niedziela, 23 lipca 2017

Ostatnia klasa 2

Hejka. zapraszam na kolejny rozdział:)
**************************************
Stałem na środku pokoju nic sobie nie robiąc z jego krzyków. Wiedziałem, że będzie się darł wyżywając się na mnie za wszystkie niepowodzenia w swojej pracy oraz życiu osobistym- chociaż wątpiłem aby takowe posiadał. Kolejna osoba, która myślała, że wszystko wie, a jednak mimo zajmowanego przez niego stanowiska wykazywał się nadzwyczaj ułomną spostrzegawczością.
- Ciężko było ci się przyłożyć do tych cholernych egzaminów i dostać te dziesięć punktów więcej?!- I znowu to samo. Nie miałem ochoty tłumaczyć mu tego wszystkiego. Jakby chciał się dowiedzieć czegoś więcej to przez ostatnie trzy lata przyszedłby do szkoły i zorientował się
w temacie. Ja bynajmniej nie miałem zamiaru nalegać na to aby w końcu się w niej pojawił.- Wziął byś się w końcu do roboty! Myślisz, że całe życie będziesz na moim garnuszku?! Może jeszcze skończysz jak twoja matka?!
- Nie, ojcze.- Powiedziałem pokornie chociaż w rzeczywistości zagotowało się we mnie. Miał czelność wspominać przy mnie tą kobietę! Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jakbym mógł to bym ją zabił własnymi rękoma. Oczywiście gdyby już dawno nie wąchała kwiatków od spodu.
- Na ostatnie trzy miesiące szkoły załatwiłem ci korepetytora.- Powiedział już spokojniej. Zerknąłem na niego zaskoczony po czym ponownie spojrzałem przed siebie kiedy zgromił mnie swoim spojrzeniem. Po cholerę mi jakiś pieprzony korepetytor.- Planuje w domu remont, więc będę spał w swojej pracy. Ty na czas remontu zamieszkasz właśnie z owym korepetytorem.
- Słucham?
- To co słyszałeś! Spakuj się. Z tego co pamiętam ta cholerna baba ma się tutaj pojawić za jakąś godzinę.
- Jestem tutaj od piętnastu minut.- Zagrzmiał nieznany mi głos. Odwróciłem się patrząc na kobietę, którą widziałem po raz pierwszy w życiu. Wysoka, szczupła kobieta ubrana w czarne jeansy, koszulę w czarno-czerwoną kratę wciągniętą w spodnie. Burza czarnych loków opadała na jej ramiona. Wysokie buty na obcasie.
- Przyszłaś.- Jęknął mój ojciec. Nie przepadał za nią?- Keiichi idź się spakuj.
- To on?
- On. Nie widać?
- Myślałam, że może kolejnego bachora sobie zmajstrowałeś.- Drwiący głos kobiety sprawił, że po moim ciele przebiegł silny dreszcz.
- Jedno utrapienie mi wystarczy.
- Nie powinieneś tak mówić o…- Nie słuchałem już ich. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku swojego pokoju.

**
Siedziałem na przedzie wielkiego auta terenowego. W bagażniku spoczywały moje dwie torby podróżne oraz plecak szkolny. Na kolanach trzymałem laptopa. Nadal nieznana mi kobieta „żegnała” się z moim ojcem na schodach domu. Chociaż nie wiem czy wyzywanie go od różnych i mieszania jego (o zgrozo) pokornie przyjmującej te ataki osoby można było nazwać „żegnaniem się”. Kobieta
z rozmachem zamknęła drzwi samochodu warcząc cicho pod nosem.
- No cholerny gówniarz!
- Ja?- Zapytałem zaskoczony. Przecież ja jej nic nie zrobiłem. Jeszcze, ale to mały szczegół, który miałem nadzieje długo będzie istniał w naszych wspólnych relacjach.
- Nie! To chyba oczywiste, że mówię o Yoshimitsu.- Odpaliła samochód. Otworzyłem szeroko oczy. Ta kobieta mówiła do mojego ojca po imieniu.- Jak nie potrafi się zabezpieczać to niech bierze odpowiedzialność za swoją głupotę.
- No przepraszam. Ja się na świat nie pchałem.- Prychnąłem obrażony patrząc przez okno. Zaśmiała się cicho.
- Wiem. I wcale cię nie obwiniam o to, że masz ojca idiotę. Ja po prostu obwiniam go o to, że jest idiotą.- Powiedziała wjeżdżając na główną drogę.- No ale cóż. Przecież z cofnięcia w rozwoju już się go nie wyleczy.
- Czy… czy mój ojciec coś Pani zrobił, że tak go pani… traktuje?- Zapytałem cicho. Zaśmiała się głośno.
- Wiele. I mi i tobie. I nie mów do mnie „Pani” bo się staro czuje.
- To jak ja mam do pani mówić skoro nawet pani nie znam?- Zapytałem zaskoczony. Zaśmiała się cicho.
- Hitoshi.- Powiedziała. Gapiłem się na nią jak na kretynkę. Przecież to jest męskie imię. Zmierzyłem ją od stóp do głów, ale bujna pierś potwierdziła to co myślałem na początku. To ewidentnie jest kobieta. Kobieta z męskim imieniem. Ale co ja się dziwię. Mój ojciec chociaż facet posiadał żeńskie imię.- Patrz tak na moich starych, a nie na mnie. Nie ja sobie to imię wybrałam.
- Hitoshi-san.
- HI-TO-SHI.- Poprawiła mnie otwierając szeroko usta.
- Hitoshi…- Zaciąłem się. Dziwnie się czułem mówiąc do kogoś starszego bez zwrotów grzecznościowych.- Em… skoro mówi… sz… do mojego ojca po imieniu to musisz go znać.
- Oczywiście, że znam tego cholernego gówniarza. Po trzynastu latach sobie o mnie przypomniał i dzwoni z tekstem „daj temu gówniarzowi korki oraz na trzy miechy go przygarnij”.
- On tak powiedział?
- Co taki zdziwiony? Myślisz, że ten szczyl to jakiś święty jest?
- Dlaczego mówi pani na niego gównia…. mówisz na niego gówniarz i szczyl?
- Skoro jest młodszy niż ja to mogę tak mówić.- Zaśmiała się głośno, kiedy wlepiłem w nią ślepia nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedziała.- Ta. Jestem starsza od niego o dwa lata.
- Szczerze? Nie wyglądasz.
- Dziękuje za komplement.- Zaśmiała się.
- Proszę.- Odparłem. Zerknęła na mnie zaskoczona. Wzruszyłem ramionami.
- Powiedz mi… chodzisz na imprezy?- Zapytała. Przymknąłem na chwilę oczy. Boże święty czy ja wyglądam na kogoś kto chodzi na imprezy?! Czy było ze mną tak źle czy z nią? Bo ja tam nie czułem się jak osoba, która wygląda jakby imprezowała, więc problem musiał leżeć w jej oczach
i braku zdolności oceny sytuacji.
- Nie.
- Nie lubisz?
- Nigdy na żadnej nie byłem.
- Znajomi nie wyciągają cię na imprezy?
- Nie.
- A do baru, restauracji albo karaoke?- Zapytała. Zapadłem się delikatnie w fotel.
- Ja nigdzie nie chodzę.
- Co ty masz za znajomych, że pozwalają ci gnić na chacie?
- Nie mam znajomych.- Odparłem i spojrzałem w stronę okna, kiedy zahamowała gwałtownie i spojrzała na mnie jak na kosmitę. No co miałem jej powiedzieć, skoro to była prawda. Nie miałem znajomych, ludzie za mną nie przepadali, więc z jakiej paki mieli by mnie wyciągać na karaoke, do baru czy też na jakąś imprezę. Nie byłem lubianym typem człowieka. Wytrzymałem jej spojrzenie
z całą posiadaną w sobie godnością i cierpliwością po czym odetchnąłem z ulga kiedy ponownie ruszyła w stronę jej domu.
- Widziałam twoje wyniki egzaminów. Powiedz mi, czy to ze względu na brak znajomych zdałeś prawie wszystkie egzaminy na poziomie 3 roku studiów?- Zapytała. Spojrzałem na nią zaskoczony. Czyli istniał ktoś, kto wiedział, że jako jedyny ze szkoły szedłem w niej poziomem rozszerzonym ze wszystkich przedmiotów?- Z nudów się uczyłeś?
- Ja się nie nudziłem.
- Nie pierdol mi tutaj!
- Czy to, że mam dobre wyniki w nauce świadczy o tym, że musiało mi się w życiu nudzić
i dlatego zakuwałem do testów?
- Tak. Boże drogi. Dziecko czy ty wiesz co się dookoła ciebie dzieje. W liceum praktycznie nic nie robisz. Podejdziesz do egzaminu wstępnego na studia i z aktualnymi wynikami dostaniesz się na trzeci rok wybranych studiów. Pochodzisz na niego, czwarty rok i możesz iść do pracy. A później nie będzie zabawy, szaleństwa i wolności. Tak chcesz skończyć?!
- Tak! Szybciej się od niego uwolnię! Powiedział, że opłaci tylko pierwszy rok moich studiów, a później mam sobie radzić sam w życiu! Nie mam wyboru jak co niektórzy!
- Oj przymknij się! Zawsze jest jakiś wybór! I każdy go ma!
- Mylisz się.
- Myślisz?- Zapytała drwiąco i zatrzymała się przed sporej wielkości wieżowcem. Zerknąłem na niego. Czyli, że niby teraz to tutaj będę mieszkać? Drugi koniec miasta i od mojej szkoły i od mojego wcześniejszego domu. Godzina drogi pociągiem. Z trzema przesiadkami. W co ten idiota mnie wpakował?!- Odpowiedz. Ktoś ci każe kogoś zabić. Zabijasz go czy puszczasz wolno.
- Puszczam wolno.
- Ktoś się nad tobą znęca w szkole. Donosisz na tą osobę czy radzisz sobie z tym sam?- Zapytała przyglądając mi się uważnie. Gapiłem się na nią jak na idiotkę.- Mówiłam ci, że tak to się gap na swojego ojca nie na mnie.
- Radzę sobie z tym sam.
- Zabezpieczanie się czy wpadka?
- Zabezpieczanie się.
- Stracić wzrok czy stracić słuch?
- Stracić wzrok.
- Chłopak czy dziewczyna?
- …- Zaciąłem się. Na to pytanie nie odpowiedziałem.- Po co te wszystkie pytania?
- Zawsze jest wybór. Tylko nam się wydaje, że jest inaczej. Teraz weźmy np. tak, ktoś ci każe zabić człowieka, który w tym momencie dobiera się do małej dziewczynki aby ją zgwałcić. Puszczasz go wolno. Znęcają się nad tobą w szkole. Milczysz o tym. Przez to osoby, nad którymi również się znęcano też milczą. Ktoś nie wytrzymuje i odbiera sobie życie. Zabezpieczasz się a w przyszłości na starość jesteś sam bo nie ma przy tobie nikogo. Tracisz wzrok i nie widzisz jak ktoś podkłada bombę w centrum handlowym. Wszyscy umierają. Wybierasz dziewczynę, a chłopak który cię kocha nie mówi ci o tym po czym scenariuszy jest wiele. Musisz rozważyć wiele możliwości bo nigdy nie wiesz co się stanie. Fakt ten idiota mógł ci tak powiedzieć. Dobra. Opłaci ci jeden rok studiów. Co robisz później? Dalej studiujesz, ale szukasz sobie skromnego mieszkania, idziesz do pracy czyli
w przyszłości udowodnisz pracodawcy, że potrafisz radzić sobie w trudnych sytuacjach i możesz robić kilka rzeczy na raz. A to dobre punkty w oczach chlebodawcy. Ale kto ci da prace jak jesteś aspołeczny i nie rozmawiasz ze swoimi rówieśnikami.
- Zejdź ze mnie.- Warknąłem kiedy wyciągnęła kluczyki ze stacyjki. Zaśmiała się głośno.
- Nie mam zamiaru na ciebie wchodzić.- Powiedziała tajemniczym głosem uśmiechając się pod nosem.
Czy ta babka miała wszystko po kolei w łepetynie?

Bo ja szczerze w to wątpiłem…
**************************
I jak wam przypadlo do gustu??
Zapraszam za tydzień na kolejny rozdział:)
Pozdrawiam Gizi03031;*

1 komentarz:

  1. Hej,
    bardzo mi się podoba, ale jego ojciec to szkoda po prostu słów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń