**********************************
Obudziłem
się zlany potem, kiedy kolejne istnienie zniknęło z mojej świadomości. Nie
wiedziałem co się dokładnie działo i dlaczego się działo, ale od moich
ostatnich urodzin, czyli jakieś dziesięć miesięcy temu powoli zaczęły znikać z
mojej głowy natrętne głosy podświadomości, które tak naprawdę należały do
innych kapłanów. Mimo dzielącej nas odległości mogliśmy się ze sobą komunikować,
kiedy chcieliśmy, ale nie robiliśmy tego za często chcąc przyzwyczaić się do
nowego miejsca i otoczenia. Mieliśmy się ze sobą porozumieć w ten sposób tylko
wtedy, kiedy sytuacja będzie naprawdę poważna i nie będziemy w stanie sobie
sami z nią poradzić. I trzymaliśmy się tego postanowienia bardzo długo, więc
dlaczego teraz kiedy te głosy znikały nikt się ze mną nie kontaktował i nie mówił
co się dzieje. Przecież inni nie mogli tak zobojętnieć na nasz wspólny głos, że
nie słyszeli, iż poszczególni członkowie naszej rozmowy znikali jeden po
drugim.
Przekręciłem
się na bok i spojrzałem na zegarek. Była trzecia nad ranem. Wiedział, że nie
musi dzisiaj szybko wstawać. W końcu miał zasłużone trzy dni wolnego, a dzisiaj
wypadał pierwszy dzień od kiedy tutaj trafiłem, gdzie mogłem sobie odpocząć a
moi pracownicy obiecali mi, że co by się nie działo nie zakłócą mojego wolnego
i pozwolą mi w końcu trochę odpocząć i oczyścić umysł. Ale nie wiedziałem, czy
to miało jakiś sens, skoro ciągle po głowie chodziło mi to, co się aktualnie
działo z kapłanami z innych murów.
Pierwszy
zniknął Fay, który nosił również imiona Desopira albo Leśna Pirania. Zamieszkał
na 1 Murze, tym najbliżej Białej Świątyni. Dlaczego jego głos zniknął nie
miałem pojęcia. Skąd wiedziałem, że zniknął na zawszę? Ponieważ wymówiłem na
głos jego imiona i nic się nie stało. A powinno. I dobrze o tym wiedziałem.
Później
jakiś miesiąc po tym zniknął z mojej głowy głos Zenowa. Znałem go też pod
imieniem Ygorden, czyli Podmokły Drzewiec. Zamieszkał na murze 15. Zniknął z
mojej głowy, kiedy aktualnie znajdowałem się w pracy. Ciężko było mi wyjaśnić z
jakiego powodu po moich policzkach pociekły łzy. Wcześniej też tak
zareagowałem. Utrata jednego z nich była dla mnie bardzo bolesna i dotkliwa, a
co dopiero dwóch. Przecież byli młodzi i powinni żyć jeszcze długie lata, a nie
umierać z nieznanych mi przyczyn w tak młodym wieku. Owszem, byłem z nich
wszystkich najmłodszy, ale czy to coś zmieniało??
W
trzecim miesiącu się posypali. Umarło aż trzech kapłanów, a ja nie mogłem się z
nikim skontaktować. Nie mogłem też powiedzieć, że jadę na inne mury, bo coś się
dzieję pozostałym takim jak ja, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach by mnie nie
wypuścił. No i jak im miałem powiedzieć skąd wiedziałem, że coś złego dzieje
się u innych. Musiałbym im bardzo dużo wyjaśniać, a tego nie chciałem. Trzeciego
miesiąca z mojej głowy zniknął głos Kontari Wodnego Niedźwiedzia znanego też
jako Nitikiarko. Po niej odszedł Tarikon Pocałowany przez Anioła. Filoapanelo.
Nie znosił swojego drugiego imienia jak żadne z nas. I nie pozwolił się z niego
naśmiewać. O nie. Sam na własnej skórze się przekonałem co robi z tymi, którzy
mają na tyle jaj, aby to zrobić. Ostatniego dnia trzeciego miesiąca zniknął
Yami Płomienna Lawina. Jego drugie imię to Flagochinos. Kapłani z muru 6, 7 i
4.
Czwartego
miesiąca nic się nie stało więc gdzieś tam w podświadomości nadal tliły mi się
wątpliwości, ale nie miałem podstaw do ich szerzenia. Wszystko zmieniło się
piątego miesiąca, kiedy za jednym razem wyrwano mi z głowy pięć głosów! Utrata
jednego była bardzo bolesna i traumatyczna, a co dopiero całej piątki głosów,
które słyszałem niemal od urodzenia w swojej głowie. Atak histerii jaki mnie
złapał na środku miasta nie mógł zostać przeoczony. Tym bardziej po tym jak
trafiłem do szpitala i za cholerę nie chciałem powiedzieć co mi się stało i
dlaczego tak zareagowałem. Wypisałem się na własne żądanie i całą noc płakałem
w poduszkę nie mogąc uwierzyć, że już nigdy nie spotkam kolejnej piątki, która
razem ze mną wychowała się w Białej Świątyni. Najpierw zniknął Loki Perłowa Zorza
Pearluro. Kilka sekund po nim przestałem słyszeć Karę Syrenę Życia Gortizo. Doloya
Biała Karta Lefkita oraz Puffly Cichy krzyk Miasiogi zniknęli w tym samym
momencie. Najbardziej zaskoczyło mnie, że najbardziej łagodna (nawet Biała
Kapłanka się do tej osoby nie umywała) jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem
poszła razem z nimi. Dante Ukochany Diabła Agapidiavo osoba o szczerym i
czystym sercu. Gdyby był bardziej inteligentny i ogarniał zakres blokowania
swoich myśli zostałby Białym Kapłanem. Ale nie potrafił blokować myśli za co
byłem mu ogromnie wdzięczny. Ten facet był najnormalniej w świecie
nieskazitelnie dobry i czysty. Aż chciało się przebywać w jego towarzystwie. A
teraz już go nie było.
Mieszkańcy
murów 10, 13, 8, 11 oraz 5 pożegnali swoich Kapłanów nie zgłaszając dalej co
się z nimi stało i dlaczego przestałem słyszeć ich głosy. Chyba trzeba by było
zmienić prawo, które nakazywało by mieszkańcom danego Muru wysyłać informację
na inne Mury, dlaczego i kiedy zginął ich Kapłan. To by mi bardzo życie
ułatwiło i pozwoliło mi czasami się wyspać. Dręczące myśli oraz wyrzuty
sumienia pojawiającą się znikąd i w najmniej odpowiednim momencie potrafiły
doprowadzić człowieka do szewskiej pasji.
Próbowałem
w jakiś sposób skontaktować się z innymi Kapłanami, ale żadne z nich nie
odpowiadało nie ważne jak wiele razy ich wzywałem. Nawet wejście na szczyt muru
mi nie pomogło. Jakby coś usilnie zagłuszało moją moc i nie mógłbym się z nikim
połączyć. Powiedziałem o swoich obawach Ivarowi oraz Tyree, miesiąc temu, kiedy
powiedzieli mi, że mają do załatwienia pilne sprawy poza murem 17-stym. Nie
wyjaśniłem im o co dokładniej mi chodzi, ale powiedziałem, że z jakiegoś powodu
nie dostaję odpowiedzi od innych Kapłanów. Obiecali, że po drodze sprawdzą, czy
ktoś przypadkiem nie kradnie mojej korespondencji i dlatego inni milczą i nic
mi nie odpowiadali. Chciałem z nimi jechać, ale cała czwórka (jechała z nimi
jeszcze Kanra oraz Marui) nie wyrazili na to zgody. A Ivar to już w
szczególności. Spojrzał na mnie jak na idiotę i powiedział, że mam sobie takie
kretyńskie pomysły wybić z głowy, bo jak nie to dostanę od niego po dupie. Ja
zaczepnie zapytałem czy to groźna czy obietnica. Kazał mi kulturalnie
spierdalać.
Od
moich ostatnich urodzin stał się bardziej drażliwy na moim punkcie i nie
pozwalał mi nigdzie bez siebie chodzić. Mi to zbytnio nie przeszkadzało. Miałem
cichą nadzieję, że może jednak, kiedyś obdarzy mnie jakimś większym i gorącym
uczuciem. Wątpiłem w to, bo nadal traktował mnie jak głupiego bachora, którym
przecież już od dawna nie byłem.
A
dzisiaj w nocy straciłem kontakt z czwórką innych kapłanów. Zerikon Mgliste
Zioła Mistyana, Vipe Górski Śpiew Voutrag, Speede Kamienne Nuty Pertinta oraz Tear
Mądra Łza Enasokry. Mur 12, 14, 3 oraz 2. Zacisnąłem mocniej zęby na poduszce
nie chcąc krzyczeć. Mam nadzieje, że Ivar i pozostali wrócą szybko i udziela mi
jakiś sensownych informacji. Razem ze mną pozostało tylko czterech żywych kapłanów.
Nawet nie chodziło tutaj o mnie. Wiedziałem, że coś jest nie tak i nie chciałem
znowu kogoś opłakiwać. Z żalu, tęsknoty oraz bezsilności. Jakby to co dopadło
pozostałych nie mogło najpierw pofatygować się po mnie. Ja to miałem po prostu
zajebiste szczęście i nikt nawet niech się nie waży zaprzeczać. Usiadłem na
łóżku kiedy przestałem w końcu szlochać i postanowiłem. Jeżeli nie wrócą w
przeciągu trzech dni to wyjadę im naprzeciw i nie interesowało mnie to, że będą
na mnie źli. Nie mogli mnie wiecznie traktować jak dziecko.
Ja byłem starszy od Tyree do cholery!
Ale
nikogo to nie obchodziło.
Wygrzebałem
się z pościeli postanawiając się przejść i trochę rozprostować kości. Może
znowu uda mi się nakłonić jednego ze strażników i ten pozwoli mi wejść na Mur.
Z tamtego miejsca będę wszystko lepiej widział. Umyłem się pospiesznie
ścierając z siebie trudy tej nocy. Ubrałem się w przylegające do mojego ciała
spodnie obwiązane w łydkach zielonymi rzemieniami. Taką samą czarną jak spodnie
koszulkę na ramiączkach. Do tego rękawice bez palców zawiązane na moich rękach
niebieskimi rzemieniami. Wszyscy już się przyzwyczaili do tego, że zawsze
miałem na sobie jakiś kolorowy dodatek dodany do ubioru. Włosy pozostawiłem w
nieładzie pozwalając im samotnie wyschnąć. Założyłem jeszcze na palec
wskazujący lewej ręki sygnet mówiący o tym kim jestem (jakby nie wiedzieli o
tym gapiąc się na mnie na ulicy! Phi!) oraz na kciuka na tej samej ręce srebrną
obrączkę ze złotymi winoroślami oplatającymi ją dookoła. Prezent jaki dostałem
na ostatnie urodziny od Thea. Tak jak bez pierwszego nie mogłem wyjść z domu
tak bez drugiego nie chciałem wyjść. Opuszczając dom założyłem jeszcze na siebie
czarny sięgający ziemi płaszcz oraz ubrałem na głowę kaptur nie chcąc o tej
godzinie rzucać się komuś w oczy. Wiedziałem, że moje wysiłki mogą być daremne.
Czasami nie miałem pojęcia co ci ludzie mieli w sobie, że wyczuwali mnie zanim
wlazłem do jakiegoś pomieszczenia albo wychylił3em się zza rogu. Przecież byłem
normalną osobą, na nienormalnym stanowisku.
Eh…
kogo ja próbowałem okłamać to już sam nie miał pojęcia. Skręciłem za róg
wiedząc, że jeszcze kilka metrów i znajdzie się przy jednych z wielu schodów prowadzących
do góry. Zatrzymałem się na chwilę zawiązać mocniej rzemienie na prawej łydce.
Trochę ciulowo zrobiłem to za pierwszym razem.
-…
wszystko gotowe?
-
Tak. Do końca tego tygodnia zostanie tylko Czarny oraz Biały Kapłan.
-
Z nimi będzie najgorzej, ale później będziemy mogli powiedzieć, że sami się
pozabijali i nikt nas o nic nie oskarży.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł to robić tylko po to, aby okraść Białą Świątynie.
-
Głupcze! Tchórzysz?! W takim momencie, kiedy praktycznie pozbyliśmy się
całkowicie tej zarazy! Jeszcze mieszkańcy innych murów myślą, że to nasz drogi
Enakru tego dokonał. Głupi dzieciak niepotrzebnie panoszył się tutaj już
pierwszego dnia! Jakim prawem odebrał nam zamożnym niewolników i wprowadził
swoje przygłupawe rządy i zasady! Kim on niby jest?!
-
Jak on się dowie o tym co wszyscy zrobiliśmy….
-
Najwyżej zgonimy to na tych głupców, których wysłał, aby sprawdzili czy na
innych murach wszystko jest w porządku! Smocze Kamienie uniemożliwiają
przepływać informacją więc nawet nie będzie wiedział, że coś się stało, a wtedy
wzburzony tłum oraz Biały Kapłan przyjdą i się nim zamkną. A nasz mur w końcu
znowu będzie naszym domem.
-
Ale…
-
Przestań. Zrobiliśmy głosowanie. Pomijając tych idiotów, którzy nawet nie zostali
na nie zaproszeni wszyscy mieszkańcy się zgodzili więc będzie dobrze. -
Wyszedłem zza rogu patrząc się na swoje nogi. Wiedziałem jak teraz wyglądała
moja twarz, a im później oni się dowiedzą, jak wyglądałem tym lepiej dla nich,
ponieważ to będzie ostatni widok jaki zobaczą w życiu. Stanąłem kilka kroków od
nich oddychając ciężko, ale póki co nie podniosłem głowy do góry.
-
Chłopcze tutaj nie wolno przychodzić. - Powiedział osobnik, który wyrażał swoje
wątpliwości co do obmyślanego przez pozostałych planu. Planu, aby zabić
wszystkich kapłanów i całą winę zgonić na mnie. Na mnie! Przekrzywiłem
delikatnie głowę w bok i uniosłem ją do góry uśmiechając się niczym psychopata.
Widziałem w ich oczach szok i niedowierzanie. Wiedzieli, że żadne słowa mnie
nie powstrzymają. Wiedzieli co się za chwilę stanie, a mimo wszystko nie mogli
się ruszyć.
Zabrali
mi cała przyjemność z powolnego zabijania ich i pastwienia się nad nimi przez
kilka najbliższych godzin. Cóż….
Musi
mi to wystarczyć.
Przecież
na całym 17 Murze jest tylu chętnych, którzy głosując podpisali na siebie wyrok
śmierci.
Uśmiechnąłem
się do nich jeszcze szerzej robiąc powolny krok w ich stronę.
**
Drgnąłem
przekręcając głowę w bok. Widać ktoś jeszcze przeżył, a już myślałem, że
przejrzałem wszystkie piwnice, strychy, zakamarki oraz szpary znajdujące się w
tym miejscu. A jednak bardzo dobrze usłyszałem głośny pisk oraz dźwięki
wydawane podczas wymiotowania. Uśmiechnąłem się szeroko. A więc jest tutaj
jeszcze ktoś z kim mogę się pobawić!
Ruszyłem
powoli w stronę, z której wydobywały się te charakterystyczne i dobrze przez
mnie słyszane dźwięki. Obojętnie mijałem ciała porozrzucane po ulicy nie
przejmując się tym kto, gdzie leżał i jak skończył. Nie interesowała mnie krew
oraz wnętrzności, po których stąpałem, tak samo jak czerwona posoka, która
okalała całe moje ciało. Uśmiechnąłem się. Gdyby teraz Thea zobaczyła moje
drugie oblicze pewnie by się posikała ze strachu, ale cóż. Jestem Kapłanem tego
Muru i mogę w nim robić co mi się podoba oraz z ludźmi z tego muru. A za to co
zrobili i planowali zrobić to i tak nie wystarczająca kara. Zrobię wszystko,
aby istnienie tego muru zniknęło z stron wszystkich ksiąg na tym świecie. Drgnąłem,
kiedy wyczułem za sobą jakiś ruch. Nie odwróciłem się. Wiedziałem, że osoba za
mną ukrywa się między dwoma budynkami. Zrobiłem jeden wyraźny krok w przód, a
jednak znalazłem się tuż za kulącą ze strachu postacią. Pochyliłem się nad nią
i wciągnąłem głośno powietrze przez swoje obnażone zęby. Osoba ta nie miała
śmiałości się odwrócić. Przeczesałem delikatnie paznokciami jej długie włosy
chcąc w ten sposób zajrzeć do jej umysłu. Nie byłem zwolennikiem czytania w
myślach. Nie chciałem ludziom zabierać ich prywatności, ale…. Gdybym wcześniej
sprawdził co chodzi po głowach tych przeklętych ludzi mógłbym bunt zdusić w
zarodku, a tak. Nim kogoś tutaj zabiłem sprawdzałem jego wspomnienia. Aby mieć
czyste sumienie. Zabijałem tych którzy zagłosowali za to aby pozbyć się
Kapłanów i przywrócić wcześniejszy porządek jaki panował na tym Murze. Nie moją
winą było to, że głupi rodzice oddawali nawet głosy za swoje małe dzieci. No i
nie moją winą było to, że dosłownie każdy do kogo podszedłem głosował za ty
pomysłem pozytywnie.
A
teraz przyszła kolej na kolejną osobę. Już się nie mogłem doczekać jak się jej
pozbędę. Może tak jak osobę 7, 115, 449, 6398 oraz 9954 obedrę ze skóry,
powyrywam wszystkie paznokcie oraz zęby a na koniec poderżnę jej gardło i
powiesz pod sufitem za nogi obserwując jak krew oraz życie z niego ucieka. O
ile wcześniej nie umrze z bólu.
Zmarszczyłem
nos. Ta osoba nie nosiła w sobie winy. Nie głosowała. W momencie tego
głosowania była… Zabrałem gwałtownie rękę i stanąłem plecami przy jednej
ścianie. On był przynętą, która miała mnie wywabić z ukrycia, aby inni mogli
zapolować. Znałem bardzo dobrze to zagranie. W końcu sam ich tego nauczyłem.
Pochyliłem się delikatnie do przodu warcząc cicho. Tył miałem zabezpieczony.
Wiedziałem, że zaatakują z góry i z boków. A kiedy skupię się na nich Tyree,
którego przed chwilą sprawdziłem zaatakuje mnie z przodu wbijając mi róż w
brzuch. Oczywiście nie w serce. Przecież potrzebowali informacji. Ta zasadzka
nie miała na celu zabić tylko schwytać napastnika. Gorzej by było jakbym był na
otwartym terenie. Wtedy musieli by atakować tylko w jednym celu. Aby mnie
zabić.
Ale
wiedziałem, jak sobie poradzić z tym rodzajem zasadzki. Zrobiłem kilka szybkich
ruchów i dopadłem do zakapturzonej postaci, którą był Tyree i przykładając mu
palce z długimi paznokciami do szyi nie pozwoliłem mu nawet drgnąć. Wiedziałem,
że inni nas obserwują. Chłopak skrzywił się niesmakiem. Wyuczyłem to w jego
emocjach. Tak samo jak czułem chęć zemsty. Wiedziałem do kogo należało to
uczucie. Do Ivara. Kanra bała się o dzieciaka, a Marui… on był… sarknąłem pod nosem,
kiedy zorientowałem się, że mężczyzna najnormalniej w świecie był głodny. I nic
więcej. Po prostu był głodny i chciało mu się jeść. Pokręciłem przecząco głową.
Każdy ma swoje priorytety. Jego widocznie było zaspokojenie głodu.
-
Puść go draniu! - Warknął Ivar wychodząc z ciebie. Widocznie troska o brata
była o wiele silniejsza niż chęć zabicia mnie. Przekrzywiłem głowę w bok. - Głuchy
jesteś wstrętny potworze?!- Krzyknął, kiedy nie zareagowałem. Au! To zabolało!
Wiedziałem, że miał pełne prawo tak o mnie myśleć oraz mówić, ale nie zmienia
to faktu, że zabolało.
-
Ivar…- wycharczał jego brat. Chciałem wiedzieć o czym myślał, ale nie
przejrzałem jego pamięci. Jakoś nie mogłem się na to zdobyć. Przecież to był
mój podopieczny. Nie mogłem go podejrzewać. Nie mogłem….
Opuściłem
bezwiednie ręce w dół i zrobiłem krok w tył wpadając na ścianę. Opuściłem głowę
w dół nie chcąc widzieć jego twarzy, kiedy będzie mnie zabijał. Serce dudniło
mi mocno w piersi. Adrenalina krążyła w żyłach.
-
NIE!!!- Usłyszałem głos Tyree, a po chwili tonąłem w jego ramionach.
Zesztywniałem. Co on wyprawiał?! Najwyraźniej nie tylko ja byłem zaskoczony, bo
jego brat również wyraził całym sobą święte oburzenie i szok spowodowany
szokiem na zachowanie swojego brata.
-
Tyree co ty odpierdalasz?! Odsuń się od niego!
-
Nie! Nie ma mowy! Nie zabijesz go!
-
Tyree odsuń się od TEGO!!!
-
To jest Enakru! Nie zrobisz mu krzywdy! - Krzyknął przytulając mnie mocniej do
swojej piersi. Drgnąłem. Skąd wiedział? Fakt, widział mnie raz. Ale to był
tylko raz. Nie mógł mnie zapamiętać. Tym bardziej, że wtedy wypuściłem bestię
tylko częściowo, a teraz…. Ogarnęła ona całe moje ciało. Do wcześniejszego
wyglądu bestii doszły jeszcze rogi, skrzydła i ogon. Twarz jak i całe ciało
wyglądały jak popękane skały magmowe. Po czym on mnie rozpoznał, jak w tej
formie nie potrafiłem nawet mówić. W pełnej formie, a nie tak jak w częściowej
jaką zaprezentowałem rok temu w barze. Ta była ostateczna- niema. Żaden Kapłan
tego nie umiał. To nie były ludzkie formy, a tylko ludzie potrafią mówić.
-
Zdurniałeś?! Gdzie ty w tym czymś widzisz…. Enakru…? - Zapytał i cofnął się o
krok kiedy jego brat pokazał mu moją lewą dłoń. Nie bał się mnie dotknąć!
Dotknął taką kreaturę jak ja, przytulał ją, chronił. A jego brat…. Jego
cholerny brat…. Poczułem jak Tyree obejmuje mnie czule odgradzając swoimi
nastoletnimi rękoma od całego świata. Od dzisiaj ten dzieciak ma moją dożywotnią
ochronę. Nie ważne co by się działo i gdzie. Zawsze go odnajdę i przybędę mu na
pomoc. Gdybym mógł zdradziłbym mu swoje prawdziwe imiona, ale nie mogłem tego
uczynić. O ironio losu! Jedyną osobą, która mogła by poznać te imiona jest
osoba, która aktualnie chciała mnie najbardziej zabić. Jeżeli podam jej swoje
imiona jak nic to uczyni. - Enakru??
-
To on!
-
Nie krzycz na mnie! Każdy byłby w szoku jakby zobaczył to coś!
-
To nie jest COŚ tylko ENAKRU!
-
Dobra już dobra. Nie drzyj się. - Ivar schował swój miecz do pochwy i zrobił
krok w naszą stronę. Jego brat bardziej osłonił mnie swoim bratem co nie za
bardzo mu się spodobało. - Przecież mu nic nie zrobię.
-
A kto cię tam wie. Jeżeli mi nie przyrzekniesz, że nigdy go nie skrzywdzisz to nie
pozwolę ci się do niego zbliżyć! - Krzyknął chłopiec. Odsunąłem się delikatnie
od niego i położyłem mu dłoń na policzku. Jego brat oczywiście się skrzywił.
Miecz, trucizna ani
nic co uśmierca zwykłego człowieka nie jest w stanie zrobić mi krzywdy. Umrę
tylko z trzech powodów, a póki co twój brat nie jest w posiadaniu wiedzy na
temat jakiegokolwiek powodu z jakiego moje życie zostanie mi odebrane, więc się
nie martw.
Pomyślałem
zdając sobie dobrze sprawę, że on mnie usłyszy. Ten otworzył szeroko oczy i przysunął
się do mnie bliżej. Normalny człowiek by spierdalał, a on podszedł bliżej!
Powinienem najpierw zbadać jego zdrowie psychiczne nim przyjąłem go pod swoje
skrzydła.
-
WOHO!!! Jak ty to zrobiłeś?! Zrób tak jeszcze raz! Proszę, proszę, proszę!!
Odsuń się trochę i
nie podniecaj tak bo chyba twój brat znajdzie czwarty sposób jak się mnie
pozbyć. Dopóki znam trzy sposoby, to lepiej go nie drażnić.
-
To głupi but jest. Jak ty to robisz? Nie rozumiem. Kiedy się tego nauczyłeś?
Umiałem to od samego
początku, tylko nigdy wam tego nie pokazywałem, bo było to nie potrzebne. Nie
wiem jak to robię. Dla mnie to normalne. Jak oddychanie. Nie nazywaj brata
głupim butem nawet jeżeli taki jest.
-
Sam jesteś głupi but! - Warknął Ivar. Zerknąłem na niego. O dziwo nie patrzył
na swojego brata tylko na mnie. Wytrzeszczyłem na niego czarne jak smoła oczy
gapiąc się na niego z niedowierzaniem. - Ja cię słyszę idioto.
HĘ?!
Uh....
Jeszcze jeden rozdział do końca....
A napięcie rośnie...
ta, jasne.
Jak dla mnie te opowiadania są przewidywalne jak zeszłoroczny śnieg, ale to może dlatego, że to ja je napisałam i wiem co się dalej będzie działo??
pozdrawiam Gizi03031
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńsmutne, ale dobrze że to usłyszał, choć mówiąc szczerze ja bym zniknęła stamtąd i powoli po cichu wszystkich wybijała... czytanie po nocy to glupie, i teraz mam mętlik (chyba przeczytam jeszcze raz w dzien) ale, ale i Ivar był jednak w tym spisku czy ta pułapka była po to, aby dowiedzieć się kto wszystkich zabił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia