niedziela, 3 marca 2019

Olen sinun, sinä olet minun rozdział 2

Obkręciłem się na bok śpiąc na materacu wciśniętym w kąt kuchni tuż koło leżanki Kła i spojrzałem na posłanie jego pana, w którym to właśnie sobie smacznie spał z dwójką jakiś chłopaków. Przyzwyczaiłem się do tego, że za każdym razem, kiedy widziałem w jego łóżku jakąś osobę (nie ważne czy to chłopak czy dziewczyna) za każdym razem był to ktoś inny.
Wypuściłem głośno powietrze i przymknąłem oczy próbując ponownie zasnąć. Drgnąłem otwierając gwałtownie oczy. Ludzie o tym nie wiedzieli, ale podczas snu ich myśli oraz emocję aby dać odpocząć ciału ulatują z niego. Ciało wtedy się relaksuje, umysł oczyszcza i uspokaja.... tak powstają sny.
Z czego sobie ludzie jeszcze nie zdawali sprawy? Z tego, że nieliczni z mojego gatunku potrafili te emocje zobaczyć oraz usłyszeć ich myśli. Tak jak to miało miejsce właśnie teraz. Usiadłem delikatnie na swoim posłaniu i skierowałem spojrzenie w stronę łóżka. Zaciskając mocno zęby starałem się skupić na leżącym niedaleko psie, aby zapanować nad wzbierającą we mnie złością.
Shiruu, co jest?
Uslyszałem głos Kła. Zatopiłem palce lewej dłoni w jego sierści na grzbiecie, ale to i tak mi nie pomogło. O dziwo wzmogło to mój gniew.
Czy twój pan z niemalże zwierzęcą chucią sprawdza co czasami bierze do swojego łoża?
Zapytałem. Usłyszałem tylko prychnięcie psa. A więc jednak.... Pokreciłem przecząco głową wiedząc bardzo dobrze, że nie mogę dać upustu swoim emocją, ale to co czułem i to co słyszałem....
Na chwiejnych nogach udałem się do łazienki, aby trochę ochłonąć, odgrodzić się od tego co czułem i słyszałem. Przemywając twarz lodowatą wodą usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Zerknąłem w bok. Był to jeden z tych chłopaków. Stał przede mną tak jak go matka natura stworzyła. Niski, szczupły, z zielonymi kótkimi włosami i czerwonymi oczyma. Spojrzał w moim kierunku i prychnął głośno pod nosem.
- Co się gapisz robaku?- Warknął na mnie. Wytarłem twarz w ręcznik aby na niego nie patrzeć, wiedząc co mogę mu za chwilę zrobić.- Ogłuchłeś?- Złapał mnie za ramię. Drgnąłem. Spojrzałem na niego w dość powolny sposób opuszczając na dół ręcę, w których nadal trzymałem puchowy ręcznik.
- Zjedz swój język. Odetnij przyrodzenie. Wydłub oczy. Przebij uszy. Podetnij nadgarstki. Utop się.- Pierwsze słowa wypowiedziane na tej planecie. Cofnął się o krok, ale wiedziałem, że nie zdoła uciec. Pierwsze słowa są najgorsze. Mają najbardziej destrukcyjną moc. A im dłużej milczymy tym bardziej ta moc się powiększa. I wtedy trzeba wypowiedzieć więcj słów. Ja powiedziałem za mało, a i tak zdawałem sobie dobrze sprawę z tego co się za chwilę stanie. Usiadłem sobie na opuszczonej desce klozetowej i opierając brodę na dłoni przyglądałem mu się uważnie czekając na mały spektakl, w którym będzie musiał wykonać każde z wymienionych przeze mnie zdań. Widziałem jak po jego policzkach ciekły łzy, a po brodzie krew kiedy dławiąc się przerzuwał swój język z zamiarem odgryzienia go i przełknięcia. Uśmiechnąłem się wrednie pod nosem dokładnie obserwujac jego poczynania.
Powoli krok po kroku spełniał moje wypowiedziane zdania odpierając sobie po kolei oczy oraz uszy. Napełnił wanne wodą i zanurzył się w niej. Sięgnął po brzytwę Moraeulf'a kiedy sam właściciel narzędzia stanął w drzwach łazienki i gapił się na niego przez dłuższą chwilę nie wiedząc jak ma się zachować. Ani drgnąłem wiedząc, że i tak nie ucieknę przed jego złością oraz karą.
- Co... Co tu się do kurwy nędzy wyprawia?!- Ryknął na całe gardło podbiegając do chlopaka i zatrzymując go przed podcięciem sobie żył. Wiedziałem, że to i tak nie pomoże. Podetnie je sobie teraz za jego pozwoleniem, albo później jak będzie sam.- Coś ty mu zrobił?!- Wydarł się na mnie uderzając mnie otwartą dłonią w prawy policzek. Zabolało. I to cholernie bardzo. Zagryzłem dolną wargę aby nawet nie pisnąć. Go nie chciałem zabijać. Jakoś jeszcze nie naszła mnie na to ochota. Dlatego musiałem milczeć. Usłyszałem warczenie dobiegające od strony drzwi.- Kieł zamknij pysk i spierdalaj do siebie!- Wydarł się na psa, ale to tylko bardziej go rozjuszyło.- KIEŁ!!!- Spojrzał w jego kierunku.
Odpuść i idź.
Tylko tyle powiedziałem. Pies warcząc głośno wycofał się z pomieszczenia. Nadal słyszałem jego warczenie, ale go nie widziałem. Spojrzałem na Moraeulf'a. Przytrzymywał nadgarstki krzyczącego niewyraźnie chłopaka, który ciągle póbował podciąć żyły.


^^~^^
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym zamknął mnie trzy dni temu pozostawiając mnie tutaj samego z dwiema butelkami wody. Nikt się tutaj nie pojawiał nawet po to by zerknąć czy żyje. A co najgorsze....
Oddzielił mnie od Kła.
Zaciskając monco zęby, aby nie zacząć krzyczeć gapiłem się na ściany bez okien. Nawet drzwi jakoś nie napawały mnie radością. Wiedziałem, że bez klucza można je otworzyć tylko od zewnątrz. Tutaj gdzie ja się znajdowałem było to niemożliwe. No może przy próbie wyważenia ich, ale jeżeli bym tego dokonał długo bym nie pożył.
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Spojrzałem na nie nadal siedząc na podłodze. Nie miałem zamiaru siadać przy jedynym meblu jaki się tutaj znajdował. Drewniany stół i kilka krzeseł. Nic więcej.
Do środka wszedł Moraeulf oraz Warivv. Spojrzeli na mnie po czym ten drugi wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na swojego towarzysza.
- To było konieczne?- Zapytał. Tamten tylko spojrzał na niego jak na skończonego idiotę i zamykając drzwi skierował swe kroki w moją stronę. Oddychałem spokojnie przez nos skupiając się na palcach u nóg. O dziwo to pozwalało mi zachować tymczasowo spokój.- Faoiltiar będzie niezadowolony.
- Bzyknij go porządnie to mu przejdzie.- Warknął mężczyzna patrząc na mnie z góry. Nie obdarzyłem go spojrzeniem.
- Może ciebie ktoś powinniem dla odmiany to byś spóścił z tonu i zaczął myśleć.
- Jestem chyba jedynym człowiekiem w tym miejscu, który jeszcze myśli.
- Chcesz się założyć?- Od strony drzwi doleciał trzeci głos. Nie musiałem tam patrzeć aby wiedzieć do kogo należał. Ale mimo wszystko spojrzałem w tamtym kierunku. Białowłosy spojrzał na mnie, później na człowieka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a po chwili z jego ciała wyleciało kilka wyładowań elektrycznych.- Gdzie Kieł?
- Jak najdalej od tego czegoś. Jeszcze go mi zabije.- Warknął Moraeulf. Prychnąłem w myślach. Ja miałbym zabić Kła?! Prędzej go bym o to posądzał!
- Ile on tutaj siedzi?
- Trzy dni.
- Czy ty....- Urwał i zaczerpnął kilka razy głośno powietrze. Pokręcił przecząco głową i otworzył szerzej drzwi. Do pomieszczenia weszły trzy osoby. Obce. Tak jak ja i Faoiltiar. Cała trójka średniego wzrostu. Kobieta o krótkich błękitnych włosach i turkusowych oczach. Jeden z mężczyzn (ten wyższy) miał zielone włosy i brązowe oczy. Drugi odwrotnie. Brązowe włosy, a zielone oczy. Na twarzach całej trójki widniał taki sam znak runiczny jak u mnie. Drgnąłem i przekrzywiłem głowę w bok przyglądając im się uważnie. Spojrzeli na mnie po czym cofnęli się delikatnie. Po rozejrzeniu się w pomieszczeniu, w jakim się teraz znajdowaliśmy wyszli bez słowa.
- Po co ich tutaj....
- Bo jesteś głupi! Zabijesz nas wszystkich!
- O  co ci kurwa znowu...- krzyknął, ale urwał kiedy wcześniejsza trójka wróciła przynosząc ze sobą różne rzeczy. Drgnąłem kiedy wyczułem co ze sobą mieli. Podeszli do mnie niepewnnie i położyli przy mnie swoje "łupy". Spojrzałem najpierw na nich później swoje spojrzenie ponownie skierowałem na przedmioty położone koło moich nóg. Dla kogoś mogłoby się to wydawać niczym, ale dla mnie znaczyło tak wiele. Na jakimś papierze kołożyli garstke piasku, trochę zerwanej w pośpiechu trawy, kilka zakurzonych kamyków oraz w miseczce trochę wody. Kobieta otworzyłą swoja torbe, która zwisała jej z ramienia i wyciągnęła z niej małego, białego kotka po czym położyła mi go na kolanach. Nawet nie drgnąłem.
- Jak długo siedzi w tym pomieszczeniu?- Zapytał zielonowłosy. Jego głos wydał mi się dziwnie znajomy.
- Trzy dni.
- To nie tak długo.- Odparł na odpowiedz Warivv'a. Faoiltiar prychnął głośno.- Tak?
- A ile dni temu ostatni raz był na zewnątrz?- Zapytał chociaż sam znał dobrze odpowiedź. Przymknąłem oczy wiedząc, że już długo nie wytrzymam.
- Dobrze wiesz.- Warknął człowiek.
- Odpowiedz.- Nalegała kobieta.
- Od roku...- Odparł. Usłyszałem głośny huk, a po nim jęk mężczyzny. Otworzyłem oczy w momencie kiedy ten zbierał się z przeciwległej ściany i otrzepywał spodnie. Spojrzałem na nieznaną mi z imienia trójkę i aż otworzyłem szeroko oczy.
Ja ich znam!
Dargemier, Vey, Frill.
Wypowiedzenie w myślach ich imion sprawiło, że przez ich oczy przeleciała złota poświata, a oni spojrzeli na mnie.
 - Witaj Shiruu.- Powiedziała kobieta: Vey. Kiwnąłem delikatnie głową dając im potwierdzenie ich domysłów.
- Myślałem, że siwek sobie z nas żartuje, kiedy powiadomił nas kto mieszka w ich osadzie, a tutaj taka niespodzianka.- Powiedział brązowowłosy Frill. Odczekał chwilę.- Od dawna się nie odywasz? Ile godzin?
- Rok.- Odpowiedział za mnie Faoiltiar. Cała trójka spojrzała na niego jakby był upośledzony umysłowo po czym swoje spojrzenie skierowała na mnie.
- Od roku milczysz, więc powiedz mi jakim cudem ten człowiek jeszcze żyje??- Zapytał ostatni z nich. Zielonowłosy Dargemier. Wzruszyłem delikatnie ramionami.- No nie oszukuj mnie. Znam go, a przede wszystkim ciebie wiec się nie dziw, że zadałem to pytanie. Przecież ten typ jest na maksa mega wkurwiający, dlatego się pytam jakim cudem on jeszcze żyje.
- Masz coś do mnie?- Warknął człowiek.
- Od samego początku mówiłem ci, że masz zacząć myśleć i się odwalić od takich jak ja, bo to kiedyś przyniesie dla ciebie katastrofę. I tylko to, że z jakiegoś irracjonalnego powodu on milczy ty jeszcze żyjesz.
- Hę?- Zapytał mało inteligentnie Moraeulf.
- On jest z tego samego plemienia co my.- Powiedziała Vey. Warivv oraz Moraeulf spojrzeli na mnie gwałtownie. Nie wiem któremu, ale któremuś strzeliła kość w karku przy tym ruchu.- A co najzabawniejsze ten "człowiek" nas tutaj zesłał. To nasz nauczyciel, przyjebie.- Dodała i zaśmiała się cicho z jego miny. Widocznie już o mnie słyszeli. Musieli słyszeć. Widziałem to po ich minach. Po tym jak na mnie spojrzeli, a po ich skroniach spłynęła pojedyńcza kropelka potu.
- A więc Mistrzu....- zaczął Frill. Spojrzałem na niego uważnie.- Dlaczego znajdujesz się na tej planecie i to w takim ciele, a na dodatek w tej osadzie?- Zapytał. Skrzywiłem się i odwróciłem głowę w bok. Nie chciałem o tym rozmawiać, nawet pamiętać, ale wiedziałem, że te pytania kiedyś nadejdą.
Alger Kona. Spałem z nią.
Cała czwórka, która mogła usłyszeć moje słowa wbila się z zaskoczeniem w ścianę. Spoglądali na mnie bladzi na twarzy z szeroko otwartymi oczyma. Uśmiechnąłem się gorzko pod nosem.
Każdy by tak zareagował.
W końcu Alger Kona to Czysta Niewiasta. Ktoś kto zostaje największym i najważniejszym członkiem Rady oraz Matką wszystkich naszych klanów. To ktoś święty. Można powiedzieć- używając ludzkiego języka- to Bogini.
A ja ją zbrukałem odbierając jej możliwość zajęcia należytego jej miejsca.
Przez co zostałem potępiony na wieki.
Zamiast zesłać mnie na ziemie, powinni byli mnie zabić, ale to ona zdecydowała, że należytą karą dla kogoś takiego jak ja będzie zamknięcie mnie w stałym ciele i uwięzienie na tej planecie.
Wiedziała, że tutaj się odrodze. Jeżeli jednak zabili by mnie na mojej ojczystej planecie przestałbym istnieć.

*************************************
:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz