niedziela, 2 kwietnia 2017

2„ Zamek Właściciela VY Canis Majoris”2.

Hej. Bez większych ogródek dodaje rozdział, bo za chwilę zabieram się z 11-sto letnią siostrzenicą za oglądanie jakiegoś animca:D
Życzę miłego czytania
*******************************
Czułem się dziwnie. Jakbym był zawieszony w próżni i tylko mój brzuch miał jakieś oparcie
z otaczającym mnie światem. Otworzyłem gwałtownie oczy, kiedy w moją głowę uderzył potworny ból.
I wiecie co zobaczyłem?
Ziemnie.
Tak.
A dokładniej piaszczystą ścieżkę, która ruszała się przed moją twarzą. Miałem wrażenie, że za chwilę wyrżnę w nią spadając z tej wysokości. Dopiero po chwili mój mózg zanotował, że jestem przez kogoś niesiony. Poderwałem gwałtownie głowę do góry wyginając się nienaturalnie do tyłu. Przed swoją twarzą kilka metrów przed sobą widziałem podążającego za nami Marco. Patrzył przed siebie idąc dumnie wyprostowany. Zerknął na mnie, a kiedy zorientował się, że odzyskałem przytomność zmarszczył brwi.
- Marco…- Zacząłem i wtedy poczułem uderzenie w pośladki, a po nim przeszywający ból
i pieczenie.
- Milcz.- Warknął ten który mnie niósł.
- Co ty…- Znowu mnie uderzył. Pisnąłem jak jakaś panienka. Zagryzłem mocno zęby na dolnej wardze powstrzymując zbierające się do moich oczu łzy. To był pierwszy raz kiedy dostałem od kogokolwiek w tyłek. Rodziców nie poznałem, a siostra albo się na mnie darła albo biła mnie po głowie bądź rękach. Poczułem jak moje policzki pokrywają się rumieńcem. Odwróciłem głowę w bok odwracając wzrok od Marco. Zacisnąłem mocniej zęby i wbiłem mojemu „pojazdowi” palce między żebra. Nie pomyślałem tylko, że bardzo szybko spotkam się z ziemią. Dość twardą ziemią dodając tak na marginesie. Kamyki boleśnie wbiły się w moją odkrytą skórę torsu. Przekręciłem się na plecy oddychając szybko.
- Pabllo.- Nad moją głową zagrzmiał znany mi od niedawna głos.
- Wybacz, ale ten smarkacz mnie dźgnął.- Syknął mężczyzna masując obolałe miejsce.
- Ja ci oddałem!- Warknąłem siadając na ziemi. Poczułem jak ktoś łapie mnie pod ramie
i silnym szarpnięciem podnosi mnie do pionu. Spojrzałem za siebie. Azazel. Próbowałem się mu wyrwać, ale mi się nie udało. Przeszedł ze mną na pobocze drogi i siadając na przydrożnym kamieniu pociągnął mnie do siebie tak że leżałem na jego kolanach.
- Widać tresurę trzeba zacząć już teraz.- Powiedział, a ja po chwili poczułem razy jakie zadawał mi częstując mój zgrabny tyłek mocnymi klapsami. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Bił mocniej, niż tamten wcześniejszy, przyciskając drugą ręką moje plecy do swoich kolan abym się nie wyrwał. Kajdany też za bardzo mi nie pomogły. Zacisnąłem zęby na swojej ręce, ale mimo to z moich ust wydobywały się głośne jęki przy każdym jego uderzeniu. Ostatni raz był najmocniejszy. Wygięło mnie do tyłu po czym zwisłem z jego kolan. Po policzkach leciały mi łzy. Już bym wolał aby te osiłki z mojego gimnazjum znowu zaczęli mnie gwałcić oralnie, niż żeby on znowu dotykał mojego tyłka.- Nie masz nam czegoś do powiedzenia?- Zapytał przyjaznym głosem dobrego acz psychopatycznego wujka. Szlochałem cicho. Wypuścił głośno powietrze z płuc.- Widać, że czas na drugą rundę.
- Przepraszam! Przepraszam! Dobra! Przepraszam, za to, że go dźgnąłem palcem! Oraz za to, że odezwałem się niepytany!- Krzyknąłem zaciskając mocno powieki. Ze wstrzymanym oddechem oczekiwałem na kolejne klapsy, ale one nie nadeszły. Zamiast tego poczułem przyjemne i delikatne głaskanie na mojej głowie.
- Grzeczny chłopiec.- Pochwalił mnie niczym psa. Pociągnąłem głośno nosem. Postawił mnie na ziemi. Nogi się pode mną ugięły. Bolał mnie cały tyłek. Piekł niemiłosiernie. Patrzyłem pod swoje nogi byle nie spojrzeć na niego. Wypuścił głośno powietrze i podszedł do mnie. Zabrał się za powolne zapinanie mojej koszuli. Moje ramiona drżały. Kiedy skończył uniósł mój podbródek do góry
i spojrzał na mnie.- Nie marnuj mojej krwi.- Dodał. Zmarszczyłem czoło nie rozumiejąc za bardzo
o co mu chodzi. Wtedy on pochylił się nade mną i przeciągnął językiem po moich wargach zlizując
z nich krew. Całe moje ciało zesztywniało kiedy spojrzałem w jego oczy. Teraz były srebrne.- Masz zakaz zagryzania wargi. Pabllo.
- Tak.- Powiedział i po chwili znowu wisiałem zarzucony na jego ramieniu. Wypuściłem głośno powietrze z płuc kiedy jego oczy przestały mnie przywoływać do siebie. Oni szli w milczeniu, a ja posłusznie wisiałem w milczeniu co jakiś czas tylko zerkając na Marco, który nadal szedł za nami. On z kolei udawał, że mnie nie zna. W sumie mu się nie dziwiłem. Skoro jest wilkołakiem to znaczy, że może żyć bardzo długo i pozna mnie dopiero za kilka tysięcy lat. Teraz nie ma szans aby wiedział kim jestem. Gdyby nie moja głupia siostra… eh… ja wiem, że kobiety ogólnie rzecz biorąc są chujowe jeżeli chodzi o orientacje w terenie no ale jak można pomylić przyszłość z przeszłością. Przód z tyłem. To co będzie, z tym co było. Miała mnie wysłać w przyszłość oddaloną o pięć tysięcy lat, a ta kretynka się pomyliła i wysłała mnie w przeszłość pięć tysięcy lat temu. Nie wiem jak wrócę do domu i czy w ogóle wrócę. Nie znajdę tutaj tego czego szukam. Ja nawet nie wiem, co się ze mną stanie za jakiś czas i czy w ogóle przeżyję. Jeżeli przeżyję jakoś wykombinuję jak wrócę do domu. Muszę wrócić do siostry i do Marco, który mnie zna i wie kim jestem. Nie mogę ich tam zostawić. Tym bardziej, jeżeli na jaw wyjdzie prawda o tym gdzie zniknąłem. A jak dojdzie to do Azazela
z moich czasów… podejrzewam, że na klapsach by się nie skończyło.
Sam osobiście spotkałem go pierwszy raz dopiero dzisiaj. Tak znałem go z książek od historii, z prasy i z telewizji. I zaczynałem żałować, że moja znajomość jego osoby nie została na takim poziomie na jakim była jeszcze dzień wcześniej. Takim elektroniczno-papierowym poziomie. Papier nie bije, a telewizor nie mówi ci, że masz oszczędzać jego krew która do cholery płynęła w moich żyłach!  Przetarłem kilka razy twarz aby pozbyć się z niej niesfornych śladów po łzach. Pociągnąłem kilka razy nosem wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- Marco.
- Tak, Panie.
- Jak to dziecko ma na imię?- Zapytał Azazel zrównując się z Marco. Uniosłem głowę do góry przyglądając im się uważnie. Marco spojrzał na niego jakby nie zrozumiał pytania.
- Wybacz mi Panie, ale nie znam odpowiedzi na twoje pytanie.
- Marco.- Zagrzmiał złowrogo Azazel. Chłopak skulił się w sobie unikając jego spojrzenia.- Jakoś to dziecko cię rozpoznało, więc widocznie masz tupet mnie okłamywać. Chyba będziemy musieli wrócić do lekcji drugiej.
- Panie… ale ja go…- Pisnął cicho chłopak i zamilkł pod groźnym spojrzeniem mężczyzny.
- Dziecko chce coś powiedzieć, może?- Zapytałem faceta, który mnie niósł. Ciekawe czy wszyscy usłyszeli sarkazm w moim głosie, czy tylko mi się tak wydawało?  Ten tylko głośno wypuścił powietrze z płuc co wziąłem za odpowiedź twierdzącą.- Te… Belial.- Zawołałem. Cały nasz konwój zatrzymał się gwałtownie. Właściciel nazwiska spojrzał na mnie unosząc lewą brew do góry.
- Mówisz do mnie?- Zapytał zaskoczony wskazując na siebie swoim własnym palcem. Jakby ktoś pierwszy raz zwrócił się do niego po nazwisku. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i wywróciłem ostatencyjnie oczami.
- A ktoś inny ma tutaj tak jeszcze na nazwisko? On ci będzie mówił, że mnie nie zna, bo ten Marco mnie nie zna. Pozna mnie dopiero za kilka lat. Nie kłamał. A jeżeli chcesz znać moje imię to wypadałoby zapytać o nie bezpośrednio mnie, a nie pytasz o to wszystkich dookoła.
- Chyba pierwsza lekcja nie pomogła.- Powiedział chłodno. Drgnąłem.
- Pomogła. Przeprosiłem, nie dźgnąłem go i zapytałem go czy mogę się odezwać. Nic nie było w temacie pierwszej lekcji, że nie mogę wypowiadać swojego zdania na dany temat.- Powiedziałem
i opuściłem na chwilę głowę w dół łapiąc kilka głębokich wdechów po czym znowu wygiąłem się
w nienaturalny sposób aby móc na niego spojrzeć. Kiedy tylko uniosłem głowę do góry zobaczyłem przed oczami jego tors. Zadarłem głowę jeszcze wyżej.
- No więc… jak się nazywasz dziecko?- Zapytał uśmiechając się kpiąco.
- Mam 18 lat, więc będę wdzięczny jak przestaniesz mnie nazywać dzieckiem.- Powiedziałem na wydechu, a kiedy zmarszczył zirytowany czoło dodałem.- Ezra. Ezra Dragonselly.- Kiedy tylko się przedstawiłem w bardzo ekspresowym tempie znalazłem się na ziemi. Zakląłem głośno pod nosem unosząc się na drżącym dłoniach. Spojrzałem na kolesia, który mnie niósł. Nadal nie mogłem dojrzeć jego twarzy. Oddychał szybko.
- Pabllo.- Zagrzmiał Azazel.
- Wybacz Panie.- Padł przed nim na kolana.- Ale… to jest człowiek.
- Wiem.
- Przecież wiesz co ludzie zrobili.
- Wiem.
- Więc…
- Teraz najważniejsze to dowiedzieć się, w jaki sposób nasz cudowny Ezra wydostał się
z komór hibernacyjnych. Przecież są nastawione na odblokowanie dopiero za trzy tysiące lat. Więc ktoś musiał go wypuścić, ale kto?- Zastanawiał się na głos. W pewnym momencie spojrzał na mnie, kiedy podniosłem się z ziemi i otrzepałem swoje kolana. Robiło się coraz zimniej, a ja nadal stałem w samych bokserkach i w za długiej koszuli.- To jak Ezra. Powiesz mi?
- Yuuchan.- Powiedziałem tylko to jedno słowo. W tym momencie myślałem, że moje życie skończy się na tej nieznanej mi leśnej ścieżce, kiedy spojrzałem w jego oczy. Stały się czarne. Ogólnie to cała jego twarz pociemniała. Zbliżał się powoli do mnie, a ja w jeszcze szybszym tempie się od niego oddalałem.- Gdzie mogę spotkać kogoś, kto się tak nazywa?- Zapytałem pospiesznie.
- Skąd go znasz?- Warknął obnażając bardzo długie kły. Przełknąłem głośno ślinę. Kolana się pode mną ugięły. Serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową jakby odliczając moje ostatnie sekundy życia. Nie mogłem złapać porządnie oddechu. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie mogłem oderwać spojrzenia od jego czarnych oczu.
- Ja… ja…- Nie mogłem wydukać ani słowa. Co się ze mną działo do cholery jasnej?! Przecież to nie możliwe, abym tak się go wystraszył.
- Odpowiadaj!- Ryknął po czym zaczął warczeć. Dźwięk ten mogłem porównać do rozrywanego metalu. Nieprzyjemny dźwięk. Zacząłem nerwowo skubać dolną wargę zastanawiając się co mam mu powiedzieć. Spojrzałem w bok. Marco przyglądał mi się uważnie śledząc każdy mój ruch.- Już ja cię nauczę posłuszeństwa względem swojego nowego Pana.- Warknął i pociągnął za łańcuchy na moich rekach. Niezdarnie podniosłem się na nogi. Szedłem, a wręcz biegłem za nim kiedy ciągnął mnie w nieznane. Oglądałem się za siebie na trójkę jego towarzyszy. Szli za raz za mną. Azazel mocnej pociągnął za łańcuch. Przyśpieszyłem kroku aby czasami nie ciągnął mnie po ziemi. Wierzyłem, że byłby do tego zdolny.
W tej chwili zapragnąłem jednego. Chciałem się wyłączyć. Odłączyć swój mózg od ciała, ale wiedziałem, że jeżeli to zrobię, to później będzie jeszcze bardziej boleć, a jeżeli zada mi więcej bólu to chyba umrę.
- Panie pozwól, że pójdę przodem.
- Dobrze, Bolin.- Odpowiedział mężczyzna. Spojrzałem przed siebie i zamarłem. Ten stan rzeczy nie trwał długo. Azazel ponownie mocniej pociągnął za łańcuchu wyrywając w ten sposób
z mojego gardła głośny jęk bólu. Ruszyłem za nim biegnąc truchtem i przyglądałem się miejscu do którego zmierzaliśmy. Miejsce, które widziałem przed sobą było bardzo dobrze mi znane. Wielkie białe zamczysko z czterema wieżami ustawionymi odpowiednio do kierunków świata. Otoczone czerwonym murem oraz głęboką rzeką.
Skąd wiem, że głęboką?
Bo kilka razy w niej kończyłem, kiedy osiłki z mojej szkoły chcieli się „zabawić”.
Miejsce do, którego mnie prowadzono w przyszłości będzie moją szkołą…

 ******************************************
No i to tyle na dzisiaj. Zapraszam za tydzień:)
Pozdrawiam
Gizi03031





2 komentarze:

  1. Hej,
    zastanawia mnie kwestia Marco, w czasach erzy się przyjaźnili to nigdy nie dowiedział się, że ten jest wilkołakiem, jeśli przyjmiemy, że yo jego zamek to gdzie podział się wtedy kiedy w nim była szkóła, ale te lekcje brutalne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, zastanawia mnie kwestia Marco, w czasach Erzy się przyjaźnili to nigdy nie dowiedział się, że ten jest wilkołakiem? jeśli uznajemy, że to jego zamek to gdzie podziewał się wtedy kiedy w nim była szkoła, brrr te lekcje takie brutalne...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń