niedziela, 7 kwietnia 2019

Disappeard memories- One Shot

:)
kolejny dodatek:-)
***************************************
Odrzucając książkę na bok Johen von Treskow nie spodziewał się, że uderzy ona w głowę jego współlokatora, który od kilku godzin ślęczał nad projektem z plastyki i postanowił się usadowić na podłodzę.
Luigi Balamonte odwrócił się bardzo powoli w stronę zielonowłosego po czym zgarnął książkę z podłogi i spojrzał na nią. Wiedział, że i tak nie zrozumie o co w niej chodzi. Nie zrozumiał samego tytułu. A to znak, że książka była napisana w języku ojczystym tego cholernego Niemaca.
- Przepraszam. Nie zauważyłem cię.- Powiedział Johen siadając na swoim łóżku i wyciągając rękę w stronę swojej własności.
- A no tak... jestem tak zajebiście mały, że mnie nie widziałeś.- Warknął Włoch ciskjąc do niego jego własnością. Johen złapał ją z cichym jękiem, kiedy róg twardej okładki wbił mu się w klatkę piersiową.- Pięknie dzięki!
- Przeprosiłem...
- Gdybyś nie rzucał tą stertą makulatury nie musiałbyś teraz udawać, że ci przykro.- Warknął Włoch. Johen zacisnął mocno zęby. Wiedział, że chłopak będzie teraz poddenerwowany. Do ostatniej chwili zwlekał z projektem z plastyki oraz muzyki i teraz musiał to szybko nadrabiać. A nie za bardzo radził sobie z obu tych przedmiotów. Teraz pewnie będzie się na nim wyżywał, a kiedy jak zawsze dostanie pozytywną ocene za projekty przyjdzie do niego z piwem, aby opić jego sukces. Johen bez słowa usiadł przy swoim biurku. Założył na uszy słuchawki i zabrał się za swoją robote. Wiedział, że do jutra musi skończyć aż trzy strony swojej nowej mangi. W tym tygodniu dostał jedną kolorową stronę, którą zostawił sobie na dzisiaj. Jeżeli do północy nie wyśle do swojego wydawcy screen'ów swojej pracy ten jak nic wparuje do ich pokoju po pierwszej nad ranem i nie pozwoli mu spać dopóki tego nie skończy.
A Johen chciał, aby w tym tygodniu jego wydawca był z niego zadowolony i nie kazał mu nakładać żadnych poprawek w swojej pracy. Obiecano mu wolną sobotę, jeżeli tylko jego praca będzie bez zarzutów. A bardzo zależało mu na tym dniu wolnym. To były jego urodziny. Zawsze z przyjaciółmi spędzali swoje urodziny razem. Od dwóch lat Johen na każdych z nich był zabiegany. Wpadał na umówione spotkanie z nałęczem kartek i ołówków i świętował w międzyczasie coś rysując aby wyrobić się z czasem.
W tym roku tak nie chciał.
John powiedział, że na cały weekend idą z chłopakami do jego mieszkania. Nie będą musieli wracać do akademika. Tylko poprosił go, aby na ten jeden dzień Niemiec uporał się ze swoją pracą. Johen obiecał i tak od trzech dni poświęcał każdą wolną chwilę na dopracowywanie swoich prac. Miał szkice każdej ze stron. Porobił kilka kopi i na kopiach nanosił proprawki sprawiając, że szkice zaczeły przypominać bardziej prawdziwe osoby oraz miejsca. Oryginalne szkice miał schowane w teczce na szczycie szafy. Przerobione kopie z dziewietnastoma kartkami schnęły porozwiedzane na sznurku rozpiętym nad jego łóżkiem. Tusz musiał wyschnąć, aby prace były estetyczne i dobrze zrobione. Wiedział, że musi przez to przejść jeszcze trzy razy przy czym przy ostatniej stronie musi nanieść jeszcze kolor.
Kiedy wszystko już będzie zrobione ponakłada tam gdzie trzeba teksty i będzie mógł to wysłać. Wiedział ile czasu zajmie mu zrobienie stron bez koloru. Ile czasu ma poświęcić na kolor. Jeżeli mu się uda to jego wydawca dostanie rozdział już przed godziną policyjną w ich akademiku.
Uśmiechnął się delikatnie. On miał pracę praktycznie skończoną, za dwa dni jego urodziny, dwójka z jego trzech przyjaciół był szczęśliwa, a kiedy ten idiota z jego pokoju dostanie pozytywną ocenę za projekty i przestanie się do niego o wszystko rzuać znowu wszystko wróci do normy i będzie miał święty spokój.
Ułożył na biurku kupkę kartek gotową na przyjęcie w swoje skromne progi tekstu kiedy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzał za siebe. Lugi był w łaziecne. Chłopak słyszał jak jego współlokator parzy wodę w przemyconym potajemnie czajniku, który ukryli w łazience. Wypuścił głośno powietrze z płuc i podszedł do drzwi otwierając je delikatnie. Za drzwiami stała Colette, siostra jednego z jego przyjaciół.
- Co tam młoda?- Zapytał uśmiechając się do niej szeroko. Ta dziewczyna koiła jego wszelkie nerwy. Czasami żałował, że to nie w niej ulokował swoje uczucia, ale wiedział, że serce nie sługa i nadal potajemnie wzdychał do osoby, która miała go głęboko gdzieś i nigdy nie odwzajemni jego uczuć.
- Jak długo będziesz do mnie mówił młoda?- Zapytała oburzona w zabawny sposób wydymając policzki do przodu. Zaśmiał się głośno.
- Kiedy będziesz starsza ode mnie.- Zauważył chłopak. Dziewczyna fuknęła na niego jak na idiotę.
- Przecież to jest fizycznie niemożliwe!
- No i masz swoją odpowiedź. Więc... co cię sprowadza do tego pokoju rozpusty?- Zapytał. Dziewczyna spojrzała na niego dokładnie i pokręciła przecząco głową. Pokazała mu małą toreczkę, którą trzymała w ręku. Chłopak przyjął ją i zajrzał do środka.- O. Moje noże i tusze. Przydały się?- Zapytał. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Tak. Dzieki tobie dostałaaaa.....o.o. Uważaj!- Krzykneła. Chłopak odwrócił się gwałtownie w stronę pokoju i zamarł momentalnie. W ostatniej chwili zdążył zauważyć jak Luigi potknął się o swój pojemnik z kredkami, stanął noga na rozwalonych wszędzie kartkach, pośliznął się do przodu. Lecąc na twarz wyrzucił w górę kubek z gorącym napojem. Najpierw było słychać łoskot upadającego ciała. Jego głośny jęk po czym trzask rozbijanego kubka. Włoch zaklnął szprzetnie ubolewając nad strzaskanym naczyniem i utratą gorącej, aromatycznej kawy po czym spojrzał do góry i zamarł.
Wiedział jedno.
Jest trupem.
Wykastrowanym trupem, który w ustach ma swojego obcietego chuja.
Odwrócił się powoli w stronę drzwi i drgnął, kiedy przed jego twarzą zatrzymało się ostrze noża do papieru, z jakich zawsze korzystał Niemiec.
- Johen...- Zaczął niepewnie. Niemiec spojrzał na niego z żądzą mordu w oczach.
- Wypierdalaj.
- Johen.... to był wypadek...
- Wypierdalaj. Mi. Z. Tego. Pokoju.
- Johen....- Włoch ostatni raz spróbował załagodzić sprawę. Chłopak rzuciał w niego jednym z noży i wygrzebał z opakowania, które przyniosła mu Colette kolejne ostrze.
- Zu sterben! Dummer schwantz!- Wrzanął Johen z całych sił powstrzymując cisnące mu się do oczu łzy. Luigi wiedział, że teraz nic nie wskóra. Poderwał się ze swojego miejsca i czmychnął w stronę drzwi, kiedy Niemiec ponownie rzucił się na niego z nożem w ręku. Ten narwaniec poważnie gotowy był z niego zrobić kastrata.
- Masz przejebane.- Zauważyła inteligentnie Colette, kiedy chłopak zaczął szybko przemierzać korytarze akademika.
- No co ty nie powiesz?- Warknął na nią. Ta się tylko zaśmiała i poszła w stronę swojego pokoju. Chłopak odczekał chwilę i udał się do pokoju znanej sobie parki idiotów. Zapukał do nich i wszedł po chwili kiedy ułyszał "proszę". Spojrzał na Johna oraz Didiera, którzy siedzieli przy stoliku i grali w chińczyka. Uniósł wymownie brew do góry, ale łaskawie nie skomentował tego co tutaj zobaczył.
- Co tam?- Zapytał Didier rzucając kostką i przesówając się jednym ze swoich pionków o trzy pola do przodu.
- Mogę u was przeczekać, aż Johenowi przejdzie?
- Co mu przejdzie?- Zapytał John, którego teraz była kolej rzucania kostką.
- Wywalił mnie z pokoju.- Zauważył Włoch. Obaj jego przyjaciele spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Co mu zrobiłeś, że cię wyjebał skoro wiedział, że masz dwa projekty przed sobą. Musiałeś nieźle czymś wkurwić naszą księżniczkę.- Zauważył John.
- Nie mów na niego księżniczka.- Powiedzieli jednocześnie Luigi oraz Didier.
- Mniejsza. Więc? Co tym razem zbroiłeś?
- Przewróciłem się.
- O jejku.
- Zbiłem kubek.
- No na serio. Powód godny wygnania cię z twojego terytorium.- Zakpił John. Luigi nic sobie nie robił z jego docinek.
- Razem z gorącą kawą.
- I poparzyłeś sobie rąsie?- Zapytał John.
- Kubek z kawą rozbił się na biurku Johena.- Dodał. John razem z Didierem spojrzeli na niego gwałtownie.- Na biurku, na którym kurwa był jego nowy rozdział.- Zakończył swoją opowieść.
- Ty mu oddasz swoje łóżko czy ja mam to zrobić?- Zapytał Didier patrząc na swojego lokatora.
- Ty mu oddaj łóżko, a ja mu załatwie miejsce na cemntarzu.- Powiedział całkiem powarznie John. Luigi jeknął głośno osówając się w dół ściany. Ukrył twarz w dłoniach. Już się bał tego co ten choleryk wymyśli, aby się na nim zemścić. Włoch wiedział, że ten pewnie teraz siedzi u nich w pokoju, płacze i na szybkiego próbuje naprawić to co się da.
Znał jego sposób pracy. Johen na każdym etapie pracy tworzył jej kopie i chował w odpowiedniej teczce. Dlatego teraz pewnie otworzył teczkę z ostatnim etapem swojej pracy i będzie na kopi wszystko naprawiać. A wiedział, że wcześniejszy etap to praktycznie wszystko, tylko wypełnianie tuszem, robienie tła, nadanie koloru oraz tekstu to ostatni etap, który zamyka w ostatniej teczce, a którgo nie zdołał tym razem zrobić. Będzie musiał wszystko naprawić, gdzie zrobienie tego wszystkiego normalnie zajmuje mu dwa dni, a teraz miał na to kilka godzin.
- Idę do niego.- Powiedział rapotnownie wstając z podłogi.
- Szybciej chcesz zginąć?- Zapytał John.
- Może będę mógł mu jakoś pomóc.
- Ma dwa dni na to.
- Za dwa dni są jego urodziny, a nie chce aby na nich siedział z nosem w kartkach.- Warknął Włoch i z dusza na ramieniu wrócił do swojego pokoju nie chcąc nawet sobie wyobrażać tego co to będzie się z nim za chwilę działo.

^^~^^
Odstawił pusty kieliszek na stole i ruszył za zielonowłosym na balkon. Chłopak od dwóch dni się do niego nie odzywał i unikał go jak ognia. Nawet dzisiaj w dzień swoich urodzin postanowił go ignorować, co nie podpasowało Włochowi do gustu. Spojrzał na jego plecy i wypuścił cicho powietrze patrząc na kłeby pary jakie wydobyły się z jego ust. Nie miał się co dziwić. W końcu w środku zimy był to normalny efekt i często spotykany. Spojrzał na Niemca, który miał na sobie koszulkę. Od samego patrzenia się na niego robiło mu się zimno. Zarzucił mu na ramiona koc, który tutaj ze sobą przytargał.
- Rozchorujesz się.- Powiedział. Johen drgnął delikatnie po czym spróbował zrzucić z siebie podarowany mu przez przyjaciela koc.
- Mówiłem ci, że masz się do mnie nie odzywać ani się do mnie nie zbliżać.
- Przeprosiłem.
- Czekaj, jak to było "gdybyś nie rzucał kubkiem nie musiałbyś teraz udawać, że jest ci przykro" czy jakoś tak.- Warknął zielonowłosy. Luigi zacisnął delikatnie zęby.
- Co mam zrobić abyś mi to wybaczył?- Zapytał Włoch. Wiedział, że tylko w taki sposób może coś wskórać.
- No nie wiem. Może rozbierz się do gaci i siedź na tym balkonie do północy. A zresztą daj mi spokój!- Warknął Johen i wymijając go wrócił do mieszkania. Naprawdę był na niego wściekły. Mimo tego, że ten wrócił do pokoju, a za nim przyszedł John i Didier, który ściągnął do pomocy siostrę i jej przyjaciółkę i zaproponowali mu pomoc w naprawianiu szkód wyrządzonych przez Włocha, dopiero dzisiejszego poranka udało mu się wysłać prace do wydawcy, który oczywiście jęczał mu przy tym przez telefon jakieś dwie godziny. Gdyby ten przygłup nie porozwalał swoich kartek po podłodze i by się gapił jak chodzi nic takiego by nie miało miejsca, a tak... był zły i nie mógł tak łatwo mu odpuścić.
- Oj! Stary! Ocipiałeś?!- usłyszał zaskoczony krzyk John'a. Odwrócił się do niego. Didier stał jak zamrożony w przejściu na balkon. A koło niego John. Obydwoje gapili się na coś czego Johen nie mógł zobaczyć. Wiedziony swoją wrodzoną ciekawością ruszył w ich stronę i stanął oniemiały, kiedy zobaczył Luigiego siedzącego na jednym z krzesełek na środku balkonu. Ale nie to było dziwne. Chłopak miał na sobie wyłącznie czarne odcisłe bokserki i nic więcej. Gapił się w kierunku miasta ignorując ich spojrzenia.
- Luigi?- Zapytał delikatnie Didier. Włoch odwrócił głowę w drugą stronę, aby tylko na nikogo nie patrzeć. Jeżeli w ten sposób zielonowłosy mu wybaczy będzie siedział na tym jebanym balkonie do osranej śmierci. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowuję się jak idiota, ale nie ma osoby zakochanej, która zachowuje się normalnie. Tym bardziej, że była to prośba chłopaka, w którym podkochuje się od jakiegoś roku. A nie może zdradzić swoich uczuć jeżeli nie chcę zniszczyć ich długoletniej przyjaźni. Dlatego milczał. Dlatego z każdym dniem chodził coraz bardziej wkurwiony. Dlatego zniszczył prace Niemca.
- Luigi.- Johen wszedł na balkon przeciskając się między przyjaciółmi.- Nie wygłupiaj się. Rozchorujesz się.
- To nie jest ważne.
- Chodź do środka.
- Nie.- Zazgrzytał zębami. Jak nic po tym wyląduje w szpitalu z zapaleniem płuc, ale nie interesowało go to. Poczuł jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu.
- Proszę cię. Chodź.- Głos Johena brzmiał bardzo cicho. Nie mógł uwierzyć, że ten idiota wziął go na poważnie. Nie chciał, aby chłopak się rozchorował. Wtedy by pewnie szalał z przejęcia i zamartwiałby się za wsze czasy. Był typem osoby, która będzie się martwić o tego kótrego kochała, ale wszystko zgoni na zamartwianie się o swojego przyjaciela. Przecież nie powie mu, że się o niego martwi. To by zniszczyło ich przyjaźń. A wolał Luigiego-przyjaciela, niż żadnego.
- Gniewasz się?
- Nie. Chodź.- Nalegał Niemiec. Po chwili cała czworka była ponownie w ciepłym mieszkaniu. Luigi zarobił cios w tył głowy od Francuza.
- Didi?- Zapytał John, kiedy Luigi skierował swoje kroki do łazienki, aby się ogrzać i ubrać w coś ciepłego.
- Taaak??- Francus wiedział, że niebieskowłosy wykombinuje coś głupiego.
- Sprawdzasz dziasiaj czy bedziesz hetero po szcześciu piwach?
- Zapomnij. Dzisiaj ty smarujesz dupe.- Pokazał mu język i zamarł kiedy ten się pochylił w jego stonę i szpenął mu coś na ucho. Zaśmiał się cicho.- Wchodzę w to.
- W co?- Zapytał Luigi.
- Na kolejna impreze zaprosimy jeszcze kilka osób i na nich sprawdzimy czy hetero jest hetero do szóstego piwa.- Zaśmiał się cicho i wtulił w ramiona swojego chłopaka. Spojrzał na swoich przyjaciół i zobaczył coś czego oni nie mogli zobaczyć, kiedy zerkali na wtuloną w siebie parę. Nie widzieli w swoich oczach tęsknoty i zazdrości. Didier i John już dawno zorientowali się jakimi uczuciami chłopacy do siebie pałają. Z poczatku chciali to zostawić w ich rękach, ale doszli do wniosku, że jeżeli nadal pozwolą im decydować to ci na zawsze pozostaną przyjaciółki....
Muszą subtelnie ich ku sobie popchnąć, aby ci myśleli, że sami się ze sobą zeszli i w końcu będę szczęśliwi...
A co bardziej jak nie alkohol uwydaczniał nasze myśli i pragnienia...?
Didier wyciągnął kolejną butelkę wódki i polał nic niepodejrzewającemu Niemcowi i Włochowi następną kolejkę palącego trunku....

***********************
i tak to było z naszym Niemcem i Włochem właśnie:D
pzdr Gizi03031

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz