niedziela, 3 czerwca 2018

5- 17 Mur

Zapraszam do czytania:)
**********************************

Obudziłem się zlany potem, kiedy kolejne istnienie zniknęło z mojej świadomości. Nie wiedziałem co się dokładnie działo i dlaczego się działo, ale od moich ostatnich urodzin, czyli jakieś dziesięć miesięcy temu powoli zaczęły znikać z mojej głowy natrętne głosy podświadomości, które tak naprawdę należały do innych kapłanów. Mimo dzielącej nas odległości mogliśmy się ze sobą komunikować, kiedy chcieliśmy, ale nie robiliśmy tego za często chcąc przyzwyczaić się do nowego miejsca i otoczenia. Mieliśmy się ze sobą porozumieć w ten sposób tylko wtedy, kiedy sytuacja będzie naprawdę poważna i nie będziemy w stanie sobie sami z nią poradzić. I trzymaliśmy się tego postanowienia bardzo długo, więc dlaczego teraz kiedy te głosy znikały nikt się ze mną nie kontaktował i nie mówił co się dzieje. Przecież inni nie mogli tak zobojętnieć na nasz wspólny głos, że nie słyszeli, iż poszczególni członkowie naszej rozmowy znikali jeden po drugim.

Przekręciłem się na bok i spojrzałem na zegarek. Była trzecia nad ranem. Wiedział, że nie musi dzisiaj szybko wstawać. W końcu miał zasłużone trzy dni wolnego, a dzisiaj wypadał pierwszy dzień od kiedy tutaj trafiłem, gdzie mogłem sobie odpocząć a moi pracownicy obiecali mi, że co by się nie działo nie zakłócą mojego wolnego i pozwolą mi w końcu trochę odpocząć i oczyścić umysł. Ale nie wiedziałem, czy to miało jakiś sens, skoro ciągle po głowie chodziło mi to, co się aktualnie działo z kapłanami z innych murów.

Pierwszy zniknął Fay, który nosił również imiona Desopira albo Leśna Pirania. Zamieszkał na 1 Murze, tym najbliżej Białej Świątyni. Dlaczego jego głos zniknął nie miałem pojęcia. Skąd wiedziałem, że zniknął na zawszę? Ponieważ wymówiłem na głos jego imiona i nic się nie stało. A powinno. I dobrze o tym wiedziałem.

Później jakiś miesiąc po tym zniknął z mojej głowy głos Zenowa. Znałem go też pod imieniem Ygorden, czyli Podmokły Drzewiec. Zamieszkał na murze 15. Zniknął z mojej głowy, kiedy aktualnie znajdowałem się w pracy. Ciężko było mi wyjaśnić z jakiego powodu po moich policzkach pociekły łzy. Wcześniej też tak zareagowałem. Utrata jednego z nich była dla mnie bardzo bolesna i dotkliwa, a co dopiero dwóch. Przecież byli młodzi i powinni żyć jeszcze długie lata, a nie umierać z nieznanych mi przyczyn w tak młodym wieku. Owszem, byłem z nich wszystkich najmłodszy, ale czy to coś zmieniało??

W trzecim miesiącu się posypali. Umarło aż trzech kapłanów, a ja nie mogłem się z nikim skontaktować. Nie mogłem też powiedzieć, że jadę na inne mury, bo coś się dzieję pozostałym takim jak ja, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach by mnie nie wypuścił. No i jak im miałem powiedzieć skąd wiedziałem, że coś złego dzieje się u innych. Musiałbym im bardzo dużo wyjaśniać, a tego nie chciałem. Trzeciego miesiąca z mojej głowy zniknął głos Kontari Wodnego Niedźwiedzia znanego też jako Nitikiarko. Po niej odszedł Tarikon Pocałowany przez Anioła. Filoapanelo. Nie znosił swojego drugiego imienia jak żadne z nas. I nie pozwolił się z niego naśmiewać. O nie. Sam na własnej skórze się przekonałem co robi z tymi, którzy mają na tyle jaj, aby to zrobić. Ostatniego dnia trzeciego miesiąca zniknął Yami Płomienna Lawina. Jego drugie imię to Flagochinos. Kapłani z muru 6, 7 i 4.

Czwartego miesiąca nic się nie stało więc gdzieś tam w podświadomości nadal tliły mi się wątpliwości, ale nie miałem podstaw do ich szerzenia. Wszystko zmieniło się piątego miesiąca, kiedy za jednym razem wyrwano mi z głowy pięć głosów! Utrata jednego była bardzo bolesna i traumatyczna, a co dopiero całej piątki głosów, które słyszałem niemal od urodzenia w swojej głowie. Atak histerii jaki mnie złapał na środku miasta nie mógł zostać przeoczony. Tym bardziej po tym jak trafiłem do szpitala i za cholerę nie chciałem powiedzieć co mi się stało i dlaczego tak zareagowałem. Wypisałem się na własne żądanie i całą noc płakałem w poduszkę nie mogąc uwierzyć, że już nigdy nie spotkam kolejnej piątki, która razem ze mną wychowała się w Białej Świątyni. Najpierw zniknął Loki Perłowa Zorza Pearluro. Kilka sekund po nim przestałem słyszeć Karę Syrenę Życia Gortizo. Doloya Biała Karta Lefkita oraz Puffly Cichy krzyk Miasiogi zniknęli w tym samym momencie. Najbardziej zaskoczyło mnie, że najbardziej łagodna (nawet Biała Kapłanka się do tej osoby nie umywała) jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem poszła razem z nimi. Dante Ukochany Diabła Agapidiavo osoba o szczerym i czystym sercu. Gdyby był bardziej inteligentny i ogarniał zakres blokowania swoich myśli zostałby Białym Kapłanem. Ale nie potrafił blokować myśli za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Ten facet był najnormalniej w świecie nieskazitelnie dobry i czysty. Aż chciało się przebywać w jego towarzystwie. A teraz już go nie było.

Mieszkańcy murów 10, 13, 8, 11 oraz 5 pożegnali swoich Kapłanów nie zgłaszając dalej co się z nimi stało i dlaczego przestałem słyszeć ich głosy. Chyba trzeba by było zmienić prawo, które nakazywało by mieszkańcom danego Muru wysyłać informację na inne Mury, dlaczego i kiedy zginął ich Kapłan. To by mi bardzo życie ułatwiło i pozwoliło mi czasami się wyspać. Dręczące myśli oraz wyrzuty sumienia pojawiającą się znikąd i w najmniej odpowiednim momencie potrafiły doprowadzić człowieka do szewskiej pasji.

Próbowałem w jakiś sposób skontaktować się z innymi Kapłanami, ale żadne z nich nie odpowiadało nie ważne jak wiele razy ich wzywałem. Nawet wejście na szczyt muru mi nie pomogło. Jakby coś usilnie zagłuszało moją moc i nie mógłbym się z nikim połączyć. Powiedziałem o swoich obawach Ivarowi oraz Tyree, miesiąc temu, kiedy powiedzieli mi, że mają do załatwienia pilne sprawy poza murem 17-stym. Nie wyjaśniłem im o co dokładniej mi chodzi, ale powiedziałem, że z jakiegoś powodu nie dostaję odpowiedzi od innych Kapłanów. Obiecali, że po drodze sprawdzą, czy ktoś przypadkiem nie kradnie mojej korespondencji i dlatego inni milczą i nic mi nie odpowiadali. Chciałem z nimi jechać, ale cała czwórka (jechała z nimi jeszcze Kanra oraz Marui) nie wyrazili na to zgody. A Ivar to już w szczególności. Spojrzał na mnie jak na idiotę i powiedział, że mam sobie takie kretyńskie pomysły wybić z głowy, bo jak nie to dostanę od niego po dupie. Ja zaczepnie zapytałem czy to groźna czy obietnica. Kazał mi kulturalnie spierdalać.

Od moich ostatnich urodzin stał się bardziej drażliwy na moim punkcie i nie pozwalał mi nigdzie bez siebie chodzić. Mi to zbytnio nie przeszkadzało. Miałem cichą nadzieję, że może jednak, kiedyś obdarzy mnie jakimś większym i gorącym uczuciem. Wątpiłem w to, bo nadal traktował mnie jak głupiego bachora, którym przecież już od dawna nie byłem.

A dzisiaj w nocy straciłem kontakt z czwórką innych kapłanów. Zerikon Mgliste Zioła Mistyana, Vipe Górski Śpiew Voutrag, Speede Kamienne Nuty Pertinta oraz Tear Mądra Łza Enasokry. Mur 12, 14, 3 oraz 2. Zacisnąłem mocniej zęby na poduszce nie chcąc krzyczeć. Mam nadzieje, że Ivar i pozostali wrócą szybko i udziela mi jakiś sensownych informacji. Razem ze mną pozostało tylko czterech żywych kapłanów. Nawet nie chodziło tutaj o mnie. Wiedziałem, że coś jest nie tak i nie chciałem znowu kogoś opłakiwać. Z żalu, tęsknoty oraz bezsilności. Jakby to co dopadło pozostałych nie mogło najpierw pofatygować się po mnie. Ja to miałem po prostu zajebiste szczęście i nikt nawet niech się nie waży zaprzeczać. Usiadłem na łóżku kiedy przestałem w końcu szlochać i postanowiłem. Jeżeli nie wrócą w przeciągu trzech dni to wyjadę im naprzeciw i nie interesowało mnie to, że będą na mnie źli. Nie mogli mnie wiecznie traktować jak dziecko.

 Ja byłem starszy od Tyree do cholery!

Ale nikogo to nie obchodziło.

Wygrzebałem się z pościeli postanawiając się przejść i trochę rozprostować kości. Może znowu uda mi się nakłonić jednego ze strażników i ten pozwoli mi wejść na Mur. Z tamtego miejsca będę wszystko lepiej widział. Umyłem się pospiesznie ścierając z siebie trudy tej nocy. Ubrałem się w przylegające do mojego ciała spodnie obwiązane w łydkach zielonymi rzemieniami. Taką samą czarną jak spodnie koszulkę na ramiączkach. Do tego rękawice bez palców zawiązane na moich rękach niebieskimi rzemieniami. Wszyscy już się przyzwyczaili do tego, że zawsze miałem na sobie jakiś kolorowy dodatek dodany do ubioru. Włosy pozostawiłem w nieładzie pozwalając im samotnie wyschnąć. Założyłem jeszcze na palec wskazujący lewej ręki sygnet mówiący o tym kim jestem (jakby nie wiedzieli o tym gapiąc się na mnie na ulicy! Phi!) oraz na kciuka na tej samej ręce srebrną obrączkę ze złotymi winoroślami oplatającymi ją dookoła. Prezent jaki dostałem na ostatnie urodziny od Thea. Tak jak bez pierwszego nie mogłem wyjść z domu tak bez drugiego nie chciałem wyjść. Opuszczając dom założyłem jeszcze na siebie czarny sięgający ziemi płaszcz oraz ubrałem na głowę kaptur nie chcąc o tej godzinie rzucać się komuś w oczy. Wiedziałem, że moje wysiłki mogą być daremne. Czasami nie miałem pojęcia co ci ludzie mieli w sobie, że wyczuwali mnie zanim wlazłem do jakiegoś pomieszczenia albo wychylił3em się zza rogu. Przecież byłem normalną osobą, na nienormalnym stanowisku.

Eh… kogo ja próbowałem okłamać to już sam nie miał pojęcia. Skręciłem za róg wiedząc, że jeszcze kilka metrów i znajdzie się przy jednych z wielu schodów prowadzących do góry. Zatrzymałem się na chwilę zawiązać mocniej rzemienie na prawej łydce. Trochę ciulowo zrobiłem to za pierwszym razem.

-… wszystko gotowe?

- Tak. Do końca tego tygodnia zostanie tylko Czarny oraz Biały Kapłan.

- Z nimi będzie najgorzej, ale później będziemy mogli powiedzieć, że sami się pozabijali i nikt nas o nic nie oskarży.

- Nie wiem czy to dobry pomysł to robić tylko po to, aby okraść Białą Świątynie.

- Głupcze! Tchórzysz?! W takim momencie, kiedy praktycznie pozbyliśmy się całkowicie tej zarazy! Jeszcze mieszkańcy innych murów myślą, że to nasz drogi Enakru tego dokonał. Głupi dzieciak niepotrzebnie panoszył się tutaj już pierwszego dnia! Jakim prawem odebrał nam zamożnym niewolników i wprowadził swoje przygłupawe rządy i zasady! Kim on niby jest?!

- Jak on się dowie o tym co wszyscy zrobiliśmy….

- Najwyżej zgonimy to na tych głupców, których wysłał, aby sprawdzili czy na innych murach wszystko jest w porządku! Smocze Kamienie uniemożliwiają przepływać informacją więc nawet nie będzie wiedział, że coś się stało, a wtedy wzburzony tłum oraz Biały Kapłan przyjdą i się nim zamkną. A nasz mur w końcu znowu będzie naszym domem.

- Ale…

- Przestań. Zrobiliśmy głosowanie. Pomijając tych idiotów, którzy nawet nie zostali na nie zaproszeni wszyscy mieszkańcy się zgodzili więc będzie dobrze. - Wyszedłem zza rogu patrząc się na swoje nogi. Wiedziałem jak teraz wyglądała moja twarz, a im później oni się dowiedzą, jak wyglądałem tym lepiej dla nich, ponieważ to będzie ostatni widok jaki zobaczą w życiu. Stanąłem kilka kroków od nich oddychając ciężko, ale póki co nie podniosłem głowy do góry.

- Chłopcze tutaj nie wolno przychodzić. - Powiedział osobnik, który wyrażał swoje wątpliwości co do obmyślanego przez pozostałych planu. Planu, aby zabić wszystkich kapłanów i całą winę zgonić na mnie. Na mnie! Przekrzywiłem delikatnie głowę w bok i uniosłem ją do góry uśmiechając się niczym psychopata. Widziałem w ich oczach szok i niedowierzanie. Wiedzieli, że żadne słowa mnie nie powstrzymają. Wiedzieli co się za chwilę stanie, a mimo wszystko nie mogli się ruszyć.

Zabrali mi cała przyjemność z powolnego zabijania ich i pastwienia się nad nimi przez kilka najbliższych godzin. Cóż….

Musi mi to wystarczyć.

Przecież na całym 17 Murze jest tylu chętnych, którzy głosując podpisali na siebie wyrok śmierci.

Uśmiechnąłem się do nich jeszcze szerzej robiąc powolny krok w ich stronę.



**

Drgnąłem przekręcając głowę w bok. Widać ktoś jeszcze przeżył, a już myślałem, że przejrzałem wszystkie piwnice, strychy, zakamarki oraz szpary znajdujące się w tym miejscu. A jednak bardzo dobrze usłyszałem głośny pisk oraz dźwięki wydawane podczas wymiotowania. Uśmiechnąłem się szeroko. A więc jest tutaj jeszcze ktoś z kim mogę się pobawić!

Ruszyłem powoli w stronę, z której wydobywały się te charakterystyczne i dobrze przez mnie słyszane dźwięki. Obojętnie mijałem ciała porozrzucane po ulicy nie przejmując się tym kto, gdzie leżał i jak skończył. Nie interesowała mnie krew oraz wnętrzności, po których stąpałem, tak samo jak czerwona posoka, która okalała całe moje ciało. Uśmiechnąłem się. Gdyby teraz Thea zobaczyła moje drugie oblicze pewnie by się posikała ze strachu, ale cóż. Jestem Kapłanem tego Muru i mogę w nim robić co mi się podoba oraz z ludźmi z tego muru. A za to co zrobili i planowali zrobić to i tak nie wystarczająca kara. Zrobię wszystko, aby istnienie tego muru zniknęło z stron wszystkich ksiąg na tym świecie. Drgnąłem, kiedy wyczułem za sobą jakiś ruch. Nie odwróciłem się. Wiedziałem, że osoba za mną ukrywa się między dwoma budynkami. Zrobiłem jeden wyraźny krok w przód, a jednak znalazłem się tuż za kulącą ze strachu postacią. Pochyliłem się nad nią i wciągnąłem głośno powietrze przez swoje obnażone zęby. Osoba ta nie miała śmiałości się odwrócić. Przeczesałem delikatnie paznokciami jej długie włosy chcąc w ten sposób zajrzeć do jej umysłu. Nie byłem zwolennikiem czytania w myślach. Nie chciałem ludziom zabierać ich prywatności, ale…. Gdybym wcześniej sprawdził co chodzi po głowach tych przeklętych ludzi mógłbym bunt zdusić w zarodku, a tak. Nim kogoś tutaj zabiłem sprawdzałem jego wspomnienia. Aby mieć czyste sumienie. Zabijałem tych którzy zagłosowali za to aby pozbyć się Kapłanów i przywrócić wcześniejszy porządek jaki panował na tym Murze. Nie moją winą było to, że głupi rodzice oddawali nawet głosy za swoje małe dzieci. No i nie moją winą było to, że dosłownie każdy do kogo podszedłem głosował za ty pomysłem pozytywnie.

A teraz przyszła kolej na kolejną osobę. Już się nie mogłem doczekać jak się jej pozbędę. Może tak jak osobę 7, 115, 449, 6398 oraz 9954 obedrę ze skóry, powyrywam wszystkie paznokcie oraz zęby a na koniec poderżnę jej gardło i powiesz pod sufitem za nogi obserwując jak krew oraz życie z niego ucieka. O ile wcześniej nie umrze z bólu.

Zmarszczyłem nos. Ta osoba nie nosiła w sobie winy. Nie głosowała. W momencie tego głosowania była… Zabrałem gwałtownie rękę i stanąłem plecami przy jednej ścianie. On był przynętą, która miała mnie wywabić z ukrycia, aby inni mogli zapolować. Znałem bardzo dobrze to zagranie. W końcu sam ich tego nauczyłem. Pochyliłem się delikatnie do przodu warcząc cicho. Tył miałem zabezpieczony. Wiedziałem, że zaatakują z góry i z boków. A kiedy skupię się na nich Tyree, którego przed chwilą sprawdziłem zaatakuje mnie z przodu wbijając mi róż w brzuch. Oczywiście nie w serce. Przecież potrzebowali informacji. Ta zasadzka nie miała na celu zabić tylko schwytać napastnika. Gorzej by było jakbym był na otwartym terenie. Wtedy musieli by atakować tylko w jednym celu. Aby mnie zabić.

Ale wiedziałem, jak sobie poradzić z tym rodzajem zasadzki. Zrobiłem kilka szybkich ruchów i dopadłem do zakapturzonej postaci, którą był Tyree i przykładając mu palce z długimi paznokciami do szyi nie pozwoliłem mu nawet drgnąć. Wiedziałem, że inni nas obserwują. Chłopak skrzywił się niesmakiem. Wyuczyłem to w jego emocjach. Tak samo jak czułem chęć zemsty. Wiedziałem do kogo należało to uczucie. Do Ivara. Kanra bała się o dzieciaka, a Marui… on był… sarknąłem pod nosem, kiedy zorientowałem się, że mężczyzna najnormalniej w świecie był głodny. I nic więcej. Po prostu był głodny i chciało mu się jeść. Pokręciłem przecząco głową. Każdy ma swoje priorytety. Jego widocznie było zaspokojenie głodu.

- Puść go draniu! - Warknął Ivar wychodząc z ciebie. Widocznie troska o brata była o wiele silniejsza niż chęć zabicia mnie. Przekrzywiłem głowę w bok. - Głuchy jesteś wstrętny potworze?!- Krzyknął, kiedy nie zareagowałem. Au! To zabolało! Wiedziałem, że miał pełne prawo tak o mnie myśleć oraz mówić, ale nie zmienia to faktu, że zabolało.

- Ivar…- wycharczał jego brat. Chciałem wiedzieć o czym myślał, ale nie przejrzałem jego pamięci. Jakoś nie mogłem się na to zdobyć. Przecież to był mój podopieczny. Nie mogłem go podejrzewać. Nie mogłem….

Opuściłem bezwiednie ręce w dół i zrobiłem krok w tył wpadając na ścianę. Opuściłem głowę w dół nie chcąc widzieć jego twarzy, kiedy będzie mnie zabijał. Serce dudniło mi mocno w piersi. Adrenalina krążyła w żyłach.

- NIE!!!- Usłyszałem głos Tyree, a po chwili tonąłem w jego ramionach. Zesztywniałem. Co on wyprawiał?! Najwyraźniej nie tylko ja byłem zaskoczony, bo jego brat również wyraził całym sobą święte oburzenie i szok spowodowany szokiem na zachowanie swojego brata.

- Tyree co ty odpierdalasz?! Odsuń się od niego!

- Nie! Nie ma mowy! Nie zabijesz go!

- Tyree odsuń się od TEGO!!!

- To jest Enakru! Nie zrobisz mu krzywdy! - Krzyknął przytulając mnie mocniej do swojej piersi. Drgnąłem. Skąd wiedział? Fakt, widział mnie raz. Ale to był tylko raz. Nie mógł mnie zapamiętać. Tym bardziej, że wtedy wypuściłem bestię tylko częściowo, a teraz…. Ogarnęła ona całe moje ciało. Do wcześniejszego wyglądu bestii doszły jeszcze rogi, skrzydła i ogon. Twarz jak i całe ciało wyglądały jak popękane skały magmowe. Po czym on mnie rozpoznał, jak w tej formie nie potrafiłem nawet mówić. W pełnej formie, a nie tak jak w częściowej jaką zaprezentowałem rok temu w barze. Ta była ostateczna- niema. Żaden Kapłan tego nie umiał. To nie były ludzkie formy, a tylko ludzie potrafią mówić.

- Zdurniałeś?! Gdzie ty w tym czymś widzisz…. Enakru…? - Zapytał i cofnął się o krok kiedy jego brat pokazał mu moją lewą dłoń. Nie bał się mnie dotknąć! Dotknął taką kreaturę jak ja, przytulał ją, chronił. A jego brat…. Jego cholerny brat…. Poczułem jak Tyree obejmuje mnie czule odgradzając swoimi nastoletnimi rękoma od całego świata. Od dzisiaj ten dzieciak ma moją dożywotnią ochronę. Nie ważne co by się działo i gdzie. Zawsze go odnajdę i przybędę mu na pomoc. Gdybym mógł zdradziłbym mu swoje prawdziwe imiona, ale nie mogłem tego uczynić. O ironio losu! Jedyną osobą, która mogła by poznać te imiona jest osoba, która aktualnie chciała mnie najbardziej zabić. Jeżeli podam jej swoje imiona jak nic to uczyni. - Enakru??

- To on!

- Nie krzycz na mnie! Każdy byłby w szoku jakby zobaczył to coś!

- To nie jest COŚ tylko ENAKRU!

- Dobra już dobra. Nie drzyj się. - Ivar schował swój miecz do pochwy i zrobił krok w naszą stronę. Jego brat bardziej osłonił mnie swoim bratem co nie za bardzo mu się spodobało. - Przecież mu nic nie zrobię.

- A kto cię tam wie. Jeżeli mi nie przyrzekniesz, że nigdy go nie skrzywdzisz to nie pozwolę ci się do niego zbliżyć! - Krzyknął chłopiec. Odsunąłem się delikatnie od niego i położyłem mu dłoń na policzku. Jego brat oczywiście się skrzywił.

Miecz, trucizna ani nic co uśmierca zwykłego człowieka nie jest w stanie zrobić mi krzywdy. Umrę tylko z trzech powodów, a póki co twój brat nie jest w posiadaniu wiedzy na temat jakiegokolwiek powodu z jakiego moje życie zostanie mi odebrane, więc się nie martw.

Pomyślałem zdając sobie dobrze sprawę, że on mnie usłyszy. Ten otworzył szeroko oczy i przysunął się do mnie bliżej. Normalny człowiek by spierdalał, a on podszedł bliżej! Powinienem najpierw zbadać jego zdrowie psychiczne nim przyjąłem go pod swoje skrzydła.

- WOHO!!! Jak ty to zrobiłeś?! Zrób tak jeszcze raz! Proszę, proszę, proszę!!



Odsuń się trochę i nie podniecaj tak bo chyba twój brat znajdzie czwarty sposób jak się mnie pozbyć. Dopóki znam trzy sposoby, to lepiej go nie drażnić.



- To głupi but jest. Jak ty to robisz? Nie rozumiem. Kiedy się tego nauczyłeś?



Umiałem to od samego początku, tylko nigdy wam tego nie pokazywałem, bo było to nie potrzebne. Nie wiem jak to robię. Dla mnie to normalne. Jak oddychanie. Nie nazywaj brata głupim butem nawet jeżeli taki jest.



- Sam jesteś głupi but! - Warknął Ivar. Zerknąłem na niego. O dziwo nie patrzył na swojego brata tylko na mnie. Wytrzeszczyłem na niego czarne jak smoła oczy gapiąc się na niego z niedowierzaniem. - Ja cię słyszę idioto.

HĘ?!


***************************************************
Uh....
Jeszcze jeden rozdział do końca....
A napięcie rośnie...
ta, jasne.
Jak dla mnie te opowiadania są przewidywalne jak zeszłoroczny śnieg, ale to może dlatego, że to ja je napisałam i wiem co się dalej będzie działo??
pozdrawiam Gizi03031



















1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    smutne, ale dobrze że to usłyszał, choć mówiąc szczerze ja bym zniknęła stamtąd i powoli po cichu wszystkich wybijała... czytanie po nocy to glupie, i teraz mam mętlik (chyba przeczytam jeszcze raz w dzien) ale, ale i Ivar był jednak w tym spisku czy ta pułapka była po to, aby dowiedzieć się kto wszystkich zabił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń