niedziela, 24 maja 2020

Rozdział 6

Już powoli zbliżamy się ku końcowi.
Tak tylko przypominam, aby za jakiś czas nie było zaskoczenia.
Zyczę miłego czytania
**************************************
Uderzyłem z impetem o ścianę koło drzwi łazienkowych kiedy Cyrus gwałtownie ściągnął mnie z ciała Pochi'ego i rzucił mnie na nią. Zaciskając mocno palce prawej dłoni na moich policzkach jednocześnie samą prawą dłonią zasłonił mi usta. Wczepiłem palce w ścianę za sobą i oddychałem szybko. W uszach mi dzwoniło. Serce waliło jak dzwon. Poruszyłem się niespokojnie kiedy spojrzałem na oczy Cyrusa. Czysta złota furia. Chociaż furiat przy nim to pupilek.
- Co. To. Kurwa. Ma. Znaczyć.?!- Wycedził mi prosto w twarz. Nie mogłem mówić. Mogłem tylko stać, patrzeć na niego i czekać. Czekać na to co nieuniknione. - Meadrass!
- Oj! Zrobisz mu krzywdę!- Krzyknął Pochi. Kontem oka widziałem jak podchodzi do niego Osamu i wykręcając mu prawą rękę do tyłu przygniata go kolanem do podłogi. Ten jęknął zaskoczony. Wiedziałem, że nie ma szans się uwolnić. Wyciągnąłem gwałtownie lewą rękę w bok, aby tym ruchem powstrzymać Xiyi przed zrobieniem czegoś naprawdę głupiego.
- Książę.- Zaczął Bunta. Widać było, że jest tak samo przerażony jak inni. Tylko, że on wiedział dlaczego on tak zareagował, a inni nie mieli zielonego pojęcia.
- Książę to był wypadek.- Powiedział Osamu siłując się z Pochim.
- Bunta.- Warknął Cyrus. Ciągle na mnie patrzył. Jego spojrzenie było przerażające. Nie mogłem złapać tchu. Pierwszy raz w życiu tak się bałem. Nawet chwile przed naszą nocą poślubną mnie tak nie przerażały i nie paraliżowały jak teraz, w tym miejscu i w tym momencie.
- Tak.
- Masz pięć minut na spakowanie rzeczy naszej piątki. Osamu za dziesięć minut pod zajazdem mają stać nasze samochody z ochroną.
- Dobrze Panie.- Powiedział Osamu i sięgnął wolną ręką po telefon. Bunta bez słowa zaczął nas pakować. Położyłem drżącą rękę na przedramieniu Cyrusa. Zmarszczył niezadowolony czoło. Drugą ręką dotknąłem jego torsu. Drgnął i puścił mnie dość brutalnie nawet jak na niego. Jęknąłem i złapałem się za obolałą twarz. Jak nic będę miał siniaki.
- Cyrus, naprawdę. To był wypadek.- Zacząłem patrząc na niego. Złożyłem ręce jak do modlitwy.- Proszę cię uwierz mi. Przecież ja bym czegoś takiego nie zrobił. Traktuje ich wszystkich jak rodzinę. Proszę cię.
- Go czeka Biāndǎ. Cały tydzień po 50 razów.- Powiedział chłodno. Kolana się pode mną ugięły.- A ciebie z kolei czeka Wǒ zhīdào bèipàn.
- CYRUS!- Krzyknąłem za nim kiedy zamknął za sobą drzwi i poszedł w nieznanym mi kierunku.- Osamu proszę cię pogadaj z nim! Przecież to był wypadek!
- Wiem. I tym razem przyznaje ci rację, ale do niego takie gadanie nie dotrze.
- Przecież można coś zrobić!
- Odwołaj się u Króla.- Powiedział i spojrzał na zegarek.
- Osamu! Wiesz co mu karzesz zrobić!- Krzyknął Bunta. Drgnął kiedy został obdarzony chłodnym spojrzeniem. Teraz oboje byli w pracy.- Proszę o wybaczenie.- Powiedział cicho chłopak i wrócił do pakowania rzeczy.
- O co chodzi Buncie?- Zapytałem cicho.
- Jeżeli odwołasz się u Króla będzie formalna rozprawa. Zostaną przedstawieni świadkowie oraz zebrany materiał dowodowy. Ani ty ani Pochi nie możecie wtedy zeznawać. Taka rozprawa może trwać nawet dwa miesiące.
- Ale może się udać. Przecież wszyscy widzieliście co się stało!
- Tylko jeżeli złożysz odwołanie to dopóki nie udowodnią niewinności Pochiemu będzie codziennie chłostany, aż do końca trwania śledztwa i rozprawy. To może potrwać dwa miesiące jak i nie dłużej. I nie wierze, aby Książę powiedział, że znak zdrady został u ciebie umieszczony w widocznym miejscu. Jeżeli Król jednak by uznał, że dopuściłeś się zdrady znak ten umieszczony zostanie na twojej twarzy, a Pochiego wykastrują.- Powiedział. Było gorzej niż myślałem.
- Gotowe.- Powiedział oficjalnie Bunta przykuwając tym samym uwagę innych do siebie.
- Czy Cyrus tak bardzo dba o dobre imię jakiegoś tam szlachcica, że nie może przed nim przemilczeć tego co tutaj zaszło?- Zapytał Xiyi. W pokoju zapanowała grobowa cisza.- Dobre imię szlachcica jest ważniejsze niż pomoc kumplowi jak widzę.
- Xiyi ty nic nie rozumiesz.- Powiedziałem załamany wiedząc, że nie mogę im niczego wyjaśnić bo podzielą los Pochiego. I tak się z tym źle czułem. A teraz przez ich wcześniejszy brak wiedzy czeka go surowa kara.
- To nam to wyjaśnij!
- Gotowi?- Zapytał Cyrus pojawiając się ponownie w pokoju. Nawet nie zerknął w moją stronę. Patrzył tylko na Osamu.
- Tak Panie.
- Cyrus....- Zacząłem.
- Zamilcz wreszcie.- Warknął. Drgnąłem.
- Proszę cię, wyjaśnij im chociaż o co chodzi i dlaczego...- Urwałem kiedy odwrócił się twarzą w stronę pokoju. Był wkurwiony na maksa.
- Bunta zanieś rzeczy do samochodu na dole. Pojedziesz razem z Meadrassem jednym wozem. Osamu jedziesz z tym drugim.
- Dobrze.- Odpowiedzieli jednocześnie.
- Cyrus. Proszę.- Powiedziałem cicho stając niedaleko niego. Nadal patrzył na twarze pozostałych. Stali rozrzuceni po całym pokoju. Przerażeni całą sytuacją oraz reakcją Cyrusa.
- Idź do auta.
- Cyrus....
- Do wozu! Już!
- Mógłbyś na nim nie wykorzystywać swojego autorytetu władczy?- Zapytał poirytowany Xiyi. Jeszcze tego mi brakowało.
- Nie wykorzystuje.
- Przecież widzę.
- To nie autorytetu władcy Meadrass się obawia.- Powiedział i spojrzał na mnie kiedy nadal nie ruszyłem się z pokoju. Drgnąłem i spuściłem wzrok.
- A czego niby innego?
- Autorytetu swojego męża.- Powiedział Cyrus.- Mężem waszego przyjaciela jest sam Książę tego królestwa.- Dodał po czym położył mi rękę na ramieniu zaciskając ją mocno wyprowadził mnie z pokoju.


^^~^^


Leżałem na łóżko łkając cicho. Nie pomagały błagania oraz próby tłumaczenia. Od tygodnia budziły mnie krzyki Pochi'ego rozchodzące się po całym dziedzińcu, a ja od tego samego czasu próbowałem wyjaśnić wszystko u Króla, który jak na złość wziął stronę swojego wnuczka.
Pochi był chłostany, a ja póki co miałem areszt domowy. Nie mogłem wychodzić z pokoju. Posiłki były mi dostarczane w równych odstępach czasu. Nie mogłem przyjmować gości. Cyrus spał w innej komnacie. Nie w naszej. Król dwa razy przyszedł do mnie na moją prośbę jaką przekazali mu stojący pod drzwiami strażnicy. pilnowali aby nikt nie wszedł do pomieszczenia i bym sam nigdzie nie poszedł.
Nikt nie chciał mi powiedzieć co się teraz działo, jak stała cała ta sytuacja. Cyrus wszystko blokował, a nikt nie chciał się mu sprzeciwiać.
Dranie zabrali mi nawet telefon i komputer. Nie mogłem się kontaktować z nikim. Nawet Bunte ode mnie odsunęli.
Przekręcając się na plecy spojrzałem w stronę drzwi, które otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł Cyrus. Nawet na mnie nie spojrzał. Podszedł do swojego biurka i zabrał z niego kilka szkolnych książek po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nadal był wkurwiony!
A ja przecież nic nie zrobiłem. Każdy mu tłumaczył jak to było naprawdę, ale on i tak wierzył w to co zobaczył na własne oczy. Nie docierały do niego tłumaczenia sytuacji jaka miała miejsce nim wszedł do pokoju.
Przetarłem twarz. Miałem już dosyć płaczu oraz tej bezradności. Zsunąłem nogi z łóżka i udałem się do łazienki. Napełniłem wannę po same brzegi wlewając do niej waniliowy oraz miodowy olejek do kąpieli. Po całym pomieszczeniu rozniósłszy się słodki zapach. Rzuciłem byle jak ubrania na podłogę i zanurzyłem się po same uszy w wodzie. Wiedziałem, że do normalnej pory kąpieli mam jeszcze dużo czasu, ale miałem to gdzieś. I tak nie miałem co robić więc postanowiłem szybciej się wykąpać, poprosić o wcześniejszą kolację i położyć się wcześniej spać.
Siedziałem w wannie aż woda nie zaczęła się robić zimna. Ubrałem na siebie szlafrok i ociekając cały woda ruszyłem do drzwi komnaty. Kiedy tylko je otworzyłem przed moimi oczyma skrzyżowały się dwie włócznie. Wyobrażacie sobie. Jak w prawdziwym pałacu, ale haloooo! Ja jestem w prawdziwym pałacu. Obaj strażnicy spojrzeli w moją stronę po czym odwrócili głowy w bok.
- Przekażcie do kuchni, że chcę zjeść kolacje za pół godziny. Proszę również o cały dzbanuszek herbaty owocowej.- Powiedziałem i zamknąłem drzwi. Wiedziałem, że i tak mi nikt nie odpowie. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją na oścież, zacząłem wywalać z niej ubrania (w sumie to same koszulki i bokserki) wybierając te, które najbardziej będzie mi pasować do snu. Swoją garderobę rozrzucałem wszędzie gdzie się dało. Chciałem po prostu oznaczyć, że tutaj żyje. To było moje terytorium. Wybrałem czarne bokserki z napisem "bad boy" i zieloną koszulkę z jakimś futrzanym potworem na tapecie. Specjalnie zostawiłem otwartą szafę pozwalając wszystkim zobaczyć co się kryło w środku. Po co dbać o wygląd pokoju skoro i tak nikt tutaj nie przychodzi. W łazience przebrałem się szybko w to co wybrałem po czym wysuszyłem starannie włosy. Tutaj tak jak i u moich dziadków bardzo "czepiano" się kiedy wyszedłem z łazienki z mokrymi włosami. No bo przecież się rozchoruje i w ogóle.
Postanowiłem, że do kolacji przeczytam sobie jedną z książek, które tutaj przed wycieczką klasową przytargałem z królewskiej biblioteki. Opowieść o chłopcu, który spacerował sobie w przestrzeni kosmicznej.
Ktoś zapukał do drzwi więc grzecznie tą osobę zaprosiłem. Zignorowałem jęknięcie służącej na widok mojego stroju i zabrałem od niej tacę po czym bezceremonialnie wygoniłem ją z pokoju. Wystawiłem jeszcze głowę na korytarz i z całą powagą powiedziałem: "Niech nikt mi nie przeszkadza" po czym zatrzasnąłem drzwiami. Ironia i sarkazm w jednym zdaniu.
Śmiałbym się z tego gdyby nie fakt, że dosłownie dziesięć minut po tym do pokoju wparował Cyrus, a za nim jego dziadek. Obaj spojrzeli na mnie (leżałem na fotelu trzymając jedną nogę na stoliku, drugą na fotelu, który przeważnie zajmował Cyrus- w wielkim rozkroku), zatopionego w lekturze oraz spożywającego kolację po czym rozejrzeli się po pokoju. W Cyrusie aż się zagotowało, kiedy mnie takiego zobaczył. Jego dziadek był delikatnie zakłopotany.
- Nikt to znaczy nikt!- Krzyknąłem do strażników za drzwiami. Wiedziałem, że mnie usłyszą. Sięgnąłem po kolejną kanapkę z szynką i serem po czym wgryzając się w nią zabrałem się za czytanie książki oraz próbowałem ich ignorować. Cyrus i tak pewnie wpadł tylko po coś- robił tak od przyjazdu z wycieczki- i pewnie za chwilę go już tutaj nie będzie. A co do jego dziadka.... Cóż.... tutaj sprawa wyglądała troszkę inaczej.
- Może byś się ubrał?- Warknął Cyrus. Spojrzałem na niego znad książki po czym z całkowitą premedytacją podciągnąłem koszulkę do góry odsłaniając im tym samym swój brzuch.- Meadras!- Krzyknął. Wypuściłem głośno powietrze pokazując mu tym samym, że jego marudzenie jest dla mnie jak ogromny ból w dupie po czym opuściłem nogi na puchowy dywan, poprawiłem koszulkę, ściągnąłem z jego fotela puchowy koc, który tam wcześniej położyłem i okryłem nim nogi.
- Bierz to po co przylazłeś i wyjdź.- Powiedziałem i wróciłem do czytania książki. Po chwili nie miałem jej już w ręku. Spojrzałem na niego marszcząc mocno brwi.
- Zachowuj się!
- Wyjdź i przy okazji wychłostaj dziadka, który miał czelność spojrzeć na moje w połowie nagie ciało.
- Czy ty....- Cyrus aż się zapowietrzył na moją wypowiedź. Gapił się na mnie jakbym właśnie dał mu w twarz. A o niczym innym teraz nie marzyłem, możecie mi wierzyć.
- Meadras.- Zaczął Król. Nawet na niego nie spojrzałem walcząc na spojrzenia ze swoim mężem.- Chciałbym z tobą porozmawiać.
- A ja bym chciał aby on skoczył z balkonu i żeby na środku naszej komnaty stała rura, na której każdy będzie musiał zatańczyć jeżeli tylko czegoś ode mnie będzie chciał.
- Słucham?- Król zbaraniał. Dosłownie. Nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Wiedziałem, że za takie słownictwo Cyrus ma prawo mnie uderzyć. Jeżeli to zrobi to przysięgam, że go strzele tą metalową tacą na jakiej zawsze przynoszą mi posiłki. Chociaż prędzej złotą niż metalową.
- Nie mów słucham, bo....
- Ugh.- Cyrus zasłonił mi usta dłonią i pochylił się delikatnie w moim kierunku.- Uspokój się.- Warknął. Próbowałem go odepchnąć, ale miał więcej siły. Wierzgnąłem nogami i kopnąłem go w samo krocze. Syknął i uklęknął przede mną na jedno kolano. Złapał się za obolałe miejsce i spojrzał na mnie wilkiem.
- Nie dotykaj mnie!
- Meadras....- Zaczął Król.- Może pogadamy jutro jak już ochłoniesz?
- Chce Król ze mną gadać, to bez niego.
- Chcę tą rozmowę przeprowadzić z waszą dwójką.- Uściślił przyglądając mi się dokładnie.
- Spoko. Najpierw z nim, później ze mną. Osobno.
- Czy nie możecie swoich niedorzecznych....- Urwał, kiedy Cyrus zasłonił mnie swoim ciałem.
- Dziadku nie mów tak. Dla nas to poważna sprzeczka.
- Sprzeczka? Sprzeczka? Czy ty sam się słyszysz?
- Możesz przestać dramatyzować?- Zapytał nawet na mnie nie patrząc. Zagotowało się we mnie. I to tak porządnie się we mnie zagotowało.
- Królu czy możesz opuścić moje komnaty i zabrać ze sobą swojego wnuka, w przeciwnym razie zrobię coś za co sam zostanę wychłostany.- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby starając jednocześnie utrzymać całe napięte do granic możliwości ciało na wodzy. A muszę przyznać było to ciężkie zadanie zważywszy na sytuację w jakiej się teraz znajdowałem.
- W takim razie porozmawiamy na spokojnie jutro.- Powiedział Król i dał znać swojemu wnukowi żeby wyszedł razem z nim. Widziałem po jego twarzy, że robił to bardzo niechętnie. I jeżeli to by miało od niego zależeć zostałby w pokoju aby powiedzieć dosadnie co myśli o moim słownictwie oraz zachowaniu.
Warknąłem głośno kiedy wyszli z pokoju i cisnąłem książką przez całą jego długość. Tak jakoś odebrali mi całą chęć i radość z czytania. Wiedziałem, że teraz nie zasnę. Za bardzo mnie nosiło.
Czasami ubolewałem nad swoją głupotą i zastanawiałem się co ja kiedyś takiego w nim widziałem. I w sumie co ja w nim widzę do dzisiaj. No bo weźcie. JAK można czuć coś do takiego egoistycznego sadysty jak on?!
Nie wiem. Nie potrafiłem sobie odpowiedzieć na to pytanie mimo, że sam coś do niego czułem. A ten jeszcze miał czelność podejrzewać mnie o zdradę. No i to jeszcze tak bezczelnie na jego oczach. Jak bym miał go zdradzać to na pewno bardziej bym się z tym krył! A nie rzucał się na pierwszego lepszego chłopaka i to jeszcze w momencie kiedy on w każdej chwili mógł wejść do pokoju.
Albo on myślał, że ja jestem taki głupi, albo to on był na tyle głupi aby w takie coś uwierzyć.
Naciągnąłem kołdrę po same uszy wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Co ja się tam będę nim przejmować oraz tym co on robi i myśli.
Ten idiota i tak będzie robił i mówił to co chce!
*******************************************************************
Tadam! 
Czasami musi być źle, a czasami jeszcze gorzej, a najgorzej to już w ogóle, aby mogło być....

Pozdrawiam
Gizi03031





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz