niedziela, 22 października 2017

Fallen- rozdział 5

Hejka.
Trochę późno godzinowo dodaje dzisiaj rozdział, ale cóż.... może być jeszcze gorzej.
Chyba uda mi się dostać do takiej pracy przy której nie będę miała czasu nawet podrapać się po tyłku, a co dopiero coś napisać. Dlatego muszę jak najszybciej skończyć pisać to długie opowiadanie, o którym wam ostatnio wspominałam (zostało mi dosłownie trzy rozdziały do końca), bo w końcu będzie krucho i przestane tutaj cokolwiek dodawać.
A póki co....
Cieszmy się, że mam co dodawać i zapraszam do czytania:)
**********************************
Fallen. Ta nazwa przewijała się dookoła mnie od kilku dni. Nie wiem od ilu, bo nie mam kompletnie pojęcia jak długo byłem przez nich przetrzymywany. Ale nie ważne ile bym tam nie był ciągle mówili o tym samym.
Fallen.
Kojarzyłem tą nazwę ze szkoły. Fallen- upadli Aniołowie. Ale nie wiem o co im chodziło? Czy to jakaś sekta, czy przećpane umysły, które pytały mnie czy wiem gdzie znajduje się Fallen i jego wspólnik. Gapiłem się na nich jak na idiotów, poleciłem leczenie w najbliższym psychiatryku, albo zmianę dilera przez co oni bardziej się wściekali a ja bardziej dostawałem.
Rano dostawałem bardzo skromny posiłek oraz szklankę zimnej wody. Pozwolono mi skorzystać z toalety. Później przychodziło dwóch facetów (nie tych, którzy dorwali mnie w parku). Pierwszego dnia jak przyszli rzucili mi na nogi mój telefon który wcześniej mi skonfiskowali. Wystarczyło jedno zerknięcie na ekran abym wiedział dlaczego to zrobili. Brak zasięgu. Ale to tak konkretnie, bo nawet alarmowe mi nie wchodziły. Mogłem jedynie pograć sobie w jakieś gierki lub posłuchać muzyki jeżeli chciałem. A nie chciałem. Chciałem aby bateria wytrzymała jak najdłużej. 
Później zadawali mi pytanie. Ciągle te samo. Gdzie jest Fallen? O nic więcej nie pytali, tylko o jakiegoś cholernego upadłego Anioła z ich przyćpanych umysłów.
Na obiad dostawałem szklankę ciepłej herbaty.
Później przychodziła jedna kobieta. Która pytała o to samo. Jak nie potrafiłem udzielić odpowiedzi nie szczędziła sobie ciosów na moim ciele.
Na kolację dostawałem kubek z ciepłym mlekiem. Pozwalano mi skorzystać z łazienki. Przed snem cała trójka zadawała mi pytania. A jak nie udzieliłem odpowiedzi w wyznaczonym przez nich czasie wychodzili zostawiając mnie samego aby wrócić ponownie tuż nad ranem.
Schemat ten pojawiał się od kilku dni. Dzięki temu udało mi się wykombinować pewien plan. Wiedziałem, że jeżeli nie podziała to mnie zabiją, ale wole to niż tą ciągłą niepewność.
Chciałem wrócić do domu. Do Kiliana. Kłócić się z nim, obrażony zamykać się w swoim pokoju, zjeść z nim przyszykowany przez niego obiad. W nocy nasłuchiwać czy już wrócił do domu
i czy wrócił sam czy z kimś. Mogę nawet czekać przed blokiem aż skończy się jebać z jakąś dziwką
w moim pokoju chociaż później przeżywałbym katusze, ale wolałem to niż ten stan teraz. Mogłem cierpieć tak jak to się działo do teraz i nic mu nie powiedzieć, ale być z nim. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem na niego patrzeć inaczej niż na podopiecznego mojego ojca z pracy. Chociaż to stwierdzenie było bardzo naciągane. Co ja o nim wiedziałem? Mój ojciec był jego wychowawcą
w liceum. Uczył go matematyki. Kiedyś po prostu przyprowadził go do nas do domu kiedy byłem
w pierwszej gimnazjum i powiedział, że to jego były uczeń, który u nas zamieszka. I zamieszkał. Pomagał w domu, dbał o moich rodziców, mnie unikał jak diabeł święconej wody. Był dla moich rodziców upragnionym synem, którego zawsze chcieli, ale jak się okazało w późniejszych latach, ja-ich pierworodny i jedyny syn okazał się kompletną porażką. To Kilian napisało do mnie na koniec gimnazjum, że mam wracać do domu bo moi rodzice mieli wypadek samochodowy i nie wiadomo czy z tego wyjdą. To on przekazał mi wiadomość, że moi rodzice nie żyją. To jego moi rodzice wybrali na mojego opiekuna gdyby coś im się stało. To on o mnie dbał mimo, że robił to w dość pokręcony sposób. To on był tym, w którym się zakochałem. Nie wiem kiedy ale zorientowałem się co do niego czuje na początku drugiej klasy liceum. Oczywiście ukrywałem to. Dostać od niego za odzywki, problemy czy złe stopnie to co innego niż zostać zabitym dlatego, że obdarzyłem go jakimiś większymi uczuciami niż szacunek i przywiązanie. Przecież to musi być obrzydliwe, kiedy inny chłopak się w tobie zakochuje. Pewnie nie przeszkadza mu to, że jego kolega z pracy ma chłopaka (Michael i Eighto), jak i pewnie nie przeszkadza mu zapinanie tyłków tych męskich dziwek skoro im za to płaci i nie ma w tym żadnej miłości. Ale jak już by miał to robić z facetem z miłości… jakoś sobie tego nie wyobrażam. W pewnym momencie tego pseudo przesłuchania zacząłem się nawet śmiać, kiedy wyobraziłem sobie jego minę jaką by zrobił gdyby się dowiedział, że to o nim myślałem kiedy sobie „waliłem” jak on to ładnie określił. Oczywiście za ten śmiech dostałem w twarz. W końcu moi oprawcy nie wiedzieli co jest takiego śmiesznego w pytaniu „Gdzie jest Fallen?”
Serio. Czy ja tak dużo wymagałem? Przeczekać w spokoju do dnia kiedy będę mógł się wyprowadzić od niego. Zapomnieć o moim nieodwzajemnionym uczuciu. Zakochać się w kimś kto to odwzajemni. Ale nie. Bo po co. Najlepiej, aby w mój piękny i misterny plan wpakowała się jakaś zgraja naćpanych fanatyków religijnych, która poszukiwała upadłych aniołów!

**
Zakryłem pospiesznie usta. Nigdy nie sądziłem, że moja próba ucieczki przebiegnie w tak szybki i chaotyczny sposób. Po pierwsze planowałem uciec w całkowicie inny sposób niż to
w rzeczywistości przebiegło. No bo sorry, skąd mogłem wiedzieć, że kolejną osobą, która przyniesie mi ciepłe mleko przed snem będzie nie kto inny jak Medard mój stary znajomy z gimbazy. Z początku mnie nie poznał. No tak zmieniłem kolor włosów, powyciągałem kolczyki, byłem bez butów,
z brudnymi spodniami i podartą koszulką. Twarz zdobiły siniaki oraz liczne zadrapania. Sam bym się pewnie nie poznał gdybym się zobaczył w lusterku.
On mnie nie poznał. Ja uczyniłem to od razu. W końcu to mój stary kumpel. Dziwne by było gdybym nie wiedział kim jest. Podał mi kubek z mlekiem i już chciał wyjść kiedy drżącym głosem zapytałem go dlaczego dla nich pracuje. Ten odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Popatrzył na mnie chwilę po czym po prostu wyszedł.
Wrócił po dwóch godzinach. Wyprowadził mnie z tej piwnicy. Powiedział, że przez jakąś godzinę jesteśmy sami. Kazał się uderzyć czymś w głowę i uciekać najszybciej jak potrafię.
Zrobiłem tam. Uciekłem najszybciej jak mogłem po tym jak mu przywaliłem. Przeprosiłem go jeszcze, ale kazał mi grzecznie „wypierdalać” po czym udał, że upadł na korytarzu i tak sobie leżał
i czekał aż pozostali wrócą. Nie zdążyłem go zapytać co tutaj robił i dlaczego tutaj był.
Ukrywając się między drzewami gnałem przez ciemny las starając się iść wzdłuż jezdni, która znajdowała się po mojej prawej stronie. Nie wiedziałem gdzie zmierzałem, nie wiedziałem gdzie jestem, ale wiedziałem, że muszę się dostać do jakiegoś miasta. I musiałem tego dokonać sam. Skąd mogłem wiedzieć czy samochód, który bym przypadkowo zatrzymał prosząc o pomoc nie okazałby się samochodem moich oprawców.
Co chwile syczałem i jęczałem z bólu kiedy szyszki i różnego rozmiaru badyle wbijały mi się w stopy okryte tylko już niestety nie białymi skarpetami. Było mi zimno, ale zacisnąłem zęby próbując w ten sposób zwalczyć ból i jaki towarzyszył chłodowi.
Nie wiedziałem ile tak szedłem, może z godzinę a może dziesięć minut, ale kiedy w końcu przeszedłem jakiś kawałek trasy na moim telefonie, który wskazywał 1% energii baterii pojawiła się pierwsza kreska zasięgu. Musiałem zbliżać się do jakiegoś miasta. Kiedy tylko pojawiła się owa kreska zasięgu mój telefon zaczął co chwile wibrować przyjmując masę wiadomości oraz połączeń nieodebranych. Zerknąłem na wyświetlacz i o mało co się nie potknąłem o swoje stopy kiedy dojrzałem tam absurdalną liczbę wiadomości i połączeń. Tak na oko więcej niż 80% z nich należało do Kiliana. Chciałem do niego zadzwonić, ale w tym momencie mój telefon zawibrował ostatni raz
i padł. Zakląłem cicho pod nosem zatrzymując się na chwilę. Nie miałem już siły iść, ale wiedziałem że musze. Muszę wrócić, chociaż niemiałem pojęcia czy mam do czego i gdzie wracać. Kilian pewnie urządził wielką imprezę na pół naszego bloku świętując to, że w końcu zostawiłem go w spokoju
i zniknąłem. Pewnie jest tam też kilka dziwek.
Gangbang z okazji mojego zniknięcia.
Ta…. To takie w jego stylu.
- No dalej Fabio. Uda ci się.- Mruknąłem pod nosem dodając sobie samemu otuchy
i zmusiłem moje ociężałe nogi do wspólnej współpracy.
Po przejściu dokładnie Siedmiuset czterdziestu dziewięciu kroków dojrzałem pomiędzy drzewami jakieś światła. Nikłe przebłyski. Skupiłem na nich swój wzrok. Wiedziałem, że muszę iść. Iść w stronę światła, a tyle razy nam powtarzano „Nie idź w stronę światła”  no i chuj musiała się obudzić moja buntownicza natura i na przekór wszystkim ruszyłem w stronę tego cholernego światła. Po przejściu dwustu dwunastu kroków, które boleśnie odcisnęły swoje piętno na moich stopach zobaczyłem pierwsze budynki.
Wytarłem pospiesznie łzy z twarzy. Nigdy nie sądziłem, że popłaczę się na widok swojej szkoły. Chociaż aktualnie znajdowałem się w takim stanie psychicznym i fizycznym, że zapewne ucieszyłby mnie widok kosza na śmieci.
Przyspieszyłem kroku chowając się między budynkami. Musiało być już późno, bo na swojej drodze nie spotkałem żadnej żywej duszy, a światła w większości mijanych przeze mnie domach były pogaszone. Dobrze, że znałem kilka skrótów dzięki, którym udało mi się dojść do domu po jakiś dziesięciu minutach. Było mi zimno, nie czułem nóg, bolała mnie prawa ręka oraz połowa ciała, ledwo co widziałem przez swoje podpuchnięte i załzawione oczy, ale wiedziałem, że nie mogłem się poddać. Każdy szmer jaki usłyszałem przyprawiał mnie o mini zawał serca. Wiele razy chciałem się już poddać, usiąść na ulicy i normalnie się po płakać.
I co z tego, że byłem facetem!
No bez przesady! Każdy by wymiękł gdyby go porwano i zadawano w kółko to samo pytanie,  które jak na złość nie zna się odpowiedzi. Czy ja tak dużo wymagałem? Chciałem ciszy, spokoju, ciepła…. Chciałem zobaczyć Kiliana. Boże, nawet jeżeli się z kimś bzykał chciałem go zobaczyć chociaż na chwilę. Może na mnie nakrzyczeć, może być zły, może mi nawet ponownie wlać pasem nie obchodziło mnie to.
Chcę wrócić domu.
Stanąłem w bramie proszącej na plac zabaw znajdujący się przed naszym blokiem. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie widziałem. Wziąłem dwa głębokie wdechy i szybko jakby mnie ktoś gonił wpadłem szybko na schody, które miały mnie zaprowadzić do góry… do Kiliana.
Wszędzie panowała cisza i ciemność.
Która mogła być godzina?
Spojrzałem na swoją roztrzęsioną rękę, kiedy wyciągnąłem ją w kierunku klamki. Nacisnąłem na nią delikatnie, ale drzwi były zamknięte. Zdusiłem w sobie głośny szloch.
Nikogo nie ma?
Nacisnąłem delikatnie na dzwonek do drzwi.
Raz.
Drugi raz.
Trzeci.
…Czarty…
Kiedy miałem po raz kolejny nacisnąć na ciemny przycisk usłyszałem jakiś trzask dobiegający ze środka. Drgnąłem. Ktoś był w środku. Zagryzłem mocno dolną wargę, aby nie zacząć krzyczeć.
- …Zajebię tych pierdolonych domokrążców! Pojebało ich do reszty łazić o tej godzinie po domach!- Usłyszałem dobrze znane mi warknięcie. W moje serce zaczął skradać się spokój. Nacisnąłem ponownie dzwonek, aby go pospieszyć, a on ponownie zaklął. Usłyszałem szczęk zamka, a po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem. Stał tam. Ubrany w czarne bokserki i szarą bluzę od dresu pod którą niczego nie miał. Rozczochrane włosy, zamglone spojrzenie, na lewym policzku odcisk poduszki świadczył o tym że spał. A wiedziałem, że Kiliana się nie budzi jak śpi. Przez to stawał się bardzo, ale to bardzo agresywny. Spojrzał na mnie otwierając buzie, aby już „zajebać tym pierdolonym domokrążcą”, ale zatrzymał się gwałtownie i otworzył szeroko oczy. Odwróciłem głowę w bok nie mogąc powstrzymać cisnących mi się do oczu łez.- Boże, Fabio.- Powiedział delikatnie
i przyciągnął mnie mocno do siebie ukrywając mnie w swoich ramionach. Wtulił swój policzek
w moje ramię. Objął mnie mocno. Nie mogłem powstrzymać głośnego szlochu jaki wyrwał się
z mojego gardła. Kolana się pode mną ugięły, kiedy zacząłem głośno łkać, szlochać i krzyczeć w jego silnych ramionach.
Nie pozwolił mi upaść przytulając mnie mocniej do siebie. Poczułem się tak jakby ktoś właśnie okrył mnie jakimś płaszczem, który miał za zadanie odpędzić ode mnie wszystko to co złe i co chciało mnie zranić.
*************************************
I jak wam się podobało??
Standardowe pytanie bez odpowiedzi;/
Pozdrawiam i do następnego:)
Gizi03031

1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    wspaniale, po prostu cudownie, o matko o co chodzi z tym "FALLEN", czy Killan ma coś wspólnego z tym i ta taka cudowna reakcja Killan'a na pojawienie się Fabio...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń