niedziela, 12 marca 2017

Już nigdy…

Od następnego tygodnia ruszę z nowym opowiadaniem, a później będę się zastanawiać co będzie dalej, a póki co zapraszam na One Shot'a, którego również stworzyłam w pracy.
*******************************************
Nienawidzę okazywać uczuć. Nie mówię kiedy kogoś lubię albo nienawidzę. Nie dam się sprowadzić do parteru. Nigdy nie będę żył pod dyktando drugiej połówki jak moja młodsza siostra oraz matka. Skończę jak starsza siostra. Niezależna kobieta, która mimo długoletniego związku nie jest trzymana na smyczy i ma własne zdanie oraz czas dla siebie. Okazywanie i mówienie o uczuciach jest złe. Zniewala człowieka. Dusi go. Pozwala innym ciebie kontrolować.
Spotykam się z kimś od ośmiu miesięcy. Zgodziłem się. Nic nie traciłem, kiedy zacząłem się z nim spotykać. Tak. To chłopak. Tak wolę chłopców. Nie. On o tym nie wie. Myśli, że to zwykła litość z mojej strony. Tak, myli się. Tak, kocham go. Nie. Nigdy mu tego nie powiem. Od razu powiedziałem mu, że nie dam się zamknąć pod jego pantoflem. Że nie będę mu mówił czułych słówek i nie będę robił tego czego on będzie chciał. Będę robił to, co chcę, z kim chcę, gdzie chcę i jak chcę. Zgodził się. Nie narzekał, nie wymagał. Było idealnie. Czasami, kiedy próbował zniszczyć ten idealny porządek i na maxa mnie zdenerwował i coś tam marudził, próbował wpłynąć na moje słowa
i zachowanie, wtedy mówiłem mu:
„Skoro tak, to zerwijmy.”

Wtedy to on przepraszał i biegał za mną z kwiatami, błagając o jeszcze jedną szansę. I ja wspaniałomyślnie mu ją dawałem. Właśnie teraz znajdowaliśmy się w takiej samej sytuacji. On wysoki, dobrze zbudowany brunet z szopą na głowie i błękitnych oczach, łapacz ze szkolnej drużyny baseballowej patrzył na mnie nieustępliwym wzrokiem. Wiedziałem, że ja- niski, drobny chłopak
o szarych włosach zaczesanych do tyłu opaską i o zielonych czujnie wpatrzonych w niego oczach, członek szkolnej gazetki nic nie wskóram tekstem „przestań marudzić”. Nie tym razem. Musiałem sięgnąć po grubszy arsenał.
- Skoro tak ci przeszkadza to, że wczorajszy dzień spędziłem z przyjaciółmi to zerwijmy ze sobą.- Powiedziałem dość głośno. Teraz powie to co zawsze „Przepraszam. Nie powinienem się czepiać. Proszę nie zrywajmy. Kocham cię.” Jak łatwo ludzie, którzy okazują uczucia zmieniają zdanie, kiedy…
- Dobrze.- Hę? Co on właśnie powiedział?- Jeżeli tego chcesz to niech tak będzie. Zerwijmy.- Dodał. Patrzyłem się na niego nie mogąc wypowiedzieć nawet jednego słowa. Tym razem nie patrzyły na mnie smutne, błagające oczy. Nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył. Tak chłodno. Z nienawiścią. Jakbym był gównem przyklejonym do podeszwy jego nowych butów.
Po chwili odwrócił się do mnie tyłem i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Kolana się pode mną ugięły. Złapałem się za zadbany i zielony trawnik szkolnej murawy łapiąc się jednocześnie za bolące miejsce na mojej klatce piersiowej.
Co to za ból?

^^~^^
Pierwszy dzień po zerwaniu: nie poszedłem do szkoły. Nie odbierałem telefonu, nie odpisywałem na wiadomości. Nie ogarniałem do końca tematu. Zerwaliśmy? Ale… jak to?

^^~^^

Drugi dzień po zerwaniu: siostra z ryjem wywaliła mnie do łazienki i kazała się wykąpał ponieważ, cytuje „jebiesz jakbyś od lat w gnoju się kąpał”. Po czym zrobiła mi kolację. Ogarnęła chatę. Kazała jutro iść do szkoły. To że mam 19 lat i od roku mieszkam sam nie daje mi prawa do opuszczania lekcji. Ale jak on tam będzie i znowu tak na mnie spojrzy jak dwa dni temu? Co zrobię?

^^~^^

Trzeci dzień po zerwaniu: obudziło mnie silne uderzenie w brzuch. Nie dość, że zasnąłem po 5 nad ranem, to jeszcze moja głupia siostra w tak bestialski sposób mnie budzi. Daje mi pół godziny i mówi mi, że zabiera mnie na trzy ostatnie lekcje do szkoły. Nie rozumie, że nie chcę tam iść. ON tam będzie, a ja nie będę mógł nawet z nim pogadać jak wcześniej.
Siostra siłą wyciąga mnie z mieszkania.

^^~^^

Czwarty dzień po zerwaniu: wczoraj go nie widziałem. Podobno cała jego drużyna wyjechała na trzy dni na obóz. Dzisiaj jest tam drugi dzień. Pojutrze będzie już w szkole. Znajomym, którzy pytali gdzie byłem i co porabiałem, że wyglądam jak pierwszorzędny śmieć powiedziałem, że ostatnio zabalowałem i telefon mi się rozładował. Oni wspaniałomyślnie porównali mnie do bladego, niedożywionego gówna.
Oni mówili, że tak wyglądam. Ja się tak czułem.
Boję się spotkania z nim…


^^~^^

Piąty dzień po zerwaniu: Nie mogę nic przełknąć. Od wczorajszego wieczora mdli mnie na widok jedzenia. Przetarłem zapłakaną twarz coraz lepiej znosząc ból w klatce piersiowej. Chcę go zobaczyć, ale boję się jego zimnego spojrzenia. Chcę go dotknąć, ale boję się że mnie odepchnie. Chcę go pocałować, ale boję się, że zobaczę obrzydzenie na jego twarzy. Chcę z nim pogadać, ale boję się, boję! Cholera! Nie moja wina, że jestem taki strachliwy! Ja się nawet bałem, kiedy najbardziej nieprzewidywalny i niebezpieczny chłopak, który średnio pięć razy do roku jest zawieszany za bójki- brutalne, aby było zabawniej- poprosił mnie o chodzenie. Boję się jak jasna cholera i nie chcę iść do szkoły. Ale siostra już mi zapowiedziała, że znowu po mnie przyjedzie. Nie pozwoli mi wagarować, nawet jeżeli ze strachu przed jutrzejszym dniem dostałbym rozstroju żołądka i trafiłbym do szpitala.

^^~^^

Szósty dzień po zerwaniu: Na drżących nogach z silnym bólem brzucha i miejsca po lewej stronie klatki piersiowej, z podpuchniętymi oczyma i bladą twarzą, nieogarnięty niczym menel spod całodobowego wszedłem do szkoły. Mimo mojego parszywego stanu oraz humoru zorientowałem się, że coś jest nie tak. Rozejrzałem się po korytarzu. Każdy chował się po kontach. Dziewczyna, która siedzi ze mną na matmie powiedziała mi, że Boru zaczęło odwalać, pobił trzech chłopaków z naszej szkolnej drużyny. Rozbił okno w swojej klasie i teraz siedzi u dyrektora.
Nie mogę mu się pokazać na oczy! On mnie zabije…

^^~^^

Siódmy dzień po zerwaniu: Widziałem go wczoraj na korytarzu. Nie spojrzał na mnie. Nie uśmiechnął się. Nie objął mnie, aby za chwile dostać ode mnie za to zjeby. Przeszedł koło mnie z słuchawkami na uszach zmierzając do wyjścia. Zacisnąłem mocno zęby na ustach, aby za nim nie zawołać. Wspomniana wcześniej koleżanka powiedziała mi, że krwawię. Za mocno zacisnąłem usta.
Siostra myślała, że ktoś mnie uderzył. Nie wyprowadziłem jej z tego błędu. W końcu powiedziała, że nie musze iść dzisiaj do szkoły.
Sufit jest taki piękny.
Biały i równy.
Już powoli siada mi na głowę.

^^~^^

Ósmy dzień po zerwaniu: Tęsknie za nim tak, że aż mam ochotę się zabić.

^^~^^

Dziewiąty dzień po zerwaniu: Jestem głupi. Sam z nim zerwałem, on się na to zgodził, a teraz zdołowany swoim zachowanie sprawdzałem czy moje ciało jest jak masło, skoro żyletka jest jak nóż.
Tak.
Skóra jest jak masło przy żyletce niczym nóż.

^^~^^

Dziesiąty dzień po zerwani: Waga pokazuje o 6,790 kg mniej niż dziesięć dni temu. Rany na nadgarstkach kilka razy dziennie krwawią. Jedyne co mi smakuje to kisiel malinowy. Przecież ja nienawidzę kisielu malinowego!
To on go kochał.

^^~^^

Jedenasty dzień po zerwaniu: pół dnia snułem się po mieszkaniu niczym śmierdząca śmierć z granatową pizdą pod lewym okiem. Dzisiaj odwiedziła mnie siostra, która władowała do mnie na chatę kiedy zmieniałem opatrunki na nadgarstkach. Widzieliście kiedyś śmierć z podbitym okiem? Ja też nie widziałem, dopóki nie spojrzałem w lustro.



^^~^^

Dwunasty dzień po zerwaniu: siostra znowu mnie odwiedziła. Od rana do wieczora przeciągnęła mnie po całym mieszkaniu sprzątając je dokładnie. Zrobiła mi zakupy. ?Na propozycję zrobienia przez nią kolacji zrobiłem sobie litrowy garnek pełen kisielu malinowego

^^~^^

Trzynasty dzień po zerwaniu: Pada deszcz.
Wszystko leci mi dzisiaj z rąk. Trzęsę się jak galareta. Szoruje właśnie garnek po kisielu. Nie zdążam podnieść słuchawki od domofonu. Słyszę charakterystyczne piknięcie. Ktoś specjalnym kodem otworzył drzwi od klatki. Za dwie minuty powinna pojawić się tutaj moja siostra. Dwie godziny przed czasem, ale nie będę się z nią o to kłócił. Jedno podbite oko mi starczy. Ktoś otworzył delikatnie drzwi.
- Kretynko, mogłaś mówić, że przyjeżdżasz wcześniej, zrobiłbym ci herbaty. W taką ulewę się do mnie wybierać. Poczekaj w salonie. Umyję garnek i do ciebie idę.- zawołałem. Usłyszałem jak drzwi od łazienki skrzypnęły cicho. Po chwili zalewałem już dwa kubki wrzątkiem. Znowu będzie mi truła jak to nie powinienem się ciąć i zachowywać się jak brud spod końskiego Wacka. Kręcąc przecząco głową wszedłem do salonu i rozsiadłem się na kanapie.
Drzwi od łazienki ponownie skrzypnęły, a po nich podłoga.
- Zostaniesz aż przestanie padać? Masz herbatę wypić. Nie będę jej znowu wylewać. To marnotradztwo.
- Skoro nalegasz.- Usłyszałem głos za sobą, który na pewno nie należał do mojej siostry. Zesztywniałem na całym ciele mało co nie schodząc z tego świata na zawał. Nie odwróciłem się. Wiedziałem, że i tak do mnie podejdzie siadając na fotelu obok kanapy. I tak zrobił. Ubrany w czarne rybaczki, czarne stopki, białą koszulkę(czarną bluzę z kapturem pewnie powiesił na przedpokoju) sięgnął po kubek stojący bliżej siebie i dopiero wtedy na mnie spojrzał. Okryłem się szczelnie kocem chowając pod nim ręce.- Pobiłeś się z kimś?- Zapytał z drwiną w głosie. Nie z troską jak to miał w zwyczaju. Z kpiną i drwiną. Gardło ścisnęło mi się boleśnie.
- Z… z siostrą.
- Starszą?
- …- kiwnąłem twierdząco głową.
- Wypiję herbatę i będę się zmywał, abyś mnie czasami nie pobił za wchodzenie na twoje terytorium.- Kontynuował. Ponownie kiwnąłem głową. Nie miałem zamiaru go bić za to, że tutaj przyszedł. Nie mogłem spojrzeć mu w twarz.- Pozbyłeś się moich rzeczy?- Ponownie zapytał. Tym razem przecząco pokiwałem głową.- To dobrze. Przyszedłem tylko po nie. Kończę herbatę, zabieram swoje graty i znikam.- Powiedział odstawiając pusty kubek na blacie. Nigdy nie czekał, aż herbata wystygnie. Zawsze pił wrzątek. Później podkradał część mojej herbaty na przeprosiny za kradzież całując mnie zachłannie w usta. Teraz nic takiego nie zrobił. Wstał tylko i obojętnie ruszył w stronę kuchni. Za chwilę zniknie. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałem tego!
- Przepraszam- szepnąłem cicho nie będąc do końca pewny czy mnie usłyszał i został czy poszedł. Usta mi drżały, tak samo jak ramiona. Wszyscy by się zorientowali bez patrzenia na moja twarz, że beczę.- Przepraszam za to co zrobiłem i cię zraniłem. Przepraszam za tamte słowa za szkołą. Już nigdy ich nie powiem. Więc proszę cię, nie zostawiaj mnie. Wielu rzeczy musiałbym się nauczyć. Dużo musiałbyś na mnie krzyczeć, ale się zmienię tylko proszę cię… nie zostawiaj mnie. Boru nie odchodź…- Załkałem obejmując ramionami swoje kolana. Już nie panowałem nad swoim głosem oraz łzami. Zapłakałem głośno nie przejmując się tym, że on to zobaczy. Niech wie, że mam uczucia i że żałuje i chcę, aby było jak dawniej i że chcę do niego wrócić, i że…
Wciągnąłem głośno powietrze między zęby, kiedy poczułem jak jego silne ramiona obejmują od tyłu moje skulone ciało.
- Nie płacz.- Powiedział cicho obchodząc bez trudu kanapę i klękając przede mną na kolanach. Usiadł na swoich piętach. Złapałem w drżące dłonie jego policzki. Drgnął zerkając na bandaże na moich rękach.- Co to…?
- Już nigdy tak nie powiem! Nigdy! Kocham cię i nie chcę stracić, więc…
- Słucham? Powtórz.
- Nie chcę cię stracić.- Powiedziałem szeptem odwracając skrepowany głowę w bok.
- Wcześniejsze.- Powiedział słabym głosem. Spojrzałem mu hardo w oczy.
- Kocham cię.- Powiedziałem pewnie. Patrzyłem mu w oczy i widziałem jak ten chłodny lód pod wpływem łez zmienia się w gorące słońce. Jak patrzył na mnie tak jak dawniej. Zsunąłem się z kanapy na jego kolana i zacząłem składać na jego twarzy drobne pocałunki, ciągle mówiąc „Kocham cię”. Objął moją twarz swoimi dłońmi i spojrzał mi w oczy.
- Później pogadamy o tym, co zrobiłeś z rękoma.- Powiedział stanowczo. Kiwnąłem twierdząco głową.- Chcesz ze mną ponownie chodzić?- Zapytał po chwili ciszy. Bez chwili wahania rzuciłem się na niego wpijając się w jego uchylone wargi.
Poczułem jak jego język zakrada się do moich ust, a ciekawskie dłonie wślizgują się pod koszulkę.
Jęknąłem głośno napierając na niego mocniej i domagając się więcej.
Nigdy nie powiem, że chcę z nim zerwać bądź go zostawić.
Już nigdy…

Bo wiem co wspaniałego bym wtedy stracił…
*************************************
Na kartkach wydawało się, że zajmie to więcej miejsca, ale w kompie okazało się to dalekie od prawdy. Przepraszam, że tak krótko i do zobaczenia za tydzień.
Pozdrawiam
Gizi03031 

3 komentarze:

  1. Hej,
    mało... aż by się chciało więcej... jak widać zrozumiał co stracił... ale i Boru cierpiał z tego powodu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniały tekst, ale jak dla mnie to mało... chciało by się więcej... widać, że zrozumiał co stracił... ale i Boru bardzo cierpiał z tego powodu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały tekst, mało... aż chciało by się więcej... no i widać, że dotarło teraz do niego co stracił... ale i Boru bardzo cierpiał z tego powodu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń