niedziela, 10 września 2017

Ostatnia Klasa- One Shot

Hejka.
Dzisiaj późno wstawiam rozdział... cały dzień spędziłem w Poznaniu (na same dojazdy do i z Poznania przeznaczyłam dzisiaj 8 godzin spędzonych w pociągu), jestem padnięta, ale jak to się mówi odchamiona.
Wczoraj udało mi się skończyć jeszcze jedną miniaturkę pisać, więc będę miała co dodawać przez kolejny miesiąc góra dwa.
A później standardowe zamartwianie się... co dalej.
Zapraszam was na kolejny rozdział:)
******************************
Zamek w drzwiach kliknął charakterystycznie, kiedy ktoś po drugiej stronie przekręcił kluczyk. Wiedziałem kto to, wszak tylko jedna osoba pomijając mnie posiadała klucze do mojego mieszkania. Odłożyłem na bok wielkie tomiszcze zawierające w sobie dokładny opis wnętrza człowieka i szurając kapciami ruszyłem w stronę łazienki.
Nigdy najpierw nie wejdzie do środka aby się ze mną przywitać. Od razu zamyka się
w łazience starając się doprowadzić do stanu użytkowanego po czym dopiero wtedy wkracza na nasze terytorium i mnie szuka.
Ale dzisiaj mu na to nie pozwolę. Nie widziałem go od trzech dni. Mówiłem mu wczoraj przez telefon, że dzisiaj kończę szybciej praktyki i będę w domu na niego czekał, więc dlaczego tak bardzo guzdrze się w tej łazience.
Wszedłem do niej bez pukania, bo i tak wiedziałem co w niej mogę zastać i przystanąłem
w przejściu gapiąc się na niego zaskoczony. Stał jak zawsze w swoich roboczych ciuchach, uwalony prawie w całości czarnym i śmierdzącym smarem. Z jego lewej brwi leciała krew.
- Co…?- Urwałem kiedy na mnie spojrzał. Miał zmarszczone brwi i zaciśnięte szczęki. Oznaka, że jest wkurwiony. Nabyty odruch kazał mi się cofnąć, aby znaleźć się od niego dalej. Kiedy tylko zauważył ten ruch, który wykonałem wbrew swojej woli jego twarz złagodniała. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Kotek. Już wróciłeś?- Zapytał zaskoczony i zabrał się za mycie swoich rąk, specjalnym, śmierdzącym mydłem.
- Pisałem ci z rana, że będę wcześniej.- Powiedziałem i założyłem dłonie na piersi. Przemył kilka razy twarz po czym spojrzał na mnie w lusterku.
- Przepraszam. Telefon mi się rozładował w pracy i nie wiedziałem że dzisiaj będziesz.
- To dlatego wróciłeś tak późno?- Zapytałem patrząc jak odkręca wodę pozwalając jej napełnić wannę. Spojrzał na mnie robiąc z ust dzióbek. Zmrużyłem oczy.- Piłeś?- Zapytałem. Spojrzał w bok.
- Kilka piw z kolegami z pracy.- Powiedział. Zacisnąłem mocniej zęby aby tylko nie zacząć krzyczeć.
- Wykąp się. Idę odgrzać ci kolację.- Odparłem i zamknąłem za sobą drzwi nie czekając na jego reakcję. Ja się tutaj postarałem aby szybciej wyjść ze stażu, czekałem na niego jak głupi, a on poszedł sobie z kuplami na piwko. Gdyby mi chociaż napisał, że go nie będzie to wtedy… co wtedy?
I tak bym pewnie na niego czekał. On może i potrafił wytrzymać beze mnie z miesiąc. Ja nie dawałem sobie rady z dwoma dniami. Ale co ja się tutaj będę nad tym rozwodzić.
Wrzuciłem do mikrofali talerz z jego obiadem do szklanki nalewając mu soku jabłkowego. Kiedy jego Świerzy-odgrzany obiad był gotowy zaniosłem mu go do salonu kładąc na stole i wróciłem na kanapę otwierając ponownie czytaną wcześniej przez siebie książkę. Po kilku minutach dołączył do mnie Świerzy i pachnący. Pochylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie w czubek głowy. Poruszyłem się niespokojnie. Byłem na niego zły, a on miał czelność naruszać w takim stanie moją przestrzeń osobistą, chociaż wiedział, że tego nie lubię.
- Dziękuje za obiad.- Powiedział i zabrał się za jego jedzenie. Nic nie odpowiedziałem starając się skupić na czytanej przez siebie książce. Ale nie byłem w stanie. Mój wzrok bezwiednie podążał za nim. Zmarszczyłem czoło gapiąc się na plaster, który sam sobie przykleił do brwi. Powoli zaczęła przesiąkać przez niego krew. Spojrzał na mnie, kiedy wyczuł, że się na niego gapię.- Hmmmm?- Zapytał. Odwróciłem się w drugą stronę gapiąc się w książkę. Usłyszałem jak głośno wypuścił powietrze z płuc i odkłada sztućce na talerz. Po chwili kanapa za moimi plecami ugięła się pod jego ciężarem.- Co znowu?
- Nic.- Odpowiedziałem. Przekręcił mnie na plecy zmuszając w ten sposób abym na niego spojrzał.
- Keiichi nie pierdol tylko mów co się dzieje.- Warknął. Skuliłem się delikatnie. Nienawidzę kiedy jest zły i nienawidzę swoich reakcji na jego złość. Ale co miałem począć na to, że przez kilka lat ten człowiek był moim katem, by później po trzech latach jego starań zacząć z nim chodzić. I żyć
z nim w związku od kolejnych trzech lat. Nie potrafiłem pozbyć się całkowicie strachu przed nim, który jakoś tam tlił się we mnie kiedy on był zły. Starałem się z całych sił. Wychodziło mi to coraz lepiej, ale czasami miałem te gorszę chwilę. I chyba właśnie taka mnie dopadła. Nie chciałem ich, bo wiedziałem, że ranią i jego, ale nie mogłem zapanować nad swoim krnąbrnym ciałem. Pogłaskał mnie delikatnie po ramieniu pokazując mi w ten sposób, że nie zrobi mi krzywdy.
- Jestem zły.- Powiedziałem cicho, chociaż tak do końca nie było to prawdą.
- Zły o to, że nie przyszedłem wcześniej tylko poszedłem z kumplami z pracy na piwo?- Zapytał marszcząc brwi. Nie pasowało mu moje czepianie się. Pokiwałem przecząco głową.- Więc
o co?
- O to, że wyszedłeś z kimś na piwsko i przyszedłeś z obitą mordą.- Warknąłem podciągając się na łokciach w górę. Usiadłem na kanapie i dotknąłem delikatnie plaster zdobiący jego twarz. Złapał mnie za dłoń i pocałował delikatnie w jej wnętrze. Zadrżałem delikatnie. Ten mój Daiichi bardzo różnił się od tego szkolnego kata, przez którego prawie się zabiłem i nie miałem żadnych znajomych w szkole. Pewnie nadal bym go nienawidził i nie pozwoliłbym mu spróbować, gdyby wtedy nie dał mi swojego pamiętnika, w którym wszystko skrupulatnie- z błędami oczywiście- opisywał. Od początku liceum, aż do przedostatniego dnia trzeciej klasy. To pozwoliło mi dać mu jeszcze jedną szansę, której przez ostatnie sześć lat nigdy nie zmarnował.
- To tylko mała ranka, nie musisz sobie nią zaplątać myśli.- Powiedział. Spojrzałem na niego spod byka. Uniósł dłonie w obronnym geście.- No przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, no….- Powiedział błagalnie.
- Skoro to mała ranka to skąd ją zarobiłeś?- Zapytałem. Unikał mojego spojrzenia.- Ok. Będziesz chciał mi powiedzieć to wiesz, gdzie mnie znajdziesz.- Dodałem i próbowałem wstać
z kanapy, ale mi to uniemożliwił owijając swoje dłonie dookoła mojego ciała. Próbowałem się mu wyrwać, ale on mi na to nie pozwolił. Trzymał mnie delikatnie, ale stanowczo. Nie tak jak kiedyś- brutalną siłą. Wiedziałem na co było go stać, dlatego zdawałem sobie z tego sprawę, że gdybym naprawdę chciał uciec to tylko wtedy kiedy on by mi na to pozwolił.
- Pobiłem się z tym wielkoludem ode mnie z warsztatu.
- Z tym gburem?- Zapytałem kiedy oparł brodę na moim ramieniu i chuchnął mi na szyję. Zadrżałem. Skubaniec wiedział jak to na mnie działało.
- Taaa…. Wkurwił mnie to mu jebnąłem. Oddał mi tylko raz….
- Iiii???
- Teraz pewnie chłopaki są już z nim na izbie przyjęć. Z tego co się orientuje będą mu zszywać rękę.- Powiedział obejmując mnie mocniej kiedy chciałem mu się wyrwać.
- Kurwa, Daiichi! Przesadziłeś! Co ci strzeliło do łba, że tak go załatwiłeś?!
- Wkurwił mnie.- Mruknął jak obrażone dziecko. Uderzyłem go mocno w ramię. Chociaż wiem, że to na nim zbytnio wrażenia nie zrobiło.
- Ja też cię wkurwiam, więc i mnie pobijesz i trafię do szpitala?!
- Nie! Zwariowałeś?!
- Więc?!
- On powiedział, że mi ciebie odbierze! Nie pozwolę aby jakiś chuj kładł na tobie swoje obleśne łapy! Jesteś mój i to sobie zakoduj w tej swojej lekarskiej łepetynie!- Krzyknął. Zesztywniałem otwierając szerzej oczy.
- Walnąłeś mu w ryja tylko dlatego, że ten kutas powiedział, że będę jego?- Zapytałem
z niedowierzaniem w głosie. Pokiwał kilka razy głową.
- Tak.
- Kotek, przecież to nie możliwe abym był z kimś poza tobą.- Powiedziałem klepiąc go delikatnie po głowie.- No i pomyślmy. Myślisz, że dałbym się takiemu gburowi. Przecież on w ogóle nie jest przystojny.
- Mi też nie dałeś sobie rady w szkole, a on jest większy ode mnie.- Zauważył inteligentnie. Drgnąłem.
- Kurwa Kotek, ja w przeciwieństwie do ciebie nie podnoszę samochodów gołymi rękoma! Jak niby miałem sobie dać radę z kolesiem, który zmiażdżyłby mi kości jak imadło?! Myślisz, że każdy ma tyle siły, aby…- Urwałem kiedy wpił się zachłannie w moje usta. Naparł na nie swoim językiem domagając się w ten sposób pozwolenia na penetrację. Wypuściłem głośno powietrze przez nos i uchyliłem zapraszająco usta. Zamruczał z zadowolenia i zagłębił się w ich wnętrzu popychając mnie ponownie na kanapę po czym ułożył się wygodnie pomiędzy moimi nogami, które zgiąłem
w kolanach i rozłożyłem tylko dla niego. Położyłem mu dłonie na biodrach dociskając je mocniej do swoich i oddawałem jednocześnie jego zachłanne pocałunki.
Jak ja uwielbiam jego pocałunki. Jego siłę oraz delikatność. Kocham ciągnąć za jego krótkie
–aktualnie- czerwone włosy, kiedy drapał mnie swoim zarostem po szyi. Uwielbiam to jak na mnie patrzy i jak obchodzi się ze mną jak z największym skarbem jaki dał mu los. I on serio myśli, że spojrzałbym na kogoś innego?
Prychnąłem pod nosem. Odsunął się ode mnie zaskoczony.
- Co prychasz?- Zapytał. Zacisnąłem dłonie na jego pośladkach. Wypchnął mocniej biodra
w moim kierunku. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Ty na serio jesteś Boże Ciele, jeżeli myślisz, że zrezygnowałbym z ciebie dla kogo kolwiek.- Powiedziałem ugniatając w dłoniach jego pośladki.
- Sam jesteś głupi.- Warknął i złapał między zęby kawałek skóry na mojej szyi.
- Widzę, że nauczyłeś się obsługi słownika.- Zauważyłem. Zaśmiał się cicho pod nosem.
- To nie takie trudne…
-…widzisz…- Mruknąłem pod nosem przymykając delikatnie oczy. Nie ogolił się dzisiaj dlatego jego kilku dniowy zarost przyjemnie drapał wrażliwą skórę szyi.
-… kładziesz słownik na łóżku, ściągasz z niego ubranie i otwierasz na nowe doznania przeglądając i studiując go bardzo dogłębnie.- Dodał jakbym mu wcale nie przerwał. Otworzyłem szerzej oczy.
- O ty mendo jedna. Złaź ze mnie. Seksu nie będzie! Chcesz to sobie bzyknij kartki papieru,
a nieeeeee….. ah…- Jęknąłem głośno kiedy nakrył moje już w połowie twarde kroczę swoją gorącą ręką. Przez moje ciało przeleciał silny dreszcz.
- Jak to było? Tak…. Przyznam ci rację. Jestem cholernie frenetyczny.- Warknął po czym wrócił do całowania mojej szyi. Zaśmiałem się cicho pod nosem podciągając mu koszulkę do góry.
O tak….
I kto by pomyślał jakieś sześć lat temu, że jednak skończę w związku ze szkolnym katem. Ofiara i kat. Keiichi i Daiichi.
Nie znasz przewrotności losu i nie wiesz kiedy i gdzie los postawi na twojej ścieżce tą jedyną osobę, której do stóp położysz cały świat i bez skrępowania w takich momentach jak teraz będziesz jęczeć i błagać o więcej.
- Kocham cię.- Usłyszałem szept przy swoim uchu. Odpowiedziałem mu tym samym wyznaniem przyciągając go do siebie i całując namiętnie w jego słodkie i kuszące usta.
 *******************************
Zmęczona nie pytam jak wam się podobało, tylko zapraszam na kolejny rozdział za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031;*

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały tekst, czyli są razem, ale co było w tym pytaniu że jednak dał mu szansę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń