Życzę miłego czytania
*******************************
Czułem się dziwnie. Jakbym był
zawieszony w próżni i tylko mój brzuch miał jakieś oparcie
z otaczającym mnie światem. Otworzyłem gwałtownie oczy, kiedy w moją głowę uderzył potworny ból.
z otaczającym mnie światem. Otworzyłem gwałtownie oczy, kiedy w moją głowę uderzył potworny ból.
I wiecie co zobaczyłem?
Ziemnie.
Tak.
A dokładniej piaszczystą ścieżkę,
która ruszała się przed moją twarzą. Miałem wrażenie, że za chwilę wyrżnę w nią
spadając z tej wysokości. Dopiero po chwili mój mózg zanotował, że jestem przez
kogoś niesiony. Poderwałem gwałtownie głowę do góry wyginając się nienaturalnie
do tyłu. Przed swoją twarzą kilka metrów przed sobą widziałem podążającego za
nami Marco. Patrzył przed siebie idąc dumnie wyprostowany. Zerknął na mnie, a
kiedy zorientował się, że odzyskałem przytomność zmarszczył brwi.
- Marco…- Zacząłem i wtedy poczułem
uderzenie w pośladki, a po nim przeszywający ból
i pieczenie.
i pieczenie.
- Milcz.- Warknął ten który mnie
niósł.
- Co ty…- Znowu mnie uderzył.
Pisnąłem jak jakaś panienka. Zagryzłem mocno zęby na dolnej wardze
powstrzymując zbierające się do moich oczu łzy. To był pierwszy raz kiedy
dostałem od kogokolwiek w tyłek. Rodziców nie poznałem, a siostra albo się na
mnie darła albo biła mnie po głowie bądź rękach. Poczułem jak moje policzki
pokrywają się rumieńcem. Odwróciłem głowę w bok odwracając wzrok od Marco.
Zacisnąłem mocniej zęby i wbiłem mojemu „pojazdowi” palce między żebra. Nie
pomyślałem tylko, że bardzo szybko spotkam się z ziemią. Dość twardą ziemią
dodając tak na marginesie. Kamyki boleśnie wbiły się w moją odkrytą skórę torsu.
Przekręciłem się na plecy oddychając szybko.
- Pabllo.- Nad moją głową zagrzmiał
znany mi od niedawna głos.
- Wybacz, ale ten smarkacz mnie
dźgnął.- Syknął mężczyzna masując obolałe miejsce.
- Ja ci oddałem!- Warknąłem siadając
na ziemi. Poczułem jak ktoś łapie mnie pod ramie
i silnym szarpnięciem podnosi mnie do pionu. Spojrzałem za siebie. Azazel. Próbowałem się mu wyrwać, ale mi się nie udało. Przeszedł ze mną na pobocze drogi i siadając na przydrożnym kamieniu pociągnął mnie do siebie tak że leżałem na jego kolanach.
i silnym szarpnięciem podnosi mnie do pionu. Spojrzałem za siebie. Azazel. Próbowałem się mu wyrwać, ale mi się nie udało. Przeszedł ze mną na pobocze drogi i siadając na przydrożnym kamieniu pociągnął mnie do siebie tak że leżałem na jego kolanach.
- Widać tresurę trzeba zacząć już
teraz.- Powiedział, a ja po chwili poczułem razy jakie zadawał mi częstując mój
zgrabny tyłek mocnymi klapsami. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.
Bił mocniej, niż tamten wcześniejszy, przyciskając drugą ręką moje plecy do
swoich kolan abym się nie wyrwał. Kajdany też za bardzo mi nie pomogły.
Zacisnąłem zęby na swojej ręce, ale mimo to z moich ust wydobywały się głośne
jęki przy każdym jego uderzeniu. Ostatni raz był najmocniejszy. Wygięło mnie do
tyłu po czym zwisłem z jego kolan. Po policzkach leciały mi łzy. Już bym wolał
aby te osiłki z mojego gimnazjum znowu zaczęli mnie gwałcić oralnie, niż żeby
on znowu dotykał mojego tyłka.- Nie masz nam czegoś do powiedzenia?- Zapytał
przyjaznym głosem dobrego acz psychopatycznego wujka. Szlochałem cicho.
Wypuścił głośno powietrze z płuc.- Widać, że czas na drugą rundę.
- Przepraszam! Przepraszam! Dobra!
Przepraszam, za to, że go dźgnąłem palcem! Oraz za to, że odezwałem się
niepytany!- Krzyknąłem zaciskając mocno powieki. Ze wstrzymanym oddechem
oczekiwałem na kolejne klapsy, ale one nie nadeszły. Zamiast tego poczułem
przyjemne i delikatne głaskanie na mojej głowie.
- Grzeczny chłopiec.- Pochwalił mnie
niczym psa. Pociągnąłem głośno nosem. Postawił mnie na ziemi. Nogi się pode mną
ugięły. Bolał mnie cały tyłek. Piekł niemiłosiernie. Patrzyłem pod swoje nogi
byle nie spojrzeć na niego. Wypuścił głośno powietrze i podszedł do mnie.
Zabrał się za powolne zapinanie mojej koszuli. Moje ramiona drżały. Kiedy
skończył uniósł mój podbródek do góry
i spojrzał na mnie.- Nie marnuj mojej krwi.- Dodał. Zmarszczyłem czoło nie rozumiejąc za bardzo
o co mu chodzi. Wtedy on pochylił się nade mną i przeciągnął językiem po moich wargach zlizując
z nich krew. Całe moje ciało zesztywniało kiedy spojrzałem w jego oczy. Teraz były srebrne.- Masz zakaz zagryzania wargi. Pabllo.
i spojrzał na mnie.- Nie marnuj mojej krwi.- Dodał. Zmarszczyłem czoło nie rozumiejąc za bardzo
o co mu chodzi. Wtedy on pochylił się nade mną i przeciągnął językiem po moich wargach zlizując
z nich krew. Całe moje ciało zesztywniało kiedy spojrzałem w jego oczy. Teraz były srebrne.- Masz zakaz zagryzania wargi. Pabllo.
- Tak.- Powiedział i po chwili znowu
wisiałem zarzucony na jego ramieniu. Wypuściłem głośno powietrze z płuc kiedy
jego oczy przestały mnie przywoływać do siebie. Oni szli w milczeniu, a ja
posłusznie wisiałem w milczeniu co jakiś czas tylko zerkając na Marco, który
nadal szedł za nami. On z kolei udawał, że mnie nie zna. W sumie mu się nie
dziwiłem. Skoro jest wilkołakiem to znaczy, że może żyć bardzo długo i pozna
mnie dopiero za kilka tysięcy lat. Teraz nie ma szans aby wiedział kim jestem.
Gdyby nie moja głupia siostra… eh… ja wiem, że kobiety ogólnie rzecz biorąc są
chujowe jeżeli chodzi o orientacje w terenie no ale jak można pomylić przyszłość
z przeszłością. Przód z tyłem. To co będzie, z tym co było. Miała mnie wysłać w
przyszłość oddaloną o pięć tysięcy lat, a ta kretynka się pomyliła i wysłała
mnie w przeszłość pięć tysięcy lat temu. Nie wiem jak wrócę do domu i czy w
ogóle wrócę. Nie znajdę tutaj tego czego szukam. Ja nawet nie wiem, co się ze
mną stanie za jakiś czas i czy w ogóle przeżyję. Jeżeli przeżyję jakoś
wykombinuję jak wrócę do domu. Muszę wrócić do siostry i do Marco, który mnie
zna i wie kim jestem. Nie mogę ich tam zostawić. Tym bardziej, jeżeli na jaw
wyjdzie prawda o tym gdzie zniknąłem. A jak dojdzie to do Azazela
z moich czasów… podejrzewam, że na klapsach by się nie skończyło.
z moich czasów… podejrzewam, że na klapsach by się nie skończyło.
Sam osobiście spotkałem go pierwszy
raz dopiero dzisiaj. Tak znałem go z książek od historii, z prasy i z
telewizji. I zaczynałem żałować, że moja znajomość jego osoby nie została na
takim poziomie na jakim była jeszcze dzień wcześniej. Takim
elektroniczno-papierowym poziomie. Papier nie bije, a telewizor nie mówi ci, że
masz oszczędzać jego krew która do cholery płynęła w moich żyłach! Przetarłem kilka razy twarz aby pozbyć się z
niej niesfornych śladów po łzach. Pociągnąłem kilka razy nosem wypuszczając
głośno powietrze z płuc.
- Marco.
- Tak, Panie.
- Jak to dziecko ma na imię?-
Zapytał Azazel zrównując się z Marco. Uniosłem głowę do góry przyglądając im
się uważnie. Marco spojrzał na niego jakby nie zrozumiał pytania.
- Wybacz mi Panie, ale nie znam
odpowiedzi na twoje pytanie.
- Marco.- Zagrzmiał złowrogo Azazel.
Chłopak skulił się w sobie unikając jego spojrzenia.- Jakoś to dziecko cię
rozpoznało, więc widocznie masz tupet mnie okłamywać. Chyba będziemy musieli
wrócić do lekcji drugiej.
- Panie… ale ja go…- Pisnął cicho
chłopak i zamilkł pod groźnym spojrzeniem mężczyzny.
- Dziecko chce coś powiedzieć,
może?- Zapytałem faceta, który mnie niósł. Ciekawe czy wszyscy usłyszeli
sarkazm w moim głosie, czy tylko mi się tak wydawało? Ten tylko głośno wypuścił powietrze z płuc co
wziąłem za odpowiedź twierdzącą.- Te… Belial.- Zawołałem. Cały nasz konwój
zatrzymał się gwałtownie. Właściciel nazwiska spojrzał na mnie unosząc lewą
brew do góry.
- Mówisz do mnie?- Zapytał
zaskoczony wskazując na siebie swoim własnym palcem. Jakby ktoś pierwszy raz
zwrócił się do niego po nazwisku. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i
wywróciłem ostatencyjnie oczami.
- A ktoś inny ma tutaj tak jeszcze
na nazwisko? On ci będzie mówił, że mnie nie zna, bo ten Marco mnie nie zna.
Pozna mnie dopiero za kilka lat. Nie kłamał. A jeżeli chcesz znać moje imię to
wypadałoby zapytać o nie bezpośrednio mnie, a nie pytasz o to wszystkich
dookoła.
- Chyba pierwsza lekcja nie pomogła.-
Powiedział chłodno. Drgnąłem.
- Pomogła. Przeprosiłem, nie
dźgnąłem go i zapytałem go czy mogę się odezwać. Nic nie było w temacie
pierwszej lekcji, że nie mogę wypowiadać swojego zdania na dany temat.-
Powiedziałem
i opuściłem na chwilę głowę w dół łapiąc kilka głębokich wdechów po czym znowu wygiąłem się
w nienaturalny sposób aby móc na niego spojrzeć. Kiedy tylko uniosłem głowę do góry zobaczyłem przed oczami jego tors. Zadarłem głowę jeszcze wyżej.
i opuściłem na chwilę głowę w dół łapiąc kilka głębokich wdechów po czym znowu wygiąłem się
w nienaturalny sposób aby móc na niego spojrzeć. Kiedy tylko uniosłem głowę do góry zobaczyłem przed oczami jego tors. Zadarłem głowę jeszcze wyżej.
- No więc… jak się nazywasz
dziecko?- Zapytał uśmiechając się kpiąco.
- Mam 18 lat, więc będę wdzięczny
jak przestaniesz mnie nazywać dzieckiem.- Powiedziałem na wydechu, a kiedy
zmarszczył zirytowany czoło dodałem.- Ezra. Ezra Dragonselly.- Kiedy tylko się
przedstawiłem w bardzo ekspresowym tempie znalazłem się na ziemi. Zakląłem
głośno pod nosem unosząc się na drżącym dłoniach. Spojrzałem na kolesia, który
mnie niósł. Nadal nie mogłem dojrzeć jego twarzy. Oddychał szybko.
- Pabllo.- Zagrzmiał Azazel.
- Wybacz Panie.- Padł przed nim na
kolana.- Ale… to jest człowiek.
- Wiem.
- Przecież wiesz co ludzie zrobili.
- Wiem.
- Więc…
- Teraz najważniejsze to dowiedzieć
się, w jaki sposób nasz cudowny Ezra wydostał się
z komór hibernacyjnych. Przecież są nastawione na odblokowanie dopiero za trzy tysiące lat. Więc ktoś musiał go wypuścić, ale kto?- Zastanawiał się na głos. W pewnym momencie spojrzał na mnie, kiedy podniosłem się z ziemi i otrzepałem swoje kolana. Robiło się coraz zimniej, a ja nadal stałem w samych bokserkach i w za długiej koszuli.- To jak Ezra. Powiesz mi?
z komór hibernacyjnych. Przecież są nastawione na odblokowanie dopiero za trzy tysiące lat. Więc ktoś musiał go wypuścić, ale kto?- Zastanawiał się na głos. W pewnym momencie spojrzał na mnie, kiedy podniosłem się z ziemi i otrzepałem swoje kolana. Robiło się coraz zimniej, a ja nadal stałem w samych bokserkach i w za długiej koszuli.- To jak Ezra. Powiesz mi?
- Yuuchan.- Powiedziałem tylko to
jedno słowo. W tym momencie myślałem, że moje życie skończy się na tej
nieznanej mi leśnej ścieżce, kiedy spojrzałem w jego oczy. Stały się czarne.
Ogólnie to cała jego twarz pociemniała. Zbliżał się powoli do mnie, a ja w
jeszcze szybszym tempie się od niego oddalałem.- Gdzie mogę spotkać kogoś, kto
się tak nazywa?- Zapytałem pospiesznie.
- Skąd go znasz?- Warknął obnażając
bardzo długie kły. Przełknąłem głośno ślinę. Kolana się pode mną ugięły. Serce boleśnie
obijało się o klatkę piersiową jakby odliczając moje ostatnie sekundy życia.
Nie mogłem złapać porządnie oddechu. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie mogłem
oderwać spojrzenia od jego czarnych oczu.
- Ja… ja…- Nie mogłem wydukać ani
słowa. Co się ze mną działo do cholery jasnej?! Przecież to nie możliwe, abym
tak się go wystraszył.
- Odpowiadaj!- Ryknął po czym zaczął
warczeć. Dźwięk ten mogłem porównać do rozrywanego metalu. Nieprzyjemny dźwięk.
Zacząłem nerwowo skubać dolną wargę zastanawiając się co mam mu powiedzieć.
Spojrzałem w bok. Marco przyglądał mi się uważnie śledząc każdy mój ruch.- Już
ja cię nauczę posłuszeństwa względem swojego nowego Pana.- Warknął i pociągnął
za łańcuchy na moich rekach. Niezdarnie podniosłem się na nogi. Szedłem, a wręcz
biegłem za nim kiedy ciągnął mnie w nieznane. Oglądałem się za siebie na trójkę
jego towarzyszy. Szli za raz za mną. Azazel mocnej pociągnął za łańcuch.
Przyśpieszyłem kroku aby czasami nie ciągnął mnie po ziemi. Wierzyłem, że byłby
do tego zdolny.
W tej chwili zapragnąłem jednego.
Chciałem się wyłączyć. Odłączyć swój mózg od ciała, ale wiedziałem, że jeżeli
to zrobię, to później będzie jeszcze bardziej boleć, a jeżeli zada mi więcej
bólu to chyba umrę.
- Panie pozwól, że pójdę przodem.
- Dobrze, Bolin.- Odpowiedział
mężczyzna. Spojrzałem przed siebie i zamarłem. Ten stan rzeczy nie trwał długo.
Azazel ponownie mocniej pociągnął za łańcuchu wyrywając w ten sposób
z mojego gardła głośny jęk bólu. Ruszyłem za nim biegnąc truchtem i przyglądałem się miejscu do którego zmierzaliśmy. Miejsce, które widziałem przed sobą było bardzo dobrze mi znane. Wielkie białe zamczysko z czterema wieżami ustawionymi odpowiednio do kierunków świata. Otoczone czerwonym murem oraz głęboką rzeką.
z mojego gardła głośny jęk bólu. Ruszyłem za nim biegnąc truchtem i przyglądałem się miejscu do którego zmierzaliśmy. Miejsce, które widziałem przed sobą było bardzo dobrze mi znane. Wielkie białe zamczysko z czterema wieżami ustawionymi odpowiednio do kierunków świata. Otoczone czerwonym murem oraz głęboką rzeką.
Skąd wiem, że głęboką?
Bo kilka razy w niej kończyłem,
kiedy osiłki z mojej szkoły chcieli się „zabawić”.
Miejsce do, którego mnie prowadzono
w przyszłości będzie moją szkołą…
******************************************
No i to tyle na dzisiaj. Zapraszam za tydzień:)
Pozdrawiam
Gizi03031
Hej,
OdpowiedzUsuńzastanawia mnie kwestia Marco, w czasach erzy się przyjaźnili to nigdy nie dowiedział się, że ten jest wilkołakiem, jeśli przyjmiemy, że yo jego zamek to gdzie podział się wtedy kiedy w nim była szkóła, ale te lekcje brutalne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawia mnie kwestia Marco, w czasach Erzy się przyjaźnili to nigdy nie dowiedział się, że ten jest wilkołakiem? jeśli uznajemy, że to jego zamek to gdzie podziewał się wtedy kiedy w nim była szkoła, brrr te lekcje takie brutalne...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga