Sama nie wiem co o nim myśleć...
*****************************
Przeciągnąłem
się mocno patrząc w gwieździste niebo. Teraz przypadła moja kolej warty.
Pierwsza warta w życiu jaka mi dano prawie rok po tym jak opuściliśmy
pozostałości Muru 17 i od kiedy wędrujemy po świecie ukrywając się przed
pozostałą trójką żywych kapłanów. Thea Biała Gwiazda Lefkoteri z Muru 16, Agappe
Żywy Duch Enazonma z muru 9 oraz Youyou Tańczące Życie Chorefzoi z Białej
Świątyni. Polowało na mnie trzech bardzo specyficznych kapłanów i dość
upartych. Przy nich moja moc Drugiego Wcielenia wcale nie działała. Nie mogłem
się przed nimi bronić w tej formie, a jako człowieka nie chcieli mnie wysłuchać
nie wierząc w moje zapewnienia, że to nie ja zabiłem innych Kapłanów. Blokowali
swoje umysły nosząc na głowie Smocze Klejnoty. Przez to nie mogłem przekazać im
swoich wspomnień oraz myśli.
Dla
nich byłem zdrajcą numerem jeden i nie mogli mi zaufać. Musieli się mnie
pozbyć, aby żaden inny mur nie ucierpiał tak jak biedacy z Czarnego Muru!
Pal
licho, że to właśnie ci biedacy wybili prawie wszystkich Kapłanów, ale
oczywiście wina spadła na mnie.
A
ukrywanie się przed nimi nie zawsze było łatwe i przyjemne. Czasami
zastanawiałem się czy nie lepiej byłoby się po prostu oddać w ich łapy i mieć
święty spokój. Ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu po tym jak niby
przypadkiem o tym napomknąłem przy jednym z posiłków i Tyree rozwalił mi czoło
metalową miską, z której właśnie jadł. Serio. Zamachnął się miską pełną gorącej
zupy i trafił mnie nią centralnie w czoło. Nie dość, że mnie poparzył, to przez
niego na samym środku czoła mam bliznę w kształcie kopniętej litery „V”. Agresywny gówniarz. Pilnował mnie na każdym
kroku. Czasami miałem go na serio dosyć. Więc zacząłem mu dogryzać. „Właśnie idę się umyć, czy mogę się oddalić
sam, czy jednak masz zamiar mi towarzyszyć” albo „Muszę na stronę, ale nie wiem czy mogę iść sam więc chodź ze mną
będziesz miał na mnie oko, kiedy stawiam klocka w pobliskich krzakach” bądź
„swędzą mnie jajka, ale nie mam odwagi
cywilnej się po nich podrapać więc może zrobisz to za mnie, tylko proszę bądź delikatny,
bo ja się wstydzę”. Nabijałem się z niego, a ten za każdym razem strzelał
buraka nie wiedząc, jak ma mi na to odpowiedzieć. W końcu Ivar się nad nim
zlitował i powiedział mu co ja tak naprawdę robię. Tyree obraził się na mnie na
kilka dni, ale nadal nie odstępował mnie na krok. I uwierzcie mi bądź nie… obserwował
mnie, kiedy się kąpałem, był przy mnie w krzakach, kiedy poszedłem na stronę.
I
uwaga!!!
Tak!
Nawet
próbował mnie podrapać po jajkach, kiedy sam chciałem to zrobić.
Strzeliłem
go za to po łapach wydając dźwięk pełnego oburzenia. Ten się tylko zaśmiał i pokazał
mi język po czym dodał, że sam zacząłem i mam przestać jęczeć. Ten dzieciak
stanowczo za dużo spędzał czasu ze swoim starszym bratem, bo tak jak on
chwilami zmieniał się w głupiego chuja i nic nie mogłem na to poradzić. A
miałem nadzieje, że przy mnie na pewno wyjdzie na ludzi.
Ta….
Enakru…. Masz rację. Pokazanie dzieciakowi tego jak wybijasz wszystkich
mieszkańców jego Muru to dobra metoda wychowawcza. Ja się w ogóle dziwiłem, że
oni nadal ze mną są i mnie pilnują. Oczywiście pilnują, bo o towarzyszeniu mi w
mojej podróży nie było mowy. Tego nie rób, tam nie idź, zostaw to!!
Czasami
żałowałem, że jednak ich nie zabiłem tam w tym czarnym zakamarku, ale tak tylko
czasami. Rzadko, ale czasami się zdarzało, a wtedy pozwoliłem wypłynąć
uśmiechowi psychopaty na moją twarz, kiedy na nich zerkałem i wiedziałem, że
oni wiedzą o czym w danym momencie myślę, ale nic sobie z tego nie robiłem.
Jeżeli w takim momencie zmądrzeją i spuszą mnie trochę ze smyczy będę tak
robiła za każdym razem.
Tak
mi kiedyś przyszło na myśl, ciekawe jakby zareagowali, kiedy bym przy nich
zamerdał swoim ogonem (mogłem go samego wypuszczać, kiedy chciałem- tak jak resztę
ciała mojej drugiej formy) i zaszczekałbym jak pies. Czy powiedzieli by, że
jestem dobry pies czy przywiązali mnie gdzieś do drzewa w lesie i porzucili
uważając mnie za jakiegoś świra. Nie wiedziałem, jak zareagują, ale coraz
bardziej mnie to pytanie nurtowało i coraz bardziej chciałem poznać na nie
odpowiedź.
Spojrzałem
na gwieździste niebo. Dzisiaj było bezchmurne. Na niebie świecił księżyc w
pełni. Uwielbiałem ten moment. Jak jego wielka twarz ukazywała nam się w całej
swojej pięknej okazałości. Chciałbym kiedyś zamieszkać na księżycu.
Prychnąłem
cicho pod nosem i uniosłem się na klęczkach, aby dołożyć trochę drwa do ognia.
Ogień odstraszał dzikie zwierzęta (ja też, ale pozostali nawet nie chcieli o
tym wiedzieć), ale przyciągał rozbójników. Moi towarzysze mogli spać spokojnie,
tylko ja musiałem pilnować ich bezpieczeństwa. Komuś takiemu jak mi powierzono
swoje życie i bezpieczeństwo. Znowu prychnąłem cicho pod nosem oraz pokręciłem
przecząco głową.
Co prychasz i nie
dajesz porządnym ludziom spać??
Usłyszałem
dobrze znany mi głos w głowie. Skrzywiłem się delikatnie dorzucając do ogniska.
Odwróciłem się w stronę leżącej nieopodal postaci i pokazałem mu język.
Odciąć ci ten jęzor?
I jeżeli pokażesz mi tego palca o którym teraz pomyślałeś, to ci go urwę i
wsadzę ci go do dupy!
Westchnąłem.
Jak to się stało, że ten pokręcony człowiek słyszał moje myśli a ja jego??
Okazało się, że kiedyś tak, ale to na serio bardzo dawno kiedyś tam na Murze 17
urodziły się w tym samym czasie dwie osoby o znakach obwieszczających narodziny
Kapłana. Stary Czarny Kapłan, który dożył do stu drugich urodzin postanowił
zrobić na złość Białej Świątyni. Jedno dziecko wysłał jako kandydata na
Kapłana, drugie uczynił niewolnikiem całą jego moc pieczętując tatuażem łzy. Tatuaż
ten pojawiał się pod okiem potomków tego niewolnika przekazując mu jednocześnie
jakąś moc pierwszego z bliźniąt. Dowiedziałem się, że to był jakiś
praprapraprapraprapraprapradziadek Ivara oraz jego brata. Ivar zyskał zdolność
słyszenia i przekazywania myśli. Ale tylko tych aktualnych. A Tyree…. Cóż….
Empatia to jego moc. Biedny dzieciak. Już mu współczułem przy tak narwanych
bracie.
-
Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja nadal cię słyszę. - Powiedział kładąc się
bliżej mnie i opierając głowę na dłoniach. Spojrzał na mnie, kiedy się nie
odezwałem. Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
-
A ja ci powiedziałem, że masz tego nie robić, bo wielu moich myśli wolałbyś nie
znać. - Warknąłem do niego jak do upartego dzieciaka. Syknął, kiedy odbił się
od mojej mentalnej przeszkody. Od samego początku próbował sforsować moje myśli
próbując odgadnąć co się wtedy stało na murze i dlaczego do tego doszło. Moje
słowa „Zdradzili i chcieli dopuścić się
zbrodni niewybaczalnej nikomu po raz któryś z kolei. Musiałem ich ukarać i
powstrzymać od ciągłego popełniania tego samego błędu” najwyraźniej mu nie
pasowały i chciał wiedzieć, DLACZEGO to zrobiłem, a ja nie mogłem się przemóc i
powiedzieć mu prawdy. Bo jakbym mógł mu powiedzieć, dlaczego ich wszystkich
zabiłem. A jeżeli się okaże, że umie bardzo dobrze ukrywać swoje myśli i on
również….
-
Jebne cię, jeżeli dokończysz to zdanie nawet w myślach. - Warknął na mnie
łapiąc mnie mocniej za przegub dłoni. Skrzywiłem się. To również usłyszał, a
nie chciałem, aby znali moje obawy. Nie rozumiał, że ja się najnormalniej w
świecie bałem, że nawet oni mnie porzucą i zdradzą?! Wtedy już kompletnie będę
sam!
-
To nie słuchaj co mam w głowie i daj mi trochę prywatności.
-
To nie krzycz w swojej głowię. Ja cię słyszę nawet jak śpisz i śnią ci się te
wszystkie rzeczy i sytuacje. - Powiedział oburzony i zabrał rękę. Nie
pomyślałem o tym co myślę, o tym, że zabrał swoją dłoń. Jeszcze by to usłyszał.
Kolejną rzeczą, którą próbował wyczytać z moich myśli były trzy sposoby na
zabicie mnie. Nie zdradziłem tego nikomu i nie zdradzę. Powiem mu, że zabić
mnie może wypowiedziany rozkaz przy użyciu moich trzech imion albo, że osoba, którą
kocham i która pokocha mnie może mnie zabić oraz że inny Kapłan może mnie zabić
w swojej Drugiej Formie używając do tego broni zamoczonej w krwi osoby, która
kocham. To jest niedorzeczne. Zaraz by chciał wiedzieć kogo kocham i jak mam na
imię. W sensie moje pełne imię. Wypuściłem głośno powietrze z płuc, kiedy przybliżył
się do mnie delikatnie. Zerknąłem na niego ciekawy co takiego robi. Spał. W
najlepsze sobie zasnął w środku naszej rozmowy. Nie dziwiłem mu się. Od trzech
dni to on pełnił wartę. Więc teraz moja kolej. Jeszcze dwie godziny i zmieni
mnie Marui na cztery godziny po czym ruszamy dalej.
Odwróciłem
się gwałtownie w bok. Usłyszałem z tamtej strony jakiś szelest. To na pewno nie
było żadne zwierzę. Ona bały się ognia. A jeżeli to nie zwierzę to….
Spojrzałem
na świat oczami mojego drugiego ja, wiedząc, że jeżeli to ktoś obcy, kto nigdy
wcześniej tego nie widział, to się przerazi i zacznie krzyczeć w niebogłosy,
ale jeżeli jakimś cudem ten człowiek, który ukrywał się za drzewami miał okazję
zobaczyć innego kapłana i jego oczy nie wyda z siebie żadnego dźwięku. Przekrzywiłem
głowę w bok. Znasz to uczucie, kiedy czujesz się jak osaczone zwierzę w klatce?
Ja poznałem je przez ostatni rok i znowu mnie ono nawiedziło. Pochyliłem się
delikatnie do przodu oddychając coraz ciężej.
Moje
Drugie Ja chciało wyjść na zewnątrz.
-
Enakru… spokój…- Powiedział Ivar mówiąc do mnie jak do psa. Najeżyłem się cały
chcąc mu się sprzeciwić. Kim on jest, aby tak do mnie mówić?!- Po prostu się
uspokój i przestań ujadać w swojej głowie. Chcesz to mogę zacząć cię traktować
jak psa. - Odparł. Fuknąłem na niego zamykając w sobie swoje drugie ja. Ivar
usiadł i spojrzał w tym samym kierunku co ja. Za nim w ślad poszły inne osoby.
Nie spali. Czekali. Obserwowali...
Czekaj!
Czy
oni czasami, aby nie specjalnie pozwolili mi stanąć na warcie, abym był… Nie
zabierając oczu z drzewa, w które się wgapiałem strzeliłem Ivara otwartą ręką w
potylice. Chłopak skrzywił się i spojrzał na mnie oburzony. - Co ty znowu odwala…-
Urwał, kiedy pewnie usłyszał, jak ich wyzywam na czym świat stoi i kazałem mu
się pierdolić swoim własnym mieczem i w ogóle miałem ochotę ich wszystkich roznieść.
- Później o tym pogadamy. - Powiedział tylko na moje myśli. Prychnąłem i znowu
strzeliłem go w tył głowy, kiedy na mnie nie patrzył. Warknął cicho pod nosem i
złapał mnie za dłoń, kiedy znowu chciałem powtórzyć tą czynność.
-
O czym??- Zapytał Tyree materializując się koło mnie. Prychnąłem i odsunąłem
się od nich na tyle na ile mi na to pozwolili. - A mu co znowu??
-
Nasza księżniczka dowiedziała się o naszym planie.
-
Szybki jest. - Zauważył Marui. Zmierzyłem go chłodnym spojrzeniem nie robiąc
sobie już nic z osoby, która nie wylazła jeszcze zza drzew.
-
Gap się na drzewo a nie na niego. - Przypomniała mi Kanra. Pokazałem jej język
i odwróciłem się do niej tyłem. Ivar właśnie wstał z ziemi i zrobił krok w
stronę drzew. Ktoś pisnął cicho. Zmarszczyłem czoło.
-
Thea zwariowałaś na stare lata. - Powiedziałem cicho wiedząc, że moja była
przyjaciółka bardzo dobrze mnie usłyszy. -Wysyłać do mnie jednego ze swoich
duszków?? Przecież wiesz, że się z nim rozprawię prędzej niż ty mnie tutaj
znajdziesz.
-
Pii-pi-piiiip-piiiiii-iiiii-pi- Zapiszczało coś między drzewami. Prychnąłem.
Wiedziałem, że jej chowańce są bardzo nieśmiałe i nie wyjdą na widok, tylko
dlatego, że znajdował się tutaj ktoś obcy.
-
Zależy po co cię tutaj przysłała. Jeżeli po to, abyś jej powiedział, gdzie
jestem, aby ta później mogła mnie zabić we śnie, to wtedy ja zabiję ciebie nim
ruszysz się z tego drzewa.
-
Pa-piii-ipi---pip----ipip-piiiipi-qapipo. - Zmarszczyłem czoło. Tego się nie
spodziewałem. Nawet nie zdziwiło mnie to, że pozostali nie zdziwili się tym, że
gadam z jakimś piskliwym osobnikiem i go rozumiem. Ostatnio powiedzieli mi, że
nie zdziwi już ich kompletnie nic po tym jak przy nich zacząłem rozmawiać z
najprawdziwszym niedźwiedziem, który chciał zaatakować nasz obóz, ale odwiodłem
go od tego pomysłu i sobie poszedł.
-
Przywołała cię przez sen. Co przez to rozumiesz? I o co chodzi z tym ostatnim?
-
Co? - Zapytał Tyree. Pokazałem mu ręką, że później mu odpowiem na to pytania.
-
Papai-ipao-qauai-opqoia-iipqwooa-qjapqoappio.- Wypuściłem głośno powietrze i
potarłem zaskoczony kark. Tego się nie spodziewałem. Wiedziałem, że jej
chowańcy zrodzeni w nocy pokażą jej prawdziwa duszę i myśli i nawet jej rozkaz
za dnia nie zmieni tego, dlaczego się zrodziły. Dajmy na przydał teraz. Bardzo
zabawny przykład. Aż chciało mi się śmiać.
-
Wyjdź i pokaż nam się. - Powiedziałem. Po chwili na moim ramieniu siedział
wielkich rozmiarów ptak, którego okalały czarno zielone płomienie. Thea nigdy
nie miała dwóch takich samych chowańców więc tego widziałem po raz pierwszy. Czerwony
ptak podobny do orła, którego okalały czarno zielone płomienie spojrzał na mnie
dokładnie swoimi złoto- szarymi oczyma.
-
Co to kurwa jest?!- Zapytał oburzony Ivar cofając się o krok.
-
To jeden z wielu chowańców Thea. Ale ten jest wyjątkowy. - Powiedziałem i
zaśmiałem się cicho na samą myśl o tym co sobie pomyśli sama Thea, kiedy go
zobaczy.
-
Wyjątkowy? To bydle?
-
Ivar nie obrażaj go. On powstał z jej snu, czyli z tego czego pragnie jej
dusza. W tym przypadku mojego szczęścia i bezpieczeństwa. Phi. - Zaśmiałem się
i pogłaskałem stworzenie po grzbiecie. - Ale jej umysł chce zemsty. Chce mnie
zabić. I nawet jeżeli wyda temu konkretnemu chowańcowi rozkaz, że ma mnie zabić
ten tego nie zrobi. Powstał do ochrony mojego bezpieczeństwa, więc musi
wykonywać moje prośby i polecenia a nie swojej prawowitej pani.
-
HE?!- Grupowy szok rozbawił mnie jeszcze bardziej niż świadomość tego co moja
przyjaciółka uczyniła przez przypadek i podczas snu. Dałbym wszystko, aby
zobaczyć jej minę, kiedy w końcu się zorientuję co takiego uczyniła.
I
to ja jestem narwany i w gorącej wodzie kąpany? To ciekawe co można powiedzieć
o niej???
**
Drgnąłem.
Znowu mnie ktoś obserwował. Wiedziałem, że tym razem w obozowisku zostałem ja i
Ivar. Reszta udała się do pobliskiej wioski zrobić jakieś zakupy. Ja nie mogłem
chodzić do takich miejsc, ponieważ wszędzie rozwieszono moje listy gończe i
gdzie bym się nie zjawił każdy chciał mnie schwytać i przekazać ostatnim Trzem Kapłanom.
Mnie już nawet za niego nie brano, mimo że nadal nim Byłem. Oni byli Jasnymi
Kapłanami a ja Czarnym Zdrajcą. Odwróciłem się zerkając w stronę zmierzającego
do mnie Ivara. Szedł jakoś dziwnie jakby mu się coś stało. Przyglądałem mu się
przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami, a kiedy poszedł do mnie zmierzyłem go
dokładnie od stóp do głów.
-
Co się gapisz? - Warknął. Był zły. Nie chciał abym się gapił. Nie chciał abym
coś zobaczył. Coś mu się stało. Przeleciałem pospiesznie po jego ciele. Drgnąłem,
kiedy zauważyłem coś czerwonego w jego prawej ręce.
-
Ivar. Dłoń. -Powiedziałem wyciągając w jego kierunku swoją prawą rękę. Odtrącił
ją i odwrócił się do mnie tyłem. Zabolało. Mimo tylu lat jego zachowanie i
odrzucanie mnie nawet nieświadome z jego strony sprawiało mi ból. I to z każdym
dniem silniejszy, a nie łagodniejszy jakby się mogło każdemu wydawać. Przełknąłem
z trudem gule w gardle i spojrzałem na jego plecy, kiedy szukał czegoś w swoim
plecaku. Zagryzłem mocno swoją dolną wargę i kopnąłem go mocno pod kolanami.
Upadł na nie i odwracając się gwałtownie w moją stronę upuścił plecak, który
trzymał. Spojrzał na mnie wkurwiony i poderwał się gwałtownie do góry. Znowu
podciąłem mu nogi starając się unikać jego dłoni. Jako niższy od niego
wiedziałem, że musze atakować nisko, jeżeli spróbuje zaatakować wyższe partie
jego ciała to mnie złapie i już będzie po mnie.
-
Enakru, do kurwy nędzy! - Warknął, kiedy znowu wylądował tyłkiem na twardej
ziemi. Zrobił szybki ruch. Nawet nie zdążyłem zareagować, kiedy wsunął ręce między
moje łydki i rozsuwając je gwałtownie oraz szarpiąc w dół sprawił, że upadłem
na niego siadając na nim okrakiem. Przytrzymał moje dłonie koło swojej twarzy
nie pozwalając mi się od siebie odsunąć. Spojrzałem na jego rękę, którą ściskał
moją dłoń. Owiniętą miał ją kawałkiem jakiegoś materiału. Podejrzewam, że z
jego płaszcza. Kiedy zorientował się na co się gapię próbował zabrać rękę. Nie
pozwoliłem mu na to trzymając ją delikatnie, ale stanowczo. - Przestań robić
taką minę. Przecież nic się nie stało.
-
Kłamiesz. S-Stało. - Powiedziałem łamiącym się głosem. Usiadł delikatnie nadal pozwalając
mi siedzieć na sobie okrakiem i starł z moich policzków łzy.
-
Znowu wyjesz bekso mała?
-
Tak! Znowu! I nie mów na mnie…- Urwałem, kiedy złapał mnie brutalnie za kark i
przyciągnął do swojej twarzy wpijając się w moje usta. Jęknąłem zaskoczony.
Ivar całował mnie zachłannie nie pozwalając mi się nawet odsunąć na milimetr.
Trzymał mnie stanowczo przewiercając się przez moje wargi językiem. Wciągnąłem głośno
powietrze przez nos, kiedy poczułem jego śliski organ na moim. Zawinął się dookoła
niego i wciągnął go do swoich ust ssąc go zawzięcie. Z mojego gardła znowu
wydobył się głośny jęk. Oderwał się na chwilę od moich warg i zbliżył usta do
mojego lewego ucha.
-
Pamiętasz co ci powiedziałem w dzień twoich dziewiętnastych urodzin u ciebie w
domu po tym jak cię przelizałem w każdy możliwy sposób? - Zapytał. Zadrżałem na
wspomnienie tamtego wieczora. Z całej siły próbowałem o nim zapomnieć, aby mnie
nie rozpraszał i nie dawał żadnych nadziei. Przecież wtedy to było wtedy,
wszystko się od tamtego czasu mogło zmienić. A teraz jest teraz. I on znowu
całuje mnie tak jak dwa lata temu. Przełknąłem głośno ślinę, próbując z niego
wstać, ale mi na to nie pozwolił. Moje urodziny wypadały za miesiąc. Miałem
miesiąc, a on….
-
Pamiętam. - Jęknąłem, kiedy zacisnął swoje dłonie na moich pośladkach.
-
To skoro oboje pamiętacie co sobie obiecaliście dwa lata temu wstrzymajcie się
przed orgią w naszym obozie, dopóki dzieciak nie skończy dwudziestego
pierwszego roku życia. Sam postawiłeś mu taki warunek, więc przestań go macać.
- Warknął Marui rzucając koło nas swoją część zakupów. Otworzyłem szeroko oczy.
Czyżby…. Syknąłem, kiedy Ivar mocniej zacisnął dłonie na moich pośladkach.
-
Wiem, że mam jeszcze miesiąc, ale mogę sobie chyba pomacać to co moje.
-
Wszyscy wiemy, że w świetle prawa jesteś jego narzeczonym, ale my serio nie
musimy widzieć tego co tutaj robicie. – Zauważyła Kanra. Jęknąłem głośno i
ukryłem twarz w jego ramionach. Pamiętałem co mi powiedział w dzień moich
urodzin. Że Kapłani zawsze zostają powiązani ze swoimi osobistymi
ochroniarzami, którzy wybierani są również przez Wyrocznie, która nakazała im
udać się te ten konkretny Mur a nie inny. Wiedziałem, że prędzej czy później
skończę razem z Ivarem.
Dlatego
Ivar z początku tak mnie traktował. A ja…. Ja byłem zły, za to że ten mnie tak
traktował, a jednocześnie przykuł moją uwagę. Byłem nim od samego początku
zainteresowany i chciałem, aby Ivar również był mną zainteresowany i obdarzył mnie
jakimś ciepłym uczuciem, a nie zbliżył się do mnie tylko dlatego, że Wyrocznia
mu to kazała.
Wiedziałem,
że kiedy skończę dwadzieścia jeden lat Ivar nabędzie do mnie wszelkich praw i
ślub będzie już tylko formalnością, ale chciałem czegoś więcej.
Chciałem,
aby….
-
Wiesz, że jakbym nie darzył cię jakimś gorącym uczuciem to nawet bym cię nie dotknął?
- Szepnął mi cicho do ucha. Słyszał mnie! Znowu! - Głupi dzieciaku, nie ma
takiej siły, która by mnie zmusiła do ślubu z tobą, jeżeli bym cię nie kochał,
więc mi tutaj nie peniaj miesiąc przed ślubem.
-
Czekaj. Co? - Zapytał Tyree zaskoczony. Ivar spojrzał na niego obejmując mnie
szczelniej ramionami. Było mi tak dobrze. - Jak to ślub za miesiąc? Przecież….
-
Nie posiądę go, jeżeli nie będziemy po ślubie. Chce, aby to było oficjalne i
żeby później nie bił się z własnymi myślami, że niby dostałem to co chciałem, a
później go zostawiłem. A poza tym zawsze chciałem to zrobić dopiero po ślubie,
więc ślub będzie dopiero za miesiąc. - Powiedział Ivar. Nie mogłem uwierzyć, że
rozmawiał z nimi o tym tak normalnie jakby gadali o pogodzie, a ja płonąłem
cały ze wstydu na samą myśl o tym co miało się stać za miesiąc. Boże! Ja mu się
miałem oddać, a on tak normalnie o tym rozmawiał jakby to było dla niego nic. -
To nie jest nic. Stresuje się jak jasna cholera, więc przestań wymyślać. -
Dodał, kiedy doleciały do niego moje myśli. Znowu…. Eh…. Już się poddałem. Chce
niech słucha. Najwyżej on kiedyś tego pożałuje, a nie ja.
-
Dopiero?! Czy ty do reszty ochujałeś?!
-
Tyree…. Czekam pięć lat, a on dwa lata. Tak postanowiliśmy i tak będzie.
-
Ty postanowiłeś chyba!
-
Nie.- Przerwałem nastolatkowi i uniosłem delikatnie głowę do góry, aby mogli
chociaż zobaczyć moje oczy. - To ja tak powiedziałem. Że nawet jeżeli skończę
trzydzieści lat nie dam się nikomu ruszyć, jeżeli nie będę z tą osobą po
ślubie. Jakby mi na tym nie zależało i jemu zrobilibyśmy… to…j-już dawno. -
Mruknąłem i schowałem twarz w jego szyi nie chcą na nich dłużej patrzeć.
Krępowali mnie. Mieli o tym się dowiedzieć dopiero za miesiąc, więc skąd….
-
Kanra i Marui wiedzieli od samego początku. Jechali do Białej Świątyni jako
twoi ochroniarze i jednocześnie moje mentalne wsparcie. A Tyree nie jest głupi
i domyślił się jakieś trzy lata temu. - Odpowiedział na moje nieme pytanie Ivar.
Skrzywiłem się delikatnie. Ciekawe czy w takim razie wiedział jak się naprawdę nazywam?
- Wiem. Ale pozwolisz, że zachowam to dla nas. I tak nie mam zamiaru używać
tego na głos przy ludziach. Co najwyżej będę tak do ciebie mówił w łóżku. -
Dodał. Drgnąłem i odsuwając się spojrzałem mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się
delikatnie pod nosem. Chciało mi się śmiać, kiedy wyobraziłem sobie jak używa
mojego pełnego imienia w łóżku. Przecież to imię zabije cały nastrój! Pokręciłem
przecząco głową uśmiechając się delikatnie pod nosem. Pewnie sobie ze mnie
blefował. Nie ma szans, aby znał całe moje imię.
Genniménos
tou thanátou inaczej Gennimtouthan Zrodzony z Śmierci Enakru. Kapłan 17 Muru,
Kocham cię.
Wciągnąłem
głośno powietrze przez nos. Znał je! Znał całe! Nawet tą dłuższą wersję! Jako
jedyny Kapłan posiadałem dłuższą wersję swojego imienia! A on je znał.
-
Kocham cię. - Wyszeptałem i wpiłem się w jego usta chcąc znowu być blisko
niego. Kompletnie zignorowałem nasze towarzystwo. Wiedziałem, że Ivar właśnie
pogonił ich specyficznym ruchem ręki po czym położył mi rękę władczo na karku i
przyciągnął mnie bliżej siebie całując mnie zachłannie.
Wiedziałem,
że czekało nas jeszcze dużo przeciwności losu i w każdej chwili cała nasza
piątka mogła stracić życie, ale w tym momencie liczył się dla mnie tylko ten
gorący mężczyzna oraz jego namiętne usta, które pożerały moje w brutalnym
pocałunku, od którego nie pozwolił mi się odsunąć, o czym ja nawet przez chwilę
nie pomyślałem.
Zrodzony
z śmierci, a kochający najmocniej i na zawszę. Wiedziałem, że to klątwa mojego
imienia. Zabrałem życie własnej matce. Jako jedyny Kapłan nie posiadałem
imienia zapomnianego ponieważ moja rodzicielka nie zdążyła mi go nadać. Zabierając
życie matce zdobyłem dar bezgranicznej i stałej miłości. Wiedziałem, że jeżeli
kogoś znienawidzę to już na wieki i tak samo było z miłością. Jeżeli kogoś
pokocham to nawet wieloletnie odrzucenie i ranienie oraz rozłąka nie zmienią
moich uczuć.
Dlatego
już w powozie wiedziałem, że przepadłem….
To
właśnie wtedy się zakochałem….
Już
wtedy wpadłem w ramiona Ivara oddając mu całe serce chociaż wtedy o niczym nie
wiedziałem…
Kochałem
i byłem kochany.
The end😊
Pisane od: styczeń
2018 do: 02.05 2018
Stron: 37
Wyrazów 16311
tak szczerze, ale szczerze....
czy to opowiadanie miało jakiś sens??
pozdrawiam
Gizi0031
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, nawet Teree chce go zabić myślałam, że chociaż ona będzie w stanie go wysłuchać... Ivar wie o wszystkim i też go kocha bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia