niedziela, 13 sierpnia 2017

Ostatnia klasa 5

Powoli zbliżamy się ku końcowi tego opowiadania.
Eh.... trzeba przysiąść na tyłku i coś napisać bo kończą mi się opowiadania (w sumie nie kończą, co mam kilka zaczętych, ale żadne nie skończone) i nie będzie co dodawać;/
Ok. Koniec zanudzania. Zapraszam na czytanie kolejnego rozdziału "Ostatniej Klasy":)
*************************
- Gdzie ty leziesz?- Usłyszałem za sobą zaspany głos Hitoshi. Spojrzałem na nią w odbiciu lusterka, które pomagało mi ubrać zielone soczewki kontaktowe. Jak miałem je ostatnio tak i teraz musiałem je ubrać. Chociaż wątpiłem aby zauważyli różnice w kolorze oczu. Niebieski a zielony. W końcu to idioci.
- Idę do klubu.- Odparłem chłodno mierząc ją wzrokiem. Nie spodziewałem się, że zobaczę ją w dresach, z kokiem na czubku głowy i w okularach.- A ty….?- Pomachałem rękoma w zawiły sposób.
- Wejściówki sprawdzam. Ty idziesz do klubu?- Zapytała. Pokiwałem głową. Spojrzała na mnie jak na pisankę wielkanocną.- Co cię wzięło na taki wypad do klubu i to samemu?
- Musze utrzeć nosa pewnym śmieciom.
- Uh. Takie słowa z ust wielkiego Keiichiego to szok. Spotykasz się dzisiaj z Daiichim
i resztą?- Zapytała. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i spojrzałem w jej kierunku.
- Przecież mówię, że musze utrzeć nosa śmieciom.
- Czekaj, tobie chodzi o….? Co?! Czym ci znowu podpadli. Ostatnio tak fajnie ci się z nimi gadało!
- Nigdy mi się z nimi dobrze nie gadało!
- Mówisz jakbyś ich znał!
- Bo znam!- Zarzuciłem na ramiona ciemną bluzę z kapturem.- Ci idioci chodzą ze mną do klasy od kilku lat, a nawet mnie nie poznali.- Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Jak to chodzą z … tobą… do…. Czekaj! Co? To ty?!- Krzyknęła zaskoczona i zasłoniła usta dłonią mierząc mnie od góry do dołu. Widocznie już o mnie od nich słyszała.
- Taaa…. Ja. Jak chcesz możesz im powiedzieć kim jesteś. W dupie to mam.
- Nie wydam własnego bratanka Daiichiemu.
- Bratanka? Serio jesteś siostrą tego człowieka, czy tylko tak sobie gadasz?
- Jestem. Mamy inne matki. Moja zmarła przy moim porodzie. Matka Yoshimitsu nadal żyje jak dobrze wiesz. I nieźle się trzyma.- Powiedziała drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.- Nie te. Ubierz te z zielonym paskiem po boku.- Dodała kiedy wciągałem na nogi buty. Postanowiłem je zmienić skoro ona tam mi doradziła.- Nie planujesz niczego głupiego, prawda?
- To oni planują coś głupiego i swoje plany mówili przy mnie nie mając pojęcia kim jestem.- Zadrwiłem i sięgnąłem po telefon, który delikatnie zawibrował w mojej kieszeni.

Daiichi<3:
Jesteśmy już w klubie. Gdzie jesteś?

Ja:
Sorry. Troszkę mi zeszło w domu. Niedługo będę.

Daiichi<3:
Wyjść po ciebie?

Ja:
Nie ma takiej potrzeby. Będę u was dosłownie za pół godziny.

Daiichi<3:
Uschnę z tęsknoty za tobą. xD

Ja:
To idź do kibla i napij się wody z pisuaru aby ugasić pragnienie.

Daiichi<3:
Zimny drań.

Ja:
Do usług.

Schowałem telefon do kieszeni. I wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Podrzucić cię?- Zapytała. Pokiwałem przecząco głową.
- Nie trzeba. Ty byś się szykowała jakieś dwie godziny, a ja powiedziałem, że za pół godziny będę.
- Spóźniłeś się?
- Oni przyszli za wcześnie.- Odparłem i zniknąłem za drzwiami mieszkania, które obecnie zajmowałem. Zgaszę chama i wracam do domu. Nie pozwolę, aby ktoś tak zacofany jak on zakładał się z innymi zacofanymi w rozwoju osobnikami gatunku (niestety) ludzkiego o moją dupę. Jak chce to ja mogę przeorać jego, ale wtedy będzie biedny.
Trzy lata czekania i w końcu mogę mu pokazać co o nim myślę.
Sprawie, że pożałuję tego iż wczoraj podszedł do loży w której siedziałem i ze mną gadał. To będzie najgorszy dzień w jego życiu.

**
Znalezienie ich w tym ciasnym i głośnym lokalu nie było wcale takie trudne. Siedzieli tam gdzie wczoraj i zachowywali się nad wyraz bardzo…. Krzykliwie.
Tak, to bardzo dobre określenie. Krzykliwie, głośno…. Nawet nie wiedziałem czy chciałem do nich podchodzić. Jakoś straciłem ochotę na konfrontacje z kimś takim jak oni. W końcu mogłem się czymś od nich zarazić. Cofnąć się w rozwoju. Wszak debilizm może być zaraźliwy. Muszę to sprawdzić. A jak się okaże, że ktoś wynalazł lek na tą chorobę, a oni o tym nie wiedzą i biedacy cierpią w nieświadomości, że jednak jest dla nich ratunek.
Spojrzałem w ich kierunku jeszcze raz.
Tiaaaaa….
Jasne.
Ratunek.
Dla nich.
A w życiu!
Pokręciłem przecząco głową kiedy dojrzałem jak Daiichi wypluwa całą zawartość swoich ust na Ukyu. Ciekawy sposób komunikacji, nie ma co. Ciekawe gdzie tego uczą, bo u nas w szkole to na pewno nie.
- Przepraszam za spóźnienie.- Powiedziałem podchodząc do stolika. Nawet nie zauważyli mojego przyjścia. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na brzegu jednego z foteli przyglądając im się uważnie ciekawy kiedy w końcu zobaczą moje przybycie.
- Ten koleś z klasy niżej. No wiecie ten oblech co mu zawsze zielone gile z nosa wystają, wiecie który nie?- Kochiyo przerwała na chwilę i spojrzała na nich aby się upewnić czy wiedzą o kogo jej chodzi. Ja wiedziałem. Chłopak bardzo inteligentny i z dobrego domu. Gdyby nie te zielone gluty byłby nawet urodziwy.
- No wiemy o którego paszteta ci chodzi. Więc….
- No na przerwie podchodzę do niego jak się opychał hot-dogiem. Myślę sobie, że mu trochę pojadę czy coś w tym rodzaju. No i tak sobie staje koło niego i zalotnym głosem mówię „jak ty seksownie wsuwasz tą paróweczkę do swojego gardełeczka…. mmmm…. jest taka długa i mięsista, ach.”- Powiedziała i rozejrzała się po swoich znajomych. Starałem się nie zaśmiać. W końcu ktoś jej dał urodę za inteligencje.- Ale wiecie co, nie mam pojęcia czemu się speszył, dziwny jakiś….- Dodała. Pokręciłem przecząco głową. Dziwni to jesteście wy, a nie on.
- Mmmmm. Yoshihisa pomóż mi.- Powiedziała Sue kompletnie mając gdzieś pełną zwrotów akcji historię swojej bliźniaczki grzebiąc w telefonie pod stołem. Chłopak mruknął tylko biorąc łyk piwa.
- Hmmmm?
- Ty dobrze po angielsku nawijasz to mi będziesz tłumaczył.- Powiedziała wyciągając delikatnie koniuszek języka pomiędzy lekko uchylone wargi. Oparłem głowę na dłoni i przyglądałem im się z zaciekawieniem.
- Ale że po co?
- Piszę z pewnym kolesiem z Anglii, a wiesz, że angielskiego nie potrafię.- Powiedziała nadymając obrażona policzki. Moja mina mówiła chyba to samo co jego. Że ona poprawnie japońskiego nie potrafi, a bierze się za angielski.
- No to dawaj.
- „Ja nie znam dobrze angielskiego dlatego tak dziwnie pisze.”- Powiedziała i spojrzała na niego wyczekując jego odpowiedzi. Ten uśmiechnął się delikatnie. Drgnąłem. Znałem ten rodzaj uśmiechu na jego twarzy. Ciekawe co on znowu wymyślił.
- Napisz mu „I don’t know English good but my wet pussy Whiting for u”- Powiedział mrużąc delikatnie oczy. Zacisnąłem delikatnie zęby na wargach aby się nie zaśmiać. No przecież nie wypada w takim momencie. A poza tym chce wiedzieć kiedy się kapną, że już tutaj jestem. Chwila ciszy
i skupienia na pisaniu wiadomości i po chwili przyszła odpowiedź.
- A co to znaczy „Tell me about yourself”?
- No chce żebyś mu napisała coś o sobie.- Powiedział. Ich rozmowie przysłuchiwało się coraz więcej osób będących przy stoliku. Ciekawe na jakim poziomie był ich angielski.- Mów co chcesz mieć przetłumaczone to ci wyjaśnię.
- Ciemny brąz. Że włosy się rozumie.
- „I;m dumb Brown”
- „dumb’ to ciemny?
- Oj tak… uwierz mi… naprawdę.- Powiedział i upił łyk piwa. Spojrzał w moją stronę. Drgnąłem, ale on nic nie zrobił. Mrugnął tylko delikatnie okiem i ponownie spojrzał w jej kierunku. Widocznie zabawa z nią była ciekawsza.
- Jestem wysoka, szczupła i mam zielone oczka.- Powiedziała. Gdzie ona jest wysoka jak to kurdupel mały jest?!
- „I’m Short and thiny and I have two eyes”.
- A jak mam mu powiedzieć aby coś po Japońsku spróbował napisać?- Zapytała oburzona. Się trzeba było uczyć a nie latać po klubach to by się wiedziało takie proste rzeczy.
- „Tell me something nasty boy”.- Powiedział Yoshihisa i upił do końca swoje piwo. Dlaczego on się musi zadawać z tymi debilami? Nie mogłem tego pojąć. Chociaż i tak nawet jakby się z nimi nie zadawał nie zagadałbym do niego w szkole. W końcu jestem żałosnym śmieciem gorszym nawet od nerda, albo kolesia z zielonymi glutami wystającymi mu z nosa.
- Co to znaczy oral?- Zapytała jak skończona idiotka. Wszyscy przy stoliku spojrzeli na nią jakby widzieli ją pierwszy raz w życiu.
- Oral? Hmmmm…. Chyba chce żebyś go pocałowała.
- Tak po japońsku?
- Nie po francusku.- Odparł uśmiechając się pod nosem. Jego znajomi w końcu zaczęli się łapać na tym, że on normalnie w świecie robi sobie z niej jaja. Widocznie nikt nie zna tutaj angielskiego.
- Czyli jak? Z języczkiem?
- Można i z języczkiem.- Pokazał jej język. Odwdzięczyła mu się tym samym.
- A co to znaczy „I wanna stick my cock into U”?
- Koleś mówi, że lubi konie.- Powiedział czerwony na twarzy chłopak. Sam długo nie wytrzyma pewnie.
- Oooooo…. To super! Jak napisać, że też bardzo je lubię?
- „Yes stick your cock inside my pussy”
- „Cock” to konik?- Zapytała. Ten uśmiechnął się wrednie pod nosem i przeciągnął się rozluźniony.
- Nooo….
- Good God thank you that I know English.- Powiedziałem na tyle głośno aby wszyscy mnie słyszeli. Yoshihisa zaśmiał się głośno i wstał ze swojego miejsca.
- Let’s say it’s going to be our sweet secret.- Powiedział i poklepał mnie delikatnie po ramieniu. Kiwnąłem mu głową, że się z tym w pełni zgadzam. Jakoś nie miałem ochoty im teraz wszystkiego tłumaczyć.
- O! Iichi! Kiedy przyszedłeś?- Daiichi od razu przysiadł się do mnie. Spojrzałem na niego.
- Kiedy naplułeś mu na twarz.- Powiedziałem pokazując palcem na tego, którego twarz w dość efektowny sposób została obmyta.
- To dlaczego się nie przywitałeś.
- Witałem się. Nawet doszedłem do wniosku, że zasłużyliście na moje przeprosiny za to, że się spóźniłem, ale wy mieliście to głęboko gdzieś, więc nawet nie nalegałem. Usiadłem sobie i się gapiłem.
- Na co?- Zapytał i podał mi butelkę z piwem. Skrzywiłem się przyjmując od niego owy trunek.
- Co ty masz z angola?- Wypaliłem. Skrzywił się.
- Musisz mówić o szkole?- Zapytał. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem jak jej nie cierpi.
- Nie mówię o szkole tylko o angielskim.
- Nie znam go. Nie lubię.
- A oni?- Zapytałem cicho. Daiichi pokiwał przecząco głową. Tak myślałem. Byłbym
w pozytywnym szoku gdyby ktoś z nich jeszcze znał angielski.
- We have to talk.- Usłyszałem przy swoim drugim uchu. Skrzywiłem się i spojrzałem w tamtą stronę. Yoshihisa.
- What do you want to talk about?- Zapytałem odstawiając nie ruszoną butelkę piwa.
-  About you Heard today In the hallway at school.- Odpowiedział. Spojrzałem na niego
w zwolnionym tempie.
- Apparently you are not as stupid as your friends.- Powiedziałem chłodno wstające ze swojego miejsca.
- Gdzie już uciekasz?- Zapytał Daiichi, który postanowił nie mieszać się do naszej rozmowy, której i tak by nie zrozumiał.
- Pójdę pomóc twojemu koledze przynieść jeszcze piwo do stolika.- Odpowiedziałem uśmiechając się do niego delikatnie a w myślach mordowałem go na tysiąc sposobów.
- Ale wrócisz?
- …- Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę baru. Przystanąłem tam i spojrzałem na idącego za mną Yoshihise.- Czego?
- W szkole taki wyszczekany nie jesteś?
- Bo chce mieć spokój.
- A nie masz go?
- O co ci chodzi?- Zapytałem. Przybliżył się do mnie.
- Co masz zamiar zrobić z tym co usłyszałeś na korytarzu?
- Myślisz, że ci powiem?
- Chyba coś mi się należy ze to, że poruszyłem ten temat specjalnie przy tobie abyś wiedział co się święci.- Powiedział. Spojrzałem na niego i wypuściłem głośno powietrze przez nos.
- Lepiej żebyś nie wiedział. Tyle ci powiem.
- Coś mocnego?
- Mocniejszego niż twoja pomoc w angielskim.
- Wiesz co się stanie jak Daiichi…
- Co ja?- Usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się gwałtownie za siebie i spojrzałem w jego kierunku. Przyglądał nam się uważnie. Nie uśmiechał się. – Co??
- Chciałem wiedzieć….
- Co?
- Cokolwiek.- Wzruszyłem ramionami.
- Co cokolwiek?
- Cokolwiek o tobie. Ale doszedłem do wniosku, że ty jesteś zbyt infantylny aby mi odpowiedzieć szczerze i obligatoryjnie zmienisz temat, więc postanowiłem zapytać twojego pretorianina, bo z nim chociaż można polemizować, a nie jak z resztą helotów. Ale widzę, że jesteś bardzo frenetyczny i nie mogłeś się doczekać aż wrócimy i wyłazęgowałeś za nami z tej loży. – Powiedziałem patrząc na niego chłodno. Yoshihisa zaśmiał się cicho pod nosem. Daiichi zmarszczył czoło. Nie podobało mu się to co się właśnie działo.
- Co ty do mnie mówisz?
- Boże ciele.- Jęknąłem cicho pod nosem.- Jesteś nadszarpnięty zębem czasu, prawda?
- W ogóle nie rozumiem co ty do mnie mówisz.- Warknął. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Wybacz. Chodziło mi o to, że chciałem się czegoś dowiedzieć, a on wydawał mi się najbardziej adekwatną osobą, do zadawania pytań ponieważ jest najtrzeźwiejszy. Nie chciałem nikogo urazić.- Skłamałem płynnie. Daiichi przyglądał mi się przez chwilę po czym uśmiechnął się szeroko.
- A co takiego chciałeś wiedzieć?- Zapytał szturchając mnie w ramię. Uśmiechnąłem się delikatnie i opuściłem twarz w dół.
- Tajemnica zawodowa.- Mruknąłem pod nosem i spojrzałem na niego kątem oka. Przystanąłem zaskoczony gapiąc się na coś nad jego ramieniem.- Wybacz.- Powiedziałem i wymijając go ruszyłem w stronę jednego z mniejszych stolików zajmowanego przez dwóch mężczyzn. Przystanąłem z jego prawej strony przerywając im ich rozmowę. Obaj spojrzeli na mnie nie rozumiejąc o co chodzi.
- Sorry młody, ale w trójkąty się nie bawimy. Chcesz to poszukaj kogoś innego. Ja i mój partner….- Jeden z mężczyzn wciągnął głośno powietrze przez nos, kiedy wylałem mu piwo na głowę.- CO TY GÓWNIARZU ODWALASZ?!
- Kochanie uspokój się, przecież to tylko…
- Kotek nie mieszaj się.- Przerwał mu stanowczo ewidentnie starszy mężczyzna.- A ty gówniarzu…- Wylałem na niego kolejne piwo i spojrzałem na młodszego z mężczyzn.
- To dlatego jest pan zmęczony i nie wyrabia się pan ze sprawdzaniem prac klasowych, co panie Masashima?- Zapytałem swojego nauczyciela od historii. Ten spojrzał na mnie gwałtownie
i pobladł jak prześcieradło.
- Znasz tego gówniarza?- Zagrzmiał drugi z mężczyzn. Zagotowało się we mnie. Wkurwiał mnie ten koleś.
- To chyba jakaś…. Co ty robisz?- Pisnął zaskoczony kiedy wysypałem starszemu mężczyźnie  na głowę chipsy o smaku paprykowym, które znajdowały się w srebrnej paczce.
- Ty zajebany skurwysynu….!- Wrzasnął starszy mężczyzna. Obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem.
- Ciekawy remont, nie ma co.- Warknąłem na niego. Zmarszczył czoło.- A skoro jestem skurwysynem to kurwą była matka czy może ty, tato?! He?! Kto był tą kurwą, dzięki której taki zajebany skurwysyn wylazł na ten świat?!- Wydarłem się na niego popychając go na krzesło. Spojrzał na mnie przerażonym spojrzeniem.
- Keiichi?- Zapytał piskliwym głosem.
- Tato?- Dodał mój nauczyciel od historii.
- Spierdalajcie.- Warknąłem tylko i odwracając się na pięcie ruszyłem w stronę wyjścia z tego lokalu. Nie wrócę tutaj. Tego byłem pewien. Oraz tego, że już nigdy nie wrócę do miejsca, które kiedyś mogłem nazywać swoim domem.


 ******************************************
No i to tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że wam się spodobało (o ile w ogóle ktoś to czyta;/)
Zapraszam na kolejny rozdział za tydzień:)
Pozdrawiam Gizi03031;*









1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, o tak mam nadzieję, że uda im się utrzeć nosa, choć przeczuwam że nie będzie tak kolorowo, Hitori nie wiedziała o tym, czyli Yoshihise wie kim jest, dlatego poruszył tamtą rozmowę orzy nim, zastanawiam się czy Daishi słyszał tamtą rozmowę jak i to czy ten nauczyciel poznał z kim ma do czynienia, a jeśli tak to by oznaczało, że ojciec go nie poznał i wyjaśniało remont...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń