*************************************
Trzy
miesiące.
Tyle wytrzymałem jak na dzień
dzisiejszy. Podejrzewam, że duży wkład w to ile wytrzymałem miało to iż Zeno
oraz Paxi nie dali mi spokoju i dbali o mnie na tyle na ile im pozwalałem
(czasami trochę więcej). Dzień po tym jak zacząłem pracę pojechałem do szkoły
razem z Zeno i zrezygnowałem z niej. Dyrektor z początku był zaskoczony, że
wytrzymałem tylko dzień po czym zaczął się śmiać, że spodziewał się czegoś
większego po tym jak połamałem rękę uczniowi. Zamilkł kiedy Zeno całkowicie
kontrolowanym ruchem swojej reki pozbył się jego sztucznej szczęki z ust. Uniosłem
wtedy tylko brwi do góry po czym wyszedłem z jego gabinetu. Po drodze musiałem
przytrzymać Zeno (i to dość mocno) ponieważ na korytarzu minęliśmy Kalos’a i
ten chciał się na niego rzucić z pięściami.
Trzy miesiące.
Byłem na siłę karmiony i pojony.
Wyprowadzany na spacery aby moje ciało chociaż trochę zażyło kąpieli
słonecznych. Miałem jeszcze na tyle godności, że dawałem sobie radę
(wiedziałem, że nie potrwa to już długo) sam się wykąpać. Było ciężko. Wszystko
mnie bolało. Nocami miałem koszmary dlatego cały czas byłem zmęczony.
Najchętniej to wcale bym nie wychodził z łóżka. Moje apatyczne nastawienie do
świata dobijało mnie jeszcze bardziej. Zeno zasugerował abym zadzwonił do matki
i z nią pogadał. Kategorycznie odmówiłem mówiąc, że nie mam ochoty rozmawiać z
tą kobietą.
Starałem się właśnie zasnąć kiedy
dobiegły mnie z dołu pewne krzyki. O tej godzinie nie było to normalne
zachowanie więc chcąc nie chcąc po tym jak po dziesięciu minutach krzyki nie
ustały postanowiłem zmusić swoje obolałe, ospałe i ociężałe cielsko do
zawleczenia swojego tyłka piętro niżej aby dowiedzieć się co takiego zakłócało
moje próby zaśnięcia.
- No ty chyba głupi gówniarzu
ocipiałeś!- Paxi darł się co sił w płucach. Skrzywiłem się wchodząc do środka.
- Przestań drzeć tą papę. Ludzie
spać chcą.- Jęknąłem unosząc głowę do góry. Stanąłem zaskoczony na środku
lokalu, kiedy dojrzałem znajomy rudy kolor włosów. Przekrzywiłem zaciekawiony
głowę w bok po czym zaśmiałem się gorzko.- Akagami ten facet jest zajęty więc
nie startuj do niego, bo i tak…
- Kolejny który ocipiał.- Warknął
Paxi. Złapałem się za krocze i zacisnąłem na nim palce.
- Prędzej ochujałem.- Poprawiłem go.
Usiadłem przy barze i spojrzałem na niego.- Zrobisz mi coś do picia?
- Co byś chciał?
- Wodę.
- Sok pomarańczowy.- Poprawił mnie.-
Dobra. To będzie sok pomarańczowy skoro tak bardzo o niego prosisz.- Uśmiechnął
się i zabrał się za ręczne wyciskanie soku. Nigdy nie podawał tutaj czegoś z
kartonu. Skoro sok to musi być wyciskany z prawdziwych owoców. Po chwili
postawił na barze dwie szklanki. Jedną podał mi, drugą przesunął w stronę tego
dzieciaka, który nie wiadomo czego tutaj szukał. Wciągnąłem cicho powietrze
przez nos po czym zaparłem się mocno o bar kiedy zakręciło mi się w głowie.
- Co jest?- Zapytał Paxi wychodząc z
zaplecza. Pokręciłem przecząco głową.
- Nic. Po prostu nosi on na sobie
jego zapach.- Powiedziałem cicho i przetarłem obolałe czoło.- To nic takiego.
- Jakoś nie wygląda to jak nic
takiego.- Powiedział i postawił przede mną obrane i pokrojone jabłko.
Skrzywiłem się delikatnie.- Zjedz.
- Nie chcę.
- Chcesz, chcesz.- Poprawił sobie
włosy i spojrzał na coś za moimi plecami. Nie musiałem się odwracać.
Wystarczyła mi radość jaka malowała się na jego twarzy, aby wiedzieć co takiego
zobaczył.
- A ten tutaj czego znowu szuka?-
Warknął Zeno i podszedł do Paxi. Pocałował go delikatnie w policzek po czym
spojrzał na nas.- Co?
- Chcę pogadać z panem Echthra.-
Powiedział. Zakrztusiłem się sokiem. Po doprowadzeniu swojej zaplutej brody do
porządku spojrzałem na niego zaskoczony. Co za pan?
- Słucham?
- Potrzebuje pana pomocy.- Zaczął.
Zmarszczyłem czoło. Dlaczego mam mu pomagać?- Wiem o czym pan myśli, ale…
- Wątpię abyś wiedział…
- „Dlaczego mam mu pomagać skoro to
przyjaciel Kalos’a. Niech mu Kalos pomoże”.- Powiedział idealnie imitując mój
ton głosu. Skrzywiłem się. Dobry był.- Mówiłem, że wiem o czym pan myśli. I
gdyby nie chodziło o to, o co mi teraz chodzi to pewnie poszedłbym do Kalos’a
prosić o pomoc, ale nie mogę.
- Dlaczego?- Zapytałem cicho.
Rozmawianie o tym dzieciaku sprawiało mi ból.
- Bo chcę żeby pan pomógł właśnie jemu.-
Powiedział. Odstawiłem powoli szklankę, na blat baru po czym spojrzałem mu
uważnie w oczy. Ja miałbym mu pomóc? Jak? Skoro sam umierałem przez to, że mnie
odrzucił.
- Słucham.
- Jego rodzice wywalili go z domu…-
Przerwał kiedy wstałem gwałtownie, przewracając krzesło na którym siedziałem.
Obejrzałem się za ramię na okno za którym mocno sypał śnieg.
- Gdzie on teraz jest? U ciebie?
- Był. Z początku. Przez pierwsze
trzy tygodnie. Później stwierdził, że nie może siedzieć mojej rodzinie na
głowie. Przychodzi do nas raz w tygodniu aby przebrać się w coś czystego,
wykąpać się, zjeść raz w tygodniu coś ciepłego. Wszystkie jego rzeczy zostały u
mnie więc aktualnie niczego przy sobie nie ma.
- Dlaczego nie siedzi u ciebie…
- Mieszkam z matką i piątką
rodzeństwa. Od zawsze było u nas ciężko. Mama powiedziała, że może u nas na
trochę zostać, ale nie mógłby zostać do końca szkoły. Po zakończeniu roku i tak
chciał się wynieść z tego miasta. Ale teraz…
- Dlaczego rodzice wywalili go z
domu?- Zapytałem. Nie interesowało mnie to, że kolejny raz z rzędu mu
przerwałem. Chciałem wiedzieć wszystko już, teraz, natychmiast! Chłopak
zacisnął usta w cienką linię. Czekałem cierpliwie. Wiedziałem, że w końcu mi to
powie.
- To przez to, że… Pan się tutaj
pojawił.- Mruknął cicho. Zacisnąłem palce na jego przedramieniu.
- Słucham?
- Jego rodzice od zawsze mu
powtarzali, że kiedy pojawi się jego Ypiréti to wywalą go z domu. W końcu Pan
powinien mieszkać ze swoją własnością. Więc nie będzie problemu aby rodzina
Ypiréti przyjęła Ploiarcho pod swój dach. Więc kiedy zobaczyli zmianę w jego
aurze spakowali go i wykopali na bruk.
- Kiedy…?
- Będzie zły jeżeli coś jeszcze
powiem.
- Kiedy się pytam?- Warknąłem łapiąc
się za serce. Czasami miałem takie ataki bólu. Wiedziałem, że za chwilę mi
przejdzie.
- Dwa dni po tym jak odszedł pan z
pracy.- Powiedział. Uderzyłem pięścią w bar.
- On mnie nie chce, a dał się
wywalić z domu jak jakiś…!
- Mylisz się!- Krzyknął wstając
gwałtownie. Spojrzałem na niego.- Mylisz się.- Powtórzył spokojniej. Spojrzałem
na Zeno i Paxi. Przyglądali nam się uważnie, ale milczeli. Pozwalali mi
decydować.
- Powiedział, że mam się do niego
nie zbliżać i nie odzywać się do niego. Nie chce mnie.
- Chce! Nawet nie wiesz jak bardzo
wyzywał tego tutaj i jak bardzo chciał go zabić kiedy zobaczył jak wsiadasz do
jego samochodu.- Płynnie przeszedł z „pan” na „ty” i dźgnął palcem powietrze
pomiędzy nim a Paxi.- On cię chcę.
- Jakoś nie chcę mi się w to
wszystko wierzyć. Skoro go chcę to dlaczego go odrzucił i doprowadził go do
takiego stanu.- Warknął Zeno pojawiając się po mojej prawej stronie. Zerknąłem
na niego. Położył mi rękę na ramieniu.
- Uwierzcie mi!
- Wyjaśnij to.
- Nie mogę.
- Dopóki nam tego nie wyjaśnisz, nie
pozwolę Echthra’e pójść do tego cholernego dzieciaka.- Powiedział mocno
blondyn. Wiedziałem, że nie mam co się z nim o to kłócić bo i tak postawi na
swoim.
- Eh… On od zawsze ciebie szukał. Od
kiedy poszedł do przedszkola. Całą podstawówkę, gimnazjum i dwa lata liceum.
Każda wycieczka szkolna, każde spotkanie z ludźmi z innych szkół. Spotkania na
portalach internetowych. Jego rodzina mieszka w różnych małych wioskach. Zna
tam dosłownie każdego. Od dzieciaka do starego. Szukał i tracił nadzieję. A w
gimnazjum się załamał. W tamtym okresie poznał wielu Ploiarcho oraz Ypiréti i
coś zauważył. Nie wyglądał jak Pan. Był niski, szczupły. Bardziej wyglądał jak
Ypiréti. Nie mógł chronić nikogo. Sam wyglądał jakby wymagał ochrony. Zaczął
ćwiczyć aby zyskać siłę, ale bał się, że to może nie wystarczyć.- Zaśmiał się
cicho.- W gimnazjum powiedziałem mu, że jeżeli do trzeciej liceum nie znajdzie
swojego Ypiréti to ja z nim zostanę. Śmiał się i powiedział, że spoko o ile
mnie wcześniej nie udusi. Dość często uciekł na kilka dni z domu i zostawał
wtedy u mnie. Dużo rozmawialiśmy. Mówił, że o niczym tak nie marzy jak o tym,
aby w końcu móc ciebie spotkać. No a ty łamiesz rękę jego przyjacielowi.
- Który mnie macał.- Powiedziałem na
swoją obronę. Zaśmiał się.
- Gdybym wiedział kim dla niego
jesteś nie ruszyłbym cię palcem. Zdenerwował się na ciebie to fakt, ale to mi
wpierdolił za to, że cię ruszyłem. Powiedział, że na drugi dzień z tobą
porozmawia i przeprosi za swoje słowa, a ty pojawiasz się w szkole z innym
facetem po czym odchodzisz z pracy. On wraca do domu i dowiaduje się, że już
tam nie mieszka.
- Gdzie… gdzie on jest?
***
Paxi odjechał w stronę baru
zabierając wcześniej wszystkie rzeczy Kalos’a do mojego mieszkania. Czy
dzieciak będzie chciał czy nie zabieram go do siebie.
- Tutaj w lewo.- Powiedział
rudowłosy do Zeno, który prowadził samochód. Bez słowa skręcił w lewo. Jechał
jakieś dziesięć minut po czym zatrzymał się koło jakiś starych, sypiących się
ruin. Przełknąłem głośno ślinę patrząc na te budynki. Nie podobały mi się.- To
tutaj.
- Dobra. Zgarniamy gówniarza i
wracamy do domu. Za dwie godziny mam klienta.- Mruknął Zeno wysiadając z
samochodu. Rudy spojrzał na niego znacząco.
- Jest tatuażystą, nie dziwką.-
Poprawiłem jego myśli. Zarumienił się dając mi potwierdzenie moich domysłów.
Zamarłem.- Ja… nie mogę iść.
- Co?- Zapytali obaj zaskoczeni,
kiedy zamarłem w połowie wychodzenia z samochodu.
- Nie mogę się do niego zbliżać.
- Żartujesz?- Zapytał Zeno.
- Pamiętasz jak Paxi powiedział ci,
że masz iść się utopić albo dać dupy połowie miasta?- Zapytałem chłodno
wracając na swoje wcześniejsze miejsce.
- Woda była zimna.- Mruknął tylko i
zamknął drzwi po mojej stronie. Ruszył razem z nastolatkiem w stronę budynku.
Okryłem się jednym z dwóch puchowych kocy naciągając go po same uszy. Jakaś
siła kazała mi wyjść z samochodu i odejść samotnie w stronę miasta, ale zmęczenie
w moim ciele mi na to nie pozwalało. Zamknąłem delikatnie oczy chcąc na chwilę
odpocząć. Tylko chwila, później będzie znowu mógł mnie wyzywać od różnych i
znowu dać mi jakiś rozkaz, który zapewne mnie zabije.
- Echthra… Echthra…
- Mmmm?- Zapytałem cicho otwierając
delikatnie oczy. Byłem niesiony przez Paxi po schodach. Dobrze znanych mi
schodach.- Co…?
- Zasnąłeś.- Powiedział. Przyglądał
mi się uważnie przytulając mnie mocniej do swojego wielkiego cielska. Zadrżałem
z zimna. Chciałem już się znaleźć w swoim cieplutkim łóżku.
- A gdzie…- Urwałem kiedy otworzył
drzwi do mojego domu i bez problemu dotarł do mojej sypialni. Położył mnie na
wielkim łóżku pozbywając się po chwili grubej, zimowej kurtki oraz ciężkich butów.
Unikał mojego spojrzenia. Czyli… nie udało…
- Zeno zabrał go na chwilę do nas na
mieszkanie. Powiedział, że mam tam nie wchodzić bo gorzko tego pożałuję.-
Stęknął głośno i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił do niego niosąc w ręku
wielki kubek z ciepłą herbatą z cytryną i miodem.- Wypij. Rozgrzejesz się.
- Dziękuje. I przepraszam.
- Podziękowania przyjęte, a za
przeprosiny masz w zęby.- Syknął i usiadł sobie wygodnie obok mnie. Oparłem
głowę na jego ramieniu.
- Jak myślisz? Będzie chciał tutaj
zostać?
- Zeno to z nim załatwi.
- Nie chcę go do niczego zmuszać.
Jeżeli będzie chciał to pod koniec szkoły będzie mógł odejść, a ja…
- Nie.- To krótkie słowo nie padło z
ust Paxi. Zamarłem. Paxi wyciągnął z moich dłoni kubek z herbatą i odstawił go
na szafce nocnej. Poklepał mnie delikatnie po głowie po czym wyszedł bez słowa
nie racząc mojego gościa nawet jednym spojrzeniem.- Nie odejdę pod koniec
szkoły.- Padły chłodne słowa. Starałem się na niego nie patrzeć, ale nie
mogłem. Mój wzrok sam siebie podążał w jego stronę. Nie odejdzie pod koniec
szkoły, więc… wcale tutaj nie zostanie? Odwróciłem twarz w prawą stronę byle
tylko nie zobaczył moich czerwonych i wilgotnych oczu.- I dlaczego się na mnie
nie patrzysz? Nie podoba ci się to?! To po co mnie tutaj przyciągnąłeś,
skoro…?!- Urwał. Zakryłem usta dłońmi. Chyba nie…? Drgnąłem kiedy poczułem jego
rękę na swoim ramieniu. Nie mogłem powstrzymać drżenia ramion.- Echthra.- Dodał
cicho. To było dla mnie kroplą, która przelała czarę goryczy. Rozbeczałem się.
Tak. Nie rozpłakałem, ale wręcz rozbeczałem. Jak małe dziecko.- Chodź tu do
mnie.- Wykonałem jego rozkaz łapiąc mocno połać jego czystej i świeżej koszulki
w swoje drżące palce.- Powiedz dlaczego płaczesz.- Cofnął swoje dwa
wcześniejsze polecenia. Mogłem się do niego zbliżyć. Mogłem się do niego odezwać.
- Mam już dosyć! Zabij mnie! Po
prostu mnie zabij! Najpierw zabraniasz mi się do siebie zbliżać i z tobą
rozmawiać, a teraz chcesz odejść! Więc po prostu…
- Zamilknij.- Warknął. Zachłysnąłem
się powietrzem. Znowu!- Tylko na chwilę. Jak skończę mówić wtedy się
odezwiesz.- Dodał już delikatniej. Kiwnąłem delikatnie głową.- Ja cię nie chcę
zostawiać! W ogóle! A ty mówisz, że po zakończeniu roku mogę się wynieść!
Osiemnaście lat na ciebie czekałem i mam cię tak po prostu zostawić?! No chyba
ochujałeś na starość!- Objął mnie mocno ramionami, które drżały bardziej niż
moje. Zamarłem na chwilę po czym nie myśląc za wiele zagarnąłem jego drobne
ciało w swoje ramiona.
- Ja czekałem dwadzieścia sześć lat
gówniarzu. Dwadzieścia sześć lat. Nie pozwolę ci odejść. A jeżeli kiedyś o tym
zamarzysz to mnie po prostu zabij.
- Nikt cię nie będzie zabijał!-
Warknął i unosząc się na drżących kolanach wpił się w moje lekko uchylone usta.
Zamarłem kiedy jego sprawny języczek utorował sobie drogę do mojego wnętrza. Jęknąłem
cicho pozwalając mu na to przez chwilę po czym pociągnąłem go na łóżko i
popychając go na plecy zawisłem nad nim przejmując kontrolę nad pocałunkiem. W
pierwszej chwili cały zesztywniał, ale później oddał pocałunek ulegając mi
całkowicie. Rozsunął swoje nogi przyciągając mnie bliżej siebie. Wciągnąłem
głośno powietrze przez nos kiedy przeciągnął paznokciami po moim karku.
- καρδιά
(czyt. Karida).- Szepnął cicho do mojego ucha po czym znowu mnie pocałował. W
tym momencie myślałem, że szczęście rozsadzi moje serce oraz całe ciało.
Oznaczył mnie!
Zaakceptował.
Powiedział, że jestem jego…
Może to za szybko, ale już nie
mogłem się doczekać kiedy będę mógł powiedzieć moją część oznaczenia. Nic nie
mówił, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie będę jeszcze w stanie powiedzieć
mu tego szczerze. Wszak po tym co przeszliśmy i kiedy się poznaliśmy nie
mieliśmy czasu na to aby został spełniony ten ważny warunek związany z Ypiréti.
Poczekam, a jak będę pewny, że
będzie to szczere i zatwierdzenie się dopełni powiem do niego te piękne słowa „Σ 'αγαπώ” (czyt. S
'agapó).
Wszak odpowiedzią na „serce” zawsze
będzie „kocham cię”.
KONIEC
***********************************************************
No i jak wam się spodobało??
Mam nadzieję, że było bardziej ciekawe niż mi się wydaje:)
Dziękuje za uwagę i zapraszam za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniałe zakończenie, cieszę się że tak ta historia się skończyła, bardzo cierpiałbl przez ten cały czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia