć więc nie wyj. Później wracamy do domu. Jak będziesz grzeczny to znowu tutaj przyjdziemy.- Warknął po czym sięgnął po jakieś opakowanie. Otworzył je i wsunął do buzi jego zawartość.
Do zachodu słońca jeszcze długo.
^^~^^
Od trzech miesiący wychodzimy na tą polanę co drugi dzień. Jednego dnia Moraeulf znikał z domu zostawiając mnie z Kłem, na drugi dzień wracał i cały dzień spędzał ze mną na polanie. Poznałem wiele nowych rodzajów jedzenia, nauczyłem się grać w różne dziwne gry, nawet nauczył mnie jak się pływa. Dość często milczał, czasami coś tam mruczał pod nosem. Raz może dwa zdażyło mu się walnąć przemowe na prawie 2 miliony słów.
Wiem!
Liczyłem!
Dosłownie!
Po czym napił się wody i wrócił do czytania swojej książki.
Ja też staralem się nie próżnować chociaż po pierwszym razie kiedy tego spróbowałem wolałem być ostrożny. Przez moją głupotę i gwałtowność życie straciło pobliskie stado wilków oraz około dwadzieścia sarenek. A ja tylko powiedziałem "jak tutaj pięknie. Cce wracać w to miejsce codziennie." I powiedziałem to bardzo cicho oraz powoli. Ale powiedziałem za dużo. Dlatego teraz (po wielkiej awanturze jaką zgotował mi Moraeulf) wypowiadam jedno góra dwa słowa dziennie i czekam, aż pozwoli mi wypowiedzieć ich więcej.
Czekam bo chcę mu tak wiele powiedzieć. Nadal byłem przy nim niesamowicie ostrożny, ale jednocześnie wiedziałem, że muszę mu podziękować. To tylko za jego sprawą mogłem zobaczyć to miejsce.

********************************************
zapomniałam dodać, że opowiadania będą posiadały w sobie mase błędów.... są nie betowane jak coś. Za co z góry przepraszam.
Pzdr Gizi03031

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz