niedziela, 11 marca 2018

4383- Rozdział 16

Hejka:)
Zapraszam do czytania.
Mam nadzieję, że nikt nie będzie chciał mnie zabić....
A co tam.... mały komentarz nie wiadomo do czego, który sprawi, że czytanie nabierze napięcia:)
*************************************
Mój nowy dom.
Tak chyba mogłem nazwać tą ciasną kawalerkę, w której przyszło mi aktualnie mieszkać. Sam tak zadecydowałem więc nie miałem zamiaru uskarżać się na swój los oraz lokum.
Było małe. I skromnie urządzone. Kuchnia połączona aneksem z jedynym pokojem jaki się tutaj znajdował. W pokoju tym znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne prowadziły na zewnątrz, drugie do małej łazienki połączonej z toaletą.
O.
Przepraszam.
Trzy pary drzwi. Ostatnie prowadziły na balkon. Ale był on tak mały, że zapomniałbym o nim wspomnieć. Starczyło, że na niego wszedłem i wywiesiłem tylko trzy duże ręczniki na trzech króciutkich sznurkach i już nie było na nim miejsca.
Przeniosłem część mebli ze swojego starego pokoju.
Umeblowałem go starannie dbając o to, aby niczego nie zabrakło w moim nowym lokum.
Nie spodziewałem się w ogóle tego, że i On zawędruje ze mną do tej kawalerki. Przecież mógł mieszkać nadal w naszym starym pokoju. Brat pozwolił mu tam mieszkać dopóki nie skończy szkoły. Nie brakowało mu wcale tak dużo czasu. Oczywiście tego samego dnia, którego wpakował się na moje nowe lokum powiedział dlaczego tak zrobił.

„Twój brat poprosił mnie abym miał na ciebie oko”

Dziwne. Czepiał się nas o to jakie relacje nas łączyły, ale nie sprawiało mu problemu poprosić go o to aby mnie doglądał.
Ba!
Aby ze mną zamieszkał.
Wiedział, że się zgodzę. Nawet wymusił na mnie aby to on (mój brat) opłacał mi czynsz za to mieszkanie. Resztę rachunków oraz pieniądze na jedzenie musiałem skołować sam. I to Taiyō powiedział, że będzie kupował jedzenie i środki czystości do domu,  a ja miałem zapłacić za Internet oraz za prąd i wodę. Szczerze? Można by pomyśleć, że wyjdę na tym gorzej, ale było wręcz odwrotnie. To on wydawał więcej kasy. Kiedy się zorientowałem o tej jakże jawnej niesprawiedliwości chciałem zaprzeczyć i zmienić warunki, ale on bardzo skutecznie i DOGŁĘBNIE wybił mi to z głowy.
Nie poruszałem więcej tego tematu.
Bo po co marnować ślinę i nerwy skoro i tak zrobi to co będzie chciał mając mnie głęboko
w dupie. Chociaż jak mu kiedyś powiedziałem, że ma mnie głęboko w dupie odparł:
-Wypraszam sobie. To ty masz mnie głęboko w dupie. Dosłownie.- I wygonił mnie z kuchni abym mu nie przeszkadzał w robieniu kolacji.
I wyszedłem. Nie przeszkadzałem mu. Obserwowałem go za to siedząc na łóżku i tuląc do siebie swoją poduszkę. Wiedziałem, że nie mam szans na to aby zmienił swoje zdanie i w ogóle, ale nie mogłem się pozbyć tego obrazu i myśli z głowy.
Chciałem zaryzykować i się go zapytać, ale jednocześnie bałem się tego, że przez moje pytanie wszystko się skończy i on zniknie. Nie chciałem aby znikał, dlatego uparcie odganiałem od siebie te myśli, ale one z każdym nowym dniem nachodziły mnie coraz bardziej. Zapierałem się nogami i rękoma przed poruszeniem tego tematu. W końcu wyraził się jasno na samym początku. Tylko sex-przyjaciele. Nic poza tym! Więc dlaczego chciałem czegoś więcej. Nie chciałem się nim dzielić z innymi. Chciałem go mieć na wyłączność. Zmonopolizować go. Chciałem aby był tylko ze mną, tylko mnie widział i tylko mnie kochał. Boże! Ja nawet nie wiedziałem czy on mnie chociaż lubi. Ten typ człowieka nie mówił praktycznie o swoich uczuciach ani o niczym o czym myślał.
- …mówię do ciebie. Oj! Kyōfu!- Usłyszałem jakby z oddali jego głos. Spojrzałem na niego. Stał oparty o blat mebli kuchennych i zerkał na mnie. Miał zmarszczone czoło.
- Przepraszam. Zamyśliłem się. Co mówiłeś?- Zapytałem. Zmarszczył bardziej czoło. Oznaka irytacji.
- Czy zamiast ziół prowansalskich mogę dodać inne, bo tych zapomniałem dzisiaj kupić
w sklepie.- Powiedział zrezygnowany wypuszczając głośno powietrze przez usta. Spojrzał na mnie wycierając ręce w ręcznik.- Co się ostatnio z tobą dzieje. To nie pierwszy raz kiedy odpływasz myślami i nie koncentrujesz się na tym co do ciebie mówię.
- Nie prawda, słucham cię.- Powiedziałem odkładając poduszkę na bok i siadając na krawędzi łóżka. Spojrzałem mu w oczy.- Jak nie ma ziół to dodaj co chcesz.
- Nie słuchasz.
- Słucham.- Brnąłem w uparte. Prychnął głośno.
- Kiedy przychodzi Chisana i Zaret?
- Słucham?
- Gdzie się umówiliśmy z nimi po zakończeniu roku?
-…
- Podlewałeś wczoraj kwiaty?
-…
- Oddzwoniłeś wczoraj, dwa dni temu i w zeszłym tygodniu do brata i matki?
-…
- Ogarnąłeś dzisiaj w łazience jak cię prosiłem nim wyszedłem na zakupy?
- …
- Wchodząc do domu dałem ci kartę do telefonu abyś doładował sobie konto. Zrobiłeś to?
-…
- Nie słuchasz.- Wzruszył obojętnie ramionami i wrócił do krojenia ziemniaków. Przez cały jego wywód gapiłem się na swoje stopy. Nie potrafiłem odpowiedzieć mu na żadne jego pytanie ponieważ faktycznie. Nie słuchałem go. Ale to nie moja wina!
Rzuciłem się na łóżko i jęcząc głośno wbiłem wzrok w sufit. Leżałem tak chwilę nie mogąc wytrzymać. Wstałem gwałtownie i rozejrzałem się po pokoju. Owszem. Karta, którą mi kupił leżała na stoliku koło stołu. Sięgnąłem po nią i wpisałem ciąg cyfr w telefon zatwierdzając je zieloną słuchawką. Odłożyłem telefon na miejsce i zrzucając bluzę z ramion zamknąłem się na całe pół godziny w łazience wyżywając się na kafelkach oraz brodziku.
No bo też mi problem! Kilka razy nie usłyszałem co do mnie mówił zajęty swoimi myślami,
a on mi to będzie wypominał jakbym zapomniał o urodzinach samej królowej Wielkiej Brytanii. Po prostu przegięcie. Już człowiek nie może sobie w spokoju pomyśleć i poukładać trochę spraw
w głowie bo już „Nie słuchasz mnie”! A nie słucham! I co? Zabiją mnie za to? Nie wiem kiedy ma przyjść Chisana oraz Zaret, bo nigdy nie interesowałem się tym kiedy ktoś ma mnie odwiedzić. Nie oddzwoniłem do matki i do brata bo nie mam zamiaru zdawać im co godzinę raportu z tego co robiłem przez sześćdziesiąt minut od zakończenia wcześniejszej rozmowy.
No dobra!
Nie posprzątałem w łazience!
Na to nie mam wyjaśnienia.
No i nie doładowałem sobie od razu konta. Ok. Mój błąd. Nie słuchałem. Miałem głęboko gdzieś co do mnie mówił, bo wtedy zajęty byłem czym innym. Ale to nie znaczy, że można mi od razu suszyć o to głowę. Rozumiem. Gdybym zapomniał wyłączyć gaz albo wyłączyć żelazko jakbym wychodził z domu. Ale na szczęście nie przytrafiają mi się takie wypadki. Rzuciłem gąbkę do zlewu
i wyszedłem z łazienki. Stanąłem koło drzwi i spojrzałem na jego plecy, kiedy wkładał do piekarnika wcześniej przyprawione przez niego mięso.
- Przepraszam za to, że nie słuchałem co do mnie mówisz.- Powiedziałem i nie czekając na jego reakcję zamknąłem się ponownie w łazience wracając do molestowania biednej powierzchni zlewu.
- Dziurę w nim zrobisz.- Usłyszałem jego głos za sobą. Drgnąłem zaskoczony i spojrzałem na jego odbicie w dopiero co umytym lustrze.- Znowu odpływasz gdzieś myślami.
- Wiem.
- O czym myślisz?- Zapytał kiedy skończyłem szorować zlew. Zostało mi tylko umyć podłogę. Śmieci z łazienki zabrał Taiyō, kiedy szedł na zakupy. A pranie zrobiłem wczoraj.
- O niczym.
- Gdybyś myślał o niczym to byś nie odpływał w połowie konwersacji myślami.
- Czy musimy o tym gadać?
-  Nalegam. Jeszcze tak odpłyniesz myślami, że w kiedy będziesz mi robił loda odgryziesz mi kutasa i będziemy mieli problem.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie kiedy rzuciłem w niego czystym ręcznikiem, który złapał sprawnie i powiesił na wieszaku koło drzwi.
- Nie bój się. Nie odgryzę go.- Warknąłem i spróbowałem go wyminąć, ale złapał mnie za ramię i zmusił do pozostania w łazience.  Gapiłem się gdzieś w bok byle tylko nie na niego.
-Kyōfu pytam całkiem poważnie. Co się dzieje?
- Jak ci powiem to będziesz zły.
- Nie będę.- Zaprzeczył. Wiedziałem, że i tak będzie.
- Kocham cię i chcę z tobą chodzić, a nie tylko sypiać.- Powiedziałem patrząc mu hardo
w oczy. Zmarszczył czoło i zmrużył powieki przyglądając mi się dokładnie. Twarz mu stężała. Ciało mu zesztywniało. Zdenerwował się.
- Kyōfu dobrze wiesz, że się z nikim nie umawiam i godzę się tylko na relację sex-przyjaciół.
- Wiem.
- Nie będę z tobą chodził.- Odparł chłodno. Poczułem się tak jakby uderzył mnie w twarz. Ból w okolicy klatki piersiowej tak mnie zaskoczył, że nie zareagowałem na łzy zbierające się w moich oczach. Odrzucił mnie! Znowu!
- Wiem…- Powiedziałem cicho patrząc gdzieś w bok. Chciałem aby mnie już puścił.
- To po co o to pytasz i znowu poruszasz ten temat?
- A co? Nie mogę marzyć o czymś więcej?! Nie mogę chcieć czegoś jeszcze?!- Wyszarpnąłem się z jego uścisku i zrobiłem krok w tył.- Mięso ci się spali.
- Nie spali.- Odparł chłodno. Spojrzałem na niego pozwalając aby z moich oczu ciekły łzy.
- Spali! Nie chcę jeść spalonego mięsa!
- Dlaczego płaczesz?- Zapytał robiąc krok w moją stronę. Cofnąłem się nieznacznie wpadając na kabinę prysznicową.
- Bo mam na to ochotę. Tego też mi zabronisz? Co? Nie wolno mi marzyć! Nie wolno mi prosić o więcej! Nie wolno mi płakać! To co mi wolno?! Bo już nie rozumiem!
- Uspokój się.- Powiedział podchodząc do mnie.
- Nie! Ja jestem spokojny. I to bardzo! Nie widać!
- Właśnie nie widać!
- Nie krzycz na mnie!- Rozpłakałem się na dobre, chociaż nie widziałem w ogóle sensu
w swoim zachowaniu nie potrafiłem nad nim zapanować.
- Nie płacz mi tutaj, bo i tak nie będę z tobą chodził!
- Wiem! Nie musisz mi tego powtarzać! Sex-przyjaciel ze mnie zajebisty, ale chłopak zjebany! Dobrze, że nauczyłem się wcześniej pracować dupą!- Krzyczałem ledwo co widząc na oczy przez te cholerne łzy. Poczułem tylko jak mocno obejmuje mnie ramionami. Spiąłem się cały. Nie chciałem teraz aby mnie dotykał.
- Nie szarp się.- Warknął przez zaciśnięte zęby.
- Nie! Puść!
- Jeżeli cię puszczę to ci wpierdolę za takie gadanie!- Krzyknął nad moją głową. On mnie nie tulił. On po prostu wypełnił mną swoje ręce aby były czymś zajęte i mnie nie ubiły.- Nie warz się tak mówić! Słyszysz! Nigdy! Nie będę z tobą chodził, bo na to nie zasługuje! Nigdy odwrotnie!
- Co ty za głupoty gadasz?
- To ja jestem ten zły! Nie ty!
- Taiyō co ty pieprzysz?
- Gdyby to było takie proste. Gdybym wiedział, że ten związek wypali sam bym poprosił cię
o chodzenie. Już dawno. Dużo wcześniej niż usłyszałem przez telefon twoje wyznanie, ale wiem, że to nie ma racji bytu. To się nie uda. Będziesz cierpiał, a tego nie chcę.
- Nie będę cierpiał.
- Będziesz.
- To pozwól mi się sparzyć. Jeżeli się na tobie przejadę będę wiedział, że źle postąpiłem. Ale pozwól mi na to! Do cholery jasnej! Co takiego złego może się stać?! W najgorszym wypadku rozstaniemy się skłóceni! Taiyō, pozwól mi!- Wiedziałem, że w tym momencie byłem żałosny. Błagałem go wręcz o to, aby ze mną chodził. Nie chciałem, aby to tak brzmiało, ale jeżeli i to nie pomoże, to już nie mam pomysłu jak go do siebie przekonać.
- Kyōfu…
- Na miesiąc? Ok.? Na próbę. Jeżeli po miesiącu nadal nie będziesz chciał ze mną chodzić to zerwiemy.
- Zerwiemy na pewno.
- To zerwiemy, a ja wtedy będę zdolny sobie odpuścić.
- Nawet jeżeli padniesz przede mną na kolana po miesiącu wszystko się skończy.
- Jeżeli oboje dojdziemy do wniosku, że twoje uczucia do mnie się nie zmieniły nie będę cię powstrzymywać.
- I pozwolisz mi odejść.
- Nawet cię spakuje jeżeli to cię uszczęśliwi.
- Nie będziesz robił mi żadnych wyrzutów?- Zapytał poluźniając swój uścisk. Pokręciłem przecząco głową. Wypuścił głośno powietrze z płuc i pocałował mnie delikatnie w czubek głowy.- Pamiętaj. Masz miesiąc. Ciesz się póki możesz.
- Dziękuje.- Powiedziałem. Trochę dziwnie to wyglądało, ale chyba właśnie zostaliśmy oficjalnie parą z bardzo krótkim, wcześniej zaplanowanym stażem.

***
Wchodząc bez pukania do łazienki trzy tygodnie po tym jak zaczęliśmy ze sobą chodzić nie spodziewałem się, że moje serce stanie na moment by później z zawrotną prędkością zacząć pompować krew po całym moim organizmie. I mimo, że krew była pompowana czułem nieprzyjemne zimno rozchodzące się po mojej klatce piersiowej, dłoniach jak i stopach.
Kto by pomyślał, że potrafię tak szybko biegać i dostanie się do mojej torby zajmie mi dosłownie ułamki sekund. Wybranie numeru ratunkowego też przebiegało szybko. Tylko ta rozmowa z osobą po drugiej stronie tak strasznie się ciągnęła.
- Czy coś się stało?- Padło pytanie po drugiej stronie. Myślałem, że coś mnie zaleje, kiedy je usłyszałem. Nie. Nic się nie stało. Tak sobie dzwonie aby porobić sobie z was jaja.
- Mój współlokator leży nieprzytomny w łaziance. Z jego nosa leci krew. Nie reaguje na to co do niego mówię i że próbuje go obudzić. Nie wiem co mu jest.
- Czy jesteście sami w domu?
- Tak!
- Karetka już do państwa jedzie. Czy pana kolega na coś choruje?
- Nie.
- Czy widzi pan dookoła niego jakieś niepokojące przedmioty?- Zapytał głos po drugiej stronie. Niepokojące?
- On nie jest samobójcą.- Warknąłem przez zaciśnięte zęby. W tym samym momencie usłyszałem pukanie po drugiej stronie drzwi. Przebiegłem przez całe mieszkanie i otworzyłem je gwałtownie patrząc z ogromną ulgą na ratowników medycznych.

***
Gapiłem się na mojego brata i jeszcze jednego lekarza, którzy wezwali mnie do gabinetu brata, kiedy ten tylko się dowiedział, że jestem w szpitalu, w którym ona pracował. To co powiedzieli, kiedy tylko zająłem miejsce po drugiej stronie biurka…
- Co?
- To co słyszałeś.- Powiedział mój brat. Pokręciłem przecząco głową. To chyba jakieś żarty!
- Howaito, to nie jest śmieszne. Co ty przez to rozumiesz?- Zapytałem piskliwym głosem. Mężczyzna wypuścił głośno powietrze z płuc.
- To nie jest pierwszy raz. Już trzy razy przechodził przez chemię. Tym razem nie wiadomo czy ona mu pomoże. AML to ciężki przypadek i naprawdę mało osób z niego wychodzi obronną ręką, a ta przerośnięta brzoza walczy z tym cholerstwem od jakiś dziesięciu lat.- Powiedział mój brat. Nadal nie rozumiałem o co mu chodziło. Wiedziałem co to jest chemia, ale co ona miała wspólnego z jakimś dziwnym AML?
- Co to jest AML?
- Ostra białaczka szpikowa.- Powiedział mój brat. Patrzyłem się na niego, ale wydawał mi się taki jakiś odległy. Jakby uciekał. I mówił ciszej.
Ogarnęła mnie ciemność.

**
Taiyō znowu był na mnie zły i znowu krzyczał.
Nie chciał abym odwiedzał go w szpitalu, kiedy znowu przyjmował chemią. Chociaż to i tak było nic w porównaniu z tym co miało miejsce miesiąc temu jak nie chciałem z nim zerwać. Powiedziałem mu, że nie zerwę z nim bo wtedy będzie mógł gadać, że zostawiłem go po tym jak dowiedziałem się prawdy. Wiedziałem, że by tak nie powiedział, ale mimo wszystko nie odszedłem od niego. Co go bardzo zdenerwowało.
W sumie ostatnio wiele rzeczy go denerwuje. A najbardziej to, że do niego przychodzę
i siedzę z nim kiedy dostaję tą cholerną chemię. Mimo, że krzyczy, drze się na mnie i wyzywa próbując mnie wykopać ze szpitala ja nadal koło niego siedzę i patrzę na niego poważnym spojrzeniem.
Miesiąc leczenia, a rezultatów nie widać. Cieszyłem się, że Taiyō był zmuszony leżeć
w szpitalu. Jeżeli byłby w domu… no cóż…. Wiedziałem, że nie udałoby mi się ukryć tego ile razy
w nocy płakałem i błagałem Boga, aby pozwolił mu żyć. Nie mogłem sobie wyobrazić, że go nie będzie. Przecież to będzie straszne!
- Nad czym myślisz?- Padło po raz nie wiem już który to samo pytanie. Mógł się złościć na to, że do niego przychodzę i siedzę przez kilka godzin w jego Sali, mógł się przez to nie odzywać do mnie przez kilka ładnych godzin, ale ciągle zadawał mi to samo pytanie.
- Co zrobić dzisiaj na obiad?- Powiedziałem uśmiechając się do niego delikatnie.- Może jakieś propozycję, ale coś prostego.
- Weź zagotuj sobie ryż a do niego usmaż warzywa i kurczaka. Powinno wystarczyć.
- Niby tak. Ale wiesz jak ja gotuję.
- Ta…. Wiem… dziwię się, że przez ostatni miesiąc nie schudłeś.
- Staram się nie stracić na wadzę, bo jeszcze gotowy będziesz mnie za to zabić.
- Z grzeczności nie zaprzeczę.- Powiedział uśmiechając się blado. Wyciągnąłem niepewnie
w jego stronę prawą dłoń. Przyjrzał się jej dokładnie nim ujął ja w swoją zimną dłoń, do której podłączono kroplówkę.
- Musisz szybko stąd wyjść bo już mi się znudziły mrożonki.- Podpuściłem go tylko, wiedząc jak bardzo jest przeciwny gotowcom z zamrażalnika.
- Słucham?- Zapytał chłodno. Parsknąłem śmiechem widząc jego minę.
- Żartuje przecież. Jedyne zimne rzeczy jakie jem to lody i nic więcej, więc się nie martw. Jem, a bynajmniej się staram jeść pięć normalnych posiłków. Nie zawsze mi to wychodzi, ale się staram.
- Jak ci nie wychodzi to, co? Siedzisz o pustym żołądku?
- Nie.
- Idziesz do domu na obiad?
- Czasami. A jak  nie mam ochoty siedzieć z bratem i matką to idę do ciebie do restauracji.
- Proszę?
- No do ciebie do pracy chodzę i coś sobie zjem.
- Sam?
- Z samcem.- Warknąłem i pokazałem mu język.- Oczywiście, że sam… wiesz….- Przerwałem i podałem mu pospiesznie miskę kiedy jego ciałem zaczęły szarpać torsję. Próbował mnie od siebie odsunąć, kiedy wszystko się zaczęło, ale ja w uparte koło niego stałem i masowałem delikatnie jego plecy. Kulturalnie starałem się mu nie przyglądać wyobrażając sobie jak się musi z tym czuć. I tak przez kilka dni się do mnie nie odzywał kiedy przychodziłem do niego po tym jak obcięli go na króciutko i zaczął nosić czapki w środku lata. Przeszło mu po tym jak kilka dni go zapewniałem, że i tak mi staje na jego widok więc niech się nie martwi, bo i tak jest przystojny. Tak mu o tym trułem, że czerwony na twarzy powiedział:
- Żegnam się czule oziębłym WYPIERDALAJ.- Po czym odwrócił się do mnie obrażony. Zaśmiałem się głośno zakrywając usta dłonią. Spojrzał na mnie jak na popierdoloną osobę znad krawędzi miski, którą po chwili wsunął pod łóżko.
- Czy ty się właśnie śmiałeś?
- Tak.
- Ze mnie?
- Tak.
- Śmiałeś się dlatego, że rzygałem?
- Jebnąć ci?- Zapytałem i uderzyłem go delikatnie w głowę.- Przypomniało mi się twoje czułe i oziębłe wypierdalaj. I tak jakoś się zaśmiałem.
- A spierdalaj.
- Też cię kocham.- Mruknąłem i cmoknąłem go w policzek. Burknął coś pod nosem i spojrzał na mnie spod byka.- Mogłem cię pocałować jakieś dziesięć minut temu. Teraz musze czekać.
- Na co?
- Aż umyjesz zęby.
- Fakt.- Powiedział i ścisnął mocniej moją dłoń. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Zgadnij co.- Powiedziałem pochylając się delikatnie w jego stronę. Spojrzał na mnie unosząc lewą brew do góry.
- Co?
- Dziś mama nawrzeszczała na mnie jak mnie do ciebie przywoziła i….
- I?- Zapytał uśmiechając się delikatnie. Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Dałem jej Snickersa i powiedziałem „nie jesteś sobą gdy jesteś głodna”. Zatrzymała samochód i wybuchnęła śmiechem.- Powiedziałem. Zaśmiał się głośno łapiąc się wolna ręką za brzuch. Zaciekawiona pielęgniarka spojrzała w naszym kierunku zza jednego z parawanów. Posłałem jej przepraszający uśmiech.
- Dlaczego mnie nie było wtedy w samochodzie.
- Gdybyś był to by pewnie całe miasto cię usłyszało.
- No ba.- Powiedział wypinając dumnie pierś. Przyglądałem mu się dokładnie jak przeciera zmęczone oczy i patrzy tęsknie za okno.
- Zmęczony?
- Troszkę.
- To się prześpij.
- Nie będę spać jak ty tutaj jesteś. Jeszcze mnie zgwałcisz przez sen.
- I tak by ci się spodobało.- Wzruszyłem obojętnie ramionami. Prychnął oburzony szturchając mnie w ramię.
- Nie słódź sobie aż tak bardzo.
- Ktoś musi skoro inni tego nie robią.
- Powiedz. Rozmawiałeś ostatnio z bratem?
- Nie.
- A z Chisaną?
- Też nie.
- Z Zaretem….
- Ani z nim, ani z wujkiem.
- Miałeś z nimi pogadać.
- Gadałem z mama.- Odparłem oburzony. Prychnął na mnie i puknął mnie delikatnie w czoło. Odsunąłem się profilaktycznie od jego długich palców.
- Bo jako jedyna nie zdążyła powiedzieć ci co powinieneś zrobić i nauczona bzdurnym doświadczeniem milczy.
- Jeżeli jeszcze raz nawet w drugim dnie o tym napomkniesz to będę cię bardziej nawiedzał niż to ustawa przewiduje.- Warknąłem na niego i zabrałem się za pakowanie swojej torby.
- Obiecałeś, że ze mną zerwiesz.
- No to jestem kłamcą. Nie zerwę z tobą i ani ty, ani nikt inny mnie do tego nie nakłoni. Więc przestańcie to robić.
- Tak będzie lepiej.
- Dla kogo?- Warknąłem na niego. Spoglądał na mnie. Już się nie uśmiechał.
- Oczywiście, że dla ciebie.
- Prędzej skoczę z okna niż rozstanie z tobą będzie dla mnie lepsze.- Warknąłem. Pocałowałem go delikatnie w czoło i ruszyłem w stronę wyjścia z Sali.
- Kyōfu! Nie skończyłem z tobą rozmawiać!
- Przyjdę jutro o tej co zawsze!- Zawołałem do niego.
- Jak ja cię nienawidzę!- Krzyknął. Przystanąłem w przejściu, kiedy całe moje ciało przeszył ból i w pierwszym odruchu nie mogłem złapać porządnie oddechu. Zacisnąłem mocniej dłonie na pasku swojej torby i zmuszając się całym sobą przyczepiając do swoich ust uśmiech odwróciłem się do niego.
- Też cię kocham.- Odpowiedziałem mu tak jak zawsze po czym wyszedłem z pomieszczenia. Dopiero będąc w windzie pozbyłem się tego cholernego uśmiechu z twarzy i przetarłem dłońmi twarz. Oczy zapiekły mnie niebezpiecznie.
Nawet po dwóch miesiącach nie powiedział, że mnie kocha.
Zaśmiałem się cicho, próbując w ten sposób ukryć swój cichy szloch.
Chyba naprawdę nie jestem godzien, aby ktoś taki jak ja został przez niego pokochany…
Wciskając słuchawki na uszy wyszedłem z budynku szpitala nie przejmując się w ogóle ulewą jaka zaczęła szaleć na zewnątrz.
Przecież mały deszcz jeszcze nikogo nie zabił….
Jeszcze…

 *********************************
Ehem....
Za tydzień żegnamy się z tym opowiadaniem.... a później.... cóż.... niespodzianka.... tak myślę....
Pozdrawiam Gizi0031

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudownie, są razem choć mieli tylko miesiąc ale Koyufu się nie poddał jak dowiedział się o chorobie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń