niedziela, 23 lutego 2020

ODI ET AMO rozdział 2

ok. bez zbędnego przeciągania zapraszam do kolejnego rozdziału.

*******************************************************************
Kuchnia w której własnie się znajdowałem była ogromna, przestronna i bardzo jasna. Czarne kafelki na ścianach rozjaśniono białymi kafelkami na podłodze oraz całkowicie białymi meblami. Wielkie okna z firankami. Na parapetach pełno kwiatków. Wielki stół przy którym śmiało mogłoby siedzieć z dziesięć osób. Czysto. Schludnie.
 Ale nie widok kuchni i jej aranżacja wprawiła mnie w stan w jakim się aktualnie znajdowałem i niewątpliwie będę się znajdował jeszcze dłuższy czas.
 Stałem w kuchni i gapiłem się na nią (nie kuchnie, ale Nove tak na marginesie dodam) oniemiały. Ale to co widziałem uwietrdziło mnie w tym, że ta kobieta była całkowicie poważna. Stała i jakby nigdy nic pokazywała mi zawartość szafki znajdującej się nad lodówką. Były tam różego rodzaju supresanty na ruje dla Omegi. Ich zamienniki jeżeli te się skończą. Blokady zapachu. Leki oraz herbatki znieczulające. Maści rozluźniające. Leki uspokajające. Witaminy. Były nawet tabletki "PO".
 Cała szafka moja.
 Serio. Na szafce była naklejona mała karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Aby czasami ktoś się nie pomylił i wiedział, że to tutaj znajduje się to co może mi pomóc oraz uchroni mnie przed niechcianymi skótkami jakie niewątpliwie wywołuje moja druga natura.
 - Przesadziliśmy?- Zapytala przestraszona. Pokiwałem przecząco głową. Zwariowała. Taką ilość leków widziałem tylko w aptece. I to raz jak po nie poszedłem. Później już inni mi je kupowali i dawkowali wedle swojego uznania oraz zapotrzebowania na "marnowanie budżetu domowego".
 - Nie. Po prostu wczesniej dostawałem leki, które dobrze dawkowane powinny wystarczyć na tydzień.
 - To dobrze.- Powiedział uradowana zamykając szafkę, w której zawartość chwile wcześniej sie wpatrywaliśmy.
 - Taaaa... Szkoda, że musiały mi starczyć na miesiąc.
 - CO?!- Krzyknęła używając głosu Alfy. Skrzywiłem się czując jego moc.- Wybacz.- Dodała pospiesznie widząc moją twarz.
 - Nic się nie stało.- Próbowałem to zbagatelizować chociaż muszę przyznać, że słuchaanie tego konkternego rodzaju głosu sprawia mi lekki ból i dyskomfort.
 - Ależ....
 - Ekhem.- Podskoczyłem, kiedy usłyszałem za sobą swojego kuzyna. Odwróciłem się nieprzyzwyczajony do tego, że jakaś Alfa stoi za moimi plecami. Wolałem ogarniać wzrokiem i jego i ją. Stał tam i trzymał w ręku jakiś słoik. Jego matka wyciągnęła z kieszeni banknot o dość wysokim nominale i wrzuciła go do naczynia.
 Okeyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy?
 Dziwne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 - Masz.- Lano rzucił mi słoik. W ostatniej chwili go złapałem. Musiałem mu w przyszłości powiedzieć, że omegi z naruty mają problemy z koordynacją ruchową i mylą im się kierunki, więc nie powinien mi niczego podawać w taki sposób. No chyba, że chce to bezpowrotnie stracić. To, że złapałem ten słoik było czystym przypadkiem. Niczym więcej. Tak w ogóle po co on mi go podał. I to z jakimiś pieniędzmi w środku. Mam mu to potrzymać, przechować czy co? Bo nic nie powiedział tylko odwrócił się w stronę drzwi jakby chciał się ewakuować.
 - Co to?
 - Dowiesz się w salonnie.- Powiedział i otworzył drzwi, aby nas przepuścić. Męska Alfa. Wychowana. Na jak długo? Pewnie do mojej pierwszej rui w tym domu. Wszystko co próbują tutaj teraz odgrywać skonczy się kiedy dostanę pierwszej rui. Zawsze tak było. Nie widze powodu aby teraz miało być innaczej.
 Poszedłem więc za Novą do salonu. Usiadłem na wcześniej wskazanym miejscu. Nie było czasu na rozglądanie się po pomieszczeniu. Będę to później musiał na spokojnie ogarnąć jak już zostane sam i nikt mi nie bedzie nad uchem jęczał oraz nie będzie obserwował każdego mojego najdrobniejszego ruchu.
 To serio krępuje i odbiera cżłowiekowi ochotę na rozglądanie się dookoła. Chyba zapomnieli, że powinienem zapoznać się z terenem aby czuć się na nim w miarę bezpiecznie. A otoczony czterema Alfami na całkowicie nieznanym mi terenie wcale, a to wcale nie czułem się bezpiecznie.
 - Ok. Więc tak jak już zauważyłeś w naszym domu do tej pory żyły same Alfy. Nova pewnie pokazała ci już szafkę. Ustaliliśmy kilka zasad, które ułatwią nam wspólne żucie i nie sprawią Ci krzywdy.- Zaczeła ciotka Lina.
 - Rozumiem.- Odparłem starając się zabrzmieć obojętnie chociaż tak naprawdę nic nie rozumiałem i nic nie wiedziałem. W środku mnie nosiło. Jakie zasady?!
 - W całym domu, a najwięcej w twoim pokoju porozmieszczaliśmy supresanty w zastrzykach, które działają natychmiastowo. Do tego każdy w tym domu będzie zawsze miał przy sobie dwa, trzy zastrzyki , aby podać ci je w razie jakiejś wpadki. Ty również dostaniesz swoje. Ta dwójka- tu wskazała na swoje dzieci- może przebywać u ciebie w pokoju, tylko wtedy, kiedy drzwi od niego są ciągle otwarte. Twój pokój znajduje się na samej górze. W trakcie twojej rui tylko ja i Nova możemy do niego wchodzić.
 - Dlaczego?- Zapytałem. Dziwne te zasady. Przecież jak dostaje rui chowam się w swoim tymczasowym lokum i barykaduje drzwi komodą. Tak było wszedzie gdzie do tej pory mieszkałem. Dlaczego teraz ma być innaczej? I dlaczego mam pozwolić wejśc im do mojego pokoju w te szczególnie cięzkie i krępujące dni?
 - Bo jako przeznaczone sobie i sparowane ze sobą osoby jesteśmy odporne na twój zapach. Nie rusza nas on. Więc nic Ci nie zrobimy. Ale nie martw się już od jakiegoś miesiąca w naszej diecie są zioła, które delikatnie uodparniają nasze ciała na twój zapach. Lano razem z kolegami zrobili ci mały prezent mając z tego niezłą frajdę.
 - Do czasu, aż Pablo ten idiota mnie nie trafił.- Prychnął Lano. Ok. Nie rozumiem. I w tej kwestii nie mam zamiaru się kryć.
 - Nie rozumiem.- Czy tylko ja wyglądałam i czułem się jak idiota czy to jednak moja wyobraźnia postanowiła spłatac mi figla?
 - Lano razem z trzema kolegami kupili Ci różne paralizatory oraz gaz pieprzowy, które wypróbowali na sobie patrząc jaką mają siłę i czy działają. Z racji tego, że Pablo najlepszy przyjaciel mojego niewdzięcznego pierworodnego jest większy i lepiej zbudowany niż oni wszyscy razem wzięci to strzelali do niego, aby jak to powiedzieli sprawdzić zakup na bardziej niebezpiecznej Alfie. Lano trafił go w tyłek paralizatorem. Ten się zemścił i....
 - Dobra nie kończ. Ważen, że ten idiota mnie trafił.
 - Po co to wszystko?- Wtrąciłem swoje pytanie widząc, że ciotka już otwiera usta, aby dopiec swojemu synowi.
 - Abyś był bezpieczny.- Odezwała się Eta. Przekrzywiłem głowę w bok.- Zdejmiesz maskę?- Zapytała. Drgnąłem i znieruchomiałem na kilka sekund po czym powoli zsunąłem z twarzy osłonę. W wardze z lewej strony miałem kolczyka. Prawy policzek, kącik warg oraz broda z tej samej strony zostały przozdobione bliznami zadanymi pazurami Alfy. Dziewczyna pokazała palcem na moją twarz.- Żeby nikt więcej nie zostawił Ci takich ran oraz Cię nie skrzywdził.
 - Zasłyużyłem.- Powiedziałem to co każdy od samego poczatku mi powtarzał w związku z moimi bliznami. Od kiedy je zarobiłem ciągle słyszałem to samo. Że zasłużyłem. W końcu gdybym nie zrobił nic złego to nikt by mi nie zostawił tego na twarzy. Kara była sprawiedliwa.
 Według wszystkich dookoła. Nie dla mnie, żeby nie było. Ja się wcale z tym nie zgadzałem i uważałem, że nikt nie miał prawa mi tego zrobić. Ale cóż. Witami w spierdolonym społeczeństwie w jakim przyszło mi żyć.
 - NIE PIERDOL.- Warknął Lano po czym cmoknął językiem i wcisnął do słoika, z którym tutaj przyszedłem banknot kasy.
 - Co to?- Pokazałem palcem na słoik.
 - Każdy, kto w tym domu lub w naszej obecności użyje na tobie głosu Alfy będzie za to płacił karę. Nikt nie ma prawa tak do ciebie mówić.
 - Będę dostawał kasę, za to, że Alfa użyje swojego głosu?- Zapytałem zaskoczony. Cała czwórka pokiwała głowami. Oparłem cięzko plecy o oparcie kanapy gapiąc się na nich jakby mi tutaj siedzieli bez ubrań i usmiechali się niczym niezrównoważone umysłowo osoby, które są pewne tego iż mają na sobie pełne umundurowanie czy jakoś tak.
 - Mam pytanie!- Krzyknęła najmłodsza z naszego grona, kiedy zrezygnowany pokręciłem przecząco głową postanawiając odpuścić sobie jak na razie temat słoika i opłaty jaka była w nim umieszczana. Spojrzałem na kuzynkę. Nie wiedziałem czego chce, ale widząc po minach innych doszedłem do wniosku, że oni wiedzą o co jej chodzi.
 - Tak?- Niepewność w moim głosie była wręcz namacalna.
 - Moge cię wykorzystać?
 - Mogę ci jebnąć bez konsekfencji tego czynu?- Odbiłem chłodno piłeczkę patrząc na nią jak na skończonego śmiecia. A wiele razy słyszałem, że potrafiłem to robić po mistrzowsku. Nawet w stosunku do Alfy. Chociaż w moim przypadku nie powinno być "nawet" tylko "tym bardziej". Dziewczyna drgnęła - z resztą nie tylko ona- po czym uniosła ręcę w obronnym gęście.
 - Nie. Źle mnie zrozumiałeś. Chcę wykorzystać twój status Omegi.
 - Rozwiń myśl, bo nie rozumiem.
 - Mam dwie znajome, które są Omegami i jedną Bete, ale nie mogą tutaj przychodzić.
 - Dlaczego?
 - Bo to niebezpieczne. Ale jak ich rodzice się dowiedzą, że mieszka tu Omega pozwolą im chociaż w ogrodzie mnie odwiedzać.
 - Czy prawo się jakoś zmieniło?
 - Wiem o co ci chodzi. Powiedział drugi chłopak w tym towarzystwie. Spojrzałem na niego.- To nasza decyzja. Nie chcemy przez jakiś głupi błąd czegoś zrobić. Dlatego ich nie zapraszamy. Tym bardziej, że moi znajomi to same Alfy.
 - Mmmmmm.- Dlaczego mnie to nie zdziwoło? Jakoś tak... A w sumie co mi tam. Niech sobie trochę skorzysta na mojej obecności tutaj.
 - Jeżeli innym nie będzie to przeszkadzać to czemu nie.
 - Mamo?
 - Muszę to przemyśleć.- Odparła Lina.
 - Dlaczego tak wam zależy, aby nikogo nie skrzywdzić.- Zapytałem. Ponownie spojrzeli na mnie jak na idiotę. -Chcę po prostu zrozumieć wasze postępowanie. Alfy się tak nie zachowaują.
 - Jeżeli myślałeś, że to ty jesteś czarną owcą w rodzinie to się mylisz. Mój ojciec uznał nas za gorszych niż ciebie, twoja matkę i ojca. Od dzisięciu lat walczyliśmy z nim o ciebie i prawa do opieki. Dopiero teraz kiedy nie miał już wyjścia to na to przystał.
 - Ale przecież jesteście Alfami! Co mu nie pasowało?- Nie mogłem tego pojąć. Widziałem jak zerkają na Novę.
 - To z mojego powodu. W moim akcie urodzenia jest napisane, że moja matka Omega została zgwałcowna w trakcie rui przez kilka Alf. Ojciec nieznany. Oddano mnie do domu dziecka. Jestem niepewnym nasieniem.
 - W tym momencie dałaś mi kolejny powód, aby twierdzić, że nasza rodzinka jest pojebana.
 - Mówiłem, że się z nami dogada. Przestańcie w końcu bronić tego starucha.- Warkn,ął chłopak. Przyjrzałem się mu. Zerknął na mnie i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Zagryzłem delikatnie wargę. Uśmiechająca się Alfa to takie dziwne zjawisko. Dziwne i jednocześnie niebezpieczne.
 - Znalazłeś już swojego przeznaczonego?- Zapytała kuzynka. Zakrztusiłem się własną śliną. Zadawa tak debilne pytanie i to publicznie i jakby nic więcej nie znaczyło. W ogóle jaki sens był w zadawaniu tego pytania. Jeżeli bym go znalazł i pozwolił a parowanie nie byłoby mnie tutaj teraz więc po co to drążyła.
 Zmarszczyłem delikatnie czoło próbując ogarnąć rozbiegane myśli i uspokoić się delikatnie.
 - Nie znalazłem. Nie szukałem. Nie szukam. Nie mam zamiaru się z nikim łączyć. A każdą Alfę, która ośmieli się mnie dotknąć zabiję. Wy jesteście na warunkowym. Nie ufam Alfą.- Syknąłem nie chcąc im mówić co tak naprawdę czuję do ich drugiej natury.
 Przeznaczony to ostatnia osoba jakiej teraz potrzebuje. I kategorycznie nie mam zamiaru go szukac, a tym bardziej się z nim związywać.
**********************************************************************
I jak wam się podobało? Co ogólnie myślicie o tym gatunku? Jak myślicie kim byście byli gdyby przyszło wam się urodzić w świecie takim w jakim żyje główny bohater? Bo ja jak nic byłabym mega wkurwiającą i agresywną Omegą xD
Pozdrawiam i życze miłej niedzieli:)
Gizi03031

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz